10.01.2025, 22:03 ✶
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 10.01.2025, 22:04 przez Pandora Prewett.)
Pandora przeciągnęła się leniwie, wyciągając do góry ręce, a torba na jej ramieniu zakołysała się leniwie, wydając z siebie charakterystyczny stukot. Miała w środku mnóstwo narzędzi. Pogoda wciąż była ładna, ale różnica temperatur pomiędzy nocą a dniem sprawiła, że cały Londyn spowity był delikatną, srebrną mgłą. Słońce nie wyjrzało jeszcze dobrze zza chmur, więc rześkie powietrze mogło zarumienić policzki. Wiatr zaczynał pachnieć jesienią, co bardzo lubiła przy zmieniających się porach roku. Obróciła głowę, spoglądając na Brennę, z którą spotkała się chwilę wcześniej i obdarzyła ją pogodnym, wdzięcznym uśmiechem. Wcale nie musiała się zgadzać na jej głupie pomysły w nachodzeniu ludzi, którzy mogli sobie tego nie życzyć, ale Prewettównie nie dawało to spokoju. Czasy, w których przyszło im żyć, były naprawdę paskudne, złych ludzi było pełno i coraz chętniej wychodzili z cienia. Robiła, co mogła, aby pomóc — zwłaszcza czarodziejom pół krwi lub mugolskiego pochodzenia, którzy byli na celowniku podopiecznych Voldemorta. Słyszała, że jego imienia się nie wymawiało, ale nie mogła tego zrozumieć i zaakceptować. To tylko potęgowało panikę, powodowało, że strach względem czarnoksiężnika narastał i dzielił ludzi, a przecież teraz powinni być zjednoczeni.
- Czy po naszej małej eskapadzie, dasz się porwać na kawę i drugie śniadanie? - zapytała z nadzieją w głosie, mając chęć nacieszyć się przyjaciółką. Brenna była ciągle zajęta, miała mnóstwo spraw na głowie i ratowała świat bardziej aktywnie, niż Pandora, czego trochę jej zazdrościła. Pewnie bywały dni, że miała dość i wieczory, podczas których zmęczenie odzywało się bólem każdego mięśnia i głowy. Longbottom jednak walczyła dalej, uparcie wykonując swoje obowiązki. Była pracoholiczką, a to było coś, co niewątpliwie je łączyło. Kolejna wspólna rzecz! Wolną dłonią zgarnęła luźny kosmyk włosów za ucho, a potem poprawiła torbę, rozglądając się po okolicznych domach. - Który to był numerek? Siedemnaście? A może piętnastka? Na pewno był nieparzysty!
Wszystkie budynki na Horyzontalnej miały w sobie coś unikatowego i różniły się od siebie elewacją, przez co wyglądały na wyciągnięte z różnych bajek, co Pandzie bardzo się podobało. Ogródki były zadbane, a płoty odmalowane najpewniej latem, gdy pogoda najbardziej temu sprzyjała. Niby wszystko wyglądało tak, jak zawsze, jednak trudno było nie czuć czasem podejrzliwych spojrzeń zza firanek, gdy podchodziło się zbyt blisko cudzego okna.
- Wszystko u Ciebie w porządku? Pewnie jesteście zawaleni robotą w Ministerstwie. Zauważyłam, że nocami jest dużo więcej patroli, niż ostatnio. Mam nadzieję, że nic złego się nie wydarzy. - powiedziała w jej stronę nieco ciszej, chwilę wcześniej kiwając głową z uśmiechem do jakieś starszej czarownicy. I chociaż kobieta odwzajemniła ten gest, jej spojrzenie pozbawione było zaufania, ba, czaiła się w nim iskierka strachu i niepewności. Przykro było patrzeć, jak akurat te emocje przejmowały kontrolę nad zwykłymi dniami przeciętnych ludzi.
- Czy po naszej małej eskapadzie, dasz się porwać na kawę i drugie śniadanie? - zapytała z nadzieją w głosie, mając chęć nacieszyć się przyjaciółką. Brenna była ciągle zajęta, miała mnóstwo spraw na głowie i ratowała świat bardziej aktywnie, niż Pandora, czego trochę jej zazdrościła. Pewnie bywały dni, że miała dość i wieczory, podczas których zmęczenie odzywało się bólem każdego mięśnia i głowy. Longbottom jednak walczyła dalej, uparcie wykonując swoje obowiązki. Była pracoholiczką, a to było coś, co niewątpliwie je łączyło. Kolejna wspólna rzecz! Wolną dłonią zgarnęła luźny kosmyk włosów za ucho, a potem poprawiła torbę, rozglądając się po okolicznych domach. - Który to był numerek? Siedemnaście? A może piętnastka? Na pewno był nieparzysty!
Wszystkie budynki na Horyzontalnej miały w sobie coś unikatowego i różniły się od siebie elewacją, przez co wyglądały na wyciągnięte z różnych bajek, co Pandzie bardzo się podobało. Ogródki były zadbane, a płoty odmalowane najpewniej latem, gdy pogoda najbardziej temu sprzyjała. Niby wszystko wyglądało tak, jak zawsze, jednak trudno było nie czuć czasem podejrzliwych spojrzeń zza firanek, gdy podchodziło się zbyt blisko cudzego okna.
- Wszystko u Ciebie w porządku? Pewnie jesteście zawaleni robotą w Ministerstwie. Zauważyłam, że nocami jest dużo więcej patroli, niż ostatnio. Mam nadzieję, że nic złego się nie wydarzy. - powiedziała w jej stronę nieco ciszej, chwilę wcześniej kiwając głową z uśmiechem do jakieś starszej czarownicy. I chociaż kobieta odwzajemniła ten gest, jej spojrzenie pozbawione było zaufania, ba, czaiła się w nim iskierka strachu i niepewności. Przykro było patrzeć, jak akurat te emocje przejmowały kontrolę nad zwykłymi dniami przeciętnych ludzi.