• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena poboczna Little Hangleton v
1 2 3 4 Dalej »
[3.09.1972, świt] Wake up | Rodolphus, Charles

[3.09.1972, świt] Wake up | Rodolphus, Charles
Syn koleżanki twojej starej
We don't have to talk, We don't have to dance, We don't have to smile, We don't have to make friends
Ma czarne jak smoła włosy, zwykle zaczesane do tyłu, i nienaturalnie jasnoszare, przenikliwe oczy. Wyróżnia go blada cera i uprzejmy uśmiech błąkający się na ustach, który jednak nigdy nie ma odzwierciedlenia w oczach, oraz wysoki wzrost (190 cm). Jest zawsze porządnie ubrany w ciuchy z najlepszego materiału - nieważne gdzie aktualnie się znajduje i co robi. Na palcu serdecznym prawej ręki nosi duży sygnet z głową węża.

Rodolphus Lestrange
#1
29.11.2024, 12:12  ✶  
3 września 1972

All we know is time
That's slipping from our lives
A world that kept the truth
Hidden in the lies

Czy to dlatego Rodolphus wybrał akurat tę miejscowość na swoje nowe miejsce zamieszkania? By być bliżej miasta, które nie wiadomo ile legend mogło udźwignąć? Little Hangleton nie przypominało w niczym urokliwych wiosek czy maleńkich miasteczek, w których można było wieść sielskie życie. To miasto było owiane nie tyle co złą sławą, a tajemnicą. Opuszczone domy, pozostałości tajemniczych rezydencji, mroczne uliczki i dojmujący chłód, który zdawał się nie słabnąć nawet latem, a wzmagać we wrześniu, gdy jesień powoli zaczynała przejmować pogodę. Tego ranka, gdy księżyc powoli ustępował pod naporem wschodzącego słońca, powietrze pachniało zimnem i świeżością. Deszcz, który zrosił brukowane uliczki, przyniósł ze sobą orzeźwiającą woń, a chłód przenikał na wskroś ciała dwóch mężczyzn, którzy poruszali się ulicami miasta.

Otuleni ciepłymi, czarnymi płaszczami, przemierzali kolejne metry - na wełnianych ubraniach osiadło skroplone powietrze, powodując nieprzyjemne uczucie. Nie powinno ich tu być, nie o tej porze. Gdyby wybrali inną porę, chociażby taką, gdy słońce wychynęło już zza horyzontu, być może atmosfera byłaby inna. Lecz wyszli z domu jeszcze przed świtem, zanim pierwsze osoby zaczęły wychodzić ze swoich domów, by udać się do pracy. Szli pewnie, nie gubiąc się po drodze: Rodolphus doskonale wiedział, jaki mają cel. Jawił mu się od tygodni, gdy tylko usłyszał, kto zamieszkuje tę okolicę. Nie lubił wtajemniczać w swoje (ich) sprawy obcych, lecz osoba, którą zamierzali odwiedzić, została przez niego prześwietlona na tyle, na ile pozwalał mu na to czas, znajomości i pieniądze. Pieniądze nigdy nie były problemem - problemem był fakt, że być może gdy ktoś sypnie większą sumą, druga osoba zmieni front. I to właśnie było ich zadanie: upewnić się, że po pierwsze nikt ich nie okantuje, a po drugie: że nie zmieni nagle zdania.
- Jak dobrze radzisz sobie z magicznymi roślinami? - zapytał po dłuższym milczeniu, nie zwalniając kroku. Nie narzucał szaleńczego tempa, ale też nie pozwalał na to, by marnowali czas.
sommerfugl
Although the butterfly and the caterpillar are completely different, they are one and the same.
173cm wzrostu, smukła sylwetka, nieco zbyt blada cera, której jasny odcień potęgowany jest tylko przez ciemne włosy i oczy. Nie nosi zarostu, ubiera się zwykle elegancko. W słowach często przebija się jego skandynawski akcent.

Charles Mulciber
#2
02.12.2024, 00:33  ✶  
Zimno nie było Charlesowi obce. Całe swoje życie przeżył w chłodnym, wietrznym Oslo lub na dalekiej Północy, gdzie przeszywający mróz nigdy nie pozwalał o sobie zapomnieć. W Anglii jednak niska temperatura przyjmowała inną formę, gdy razem z wilgocią wciskała się w każdą szparę, znajdowała przesmyk do odkrytej skóry i przeszywała aż do kości. To nie było zimno, przed którym można było obronić się ciepłem kominka i gorącym napojem. To był żywioł, przez który bolały stawy nawet pod najgrubszym płaszczem, a ciało pokrywało się wyciągającą ciepło mgiełką. Charles był jednak wdzięczny za ciemne, tweedowe okrycie, które przynajmniej powstrzymywało wiatr.

Podążał w ciszy obok Rolpha. To już nie było miłe spotkanie i trzymanie się za dłonie, wielkie wyznania, jeszcze większe obietnice i słodkie całusy tuż przed chwilą ekstazy. Żarty się skończyły i Charles Robert Mulciber musiał spoważnieć. Pierwszy raz w życiu mógł przyczynić się do czegoś większego, niż on sam. Dostał szansę na wykazanie się i zamierzał jej zaprzepaścić. Mógł tylko podnieść kołnierz płaszcza, schować uszy pod szalikiem i przełknąć niezadowolenie z wczesnej pory.

- Nie jestem ekspertem jak mój brat, ale znam się na roślinach. - Przyznał się, zerkając na Rodolphusa. W szkole przykładał się do zielarstwa, do tego miał plan na własną szklarnię, gdy już przyjdzie czas, lecz jednocześnie zdawał sobie sprawę z własnych Braniewo. - Podstawowych, ma się rozumieć. Nie oceniaj mnie przez pryzmat kwiata Victorii.
Syn koleżanki twojej starej
We don't have to talk, We don't have to dance, We don't have to smile, We don't have to make friends
Ma czarne jak smoła włosy, zwykle zaczesane do tyłu, i nienaturalnie jasnoszare, przenikliwe oczy. Wyróżnia go blada cera i uprzejmy uśmiech błąkający się na ustach, który jednak nigdy nie ma odzwierciedlenia w oczach, oraz wysoki wzrost (190 cm). Jest zawsze porządnie ubrany w ciuchy z najlepszego materiału - nieważne gdzie aktualnie się znajduje i co robi. Na palcu serdecznym prawej ręki nosi duży sygnet z głową węża.

Rodolphus Lestrange
#3
02.12.2024, 16:33  ✶  
- W żadnym wypadku nie zamierzałem cię oceniać przez ten mały wypadek - odpowiedział, zerkając na niego z uwagą. - Szczególnie, że sansewieria, którą podarowała mi Victoria, nie jest magiczną rośliną. Poza tym sprawa została załatwiona, a każdemu z nas zdarzają się potknięcia, prawda?
Wzruszył ramionami. Dla niego ta sprawa została zakończona - nikt nie umarł, nikomu nie oderwano głowy, nie zmieniono ich mieszkania w kwiaciarnię. Nie było więc problemu, mogli o tym zapomnieć. Ewidentnie jednak to siedziało na wątrobie Mulcibera, więc poczuł się w obowiązku powiedzieć mu, że przecież tak naprawdę nic się nie stało, prawda? Poza tym próbował uratować tę roślinę, a liczył się sam fakt, że się starał. Niby dobrymi chęciami piekło było wybrukowane, lecz... Przecież właśnie do tego piekła schodzili. Wszystko więc było w porządku.
- Będziesz miał więc okazję przejść ekspresowy kurs doszkalający. Nie dawaj po sobie poznać, że czegoś nie wiesz. Jeśli będzie trzeba - kłam - powiedział, zwalniając nieco kroku. Zrównał się z Mulciberem tak, by szli ramię w ramię. - Idziemy do Leona Harrisa, zielarza, który oprócz hodowania popularnych magicznych roślin zajmuje się także wytwarzaniem eliksirów. Jest nam potrzebny do sprawy, został już wtajemniczony, lecz naszym zadaniem jest upewnienie się, że nie zwieje gdy zmieni zdanie. Musimy też sprawdzić, czy faktycznie hoduje rośliny, mogące nam się przydać. Z tego co się dowiedziałem, w piwnicy posiada szklarnię, w której znajduje się kilka bardzo trujących gatunków. Twoim zadaniem będzie ocenienie, czy faktycznie są to rośliny, które są trujące. I czy jego pracownia w ogóle nadaje się do tworzenia większej ilości zamówień. Moim z kolei będzie wybadanie, czy nie zamierza nas zdradzić.
Ponownie zwolnił kroku, aż w końcu się zatrzymał. Chwycił Charlesa za nadgarstek i przysunął go do siebie, lecz nie gwałtownie - acz stanowczo. Nie uśmiechał się: był całkowicie poważny.
- Cokolwiek się stanie, nie możemy pozwolić mu zginąć. Jest zbyt cenny, by dać mu umrzeć lub uciec. Nie będziemy jednak działać dyskretnie. Jeżeli będzie trzeba, użyjemy przemocy. Zajmę się tym, lecz oczekuję od ciebie stuprocentowego wsparcia. Nie możesz się zawahać - powiedział, świdrując go spojrzeniem. Mulcimer mówił, że zrobi wszystko by przysłużyć się sprawie: jeżeli będzie trzeba użyć zakazanej magii do tego, by zmusić mężczyznę do współpracy... Charles nie powinien się wahać. Tu nie było miejsca na wątpliwości. - Liczę, że się bez tego obejdzie, lecz gdy przestąpimy próg jego domu, nie będzie odwrotu. Chcę, żebyś miał tego świadomość.
Byli już całkiem niedaleko, lecz Lestrange musiał się upewnić, że gdy dojdzie do momentu, w którym będzie trzeba działać - Charles się nie zawaha i mu pomoże.
sommerfugl
Although the butterfly and the caterpillar are completely different, they are one and the same.
173cm wzrostu, smukła sylwetka, nieco zbyt blada cera, której jasny odcień potęgowany jest tylko przez ciemne włosy i oczy. Nie nosi zarostu, ubiera się zwykle elegancko. W słowach często przebija się jego skandynawski akcent.

Charles Mulciber
#4
04.12.2024, 11:34  ✶  
Charlesowi wciąż było nieco wstyd za kwiat od Victorii, ale w żadnym wypadku nie zamierzał się tym zadręczać. Popełnił błąd, co było rzeczą ludzką, lecz dzięki temu zacieśniły się jego kontakty z Rodolphusem. Gdyby nie przelanie rośliny, kto wie, może nie znaleźliby się tam, gdzie byli.

- Prawda. - Zgodził się więc z kolegą, nie zamierzając ciągnąć tematu i dalej przepraszać. Sansewieria, z nimi nie miał doświadczenia. Nie dość, że była mugolaka, to nie potrzebowała wody i nawozu. Niemagiczne rośliny były z pewnością problematycznie!

Charlie zaciskał dłonie wciśnięte w kieszenie. Paznokcie boleśnie wbijały się w skórę, lecz pozwalało mu to nieco rozładować zdenerwowanie pierwszą misją. Musiał rozluźnić mięśnie w momencie, gdy Rolph złapał go za nadgarstek, był na tyle świadom, by nie szukać głębszego kontaktu, a jedynie skierował na niego ciemne spojrzenie. Był zdeterminowany, by dać z siebie wszystko, by nie pokazać, jak bardzo nerwy na niego wpływają. Widok równie skupionego na zadaniu towarzysza dodał mu otuchy. Skinął lekko głową.

- Dobrze. Tak. - Zgodził się na wszystko. Nie odwracał wzroku. - Powiedz, mamy najpierw przekonać, czy od razu zastraszyć tego Leona Harrisa? Co się stanie, jeśli okaże się, że nie może wyhodować tylu roślin, ilu potrzebujemy? Lub nie takie gatunki? - Zapytał nieco naiwnie, choć domyślał się, jaka będzie odpowiedź. - Wspieram cię we wszystkim, Rodolphusie. Nie boję się używać czarnej magii. Możesz na mnie liczyć.

Ten jeden raz w życiu Charlie był tego pewien. Stanie w obronie Rolpha, ale też zrobi wszystko, by czarodzieje zyskali władzę nad Anglią.

- Jestem gotowy.
Syn koleżanki twojej starej
We don't have to talk, We don't have to dance, We don't have to smile, We don't have to make friends
Ma czarne jak smoła włosy, zwykle zaczesane do tyłu, i nienaturalnie jasnoszare, przenikliwe oczy. Wyróżnia go blada cera i uprzejmy uśmiech błąkający się na ustach, który jednak nigdy nie ma odzwierciedlenia w oczach, oraz wysoki wzrost (190 cm). Jest zawsze porządnie ubrany w ciuchy z najlepszego materiału - nieważne gdzie aktualnie się znajduje i co robi. Na palcu serdecznym prawej ręki nosi duży sygnet z głową węża.

Rodolphus Lestrange
#5
04.12.2024, 12:55  ✶  
Dziwny uśmiech wymalował się na twarzy Rodolphusa, gdy Charles zadał całkiem konkretne, proste pytanie. Potrząsnął głową.
- Och, on jest przekonany. My musimy go tylko upewnić, że podążył właściwą ścieżką - odpowiedział niewinnym tonem, tak jakby mówił mu, że właśnie muszą zboczyć z drogi i zajść do piekarni, bo skończyły się bułki na obiad. - Co się stanie, gdy nie będzie w stanie nam pomóc... Wtedy, mój drogi, to nie będzie nasz problem, tylko jego.
Wątpił, by tak się stało, lecz istniał cień szansy, że faktycznie: mężczyzna nie podoła zadaniu, do którego sam się zadeklarował. Lecz wtedy to nie będzie ich problem, tylko osób wyżej. Być może będą musieli ubrudzić sobie ręce, a być może po prostu poślą potrzebne informacje tam, dokąd trzeba. I będą czekać.

Gdy upewnił się, że Mulciber jest gotowy, ruszył z miejsca. Niewysoki domek, mocno zaniedbany z zewnątrz, jawił im się być może nie jako ruina, lecz zdecydowanie jako budynek, o który nikt od wielu lat nie dbał. Ściany były brudne, płotek - spróchniały. Trawnik pokryty był rosą i brązowymi liśćmi, które zdecydowanie powinny zostać uprzątnięte. Okna nie były zabite dechami, lecz przez grubą warstwę odcisków palców, błota i kurzu ciężko było zajrzeć do środka. Wyglądało na to, że mieszkał tu ktoś, komu obcy był porządek lub chociażby pozory.

A może to właśnie były pozory? Gdy Lestrange uniósł dłoń, by zwinąć ją w pięść i zapukać kilka razy, przez myśl mogło przemknąć, że klamka była zdecydowanie zbyt czysta. Że była tu nawet wycieraczka, i chociaż ona również była brudna, to nie była zgniła, jakby ktoś zostawił ją na balkonie na pastwę losu, by dokonała żywota. Nie było jednak czasu, by się bliżej temu przyjrzeć: drzwi otworzyły się po upływie niespełna minuty. Minuty przepełnionej ciszą i napięciem, chociaż postawa Rodolphusa była dość neutralna, rozluźniona. Zupełnie tak, jakby robił to od zawsze, codziennie. W przeciwieństwie do Charlesa.
- Nikt mi nie mówił, że to wiąże się z tak wczesnym wstawaniem. Gdybym wiedział, nigdy bym się nie zgodził - mężczyzna, o którym wiedzieli tyle, że nazywa się Leon Harris, był okropnie chudy i zgarbiony, co odejmowało mu dobrych kilka centymetrów. Odziany był w rozciągnięte, dresowe spodnie i takąż samą bezbarwną, poplamioną czymś koszulkę. Na ramiona zarzucił flanelową koszulę, na stopach miał puchate kapcie. Jasnobrązowe włosy wyglądały, jakby piorun w nie strzelił - zdecydowanie nie widziały dzisiejszego ranka szczotki ani nawet grzebienia. Leon był bardzo blady, trochę opuchnięty na twarzy, jakby przed chwilą wstał, z pięć minut przed ich przyjściem. Stłumił ziewnięcie, przesuwając się, by wpuścić mężczyzn do środka. - Rośliny może i nie śpią, ale ja: owszem. Czy zawsze będziecie mnie nachodzić nad ranem? Nie możecie, jak normalni ludzie, wieczorem?
W jego głosie słychać było leniwy zarzut, być może nawet wyrzuty. Obrzucił Charlesa i Rodolphusa zaciekawionym spojrzeniem, chociaż widać po nim było, że dopiero zaczyna jasno myśleć i kontaktować z rzeczywistością.
- Nie - Lestrange odpowiedział krótko, stanowczo, mrużąc lekko oczy. Nie uśmiechał się, lecz też nie wyglądał na specjalnie zirytowanego postawą zielarza. Jakby ktoś nałożył na niego bezemocjonalną maskę. Sięgnął powoli do guzika płaszcza. - Przyszliśmy sprawdzić, czy wszystko jest przygotowane.
Mężczyzna prychnął, przeskakując spojrzeniem na Mulcibera.
- A wiecie w ogóle, z czym macie do czynienia? Rośliny nie rosną w dwa dni, a niektóre eliksiry trzeba warzyć nawet kilka miesięcy - burknął, lecz przesunął się jeszcze, odsłaniając przyjemny dla oka przedpokój. W przeciwieństwie do budynku z zewnątrz, środek był zadbany i czysty. Było tu ciepło, a mrok poranka rozświetlały rozpalone świece. Z korytarza widać było wejście do salonu oraz drzwi, zamknięte na klucz tkwiący wciąż w zamku. Sądząc po ich wyglądzie - to była piwnica. - Ale proszę, skoro musicie mi patrzeć na ręce... Tylko wytrzyjcie buty, wczoraj sprzątałem!
Pouczył ich, ziewając, zanim nie odwrócił się bokiem, by sięgnąć do drzwi. Nie musiał przekręcać klucza, nie były zamknięte. Ruszył przodem, wcześniej biorąc w dłoń różdżkę.
- Stopnie strome, uwaga - mruknął jeszcze, ale tak cicho, jakby wcale nie chciał ich o tym informować.

Lestrange zerknął na Mulcibera i kiwnął głową. Niech idzie pierwszy. Sam jednak sięgnął do wewnętrznej kieszeni płaszcza, by chwycić różdżkę. Nie wyciągnął jej, lecz miał ją w pogotowiu. Tak na wszelki wypadek.

Schody faktycznie były strome, a na dodatek wąskie. Leon rozpalił świece jednym prostym zaklęciem, żeby żaden z nich nie skręcił sobie karku. To, co było wyczuwalne niemalże od razu, to intensywny zapach ziemi, ziół oraz wilgoci. Było tu zdecydowanie cieplej niż na górze. Schody prowadziły do piwnicy, którą w większości zajmowała materiałowa szklarnia. Duże, mugolskie lampy, oświetlały całe pomieszczenie. Płachta była mleczna, nieprzezroczysta i szczelnie zamknięta. W kącie stał kociołek, zawieszony nad zgaszonym palnikiem.
- No, to co. Mówię do prymusów na roku z zielarstwa, czy totalnych laików? - zagadnął, sięgając do zamka błyskawicznego. - Wiecie w ogóle, które rośliny są trujące?
sommerfugl
Although the butterfly and the caterpillar are completely different, they are one and the same.
173cm wzrostu, smukła sylwetka, nieco zbyt blada cera, której jasny odcień potęgowany jest tylko przez ciemne włosy i oczy. Nie nosi zarostu, ubiera się zwykle elegancko. W słowach często przebija się jego skandynawski akcent.

Charles Mulciber
#6
04.12.2024, 22:52  ✶  
Charles rozumiał, że przekonanie Leona może oznaczać albo brak problemu, albo bardzo duże problemy, nic innego. Ktoś, kto chciał pomóc, mógł trzymać się swoich przekonań lub szybko je zmienić, co nie wróżyło dobrze ani im, ani tym bardziej Leonowi.

Skinąwszy głową, rozumiejąc, co sugeruje Rolph, Charles nie zamierzał dalej zadawać niepotrzebnych pytań. Dom, który przed nimi wyrósł, sprawił jednak, że Mulciber zawahał się odrobinę, nie tylko przez obawę, że konstrukcja może zwalić im się na głowy, ale i przez zaniedbanie terenu. Charles nie tolerował bałaganu i brudu, a to podwórko aż prosiło się o uporządkowanie i odnowienie. Zostawał na ścieżce, tuż za Rodolphusem, pilnując, by nawet poła płaszcza nie otarła się o zmurszały płotek, by stopa nie stanęła na połamane resztki czegoś, czego nie zamierzał identyfikować. Nagle wszystko zaczęło go swędzieć, a nos wyłapywać zapachy, które nie do końca mogły kojarzyć się źle. Woń błota, porannej rosy, zieleni, nawet dym uciekający z komina w sąsiedztwie - wszystko to nagle wydało się Charlesowi podejrzane i nieprzyjemne. Charliemu niełatwo było się skupić. Kiedy Rolph pukał do drzwi, on sam oglądał się za siebie, na zaniedbane podwórko, na najbliższą okolicę. Wątpił, by ktoś ich śledził, lecz wolał być ostrożny. Szybko jednak skupił się na właścicielu tego miejsca i skinął mu głową, grzeczności pozostawiając Lestrange'owi.

Leon był równie odrzucający, co jego obejście i Charles nie czuł w jego kierunku żadnej sympatii. Nie wydawał się kimś, z kim chciałby współpracować, nie sądził też, by Rolph czerpał przyjemność z tej rozmowy. Sam postanowił taktycznie milczeć, rzucając mężczyźnie jedynie zdegustowane spojrzenia. Im prędzej to załatwią, tym lepiej, nawet jeśli wnętrze domu nie było tak odpychające. Piwnica okazała się równie zwyczajna, choć skrywała magiczne rośliny.

- Pozwoli pan. - Odezwał się w końcu, gdy Leon dotarł do namiotu, który był jego szklarnią. Sam nie wiedział, czemu w jego słowa wkradł się śpiewny, norweski akcent, jakby przyjmował maskę przed nieznajomym, pozując na obcokrajowca. Mugolskie oświetlenie było zagadką, której nie zamierzał rozwiązywać, o ile nie będzie musiał. Być może to światło było tolerowane przez rośliny.

Musiał przemóc się i kładąc dłoń na ramieniu mężczyzny, odsunął go od zamka błyskawicznego. Był ostrożny, wiedząc, że niektóre rośliny nie lubiły, gdy im przeszkadzano, dlatego namiot rozpinał powoli, otwierając przejście stopniowo, gotów uciec w każdej chwili przed pnączem. Już od progu starał się dostrzec, co Leon hoduje w piwnicy. Być może szkolił się w Skandynawii, ale czy rośliny nie powinny być takie same? Wiedział przecież, które są trujące.

Wiedza przyrodnicza (N) - dwie kropki
Rzut N 1d100 - 80
Sukces!
Syn koleżanki twojej starej
We don't have to talk, We don't have to dance, We don't have to smile, We don't have to make friends
Ma czarne jak smoła włosy, zwykle zaczesane do tyłu, i nienaturalnie jasnoszare, przenikliwe oczy. Wyróżnia go blada cera i uprzejmy uśmiech błąkający się na ustach, który jednak nigdy nie ma odzwierciedlenia w oczach, oraz wysoki wzrost (190 cm). Jest zawsze porządnie ubrany w ciuchy z najlepszego materiału - nieważne gdzie aktualnie się znajduje i co robi. Na palcu serdecznym prawej ręki nosi duży sygnet z głową węża.

Rodolphus Lestrange
#7
08.12.2024, 17:22  ✶  
Nie odpowiadał na te zarzuty. Nie miał ochoty wdawać się w dyskusję z tym mężczyzną. I chociaż pozostawał spokojny, tak jego wyprostowana, napięta postawa sugerowała, że a i owszem: wcale nie miał ochoty tu być Wcale nie miał ochoty na tę rozmowę i wolałby, by wszystko przebiegło bez żadnych problemów. Wolałby się nie ubrudzić, chociaż wnętrze domu robiło lepsze wrażenie, niż zewnętrze. Wydawało się, że nie robi sobie również nic z pouczenia dotyczącego butów. Wytarł je jednak, chociaż bardziej z odruchu, niźli faktycznej chęci spełnienia tej bezczelnej prośby Leona.

Ostrożnie zszedł na dół, faktycznie uważając na strome stopnie. Jeszcze tego brakowało, żeby któryś z nich skręcił kark w tak niefortunnym, dusznym miejscu. Popsułoby to im plany, które sięgały o wiele dalej, niż ten jeden, jedyny poranek. Lestrange stanął za Charlesem, poświęcając nieco więcej uwagi otoczeniu. Oddał tym samym całe pole Mulciberowi. Po to go tu wziął, prawda? Oczywiście mógłby rozwiązać sprawę inaczej, ale po co uciekać się tak od razu do przemocy? Naprawdę nie chciał być tu dłużej, niż trzeba było.
- Zawsze możemy to sprawdzić na osobie trzeciej - odpowiedział spokojnie, i chociaż jego usta wygięły się w lekkim, żartobliwym uśmiechu, tak uśmiech ten nie sięgał oczu. Pozostawały one zimne i przenikliwe, utkwione na powrót w Leonie. Ten prychnął na te słowa, a Charles dostrzegł, że przewrócił oczami. Nic sobie nie zrobił z wcale nie zawoalowanej groźby, która poleciała w jego kierunku.
- Tylko uważaj, młody, bo nie chcemy żebyś skończył z bąblami na dłoni, jak się otrzesz o którąś z nich - rzucił do Mulcibera, posłusznie robiąc mu miejsce. Stanął nieopodal, nie zauważając, że Lestrange przesunął się w taki sposób, by mieć na niego oko. Wyciągnął różdżkę, lecz nie atakował: schował ją za plecami, splatając ze sobą dłonie.

Charles ostrożnie rozsunął zamek i wślizgnął się do środka. Nie musiał się obawiać, że ktoś go zaatakuje - Rodolphus pilnował jego pleców, mógł więc na spokojnie się zapoznać z roślinami, które znajdowały się w szklarni. A było ich sporo. Przede wszystkim klasyczne, mugolskie, niemagiczne lecz uwarzone i podane w odpowiedni sposób - śmiertelne. Trujący bluszcz, belladonna, naparstnica, manchineel. Sztuk było niewiele, ale na tyle dużo, że na spokojnie można było z nich stworzyć doskonałą bazę do śmiercionośnej trucizny. To, co jednak przykuło wzrok Mulcibera, to rośliny magiczne, niezwykle rzadkie. Czyrakobulwy, raptuśnik, szalej jadowity, szalona jagoda oraz coś, co szczególnie zwróciło jego uwagę. W kącie stał pojedynczy stolik zielarski, a na nim duża doniczka. Jadowita tentakula była jeszcze mała, lecz już teraz doskonale ją zabezpieczono. Znajdowała się pod kloszem, a dziurki na powietrze znajdowały się na samej górze. Jej pnącza poruszyły się niespokojnie, gdy tylko Charles wszedł do środka. Na pewno jeszcze nie była aż tak groźna, lecz niedługo będzie można zebrać jej liście i soki, o ile się komuś uda. Będą cholernie trujące, lecz czy w takim stanie zabójcze? W połączeniu z innymi trującymi roślinami na pewno, ale samodzielnie: wątpliwe.
- Nie rozmawialiśmy jeszcze szczegółowo o zapłacie - Leon odwrócił się do Rodolphusa, pragnąc pochwycić jego uwagę.
- Pieniądze nie będą problemem - odpowiedział spokojnie, kierując wzrok na mężczyznę. Obawiał się tego tematu - jak dużo będą musieli się wykosztować?
- Hodowla tych roślin pochłania mnóstwo energii, czasu... Wolałbym mieć konkrety. Na te okazy zawsze znajdą się kupcy - kontynuował, mrużąc nieznacznie oczy. Lestrange uniósł powoli brew. Rozmawiali dość głośno, Charles mógł usłyszeć absolutnie każde słowo z tej suchej, formalnej wymiany zdań.
- Szukałeś już kogoś, czy to ostrzeżenie? - zapytał uprzejmie, przenosząc ciężar ciała z nogi na nogę.
sommerfugl
Although the butterfly and the caterpillar are completely different, they are one and the same.
173cm wzrostu, smukła sylwetka, nieco zbyt blada cera, której jasny odcień potęgowany jest tylko przez ciemne włosy i oczy. Nie nosi zarostu, ubiera się zwykle elegancko. W słowach często przebija się jego skandynawski akcent.

Charles Mulciber
#8
10.12.2024, 20:37  ✶  
Doceniał to, że Rodolphus nie angażował się w dyskusje. Było to rozwiązanie mądre i godne Lestrange'a, gdy Leon próbował być cwany, ale żaden z gości nie akceptował takiego stanu rzeczy i nie pociągał jego zaczepek. Charles czuł się tutaj cieniem Rolpha i nie zamierzał występować przed szereg. Miał przecież tylko pomóc.

Wykorzystanie roślin, by sprawdzić ich działanie, nie wydawało się wcale takim głupim pomysłem. Wszystkie próbki należało przetestować, gdy jeden gram więcej lub mniej mógł skończyć się tak ekstazą, jak i śmiercią. W tym przypadku zależało im, wydawało się, na tym drugim, choć Charles miał po cichu nadzieję, że chodzi tylko o unieszkodliwienie przeciwnika pobytem w szpitalu.

- Jak potentne są? - Zapytał dla zasady, nic nie robiąc sobie z ostrzeżeń. Wiedział, z czym ma do czynienia i nie zamierzał ryzykować bez powodu. W słowach utrzymał mocny akcent, bo skoro tak zaczął, to i tak skończy. Czy zagraniczny specjalista nie wyda się bardziej tajemniczy?

Przeszedł do wnętrza namiotu, krytycznym spojrzeniem najpierw oceniając lampy.

- Rośliny potrzebują czegoś więcej. - Zwrócił uwagę, kręcąc głową na widok mugolskiego ustrojstwa. - Manchineel potrzebuje miejsca. Zasadź go za domem.- Skomentował sucho, trzymając od drzewka wymagany dystans. Minął trujaka i poszedł dalej, starając się nie zahaczyć o żaden listek ani żadne pnącze. Magiczne rośliny wydawały się bardziej obiecujące, bo i rosły w lepszych dla siebie warunkach. Tentakula była jednak wisienką na torcie i nie powstrzymał się, gdy kucnął przed kloszem, obserwując ruchome witki. W końcu jednak oderwał się od okazu, słysząc rozmowy za sobą. Wyprostował się. - Nie tylko soki i liście są trujące. Spalone mają równie zabójcze działanie. - Zrobił pauzę, kierując spojrzenie na Leona. - Choćby w kadzidłach. - Uściślił po chwili, jakby od samego początku to miał na myśli. - Czemu nie masz grzybów?
Syn koleżanki twojej starej
We don't have to talk, We don't have to dance, We don't have to smile, We don't have to make friends
Ma czarne jak smoła włosy, zwykle zaczesane do tyłu, i nienaturalnie jasnoszare, przenikliwe oczy. Wyróżnia go blada cera i uprzejmy uśmiech błąkający się na ustach, który jednak nigdy nie ma odzwierciedlenia w oczach, oraz wysoki wzrost (190 cm). Jest zawsze porządnie ubrany w ciuchy z najlepszego materiału - nieważne gdzie aktualnie się znajduje i co robi. Na palcu serdecznym prawej ręki nosi duży sygnet z głową węża.

Rodolphus Lestrange
#9
11.12.2024, 14:11  ✶  
Charles czuł się tu jego cieniem, lecz tym razem to nie było jego, Rodolphusa, zadanie, by grać pierwsze skrzypce. Umyślnie nie podejmował na tym etapie rozmowy i starał się nie odpowiadać na zaczepki, całkowicie oddają pola Mulciberowi. Nie tylko dlatego, że sam na ziołach się nie znał, ale też dlatego, że to właśnie Charles musiał się sprawdzić. Zadanie było tylko z pozoru błahe - ot, sprawdzenie czy na pewno okazy, które są tu hodowane, są trujące, a mężczyzna, który się nimi zajmuje, wie co robi. Ostrzegał Mulcibera jednak, że w tym kryło się drugie dno: ich organizacja nie opierała się na zaufaniu do osób trzecich. Musieli jednak mieć jakąkolwiek gwarancję, że Leon będzie pracować tylko dla nich. I chociaż wątpliwe było, by ktokolwiek z Ministerstwa czy szlam wpadł na pomysł, by otruć ludzi, których nawet nie podejrzewał o skrajne poglądy, tak sam Leon dał im wyraźnie do zrozumienia, że miał chętnych na hodowane przez siebie okazy.
- To zależy - odpowiedział, mrużąc oczy w kierunku Mulcibera. - Są to standardowe okazy, niektóre nie wywołają u ciebie niczego innego niż wymioty i sraczka. Na przykład szalej jadowity czy belladonna, nie działają błyskawicznie, no i wystarczy przejść się do pierwszej lepszej apteki po antidotum. Ale jeśli użyjesz ich umiejętnie, w połączeniu z na przykład raptuśnikiem, to wystarczy kilka kropel dolanych do napoju, żeby ofiara nigdy się nie obudziła.
Uśmiechnął się dość paskudnie, jednak nie był w stanie ukryć ciekawości, ukazującej się w odpowiedzi na obcy akcent. Chwilę wykazywał większe zainteresowanie Mulciberem, lecz gdy ten tylko go skrytykował - bo tak to odebrał, tę nieproszoną radę - skrzywił się.
- I co jeszcze? Może cały swój trujący ogród przeniosę na zewnątrz? I podświetlę, żeby każdy wiedział, co tu mam - prychnął, ujmując się pod boki. - Nie wiem jak to działa u was, kolego, ale u nas nie wszystkie okazy mogą być hodowane bez pozwoleń.
Powiedział wprost, nawet nie kryjąc się z przesłaniem, że oczywiście iż takiego pozwolenia nie posiadał. Na pytanie o grzyby wzruszył ramionami.
- Nie zamówiłem. Musiałbym udać się do zaufanej osoby na Ścieżkach, ale przez wasze wizyty nie mam kiedy - wykręcił się, powracając wzrokiem do Rodolphusa. - Myślicie, że skąd mam nasiona? Że rosną sobie w lesie? Mam znajomości na Nokturnie, a wieści szybko się rozchodzą. To tylko kwestia czasu, gdy dostanę pierwszą sowę z propozycją zakupu.

Lestrange mruknął coś niezrozumiale, wpatrując się uważnie w Leona. Brzmiało logicznie, lecz nie był pewny, czy mężczyzna po prostu nie łgał. Obserwował go, chcąc dostrzec jakiekolwiek oznaki kłamstwa z jego strony.
- Jakąkolwiek sumę ci zaproponują, przebiję ją trzykrotnie. A gdy ktoś będzie coś podejrzewać, ułatwię ci zmianę tożsamości - powiedział, wciąż nie odwracając od niego wzroku.

Rzut na percepcję by się zorientować, czy Leon kłamie
Rzut N 1d100 - 69
Sukces!

Rzut N 1d100 - 31
Akcja nieudana


wiadomość pozafabularna
Rzuć na percepcję jeśli też chcesz sprawdzić, czy ściemnia
sommerfugl
Although the butterfly and the caterpillar are completely different, they are one and the same.
173cm wzrostu, smukła sylwetka, nieco zbyt blada cera, której jasny odcień potęgowany jest tylko przez ciemne włosy i oczy. Nie nosi zarostu, ubiera się zwykle elegancko. W słowach często przebija się jego skandynawski akcent.

Charles Mulciber
#10
15.12.2024, 14:35  ✶  
Charles przeszedł jeszcze raz przez małą szklarnię i wyszedł z namiotu, poza zasięg krwiożerczych roślin i tych mniej groźnych również. Ruchem dłoni posłał wiązkę energii, by zamknąć za sobą prowizoryczną szklarnię. Musiał przyznać, że nie był zbyt zadowolony ze swoich odkryć, co starał się zakomunikować Rolphowi spojrzeniem spod zmarszczonego czoła. Szybko jednak przeniósł spojrzenie z powrotem na Leona, lecz nie krył swojego niezadowolenia.

- Standardowe? - Powtórzył po mężczyźnie. - Hodowane po mugolsku. - Prychnął, podkreślając absurd tego stwierdzenia. - Nie musisz mnie uczyć, panie Leon, do czego służą zioła. Standardowe i niestandardowe.

W Durmstrangu uczono wielu różnych rzeczy, również czarnej magii i zastosowania tych nieco mniej standardowych roślin. Mulciber przykładał się do obu tych zajęć i wiedział, co zrobić, by zrobić komuś krzywdę. Niemagiczne rośliny stanowiły miłą, użyteczną bazę dla tych nieco bardziej groźnych magicznych odpowiedników.

Skrzyżowawszy ręce na piersi, przyjrzał się Leonowi krytycznie.

- Drzewo, proszę pana. To jest drzewo, całkiem niemagiczne, całkiem zwyczajne, nie Prylepilen. Nie wyhodujesz drzewa w piwnicy. - Zauważył ponuro, kładąc emfazę na kluczowe słowa. Wciąż nie zapominał o akcencie i przy odrobinie szczęścia, Leon nie będzie miał pojęcia, skąd Charles pochodzi, gdy słowa były śpiewne i miękko zniekształcone. - Nie takiego, które może się przydać. A i skoro rosną przy świetle mugolskich lamp, musisz je dobrze nawozić, żeby miały odpowiednią moc. Nie czuję nawozu, panie Leon.

Charles nie był zadowolony z tego, co zastał w piwnicy mężczyzny. Ta niewielka szklarnia pozostawiała wiele do życzenia i chociaż Charlie wiedział, jaki jest cel ich misji, nie mógł nie odnieść wrażenia, że stać ich na więcej. Przyjrzał się uważnie Leonowi.

- Pański dochód z innych źródeł może nie być tak pewny, jeśli jakość mogłaby być lepsza. - Dodał, przyglądając się mężczyźnie. Lestrange kusił go galeonami, zaś Charles próbował podkopać pewność siebie. Nie chciało mu się wierzyć, że te domniemane znajomości zaoferowałyby więcej, niż oni.


Percepcja - czy widzę, że Leon kłamie? 2 kropki
Rzut N 1d100 - 2
Akcja nieudana
Rzut N 1d100 - 23
Akcja nieudana
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Rodolphus Lestrange (3996), Charles Mulciber (2563)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa