• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Aleja horyzontalna v
1 2 3 4 5 … 10 Dalej »
5 Września 1972 | The Morning Fog | Brenna & Pandora

5 Września 1972 | The Morning Fog | Brenna & Pandora
Czarodziej
“People will forget what you said and what you did, but people will never forget how you made them feel.”
Wiecznie uśmiechnięta dziewczyna o dużych, czekoladowych oczach i dołeczkach w polikach. Ma niecały metr siedemdziesiąt wzrostu oraz szczupłą, względnie wysportowaną sylwetkę. Wyróżnia się charakterystyczną dla Turcji urodą na Londyńskich ulicach — ciemniejszą karnacją, długimi i gęstymi włosami, ciemnymi rzęsami. Zwykle odstaje ubiorem i zachowaniem od typowo angielskich dziewcząt. Mówi dużo i wyraźnie, ale gdy wpada w słowotoki, czasem przebija się odrobina akcentu. Jest bardzo bezpośrednia, uwielbia się śmiać.

Pandora Prewett
#1
10.01.2025, 22:03  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 10.01.2025, 22:04 przez Pandora Prewett.)  
Pandora przeciągnęła się leniwie, wyciągając do góry ręce, a torba na jej ramieniu zakołysała się leniwie, wydając z siebie charakterystyczny stukot. Miała w środku mnóstwo narzędzi. Pogoda wciąż była ładna, ale różnica temperatur pomiędzy nocą a dniem sprawiła, że cały Londyn spowity był delikatną, srebrną mgłą. Słońce nie wyjrzało jeszcze dobrze zza chmur, więc rześkie powietrze mogło zarumienić policzki. Wiatr zaczynał pachnieć jesienią, co bardzo lubiła przy zmieniających się porach roku. Obróciła głowę, spoglądając na Brennę, z którą spotkała się chwilę wcześniej i obdarzyła ją pogodnym, wdzięcznym uśmiechem. Wcale nie musiała się zgadzać na jej głupie pomysły w nachodzeniu ludzi, którzy mogli sobie tego nie życzyć, ale Prewettównie nie dawało to spokoju. Czasy, w których przyszło im żyć, były naprawdę paskudne, złych ludzi było pełno i coraz chętniej wychodzili z cienia. Robiła, co mogła, aby pomóc — zwłaszcza czarodziejom pół krwi lub mugolskiego pochodzenia, którzy byli na celowniku podopiecznych Voldemorta. Słyszała, że jego imienia się nie wymawiało, ale nie mogła tego zrozumieć i zaakceptować. To tylko potęgowało panikę, powodowało, że strach względem czarnoksiężnika narastał i dzielił ludzi, a przecież teraz powinni być zjednoczeni.
- Czy po naszej małej eskapadzie, dasz się porwać na kawę i drugie śniadanie? - zapytała z nadzieją w głosie, mając chęć nacieszyć się przyjaciółką. Brenna była ciągle zajęta, miała mnóstwo spraw na głowie i ratowała świat bardziej aktywnie, niż Pandora, czego trochę jej zazdrościła. Pewnie bywały dni, że miała dość i wieczory, podczas których zmęczenie odzywało się bólem każdego mięśnia i głowy. Longbottom jednak walczyła dalej, uparcie wykonując swoje obowiązki. Była pracoholiczką, a to było coś, co niewątpliwie je łączyło. Kolejna wspólna rzecz! Wolną dłonią zgarnęła luźny kosmyk włosów za ucho, a potem poprawiła torbę, rozglądając się po okolicznych domach. - Który to był numerek? Siedemnaście? A może piętnastka? Na pewno był nieparzysty!
Wszystkie budynki na Horyzontalnej miały w sobie coś unikatowego i różniły się od siebie elewacją, przez co wyglądały na wyciągnięte z różnych bajek, co Pandzie bardzo się podobało. Ogródki były zadbane, a płoty odmalowane najpewniej latem, gdy pogoda najbardziej temu sprzyjała. Niby wszystko wyglądało tak, jak zawsze, jednak trudno było nie czuć czasem podejrzliwych spojrzeń zza firanek, gdy podchodziło się zbyt blisko cudzego okna.
- Wszystko u Ciebie w porządku? Pewnie jesteście zawaleni robotą w Ministerstwie. Zauważyłam, że nocami jest dużo więcej patroli, niż ostatnio. Mam nadzieję, że nic złego się nie wydarzy. - powiedziała w jej stronę nieco ciszej, chwilę wcześniej kiwając głową z uśmiechem do jakieś starszej czarownicy. I chociaż kobieta odwzajemniła ten gest, jej spojrzenie pozbawione było zaufania, ba, czaiła się w nim iskierka strachu i niepewności. Przykro było patrzeć, jak akurat te emocje przejmowały kontrolę nad zwykłymi dniami przeciętnych ludzi.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#2
11.01.2025, 21:48  ✶  
Spotkały się rano, w mglistej godzinie przedświtu – trochę wina Brenny, bo tego dnia miała służbę i ani nie chciała, ani nie mogła przełożyć dyżuru. Do rozpoczęcia pracy pozostało jej jednak jeszcze dość czasu, aby mogła wraz z Pandorą udać się do państwa Fitzpatrick, a potem może faktycznie siąść z nią gdzieś na śniadaniu – dla Brenny pierwszym, naprawdę nie zapominała o jedzeniu i miała w torbie kanapki, ale przed wyjściem po prostu zabrakło jej czasu – i pewnie spróbować dowiedzieć się trochę więcej niż mogła wywnioskować z lakonicznej dość wymiany listów.
– Pomyślałam o kawie – powiedziała z pewnym rozbawieniem, podsuwając Pandorze jeden z dwóch kubków, które zabrała z domu. Oba były wypełnione kawą, w przypadku Brenny mocną, pozbawioną mleka i cukru (nawet jeśli wolała tak naprawdę słabszą, ale praca już dawno sprawiła, że zaczęła od kawy oczekiwać głównie tego, by była pełna kofeiny), a dla Pandory już z dodatkami. – Jeśli chodzi o śniadanie, zależy trochę, ile tutaj zejdzie, ale myślę, że się wyrobimy – stwierdziła, zerkając odruchowo na zegarek: stary, z trochę porysowaną tarczą, kiedyś luksusowy, ale to „kiedyś” bez wątpienia było bardzo, bardzo wiele lat wcześniej. Szybkie kalkulacje wskazywały na to, że w najgorszym wypadku będzie mogła poświęcić pół godziny, po prostu nie pojawi się w pracy wcześniej.
Chciała zadać parę pytań. A poza tym chciała po prostu poświęcić trochę czasu Pandorze, bo jej ton wskazywał na to, że faktycznie zależało jej na rozmowie. Nie wspominając już o tym, że list od Prewettówny przypomniał Brennie o słowach Laurenta sprzed paru dni – na balu Prewettów mieli ogłosić zaręczyny… Było to zaskakujące, ale też trochę zbyt delikatne, aby Brenna uznała za stosowne dopytywać ją o ten temat listownie.
– Piętnaście. Drugie piętro – przypomniała, zadzierając głowę, by spojrzeć w okna mieszkania. – Nie poznałaś ich, prawda?
Pani Fitzpatrick była mugolaczką, a oboje pracowali po prostu w okolicznych sklepach. Nie żeby Brenna podejrzewała Pandorę o uprzedzenia na tym tle. Pandora zawsze zdawała się Brennie kobietą z sercem na dłoni, pełną ciepła, troszczącą się nie tylko o swoich bliskich, ale też wrażliwą na krzywdę innych, i nie dbającą w pierwszej kolejności o własny interes. Jeśli takie osoby przeszłyby na tę drugą stronę… to chyba nie byłoby już o co walczyć. Nawet jeżeli zawsze gdzieś z tyłu głowy Longbottom czaiła się ostrożność, to nie tak dawno temu Pandora przecież prosiła, aby poduczyć jej walki właśnie dlatego, że spodziewała się, że prędzej czy później może znaleźć się w kłopotach z powodów śmierciożerców.
– Wszystko w porządku, dużo pracy było latem, ale teraz trochę się uspokoiło. Mam trochę prywatnych spraw do pozałatwiania, ale też bez specjalnych szaleństw – odparła lekko, przenosząc wzrok na Pandorę. – A ty? Miałaś czas potrenować trochę szermierkę? Przepraszam, że w ostatnich dniach nie mogłam ci pomóc.
Miała trochę inne plany, które wprawdzie się posypały, ale natychmiast zostały zastąpione jeszcze innymi planami.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Czarodziej
“People will forget what you said and what you did, but people will never forget how you made them feel.”
Wiecznie uśmiechnięta dziewczyna o dużych, czekoladowych oczach i dołeczkach w polikach. Ma niecały metr siedemdziesiąt wzrostu oraz szczupłą, względnie wysportowaną sylwetkę. Wyróżnia się charakterystyczną dla Turcji urodą na Londyńskich ulicach — ciemniejszą karnacją, długimi i gęstymi włosami, ciemnymi rzęsami. Zwykle odstaje ubiorem i zachowaniem od typowo angielskich dziewcząt. Mówi dużo i wyraźnie, ale gdy wpada w słowotoki, czasem przebija się odrobina akcentu. Jest bardzo bezpośrednia, uwielbia się śmiać.

Pandora Prewett
#3
11.01.2025, 23:30  ✶  
Gdyby miała wymienić pięć rzeczy, które lubi najbardziej na świecie, to zaraz obok czasu spędzanego z Laurentem i rodziną, był czas z Brenną. Miała do niej tyle szacunku i podziwu z to, jak angażowała się w pomoc innym, zwłaszcza w tych trudnych czasach. I dlatego też nie marudziła aż tak na to, jak brunetka była zajęta. Ciężko pracowała dla bezpieczeństwa magicznego Londynu, często przy tym narażając samą siebie.
- Jesteś najlepsza, jak Merlina kocham. - uśmiechnęła się do niej promiennie, rozczulona tym drobnym gestem. Uwielbiała kawę i nie umiała bez niej funkcjonować, pijąc przynajmniej trzy kubki na dobę plus minimum jedną, mleczną. I jako druga kawa, taka właśnie była doskonała. Zaciągnęła się zapachem z naczynia, które szczelnie zamknęła w dłoniach. - Mhmm.. Niewiele jest rzeczy przyjemniej pachnących w jesienny poranek, niż kawa, prawda? - zauważyła z nutą rozmarzenia w głosie, pozwalając sobie na łyk. Niezmiennie wychodziła z założenia, że trzeba cieszyć się z małych rzeczy. - Postaram się działać szybko, pewnie też mają mnóstwo zajęć. No i jestem pewna, że nie zjadłaś porządnego śniadania.
Ludzie często zapominali o tym posiłku, a przecież zapewniał on energię na cały dzień. Z odrobiną tęsknoty pomyślała za miską swojej owsianki z owocami, którą zjadła rano. Gdyby Brenna chciała o coś ją zapytać, to nie istniał temat, którego by z nią nie poruszyła. Nie była kobietą wielu sekretów, zwłaszcza względem przyjaciół. Kolejny łyk kawy sprawił, że od środka zaczęło się Pandorze robić cieplej. Doceniała takie chwile, bo nawet jeśli srebrna mgła spowijająca ulice mogła kryć niebezpieczeństwo, wciąż pięknie mieniła się w promieniach nieśmiało wyglądającego zza szarych chmur słońca.
- Nie, nie miałam jak podejść, bo musiałam domknąć kilku umów z ojcem. Planuje nowe kasyno w jednej z nadmorskich miejscowości, a jeden z Panów był bardzo zainteresowany tematem koni. - wyjaśniła z nutą żalu w głosie, bo naprawdę chciała ich złapać na rozmowę i dowiedzieć się więcej. Nie była zbyt szczęśliwa z ilości tych wszystkich spotkań, ale musiała pomóc rodzinie. Taki był obowiązek i poniekąd jej przeznaczenie. Pandora bardzo lubiła pracować, pilnować własnego rozwoju i jednocześnie móc pomagać dzięki temu innym, ale te sztywne zasady i stroje psuły całą zabawę.
- Okropne, to co się ostatnio dzieje. Sporo mówią na Pokątnej. Ludzie się boją, podejrzewają wzajemnie i ma to wpływ na całe rodziny. Niech piekło pochłonie tego, kto do tego doprowadza. Przysięgam, sama bym go wrzuciła dementorom na pożarcie. Przykro mi, że tak się zaharowujesz Bri. - przerwała na chwilę z ciężkim westchnięciem, odwracając głowę w jej stronę i omiotła ją troskliwym, łagodnym spojrzeniem. - Uważaj na siebie, dobrze? Nie chciałabym, żeby coś Ci się stało. Oczywiście! Trochę trenowałam, zarówno to, jak i turecki, z czego matka się bardzo cieszy i dziadkowie. Sama mam dużo pracy, staram się stworzyć więcej narzędzi, które mogłyby być pomocne dla ludzi. I nie masz za co mnie przepraszać! Rozumiem, jak zajęta jesteś. Martwi mnie tylko to, że pewnie zapominasz o sobie.
Zakończyła swój monolog, pozwalając sobie na chwilę przenieść spojrzenie na numery mijanych domów. Były dopiero przy jedenastce, więc miały jeszcze kilka chwil spaceru. Głupio jej było pytać, jak naprawdę sprawy się mają i ilu ludzi ostatnio zostało zamordowanych -pewnie nawet nie mogła udzielać takich informacji, a gazety już dawno — od Beltaine, przestały robić z tego sensacje. Śmierć zdawała się wedrzeć do codzienności, co było naprawdę paskudne. - O właśnie! Dla Ciebie też mam koliberka, może Ci się przyda.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#4
13.01.2025, 16:31  ✶  
– Każdy, kto przynosi kawę, jest najlepszy. I kto przynosi czekoladę. Mam w kieszeni parę cukierków, jeśli masz ochotę – powiedziała Brenna, unosząc kawę do ust, by upić parę łyków: kawa wciąż była ciepła, ale już nie na tyle gorąca, by trzeba było uważać przy jej piciu. – Nie ma pośpiechu, myślę, że najważniejsze, żeby założyć zabezpieczenie. Planujesz coś konkretnego? Jakąś specjalną pułapkę? I mam w torbie trzy kanapki i pudełko z lunchem, nie wiem, czemu absolutnie wszyscy ostatnio podejrzewają mnie o to, że nie jem. Czy ja zapadłam na jakąś śmiertelną, wychudzającą człowieka chorobę, i nic nie zauważyłam? – zażartowała, odruchowo zerkając na swój nadgarstek. Był szczupły, ale nie wychudzony: Brenna genetycznie została zaprogramowana na wysokiego chudzielca, a duża aktywność fizyczna wyrównywała wszystkie pochłaniane przez nią kalorie.
Jadła. Często w pośpiechu, niekoniecznie o równych godzinach, ale praktycznie zawsze miała przy sobie jakąś przekąskę, nie rezygnowała ze śniadań – od często pochłaniała je już przy swoim biurku, zerkając na papiery – i zawsze pilnowała, aby po południu zjeść coś konkretniejszego. Nie dało się funkcjonować na dłuższą metę na pełnych obrotach, jeżeli nie spałeś porządnie i nie jadłeś, więc Brenna tego drugiego naprawdę pilnowała, zwłaszcza że wiele osób w jej otoczeniu jakoś o tym zapominało, więc próbowała pamiętać o tym i za nich.
– Normalnie poprosiłabym przyjaciela, żeby postawił jakieś pieczęcie, ale jest teraz mocno obłożony. – Thomas w końcu zabezpieczał Księżycowy Staw, a poza tym miał własne zlecenia i jeszcze pomagał siostrze w klubokawiarni: Brenna zwyczajnie nie miała sumienia, aby ciągnąć go z dnia na dzień i tutaj, po tym, jak napisała do niej Pandora.
Brakowało im zasobów w stosunku do potrzeb. Mogłaby zapłacić komuś z zewnątrz, żeby wykonał takie zlecenie, ale już samo zatrudnienie kogoś niepewnego tworzyło pewną lukę w bezpieczeństwie i sprawiało, że Brenna się nad tym wahała. W tym przypadku na całe szczęście jednak i Pandora przyniosła informację, i od razu rozwiązanie problemu.
– Uprzedziłam ich listownie, że dzisiaj rano wpadniemy, ale też nie miałam czasu wcześniej wpaść… bez przesady. Mnie to nie dotyczy aż tak bardzo – westchnęła Brenna. Jasne, m o g ł a stać się celem ataku jako zdrajczyni krwi, ale w ostatecznym rozrachunku wciąż była w lepszej sytuacji niż mugolacy. Nimi prawie nikt by się nie przejął, większość nie miała do kogo iść po pomoc, nie było ich stać na to, aby naprawdę dobrze zabezpieczyć mieszkanie albo kupić lokal, o którego istnieniu nikt nie wiedział.
I nikt nie mówił jej, że powinna umrzeć tylko z powodu krwi, która płynęła w jej żyłach. Ją chcieli zamordować z powodu wyborów, które sama podjęła.
– Dobra z ciebie dusza, Panda – stwierdziła łagodnie, na moment obejmując lekko Pandorę ramieniem. Domyśliła się, jakie poglądy miała Prewettówna na te sprawy, ale od tolerancyjnych poglądów do poświęcania czasu, zasobów oraz starań ku temu, aby faktycznie pomóc, była daleka droga. I gdyby nie znajdowały się na środku Horyzontalnej, gdzie każdy mógł je usłyszeć, może powiedziałaby na ten temat już więcej: bo przecież pewien wstęp poczyniły już kilka tygodni temu, kiedy rozmawiały o tym, że Pandora byłaby bardzo chętna do zaangażowania się, gdyby gdzieś była potrzebna…
Brenna czasem miała wrażenie, że jest w takich sprawach za mało ostrożna, a czasem – że za bardzo. Może powinna działać szybciej. Może dałoby się zrobić więcej, gdyby wcześniej sama poprosiła Pandorę o spotkanie.
– Zapewniam, że czuję się doskonale. I o… nie spodziewałam się – mruknęła, bo jeśli mówiła o tych koliberkach, których używali w New Forest, to… cóż, to był bardzo cenny prezent. – To co? Na górę? – spytała, pchnęła drzwi wejściowe, a potem skierowała się prosto ku schodom.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Czarodziej
“People will forget what you said and what you did, but people will never forget how you made them feel.”
Wiecznie uśmiechnięta dziewczyna o dużych, czekoladowych oczach i dołeczkach w polikach. Ma niecały metr siedemdziesiąt wzrostu oraz szczupłą, względnie wysportowaną sylwetkę. Wyróżnia się charakterystyczną dla Turcji urodą na Londyńskich ulicach — ciemniejszą karnacją, długimi i gęstymi włosami, ciemnymi rzęsami. Zwykle odstaje ubiorem i zachowaniem od typowo angielskich dziewcząt. Mówi dużo i wyraźnie, ale gdy wpada w słowotoki, czasem przebija się odrobina akcentu. Jest bardzo bezpośrednia, uwielbia się śmiać.

Pandora Prewett
#5
30.01.2025, 23:58  ✶  
- No dobra, faktycznie każdy jest wtedy kochany, okazując troskę w małych gestach, ale muszę przyznać, Panno Longbottom — do Ciebie mam po prostu słabość. - wyznała z odrobinę teatralnym westchnięciem, wzruszając ramionami i zerkając w jej stronę ze szczerym, łagodnym uśmiechem. Miała to nieodparte wrażenie, że znała ją całe życie i przez sposób bycia brunetki, instynktownie jej ufała. Nie wątpiła w jej dobre serce i szczere intencje, a Pandora zwyczajnie takich ludzi uwielbiała. Laurie też tak miał, nawet jeśli czasem wychodził z niego mały egoista. - Po prostu się o Ciebie wszyscy martwimy, bo wiemy, że świat nie będzie już tak piękny i bezpieczny, gdyby coś Ci się stało! A jedzenie to sama przyjemność i pomaga zachować siły i trzeźwy umysł. Wybacz, Ciebie też widocznie traktuje, jak młodszą siostrę.
Upiła kawę z odrobiną zakłopotania, bo przecież wcale nie musiała sobie życzyć takiej nadopiekuńczości. Z drugiej jednak strony, każdy, kto znał Pandorę, to wiedział, że ona już tak po prostu miała i w jej zachowaniu nie kryło się żadne drugie dno. Na pytanie o pułapki, stuknęła palcami w kubek, podnosząc głowę i spoglądając na jaśniejące niebo.
- Myślałam o zamontowaniu im koliberka w drzwiach, aby sprawdzali, kto probuje się dostać do środka. Warto też zrobić drugi zamek, zaklęcia zabezpieczające i chociaż jedno alarmujące ich o ewentualnej próbie przejścia bez zaproszenia.
Nie była pewna, czy to były dobre pomysły i w ogóle uda się je zrealizować, bo nie miała pojęcia, jaki typ drzwi i dotychczasowych zabezpieczeń mieli. No i czy dom był, bo potencjalny właściciel mógłby się nie zgodzić. Kolejny łyk kawy sprawił, że Pandora znów mruknęła z zadowoleniem. Starała się cieszyć spotkaniem, nie zamartwiać o nią przesadnie — na głos, bo pewnie potem będzie trochę marudziła w myślach o tym, jak to bardziej przy jej zawodzie powinna o siebie dbać.
- Postaram się go godnie zastąpić i zabezpieczyć tych ludzi bez pieczęci. - brzmiała optymistycznie i dziarsko, pewna siebie. Może nie była ekspertem w wielu dziedzinach, ale na swojej robocie się znała. Praca na wykopaliskach i rzeczy, które pokazywał jej Cathal — modele pułapek, zabezpieczeń i konieczność utrzymania precyzji oraz prędkości w pokonywaniu ich bardzo mocno wpłynęły na jakość jej pracy. Konstruowanie nowych — zarówno mechanicznych zabawek, jak i prototypów zamków weszło na wyższy poziom. - Dobrze, będą wiedzieli, żeby nas wpuścić. Mhm, obawiam się, że teraz to dotyczy każdego, kto się nie zgadza z rewolucjonistami spod ciemnej gwiazdy.
Ciężkie czasy przyszły. I wcale nie zapowiadało się, że będzie lepiej! Miała wręcz wrażenie, że granice Nokturnu się poszerzają, a podejrzani ludzie w pelerynach rozpierzchnęli się po wszystkich zakamarkach Londynu. Patrzono sobie na ręce, dolewano sobie eliksirów do napojów i starano się po prostu być bezpiecznym, chociaż wielu nie miało z tym szczęścia. Podobnie jak Brennę, ją też pewnie zlikwidowaliby za wybory, których dokonała. Bo krew przecież nie miała znaczenia względem tego, jakim było się człowiekiem.
- Nie mniej dobrym niż Ty Bren. Równowaga musi zostać zachowana, nie? Jesteśmy warte przynajmniej pięciu takich z czarnym sercem i myślami. - rzuciła z rozbawieniem, odwracając twarz w jej stronę, a wolną dłonią przez chwilę dotknęła jej dłoni, gdy ją objęła. Longbottomówna z łatwością mogła dostrzec rumieńce na jej polikach, zrobiło się jej po prostu miło i chciała, aby miała pewność, że zawsze będzie jej stronie. I zawsze jej pomoże na tyle, jak bardzo będzie umiała. Myślenie, że dwie osoby zbawią świat, było snem na jawie, ale od czegoś trzeba było zacząć i wskrzesić iskierkę nadziei dla innych ludzi. Dobro szerzyło się szybciej niż zło, Pandora bardzo w to wierzyła.
- Chociaż tak mogę sprawić, że będziesz odrobinę bezpieczniejsza. - zaczęła z odrobiną zakłopotania, znów myśląc, że nadopiekuńczość ją wypłoszy w jakiś sposób. Nie chciała jej urazić, a Brenna była przecież silną i niezależną kobietą. Pewnie dlatego tak się dogadywały, były podobne pod wieloma względami.
- Tak, na górę! Jestem ciekawa, co nas tam czeka. Mam nadzieję, że mają jakiekolwiek podstawy bezpieczeństwa, a nie drzwi, niczym od karczmy. - dodała ciszej z odrobiną niepokoju, bo niestety, ale wielu ludzi o tym nie myślało. Schody pokonały szybko, a kilka sekund później, Pandora zastukała kilka razy metalową obręczą na środku drewnianej powierzchni. Spojrzenie brązowych oczu uważnie lustrowało materiał, z którego drzwi były wykonane, jakby szukała śladów ingerencji lub prób włamania.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#6
01.02.2025, 20:00  ✶  
– Być ulubienicą najpopularniejszej czarownicy w Wielkiej Brytanii? To naprawdę zaszczyt – odparła Brenna znad swojego kubka, uśmiechając się do Pandory lekko. Pomyślała mimowolnie, że chociaż ona i Laurent pozornie bardzo byli od siebie różni, ogień i woda, ciemnowłosa, energiczna panna i jasnowłosy, delikatny chłopak, to w tym łączyło ich ogromne podobieństwo. Bardzo chcieli widzieć w ludziach tylko to, co najlepsze. Czasem widzieli w nich nawet to, czego nie widział nikt inny – i Brenna sama nie wiedziała, czy dlatego, że mieli w sobie tyle dobrych emocji wobec innych, czy może jednak trochę ludzi takich jak ona przeceniali.
– Hm… zaklęcia będą nietrwałe – stwierdziła z pewnym zastanowieniem. – Koliberek brzmi dobrze. Sądzisz, że mógłby… nie wiem, na przykład zacząć wibrować, żeby ich jakoś zawiadomić, jeśli coś byłoby nie tak? Ktoś na przykład próbowałby naruszyć drzwi albo coś takiego?
Nie znała się do końca na zaklęciach, mechanizmach i runach tego typu. Brenna była całe lata ogromnie uprzywilejowana, mieszkając w Warowni, jednym z najbezpieczniejszych miejsc w Anglii. Dopiero teraz, gdy usiłowała zabezpieczyć Księżycowy Staw oraz własną, zupełnie niemagiczną dotąd kamienicę, zrozumiała w pełni, jak wielu środków, czasów i pracy specjalistów to wszystko potrzebowało. Myślała mgliście, że może w ramach Zakonu kilku specjalistów mogłoby się zająć tego typu działaniami dla tych, którzy sami nie mogli sobie pozwolić, ale… ta myśl zderzała się z inną: że nie jest dobrą osobą do ogarniania takich rzeczy.
A Patricka już nie było.
(Za tą myślą szły zresztą kolejne, przyprawiające o ściskanie żołądka: że znikali po kolei, Derwin, Mavelle, Danielle, Vincent, Patrick, poza tym jeszcze Charlie, Avelina, Castiel i… nawet nie chciała o tym myśleć. I chociaż to nie tak, że została sama, to obok nie było już nikomu, komu mogłaby po prostu powierzyć pilnowanie swoich pleców. Ci, którzy zostali, za wiele nieśli własnych ciężarów albo nigdy nie wciągnęłaby ich bez wahania w tak szaleńcze akcje jak Mav, Vinca, Derwina czy Patricka.)
– Jestem pewna, że dasz sobie radę, skoro ogarniasz jakieś stare pułapki dla archeologów. Nawet sobie nie wyobrażam, jak na co dzień wygląda twoja praca. Chociaż tutaj chyba unikniemy takich, jakie zostawia się w grobowcach, co obcinają ręce czy rzucają mordercze klątwy i tak dalej… – powiedziała, już wspinając się po schodach. Nie mniej dobra niż ona? Chyba lepsza: Pandora była samym słońcem, a w duszy i umyśle Brenny wiele było cieni. Po prostu nie pozwalała im zwykle się wydostać – nie pokazywała ich innym, bo nie potrzebowali dodatkowych problemów. – Dziękuję ci, naprawdę. Jestem pewna, że się przyda.
Brenna miała pewien problem z przyjmowaniem prezentów, znacznie większy niż z ich dawaniem – bo obdarowywała innych bardzo chętnie. Mimo to nie była urażona ani spłoszona, na pewno nie uważała, że Prewettówna sugeruje, że nie poradzi sobie sama. Była tylko człowiekiem i doskonale zdawała sobie sprawę ze swoich ograniczeń i z tego, że w dzisiejszych czasach nie jest bezpieczna: nikt z nich nie był bezpieczny.
Coś zgrzytnęło, ktoś popatrzył chyba przez wizjer, a potem drzwi się otworzyły i na progu stanęła czarownica, szczupła, o delikatnej urodzie. Uśmiechnęła się do nich, trochę nerwowo, a słowa powitania wypowiedziała tak cicho, że ledwo słyszalnie. Brenna przywitała ją, jak gdyby nigdy nic, jak zwykle z pogodnym uśmiechem, przedstawiła Pandorę, krótko wspomniała o lepszym zamku, koliberku i może dodatkowym mechanizmie, a potem pozwoliła, aby pani domu zadała ewentualne pytania bezpośrednio Prewettównie. Nie wtrącała się sama: w końcu to Pandora była tutaj specjalistką.
– To co? Do dzieła? Mam ci jakoś pomóc, tak w ramach przynieś, wynieś, pozamiataj czy usunąć się na bok, żebyś mogła się skupić i wszystko ogarnąć? – spytała, kiedy rozmowa z trzecią czarownicą dobiegła końca.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Czarodziej
“People will forget what you said and what you did, but people will never forget how you made them feel.”
Wiecznie uśmiechnięta dziewczyna o dużych, czekoladowych oczach i dołeczkach w polikach. Ma niecały metr siedemdziesiąt wzrostu oraz szczupłą, względnie wysportowaną sylwetkę. Wyróżnia się charakterystyczną dla Turcji urodą na Londyńskich ulicach — ciemniejszą karnacją, długimi i gęstymi włosami, ciemnymi rzęsami. Zwykle odstaje ubiorem i zachowaniem od typowo angielskich dziewcząt. Mówi dużo i wyraźnie, ale gdy wpada w słowotoki, czasem przebija się odrobina akcentu. Jest bardzo bezpośrednia, uwielbia się śmiać.

Pandora Prewett
#7
14.02.2025, 00:05  ✶  
Wywróciła oczami z rozbawieniem. Wcale nie była najpopularniejsza, a już na pewno tytuł ten nie sprawiał jej żadnej przyjemności. Plusem była możliwość wykorzystania go do rozgłoszenia spraw charytatywnych, ale poza tym, było to raczej upierdliwie. No i sprawa z Hjalmarem - Pandora nadal sądziła, że całe jej dziedzictwo go po prostu przerazi do tego stopnia, że ucieknie znów na Islandię.
- To po prostu Twój urok osobisty i Twoje dobre serce. - stwierdziła lekko, wzruszając delikatnie ramionami, a brązowe pasma włosów zakołysały się leniwie. Jeśli ktoś mógł uratować świat, była to Brenna i Pandora bardzo chciała być tego częścią. Cieszyła się, że jej ukochany brat miał w najbliższym otoczeniu kogoś takiego jak Longbottom i do tego Victoria, która zdawała się zawsze mieć na niego oko. Była jeszcze ich niezastąpiona Flo! Czasy były chaotyczne i trudne, samemu było ciężko przetrwać ze zdrową i rozsądną głową.
- Tak, mogę mu przestawić mechanizm tak, aby reagował wibrowaniem i poleciał do właściciela. To doskonały pomysł! Myślałaś, żeby pomyśleć nad tworzeniem projektów? Może podsunęłabyś mi nowe rozwiązania. - ożywiła się jeszcze bardziej, a małe trybiki w jej głowie zaczęły szybciej pracować. Mogłyby i pod tym względem stworzyć naprawdę dobry duet, Brenna miała dużo doświadczenia w terenie i z marionetkami czarnoksiężnika, więc mogłaby zaproponować rozwiązania, o których Prewettówna by nawet nie pomyślała. Może powinna skupić się na pracy nad zaklęciami defensywnymi i ofensywnymi, które mogłaby zastosować w swoje mechanizmy?
Nie mogła wiedzieć o tym, co działo się w sercu i w głowie czarownicy. Jak silna była tęsknota i lęk, narastająca samotność. Byli ludzie, których nie dało się zastąpić i zwyczajnie nie powinno się tego robić, ale gdy Ci znikali jeden po drugim — wyjeżdząc z Anglii lub co gorsza, umierając, można było zwariować. Obydwie były towarzyskie i Pandora umiałaby to zrozumieć, ale czy znalezienie słów pocieszenia w tym przypadku było możliwe? Chyba nie. Jedyne co to złożenie obietnicy, że się drugiego człowieka nie zostawi, niezależnie od okoliczności — pomijając oczywiście dosłowne opuszczenie świata. O śmierci jednak Prewettówna nie myślała wcale, nawet jeśli ta czaiła się gdzieś za rogiem.
- Może takie by najlepiej działały na bezduszne potwory? W końcu oni też chcą coś ukraść. A moja praca — cóż, tak długo, jak zajmuje się kilkoma rzeczami naraz, jest fascynująca i niesamowita. Nie mogłabym jednak skupić się tylko na jednym, gdy wszystkie te dziedziny tak ciasno się splatają. Ciekawe, czy dałoby się stworzyć mechanicznego węża, który kąsałby i wstrzykiwał truciznę w każdego, kto ma złe intencje? - jej dłoń uniosła się ku górze zaraz po tym, jak dopiła kawę i koniuszkiem palca przetarła wargi. Był to pomysł warty zanotowania, chociaż nie mogła znaleźć żadnego pomysłu na weryfikację — takiej pierwszej, złotej myśli. Świat zwierząt był na szczęście olbrzymi, a na takich modelach najlepiej się jej pracowało. Mogłaby zrobić wielką modliszkę, która miałaby przednie kończyny jako takie cienkie gilotyny i służyła za figurkę obronną przy wejściu. Zamrugała kilkakrotnie, jakby ją samą zdziwiły te brzydkie intencje. Wypowiadane zwykle w złości. Każdy zasługiwał na proces, a wymierzanie kar samemu nie prowadziło do niczego dobrego.
Z zamyślenia wyrwała ich czarownica, którą Pandora obdarzyła promiennym uśmiechem. Z chęcią i szczegółami odpowiadała na pytania, a jeśli coś wciąż pozostawało zagadką, otwierała torbę i wyjmowała szkice lub prototypy. Po kilku minutach dostały przyzwolenie, a kobieta poszła przynieść chyba ciasteczka, dostrzegając ich w pół puste kubeczki z kawą. Brunetka wyjęła narzędzia, które przymocowane były na pasku, który zapięła na biodrach i potem związała włosy tak, aby żaden kosmyk nie uciekał. Gdy Brenna zapytała, odwróciła się w jej stronę z opartą na biodrze dłonią. Nie mogła przegapić takiej okazji.
- Tam masz mój notes i szkicownik, a w bocznej kieszonce jest pióro lub węgiel. Jeśli masz chęć, możesz to przejrzeć i może wpadniesz na jakiś pomysł, który mogłabym w tych mechanizmach spróbować zastosować. Możesz mi też przygotować listę tego, co jest skuteczne. A ja zajmę się tymi zabezpieczeniami. - oświadczyła pogodnie, puszczając jej oczko i chwilę później, krzątała się z różdżką w kieszeni i śruboketęm w ręku przy drzwiach, co jakiś czas zapisując coś piórem na ręku — tak, żeby nie zapomniała. Coś brzdąkało, odgłos odpadających śrubek uderzających o drewnianą podłogę przerywał czasem ciszę, podobnie jak upadający śrubokręt Była jednak zbyt skoncentrowana na pracy, aby zwrócić na to uwagę.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#8
14.02.2025, 11:46  ✶  
– Moje co? – parsknęła Brenna. Znaczy się, serce miała na miejscu, i była nawet względnie dobrym człowiekiem – względnie, bo umiała być i bezlitosna – ale akurat urok osobisty nie był czymś, czym dysponowała w nadmiarze. Chociaż w zjednywaniu sobie ludzi na pewno pomagały pogoda ducha, kieszenie pełne cukierków i duża ilość pieniędzy w banku.
W jej oczach, jeśli ktokolwiek miał uratować Anglię, to tą osobą był Albus Dumbledore… a przynajmniej wierzyła w to do niedawna. Teraz coraz bardziej skłaniała się ku myśli, że muszą to zrobić sami – ale nie było co oglądać się na pojedyncze osoby. Nie istnieli wybrańcy, wskazani przez przepowiednię. Nie było żadnego Paula Atrydy ani króla, który powróci z magicznym mieczem. Nikogo, kto miałby większą moc od innych i miał pokonać Voldemorta w pojedynku. Musieli po prostu radzić sobie najlepiej jak mogli. I między innymi dlatego nie było mowy, aby przyznała Pandorze czy komukolwiek innemu, co jest nie tak. Brenna z jednej strony była otwarta i szczera, z drugiej niemówienie o pewnych sprawach stanowiło sam rdzeń jej natury. Nigdy nie było nikogo, komu powiedziałaby wszystko: a te osoby, którym mogłaby powiedzieć trochę więcej, albo nie żyły, albo opuściły Anglię.
Ale to nie tak, że była sama i nie było osób, które by jej wysłuchały. Pandora Prewett zrobiłaby to na pewno, bo była po prostu dobrą duszą, tyle że była też jedną z osób, na które Brenna czegoś takiego na pewno nie chciałaby zrzucać. Zwłaszcza, że Brenna miała w pamięci parę zdań rzuconych nie tak dawno temu przez Laurenta, i nie wątpiła, że Pandora Prewett ma własne problemy i sprawy zaprzątające jej głowę.
– Nowe rozwiązania? Ja…? Chociaż… czekaj, czytałam taką książkę… – Brenna aż przystanęła, zamyśliwszy się na moment nad zagadnieniem mugolskiej literatury science fiction i magicznych mechanizmów, które można by nimi zainspirować. Chociaż większość mechanizmów z Diuny, który przyszły jej natychmiast na myśl, była trochę zbyt mordercza, aby mogła poprosić o nie Pandorę.
Może miała kiedyś – ba, całkiem niedługo – osiągnąć ten poziom, na którym nie miałaby wyrzutów sumienia używając takich. Ale nie potrafiłaby zrzucić odpowiedzialności za ich stworzenie na Thomasa czy Pandorę.
– Może, złotko, ale obawiam się, że wtedy i ci, którzy je założyli, i właściciele mieszkania mogliby wpaść w kłopoty, więc nie możemy posuwać się tak daleko – westchnęła, na moment poważniejąc. Tak naprawdę nie była dobrym stróżem prawa i porządku, i nierzadko nie tylko naginała, ale wręcz łamała prawo, wciąż jednak wiedziała, że do niektórych rzeczy po prostu nie można się posunąć.
Słuchała wyjaśnień Pandory w milczeniu, ale z uwagą, bo może za żadne skarby Brenna nie miała zrozumieć, jak to wszystko dokładnie działa i jak jest skonstruowane, wiedza jednak, co można stworzyć w takim mieszkaniu, gdy ma się do dyspozycji wysokiej klasy specjalistę, była przydatna. A potem posłusznie przejęła notes Pandory, by przysiąść z nim na podłodze w pobliżu pracującej Prewettówny, by powoli zacząć przypatrywać się jej zapiskom i rysunkom. Brenna wątpiła wprawdzie, by potrafiła rzucić wiele przydatnych uwag, ale pracowała w Brygadzie na tyle długo, że wiedziała, jakich sztuczek czasem używają przestępcy – mogła więc zawsze zanotować parę wskazówek, które być może Pandora będzie w stanie wykorzystać. Przeglądanie projektów Prewettówny pochłonęło ją na tyle, że zapomniała o ciastkach i głowę podniosła dopiero, gdy odgłosy pracy umilkły.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Czarodziej
“People will forget what you said and what you did, but people will never forget how you made them feel.”
Wiecznie uśmiechnięta dziewczyna o dużych, czekoladowych oczach i dołeczkach w polikach. Ma niecały metr siedemdziesiąt wzrostu oraz szczupłą, względnie wysportowaną sylwetkę. Wyróżnia się charakterystyczną dla Turcji urodą na Londyńskich ulicach — ciemniejszą karnacją, długimi i gęstymi włosami, ciemnymi rzęsami. Zwykle odstaje ubiorem i zachowaniem od typowo angielskich dziewcząt. Mówi dużo i wyraźnie, ale gdy wpada w słowotoki, czasem przebija się odrobina akcentu. Jest bardzo bezpośrednia, uwielbia się śmiać.

Pandora Prewett
#9
22.02.2025, 19:05  ✶  
Wywróciła oczami z rozbawieniem i pokręciła głową, pieszczotliwie trącając ją łokciem. Nawet dobre serce miało swoje granice, a Brenna musiała teraz wiele znosić, jako przedstawicielka biura Aurorów. Wiedziała więcej, niż przeciętny czarodziej z Londynu i potencjalne zagrożenia pewnie tkwiły gdzieś z tyłu jej głowy. Aczkolwiek połączenie "bezlitosna" i "Brenna" zupełnie Pandorze nie grało. Całego kraju nie mogła zbawić jedna osoba, podobnie jak i sam Voldemort nie mógłby sam wygrać. Wszystko zależało od przysłowiowej armii, którą dookoła siebie zebrano. Wszystko było działaniem grupowym, podobnie jak powinno być w Ministerstwie, wśród Aurorów. Nie wątpiła, że brunetka miała swoje sekrety, że więcej zła czaiło się za rogiem, niż Prewettówna przypuszczała, ale nie chciała pytać. Nie chciała przekraczać granicy lub nadwyrężać zaufania, bo pewnie były to informacje poufne. Łatwo było zacząć się bać, jeszcze łatwiej wpaść w pewien rodzaj paranoi, którą ostatnimi miesiącami ich społeczeństwo wręcz emanowało.
Przytaknęła.
- Tak. Co dwie głowy, to nie jedna, nie? - wzruszyła ramionami z uśmiechem, obdarzając ją krótkim spojrzeniem. Z Pandorą było tak, że im więcej miała na głowie, tym lepiej funkcjonowała. Lubiła presje, lubiła mieć ciągle pełne ręce roboty i odpoczynek na dłuższą metę był naprawdę męczący. Nie bylo to nic dobrego, doskonale o tym wiedziała, bo zarówno ciało i jak umysł potrzebowały balansu. Ciągłe narażanie na stres, analizowanie lub niedobór snu kumulujące się przez długi czasy mogły mieć opłakane konsekwencje, nawet pod względem umiejętności magicznych. Gdy było gorzej, powtarzała sobie, że wszyscy odpoczną, gdy skończy się ta cholerna wojna, a przestępcy wypełnią cele w Azkabanie, być może nawet kilku — z pewnością z Voldemortem na czele, zaznają pocałunku dementora. Niewiele osób by na to skazała, ale on jeden — to był i tak łaskawy wymiar kary za to, co zrobił ludziom i jak namieszał w społeczeństwie i głowach.
Może i jej propozycje byłyby śmiercionośne, ale efekt można było złagodzić, zachowując jednak ideę całego mechanizmu. Nie znała jednak Diuny, nie czytała też nigdy mugolskich książek w tej akurat tematyce. - Najfajniej byłoby stworzyć jakiegoś robaczka, który wykrywałby tych, którzy wspierają Czarnoksiężnika. Może jakiś mały pająk lub wąż, który niepostrzeżenie kąsałby, uwydatniając tatuaż. Bo noszą taki, nie? Tak słyszałam, ale nigdy nie widziałam, więc nie mogę potwierdzić. Wiesz, dużo gadają na spotkaniach towarzyskich.
Zerknęła na nią znad śrubokręta, wyrwana na chwilę z zamyślenia nad drzwiami, przy których tkwiła. Zdążyła już poprawić zawiasy i zabezpieczyć je odpowiednim mechanizmem, wzmocnionym zaklęciem.
- Mhmmm, to prawda. - przyznała znów, tym razem bardziej niechętnie, nie chcąc w gruncie rzeczy na nikogo sprowadzać kłopotów. Była ostatnią osobą, która by to zrobiła. - Ah właśnie.. Byłaś na ostatniej Lithcie? - zapytała, przypominając sobie o temacie, który zaprzątał jej głowę w ostatnich dniach. Zerknęła w stronę Brenny, zaraz jednak udając, że wymienia śrubokręt krzyżykowy na płaski, wstając następnie i majstrując tym razem przy oczku w drzwiach i mając różdżkę w pogotowiu. Nie minęła pełna godzina, a brunetka stanęła z dłonią opartą na biodrze i śrubokrętem wsadzonym w jedną kieszeń, a magicznym kijem w drugą. W ręku trzymała notes, gdzie drobnym pismem tkwiło nakreślone to, co planowała ulepszyć i poprawić, aby zapewnić mieszkającej tu rodzinie jak największe bezpieczeństwo. Klejnot użyty w koliberku faktycznie się przydał, bo nieopodal drzwi tkwił niewielki przedmiot — trochę przypominający lusterko, dzięki, któremu mogli podejrzeć, kto tkwił za drzwiami bez zbliżania się do nich bezpośrednio. Rzucone było również zaklęcie tłumiące dźwięki, więc osoba na zewnątrz nie mogła słyszeć kroków lub rozmów tych, które były w środku. Podsunęła listę przyjaciółce. - Myślisz, że to wystarczy, czy o czymś zapomniałam?
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#10
26.02.2025, 10:15  ✶  
Brenna nawet nie zastanawiała się, czy lepiej funkcjonowała mając dużo do roboty, czy mało. Od małego nie umiała usiedzieć długo na miejscu, a poza tym miała naturę kogoś, kto miał problemy z zostawianiem spraw ich własnemu biegowi: co czasem bywało zaletą, a czasem wadą. Nigdy dotąd jej to nie męczyło. Teraz… teraz trochę owszem, bardziej psychicznie niż fizycznie, bo czuła, że absolutnie wszystko robi źle, ale nawet jeżeli przez moment była bliska zatrzymania się, to skończyło się to rzuceniem w wir jeszcze mocniej niż dotychczas. Był to pęd do samozagłady po prawdzie, bo sama już nie wiedziała, czy za czymś goni, czy przed czymś ucieka: być może chodziło o jedno i drugie. Biegła ku ogniu, jak ćma lecąca do ogniska, ale chyba nawet gdyby wiedziała, jak to ma się skończyć, nie zatrzymałaby się – od dawna przecież zdawała sobie sprawę z tego, że dla takich jak ona nie ma żadnego „długo i szczęśliwie”. Tacy jak ona, szybko kończyli w grobach.
– To w ogóle możliwe? – zdziwiła się Brenna. Założyła, że Pandora raczej żartuje: gdyby to było tak proste, Ministerstwo przecież stosowałoby ten sposób. – Nie wszyscy noszą tatuaże. Złapaliśmy parę osób, które walczą za Voldemorta, a ich nie nosiły – dodała z westchnieniem. Podejrzewała, że to albo były płotki, niegodne dania im większego dostępu, albo ludzie, którzy dopiero starali się o przyłączenie do wewnętrznego kręgu. Jak ci, którzy usiłowali zamordować Thomasa Hardwicka parę lat temu.
Mogli być wszędzie.
Śmierciożercy albo ci, którzy im pomagali.
I to przyprawiało Brennę o coraz większą i większą paranoję. Nie była już pewna, czy naprawdę jest w stanie zaufać komukolwiek, zwłaszcza po lecie.
– Nie, byłam w pracy – mruknęła. Litha. To była… trudna data. Tegoroczny sabat namieszał jej koszmarnie w głowie i naprawdę żałowała, że na tym cholernym statku nie potrafiła zachować się rozsądniej. Trzeba było od razu zejść do ładowni, a nie zdecydować, że się nie rozdzielają. – Wiem, że działy się dziwne rzeczy w Stonehange, potem Ministerstwo je badało. Wszystko się uspokoiło, udało się… hm, oczyścić to miejsce – powiedziała z odrobiną wahania, bo część informacji w końcu nie powinna wyjść poza Ministerstwo. Duchy odeszły. Uwolniono energię, która spała pod Stonehange.
Gdy Pandora skończyła, Brenna oddała jej notatnik, a potem pochyliła się nad listą. Po prawdzie zweryfikowanie tego wszystkiego wcale nie było takie łatwe dla kogoś, kto na magicznych mechanizmach jakoś szczególnie się nie znał – czasem się na nie natykała, czasem ich używała, ale już sama konstrukcja była dla niej tajemnicą.
– Eeee… chyba wszystko w porządku? – stwierdziła, chociaż takim odrobinę niepewnym tonem. – Na pewno wiesz lepiej. To co? Żegnamy się i idziemy? – spytała, zerkając na zegarek. Miała jeszcze trochę czasu. – Możemy pójść do jednego miejsca w pobliżu wejścia do Ministerstwa, jeśli ci to nie przeszkadza. Jest mugolskie, więc jedzenie nie takie odjazdowe, jak na Pokątnej, ale przynajmniej nikt nas nie podsłucha.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Pandora Prewett (4022), Brenna Longbottom (3159)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa