• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Reszta świata i wszechświata v
1 2 Dalej »
[7.08 Jonathan & Anthony] Trust issues

[7.08 Jonathan & Anthony] Trust issues
the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#1
29.01.2025, 16:24  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 12.03.2025, 16:33 przez Anthony Shafiq.)  

—07/09/1972—
Francja, Chateau des Dragones
Jonathan Selwyn & Anthony Shafiq
[Obrazek: xRXP6Ha.png]

„Przyjaciel to osoba, z którą mogę być szczery. Przed nim mogę myśleć na głos. Jestem wreszcie w obecności mężczyzny tak prawdziwego i równego, że mogę zrzucić nawet te najskrytsze szaty dysymulacji, uprzejmości i drugiej myśli, których mężczyźni nigdy nie odkładają i mogą się z nim obchodzić z prostotą i całością, z jaką jeden atom chemiczny spotyka się z drugim. ”

Ralph Waldo Emerson



Rozwiązanie sprawy francuskiej ucieszyło Anthony'ego, zupełnie tak, jakby odsunięty został jakiś niewygodny temat w biurze, który wymagał jego minimalnego zaangażowania. Bo kiedy tylko zniknął, odsłonił inny, ten który był właściwy i dyplomacie, a który gniótł w sobie niemal już miesiąc.

Cały czas nie było czasu. Nie było miejsca. Tu zajęte Little Hangleton z wrażliwą żałobą Lorien, tu Aleja Horyzontalna okupowana przez jego pociotki, które w każdej chwili mogły przyjść z problemem i - co oczywiste - otrzymać odpowiednią pomoc, ale do tej rozmowy, do tej konkretnej rozmowy, Anthony potrzebował zarówno czasu jak i przestrzeni. Potrzebował absolutnego spokoju, aby móc opowiedzieć przyjacielowi o tym, jak bardzo jest wkurwiony.

Ciężko było nazwać tę emocję inaczej i była to unikatowa emocja na skalę całej Anglii, rzadko bowiem Anthony Shafiq był zdenerwowany, a jeszcze rzadziej mówił o tym wprost, szczególnie gdy chodziło o najbliższych mu towarzyszy. Niejednokrotnie przedkładał własne dobro i komfort, aby tylko upewnić pozostałych jeźdźców o swoim oddaniu. Będąc "honorowym" ślizgonem w pewien sposób nosił plakietkę "tego złego", który knuje, nie jest do końca szczery, taki dziwny, taki śliski w swoim oddaniu wężom, to znaczy smokom tak tak, Anthony, na pewno chodzi o smoki. A więc dokładał wszelkich starań, by dbać o ten najbliższy krąg, o Charlotte i jej latorośle, o drugą połowę swojej duszy i jej niekończące się szaleństwo. Tylko o Jonathana nie musiał dbać za bardzo, bo ten - jak mu się wydawało - doskonale sobie radzi sam. Otrzymawszy zadanie realizuje je, może "ratować" swojego pracodawcę z opresji kontaktu zbyt częstego z podwładnymi i zbyt wysokiej częstotliwości podpisów na godzinę. Był obok, zawsze, ze swoim śnieżnobiałym uśmiechem, przyjemną wodą kolońską i doskonale skrojonymi ubraniami podkreślającymi przyjemną dla oka sylwetkę.

Lojalny. Wierny. Zdrajca.

W ferworze przygotowań, godzin rozmów z ludźmi, którzy przez lata pojawiali się w jego życiu w przeróżnej intensywności, odsuwał od siebie konieczność konfrontacji z Jonathanem. Szczególnie teraz, szczególnie gdy gnębiła go przeszłość (o której też nie powiedział mu wcześniej ANI SŁOWA!), spędzając sen z powiek i zmuszając do kilku zabiegów u Potterów więcej, by ukryć rosnące cienie pod oczami osadzonymi na zatroskanej twarzy. Teraz jednak "sprawa francuska" została zakończona, a temat dręczony Shafiq'a powrócił.

Może powinien poczekać. Może powinien podejść do tematu łagodniej. Z wyczuciem. Może sam nie potrafił słuchać swoich rad, gdy nerwy sięgały zenitu, a zmęczenie szarpało za struny duszy mocniej niż zwykle. Może to spotkanie z Erikiem otworzyło mu oczy na problem, o którym co prawda młody Longbottom nie mówił nic, ale sama analiza ich relacji doprowadziła go do niezbyt miłych refleksji na temat problemów z zaufaniem. I nie było to zaufanie względem kochanka.

Weszli na teren winnicy już po zmroku. Był pozornie rozluźniony, składając swoje milczenie na karb przebytej podróży, ale też natury, która wcale nie była zbyt ekstrawertyczna. Potrafili milczeć w swoim towarzystwie, teraz jednak powietrze wibrowało niezbyt przyjemną ciszą. Anthony był napięty, nie przygotował się zbyt dobrze, nawet z Morpheusem nie podzielił się swoim planem, który wyszedł dość spontanicznie po przekazaniu radosnych nowin.

Musimy to opić, teraz kiedy Francja jest już bezpieczna. Też chciałem wieczorem skoczyć do Domu Smoków, wyciągnąć nogi, spróbować zeszłego rocznika, nie... nie martw się, to nie ta beczka, którą rozlewałem na Lammas.

Nie miał poczucia winy, nie punktował sobie ułożenia takiej na Selwyna pułapki. Obaj wiedzieli, że winnica ma odpowiednie zabezpieczenia, że mogą w niej mówić i myśleć swobodnie. Od progu jednak Anthony zaznaczył, że nie chce znać detali sprawy. Od progu zignorował dziwne rozchwianie Jonathana, jakby wcale, a wcale jego ciało nie potwierdzało słów. Nie mieli czasu i wina za to nie leżała po stronie Shafiq'a.

– Rozgość się proszę, będę czekał na tarasie. Wolisz białe czy czerwone? – wprowadził go do gościnnej sypialni, tak pięknej, eklektycznej w wystroju, w bieli i błękicie, pełnej lawendowych ozdób - haftów, firanek, obrazów, właściwych dla tego regionu. Wszystko doskonale przygotowane za wczasu, jak zawsze Anthony musiał dać znać kto przyjeżdża, bo nie było wewnątrz widać ni słychać służby ani pracowników winnicy, a zaścielone łóżko miało już ułożone i przygotowane ręczniki, papcie, odpowiednich rozmiarów piżamę. Następnego dnia z rana, zaraz po śniadaniu mieli wracać, sfinalizować kilka formalności w biurze i omówić strategie na nadchodzący kwartał. Krótki wypad z przyjacielem, w końcu byli magami, nie trwonili na to niezbędnego czasu jak mugole.

Kiedy Selwyn pojawił się na tarasie, czekały tam dwa leżaki, niewysoki stoliczek z otworzoną  butelką wina, niewielki talerzyk z kruchymi ciasteczkami. Niemal jak w Little Hangleton, choć tu przestrzeń była nie marmurowa a kamienna, bardziej swojska, przyziemna. Anthony nie miał na sobie ubrań maga, a mugolskie, wygodne lniane beżowe spodnie. Jego biała koszula miała przyduży kołnierzyk na którym pyszniły się dwa wyszyte złotą nicią smoki. Obrócił się na widok Jonathana i uśmiechnął, choć momentalnie można było zobaczyć w jego twarzy pewien smutek. Jedynym źródłem światła były im tego dnia gwiazdy, księżyc i niewielka lampa znajdująca się tuż przy wejściu do domu. Otoczeni zielenią i ciszą wznieśli kieliszki.

– Za przyjacielskie wsparcie – zaproponował Anthony, wciąż nosząc jak kamienie w sercu słowa, które Jonathan napisał do niego w przededniu wyjazdu. Wypił łyk, potem drugi i odłożył kryształ, wodząc stalowym spojrzeniem po dwóch leżakach, tych samych, na których odbył przed trzema tygodniami podobną w tematyce rozmowę. Podobną, a tak różną.

Odetchnął głęboko wrześniowym wieczorem, wciąż ciepłym, ale mającym w sobie posmak jesiennej wilgoci. Jeszcze nie zajął miejsca, jedną ręką wsparł się o oparcie siedziska i nie patrząc na Jonathana podjął dość spokojnie jak na siebie. Chłodno.
– Jest pewien projekt, który chodzi za mną od pewnego czasu, a o którym chciałem Ci powiedzieć, gdy echa naszych ostatnich działań przeminą, a kurz opadnie. Możesz zarzucić mi pośpiech, bo nie mamy dopiętych kilka spraw w biurze, niemniej chciałbym, abyś był świadomy tego co zamierzam zrobić w najbliższych dniach. – Bardzo zależało mu, żeby to nie zabrzmiało jak oskarżenie. Bardzo chciał, ale nie był pewien, spokojny na zewnątrz z burzą w swoim wnętrzu, nie był pewien czy mu to wychodzi.

– Jestem zmęczony... nie. Jestem przerażony tą wojną, która zamiast się skończyć po miesiącu, trwa nadal. Morpheus jest... hmm... nie jest z nim najlepiej od śmierci Derwina. Czuję jego gniew i coraz trudniej hamować mi narowistość jego destrukcyjnych działań. Atak na Avery, mógł z powodzeniem być wymierzony w Ritę. Erik... może w każdej chwili umrzeć, bo jest... – zamyślił się wznosząc oczy ku niebu w poszukiwaniu właściwego słowa – młodzieńczo nierozważny, gnany heroicznym mitem o bohaterze, który zawsze wygra, skoro kierują nim szlachetne pobudki. – To brzmiało jak trzy rozsądne argumenty, pomijając całą resztę tych mniej rozsądnych, koszmarów, stanów lękowych, planów, które piętrzyły się w nadaktywnej głowie, coraz mroczniejszych scenariuszy śmierci własnej i śmierci bliskich. – Postanowiłem, że poruszę kilka ze swoich kontaktów i zbiorę ludzi, którzy są gotowi zakończyć ten konflikt wszelkimi możliwymi środkami, nie dbając za bardzo o ministerialne procedury. Podjąłem kilka rozmów, czekam na kilka decyzji. Być może będzie wiązało się to z moją dymisją, ale zarekomenduje Cię Bletchleyowi, jako swojego oczywistego następcę. Umówmy się, oboje wiemy, że niemal od początku nosisz to biuro na swoich barkach – przerwał i sięgnął po wino, wciąż stojąc, w napięciu, w oczekiwaniu na odpowiedź i sam nie wiedział, czy bardziej by go bolało, gdyby jego przyjaciel, jego pierwsza miłość i najbardziej zaufany człowiek spośród wszystkich z którymi przyszło mu pracować (bo wiadomo, że Somnii zawsze mogło coś strzelić do łba) czy Jonathan będzie szedł w zaparte, czy może w końcu odsłoni trzymane przy orderach karty, bez świadomości, że są znaczone. – Nie chcę, żeby to było oficjalne, publiczne stowarzyszenie, ale zakładam, że chciałbyś wiedzieć co się u mnie dzieje, co będę robił w czasie, kiedy nie będzie mnie w biurze. – Dodał sztywno, może nieco zbyt twardo, może już nie umiał udawać dłużej, kiedy dolewał sobie wina, czując jak temperatura wokół nich się zwiększa.
Czarodziej
Some legends are told
Some turn to dust or to gold
But you will remember me
Remember me for centuries
Wysoki (191 cm), szczupły i zawsze zadbany brunet, który ewidentnie poświęca dużo czasu na to, by wyglądać najlepiej jak tylko się da. Najczęściej stroi się w wysokiej jakości szaty, garnitury i koszule. Niemal zawsze uśmiechnięty.

Jonathan Selwyn
#2
29.01.2025, 18:41  ✶  
Sprawa francuska chyba została rozwiązana. To znaczy, tak została rozwiązana, nawet jeśli to rozwiązanie zostało potem udekorowane próbą przefarbowania włosów na blond, a sam Jonathan wciąż nie mógł się pozbyć wrażenia, że nawet jeśli ta historia miała swoje zakończenie, to może warto byłoby jeszcze dopisać do niej epilog tak by całość miała nieco łagodniejszy wydźwięk, a obie strony były nieco weselsze.

To były jednak już zmartwienia, które mogły chwilę poczekać, nawet jeśli francuski krajobraz z oczywistych powodów nie wyciszał tych myśli.
– Czerwone – odpowiedział przyjacielowi z uśmiechem na ustach, czując pewne szczęście wobec tego, że mógł być w kraju, który niósł za sobą tyle wspomnień, bez przesadnych nerwów, a kiedy przyjaciel opuścił jego sypialnię Selwyn usiadł na chwilę na łóżku czując... Spokój. Tak, spokój. Jak miło było móc odsunąć zmartwienia na bok, gdy nie były już najsilniejszymi elementami jego życia. Jak miło było mieć problemy, które nie spędzały snu z powiek, nawet jeśli bezsenność postanowiła wciąż z nim zostać. Były to jednak stare zmagania ze zaśnięciem, a nie nerwy i paranoja ostatniego miesiąca. I nawet ostatecznie nie przefarbował się na blond! Same plusy! Byle tylko za dużo nie myśleć, bo wszystko nagle wróci.

Na tarasie zjawił się niemal tanecznym krokiem ubrany w białe, wygodne spodnie i równie białą (ale już w innym odcieniu, tak aby jego strój nie był zbyt jednolity) letnią koszulę z perłowym roślinnym wzorkiem wyszytym na kieszeni. A jednak świetnie humor Jonathana szybko zaniknął, bo nie trzeba było nawet być aurowidzem, aby zorientować się, że coś było nie tak.

Anthony był napięty. Smutny. Coś było nie tak i z jakiegoś powodu Jonathan miał wrażenie, że to on coś zrobił, nawet jeśli przecież nie miał jak.
– Za przyjacielskie wsparcie – powiedział, uważnie patrząc na to, czy przyjaciel odwzajemni jego uśmiech, a potem... Potem Anthony powiedział parę rzeczy i Jonathan chyba pożałował, że to nie rozważania na temat kolejnej potencjalnej rozmowy z Jeanem, zajmowały teraz jego myśli.

Nie odpowiedział w pierwszej chwili, ale Shafiq mógł zobaczyć, jak w oczach przyjaciela pojawią się niepokój.

Miał się nie angażować. Anthony miał się nie angażować. Nie on, nie jego Anthony którego miał chronić, dla którego międzyinnymi przystąpił do Zakonu.

Coś było nie tak i nie chodziło jedynie o pomysł Anthony'ego, a o ton w który wypowiadał te słowa. Napięcie, które było coraz bardziej nie do zignorowania.

W pierwszej chwili chciał desperacko wybić mu ten pomysł z głowy. Skłamać, że to nie miało sensu. Poprosić, błagać aby się nie angażował. Zrobić coś. Cokolwiek byle być pewnym, że będzie bezpieczny. To wymykało mu się z rąk. Najpierw Morpheus i jego przystąpienie do Zakonu, a teraz to...

W drugiej chwili boleśnie sobie uświadomił, że Anthony niestety miał rację, a ich przyjaciele i rodzina byli zagrożeni i tak jak sam Jonathan nie mógł stać bezczynnie, tak zakładał, że nie mógł tego zrobić Shafiq.

Kiedy Morpheus wysunął kandydaturę Anthony'ego Jonathan w pierwszej chwili wewnętrznie protestował. Potem jednak bronił tej kandydatury, nawet jeśli było mu lżej na sercu że świadomością, że przyjaciel ostatecznie nie został wtajemniczony, a przez to był bezpieczniejszy.

– Anthony – Zaczął łagodnie, siadając wreszcie na swoim siedzeniu. Wrześniową noc nie miała prawa być tak przyjemna i sielska w odczuciu w kontraście do tej sytuacji. – Rozumiem, że chcesz coś zrobić i nie mogę odmówić szacunku wobec tej inicjatywy przyjacielu, ale jesteś pewny? Nie wiemy ilu śmierciożerców jest w naszym pobliżu. Co jeśli w twoje szeregi dostanie się ktoś, kto służy jednak innej stronie? Albo nie. Co jeśli trafisz na kogoś, kto uzna, że lepiej skorzysta na doniesieniu na was Ministerstwu? Martwię się.
the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#3
25.02.2025, 15:46  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 12.03.2025, 16:33 przez Anthony Shafiq.)  
To było dziwne, żeby nie powiedzieć dziwaczne. Anthony Shafiq bardzo rzadko był zdenerwowany w sensie bezpośrednim, odwołującym się do emocji gniewu. Anthony Shafiq był osobą niezwykle zrównoważoną, choć oczywiście ostatnie miesiące podważały na każdym kroku to przekonanie jakie nosił na swój własny temat. Anthony'ego Shafiqa obecnie trawiła furia, której nie był w stanie zrozumieć.

To wszystko było winą Morpheusa, więzi, którą dzielił z Longbottomem, swoim przyjacielem od pierwszego słowa, które powiedzieli w swoim kierunku. Oczywistym się zdało, że każda znajomość miała swój unikatowy ryt, adekwatny do przeżyć i wspólnej zażyłości, ale o ile z Morpheusem spędzał czas głównie w okresie szkolnym, o tyle od momentu wspólnego stażu w Ministerstwie, to Jonathan stanowił nieodłączny element środowiska w jakim obracał się Shafiq. I mógłby temu zaprzeczać, bo sam spędził kilka lat na ambasadorskim stołku, wygrzewając go zawczasu dla Selwyna, ale był w pełni świadomy ulgi, którą poczuł, gdy Jonathan - zgodnie z resztą z oczekiwaniem - wrócił te sześć lat temu do kraju bez słowa zająknięcia przyjmując stanowisko jego zastępcy.

I jak łatwo było mu wytłumaczyć przed samym sobą dystans Erika i grę w którą oboje grali, tak trudno było mu poradzić sobie z poczuciem głębokiego zdradzenia lojalności, której nigdy nie poddawał w wątpliwość, aż do pewnej sierpniowej nocy, gdy Morpheusowi powiedziało się o jedno zdanie za dużo. Odroczył sąd na Jonathanem przez wzgląd na jego trudności z dawną relacją (i na wszystkich bogów żywych i martwych już TO wywracało do góry nogami stabilność ich długoletniego układu), ale tak jak myślał, że może pogodzić się tym, że każdy ma swoje tajemnice, tak popis aktorski który dawał mu siedzący przed nim przyjaciel zwyczajnie go ranił.

– Trochę na to liczę. Nie wierzę, aby nagle nasi salonowi znajomi okazywali się krwiożerczymi psychopatami dającymi omotać się wizją absolutnej władzy roztaczanej przez tego terrorystę. Ludzie zwykle mają przeróżne motywacje, wierzę, że nie wszyscy przebierańcy są tam z przekonania. Strach. Złudna wizja władzy i przywilejów po rewolcie... Ale to drugi etap, kiedy już główne trzony się ukonstytuują, a każda z odnóg będzie znać swój cel. A jeśli chodzi o donoszenie Jenkins... – uśmiechnął się pobłażliwie – Nie wspominałem, że to miała być tajna organizacja? Samo założenie raczej wskazywałoby na to, że gałęzie znają tylko konary do których są podoczepiane, a piorun uszkadzający jeden z konarów, nie zwali całego drzewa. – Zaraz potem na twarzy Anthony'ego rozlał się kojący uśmiech, tak odwrotny od nastroju w którym rozpoczął całą tą rozmowę. Wręcz przyjazny, jadowicie słodki. – To dopiero powijaki, same początki, ustalenie zbieżnych celów, potencjalnych zysków. – Ramię swobodnie opadło na podłokietnik leżaka, długie palce ujmowały czarę kielicha za jej brzeg i kołysały nim niespiesznie, natleniając wino. Stalowe oczy pozostawały jednak chłodne. Zdystansowane.

Był. Tak. Bardzo. Wściekły.

– Dlatego mówię o tym Tobie, gdy tylko Twoje serce uspokoiło się po rozwiązaniu problemu francuskiego. Mówię, bez chwili zwłoki, bo jesteś jednym z moich najbardziej zaufanych przyjaciół, a Twoja rada cenniejsza od złota. Nawet jeśli status Twojej krwi, naszej krwi, mógłby sugerować, że powinniśmy raczej wspólnie rozważać postulaty tego szaleńca i nasze możliwości członkowskie w ugrupowaniu z maskami. Wiesz, jestem rozgoryczony, sam wprowadziłbym maski, jako element okultystyczny. Ludzie łatwo przywiązują się do takich idei. Duchowość XX wieku jest w końcu tak bardzo wygłodniała, jeśli wiesz o co mi chodzi. Kult jest łatwiejszy do utrzymania niż stowarzyszenie. Szczęśliwie grupy przestępcze pokazały jak sprawnie ukształtować przekonaną do wspólnego celu, zaangażowaną społeczność. – Westchnął ciężko, od niechcenia przenosząc wzrok na swój trunek. – Dużo pracy, ale cel szczytny. Medali może za to nie będzie, ale kto wie, może kolejny gracz na szachownicy złamie ten okrąg szaleństwa, którego jesteśmy świadkami.
Czarodziej
Some legends are told
Some turn to dust or to gold
But you will remember me
Remember me for centuries
Wysoki (191 cm), szczupły i zawsze zadbany brunet, który ewidentnie poświęca dużo czasu na to, by wyglądać najlepiej jak tylko się da. Najczęściej stroi się w wysokiej jakości szaty, garnitury i koszule. Niemal zawsze uśmiechnięty.

Jonathan Selwyn
#4
25.02.2025, 21:47  ✶  
Jonathan zamilkł na chwilę, przyglądając się cicho czerwonej zawartości swojego kieliszka tylko po to by po chwili powrócić zmartwionym wzrokiem na chłodne spojrzenie  jednego z najlepszych przyjaciół, jakich kiedykolwiek dane mu będzie posiadać. Nie był widmowidzem, a jednak mógłby przysiąc, że przed jego oczami zatańczyły wspomnienia i nie patrzył już na dorosłego mężczyznę pełnego determinacji, a młodego Krukona, którego przytulił pewnego dnia zmartwiony śmiercią w Hogwarcie.
Krukona o którego miał się przecież troszczyć. Krukona, którego zawsze puszczał przodem, gdy schodzili stromą ścieżką na błoniach, aby czujnie asekurować go z tyłu w w razie upadku. Krukona, o którym myślał, kiedy zgodził się na propozycję Brenny, nawet jeśli status krwi Shafiqa chronił go. A teraz ten głupi Krukon, który miał być bezpieczny od wszelkich zagrożeń, postanowił się pakować w sam ich środek, jakby zapomniał, że to była rola jego gryfońskiego zastępcy.

Westchnął cicho i skinął głową.
– Wygląda na to, że masz wszystko przemyślane mój przyjacielu – stwierdził cicho, posyłając mu nieco niemrawy uśmiech. – Co mam ci powiedzieć? Będę się martwić Tony, oczywiście, że wolałbym, abyś w ogóle nie ryzykował, ale nie zabronię ci przecież czynu godnego podziwu.

Dlatego mówię o tym Tobie, gdy tylko Twoje serce uspokoiło się po rozwiązaniu problemu francuskiego. Mówię, bez chwili zwłoki, bo jesteś jednym z moich najbardziej zaufanych przyjaciół.

Coś zakuło jego sumienie chociaż wiedział, że nie powinno. Przecież to nie było to samo. Anthony mógł spodziewać się, że Jonathan prędzej czy później zrobi coś głupiego, więc miało to sens, że mu o tym powiedział. A w drugą stronę? W drugą stronę, aż tak to nie działało, nawet jeśli Shafiq udowadniał mu, że było inaczej. Poza tym... Poza tym Zakon to było coś innego. To nie była jego organizacja. Musiał przestrzegać pewnych zasad, w ramach których, kiedy się ugiął i tak próbował włączyć Anthony'ego do działania. Zresztą od kiedy wyrzuty sumienia atakowały za próbę zapewnienia bliskim bezpieczeństwa?

Nagle podniósł się z leżaka, tak aby przewiesić nogi przez bok leżanki i pochylić się w stronę przyjaciela.
– Dziękuję, że mi o tym powiedziałes Tony to... Naprawde szczytny cel. Podziwiam cię. Nie wątpię, że osiągniesz wiele, jesteś madrzejszy niż większość naszego Ministerstwa razem wzięta. Proszę cię tylko, uważaj na siebie mój drogi. Przykro mi z powodów masek mój drogi, jestem przekonany że byłyby one zdecydowanie finezyjne niż te śmierciożerskie. – Uśmiechnął się. – Oczywiście możesz na mnie zawsze polegać. Pomogę jak tylko będę potrafił.
the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#5
26.02.2025, 01:15  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 12.03.2025, 16:33 przez Anthony Shafiq.)  
Możnaby napisać wiele o uczuciach szarpiących sercem Anthony'ego, ale nauczył się przez lata skrywać prywatne afekty na rzecz rozgrywek, które niekiedy były prowadzone również z jego najbliższymi. Jak teraz. Siedział i obserwował Jonathana, odcyfrowując każdy jego tik, każde drżenie głosu. Znali się jak łyse konie. Pewnie dlatego bolało to tak bardzo. Skupiony na realizowaniu własnych celów nawet nie zauważył tej subtelnej zmiany w swoim drogim przyjacielu.

– Bardzo dziękuję Ci za tę hojną ofertę. Doceniam. – Uśmiechnął się bliźniaczo, imitujac gwiazdorski układ warg Selwyna. – Nie będzie to jednak konieczne. To zbyt niebezpieczne bym wtajemniczał Cię bardziej – to powiedziawszy dopił wino, pozwalając wybrzmieć ciszy niosącej oskarżenie, którego nie pomieściło słowo.
Czarodziej
Some legends are told
Some turn to dust or to gold
But you will remember me
Remember me for centuries
Wysoki (191 cm), szczupły i zawsze zadbany brunet, który ewidentnie poświęca dużo czasu na to, by wyglądać najlepiej jak tylko się da. Najczęściej stroi się w wysokiej jakości szaty, garnitury i koszule. Niemal zawsze uśmiechnięty.

Jonathan Selwyn
#6
26.02.2025, 03:05  ✶  
Nie byli dwójką Gryfonów wspólnie biegających po błoniach na każdej przerwie.
Nie byli dwójką Krukonów, ślęczącymi wspólnie nad książkami w spowitym błękitem pokoju wspólnym.
Nie byli też połówkami tej samej duszy, rozumiejącymi się niemal bez słów.
Byli dwójką uczniów, których los splótł ze sobą pętami przyjaźni tak mocno, że przetrwały one dorastanie, nieodwzajemnione zauroczenia, czy też oddzielenie granicami państw i obowiązkami w tychże państwach.

Krukon i Gryfon.
Dwójka jeźdźców.
Szef biura i jego zastępca.
Zagadkowy smok i golden retriever, który tego smoka lizał po uszach, których tamten nawet nie miał.

Nie potrzebował swojego daru, aby wiedzieć, że coś było nie tak. Wiedział też, że słowa przyjaciela nie były reakcja na coś co powiedział w tym momencie. Anthony przecież już tutaj przybył dziwnie chłodny wobec niego, a wypowiedziane przez niego słowa ewidentnie niosły za sobą oskarżenie.
Czemu? Był zły, że nie powiedział mu wcześniej o hrabim? A może... Nie...
– Tony – powiedział, nagle zdecydowanie poważniejszym tonem, niż chwilę wcześniej. Gwiazdoski uśmiech niespodziewanie zniknął z jego twarzy. – Co się stało przyjacielu?
the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#7
05.03.2025, 16:37  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 12.03.2025, 16:34 przez Anthony Shafiq.)  
Mógł się z nim droczyć bardziej, mógł drwić, mógł uchylić się przed pytaniem. Mógł odpowiedzieć innym pytaniem, mógł ubrać swoje rozczarowanie w słowa tak piękne, że pofrunęłyby ku niebu jak dwie gołębice. Absolutnie nie powinien poddawać się afektowi, uczuciom które paliły go do żywego podsycane toksyką słów zasianych w nim przez Morpheusa. Był poruszony i głęboko zraniony tą zdradą, a jego anam cara w swojej impulsywności i braku zdrowego rozsądku, w szaleństwie, w pasji i ogniu z którego został zrobiony miał rację w jednym – Anthony traktował lojalność Jonathana, jako rzecz niezbywalną, pewnik na którym mógł opierać się w każdych, nawet najbardziej szalonych przedsięwzięciach. Bez tego czuł się okaleczony i paradoksalnie każde ciepłe słowo od Selwyna, każde słowo wsparcia, każdy list i podarunek, potęgowały tylko tę gorycz.

Przestań dramatyzować. Przecież mówimy o człowieku, który pięć lat spędził z francuską kopią Ciebie i teraz, teraz co? Siedzisz i przeglądasz notatnik od niego, zamiast korzystać z wyjazdu… Ogarnij to, nie mamy na to czasu. Żaden z nas.

Morpheus próbował go wtedy uspokoić, ale to nie pomagało. Nie mógł się skupić, nie mógł nie czuć tej dojmującej pustki, gdy miął w dłoniach papier wypełniony słowami od swojego przyjaciela, jednej z najbliższych mu osób na polu prywatnym i zawodowym. Tracił swoją efektywność przez to, ile energii pochłaniała ta sprawa. Morpheus z oczywistych względów miał rację. I nawet wczorajsze spotkanie z Erikiem nie było w stanie tego zamazać. Musiał to przebić. Musiał w końcu zrzucić to ze swoich barków.

A jednak, szczęka Anthony’ego pozostała boleśnie złączona, palce były zaciśnięte na nóżce tak mocno, że wyeksponowane kostki bieliły się jego wściekłością. Oczy trwały nieruchomo w przystojnej twarzy, bolejąc nad brakiem nawilżenia, gdy Shafiq postanowił ostentacyjnie nie mrugać. Nie wierzył w to, że wyszkolił go tak dobrze. Gdyby nie wiedział na co patrzeć, prawie nie dostrzegłby rys na tej doskonałej prezencji. Może i pułapka była dość prymitywna i toporna, ale w dyplomacie urosło przeświadczenie, że gdyby zapytał wprost…

Cisza dudniła mu w uszach, gdy zastygły w bezruchu, przypominał bardziej rzeźbę niż człowieka. W końcu jednak coś trzeba było powiedzieć. Miał tyle opcji, tyle możliwości, tyle słów, tyle języków. Głową bolała od nacisku, od rozgałęzień, goryczy, żalu i gniewu, które teraz, gdy pozwolił im zakwitnąć w swoim sercu, ekspansywnie zawłaszczały całe jego ciało z językiem na czele.

Wstał więc gwałtownie z krzesła i odszedł sprężyście kilka kroków w stronę plantacji, oddychając ciężko i czując jak serce wali mu jak oszalałe, ściągając uwagę od palących policzków.

– Nie ważne. W sumie nie chcę wiedzieć. Nie chcę o tym rozmawiać. Po prostu nie chcę. – Czuł, że się trzęsie napięciem ostatnich bezsennych nocy, zmęczeniem egipskich wojaży i wczorajszego dnia, gdy sądził że się w końcu rozluźni. List od Ministry wytrącił go z równowagi. List, tak to z pewnością jego wina. List przeważył szalę. Rwany oddech i kwasowaty posmak na ustach nie pomagał.

Wzniesione granice samokontroli raz opuszczone były bardzo, bardzo trudne do postawienia od nowa.
Czarodziej
Some legends are told
Some turn to dust or to gold
But you will remember me
Remember me for centuries
Wysoki (191 cm), szczupły i zawsze zadbany brunet, który ewidentnie poświęca dużo czasu na to, by wyglądać najlepiej jak tylko się da. Najczęściej stroi się w wysokiej jakości szaty, garnitury i koszule. Niemal zawsze uśmiechnięty.

Jonathan Selwyn
#8
05.03.2025, 17:54  ✶  
Nie ważne. W sumie nie chcę wiedzieć. Nie chcę o tym rozmawiać. Po prostu nie chcę.

Jonathan już nie tyle wiedział, że nie było dobrze, co doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że było bardzo źle. Przyglądał mu się przez chwilę z troską i zaskoczeniem wypisanymi na twarzy w pewnym niedowierzaniu, że jego przyjaciel tak zareagował na jego pytanie.

W sumie nie chcę wiedzieć.

Nie chciał wiedzieć czego?
Martwił się. Nawet nie o to, że Tony był na niego zły, a o to, że jego przyjaciel najwyraźniej doznał naprawdę silnego zmartwienia, które i teraz nim targało. Czyżby niepoprawnie zareagował na informacje o jego organizacji? Nie. To nie było to. To musiało być coś innego.

Jonathan szybko wstał i znalazł się tuż przy swoim szefie, kładąc rękę, o ile przyjaciel jej nie zrzucił, na rozedrganym ramieniu drugiego czarodzieja.
– Tony – zaczął łagodnie, a jeśli Anthony się odwrócił, mógł zobaczyć bardzo zmartwionego zastępcę. – Nie wiem co się dzieje, ale wiem, że jesteś moim przyjacielem, a w moim życiu jest na tyle wielkie i potrzebne miejsce dla ciebie, aby zignorować twoją prośbę o zmianę tematu. Nie jesteś pierwszym lepszym znajomym, aby skinąć głową i dalej nie naciskać. Proszę, powiedz mi. Czego nie chcesz wiedzieć? Obiecuję, że będę szczery, ale musisz mi powiedzieć.
the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#9
06.03.2025, 16:17  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 12.03.2025, 16:34 przez Anthony Shafiq.)  
Ostatecznie finałem tej rozmowy miała być współpraca. Ostrożna, delikatna. Było tyle sposobów, tyle możliwości, ale zmęczona dusza w zmęczonym ciele wybrała tego wieczoru przemoc.

Anthony szarpnął ramieniem w tył, strzepując tym samym rękę Jonathana, która paliła go, zupełnie jakby słodycz wylewająca się ze słów i gestów przyjaciela była kwasem pozostawiającym trwałe uszkodzenia skóry.
– Szczery? No proszę! Wydawało mi się, że jest to wartość między nami, która nie wymaga dodatkowych obietnic! – Możliwe, że gdyby zignorował francuskie zmartwienie, możliwe, że gdyby porozmawiał z nim od razu, dzień po tym gdy się dowiedział… Możliwe, że gniotłoby go to krócej, mniej. Możliwe, że gdyby sam nie udawał, że wszystko jest w porządku, teraz nie obwiniałby Jonathana tak mocno, że on udawał dużo dużo więcej. Dużo dłużej.

Jest obeznany lepiej w strukturze.

Dzwoniło to w jego uszach, wbijało się w mózg za każdym razem, kiedy Anthony próbował ułożyć sobie scenariusz tej rozmowy. A teraz czuł się tak, jak byk w trakcie corridy. Zaszczuty, sponiewierany, z uśmiechniętym torreadorem zachęcającym do “zabawy”. Obiecuję. Dobre sobie!

– Wydawało mi się, że jest między nami wzajemne zrozumienie swoich słabych i mocnych stron, wsparcia które możemy sobie okazać. – Wskazujący palec boleśnie wbił się w bark Selwyna, jak strzała wypuszczona z rąk nieuważnego łucznika. Bark, jeszcze nie serce, Shafiq zbyt był zaślepiony, z oczami oblepionymi żalem i zawodem. – Wydawało mi się, że jeśli któryś z nas będzie chciał znów zaszaleć i nielegalnie odjebać jakąś akcje, to chociaż nominalnie uprzedzi drugiego, gdy nie będzie zamierzał go w to zaangażować. – Kolejne trafienie. Na oślep. Palec ześlizgnął się z kości, gdy mężczyźni znajdowali się niemal cal od siebie.

– Aż tak nisko o mnie myślałeś w ostatnich latach? Aż tak utrwaliło Ci się w głowie, że jestem nieskuteczny, skoro nie ma mnie w biurze? A może… może stwierdziłeś, że nie będę chciał Ci pomóc, hm? Że to Ty nie możesz liczyć na mnie? – Jego ton zmienił się, ściągnięte gniewem brwi, dały ramę zeszklonym oczom dotykającym jednego z największych kompleksów Anthony’ego. – Ojej, ojej nie kłopocz Anthony’ego, jest zbyt delikatny, daj mu zabawki, daj winko, niech bawi się w kącie i nie przeszkadza. – mimowolnie wpadł w ton głosu Charlotty, która przed laty o jeden raz za dużo punktowała mizerność ciała i wrażliwość duszy czwartego z Jeźdźców, jako wady uniemożliwiające co dziksze rozrywki, które prefekci dla siebie wymyślali. I choć Anthony był przekonany, że robiła to celowo, aby w ten sposób nakłonić go do współudziału (bardzo skutecznie nakłonić, trzeba jej to oddać), jej słowa bodły z taką samą mocą 20 lat później. Zwłaszcza teraz, zwłaszcza w konfrontacji z Jonathanem.
Czarodziej
Some legends are told
Some turn to dust or to gold
But you will remember me
Remember me for centuries
Wysoki (191 cm), szczupły i zawsze zadbany brunet, który ewidentnie poświęca dużo czasu na to, by wyglądać najlepiej jak tylko się da. Najczęściej stroi się w wysokiej jakości szaty, garnitury i koszule. Niemal zawsze uśmiechnięty.

Jonathan Selwyn
#10
06.03.2025, 16:55  ✶  
Od tego krótkiego momentu, gdy Anthony strzepnął jego rękę, aż po kościsty palec wbity w jego bark I ostatnie oskarżenia, przez twarz Jonathana przebiegł cały kalejdoskop emocji od szoku, troski, irytacji, aż wreszcie zrozumienia. A więc jednak… Jednak jego przyjaciel najprawdopodobniej mówił o tym, co Selwyn tak bardzo chciał przed nim ukryć. Pytanie tylko co dokładnie wiedział i skąd o tym wiedział. Mógł równie dobrze nie mówić o całym Zakonie, a o pojedynczej misji, którą uznał za pojedynczą, lecz wciąż nielegalną i szaloną, akcję.

Zmarszczył brwi, gotowy do bronienia swojego stanowiska, nawet jeśli jeszcze dokładnie nie wiedział jakie ono było. Czuł jednak, że cokolwiek zarzucał mu Anthony było niesprawiedliwe.

Niesprawiedliwe, bo przecież zawsze chciał ich po prostu chronić.
Niesprawiedliwe, bo Anthony nie był jedynym niepoinformowanym.
Niesprawiedliwe bo we wszystkim w czym mógł był z nim szczery, a ukrywanie przed nim niektórych faktów nie przychodziło mu z łatwością i nigdy nie pomyślałby tego, co właśnie wypowiedział przyjaciel.


– Anthony – powiedział, łapiąc palec Shafiqa, aby bezceremonialnie odsunąć go na bok. – Mnie się natomiast wydawało, że mamy już na tyle lat, aby rozmawiać o naszych problemach w normalnym tonie, więc może zacznijmy najpierw od dokładnego wyjaśnienia mi, czemu rzekomo zakładam te wszystkie nieprawdziwe rzeczy o tobie, bo przyznam się, że personalnie mi one nigdy do głowy same nie przyszły. Oczywiście, że cię wysoko cenię i oczywiście, że nie mam cię za słabego.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Anthony Shafiq (4844), Jonathan Selwyn (2795)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa