• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Niemagiczny Londyn v
« Wstecz 1 2 3 4 5 6 Dalej »
[07.09.1972] Where the black roses grow | Cornelius & Nora

[07.09.1972] Where the black roses grow | Cornelius & Nora
Landrynka
She could make hell feel just like home.
Można ją przeoczyć. Mierzy 152 centymetry wzrostu, waży niecałe pięćdziesiąt kilo. Spoglądając na nią z tyłu... można myśleć, że ma się do czynienia z dzieckiem. Buzię ma okrągłą, wiecznie uśmiechnięte usta często muśnięte błyszczykiem, bystre zielone oczy. Nos obsypany piegami, które latem zwracają na siebie uwagę. Włosy w kolorze słomy, opadają jej na ramiona, kiedy słońce intensywniej świeci pojawiają się na nich jasne pasemka. Ubiera się w kolorowe rzeczy, nie znosi nudy i szarości. Głos ma przyjemny dla ucha, melodyjny. Pachnie pączkami i domem.

Nora Figg
#1
04.02.2025, 23:22  ✶  
07.09.1972 Maida Vale

Pojawiła się przed wejściem do Zaczarowanego Ogrodu chwilę przed umówioną godziną. Panna Figg nie znosiła się spóźniać, więc zazwyczaj zjawiała się w miejscach spotkań przed czasem. Jakoś tak już miała. Ceniła i swój czas i innych, zależało jej zresztą na tym, aby być braną na poważnie.

Wygładziła swoją pomarańczową, okropnie krótką sukienkę, gdy znalazła się przed bramą. Pomysł wybrania się w to miejsce z Corneliusem wydawał jej się być całkiem właściwy, w końcu należał do rodziny, nikt nie znał tych ogrodów tak dobrze jak oni. Co najważniejsze, jak ona był członkiem Towarzystwa Herbologicznego, więc razem mogli przyjrzeć się sprawie - o co prosiła Mirabella, chyba nie mogła znaleźć sobie lepszego towarzystwa do tych badań.

Nie znała jakoś zbyt dobrze mężczyzny, jednak wydawał jej się profesjonalistą, zresztą miała przyjemność korzystać z jego pomocy przy poszukiwań kota w Dolinie i mimo, że wydawało jej się, że z początku podchodził do sprawy dość sceptycznie, to dosyć szybko wykazał się ogromnym zaangażowaniem, dzięki czemu wspólnymi siłami udało im się znaleźć mruczka.

Spodziewała się, że kolejna współpraca może być równie owocna, dlatego w końcu zdecydowała się do niego napisać i zapytać go o to, czy nie miałaby ochoty jej w tym towarzyszyć. Na szczęście się zgodził, inaczej pewnie zrobiłoby się jej bardzo głupio.

Dzień należał do tych całkiem przyjemnych, można było wyczuć w powietrzu zbliżającą się jesień, słońce jednak nadal całkiem przyjemnie grzało, dzięki czemu nie musiała ubierać na siebie żadnego okrycia wierzchniego. Tylko tę oczojebną, pomarańczową sukienkę z długim rękawem, ale o bardzo krótkiej długości. Panna Figg miała tendencje do wybierania tych bardzo pstrokatych kolorów, nie znosiła niknąć w tłumie, co w przypadku jej skromnego wzrostu było bardzo prawdopodobne, nadrabiała więc krzykliwym ubiorem.

Wiatr rozwiewał jej włosy, więc co chwilę wyciągała je z oczu. Czekała na to, aż pojawi się jej towarzysz, w dłoni trzymała niewielki pakunek, w którym znajdowały się drobne bezy, w kształcie kwiatów. To też było dla niej bardzo typowe, zawsze zabierała ze sobą na spotkania swoje słodkości, uwielbiała karmić znajomych, a Cornelius chyba też już należał do tego grona.

Próbowała nieco zainteresować się tematem nim się tutaj pojawiła, ale nigdzie nie znalazła informacji o podobnych anomaliach, co jeszcze bardziej wzbudziło w niej ciekawość. W końcu takie sytuacje nie zdarzały się zbyt często.

Bloody brilliant
Soft idiot, a sappy motherfucker, a sentimental bastard if you will
Wysoki, bo 192 centymetry wzrostu, postawny, dobrze zbudowany mężczyzna. Czarnowłosy. Niebieskooki. Ma częściową heterochromię w lewym oku - plamę brązu u góry tęczówki. Na jego twarzy można dostrzec kilka blizn. Jedna z nich biegnie wzdłuż lewego policzka, lekko zniekształcając jego rysy, co nadaje mu surowy wygląd, mimo to drobne zmarszczki w kącikach oczu zdradzają, że często się uśmiecha lub śmieje. Inna blizna, mniejsza, znajduje się na czole. Ma liczne pieprzyki na całym ciele. Elegancko ubrany. Zadbany. Bardzo dobrze się prezentuje.

Cornelius Lestrange
#2
06.02.2025, 14:27  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 06.02.2025, 14:27 przez Cornelius Lestrange.)  

Cornelius wyszedł z domu w doskonałym nastroju, mimo, że wciąż nie mógł uwierzyć, że przystał na to spotkanie. W liście, który otrzymał od Eleonory, znalazł pytanie, które zaskoczyło go swoją bezpośredniością. Ich znajomość wciąż była świeża, nie wykraczała poza oficjalne spotkania towarzyskie, szczególnie te Towarzystwa Herbologicznego, na których dawno nie bywał, a jednak coś w jej propozycji sprawiło, że postanowił się zgodzić. Czarne róże, które zaczęły wyrastać na terenach należących do jego rodu, były tematem rozmów i spekulacji, a on, zarówno jako członek rodziny, jak i towarzystwa herbologicznego, czuł się w obowiązku zająć się tą sprawą. Skoro nadarzyła się okazja, zdecydowanie wolał zająć się tym towarzysko, niż w samotności.

Słońce świeciło wysoko na niebie, a powietrze miało w sobie ciepło, typowe dla wczesnego lata, a nie dla wczesnej jesieni. Na zewnątrz panował piękny, ciepły dzień, lecz Cornelius, wierny swoim standardowym wyborom, miał na sobie elegancką granatową koszulę, podkreślającą jego wysportowaną sylwetkę, i ciemną marynarkę. Jego strój, starannie dobrany, był dla niego rodzajem zbroi, symbolem powagi, jaką zawsze przywiązywał do spotkań. W mniemaniu mężczyzny, formalny wygląd był zawsze najlepszą opcją, zwłaszcza w towarzystwie kogoś, z kim nie miał jeszcze bliskich relacji. Długie spodnie dopasowane do reszty stroju były schludnie wyprasowane, szyte na miarę długich nóg, ale w tej chwili wydawały się nieco za grube w porównaniu do stroju towarzyszki. Corio delikatnie uniósł kąciki ust, dostrzegając Norę z odległości. Już wtedy, na pierwszy rzut oka, wiedział, że miało to być interesujące spotkanie.

Z daleka dał jej znać, że ją zauważył, a gdy w końcu stanął obok niej, powitał ją lekkim skinięciem głowy. Uśmiech, który zagościł na jego twarzy, był szczery, choć wciąż nieco zdystansowany.

- Witaj, Eleonoro. - Powiedział, starając się nadać swojemu głosowi lekkość, choć w głębi duszy nadal czuł, że ta sytuacja była dla niego nieco dziwna. - Miło cię widzieć. Dziękuję za zaproszenie. - Jego spojrzenie, choć dyskretne, zbadało jej krótką, pomarańczową sukienkę, która kontrastowała z jego stonowanym ubiorem. Rękawy sukienki były niemal dłuższe niż sama kreacja, co sprawiło, że Cornelius uniósł jedną brew, ale nic na to nie powiedział.

Nie wspominając nic na temat jej ubioru, nie chciał być niegrzeczny ani wywoływać wrażenia, że oceniał ten wybór... Co w żadnym razie nie byłoby kłamstwem, bo jej strój na pewno go intrygował, zresztą, jego spojrzenie znowu powędrowało ku sukience kobiety, ale nie zatrzymało się na niej zbyt długo, szybko odwrócił wzrok, by nie sprawiać wrażenia, że się gapił. Jego wzrok przypadkowo spoczął na jej dłoni, gdzie dostrzegł pierścionek zaręczynowy, lśniący w słońcu.

- Gratuluję. - Jego ton był pełen rezerwy, Corio chciał uszanować jej prywatność, nie chcąc wnikać w szczegóły, ale w jego głosie słychać było szczerość. Wcześniej, gdy przeszukiwali okolicę Doliny Godryka w poszukiwaniu kota, nie zwrócił na to szczególnej uwagi, teraz tak, i nie mógł tego zignorować. Czuł się zobligowany, by to powiedzieć, choć nie był pewien, czy Eleonora chciała, aby ten temat stał się częścią ich rozmowy.

Landrynka
She could make hell feel just like home.
Można ją przeoczyć. Mierzy 152 centymetry wzrostu, waży niecałe pięćdziesiąt kilo. Spoglądając na nią z tyłu... można myśleć, że ma się do czynienia z dzieckiem. Buzię ma okrągłą, wiecznie uśmiechnięte usta często muśnięte błyszczykiem, bystre zielone oczy. Nos obsypany piegami, które latem zwracają na siebie uwagę. Włosy w kolorze słomy, opadają jej na ramiona, kiedy słońce intensywniej świeci pojawiają się na nich jasne pasemka. Ubiera się w kolorowe rzeczy, nie znosi nudy i szarości. Głos ma przyjemny dla ucha, melodyjny. Pachnie pączkami i domem.

Nora Figg
#3
07.02.2025, 00:16  ✶  

Zastanawiała się, czy nie popełniła jakiegoś błędu nazywając go oficjalnie panem. Norka starała się być przesadnie kulturalna, tak, że może faktycznie można było uznać to za niewłaściwe. Stąd wzięła się treść jej listu, bardzo oficjalna, ale podchodziła profesjonalnie do wszystkiego, czym się zajmowała, chociaż mogłoby się wydawać inaczej, kiedy się na nią spoglądało. Nie wyglądała bowiem szczególnie poważnie w tych swoich charakterystycznych strojach. Trochę ją martwiło to, że być może spowoduje to między nimi jakiś dystans, czy niepotrzebną sztywność, chociaż z drugiej strony Cornelius chyba próbował się jej pozbyć poprzez ten list, który jej wysłał? Cóż, miała się o tym za chwilę przekonać, bez sensu było się stresować tym, co wcale miało się nie wydarzyć. Musiała się doprowadzić do porządku i nie przejmować takimi pierdołami, co wcale nie było takie proste, bo Figgówna przejmowała się dosłownie wszystkim. Taki już jej urok.

Z rozmyślań wyrwał ją głos mężczyzny, który wyłonił się zupełnie znikąd. Powinna być chyba bardziej czujna? Tak, wypadałoby, cóż, to akurat nie było dla niej typowe. Uśmiechnęła się ciepło na przywitanie, jak to miała w zwyczaju. Może nie znali się jakoś szczególnie, ale naprawdę była mu wdzięczna, że nie zignorował jej prośby, zważając na to, że ostatnio nie był szczególnie aktywnym członkiem Towarzystwa Herbologicznego. Doceniała to, że zgodził się jej dzisiaj towarzyszyć, to było miłe. - Dzień dobry! - Odparła z nieukrywanym entuzjazmem. Naprawdę nie mogła się doczekać, aż wejdą do tych ogrodów i będą mogli zobaczyć na własne oczy to, co się tam wydarzyło. W końcu jak do tej pory miała przyjemność jedynie o tym czytać.

- Wydawałeś mi się być idealnym towarzyszem. - Rzuciła jeszcze szybko, próbując się przy tym nie zaczerwienić. Cóż, Lestrange był mężczyzną, który wzbudzał respekt. Wysoki, postawny, do tego elegancko ubrany. Cóż, robiło to na niej wrażenie, zgodził się jej towarzyszyć mimo, że znali się raczej słabo, to naprawdę było miłe, a Norka ceniła sobie takie gesty.

- Och, prawie zapomniałam! - Wręczyła mu pakunek, który trzymała w dłoniach, miała nadzieję, że mężczyzna nie będzie miał nic przeciwko temu. - Moje słodkości. - Powiedziała cicho, żeby miał świadomość, co znajdowało się w pakunku, w końcu czasy były wątpliwe, głupio by było, gdyby sobie pomyślał, że chce mu zrobić krzywdę wręczając w jego ręce coś nieodpowiedniego. To były tylko małe, słodkie, przepiękne bezy, które prosiły się o pożarcie.

Pierścionek mienił się zapewne w świetle słonecznym, był dość specyficzny, jeden duży żółty kamień, tak właściwie to nie był kamień, a żywica, otoczone ośmioma, mniejszymi kamykami. Na pewno nie był to typowy pierścionek zaręczynowy, ale w pannie Figg ogólnie brakowało chyba szablonowości. - Dziękuję, to całkiem świeże. - Rzuciła lekko. Miał być ślub, o którym jeszcze za bardzo nie myślała, bo tak wiele się ostatnio działo, że nie miała na to czasu. Nie była typową przyszłą panną młodą, która przepadłaby w tych wszystkich przygotowaniach, cóż - przyszło im żyć w dosyć ciężkich czasach, które nieco komplikowały takie sprawy.

- Idziemy do środka? - Zapytała jeszcze, bo chyba czas najwyższy przekroczyć te bramę. Była naprawdę, okropnie ciekawa, co zastaną w ogrodach.

Bloody brilliant
Soft idiot, a sappy motherfucker, a sentimental bastard if you will
Wysoki, bo 192 centymetry wzrostu, postawny, dobrze zbudowany mężczyzna. Czarnowłosy. Niebieskooki. Ma częściową heterochromię w lewym oku - plamę brązu u góry tęczówki. Na jego twarzy można dostrzec kilka blizn. Jedna z nich biegnie wzdłuż lewego policzka, lekko zniekształcając jego rysy, co nadaje mu surowy wygląd, mimo to drobne zmarszczki w kącikach oczu zdradzają, że często się uśmiecha lub śmieje. Inna blizna, mniejsza, znajduje się na czole. Ma liczne pieprzyki na całym ciele. Elegancko ubrany. Zadbany. Bardzo dobrze się prezentuje.

Cornelius Lestrange
#4
07.02.2025, 20:44  ✶  

Z jednej strony nie był zdziwiony przesadną oficjalnością Eleonory, w końcu, gdy widziała go w jedynie w eleganckim garniturze, mogła wyrobić sobie zdanie, że był osobą, która nie znosiła luzu i swobody. Krawat stał się jego drugą skórą, a od momentu, gdy Corio zrezygnował z nocnych wypraw, przestał spędzać wieczory w barach i pubach, by zająć się wychowaniem małego synka, jego styl życia uległ drastycznej zmianie. Wydawało się, że za każdym razem, gdy wychodził z domu, przywdziewał na siebie nie tylko formalne ubranie, lecz także niewidzialną powłokę dystansu, która odgradzała go od świata.

Z perspektywy osób, które go nie znały, rzeczywiście mógł sprawiać wrażenie sztywniaka. Pełnienie funkcji w Ministerstwie Magii wiązało się z obowiązkiem bycia „na poziomie”, tak samo jak czystokrwiste pochodzenie, zwłaszcza z rodu takiego jak Lestrange'owie. Z zewnątrz emanował powagą, która odstraszała wielu, którzy mieli okazję go poznać tylko w przelotnych sytuacjach. Na salonach, pośród elity oraz wśród dalszych znajomych i współpracowników, Cornelius zawsze był postrzegany jako człowiek o nienagannym stylu. Jego eleganckie ubrania, zawsze idealnie skrojone i starannie dobrane, i nienaganny wygląd sprawiały, że w oczach przypadkowych przechodniów jawił się jako osoba nadmiernie formalna. W rzeczywistości, dla tych, którzy go nie znali, jego styl noszenia się mógł budzić pewne obawy. Był świadomy, że jego wizerunek mógł być mylący, że w oczach innych mógł jawić się jako ktoś nieosiągalny i zdystansowany, człowiek systemu, zadufany w sobie snob, „na pewno klasista”.

Wbrew pozorom, Cornelius nie miał zamiaru straszyć kobiet, zwłaszcza tych, które wydawały się miłe i urocze. Takich jak Nora, która w jego oczach była miłą, ładną kobietą, jedną z tych, które kiedyś z łatwością przyciągnęłyby jego uwagę i uśmiech. W przeszłości, kiedy jeszcze nie miał na głowie obowiązków rodzicielskich, z łatwością nawiązywał kontakty z takimi osobami. Nie czuł się dobrze w roli straszaka, jednak w miarę jak czas mijał, obawiał się, że mogło być już za późno, aby zdjąć z siebie tę maskę. Jego elegancja, choć świadoma i przemyślana, czasami przytłaczała go samego, tworząc mur, który trudno było zburzyć. Czasami zastanawiał się, jak to się stało, że jego życie przybrało taką formę. Nie znał odpowiedzi.

Eleonora, z jej swobodnych sposobem bycia, wzbudzała w nim sympatię. Po wspólnych poszukiwaniach zaginionego kota w Dolinie Godryka, miał nadzieję, że ich dalsze relacje rozwiną się w przyjemny sposób. Był zaskoczony, gdy zamiast swobodnej wymiany korespondencji, która mogłaby zrodzić się z ich wcześniejszych interakcji, Nora zaczęła zwracać się do niego per „Pan”. Decydując się na spotkanie w sprawie czarnych róż w rozarium, Cornelius liczył, że ich rozmowa mogła przybrać nieco bardziej naturalny ton. Słowa kobiety o tym, że wydawał się być idealnym towarzyszem, przyjemnie go zaskoczyły. Nie mógł się oprzeć wrażeniu, że atmosfera była o wiele bardziej przyjemna, niż się spodziewał.

- Dziękuję za miłe słowa. - Odpowiedział, starając się, by jego głos brzmiał swobodnie. - Z pewnością dużo wiem o tych terenach. Cieszę się, że mogę odwiedzić je z kimś, kto również doceni ich urok, a przy okazji, jak i ja, interesuje się najnowszym fenomenem. - Dodał spokojnie, starając się, aby jego ton był ciepły i zachęcający, wiedział, że miał do zaoferowania znacznie więcej niż tylko suche fakty o roślinach.

Zaskoczyło go, kiedy Eleonora wyciągnęła ku niemu pakunek z słodyczami, spojrzał na nią z wahaniem, nieco zaskoczony tym miłym gestem. Po chwili wahania, ostrożnie przyjął paczuszkę, a jego oczy spoczęły na zawartości, kwiatowe bezy, pięknie zdobione i wyglądające jak małe dzieła sztuki, sprawiły, że uśmiechnął się lekko.

- Są prześliczne, dziękuję, nie trzeba było się kłopotać. - Powiedział, a w jego głosie brzmiała szczerość. Nie dodał, że sam nie był fanem słodyczy, a takie smakołyki wolał podziwiać oczami, niż smakować. - Na pewno spodobają się mojemu synowi. - Powiedział, czując, że chociaż chciał być uprzejmy, to jednak nie chciał, żeby czuła, że musi go obdarowywać. Mimo to, był wdzięczny za jej gest, i ostrożnie trzymał pakunek, jakby obawiał się, że mogł go zniszczyć.

Mimowolnie sięgnął, żeby obrócić obrączkę na palcu, ale w ostatniej chwili przypomniał sobie, że on sam już jej nie nosił, zniknęła jakiś czas temu, zgubił ją, prawdopodobnie podczas pracy w terenie. Ta myśl przyćmiła jego uśmiech, chociaż wciąż starał się wyglądać na pogodnego, to ta świadomość przyniosła mu nagłe poczucie smutku, które zamigotało w jego oczach. Na całe szczęście, szybko zdołał przywrócić na twarz uśmiech.

- Wobec tego, skoro twoje zaręczyny to nowość, tym bardziej ci gratuluję. - Powiedział z serdecznością, a w jego głosie brzmiała szczerość, mimo tego, że czuł pewien smutek związany ze swoją utratą, potrafił cieszyć się szczęściem drugiej osoby. Po chwili, kiedy emocje nieco opadły, skinął głową, przystając na jej propozycję. - Tak, możemy wejść na teren. Powinniśmy zobaczyć, o co chodzi z tymi różami. - Ostatnie słowa wypowiedział z entuzjazmem, próbując skupić się na wspólnym celu, który miał ich połączyć, zamiast na własnych, osobistych wrażeniach.

W tym momencie, elegancko przepuścił ją przodem, a jego gest był pełen szacunku i grzeczności. Przekraczając bramę, przypomniał sobie, jak jako dziecko biegał po tym ogrodzie, poznając różnorodność roślin, które tu rosły, każdy zakątek przywoływał wspomnienia. Lubił to miejsce.

Landrynka
She could make hell feel just like home.
Można ją przeoczyć. Mierzy 152 centymetry wzrostu, waży niecałe pięćdziesiąt kilo. Spoglądając na nią z tyłu... można myśleć, że ma się do czynienia z dzieckiem. Buzię ma okrągłą, wiecznie uśmiechnięte usta często muśnięte błyszczykiem, bystre zielone oczy. Nos obsypany piegami, które latem zwracają na siebie uwagę. Włosy w kolorze słomy, opadają jej na ramiona, kiedy słońce intensywniej świeci pojawiają się na nich jasne pasemka. Ubiera się w kolorowe rzeczy, nie znosi nudy i szarości. Głos ma przyjemny dla ucha, melodyjny. Pachnie pączkami i domem.

Nora Figg
#5
11.02.2025, 20:55  ✶  

Tu nawet nie chodziło o to, że brała go za sztywniaka. Panna Figg po prostu zawsze starała się trzymać manier i oficjalnego podejścia, bo wydawało jej się iż tak wypada, szczególnie jeśli chodzi o osoby na wysokich stanowiskach. Sama jako cukierniczka, raczej nie uważała siebie za kogoś ważnego, ale miała szacunek do osób postanowinych wyżej, sprawujących jakieś ważne urzędnicze stanowiska.

Taka już była, mimo, że mogłoby się wydawać, że jako kocmołuch, który spędza większość dni w kuchni nie do końca potrafi się zachować, to było zupełnie inaczej. Figgówna miała wiele ogłady i była dużo bardziej kulturalna od większości społeczeństwa, co wcale nie było takie oczywiste. Przywiązywała do tego wagę, szczególnie, że aktualnie kroczyła zupełnie nową ścieżką jako przedsiębiorczyni, która rozwinęła swoje skrzydła. Nie była już tylko i wyłącznie cukierniczką, aktualnie znaczyła więcej, z czego była dumna, bo kosztowało ją to sporo pracy, zwłaszcza, że życie zweryfikowało jej marzenia w dosyć młodym wieku. Nie poddała się jednak, zacisnęła zęby i dążyła do celu, tak naprawdę tylko ona jedna wiedziała ile wyrzeczeń ją to kosztowało.

Uśmiechnęła się lekko do mężczyzny. Była mu wdzięczna za to, że jej nie odmówił, bo nie znali się przecież jakoś świetnie, aczkolwiek to ostatnie, wspólne ratowanie kotów spowodowało, że postanowiła skorzystać z kolejnej okazji do współpracy, bo trafił się ku temu idealny moment.

- Od zawsze fascynują mnie rośliny, nie mogłabym przegapić takiej okazji, a obecność kogoś kto zna to miejsce jak własną kieszeń na pewno ułatwi eksplorację tego miejsca. Zresztą dzięki Tobie nie wezmą mnie za intruza, chyba lepiej jak będziemy się temu przyglądać razem. - Jasne, zapewne wiedzieli, że pojawią się tutaj członkowie towarzystwa, jednak Figgówna nie lubiła się narzucać, więc obecność Corneliusa wydawała jej się nieco ułatwiać sprawę, dzięki niemu pewnie nikt nie będzie zwracał na nią przesadnej uwagi, a zależało jej na tym, aby jak najdokładniej obejrzeć te anomalie, będzie musiała zdać odpowiedni raport ciotce o tym, co tutaj zobaczyła.

- To żaden kłopot, raczej jeden z profitów ze spędzania ze mną czasu. Większość dnia spędzam w kuchni, ktoś musi jeść to wszystko co tworzę. - Nigdy nie żałowała swoich wypieków najbliższym, czy znajomym, wręcz przeciwnie - rozpieszczała nimi wszystkich.

- Masz syna? Ile ma lat? - Nie chciała być wścibska, ale skorzystała z okazji, bo być może mógłby okazać się być całkiem niezłym towarzystwem dla Mabel. Brakowało w ich otoczeniu dzieciaków, bo cóż - większość ze znajomych Nory nie dorobiła się jeszcze potomstwa, nie ma się co temu dziwić, bo Mabel przyszła na świat dosyć wcześnie, więc nie było to niczym niezwykłym. Mało kto zresztą decydował się na potomstwo podczas trwającej wojny.

- Dziękuję raz jeszcze. - Odparła z uśmiechem. Tak była to dla niej nowość, tak nie przywykła jeszcze do tego, że ludzie zauważali jej pierścionek, chyba musiała się z tym w najbliższym czasie oswoić. Oczywiście to było całkiem miłe, że to zauważali.

- Myślę, że to może być całkiem ciekawym doświadczeniem. - Rzuciła jeszcze, bo przecież nie do końca mieli pojęcie, co zastaną w tych ogrodach.

Ruszyła więc przodem, skoro Lestrange ja przepuścił, zaintrygowana tym, co zastaną w ogrodzie.



!Maida Vale
Czarodziejska legenda
Przeciwności losu powodują, że jedni się załamują, a inni łamią rekordy.
Los musi się dopełnić, nie można go zmienić ani uniknąć, choćby prowadził w przepaść. Los objawia nam swoje życzenia, ale na swój sposób. Los to spełnione urojenie. Los staje się sprawą ludzką i określaną przez ludzi.

Pan Losu
#6
11.02.2025, 20:55  ✶  

Maida Vale


Podczas spaceru w okolicy rozarium słyszysz dziwne brzęczenie, które zdaje się pochodzić z ziemi. Gdy przyklękasz, zauważasz, że w glebie delikatnie pulsuje światło. Kopiąc palcami, natrafiasz na niewielki, szklany flakonik, w którym znajduje się srebrzysty płyn. Flakonik ma wyryty symbol róży na zakrętce. W chwili, gdy próbujesz go otworzyć, flakonik nagle robi się gorący i rozpływa się w twoich dłoniach, pozostawiając na nich wilgotny ślad, który pachnie mieszanką róż i popiołu.

Do kości można odnieść się w dowolnym fragmencie sesji - w przypadku nieznajdowania się w miejscu docelowym, należy się w nie przemieścić i odegrać scenę z kostki. Postać Nieuważna, Ślepa lub Pechowa nie zauważa światła, depcze po nim nogą i światło znika. Nikt biorący udział w sesji nie może wygrzebać z ziemi flakonika. Snob nie może grzebać w ziemi. Jeżeli postać biorąca udział w sesji posiada przewagę Tworzenie eliksirów i maści, może rzucić kością na Wiedzę Przyrodniczą. Udany rzut (w pierwszej próbie) gwarantuje rozpoznanie pewnej ilości składników płynu z flakonika po zapachu - zależnej od oceny ze statystyki. W celu uzyskania informacji gracz musi skontaktować się z Mistrzem Gry. Postacie biorące udział w tej sesji nie mogą już użyć kości Maida Vale w ten sam dzień fabularny. Daty sesji nie można przesunąć.
Bloody brilliant
Soft idiot, a sappy motherfucker, a sentimental bastard if you will
Wysoki, bo 192 centymetry wzrostu, postawny, dobrze zbudowany mężczyzna. Czarnowłosy. Niebieskooki. Ma częściową heterochromię w lewym oku - plamę brązu u góry tęczówki. Na jego twarzy można dostrzec kilka blizn. Jedna z nich biegnie wzdłuż lewego policzka, lekko zniekształcając jego rysy, co nadaje mu surowy wygląd, mimo to drobne zmarszczki w kącikach oczu zdradzają, że często się uśmiecha lub śmieje. Inna blizna, mniejsza, znajduje się na czole. Ma liczne pieprzyki na całym ciele. Elegancko ubrany. Zadbany. Bardzo dobrze się prezentuje.

Cornelius Lestrange
#7
10.03.2025, 20:27  ✶  

Cornelius uważnie patrzył na Eleonorę, z którą prowadził rozmowę, wyraźnie słuchał jej słów, na co wskazywały przede wszystkim chłodne, niebieskie oczy przez cały czas skupione na jej twarzy. Jego postawa zapewne też zdradzała zaangażowanie w rozmowę, być może nawet większe niż wymagała sytuacja. Mimo, że na pierwszy rzut oka, w dalszym ciągu, wydawał się nieco oficjalny i zdystansowany, nieświadomie lekko się garbił, by dostosować się do jej wzrostu. Chciał wyłapać każdy niuans wypowiedzi panny Figg, a gdyby się fizycznie dystansował, pewnie byłoby mu ciężko. Była taka niziutka. Zawsze potrafił słuchać, a teraz, w tym momencie, wydawał się być całkowicie pochłonięty rozmową. Jego niebieskie oczy, pełne zainteresowania, bezsprzecznie skupiły się na jej tęczówkach, gdy zaczęła mówić. Nie uciekały nigdzie ani na chwilę.

- Rozumiem, Eleonoro. - Poważnie kiwnął głową, był oficjalny, w dalszym ciągu, ale nie niemiły, brzmiał raczej przystępnej niż wcześniej. - Sam ostatnio nie miałem zbyt wiele czasu na uczestnictwo w spotkaniach towarzystwa herbologicznego, więc tym bardziej mi miło, że mogę być częścią tej eksploracji. Zwłaszcza, jeśli moja obecność sprawi, że poczujesz się swobodniej, to tym bardziej chętnie ci pomogę. Natomiast, gdybyś chciała tu wrócić beze mnie, nie martw się o to, że możesz być uważana za intruza. To miejsce otwarte dla wizytorów, może nie przez cały czas, ale na pewno nie wyproszono by cię bez kogoś z rodziny. - Zapewnił, bo nie chciał, żeby kobieta przypisywała mu więcej zasług, niż to było rozsądne, w końcu nie robił nic szczególnego, spotykając się z nią w tym miejscu, nie zapewniał jej żadnych szczegółów benefitów, wynikających ze wspólnej przechadzki, ani nic z tych rzeczy, jedynie służył jej swoim towarzystwem. Próbował być miły, nie zachowywać się, jak straszak na młode kobiety, szczególnie tak miłe, jak Eleonora, raczej zaprezentować się od najlepszej strony, ale nic ponad to, naprawdę nie uważał, że miał szczególne chody związane z byciem członkiem rodu Lestrange, zarządzającego tym miejscem. Zresztą... jeśli by je miał, to czy prezent ze strony panny Figg nie byłby przekupstwem? Łapówki nie mógłby przyjąć, a wziął od niej podarunek, to byłoby niezgodne z jego zasadami moralnymi, którymi kierował się w życiu. Wygodnie pominąwszy kilka sytuacji, w których wykazał się kolesiostwem i układami. Raczej po to, żeby pomóc bliskim, nie dla siebie, no, ale... Nie dało się ukryć, że sam na tym też korzystał, bo zadowolone otoczenie było przyjemnym otoczeniem. Najwyraźniej Nora wychodziła z podobnego założenia, dzieląc się swoimi wypiekami. To było przemiłe, tak samo, jak pytanie o syna.

- Wychowuję czterolatka, ma na imię Fabian. - Wspomnienie o dziecku wprowadziło do słów Corio miękkość, która kontrastowała z jego zazwyczaj chłodnym sposobem bycia. Fabian był mu oczkiem w głowie, małym skarbem, który z dnia na dzień potrafił wprawić go w lepszy nastrój. Cornelius, mimo swojego zwyczajowego dystansu, nie potrafił powstrzymać się od uśmiechu na myśl, jak bardzo jego życie zmieniło się od chwili narodzin syna. Wciąż jednak trzymał swoje emocje na wodzy, starając się nie ujawniać zbyt wiele, ale na wspomnienie o chłopcu,w jego postawie Nora mogła zauważyć subtelne rozluźnienie.

Pomimo całej tej radości z dziecka, które było mu największą dumą, w jego sercu nadal tlił się lekki smutek. Niektóre rany wcale tak łatwo nie znikały. Była to tęsknota przede wszystkim za tym, czego brakowało w ich dwuosobowym życiu, obecności drugiego rodzica, z którym mógłby dzielić te wszystkie chwile. Nigdy nie mówił obcym o tym, że był jedynym rodzicem, ani tym bardziej nie zdradzał, jak bardzo tęsknił za żoną. To był temat, którego unikał jak ognia, rozmawiając z innymi, którzy nie byli jego najbliższymi. Nie chciał, aby ktokolwiek czuł się niekomfortowo w jego towarzystwie z powodu smutnych wspomnień. Wspomnienie żony, chociaż nieobecne w rozmowie, stanowiło nieodłączny element jego codzienności, a Cornelius nie chciał obciążać rozmówczyni tym ciężarem. Zamiast tego, postanowił skupić się na pozytywnych aspektach swojego życia. Tak, jak mawiano, że należało robić.

- Przy okazji... - Dodał, nieco luźniej, gdy już weszli na tereny rosarium, trochę zmieniając temat. - Fabian jest również chrześniakiem naszego wspólnego przyjaciela, Roise’a, nie wiem, czy ci wspominał. - Wspomnienie o tym napełniło go odrobiną dodatkowej radości, ale jednocześnie w dalszym ciągu dało się dostrzec u niego cień smutku, przede wszystkim w spojrzeniu mężczyzny, tego, który nigdy całkowicie nie znikał.

Landrynka
She could make hell feel just like home.
Można ją przeoczyć. Mierzy 152 centymetry wzrostu, waży niecałe pięćdziesiąt kilo. Spoglądając na nią z tyłu... można myśleć, że ma się do czynienia z dzieckiem. Buzię ma okrągłą, wiecznie uśmiechnięte usta często muśnięte błyszczykiem, bystre zielone oczy. Nos obsypany piegami, które latem zwracają na siebie uwagę. Włosy w kolorze słomy, opadają jej na ramiona, kiedy słońce intensywniej świeci pojawiają się na nich jasne pasemka. Ubiera się w kolorowe rzeczy, nie znosi nudy i szarości. Głos ma przyjemny dla ucha, melodyjny. Pachnie pączkami i domem.

Nora Figg
#8
14.03.2025, 13:47  ✶  

Figgównie nie wydawało się, aby była osobą która mogłaby wzbudzać zainteresowanie u kogoś takiego, jak Cornelius. Co tu się oszukiwać, znała bardzo dobrze swoją pozycje w hierarchii społeczeństwa, była zwyczajną cukierniczką, mało kto pewnie traktował ją poważnie. Wcale tego nie oczekiwała, bo to wydawało się jej być normalne. Mimo wszystko miała wrażenie, że Lestrange nie jest w tym wszystkim fałszywy. Słuchał jej z zaciekawieniem, jakby faktycznie interesowało go, co ma mu do powiedzenia. To było miłe, nie czuła się bowiem w jego towarzystwie gorsza, chociaż przecież wiedziała, że niektórzy z elitarnych rodów traktowali ludzi jej pokroju jako tych mniej kompetentnych. Zwłaszcza przy tym, co aktualnie działo się w magicznym świecie, gdzie to podziały aktualnie były dużo bardziej odczuwalne, niż jeszcze kilka lat temu.

- Dziękuję, zapewne wszystko zależy od tego, co tutaj zastaniemy. Ponoć znalazły się tutaj dość nietypowe przypadki czarnych róż. Nie do końca wiem, co o tym wszystkim myśleć, czy natura pragnie nam coś zasugerować? W końcu nic nie dzieje się bez przyczyny. - Nie miała pojęcia ile czasu powinni poświęcić temu, co działo się w Maida Vale, na pewno ciotka nie wysłałaby tutaj członków Towarzystwa Herbologicznego przez przyczyny, musiało ją interesować to, dlaczego takie rośliny się w tym miejscu. Czasem nie wystarczyła jedna wizyta po to, aby znaleźć potrzebne informacje, była tego świadoma, w końcu od wielu lat interesowała się roślinami, była to jej pasja, którą zajmowała się w wolnym czasie, tak samo jak eliksiry, które tworzyła. Miała w końcu w sobie coś z prawdziwej czarownicy, może nie radziła sobie wyjątkowo dobrze ze specjalistycznymi zaklęciami, ale nikt nie mógł odmówić jej tego, że jeśli chodzi o eliksiry, czy rośliny była prawdziwą specjalistką, mimo, że nie zajmowała się tym zawodowo.

- Czterolatki to jeszcze całkiem urocze stworzenia, nie zadają niewygodnych pytań, niestety czas płynie dosyć szybko i nim człowiek się obejrzy stają się coraz starsze i nie mają oporu przed tym, aby pytać o wszystko. - Nie wiedziała o tym, że mężczyzna miał dziecko, bo skąd mogła to wiedzieć, nie byli ze sobą szczególnie blisko, nie znali się poza tymi kilkoma interakcjami podczas spotkań Towarzystwa Herbologicznego. Nie należała do wścibskich osób, więc nie wypytywała go jakoś szczególnie o to, dlaczego wychowuje syna sam. Założyła bowiem, że tak jest po jego wypowiedzi. Niezbadane były koleje losu, czy coś, ona sama podążała taką drogą od kilku lat przez to, że kiedyś podjęła pewną decyzję. Właściwie ostatnio to się zmieniło, ojciec Mabel wrócił do ich życia całkiem niespodziewanie, mimo tych decyzji, które kiedyś podjęła i które wydawały jej się właściwe.

- Ambroise się nie chwalił, że ma chrześniaka, swoją drogą zdarzało mu się zostawać z moją córką, kiedy była mniejsza. Zdecydowanie ma rękę do dzieci, dziwi mnie, że jeszcze nie myślał o tym, żeby mieć swoje własne. - Nawet zdarzyło im się o tym dyskutować całkiem niedawno, gdzie doszli do wniosku, że nie wszyscy muszą mieć potomstwo, co akceptowała. Nie każdy miał do tego powołanie, chociaż wydawało jej się, że Roise faktycznie nadawałby się na ojca, o czym zresztą mu wspominała.

Całkiem przyjemnie jej się gawędziło z Corneliusem, aż tak przyjemnie, że dosyć szybko zapomniała o celu swojej wizyty, na szczęście gdy znaleźli się w ogrodach dotarło do niej to, że nie było to spotkanie towarzyskie, a raczej jedno z tych naukowych. Mieli znaleźć czarne róże, zobaczyć skąd i po co właściwie się tutaj wzięły.

Oczywiście okazało się, że była nie do końca uważna, poczuła bowiem pod obcasem swojego buta coś. Nim jednak zdążyła zareagować coś zostało przez nią zdeptane i zakopane w ziemi. Była prawdziwym pechowcem. Trochę jej się z tego powodu zrobiło głupio, bo może ta fiolka miała większe znaczenie, niż mogło się wydawać?

Przeprosiła Corneliusa za swoją nieuwagę rumieniąc się przy tym okropnie, nie znosiła wychodzić na niekompetentną, jednak czasem nie dało się uniknąć takich sytuacji. Taką już miała naturę, nie dało się z tym niczego zrobić.

Miała jedynie nadzieję, że mężczyzna nie zapamięta tej nieporadności. Spacerowali jeszcze po ogrodzie dłuższą chwilę, w końcu dotarli do czarnych róż, które podziwiali dłuższą chwilę, w końcu nadszedł czas, aby opuścić to miejsce. Podziękowała mu jeszcze grzecznie za to, że jej towarzyszył, po czym oddaliła się pospiesznie w stronę magicznego Londynu.


Koniec sesji
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Nora Figg (2095), Pan Losu (205), Cornelius Lestrange (2000)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa