Zostawił ją. W tej nieszczęsnej kuchni, rozpaloną do granic możliwości, odrzucił jej dłoń i wyszedł wkurwiony. Siedziała na tym stole przez dłuższą chwilę nie do końca mając pojęcie, co się właściwie wydarzyło. Nie pobiegła za nim, była zbyt mocno zirytowana, żeby teraz go zatrzymywać. Zirytowała się, kurewsko się wkurzyła, bo właściwie jak mógł tak po prostu wyjść? Bez żadnego wyjaśnienia, no przynajmniej z początku. Wybiegł stamtąd jak poparzony, właściwie to nie był pierwszy raz, kiedy zostawił ją w podobny sposób, tyle, że do tej pory kończyły się tak kłótnie, a nie zbliżenia. Nim opuścił kuchnię, strząsnął jeszcze jej rękę, burknął na nią nieprzyjemnie i sobie poszedł. Co to właściwie miało być?
Kolejne komplikacje, kolejne niedopowiedzenia, kolejne wkurwienie. Siedziała tam kilka minut, bo nie miała zamiaru wyładowywać na nim swojej frustracji - wiedziała, jak to się może skończyć. Nie chciała wchodzić mu w drogę, najwyraźniej był jeszcze bardziej niestabilny od niej - a to był wyczyn, zważając na to, że Yaxleyówna była mocno rozbita.
Miał szczęście, że nim wyszedł z domu wspomniał o tym, że idzie do sklepu. Tyle, że mieli przejść się razem, najwyraźniej przestała być częścią tego planu dosyć szybko.
Usłyszała trzaśnięcie drzwi i dopiero wtedy się poruszyła. Próbowała sobie jakoś ułożyć w głowie to, co się przed chwilą wydarzyło, ale chyba nadal nie umiała tego zrozumieć. To gadanie o byciu sojusznikami, później kolejne zbliżenie, odrzucenie, kurwa mać to naprawdę był ogromny bałagan, i zupełnie, ale to zupełnie nie umiała się w nim odnaleźć. Zajebiście, on sobie poszedł i zostawił ją z tymi myślami, które nie dawały jej spokoju. Naprawdę wspaniałe rozwiązanie. Miała ochotę coś rozwalić, tyle, że nie trzymała w dłoni nawet kubka z kawą, bo nie zdąrzył jej go zaparzyć, więc nie miała czym rzucić w ścianę, aby się wyładować. Warknęła jedynie cicho pod nosem, żeby jakos odreagować, ale to chyba nie pomogło.
Określił się, miał wrócić za jakieś dwie godziny, droga do sklepu nie była szczególnie krótka, więc miała trochę czasu, aby ochłonąć. Co niby powinna teraz ze sobą zrobić?
Otaksowała wzrokiem kuchnię, nie wyglądała najgorzej, była taka wkurwiona, że chyba miała zamiar zacząć sprzątać, żeby czymś zająć ręce. Najpierw jednak postanowiła doprowadzić siebie do względnego porządku - wypaliła jakieś pięć papierosów pod rząd, aby poczuć się lepiej, a później znalazła się pod prysznicem, kiedy tam była też nie mogła wymazać sprzed swoich oczu widoku ich, tam, dwa dni temu? chyba minęły już dwa dni.
To robiło się coraz trudniejsze, chodzili po kruchym lodzie, który najwyraźniej zaczynał pękać, to było męczące, ale jednak nadal nie do końca potrafili sobie wszystko wyjaśnić. Nie potrafiła spełnić jego oczekiwań, zresztą wydawało jej się, że sam nie chciał tego, aby dostosowała się do bycia sojusznikiem. Mógłby się kurwa określić.
Spojrzała na swoje odbicie w lustrze, nie wyglądała najlepiej, nadal widać było na jej twarzy zmęczenie spowodowane tymi kilkoma dniami i nocami, a niby po śmierci Thorana miało być lepiej... Ta, jasne. Zawsze znajdowały się jakies kolejne komplikacje.
Ogarnęła się w miarę, znalazła w szafie w sypialni jakieś ubrania, najprawdopodobniej jej, pozostawione tutaj, kiedy wtedy pod koniec kwietnia opuszczała w pośpiechu to miejsce. Standardowy zestaw, skórzane spodnie i flanelowa koszula, jej szafa była pełna właśnie takich ubrań. Zaplotła mokre włosy w warkocz, aby nie przeszkadzały jej w tym, co zamierzała robić, chociaż jeszcze sama nie do końca wiedziała, co to niby miało być.
Z braku laku doprowadziła ich nocne legowisko do porządku, przeniosła pościel do sypialni i potraktowała to miejsce szybkim chłoszczyść, nie była może mistrzynią zaklęć użytkowych, ale jakoś sobie z tym poradziła. Wyczyściła również ich ubrania, które nadal cuchnęły jaskinią, czarną magią, siarką? Chuj jeden wiedział czym, ale wypadało to zrobić.
Zniknęła również w schowku z eliksirami, który był pełen dziwnych substancji, nie miała pojęcia, czy były zdatne do użytku, daty - tak spoglądała na to w jaki sposób były opisane, aż w jej dłonie wpadła spora fiolka z miksturą, którą zakupili podczas jednej ze swoich krótkich wycieczek, w bardzo dziwne miejsce. Zamknęła buteleczkę w dłoni i schowała ją w kieszeni spodni. Nie miała pojęcia, czy jest na tyle zdesperowana, aby z niej skorzystać, jednak to zawsze była jakaś alternatywa. Skoro nie mogła wyciągnąć z Roisa niczego, może to będzie jakaś metoda. Pewnie ją za to zabije, ale cóż, robiła to w dobrej wierze.
Później wyszła wreszcie na zewnątrz, usiadła na schodach, przymknęła oczy, wiatr całkiem przyjemnie muskał jej twarz. Nie miała pojęcia, czy nadal jest wkurwiona, czy może bardziej smutna? Ciężko jej było zrozumieć emocje, które ją wypełniały, czuła zresztą, że szybko nie będzie w stanie tego zrobić. To wszystko było naprawdę popierdolone i co najgorsze - sami to sobie robili.