• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Retrospekcje i sny v
« Wstecz 1 2 3 4 5 … 14 Dalej »
[listopad 1937] It's not easy being a teenage girl

[listopad 1937] It's not easy being a teenage girl
twoja stara
Ahora sé que la tierra
es el cielo,
Te quiero, te quiero
171 cm wzrostu, truskawkowe blond włosy, niebieskie oczy. Schludnie ubrana. Jej głos jest wysoki, ale przyjemny dla ucha.

Jolene Bletchley
#1
19.12.2024, 18:49  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 29.03.2025, 20:04 przez Jolene Bletchley.)  
Bogini Matka musiała jakoś pobłogosławić tegoroczną jesień, skoro nawet w północnej Szkocji listopad był wyjątkowo pogodny. Ku uciesze uczniów Hogwartu, ponieważ w tym czasie odbywał się szkolny turniej quidditcha, a nikt nie lubił grać podczas pluchy.
Jolene Bletchley była jednak z tego powodu absolutnie niepocieszona. Bo właśnie pod pretekstem korzystania z ładnej pogody, wygoniono wszystkich Puchonów z pokoju wspólnego i zagnano ich do oglądania treningu quidditcha. Jo sama nie była pewna co skłoniło opiekuna domu do tego zachowania, ale została zmuszona do wyjścia tak szybko, że nie zdążyła zabrać ze sobą żadnej książki. A że nigdy nie interesowała się sportem, teraz mogła tylko siedzieć na trybunach i się nudzić. Sama.
Nie, żeby samotność jej przeszkadzała; w ciągu trzech pierwszych lat spędzonych w Hogwarcie zdążyła przyzwyczaić się do tego, że większość czasu spędza wyłącznie we własnym towarzystwie. Wmawiała sobie nawet, że woli samotny tryb życia, ale nie do końca była to prawda. Dla Jolene samotność była po prostu jedynym co znała, skoro ani w domu ani w szkole nikt się nią nie interesował. Dawno już zrezygnowała z prób zaprzyjaźnienia się z innymi uczniami (od pierwszego roku, kiedy to nieudolnie próbowała nawiązać jakieś znajomości, otaczała ją zła fama), ale dalej starała się zwrócić jakoś uwagę rodziców. Skoro do tej pory bycie grzeczną dziewczynką nie podziałało, w ostatnie lato zdecydowała się sięgnąć po bardziej drastyczne środki. Jo z dnia na dzień ścięła i przefarbowała włosy na ciemniejszy kolor oraz zaczęła nosić makijaż. Ojciec chyba jednak w ogóle tego nie zauważył, a matka tylko wzruszyła ramionami (z racji bycia metamorfomagiem, dla niej zmiana wyglądu nie stanowiła żadnej nowości). Więc po części chcąc odreagować swoją frustrację, a po części desperacko próbując zwrócić na siebie uwagę, piętnastolatka sięgnęła po papierosy. Nie było to trudne, skoro państwo Bletchley palili, ale chyba nie powinni na to pozwalać dziecku, prawda? Cóż, najwyraźniej albo zupełnie ich to nie obchodziło, albo mieszkanie było tak przesiąknięte dymem papierosowym, że nie zwrócili uwagi. Ostatecznie, Jolene rozpoczęła swój czwarty rok w Hogwarcie z tymi samymi lekceważącymi rodzicami oraz nowym nałogiem.
W przeciwieństwie do państwa Bletchley, dzieciaki w szkole zauważyły zmianę i miały z niej niezłe używanie. Parę razy Jo została nawet nazwana dziwką, przez co tylko bardziej zamknęła się w sobie. W porównaniu z gnębieniem, samotność naprawdę nie była taka zła.
Dlatego teraz Jo siedziała zamyślona z dala od innych uczniów, nie zwracając uwagi na to, co się dzieje dookoła. Gdyby tylko była bardziej uważna, wyczułaby, że ktoś zakrada się od tyłu i próbuje jej wrzucić żabę za szatę. Niestety, zorientowała się dopiero w momencie, w którym poczuła płaza na własnej skórze. Zaskoczona i nie mająca zielonego pojęcia co się dzieje, zerwała się z ławki z krzykiem. W okolicy nie było jednak żadnego nauczyciela, tylko banda śmiejących się z niej dzieciaków.
– Przyjmujesz zapłatę w naturze, Bitch-ley? – spytała jakaś Puchonka, zanosząc się śmiechem.
Jolene poczuła łzy napływające do oczu, ale nie była w stanie nic jej odpowiedzieć. Bardzo, bardzo chciała się teraz znaleźć gdzieś indziej.
Kwintesencja kobiecości
wpisano zdradę w pocałunek
w czułe spojrzenia, w szlachetny trunek
Co widzi się jako pierwsze po zauważeniu Tessy na ulicy? Na pewno to, że jest dosyć wysoka — ma w końcu 178 centymetrów wzrostu — a całe wrażenie potęgują buty na małym, ale wciąż!, obcasie. Po drugie, przenikliwe spojrzenie, które zdaje się równocześnie spoglądać prosto w duszę za twoimi oczami, a także patrzeć prosto przez ciebie. Jakby jednocześnie widziała wszystko i nic. Po trzecie, przy wizytach w mugolskim Londynie ubiera się dosyć stonowanie; świetnie skrojony komplet lub zwyczajna koszula, wciśnięta w dopasowane spodnie garniturowe. Kiedy, jednak, jest w zaciszu własnego domu lub wybiera się z wizytą do rodziny czy przyjaciół, pozwala wyjść na wierzch swojej nieco bardziej kolorowej, czarodziejskiej stronie. Po czwarte, a także, nareszcie, ostatnie, Tessa zawsze trzyma w ręku długą, staromodną lufkę z papierosem, nawet jeśli nie ma w intencji go odpalać.

Quintessa Longbottom
#2
21.12.2024, 02:25  ✶  
Życie w Hogwarcie nie było zbyt łatwe.
Szczególnie jeśli miało się piętnaście lat, spało się w podziemiach szkoły pod wężowym patronatem i codziennie rano zajmowało się wspólną łazienkę na co najmniej dwadzieścia pięć minut.
A już tym bardziej, jeśli zamiast błękitnej, mieniącej się srebrnymi drobinkami, czystej krwi w żyłach przelewał się szlam. Całe połacie brudnej, śmierdzącej juchy, którą dało się rozpoznać już z drugiego końca korytarza. Zawsze należało zaznaczyć to kilkoma głośnymi okrzykami w kwiecistym stylu, bo inaczej to tobie koledzy wrzuciliby ropuchę do łóżka albo ukradli buty i zawiesili je na gzymsie, tuż za oknem sali Wróżbiarstwa.
Bo co? Boisz się? Zwykłej szlamy?
No, cóż, takie stanowisko mogli mieć rówieśnicy Tessy tylko i wyłącznie w pierwszej albo drugiej klasie, bo tuż po tym młoda czarownica wyrobiła sobie bardzo… mocną opinię. A przynajmniej jej prawy sierpowy, którym zawsze celowała w czyjś łuk brwiowy albo szczękę, mógł uchodzić za coś kurewsko potężnego. Bo może i nie miała zbyt dużej siły, ale w takim sytuacjach zazwyczaj liczyła się chwila zaskoczenia i odpowiedni pęd. Wystarczyło zwyczajnie…
— Skamander, zluzuj trochę wiąz w miotle, bo Cię zaraz na ławce usadzę!
Piątoroczna Ślizgonka zatrzymała się gwałtownie w trakcie lotu, przejeżdżając tuż-tuż nad głowami kolegów z Gryffindoru, który zaraz pożegnali ją wymachiwaniem pięści. Nie obyło się również bez typowego dla Lwów buczenia, kiedy mieli styczność z kimkolwiek z jej domu.
Dziewczyna podleciała kawałek do przodu i odgarnęła loki, lecące jej do oczu.
— No przecież staram się złapać ten pieprzony znicz! — odkrzyknęła nauczycielowi Miotlarstwa, wychylając się niebezpiecznie do przodu. Zamachnęła się na belfra z wyraźną złością, bo czepiał się jej tego popołudnia jak kolczasty krzak psiej dupy. To za wolno, to zbyt szurała wiązkami miotły po murawie, to za blisko trybun. Sranie w banie, jakby to powiedział jej nowy kumpel — Longbottom, którego poznała właśnie na meczu quidditcha. — Czy może jednak zmieniły się zasady gry od poprzedniego sezonu i mam krążyć przy tych zasranych drążkach?!
— Tessa, weź daj spokój… — dobiegły ją szepty z boku, kiedy to koledzy i koleżanki z drużyny starali się załagodzić jakoś całą sprawę. Niestety, wiadomym było, że młoda Skamander nie lubiła za bardzo spuszczać z tonu, a już szczególnie kiedy ktoś bezpodstawnie na nią nalatywał. Niestety teraz to miarka się przebrała.
Profesor wyraźnie poczerwieniał na twarzy i wygrzebał z kieszeni obszernej szaty złoty gwizdek. A potem, patrząc jej prosto w oczy, zadął w niego z całej siły. Na tyle mocno, że dziewczyna skrzywiła się, a siedzący bliżej niego uczniowie innych domów musieli zakryć uszy rękami. Tessa nie zamierzała jednak odchodzić bez powiedzenia ostatniego słowa i wykonała w kierunku starego czarodzieja kilka obraźliwych gestów, do wykonania których ściągnęła nawet rękawiczki. Kiedy odlatywała towarzyszyły jej jedynie kolejne przeciągłe gwizdy i spojrzenia pełne wyraźnej dezaprobaty ze strony innych członków drużyny.
Ale nie mogli nic powiedzieć. Bo przecież Tessa przechodziła przez trudny okres i opiekun ich domu prosił każdego z kolei, aby dali jej spokój. Bo przecież niedawno zmarła jej matka i młodsza siostra. Bo przecież nie wypadało dokładać jej zbędnego balastu, kiedy i tak nosiła na barkach ciężar własnego poczucia winy.
Odstawiła miotłę na swoje miejsce w szatni — nie mogła się jeszcze przebrać z powrotem, bo trening nadal nie dobiegł końca. Kto wie, może trener uzna nagle, że może wrócić na boisko i Ślizgonka zawinie rurę z powrotem w akompaniamencie rwetesu, tupania i okrzyków ze strony wspierającej drużyny i widowni na trybunach…
— Co wy odpierdalacie? — warknęła Skamander, wchodząc po schodach na uczelniane siedziska. Całe zajście było słychać już z samego dołu, ale była przekonana, że tylko się tutaj wygłupiają i może plotkują na temat zawodnikach, śmigających nad murawą. Myliła się tylko połowicznie, co w sumie wyszło i tak zdecydowanie gorzej.
Zacisnęła dłonie w pięści i rozejrzała się po delikwentach. Znała te spojrzenia aż za dobrze. Pełne wyższości i przekonania, że są lepsi od innych. Nie wszyscy Puchoni byli aż tak potulni, jak się mówiło, a wręcz przeciwnie. Mogłeś się odwrócić na chwilę i tomiszczem z Historii Magii w łeb albo, w gorszym przypadku, należało spodziewać się tego, że uczniowie z domu Borsuka zawsze mieli coś w rodzaju odpowiedzialności stadnej. No, tylko tutaj nie grało to w tym dobrym sensie.
Stanęła zaraz przed prześladowaną dziewczyną i choć ta w ogóle o to nie prosiła, Tessa już zaczynała nastawiać się bojowo. Tutaj może chodziło o jakąś solidarność. Krwistą? Nie, chyba nie. Chociaż… no, może tylko trochę.


It's such an ancient pitch
But one I wouldn't switch
'Cause there's no nicer witch than you
twoja stara
Ahora sé que la tierra
es el cielo,
Te quiero, te quiero
171 cm wzrostu, truskawkowe blond włosy, niebieskie oczy. Schludnie ubrana. Jej głos jest wysoki, ale przyjemny dla ucha.

Jolene Bletchley
#3
21.12.2024, 22:35  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 23.12.2024, 17:36 przez Jolene Bletchley.)  
W przeciwieństwie do Tessy, Jo nie potrafiła postawić się swoim oprawcom. Wiedziała, że nie jest ani wystarczająco silna ani wygadana, żeby móc jakkolwiek się bronić. Zresztą, gdyby w jakiś sposób skrzywdziła któreś z bananowych czystokrwistych dzieciaków, rodzice jeszcze bardziej by się na nią wypięli. W sytuacjach typu fight or flight, Jolene wybierała więc ucieczkę, choć wewnętrznie kipiała ze złości.
Podobnie było teraz, z tym, że ze strachu nie mogła się ruszyć. Była w stanie jedynie zamknąć oczy oraz zacisnąć ręce na materiale szaty. Kurwa, co ja takiego wam zrobiłam, pomyślała. Już miała się rozpłakać, ale wtedy usłyszała za sobą głos dziewczyny. Wcześniej była zbyt pogrążona we własnych myślach, by zauważyć sprzeczkę Skamander z nauczycielem, dlatego obecność Ślizgonki ją zdziwiła. Nie była przyzwyczajona do tego, że ktoś stawał w jej obronie, i szczerze mówiąc, czuła się niegodna takiego wsparcia. Jakby nie dopuszczała do siebie myśli, że ktoś naprawdę może chcieć jej pomóc.
Faktycznie, nie wszyscy Puchoni byli milutcy; a w doświadczeniu Jo nawet większość nie była. Okazuje się, że dormitorium w pobliżu kuchni wcale nie gwarantowało przytulnej atmosfery. Bletchley dalej nie miała pojęcia, dlaczego została przydzielona akurat do tego domu wariatów, ale pocieszała się myślą, że w innych byłoby tylko gorzej.
Postawa Tessy najwyraźniej podziałała na dręczycieli, bo na chwilę ucichli. Pewnie nie spodziewali się takiej reakcji, a już na pewno nie od kogoś ze Slytherinu. Może ta sprawa rozeszłaby się po kościach, gdyby Jolene w tym momencie wycofała się po cichu. Niestety, pech chciał, że akurat teraz żaba wrzucona za jej szatę zaczęła się kręcić, przez co wpadła jeszcze bardziej pod jej ubranie. Jo drgnęła gwałtownie, wskutek nieprzyjemnego dotyku, potknęła się o trybunę i poleciała wprost na wredną Puchonkę. Dziewczyna odepchnęła ją, krzywiąc się z obrzydzeniem.
– Uważaj na łapy, szlamo. – prychnęła, nie przejmując się tym, że gdyby Bletchley nie wpadła plecami na Tessę, najpewniej leżałaby już na podłodze.
Kwintesencja kobiecości
wpisano zdradę w pocałunek
w czułe spojrzenia, w szlachetny trunek
Co widzi się jako pierwsze po zauważeniu Tessy na ulicy? Na pewno to, że jest dosyć wysoka — ma w końcu 178 centymetrów wzrostu — a całe wrażenie potęgują buty na małym, ale wciąż!, obcasie. Po drugie, przenikliwe spojrzenie, które zdaje się równocześnie spoglądać prosto w duszę za twoimi oczami, a także patrzeć prosto przez ciebie. Jakby jednocześnie widziała wszystko i nic. Po trzecie, przy wizytach w mugolskim Londynie ubiera się dosyć stonowanie; świetnie skrojony komplet lub zwyczajna koszula, wciśnięta w dopasowane spodnie garniturowe. Kiedy, jednak, jest w zaciszu własnego domu lub wybiera się z wizytą do rodziny czy przyjaciół, pozwala wyjść na wierzch swojej nieco bardziej kolorowej, czarodziejskiej stronie. Po czwarte, a także, nareszcie, ostatnie, Tessa zawsze trzyma w ręku długą, staromodną lufkę z papierosem, nawet jeśli nie ma w intencji go odpalać.

Quintessa Longbottom
#4
22.12.2024, 02:16  ✶  
Mama i tata zawsze powtarzali, że w sytuacjach zwady należało podejść do swojego oponenta ze zrozumieniem. Może rodzice go nie kochali i w taki właśnie sposób odreagowywał brak miłości i wsparcia ze strony rodziny. Może obudził się dzisiaj w złym humorze. A może po prostu nieustannie rwało go w krzyżu i bolała dupa.
Tessa naprawdę bardzo chciała być tutaj lepszym człowiekiem. Powinna wyciągnąć do nich rękę, poklepać po ramieniu i przytaknąć, bo przecież mieli rację. Należało przecież służalczo dodać, że: Tak, drodzy koledzy i koleżanki, możecie do woli mieszać z błotem każdego, kto jest od was chociaż trochę inny. Teraz proszę, możecie śmiało dać mi w twarz i nawet nie będę się bronić. To, co, sztama?
— No, widzę, że nie jesteśmy już tacy mocni w gębie, co? — dodała po chwili ciszy, kiedy niezbyt puchońscy prześladowcy wyraźnie ucichli. Na takich to trzeba było tylko wrzasnąć i od razu spieprzali z podkulonymi ogonami. Niestety… zazwyczaj obierali kurs w stronę najbliższego nauczyciela i właśnie tam wylewali żale. Najczęściej kompletnie przekłamane, co kończyło się dla faktycznego poszkodowanego pucowaniem fiolek w kantorku z eliksirami albo inwentaryzacji sypiących się podręczników w bibliotece.
Następnym punktem programu było dla Tessy chwycenie nieznajomej dziewczyny za rękaw szaty i wyprowadzenie jej ze stadionu. Chciała też poczęstować ją czekoladową żabą z tylnej kieszeni swojej torby, które zostawiła tam ostatnio na czarną godzinę i najwyraźniej ta właśnie nadeszła. Może nie dla niej, ale nadal — pomoc musiała nadejść i cukier byłby tutaj najskuteczniejszym funkcjonariuszem. Nie przewidziała jednak tego, że — jeszcze wtedy nieznana jej — Jo rzuci się na drugą Puchonkę w niezrozumiałym napadzie… apopleksji?
Czy oni naprawdę wrzucili jej żabę za kołnierz? Nie ma co, kończyły się im już pomysły. Najwyraźniej wracali na powrót do pierwszych klas. Spodziewała się tutaj większej dozy okrucieństwa, czegoś na kształt zrzucenia z trybun. Nie żeby na coś takiego liczyła. No, może nie w kwestii Bletchey.
— No ja pierdolę… — wymamrotała tylko pod nosem, przewracając oczami. Na całe szczęście Tessa była od Jo trochę wyższa i na pewno postawniejsza. Ćwiczyła latanie na miotle od dobrych kilku lat, bo swoją pierwszą, sprzątającą brykę otrzymała od rodziców na swoje szóste urodziny. Dlatego bez trudu złapała Puchonkę za ramiona i wytrzepała podstępną żabę spod jej koszuli. — Wszystko okej?
Wszystko obyłoby się bez większego konfliktu, gdyby nie… magiczne słowa, które zostały zawieszone w eterze kilka sekund wcześniej.
Tuż po tym zapadła cisza.
— Szlamo? — powtórzyła Tessa z uśmiechem. I nie był to gest podyktowany jakąkolwiek życzliwością. Zaśmiała się w końcu, wychodząc naprzeciw grupie czystokrwistych smarkaczy. — Ach, no tak, musicie nam wybaczyć. Człowiek czasami zapomina gdzie jego miejsce. My już pójdziemy, dobra?
Odwróciła się na pięcie i gdy Jo mogła być już pewna, że Skamander puści to wszystko płazem, tak dokładnie ułamek sekundy później Ślizgonka okręciła się dookoła własnej osi i przypierdoliła pyskatej Puchonce prosto w nos.
Z momentalnie złamanego nosa trysnęła krew, plamiąc mundurek i knykcie Tessy.
— Uciekaj! — krzyknęła do Jo, łapiąc ją za rękę i spieprzając po schodach trybun.


It's such an ancient pitch
But one I wouldn't switch
'Cause there's no nicer witch than you
twoja stara
Ahora sé que la tierra
es el cielo,
Te quiero, te quiero
171 cm wzrostu, truskawkowe blond włosy, niebieskie oczy. Schludnie ubrana. Jej głos jest wysoki, ale przyjemny dla ucha.

Jolene Bletchley
#5
23.12.2024, 18:35  ✶  
A rodzice Jolene nie opowiadali jej nawet takich pustych tekstów o wzajemnym zrozumieniu. Tak naprawdę w ogóle nie przygotowali córki do tego, jak ma się zachowywać podczas konfrontacji; Bletchley miała być przecież obserwatorem, a nie uczestnikiem szkolnych dram. Dorastając była karmiona plotkami o magicznych elitach, jakby śledzenie działań czystokrwistych było najbardziej fascynującym tematem na świecie. Nieświadomie (lub świadomie) rodzice powielali w ten sposób stereotyp, że ze względu na status krwi, Jo mogła stanowić jedynie tło dla czarodziejów z wielkich rodów, których akcje wpływały na kształt historii. Ale po ponad trzech latach w Hogwarcie, dziewczyna wiedziała, że czystokrwiste dzieciaki są dokładnie takie same jak reszta. Jedyna dziedzina, w której ewentualnie mogłyby przodować, to bycie wrednymi pizdami.
Najwyraźniej niektórzy uczniowie mentalnie nie opuścili pierwszej klasy, czy to w kwestii nabijania się z osób półkrwi, czy też w poziomie pranków. Z drugiej strony, zawsze mogli wymyśleć coś gorszego.
Gdyby nie uchwyt Ślizgonki, Jo pewnie upadłaby głową na posadzkę, dokładając bo bólu psychicznego także fizyczny.
– T-tak... – wydukała, oszołomiona tym, co właśnie się wydarzyło. Spodziewała się, że Skamander zaraz ja puści i daruje sobie dalszy udział w sprzeczce, ale tak się nie stało. Dziwne, pomyślała, a potem zrobiło się jeszcze dziwniej, bo Tessa zaczęła się śmiać w odpowiedzi na zaczepkę.
Bletchley ledwo zarejestrowała odwrót Tessy, kiedy ta już zdążyła przywalić Puchonce w nos. Na ten widok Jo opadła szczęka, ale zanim zdążyła jakkolwiek zareagować, Ślizgonka już złapała ją za rękę i ciągnęła w dół trybun.
Przez chwilę oniemiała Jolene po prostu dała się prowadzić, ale potem, kiedy już zbiegły z trybun... zaczęła się śmiać.
Kwintesencja kobiecości
wpisano zdradę w pocałunek
w czułe spojrzenia, w szlachetny trunek
Co widzi się jako pierwsze po zauważeniu Tessy na ulicy? Na pewno to, że jest dosyć wysoka — ma w końcu 178 centymetrów wzrostu — a całe wrażenie potęgują buty na małym, ale wciąż!, obcasie. Po drugie, przenikliwe spojrzenie, które zdaje się równocześnie spoglądać prosto w duszę za twoimi oczami, a także patrzeć prosto przez ciebie. Jakby jednocześnie widziała wszystko i nic. Po trzecie, przy wizytach w mugolskim Londynie ubiera się dosyć stonowanie; świetnie skrojony komplet lub zwyczajna koszula, wciśnięta w dopasowane spodnie garniturowe. Kiedy, jednak, jest w zaciszu własnego domu lub wybiera się z wizytą do rodziny czy przyjaciół, pozwala wyjść na wierzch swojej nieco bardziej kolorowej, czarodziejskiej stronie. Po czwarte, a także, nareszcie, ostatnie, Tessa zawsze trzyma w ręku długą, staromodną lufkę z papierosem, nawet jeśli nie ma w intencji go odpalać.

Quintessa Longbottom
#6
25.03.2025, 22:28  ✶  
Leciały na łeb, na szyję po stromych schodach szkolnych trybun.
Tessa biegła z samego przodu, a tuż za nią Jolene, ciągnięta za przegub. W pewnym momencie prawie nie wyrobiły na zakręcie i wpadły na drewniane rusztowanie, ale Skamander złapała Puchonkę w odpowiedniej chwili i to szukająca przypieprzyła barkiem o dębową podporę. Wykorzystała to zaraz, żeby popchnąć nową znajomą do przodu, samej prawie że potykając się o własne nogi.
Na początku zastanawiała się czy nie uciec na błonia, ale tam byłyby na widoku, a na to nie mogła pozwolić — od razu napatoczyłby się jakiś nauczyciel, który nie chciałby słuchać żadnych tłumaczeń, a krew na knykciach Tessy byłaby ostatnim gwoździem do jej edukacyjnej trumny. Dlatego pociągnęła Bletchey prosto do szatni Ślizgonów, gdzie przyczaiły się za drzwiami, pozwalając wściekłemu, puchońskiemu tłumowi ominąć je już po niecałej minucie. Stały tak jeszcze przez chwilę z wstrzymanymi oddechami, a kiedy obie doszły do niemego porozumienia, że zagrożenie już minęło…
Nie mogła już dłużej tego w sobie trzymać.
Wybuchnęła jej śmiechem prosto w twarz, zaraz zakrywając usta dłonią.
— Ja pierdolę… — sapnęła, biorąc ją pod ramię. — Widziałaś ich miny? Myślałam, że nie wytrzymam!
Zaniosła się niekontrolowanym, lekko podszytym nerwami chichotem i zaraz złapała za brzuch, czując jak łzy powoli napływają jej do oczu. Było w tym coś naprawdę, przezajebiście śmiesznego. Dawno nie dała komuś w mordę. I najwyraźniej bardzo tego potrzebowała.
Miała już dość tych spojrzeń pełnych litości — spoglądania na nią przez ramię w wielkiej sali na każdym obiedzie i cichym szeptaniu o tym, co ją spotkało. Nie cierpiała użalania się nad nią.
— O Merlinie, wszystko dobrze? — zapytała w końcu, łapiąc oddech. Obejrzała Puchonkę z każdej strony i ostatecznie otrzepała jeszcze mundurek na jej plecach i trochę na dupie. Uśmiechnęła się szeroko i zaraz potem podała jej dłoń do uściśnięcia, uprzednio odgarniając loki, lecące jej do oczu. — Nazywam się Tessa, a ty?


It's such an ancient pitch
But one I wouldn't switch
'Cause there's no nicer witch than you
twoja stara
Ahora sé que la tierra
es el cielo,
Te quiero, te quiero
171 cm wzrostu, truskawkowe blond włosy, niebieskie oczy. Schludnie ubrana. Jej głos jest wysoki, ale przyjemny dla ucha.

Jolene Bletchley
#7
30.03.2025, 00:53  ✶  
Jolene zaniosła się śmiechem, sama nie wiedząc z jakiego powodu. Czy to dlatego, że udało im się zbiec i ukryć, czy też dlatego, że cała ta sytuacja była absurdalna? A może po prostu cieszyła się, bo po raz pierwszy w życiu ktoś stanął w jej obronie?
– Haha… Chyba nigdy nie widziałam tej niuni tak przestraszonej. Zasłużyła sobie. – rzeczona Puchonka dręczyła ją od lat, więc Jo nie miała wobec niej ani krzty współczucia.
– T-tak, wszystko okej. Dziękuję. Naprawdę, nie musiałaś tego dla mnie robić... – z jakiegoś irracjonalnego powodu, Bletchley czuła się winna całemu zajściu. Za uderzenie innej uczennicy, Tessę czekała przecież surowa kara. Tyle kłopotów po co, żeby chronić szkolnego wyrzutka?
Kiedy Ślizgonka zaczęła ją otrzepywać, Jolene speszyła się. Nawet nie dlatego, że obca dziewczyna ją dotykała; po prostu dziwnie się czuła z tym, że ktoś się o nią troszczył.
– Wiem. – odpowiedziała, ściskając rękę towarzyszki, ale sekundę później zrozumiała, jak niezręcznie musiało to zabrzmieć. Bowiem parę lat temu cały Hogwart szeptał o tragedii w rodzinie Skamander. Nawet Jo słyszała te plotki, choć nie znała szczegółów. – Ach, wybacz... Jestem Jolene, ale możesz mi mówić Jo. – skoro Tessa nie znała jej imienia, to istniała szansa, że nie uważała Bletchley za dziwadło. Jolene bardzo chciała w to wierzyć.
Kwintesencja kobiecości
wpisano zdradę w pocałunek
w czułe spojrzenia, w szlachetny trunek
Co widzi się jako pierwsze po zauważeniu Tessy na ulicy? Na pewno to, że jest dosyć wysoka — ma w końcu 178 centymetrów wzrostu — a całe wrażenie potęgują buty na małym, ale wciąż!, obcasie. Po drugie, przenikliwe spojrzenie, które zdaje się równocześnie spoglądać prosto w duszę za twoimi oczami, a także patrzeć prosto przez ciebie. Jakby jednocześnie widziała wszystko i nic. Po trzecie, przy wizytach w mugolskim Londynie ubiera się dosyć stonowanie; świetnie skrojony komplet lub zwyczajna koszula, wciśnięta w dopasowane spodnie garniturowe. Kiedy, jednak, jest w zaciszu własnego domu lub wybiera się z wizytą do rodziny czy przyjaciół, pozwala wyjść na wierzch swojej nieco bardziej kolorowej, czarodziejskiej stronie. Po czwarte, a także, nareszcie, ostatnie, Tessa zawsze trzyma w ręku długą, staromodną lufkę z papierosem, nawet jeśli nie ma w intencji go odpalać.

Quintessa Longbottom
#8
05.06.2025, 23:47  ✶  
Jedno spojrzenie na spłoszoną Puchonkę powiedziało Tessie naprawdę wiele. Widziała w niej siebie, ale jeszcze z pierwszych, szkolnych lat, kiedy to jej wrzucano żaby za kołnierze i oblewano mundurki nieudanymi wywarami z lekcji eliksirów. Nie mogła pozwolić na takie traktowanie, nawet jeśli znajdowały się po przeciwnej stronie barykady. Czyli w innym domu. Ktoś kilka razy wspominał jej, że w swoich zielonych barwach zachowywała się czasami bardzo gryfońsko. Może i była to prawda? To nie było tak, że każdy z nich był całkowicie Ślizgonem, a ktoś inny siedział zamknięty w swojej krukońskiej wieży i czytał ciągle książki, i pisał pięć rolek na zaliczenie z Historii Magii.
— Spoko, nie ma sprawy — odparła od razu, zbywając jej słowa olewczym ruchem dłoni. Bo to naprawdę nie było wiele. Nigdy nie rozumiała skąd w innych dzieciakach tyle nienawiści i uprzedzeń. Oczywiście, wiadomo, czystokrwiści rodzice tłukli im do łbów swoje własne ideologie, ale nie mieli na tyle pojemnych mózgów na wykreowanie własnego zdania?
— Jolene? — powtórzyła, aby przy okazji postarać się ukryć rumieniec, który zręcznie rozlał się od jej policzków na kark i uszy. Nie ma co, musiała być sławna w całej szkole.
Czasami naprawdę nienawidziła swojej rodziny.
— Miło mi poznać, Jo!
Uśmiechnęła się rozbrajająco, a potem zwyczajnie ją uścisnęła. Zaraz jednak odsunęła się i spąsowiała jeszcze bardziej.
— Wybacz, trochę mnie poniosło — odchrząknęła, odwracając spojrzenie. — Odprowadzę Cię może do dormitorium, co? Mamy po drodze do siebie. O, właśnie! Czym zaczynasz w czwartek? Ja mam Zielarstwo, ale zastanawiam się czy sobie nie odpuścić. Jeśli chcesz możemy zjeść razem śniadanie.
I wyszły razem z szatni, rozmawiając przez całe błonia, aż nie pożegnały się pod beczką, która prowadziła do pokoju wspólnego Puchonów. Następnego ranka Tessa czekała na nią w tym samym miejscu, chociaż zarzekała się, że akurat musiała zawiązać sobie buta w tym miejscu i jak już tutaj stała, to w sumie mogła na nią poczekać. W ogóle na nią nie czekała. Ani trochę!
Koniec sesji


It's such an ancient pitch
But one I wouldn't switch
'Cause there's no nicer witch than you
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Quintessa Longbottom (1875), Jolene Bletchley (1287)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa