• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Ulica Śmiertelnego Nokturnu Podziemne Ścieżki v
1 2 Dalej »
[31 VIII 1972, Głębina] Coś się kończy, coś zaczyna... | Stanley & Richard

[31 VIII 1972, Głębina] Coś się kończy, coś zaczyna... | Stanley & Richard
Ogórkowy Baron
Świat nie ma sensu. Trzeba mu go nadać samemu
Stanley mierzy około metra dziewięćdziesięciu wzrostu i jest atletycznej budowy ciała. Jego krótko ścięte, zaczesane na bok ciemnobrązowe włosy okalają owalną twarz, która zrobią piwne oczy. Zawsze ma lekki, kilkudniowy zarost w postaci wąsa i brody. Na co dzień można go spotkać noszącego mundur brygadzisty. Jeżeli jednak uda się komuś go wyciągnąć na jakąś aktywność niedotyczącą pracy to przybędzie w długim, ciemnym płaszczu, a pod spodem będzie miał koszulę i najprawdopodobniej krawat. Wypowiada się w sposób spokojny dopóki nie zostanie wyprowadzony z równowagi.

Stanley Andrew Borgin
#1
17.02.2025, 21:39  ✶  
31 sierpnia 1972 roku, Głębina
Stanley Andrew Borgin & Richard Mulciber

Minęło kilka dni od tej feralnej w skutkach wiadomości. Rodzina Mulciber w większej lub mniejszej intensywności, dalej przeżywała stratę, która wzięła ich z zaskoczenia. Nikt się raczej nie spodziewał, że Robert Mulciber odejdzie akurat 26 sierpnia - dzień całkiem pogodny i ciepły, a jednak pochmurny i zimny.

Ze względu na panującą sytuację polityczną w Londynie i całej Wielkiej Brytanii, Stanley był zmuszony pozostać w swojej kryjówce. Nie mógł wziąć udziału w pogrzebie własnego ojca. Mógł, ale musiałby zażywać jakieś mikstury czy inne specyfiki, a nie miał na to najmniejszej ochoty.

Pozostawało mu wierzyć, że zarówno Richard, jak i reszta rodziny, staną na wysokości zadania. Liczył, że chociaż ostatnia droga Roberta będzie wyglądała należycie. Chciał wierzyć, że nikt nie będzie przeszkadzał w tym wydarzeniu, a i one obejdzie się bez większych problemów.


~*~*~

[a]Głębina żyła swoim życiem, które toczyło się równie powoli, co ostatnie perypetie Borgina. Nie działo się nic specjalnego - dzień jak każdy inny.

W środku było kilku klientów, a Francis kończył wydawać jakiś zamówiony posiłek. Wystrój był bez zmian, a więc górował motyw morski, a wszechobecny był zapach morskiej wody, który mieszał się z solą. Dało się dostrzec kilka zapalonych świeczek, których wosk skapywał niedbale na stoliki czy beczki. W wielkim uproszczeniu - panował tutaj swego rodzaju półmrok.

Było jednak na tyle dużo światła, aby barman mógł rozpoznać Richarda. Kiwnął mu głową na przywitanie, a następnie wskazał otwartą dłonią ręki na przejście w kierunku zaplecza. Zupełnie jakby chciał mu przekazać, że do Stanleya? To tędy.

Widział już tego mężczyznę, więc spodziewał się powodu jego wizyty - musiał coś chcieć od Borgina, który urzędował w pierwszym pokoju na prawo od przejścia.

Tak też było i tym razem. W jego gabinecie panowała niemal trupia cisza, a sam właściciel siedział zatopiony w swoim fotelu, wpatrując się w ścianę przed sobą. Dało się dostrzec, że miętolił w dłoniach jakąś pozłacaną monetę. Twarz miał zamyśloną - jakby ciałem był na Podziemnych Ścieżkach, a myślami gdzieś indziej. Daleko. Tam, gdzie nie było nikogo innego i nikt nie miał prawa mu przeszkadzać.

Samo pomieszczenie było posprzątane. Na biurku nie piętrzyły się dokumenty, które miały w zwyczaju to robić. Nie dało się też wyczuć dymu papierosowego, który był nieodłącznym elementem biura, jak i samego Borgina.

Stanley nie zwrócił uwagi na istotę, która pojawiła się w drzwiach. Gdyby miał akurat wejść jakiś płatny zabójca, miałby bardzo prostą okazję, aby się go pozbyć. Na całe szczęście był to tylko i może aż Richard, który raczej nie był zainteresowany ewentualną śmiercią swojego bratanka.

Kilka dobrych chwil, a może nawet minut minęło zanim osierocony mężczyzna powrócił do "żywych". Mulciber mógł się równie dobrze rozsiąść w tym czasie i po prostu czekać, aż zyska zainteresowanie swojego przyszłego rozmówcy.

- Richard? - zapytał trochę zdziwiony, ale i zaskoczonym głosem. Nie to, żeby spodziewał się Roberta - Czemu zawdzięczam tę wizytę? - dodał, niemalże Ministerialnym tonem. Trochę jakby powtarzał nauczoną przed laty formułkę - Eee... Jeżeli chodzi o tego całego Bagshota... To przepraszam. Jeszcze nie udało mi się za dużo dowiedzieć - przeniósł wzrok w kierunku swojego wuja, tłumacząc się z tego, że jeszcze nie wykonał tego, co zostało mu powierzone w dobrej wierze.



"Riddikulus!"
- Danielle Longbottom na widok Stanleya Bo[r]gina

"Jestem dumna, że pomagałeś podczas zamachu."
- Stella Avery na wieści o udziale Stanley w walkach podczas Beltane 1972
Porządny Ochroniarz
Nigdy nie wiesz, kiedy śmierć zapuka do twych drzwi.
183cm wzrostu. Brązowe oczy i włosy, u których można dostrzec siwe kosmyki. Często widnieje u niego zarost. Ogolony gładko jest tylko wtedy, kiedy brat każe mu się "ogarnąć". Ubiera się zawsze odpowiednio do sytuacji.

Richard Mulciber
#2
18.02.2025, 01:41  ✶  

Tragedia, która odbiła się na ich rodzinie. Richard czuł, że wraz ze śmiercią brata, odeszła jakaś część jego. Uczestnicząc w pogrzebie, prawie się czuł tak, jakby to jego chowano. Doświadczył czegoś, czego nie życzył żadnemu bliźniakowi.

Pozbierać się nie było łatwo. Tym samym miał przez to sporo spraw na głowie w załatwianiu innej papierologii. Znajdując także testament brata. Musiał go upełnomocnić. Po znajomości.

Drogę do Głębiny znał bardzo dobrze. Nie zapomniał o Stanleyu, którego powiadomił o śmierci jego ojca. Wiedząc, iż jego sytuacja nie pozwala pokazywać się wśród większej społeczności, nie chciał ryzykować jego bezpieczeństwem.

Obraz, zapakował w papier i zmniejszył go zaklęciem, aby łatwiej byłoby mu przenieść w kieszeni swojej czarnej szaty z kapturem. List schował do wnętrza kieszeni czarnej marynarki. Na sobie miał także czarną koszulę. Pewnym będąc, że ma wszystko, teleportował się w znane sobie miejsce, pod drzwiami wejścia do Głębiny. Wszedł do środka kierując się prosto do lady barowej, zastając znajomego człowieka nieszczęśliwie noszącego imię jego ojca. Dał mu jedynie porozumiewawcze spojrzenie, jakby pytające, czy zastał tutejszego właściciela. Odebrał od niego odpowiedź, kierując do znajomego mu pomieszczenia. Gabinetu, pokoju Borgina.

Zapukał, a następnie dotknął klamki, otwierając drzwi, wpraszając się do środka. Rozejrzał się, zauważając bratanka siedzącego w ciszy, w zamyśleniu. Zamknął drzwi. Wyjął z kieszeni małe opakowanie, które podparł o bok biurka. Zaklęciem, z pomocą różdżki, przywrócił obrazowi pierwotny rozmiar. Obejrzał się znów na chłopaka, chowając różdżkę.

- Stanley.
Odezwał się, aby zaznaczyć swoją obecność. Głosem tak bardzo podobnym, niemal tym samym co Robert. Ale nim nie był.
- Nie inaczej.
Potwierdził. Teraz to już raczej nikt ich nie pomyli. Nawet, jeżeli będzie chodził w golfie i ogolony.

Już miał odpowiedzieć na pytanie, ale Stanley od razu przeszedł do sprawy, o jakiej rozmawiali na początku miesiąca. Uniósł dłoń w geście uspokojenia. Pozwalając mu jednak dokończyć.

- Nie w tej sprawie tu jestem.
Zapewnił, że nie z tego powodu tutaj jest. Nie wiedział też jak to powiedzieć. Słów mu brakło, nic nie chciało przejść przez gardło. Po prostu sięgnął do wewnętrznej kieszeni swojej marynarki i wyjął z niej list, zaadresowany do Stanleya, charakterem pisma Roberta. Wewnątrz koperty znajdował się list z życzeniami urodzinowymi, nawiązujący także do obrazu, o specjalnych właściwościach. Niestety ów list nie był skończony, ale przerwany. Jakby ktoś lub coś oderwało go od jego ukończenia. Datowany był na dzień urodzin Stanleya.
Richard wyciągnął dłoń z listem w kopercie, w kierunku bratanka.
- Zostawił to dla Ciebie.
Odezwał się, nie dodając nic więcej. Stanley powinien domyślić się, od kogo.

Sam obraz, stał oparty o boczną stronę biurka, zapakowany w papier, przewiązany sznurkiem. Po rozpakowaniu, przedstawiał jacht nad morzem. Nie było to żadne arcydzieło, ale podpisane przez artystę i dało się rozpoznać, co przedstawia.



@Stanley Andrew Borgin
Ogórkowy Baron
Świat nie ma sensu. Trzeba mu go nadać samemu
Stanley mierzy około metra dziewięćdziesięciu wzrostu i jest atletycznej budowy ciała. Jego krótko ścięte, zaczesane na bok ciemnobrązowe włosy okalają owalną twarz, która zrobią piwne oczy. Zawsze ma lekki, kilkudniowy zarost w postaci wąsa i brody. Na co dzień można go spotkać noszącego mundur brygadzisty. Jeżeli jednak uda się komuś go wyciągnąć na jakąś aktywność niedotyczącą pracy to przybędzie w długim, ciemnym płaszczu, a pod spodem będzie miał koszulę i najprawdopodobniej krawat. Wypowiada się w sposób spokojny dopóki nie zostanie wyprowadzony z równowagi.

Stanley Andrew Borgin
#3
23.02.2025, 18:15  ✶  

Pytanie, które skierował w kierunku Richarda, chcąc upewnić się, że na pewno jest to on, było stricte retoryczne. Zapewne istniał jakiś promyk nadziei, że usłyszy inną odpowiedź, która jednak nie była im pisana. To był Richard - nie Robert. W gruncie rzeczy, może tak było lepiej? Borgin raczej nie był zainteresowany w tym, aby zobaczyć nieboszczyka w swoich drzwiach.

- Kamień z serca - odparł szybko, oddychając z ulgą. Nie zdążył zrobić zbyt wiele w kwestii Bagshota, a informacja, że nie taki był cel ich spotkania, przyniosła odrobinę ukojenia. Dało się to dostrzec na twarzy Stanleya, który przeniósł pełnię uwagi na swojego wuja.

- Zostawił to dla mnie...? - zapytał z niedowierzaniem, a na jego twarzy zagościło zaskoczenie - Prezent? - dodał, odkładając przy tym monetę, którą podrzucał jeszcze kilka chwil temu. Jednak pamiętał o moich urodzinach? Może ma w tym jakiś kolejny interes o którym nie wiemy? głowił się nad tą całą sytuacją.

Nie czekał zbyt długo, wstając od biurka. Zbliżył się do obrazu. Podniósł go. Obejrzał z kilku stron, a następnie spojrzał w kierunku Mulcibera. Trochę jakby chciał zapytać - mam to teraz otworzyć? Nie było czasu na żadną odpowiedź, ponieważ położył zaraz prezent na stole, aby móc go rozpakować.

- Sprawdźmy - skomentował, ściągając warstwy papieru i sznurka. Co by nie mówić, był zapakowany elegancko, a i odpowiednio zabezpieczony. Nie było możliwości na to, aby jakkolwiek się uszkodził.

Stanley ściągnął ostatni kawałek osłony, widząc obraz w całości. Wspaniały Pokiwał głową z uznaniem, przygryzając odrobinę własne wargi.

- Ja... - podniósł wzrok znad prezentu na Richarda, ale powrócił prędko w kierunku malunku - Jest piękny. Od razu widać tę kreskę Averych - przyznał, pozwalając sobie na lekki uśmiech - Wspaniała jednostka morska. Jakby człowiek miał taką, to by było coś - pokiwał głową z lekkim rozmarzeniem w głosie. Prawdę mówiąc, gdyby Borgin miał taką możliwość, rzuciłby to wszystko w diabły i odpłynął pod własną banderą ku nowemu, lepszemu życiu.

Niestety, to nie było takie proste. Miał swoje zobowiązania, które były mu wyryte na skórze. Nie miał też takiej łajby, więc musiało to zostać odwleczone na plan dalszy. Na przyszłość, która była im nieznana.

- Dziękuje. Jest wspaniały - dodał, odkładając go przy jednej z biblioteczek - Zawiśnie... - postukał się po brodzie - Może tutaj? - wskazał otwartą dłonią na wolny kawałek ściany, która znajdował się nad kanapą - Tak. To będzie odpowiednie miejsce - stwierdził, przykładając do swojej twarzy ramkę, która była wykonana z palców. Tak, jakby chciał sprawdził to miejsce. Te zaś okazało się idealne.

- Powiedz mi proszę jedno - zwrócił się do wuja - Jak się trzymacie? - kontynuował, opierając się o biurko - Ty... Charlie, Leonard... Sophie? - wymieniał osoby, o których Richard mógł cokolwiek wiedzieć. Specjalnie jednak nie napomknął imienia Lorien, wiedząc, że za bardzo nie przepadał za tą kobietą.



"Riddikulus!"
- Danielle Longbottom na widok Stanleya Bo[r]gina

"Jestem dumna, że pomagałeś podczas zamachu."
- Stella Avery na wieści o udziale Stanley w walkach podczas Beltane 1972
Porządny Ochroniarz
Nigdy nie wiesz, kiedy śmierć zapuka do twych drzwi.
183cm wzrostu. Brązowe oczy i włosy, u których można dostrzec siwe kosmyki. Często widnieje u niego zarost. Ogolony gładko jest tylko wtedy, kiedy brat każe mu się "ogarnąć". Ubiera się zawsze odpowiednio do sytuacji.

Richard Mulciber
#4
27.02.2025, 01:01  ✶  

Czy teraz to tak będzie wyglądać? Patrząc na niego, każdy teraz będzie odczuwał lęk, obawę czy zaś ulgę, że widzi w nim Roberta lub nie? Kamień z serca. Nie skomentował tych słów, choć nie chciał też czuć się tym urażonym. Oddałby najpewniej wszystko, aby znów zobaczyć swojego bliźniaka. Nie tylko widząc swoje odbicie w lustrze.

Od razu przeszedł do sprawy, uspokajając, że nie przyszedł w interesie, o jakim rozmawiali na początku miesiąca. Richarda nie zdziwiło zaskoczenie u Stanleya. A może powinno? On i Robert nie zapominali o swoich dzieciach.

Na potwierdzenie pytania, Richard skinął głową, dając tym samym gest w kierunku zapakowanego obrazu. A że Borgin nie wziął od razu koperty, Mulciber położył ją na blacie biurka. Uwagę przenosząc na Stanleya, oglądającego podarek. Kiwnął mu głową w zachęcie, aby się nie zastanawiał i rozpakował. W tym czasie, pozwolił sobie zapalić papierosa, kiedy bratanek rozrywał papier i oglądał dzieło sztuki swojego ojca. Richard, wiedział co to było. Sam pakował.

Ręka Averych. Przy tym komentarzu, to i Richard lekko się uśmiechnął. Robert odziedziczył po matce talent do malarstwa, a także nauczył tworzyć z nich coś więcej.  Skrytki, przejścia. Dziedziczył ich umiejętności, gdy zaś Richard przejął głównie rodowy dar widzenia nici powiązań. Rzemieślnik był z niego kiepski. Gdyby miał odtworzyć ten obraz, który namalował Robert dla syna… Wstyd byłoby go komuś pokazać.

- Jemu podziękuj.
Odparł, sugerując najpewniej odwiedzenie grobu Roberta. Rozumiejąc też to podziękowanie tak, jakby Stanley dziękując jemu, dziękował i ojcu. Za przekazanie prezentu? Czy że będzie mu ojca przypominał za każdym razem?

Zaciągnął się papierosem, jaki zapalił wcześniej. Powędrował za wzrokiem Stanleya, który znalazł miejsce na powieszenie obrazu. Richard lekko skinął głową, odszukując także obraz Anne. Mieć obrazy własnych rodziców jako pamiąta, kiedy Ci nie żyją.

Słysząc pytanie, skierował wzrok na Stanleya. Spoważniał od razu. Wzrok kierując znów na obraz z ręki Roberta.

- Moi chłopcy jakoś się trzymają.
Łatwiej było mu odpowiedzieć o swoich dzieciach, które być może w ostatnim czasie, nie miały za dobrych relacji z Robertem. Szczególnie Charles. Nie pytał ich. Po prostu, zgadywał. Ale gdy miał powiedzieć o Sophie i o sobie, miał jakby zaciśnięte gardło.
- Sophie źle to znosi. Ja... Nie wiem jak sobie z tym poradzę…
Przyznał.
- Czuję… Jakby... Umarła połowa mnie.
Dodał.


@Stanley Andrew Borgin
Ogórkowy Baron
Świat nie ma sensu. Trzeba mu go nadać samemu
Stanley mierzy około metra dziewięćdziesięciu wzrostu i jest atletycznej budowy ciała. Jego krótko ścięte, zaczesane na bok ciemnobrązowe włosy okalają owalną twarz, która zrobią piwne oczy. Zawsze ma lekki, kilkudniowy zarost w postaci wąsa i brody. Na co dzień można go spotkać noszącego mundur brygadzisty. Jeżeli jednak uda się komuś go wyciągnąć na jakąś aktywność niedotyczącą pracy to przybędzie w długim, ciemnym płaszczu, a pod spodem będzie miał koszulę i najprawdopodobniej krawat. Wypowiada się w sposób spokojny dopóki nie zostanie wyprowadzony z równowagi.

Stanley Andrew Borgin
#5
11.03.2025, 18:09  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 11.03.2025, 18:11 przez Stanley Andrew Borgin.)  

Rękę Averych rozpoznałby wszędzie. W końcu to nie tylko Robert i Richard mieli w sobie coś z tej rodziny. Miała to również Stella, która była autorką obrazu dla matki Stanleya. Przy okazji była również dalszą kuzynką Borgina, wszak dwójka Mulciberów była wujem dla młodej Avery - tego jednak dowiedział się dopiero na długo po tym, jak zaczął się spotykać z młodą artystką.

- Tobie też należą się podziękowania - zauważył - Wcale nie musiałeś go tutaj przynosić, chociaż wiem, że nie zrobiłbyś niczego wbrew jego woli - dodał - Chyba, że miałoby to na celu ratunek Roberta. Wtedy to już całkowicie inna sprawa. Zresztą... - spojrzał na twarz Richarda - Zrobiłbym dokładnie to samo - pokiwał głową na potwierdzenie swoich słów. Trochę taki odruch bezwarunkowy.

Stanley też nie próżnował. Zapalił papierosa, a następnie rozkoszował się jego smakiem. Z jednej strony uzależnienie. Z drugiej zaś wspaniała ambrozja, która napawała lepszym jutrem.

- Dobrze, że sobie radzą. Na pewno nie jest to dla nich proste - strzepał popiół do popielniczki - A Sophie... Cóż. Też pewnie sobie jakoś poradzi... Miejmy nadzieję. Dla niej to w ogóle... świat się załamał? - stwierdził z pewnym zamieszaniem w głosie. Stanley nie miał zielonego pojęcia jaka była relacja na linii ojciec-córka w odniesieniu do Roberta i Sophie. Nie potrafił określić ich relacji, ponieważ widział ich razem z dwa, góra trzy razy.

Kiedy Richard napomknął, że on również nie czuje się za dobrze z tym wszystkim, nie czekał na reakcję. Stanley podszedł i położył dłoń na barku wuja.

- Nie jesteś w tym sam. Zdaje sobie sprawę, że jest Ci ciężko. W końcu znałeś Roberta najdłużej z nas wszystkich - ciężko westchnął - Byłeś przy nim niemal całe życie. Widziałeś jak rósł w oczach i piął się po szczeblach kariery... - dodał, gryząc się lekko w język. Nie mógł powiedzieć, że "oczywiście, że umarła Twoja połowa, ponieważ byliście bliźniakami. Z dwóch został jeden, więc połowa".

Zamilkł na chwilę, aby zastanowić się nad swoimi kolejnymi słowami. Borgin nie chciał urazić wuja. Musiał bacznie dobierać swoich słów, aby nie doszło tutaj do żadnych rękoczynów. Nikt nie chciał nikogo zranić, a tylko pomóc drugiej osobie w potrzebie.

- Gdybyś... - podrapał się dłonią po podbródku - Nie miał nikogo bezpieczniejszego do wysłuchania czy porady... To zawsze masz mnie. Służę pomocą, radą - niekoniecznie dobrą, ale będę próbował - zaśmiał się pod nosem. Stanley zdawał sobie sprawę z tego, że może nie być perfekcyjnym doradcą. Był jednak synem Roberta i część cech po nim odziedziczył. Był też mniej lub bardziej zasłużony w różnych szeregach - rodziny Borginów, Ministerstwa czy Śmierciożerców. Jakieś doświadczenie życiowe posiadał.

- Może potrzebowałbyś gdzieś wyjechać? W góry Szkocji, aby trochę odpocząć psychicznie? - zdjął dłoń z barku Richarda - Nie to, że próbuję się Ciebie pozbyć z Londynu... ale szukam rozwiązania na Twój ból - zapewnił.



"Riddikulus!"
- Danielle Longbottom na widok Stanleya Bo[r]gina

"Jestem dumna, że pomagałeś podczas zamachu."
- Stella Avery na wieści o udziale Stanley w walkach podczas Beltane 1972
Porządny Ochroniarz
Nigdy nie wiesz, kiedy śmierć zapuka do twych drzwi.
183cm wzrostu. Brązowe oczy i włosy, u których można dostrzec siwe kosmyki. Często widnieje u niego zarost. Ogolony gładko jest tylko wtedy, kiedy brat każe mu się "ogarnąć". Ubiera się zawsze odpowiednio do sytuacji.

Richard Mulciber
#6
17.03.2025, 16:40  ✶  

Zgadza się. Richard nie zrobiłby niczego wbrew woli Roberta. Nawet te ostatnie po śmierci, był wstanie wykonać, zrealizować. Nawet, gdyby przed swoją śmiercią kazał mu kogoś zabić. Zrobiłby to. Robert był jedyną osobą, która miała jakikolwiek wpływ na działania i decyzje Richarda. Był tym, który umiał go także powstrzymywać. Czy nie było tak, że Richard uzależnił się od swojego brata, na drugi plan, stawiając swoje własne dzieci?
Stanley zdążył ich na tyle poznać, że trafił w sedno ze swoimi słowami.

- Nie mylisz się.
Potwierdził. Przyjmując także do wiadomości, że Stanley postąpiłby tak samo. Robert miał widocznie jakiś wpływ na nich, że byliby wstanie zrobić dla niego wszystko. Albo przynajmniej wiele rzeczy. Richard zdecydowanie na pewno.
- Udowodniłeś to zwijając mi skrzata z kamienicy.
Wspomniał to wydarzenie, komiczne ale jedne z tych, gdzie Stanley wykonał polecenie Roberta. Nawet przy tym wspomnieniu, lekko się uśmiechnął, jakby sam siebie chciał pocieszyć tym wspomnieniem. Na krótko.
Zaciągnął się ponownie papierosem, wypuszczając dym z ust.
- Potrzebowała zostać sama. Przeniosła się na kilka dni do rodzinnej rezydencji mojej matki w Szkocji. 
Odpowiedział, w kwestii Sophie. Tak źle to zniosła, że potrzebowała pobyć sama. Nie mógł jej tego odmówić. Sam się trzymał z dala od innych, nie chcąc mieć kontaktu. Chcąc pobyć samemu ze swoimi myślami. Nawet uważał, że dla Sophie zmiana miejsca byłaby dobra.
- Właściwie to, można powiedzieć, że jest u siebie.
Poprawił się, gdyż ta trochę zaniedbana rezydencja w Szkocji, miała być jej własnością gdy wyjdzie za mąż. Rezydencja ta dziedzicznie przekazywana była kobietom w ich rodzinie. Za tym też kryła się historia i jak często spadkobierczynie zmieniały się. Od sióstr, przez synowe po ich córki. Gdyby może ojciec inaczej podchodziłby do Richarda i zaakceptował jego wybór ścieżki kariery, kto wie, czy Sophie nie dzieliłaby tej posiadłości razem ze Scarlett.

Świat to i Richardowi się załamał. Nie widział już powodów, aby zostawać w Londynie. Skinieniem głowy, potwierdził pytanie bratanka.

- Sophie starała się robić wszystko, aby Robert był z niej dumny. Podobnie jak Charles. Również i jej przychodziły tak samo durne pomysły co mojemu synowi.
Wspomniał, nawiązując do produkcji bimbru w kamienicy, randki i hazardu. Robiła rzeczy, o których ich nie informowała. Z zachowania działała podobnie co Charles, jakby ta dwójka ugadała się między sobą.
- Robert jako ojciec był dla niej wszystkim. Mocno przeżyła moment, kiedy miał atak na kiermaszu Lammas.
Dodał, przypominając sobie tym samym tę sytuację. Pokazując, że Sophie była bardzo związana z Robertem, jako że był jej jedynym rodzicem. A teraz nie miała już żadnego. Nakreślił tak w skrócie Stanleyowi, jaka tych dwoje łączyła relacja. Bardziej od strony Sophie, czego sam był obserwatorem.

Richard spojrzał na bratanka, kiedy poczuł jego dłoń na swoim barku.  Słuchał tego co mówił, co było prawdą, do momentu dotyczącego kariery, gdzie zmarszczył lekko brwi. Tutaj już tego nie widział. Ale wiedział. Choć każdy z nich poszedł w innym kierunku zawodowym, to bardziej dla wspólnej korzyści, której ojciec nie widział. Ślepym będąc na pracę w Departamencie Tajemnic, pracy umysłowej, w której Richard by sobie nie poradził. Podobnie z tworzeniem świec – nie opanował tej dziedziny. A więcej cierpliwości do niego miał Robert, niżeli ojciec. Tutaj Richard nie odpowiedział. Przyjął słowa do siebie, zwłaszcza te z zapewnieniem,, że nie jest sam.

- Doceniam. Będę miał to na uwadze.
Odpowiedział z lekkim uśmiechem, na słowa wsparcia i możliwości porozmawiania z bratankiem na tematy, które nie powinny być zasłyszane nigdzie indziej. Po to tutaj też przyszedł, aby poruszyć kwestię kilku z nich, które miały mocne powiązanie z jego bratem, Robertem.

Strzepnął popiół ze swojego papierosa do popielniczki. Chciał podjąć jeden temat, ale zaraz Stanley wyszedł z propozycją wyjazdu.

- Myślę o tym. Ale nie teraz. Jest sporo spraw, które musiałbym pierw ogarnąć i zamknąć. Wtedy raczej, wyjadę na stałe. Nic mnie w Londynie już nie trzyma.
Wyjaśnił z trudem ale ze zdecydowaniem. Uznając, że to najlepsze rozwiązanie. Szkocja, byłaby tylko przystankiem. Miał dom w Norwegii. Więc tam wróci.
- Jeden temat chcę z Tobą omówić, jeżeli masz na to siły.
Zaczął powoli. Rozejrzał się jeszcze, jakby w pewności, że są sami, a pomieszczenie zamknięte. Z zabezpieczeniami przed niechcianym podsłuchiwaniem. Po czym powrócił wzrokiem na Stanleya.
- Chodzi o sprawę Harper Moody. Bez Roberta.. Nie widzę sensu nad tym pracować. Choć wiem, jak bardzo ta kobieta ci zaszkodziła.
Nie bardzo wiedział jak obrać to w słowa. A też nie chciał naruszać dobrych relacji z bratankiem. Chciał jednak w tym temacie też poznać jego zdanie. Jakie on ma spojrzenie na sytuację.


@Stanley Andrew Borgin
Ogórkowy Baron
Świat nie ma sensu. Trzeba mu go nadać samemu
Stanley mierzy około metra dziewięćdziesięciu wzrostu i jest atletycznej budowy ciała. Jego krótko ścięte, zaczesane na bok ciemnobrązowe włosy okalają owalną twarz, która zrobią piwne oczy. Zawsze ma lekki, kilkudniowy zarost w postaci wąsa i brody. Na co dzień można go spotkać noszącego mundur brygadzisty. Jeżeli jednak uda się komuś go wyciągnąć na jakąś aktywność niedotyczącą pracy to przybędzie w długim, ciemnym płaszczu, a pod spodem będzie miał koszulę i najprawdopodobniej krawat. Wypowiada się w sposób spokojny dopóki nie zostanie wyprowadzony z równowagi.

Stanley Andrew Borgin
#7
25.03.2025, 22:49  ✶  

To, że Richard zrobiłby dla swojego brata było pewne i podlegało żadnej dyskusji. Stanley zaś starał się przypodobać ojcu, zyskać w jego oczach. Chciał zrozumieć, a może wręcz poczuć jak działa ta cała więź na linii ojciec-syn. Robił co mógł, starał się. Jak mu szło? Cóż... nieźle? W końcu nie wahał się nawet przed najtrudniejszymy zadaniami. Nie ukrywajmy - zwinięcie skrzata z kamienicy w której przebywał doświadczy auror, nie należało do rzeczy najbardziej rozsądnych.

- Powiedzmy, że mam tendencję do podejmowania ryzyka... Jeżeli wymaga tego sprawa - również się uśmiechnął, kręcąc przy tym przecząco głową. Raczej na własne zachowanie, niż słowa Richarda. Dobrze wiedział, że nie było to najlepsze zagranie ale stało się - nie było nas czym płakać i teraz mogli to już jedynie wspominać.

Borgin pokiwał głową na słowa wuja. Taki wyjazd na pewno zrobiłby dobrze dla Sophie, więc w pełni popierał taki obrót spraw. Była młoda i strata ojca zapewne wiele ją kosztowała. Dodać do tego fakt, że jej wuj wyglądał dokładnie tak samo jak Robert. To musiało boleć w pewnym stopniu. Niestety ale młoda Mulciberówna musiała przerobić to we własnym zakresie.

- U siebie? - zdziwił się - A to nie tak, że ledwo ukończyła Hogwart? Nie jest za młoda, aby mieszkała niemal samotnie w Szkocji? W dzikich ostępach gór czy lasów? - ciągnął temat, próbując dowiedzieć się jak najwięcej. Nie miał zamiaru napadać na swoją siostrę czy podważać decyzji Richarda. Chciał tylko upewnić się, że Sophie nie spadnie żaden włos z głowy. Jeżeli tak by się stało, cóż... Stanley posiadał pewne umiejętności, które pozwalały mu dokonać zemsty. Posiadał też kompas moralny, który nie akceptował krzywdy wyrządzanej jego rodzinie. Oko za oko, ząb za ząb.

Jeżeli rozchodziło się o te randki w ciemno... to chyba dobrze, że trafiła akurat na własnego brata. Wiadomo, że z tego dzieci by nie było ale przynajmniej mógł ją uchronić od nieuniknionego - krzywdy, którą mógłby jej wyrządzić niewłaściwy mężczyzna.

- Robiła co mogła. To, co uważała za właściwe. A czy to było poprawne? - westchnął - To już nie mi oceniać. Sam lepszy nie byłem i jedynie to mogę powiedzieć w ich obronie - próbował jakoś wybielić winy młodych Mulciberów. Odrobinę jakby poczuwał się do tego, aby wykorzystać swoje pozytywne relacje z Richardem i fakt, że ten - przynajmniej w odczuciu Stanleya - szanował byłego brygadzistę. Może wręcz nawet bardziej od jego własnego ojca - co było ciekawym stwierdzeniem. Tym jednak nie podzielił się już z wujem.

Borgin pokiwał głową na zrozumienie. Mógł się domyślić, że Sophie zniosła to źle. Teraz jednak miał co do tego pewność. Niemalże miał to "na papierze".

W kwestii Richarda, zrobił co mógł. Zapewnił, że ten również nie jest sam. Nie było to może wiele ale podobno to było wystarczające dla wielu osób - świadomość, że nie jest się samemu. Choćby się waliło i paliło, Stanley zamierzał swojego słowa dotrzymać.

Słuchając kolejny słów wuja, przeniósł swój wzrok na obraz. Znowu. Przyjrzał mu się jak stoi oparty o biurko, przymykając przy tym lekko oczy.

Wiele myśli się piętrzyło ale musiał trzymać emocje na wodzy. Musiał być twardy.

- A młodzieży? - zapytał w odniesniu do dzieci Ricka i jego słów, że "nic go tutaj nie trzyma". Z jednej strony byli dorośli i powinni sobie dać radę. Z drugiej zaś ciągle byli dzieciakami, które ktoś musiał pilnować.

- Oczywiście, że mam. Mów. Nie krępuj się - zachęcił wuja do tego. Był tutaj mile widziany, a jego słowo było respektowane - Tak jak już mówiłem, jest tutaj bezpiecznie. Inaczej bym tutaj nie siedział - zapewnił. Nad sobą mieli Ataraxię, więc również lokal, który był związany z Głębiną sojuszem.

- Nie przejmuj się Harper. Zalazła mi za skórę. To fakt - zgodził się - Nie mniej jednak... Na nią też przyjdzie czas. Gwarsntuje Ci to. Prędzej czy później się spotkamy i sprawy się wyjaśnią - przeniósł wzrok na to ramię, jakby chciał coś wskazać bez konieczności wymawiania tego słowa - Wojna dopiero się zaczyna. To będzie długi konflikt, a kto wyjdzie z niego zwycięsko... Cóż. Nie mam pojęcia - zagryzł zęby - Chciałbym sobie życzyć abyśmy byli to my. A jak będzie? Zobaczymy w niedługiej przyszłości... Oby... - pokręcił przecząco głową - Oby tylko Twoje chłopaki się w to nie pchały. Z całym szacunkiem do Ciebie i Twoich dzieci... - przeniósł wzrok na twarz Richarda - Ale to znamię... To tylko pasmo problemów, wyrzeczeń i cierpienia. Nie każdy się do tego nadaje i nie chciałbym widzieć jak Charles czy Sophie mają zginąć w jakiejś bocznej alejce czy ciemnym lesie, bo tak należało postąpić - przedstawił swoją wizję Mulciberowi, kładąc nacisk na pewne stwierdzenia. Wojna to była ciężka sztuka, a jeszcze piękniejsza pani. Jednak nie każdy się tam nadawał i nie każdy powinien był się w nią angażować.



"Riddikulus!"
- Danielle Longbottom na widok Stanleya Bo[r]gina

"Jestem dumna, że pomagałeś podczas zamachu."
- Stella Avery na wieści o udziale Stanley w walkach podczas Beltane 1972
Porządny Ochroniarz
Nigdy nie wiesz, kiedy śmierć zapuka do twych drzwi.
183cm wzrostu. Brązowe oczy i włosy, u których można dostrzec siwe kosmyki. Często widnieje u niego zarost. Ogolony gładko jest tylko wtedy, kiedy brat każe mu się "ogarnąć". Ubiera się zawsze odpowiednio do sytuacji.

Richard Mulciber
#8
23.09.2025, 01:24  ✶  

"Tendencje, do podejmowania ryzyka…" Słysząc te słowa, Richard aż widział w tym także siebie. Również podejmował ryzyko. Zbyt wiele ich miał w swoim życiu, którym także ryzykował. Sprawa ze skrzatem była widocznie testem dla ich obojga, przed którym postawił ich Robert. Być może też chciał ich czegoś nauczyć, uświadomić? Albo mieli dostrzec coś innego.

Słysząc w głosie zdziwienie bratanka na informacje odnoście sytuacji Sophie, spojrzał na niego bez żadnego zaskoczenia, że może czegoś nie wiedzieć.

- Wysłałem do niej naszą skrzatkę, aby jej towarzyszyła i pomagała. Scarlett obiecała ją odwiedzać. Więc nie jest tak dosłownie sama. Mógłbym to robić osobiście… Ale sam wiesz…
Odpowiedział na pytania, przy ostatnim, mając to porozumiewawcze spojrzenie, wierząc, że Stanley ten problem zrozumie. Bycie bliźniakiem, miało swoje ogromne zalety, ale za życia. Po śmierci jednego, nie jest łatwo pokazywać się tym, którzy mieli drugiego za rodzica. I prawda. Sophie, widząc Richarda, może widzieć w nim także swojego ojca. Zdecydowanie potrzebuje ona czas, aby się z tym oswoić. Richard, w takiej sytuacji nie zamierzał jej zostawić, ale na razie musi liczyć na swoje dzieci, że jej w tym pomogą. Relacje na szczęście to kuzynostwo miało ze sobą bardzo dobre.
- Zgodnie z tradycją rodzinną mojej matki, posiadłość w Szkocji dziedziczą kobiety. U nas miały do tego prawo moje siostry, ewentualnie nasze żony. Jako że moje siostry wyjechały, ja z Robertem zostaliśmy wdowcami, więc spadkobierczynią została Sophie. W Testamencie Robert potwierdził, że Sophie dostaje tę posiadłość. Kamienica w Londynie ma zostać jej przepisana dopiero, jak wyjdzie za mąż. Do tego czasu, ja sprawuję nad tym pieczę.
Wyjaśnił Stanleyowi drugą część zasad w ich rodzinie, najprościej jak potrafił. Ogólnikowo, nie wdając się w zbędne szczegóły. Uznał, że i te informacje Borgin powinien znać, jako członek rodziny.
- Jeżeli chcesz, mogę Ci zostawić adres.
Dodał po chwili rozważenia, czy to dobry pomysł, aby to "rodzeństwo" mogło się znów spotykać. W końcu Robert chciał, aby Sophie poznała swojego brata. To właśnie też, było jego ostatnią wolą.

Sophie i Charles mieli podobny do siebie charakter. Oboje próbowali na różne sposoby pokazać swoim ojcom, jak bardzo chcą być dostrzegani. Zauważeni. Nawet kosztem reputacji. Nie zważając na to, co powiedzą inni. Jakby sami testowali ich cierpliwość, nie patrząc na konsekwencje swoich czynów. I tutaj, Richard jedynie pokiwał głową, że wie, że jakby rozumie. Nie mówiąc słów. Kończąc palenie papierosa, którego zgasił w popielniczce.

- Będę z nimi rozmawiać. Nie ukrywam, że wolałbym ich zabrać ze sobą. Do niczego ich jednak nie zmuszę.
Jeżeli zdecydują się zostać w Londynie, ich decyzja. Uszanuje to. Niby mógł wierzyć, że nie jest sam, to jednak to odczuwał, mieszkając w tej kamienicy ze skrzatami. Próbował zrozumieć, jak czuł się jego brat, sam w tym miejscu. Ta cisza, była koszmarna w porównaniu do hałasu, jaki miewał często u siebie w domu z gromadką dzieci.

W końcu Richard przeszedł do tematu Harper, który był również ważny, do zadecydowania o tym, co zrobić dalej. W takiej sytuacji, Richard nie miał siły nad tym myśleć i działać. Kiedy jego pragnieniem było pozbycie się osoby, która zniszczyła życie jego brata. Może nawet i dwóch osób.

Słuchał uważnie Stanleya, podążając wzrokiem za jego, w stronę przedramienia. Po czym znów na bratanka, słuchając go do końca. Zrozumiał, że chodzi o mroczny znak. Zmarszczył brwi przy wspomnieniu o jego chłopcach. Wiedział a nawet i widział, jak Robert się z tym zmagał. Jak oddany był Riddleyowi. Jak to się potem skończyło.

- Widziałem jak Robert to znosił. Szczególnie po ostatnim…
I tutaj, potarł swój kark, jakby wciąż czuł to dziwne uczucie ukłucia, oparzenia? Odruchowo, ale dając do zrozumienia, że chodziło mu o klątwę. Która mogła mu również odebrać brata. Wtedy swoją nienawiść mógłby przelać na Toma Riddleya.
Zrobił przy tym chwilę przerwy, przypominając sobie tym samym ich kłótnię we Francji. Obietnica, którą mu Robert złamał po powrocie do Londynu. Stawiając i jego w trudnej sytuacji.
Opuścił dłoń westchnąwszy.
- Miałem także dołączyć… Ale odmówiłem. Pomagałem inaczej.
Uniósł lekko kącik ust, przypominając sobie, ile razy go krył. Ile razy zastępował go w miejscach, w których Robert musiał być gdzie indziej. Sytuacje, w których odległość nie miała znaczenia. Spoważniał w momencie wspomnienia o wojnie i jego synach, którzy mogliby pójść w ślady jego brata.
- Przegadam z moimi chłopcami ten temat. Ale obawiam się, że jeżeli strzeli im do głowy zrobić ten krok dołączenia, mogą mi o tym nie powiedzieć od razu. Szczególnie Charles, który jest zbyt łatwowierny i za szybko ufa obcym osobom. A o jego działaniach, dowiaduję się ostatni, gdy konsekwencje wychodzą na jaw.
Tak było ze świeczkami na jarmarku, tak też było z niespodziewanym zamówieniem, jakie otrzymała Lorraine. Nie mówiąc już o wywiadzie, na jaki dał się namówić jego syn. Miał być z niego dumny, a przynosił wstyd. Nie wiedział jak inaczej rozmawiać z Charlesem, aby naprowadzić go na odpowiednią drogę.
- Gdybyś wewnątrz, usłyszał albo zobaczył któreś z moich dzieci czy Sophie, poinformuj mnie.
Wystosował prośbę, brzmiącą trochę jakby tego oczekiwał. Mogąc przez momenty brzmieć jak Robert, mówić jak on. Pewne nawyki pozostawały, gdy było się w pewnych sytuacjach własnym bratem. Nie mógł jednak pozwolić, aby jego chłopcy mieszali się w sprawy wspomnianej przez Stanleya wojny. Mogą popierać działania, ale lepiej żeby nie brali w tym udziału.


@Stanley Andrew Borgin
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Stanley Andrew Borgin (2276), Richard Mulciber (2487)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa