05.11.2022, 17:17 ✶
20.11.1970
Heather i Semiramis
Purley War Memorial Hospital, Londyn
Spodziewała się, że ta sytuacja będzie dla niej trudniejsza – że będzie musiała przełamywać jakieś moralne bariery, których pokonywanie sprawi, że jej psychika skruszeje jak martwy bluszcz. Że będzie wymiotować, działać przeciwko sobie, ale ostatecznie wszystko skończy się drgawkami albo…czymś gorszym. Ale nie było w tym podniecenia czy ekscytacji, nie było tego obleśnego seksualnego pożądania – to była praca, taka jak każda inna, przynajmniej dla niej.
Klątwa jednak złamała w niej wszystko co ludzie, pozbawiając ją jakiegokolwiek odruchu ludzkości, który miała w sobie. Wyprane poczucie misji budziło w niej uczucia jedynie w stronę świata roślin i zwierząt, który jednego dnia miał rządzić tym światem i który miał przejąć kontrolę nad otoczeniem – brudne i beznadziejne budynku Londynu, zaśmiecające przestrzeń swoją obecnością kiedyś w końcu znikną, dając miejsce dla dzikich lasów oraz prawdziwych dżungli, nie tych śmiesznych namiastek w postaci parków, przyrody, którą ludzie uważali, że mogli kontrolować.
Otrzymała stosowne informacje i uznała, że w tym momencie może upiec dwie pieczenie przy jednym ogniu – w końcu, w takich działaniach, tak jak w ogrodnictwie, trzeba było pobrudzić sobie dłonie. Wiedziała też, że przyda jej się nowa dostawa obiektów, ale jeżeli coś miało się stać, wolała zachować sobie młodsze sztuki, starsze osoby zbyt szybko umierały a chociaż nawóz też się przydawał, wolała jednak mieć parę osób żywych. Albo sporo więcej osób niż parę.
Wybrała Purley nie przez przypadek, bo szpital odległy był od centrum, co dawało więcej czasu na reakcję ze strony Brygadzistów – zanim tu dotrą, będzie mogła już zniknąć, a chociaż nie martwiła się o swoją własną tożsamość, nie chciała aby ktokolwiek przeszkodził w transporcie nieznajomych. Poza tym, skoro służyła za wabik, tym lepiej aby zwróciła uwagę i pozostawiła za sobą pracę godną zajęcia się tym przez Brygadzistów.
Zawalenie całego budynku mogło być problemem, ale nie dla osoby która władała nie tylko magią ale tez klątwą. Pierwsza Bombarda Maxima wysadziła drzwi i część recepcji, druga, skierowana tym razem na sufit, zawaliła część piętra i pozwoliła jej na zajęcie przestrzeni. Z wielką czułością ustawiła przyniesioną ze sobą doniczkę, pozwalając Herbivicusowi dotrzeć do diabelskich sideł i pokrywać co raz większy obszar, łapiąc biedne osoby które nie mogły wyrwać się spod gruzów bądź próbowały uciec.
- Chciałabym mieć lepszy wybór, ale póki co wystarczycie mi wy… - westchnęła ciężko, woląc mieć ciekawszy wybór niż dwie ledwie-kobiety-już-nie-nastolatki, które leżały, oszołomione wszystkim, co się stało, ale nie chciała narzekać, łapiąc obydwie za włosy i ciągnąc w stronę wyjścia. Maska tam samo jak nic w geście nie wyrażała żadnych emocji.