19.12.2024, 18:49 ✶
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 29.03.2025, 20:04 przez Jolene Bletchley.)
Bogini Matka musiała jakoś pobłogosławić tegoroczną jesień, skoro nawet w północnej Szkocji listopad był wyjątkowo pogodny. Ku uciesze uczniów Hogwartu, ponieważ w tym czasie odbywał się szkolny turniej quidditcha, a nikt nie lubił grać podczas pluchy.
Jolene Bletchley była jednak z tego powodu absolutnie niepocieszona. Bo właśnie pod pretekstem korzystania z ładnej pogody, wygoniono wszystkich Puchonów z pokoju wspólnego i zagnano ich do oglądania treningu quidditcha. Jo sama nie była pewna co skłoniło opiekuna domu do tego zachowania, ale została zmuszona do wyjścia tak szybko, że nie zdążyła zabrać ze sobą żadnej książki. A że nigdy nie interesowała się sportem, teraz mogła tylko siedzieć na trybunach i się nudzić. Sama.
Nie, żeby samotność jej przeszkadzała; w ciągu trzech pierwszych lat spędzonych w Hogwarcie zdążyła przyzwyczaić się do tego, że większość czasu spędza wyłącznie we własnym towarzystwie. Wmawiała sobie nawet, że woli samotny tryb życia, ale nie do końca była to prawda. Dla Jolene samotność była po prostu jedynym co znała, skoro ani w domu ani w szkole nikt się nią nie interesował. Dawno już zrezygnowała z prób zaprzyjaźnienia się z innymi uczniami (od pierwszego roku, kiedy to nieudolnie próbowała nawiązać jakieś znajomości, otaczała ją zła fama), ale dalej starała się zwrócić jakoś uwagę rodziców. Skoro do tej pory bycie grzeczną dziewczynką nie podziałało, w ostatnie lato zdecydowała się sięgnąć po bardziej drastyczne środki. Jo z dnia na dzień ścięła i przefarbowała włosy na ciemniejszy kolor oraz zaczęła nosić makijaż. Ojciec chyba jednak w ogóle tego nie zauważył, a matka tylko wzruszyła ramionami (z racji bycia metamorfomagiem, dla niej zmiana wyglądu nie stanowiła żadnej nowości). Więc po części chcąc odreagować swoją frustrację, a po części desperacko próbując zwrócić na siebie uwagę, piętnastolatka sięgnęła po papierosy. Nie było to trudne, skoro państwo Bletchley palili, ale chyba nie powinni na to pozwalać dziecku, prawda? Cóż, najwyraźniej albo zupełnie ich to nie obchodziło, albo mieszkanie było tak przesiąknięte dymem papierosowym, że nie zwrócili uwagi. Ostatecznie, Jolene rozpoczęła swój czwarty rok w Hogwarcie z tymi samymi lekceważącymi rodzicami oraz nowym nałogiem.
W przeciwieństwie do państwa Bletchley, dzieciaki w szkole zauważyły zmianę i miały z niej niezłe używanie. Parę razy Jo została nawet nazwana dziwką, przez co tylko bardziej zamknęła się w sobie. W porównaniu z gnębieniem, samotność naprawdę nie była taka zła.
Dlatego teraz Jo siedziała zamyślona z dala od innych uczniów, nie zwracając uwagi na to, co się dzieje dookoła. Gdyby tylko była bardziej uważna, wyczułaby, że ktoś zakrada się od tyłu i próbuje jej wrzucić żabę za szatę. Niestety, zorientowała się dopiero w momencie, w którym poczuła płaza na własnej skórze. Zaskoczona i nie mająca zielonego pojęcia co się dzieje, zerwała się z ławki z krzykiem. W okolicy nie było jednak żadnego nauczyciela, tylko banda śmiejących się z niej dzieciaków.
– Przyjmujesz zapłatę w naturze, Bitch-ley? – spytała jakaś Puchonka, zanosząc się śmiechem.
Jolene poczuła łzy napływające do oczu, ale nie była w stanie nic jej odpowiedzieć. Bardzo, bardzo chciała się teraz znaleźć gdzieś indziej.
Jolene Bletchley była jednak z tego powodu absolutnie niepocieszona. Bo właśnie pod pretekstem korzystania z ładnej pogody, wygoniono wszystkich Puchonów z pokoju wspólnego i zagnano ich do oglądania treningu quidditcha. Jo sama nie była pewna co skłoniło opiekuna domu do tego zachowania, ale została zmuszona do wyjścia tak szybko, że nie zdążyła zabrać ze sobą żadnej książki. A że nigdy nie interesowała się sportem, teraz mogła tylko siedzieć na trybunach i się nudzić. Sama.
Nie, żeby samotność jej przeszkadzała; w ciągu trzech pierwszych lat spędzonych w Hogwarcie zdążyła przyzwyczaić się do tego, że większość czasu spędza wyłącznie we własnym towarzystwie. Wmawiała sobie nawet, że woli samotny tryb życia, ale nie do końca była to prawda. Dla Jolene samotność była po prostu jedynym co znała, skoro ani w domu ani w szkole nikt się nią nie interesował. Dawno już zrezygnowała z prób zaprzyjaźnienia się z innymi uczniami (od pierwszego roku, kiedy to nieudolnie próbowała nawiązać jakieś znajomości, otaczała ją zła fama), ale dalej starała się zwrócić jakoś uwagę rodziców. Skoro do tej pory bycie grzeczną dziewczynką nie podziałało, w ostatnie lato zdecydowała się sięgnąć po bardziej drastyczne środki. Jo z dnia na dzień ścięła i przefarbowała włosy na ciemniejszy kolor oraz zaczęła nosić makijaż. Ojciec chyba jednak w ogóle tego nie zauważył, a matka tylko wzruszyła ramionami (z racji bycia metamorfomagiem, dla niej zmiana wyglądu nie stanowiła żadnej nowości). Więc po części chcąc odreagować swoją frustrację, a po części desperacko próbując zwrócić na siebie uwagę, piętnastolatka sięgnęła po papierosy. Nie było to trudne, skoro państwo Bletchley palili, ale chyba nie powinni na to pozwalać dziecku, prawda? Cóż, najwyraźniej albo zupełnie ich to nie obchodziło, albo mieszkanie było tak przesiąknięte dymem papierosowym, że nie zwrócili uwagi. Ostatecznie, Jolene rozpoczęła swój czwarty rok w Hogwarcie z tymi samymi lekceważącymi rodzicami oraz nowym nałogiem.
W przeciwieństwie do państwa Bletchley, dzieciaki w szkole zauważyły zmianę i miały z niej niezłe używanie. Parę razy Jo została nawet nazwana dziwką, przez co tylko bardziej zamknęła się w sobie. W porównaniu z gnębieniem, samotność naprawdę nie była taka zła.
Dlatego teraz Jo siedziała zamyślona z dala od innych uczniów, nie zwracając uwagi na to, co się dzieje dookoła. Gdyby tylko była bardziej uważna, wyczułaby, że ktoś zakrada się od tyłu i próbuje jej wrzucić żabę za szatę. Niestety, zorientowała się dopiero w momencie, w którym poczuła płaza na własnej skórze. Zaskoczona i nie mająca zielonego pojęcia co się dzieje, zerwała się z ławki z krzykiem. W okolicy nie było jednak żadnego nauczyciela, tylko banda śmiejących się z niej dzieciaków.
– Przyjmujesz zapłatę w naturze, Bitch-ley? – spytała jakaś Puchonka, zanosząc się śmiechem.
Jolene poczuła łzy napływające do oczu, ale nie była w stanie nic jej odpowiedzieć. Bardzo, bardzo chciała się teraz znaleźć gdzieś indziej.