• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Retrospekcje i sny v
1 2 3 4 5 … 14 Dalej »
[31.10.1959] Jęcząca Marta | Prue & Benjy

[31.10.1959] Jęcząca Marta | Prue & Benjy
Wallflower
Please forgive me if I don't talk much at times.
It's loud enough in my head.

Prudence jest szczupłą kobietą, która mierzy 163 centymetry wzrostu. Ubiera się raczej niezbyt kontrowersyjnie, schludnie, miesza się z tłumem. Wybiera stonowane kolory. Jej włosy są długie, proste w odcieniu czekoladowego brązu, często wiąże je w kok na czubku głowy. Oczy ma jasnobrązowe. Zapach, który wokół siebie roztacza to głównie woń kojarząca się ze szpitalem, lub medykamentami, jednak przebijają się przez nią owocowe nuty - głównie truskawki.

Prudence Bletchley
#1
02.03.2025, 00:06  ✶  

Ostatni dzień października był okropnie pochmurny i deszczowy. Krople deszczu głośno stukały o okna i parapety, tworząc rytmiczną melodię, która wypełnia przestrzeń. Powietrze było chłodne, a wilgoć unosząca się w nim sprawiała, że wszystko stawało się bardziej intensywne – zapach ziemi, mokrych drzew i roślin. Szarość nieba wydawała się zlewać z ziemią, tworząc harmonijną całość, jakby świat zatrzymał się na chwilę. Idealna atmosfera jak na święto, które dzisiaj obchodzili. Uznawane za początek zimy Samhain było czasem, kiedy granica między światem żywych i umarłych się zacierała. Momentem, który skłaniał do zadumy. Nie, żeby Prudence potrzebowała do tego szczególnej okazji - ona wiecznie chodziła z głową w chmurach, właściwie to określenie było w jej przypadku wyjątkowo nietrafne, bo jej myśli nie wędrowały gdzieś daleko, tylko całkiem blisko, analizowała bardzo dokładnie wszystko to, co działo się wokół niej. Zapamiętywała daty, wydarzenia ze wszystkich książek, które trafiały w jej dłonie, a później o tym rozmyślała.

Siódmy rok nauki w Hogwarcie był dla niej dość zaskakujący, ktoś uznał, że będzie nadawała się na prefekta naczelnego, więc poza swoimi własnymi zajęciami, musiała dbać też o to, jak zachowywali się inni uczniowie, co wcale nie było dla niej takim prostym zadaniem. Najbardziej bowiem lubiła ukrywać się w bibliotece pośród grubych tomisk. Musiało się to zmienić, było to dla niej ciekawą próbą, której może się nie spodziewała, ale przyjęła to wyzwanie.

Nie należała do osób, które lubiły rzucać się w oczy, teraz jednak większość uczniów ja kojarzyła, co nie do końca jej się podobało. Starała się nie być ich wrzodem na dupie, udawała, że nie widzi sporej ilości wykroczeń, byleby niepotrzebnie nie zwracać na siebie uwagi. Oczywiście reagowała, gdy musiała, chociaż nie było to dla niej szczególnie wygodne.

Po uroczystej kolacji z okazji sabatu miała zamiar wrócić do dormitorium, tyle, że nadziała się na kilku Ślizgonów z czwartego roku, którzy znęcali się nad jakimś mugolakiem. Musiała przywołać ich do porządku, co było dla niej dość problematyczne, bo ona nie była jedną z nich, znała swoje miejsce w czarodziejskim świecie, wiedziała, że nigdy nie będzie należeć do elity, ale nie mogła przejść wokół tego obojętnie. Odezwała się, zwróciła im uwagę, wszystko skończyłoby się dobrze, gdyby nie usłyszała kilku nieprzyjemnych epitetów skierowanych ku swojej osobie. Udała, że ich nie słyszy, bo tak było wygodniej.

Zamiast jednak udać się do dormitorium skręciła w stronę najbliższej damskiej łazienki, aby odrobinę się uspokoić. Żałowała, że nie wiedziała, gdzie jest Elias, bo miała chęć z kimś porozmawiać, a on był jej przecież najbliższy, w końcu byli bliźniętami. Musiała jednak sobie poradzić jakoś inaczej.

Łazienka dziewcząt na pierwszym piętrze była znana z tego, że zamieszkiwał ją dość specyficzny duch. Marta, która uwielbiała dramatyzować. Prue miała nadzieję, że nie wyjdzie jej ona na spotkanie, bo nie chciało jej się z nią dyskutować.

Kiedy w końcu weszła do łazienki, zatrzymała się dopiero przy umywalce. Spojrzała na swoją twarz w lustrze, nie wyglądała najlepiej, było po niej widać, że coś wyprowadziło ją z równowagi. Postanowiła więc odkręcić wodę, zwilżyła sobie nią dłonie i przetarła twarz. W głowie zaczęła sobie powtarzać daty związane z buntami goblinów, cyferki ją uspokajały, więc jeszcze chwila, a powinna w końcu się ogarnąć.

Local Dumbass
Don't you want to stop drop and roll
Til the whole thing burns
Like you earned the flame
It's all the same
bardzo wysoki - 196 cm / atletyczna sylwetka / ciemnobrązowe, półdługie włosy / brązowe oczy / cztery złote kolczyki (małe kółka) w lewym uchu / poparzenie na szyi od prawej strony i części prawego ucha / nadkruszona prawa trójka / luźny, praktyczny styl ubioru / wytatuowany pod rękawami skórzanych albo materiałowych kurtek / sprężysty krok, jakby zawsze gdzieś się spieszył / "francuski" akcent - miękkie r, zmiękczone głoski, cichy głos

Benjy Fenwick
#2
05.03.2025, 22:21  ✶  
Noc Samhain. Święto Duchów w Hogwarcie. Na zewnątrz wiał zimny wiatr, a liście tańczyły w świetle księżyca. W powietrzu unosił się zapach pieczeni wołowej, ciasta dyniowego, kukurydzianego puddingu i innych wyśmienitości przygotowanych przez skrzaty na ten wieczór. Większość uczniów zebrała się w Wielkiej Sali, delektując się ucztą z okazji tego wyjątkowego wieczoru. Ja jednak, w przeciwieństwie do nich, postanowiłem nie tracić czasu. Zjadłem, co tylko mogłem, nażarłem się do syta. Jadłem głównie ciasta i mięcho, bo to było kaloryczne i łatwe do pochłonięcia. Pożarłem kilka kawałków tarty dyniowej i ciasta czekoladowego, potem pół pieczeni i cztery udka kurczaka - aż poczułem się dostatecznie wypełniony. W końcu potrzebowałem energii na to, co mnie czekało. W godzinę udało mi się nafutrować do granic możliwości. Miałem wrażenie, że szybkość, z jaką nażarłem się, graniczyła z przesadą, ale nie mogłem sobie pozwolić na utratę cennego czasu.
Wielka Sala, rozświetlona blaskiem świec, przestała być dla mnie interesująca po niespełna sześćdziesięciu minutach. Potem, jak najciszej, wymknąłem się z na korytarz, pełen zapału do realizacji naszego epickiego planu. Był prosty, ale genialny. Nic dziwnego, bo snuliśmy go od tygodni - musiał być świetny, a teraz w końcu miał szansę na realizację. Zaczęliśmy go wdrażać na początku października, więc byłem bardziej niż gotowy, by zobaczyć, jak nasze pomysły przeradzają się w rzeczywistość.
Większość uczniów pozostała daleko za mną, gdy w pośpiechu wymknąłem się do dormitorium pogrążonego w ciszy. Nie było tam nikogo, za to przez uchylone okna - z dołu, gdzie większość mieszkańców zamku wciąż świętowała - dochodziły dźwięki śmiechu i rozmów.
W pokoju czekały na mnie skitrane skarby, które zdobyliśmy: zapasowa szata jakiejś grubej krukonki. Może była trochę za krótka - za to jaka  szeroka! - ale w końcu nie chodziło o to, żeby wyglądać idealnie. Do tego okulary kujona od nas z roku niżej, które bezceremonialnie zwinęliśmy z jego szafki nocnej. Buteleczkę z krwią salamandry znaleźliśmy w magazynku przy sali do eliksirów.
Przez pewien czas rozważaliśmy eliksir na porost włosów, ale ostatecznie zadowoliliśmy się peruką, którą pożyczyłem bez pytania od starej profesorki z jej gabinetu, podczas, gdy Cornelius pytał ją o jakieś bzdury. To było ryzykowne, ale co tam - liczyła się zabawa. Poza tym nie miała tego zauważyć do co najmniej jutra, bo założyła odświętne włosy. Do tego czasu zamierzałem zwrócić jej własność.
Kiedy już byłem gotowy, założyłem na siebie wszystko, a następnie ruszyłem w stronę damskiego kibla. Na miejscu, by dodać sobie dramatyzmu, wymalowałem się sadzą z kominka w pokoju wspólnym, zostawiając na szyi ciemną kreskę, która miała wyglądać przerażająco. Trochę salamandrzej krwi - szczególnie w okolicach oczu, na szyi i na nadgarstkach i voilà! Spojrzałem w lustro i uśmiechnąłem się do swojego odbicia. Wyglądałem jak prawdziwe widmo. Zadowolony zapaliłem papierosa - częściowo dla efektu, bo ponoć czarna magia jebie fajkami, ale też po prostu, żeby nakarmić swój nałóg. Nie otwierałem okna, żeby dym unosił się w powietrzu, ale niestety bardzo szybko się rozwiał. Była tu dziwnie dobra wentylacja, szczególnie przy umywalkach - no nic, nie zamierzałem przerywać z tego powodu.
Wiedziałem, że Jęcząca Marta została zaproszona na ucztę duchów. To oznaczało, że mogłem spokojnie zająć jej miejsce. Miałem sporo czasu, zanim wróci. Zamierzałem wykorzystać ten wieczór, by straszyć pierwszaki, które zazwyczaj przychodziły do damskiego kibla w noc Samhain. Czekałem, aż pierwsze ofiary wejdą do łazienki, zupełnie niegotowe na moje przerażające wystąpienie. Dzieciaki były łatwym celem. Poza tym - umówmy się - nie zamierzałem robić im krzywdy. Reszta miała ich przejmować na korytarzu i dbać o kontrolę zniszczeń.
Słysząc pojedyncze kroki na korytarzu, uśmiechnąłem się do siebie pod nosem. To był moment, na który czekałem. Przygotowałem się do działania. Zamknąłem się w jednej z kabin w damskim kiblu, czekając na moją ofiarę. Zamknąłem oczy, wciągając dym z nowego papierosa w płuca, a potem wydychając go powoli - tworząc obłok, który otulił mnie śmierdzącą chmurą. Eau de czarna magia autorstwa mugolskich fajek i groza, jaką niósł ten swąd - to było to. Chłód panujący w wentylowanym pomieszczeniu tylko podkręcał ten klimat.
Drzwi do łazienki otworzyły się z skrzypieniem, a w pojawiła się postać, której cień dostrzegłem przez szczelinę u dołu drzwi do kabiny. Nie wiedziałem, kim była moja ofiara. Spodziewałem się, że to była jakaś odważna pierwszaczka - w końcu takie przychodziły tu co roku tej nocy, ale nie mogłem mieć pewności, bo jej nie widziałem. Wystarczyła mi myśl, że z pewnością nie miała jeszcze pojęcia, co ją czeka. Na razie zostawiłem ją w spokoju, wstrzymując oddech, czekając na idealny moment, by wyskoczyć z kabiny i wystraszyć ją na śmierć.
Wciągnąłem powietrze i przygotowałem się do wydania przeraźliwego krzyku, jednak uprzednio wyciągnąłem różdżkę i machnąłem nią, gasząc świece w żyrandolu. Ciemność ogarnęła pomieszczenie.
- Kto śmie zakłócać spokój duchów?! - Zaryczałem, nadal z kabiny, dodając do swojego występu odpowiednią piskliwą intonację.


[Obrazek: 4GadKlM.png]
Wallflower
Please forgive me if I don't talk much at times.
It's loud enough in my head.

Prudence jest szczupłą kobietą, która mierzy 163 centymetry wzrostu. Ubiera się raczej niezbyt kontrowersyjnie, schludnie, miesza się z tłumem. Wybiera stonowane kolory. Jej włosy są długie, proste w odcieniu czekoladowego brązu, często wiąże je w kok na czubku głowy. Oczy ma jasnobrązowe. Zapach, który wokół siebie roztacza to głównie woń kojarząca się ze szpitalem, lub medykamentami, jednak przebijają się przez nią owocowe nuty - głównie truskawki.

Prudence Bletchley
#3
06.03.2025, 00:57  ✶  

Prue stała przed lustrem, wpatrywała się w swoje odbicie przez krótką chwilę. W łazience było całkiem spokojnie, szczególnie, że nie spotkała tutaj jeszcze Marty. Z tego, co się orientowała, to rzadko kiedy opuszczała to pomieszczenie, ale dzisiaj był przecież wyjątkowy dzień, duchy również obchodziły swoje święta. Może więc ten wieczór wcale nie będzie należał do takich najgorszych. Nie do końca była gotowa na konfrontację z tym irytującym bytem. Tak właściwie to łazienka była całkiem przyjemnym miejscem na to, żeby doprowadzić się do porządku po tym nie do końca miłym wieczorze.

Prudence nie przepadała za bezpośrednimi konfrontacjami, była w nich zdecydowanie średnia. Zupełnie inaczej prezentowała się na zajęciach, gdzie błyszczała swoją wiedzą i nie miała najmniejszych problemów z tym, aby ją przekazywać na tle całej zgrai uczniów.

Powstania goblinów okazały się być dobrym wyborem. Dosyć szybko opanowała wszystkie negatywne emocje, które zaczęły ją wypełniać, odliczyła sobie w głowie jeszcze od dziesięciu do jednego i była gotowa opuścić to miejsce. Mogła wrócić do dormitorium, zaszyć się w pokoju wspólnym z książką w ręku - tak jak lubiła najbardziej.

Życie jednak nie mogło być takie proste. Powinna spodziewać się niespodziewanego, czy coś. Może nawet wyczuła zapach dymu, bardzo specyficzny, który unosił się po pomieszczeniu, ale nie przywiązała do niego szczególnej wagi. Zignorowała go, co okazało się być bardzo chujowym posunięciem.

Wiedziała, że ta łazienka była miejscem, w którym często uczniowie się chowali. Marta może była irytująca, ale akceptowała towarzystwo. Nie wszyscy potrafili z nią wytrzymać, dzięki czemu miejsce wcale nie było tak często odwiedzane. No, chyba, że w wieczór jak dzisiaj, kiedy spora część szkolnej społeczności szukała wrażeń.

Mogłaby się tutaj pojawić ze swoimi świeczkami, narysować krąg i odprawić rytuał. Spróbować dowiedzieć się tego, co faktycznie przytrafiło się Marcie. Nigdy jednak tego nie zrobiła, a dzisiejsza noc byłaby pewnie do tego idealnym momentem. Nie chciała narobić sobie kłopotów, zresztą mało kto wiedział o tym, że posiadała ten specjalny dar. Pewnie przez niego też była nieco dziwna, w dzieciństwie przez przypadkowo dotknięte przedmioty atakowały ją wspomnienia innych osób, nie zawsze należały do przyjemnych. Zdarzyło jej się widzieć śmierć zupełnie obcych osób, odczuwać emocje, jakie temu towarzyszyły. To bywało dość brutalne. Z czasem nauczyła się nad tym panować, chociaż towarzyszyły jej jeszcze obawy, że mimo lekcji, które dawała jej babka kiedyś straci kontrolę, znowu zobaczy coś, czego nie powinna widzieć. Niby był to dar, błogosławieństwo, ale czy na pewno?

Znowu się zawiesiła, zaczęła odpływać gdzieś daleko, ciągle to robiła. Mrugnęła pospiesznie, rzuciła okiem na swoje odbicie w lustrze raz jeszcze po czym odsunęła się od umywalki. Już zmierzała w kierunku wyjścia, tyle, że...

Nagle świecie w żyrandolu zgasły. Nastała ciemność. Nie spodziewała się tego więc naturalne było to, że pisnęła, dość głośno. Przestraszyła się tego, że to stało się zupełnie znienacka. Nie bała się ciemności, chodziło o to, że nie była przygotowana na coś takiego. Przez szybę w oknie wpadały niewielkie promienie księżycowej poświaty, to było jedyne światło w tej łazience.

Przystanęła w miejscu. Zdecydowanie nie była tutaj sama, o czym uświadomił ją głos dobiegający z jednej z kabin. Odetchnęła głęboko, dość szybko się uspokoiła. Głos był piskliwy, jednak coś w nim jej nie pasowało. Nie wiedziała jeszcze co, ale chyba nie była to Marta.

- Tak właściwie to niczego nie zakłócam, w przeciwieństwie do Ciebie duchu. - Nie wydawało jej się, aby coś w jej zachowaniu powinno zwrócić czyjąś uwagę, cóż, jak widać mało jeszcze wiedziała o życiu.

Sięgnęła po różdżkę, ale póki co mruknęła pod nosem jedynie ciche lumos, aby oświetlić sobie najbliższą okolicę. Nie chciała niczego dotknąć przypadkiem, bo mogło się to dla niej nie skończyć zbyt przyjemnie, zwłaszcza, że wiedziała, że w tej łazience doszło do tragedii, to miejsce musiało być pełne okrutnych wspomnień.

- Wyjdziesz, czy zamierzasz się chować? Skoro tak Ci przeszkadzam, to może powiesz mi to w twarz. - Bardzo chciała zobaczyć, kto zaszczycił ją swoją obecnością.

Nie, żeby szczególnie zależało jej na konfrontacji, ale musiała to sprawdzić. Była prefektem, do jej obowiązków należało pilnowanie porządku, bez względu na to, czy pojawił się tutaj jakiś nowy duch, czy uczniowie, którzy zamierzali komuś dopiec.

Local Dumbass
Don't you want to stop drop and roll
Til the whole thing burns
Like you earned the flame
It's all the same
bardzo wysoki - 196 cm / atletyczna sylwetka / ciemnobrązowe, półdługie włosy / brązowe oczy / cztery złote kolczyki (małe kółka) w lewym uchu / poparzenie na szyi od prawej strony i części prawego ucha / nadkruszona prawa trójka / luźny, praktyczny styl ubioru / wytatuowany pod rękawami skórzanych albo materiałowych kurtek / sprężysty krok, jakby zawsze gdzieś się spieszył / "francuski" akcent - miękkie r, zmiękczone głoski, cichy głos

Benjy Fenwick
#4
07.03.2025, 02:43  ✶  
Siedziałem w kabinie, przebrany w szaty grubej krukonki, z peruką na głowie i okularami na nosie, udając, że jestem duchem - zajebisty koniec dnia. Oparłem się wygodnie o zimny zbiornik na wodę, paląc papierosa. Dym z unosił się w powietrzu, tworząc niewielkie kłęby, które rozmywały się w powietrzu. Miałem nadzieję, że nasz plan się powiedzie i uda mi się przestraszyć kilku młodszych uczniów - najlepiej ślizgonów, ale nie pogardziłbym też zadufanymi w sobie krukonami. Od lat wszyscy wiedzieli, że to miejsce jest pełne upiornych wspomnień, a dzisiejszej nocy, w Samhain, miałem zamiar dodać kilka nowych do tej kolekcji. W końcu każdy, kto trafiał do tego pomieszczenia, miał świadomość tragicznej historii, która się tu wydarzyła - to dawało mi przewagę, zwłaszcza takiej nocy jak ta... To była idealna okazja, by przestraszyć pierwszaki, które myślały, że mogą swobodnie włóczyć się po zamku. Nie mogłem się doczekać, aż pierwsze dzieciaki wpadną w panikę, myśląc, że mają do czynienia z widmem.
Przez chwilę siedziałem cicho, wsłuchując się w ruchy nowego przybysza. Zrobiłem głęboki wydech - dym papierosowy wydostał się z moich ust, snując się w powietrzu pod postacią szarego kłębu. Zaraz potem łazienka pogrążyła się w ciemności. Nie mogłem powstrzymać uśmiechu. Właśnie to chciałem osiągnąć.
Usłyszałem pisk, dość głośny, który rozdarł ciszę. Zamknąłem oczy, by wyobrazić sobie jej reakcję. Zgadywałem, że serce dziewczyny przyspieszyło, a ona z pewnością zadrżała. Zacisnąłem usta, aby nie wybuchnąć śmiechem. Jednak to, co wydarzyło się potem, zaskoczyło mnie bardziej, niż się spodziewałem. Teraz to mnie przytkało. Głos, który się odezwał, nie był tak pełen emocji, jak bym tego chciał, za to był bardzo znajomy.
To nie była żadna pierwszoroczna. Ktoś inny wszedł do tej pułapki - Przeciążencja Bletchley. To było nawet lepsze, bo jako stróż prawa, nie mogła pozwolić sobie na to, by uciekać - to właśnie mnie w tym wszystkim tak bardzo rozbawiło. Zachichotałem w myślach. Potrzebowałem chwili, by nacieszyć się jej reakcją. Słyszałem, jak się porusza - najwidoczniej musiała sięgnąć po różdżkę, bo łazienka wypełniła się bladym poblaskiem. Ciekawe, co zamierzała zrobić? To, że była prefektem naczelnym, nie znaczyło, że była nieustraszona. Niestety na pewno nie bała się ciemności samej w sobie - to błąd, który popełniłem na początku, zakładając, że to będzie takie proste. Jej oddech uspokoił się po kilku sekundach, co pozwoliło mi stwierdzić, że nie jest tak łatwą ofiarą, jak się spodziewałem. W pierwszej chwili pisnęła, ale potem, w mgnieniu oka, zebrała się w sobie. To mi się podobało, lubiłem wyzwania. Zaintrygowany, postanowiłem zaszaleć.
- Oooo… - Wydałem z siebie piskliwy dźwięk. - Czyżbyś nie wiedziała, że te mury kryją wiele tajemnic? Jestem tu, wśród cieni, zmarłych i zapomnianych. Możesz mnie zobaczyć, jeśli naprawdę chcesz. - Odpowiedziałem, udając, że dźwięk dochodzi z drugiej strony rzędu kabin. - Ale pamiętaj, że to, co ujrzysz, może cię przerazić. Wtedy do nas dołączysz. - Odezwałem się, starając się nadać swojemu głosowi jak najwięcej piskliwości, by brzmiał naprawdę przerażająco. Czułem, jak adrenalina zaczyna krążyć w moich żyłach. To była idealna okazja, by przestraszyć ją jeszcze bardziej.
- Wiesz, co się tu wydarzyło? Mówią, że ci, którzy nie szanują przeszłości, mogą stać się jej częścią. - Kontynuowałem, przerywając ciszę, która zapadła po moim poprzednim zdaniu. Nie poddawałem się, ale nie mogłem wyjść z kabiny - to byłoby zbyt banalne. Miałem ochotę ukazać się jej w całej okazałości, ale wiedziałem, że to nie ten moment. Zaciągnąłem się jeszcze raz dymem papierosowym i spróbowałem brzmieć jeszcze bardziej groźnie.
- To miejsce jest pełne wspomnień... Okrutnych wspomnień... Nie powinnaś tu być, a jednak jesteś. Dlaczego zakłócasz nasz spokój? - Papieros w moich palcach wypuszczał cienką strużkę dymu, która wirowała w powietrzu, tworząc niemalże mistyczną aurę. Zaciągnąłem się i wypuściłem dym w jej kierunku przez szparę w drzwiach, czując, że muszę podkręcić atmosferę. Była prefektem naczelnym, to oznaczało, że nie zamierzała łatwo się poddawać. Podjęła decyzję, by stawić mi czoła -  zamierzałem to wykorzystać. Przełknąłem ślinę, a potem wydałem z siebie piskliwy, przerażający rechot.


[Obrazek: 4GadKlM.png]
Wallflower
Please forgive me if I don't talk much at times.
It's loud enough in my head.

Prudence jest szczupłą kobietą, która mierzy 163 centymetry wzrostu. Ubiera się raczej niezbyt kontrowersyjnie, schludnie, miesza się z tłumem. Wybiera stonowane kolory. Jej włosy są długie, proste w odcieniu czekoladowego brązu, często wiąże je w kok na czubku głowy. Oczy ma jasnobrązowe. Zapach, który wokół siebie roztacza to głównie woń kojarząca się ze szpitalem, lub medykamentami, jednak przebijają się przez nią owocowe nuty - głównie truskawki.

Prudence Bletchley
#5
08.03.2025, 00:25  ✶  

Znowu do jej nozdrzy dotarł ten specyficzny zapach. Ktoś musiał tutaj jarać szluga, zdecydowanie, ciekawe, nie wiedział, że na terenie szkoły to było zabronione? Właśnie dlatego próbowała fajek tylko i wyłącznie podczas wakacji, kiedy nikt nie mógł jej na tym przyłapać. W szkole starała się nie zwracać na siebie uwagi, zresztą czuła, że rodzice by ją roznieśli, gdyby ktoś z nauczycieli postanowił na nią donieść. Zdecydowanie odpowiadała jej rola tej dziewczyny, która nie sprawiała zbyt wielu problemów. Dzięki temu rodzice mieli do niej zaufanie, które okazywało się być całkiem przydatne, szczególnie podczas momentów, gdy nie znajdowała się w Hogwarcie.

Zareagowała instynktownie na to, że coś zmieniło się w otoczeniu. Była zła na siebie, że pisnęła, bo przecież powinna się była spodziewać niespodziewanego. Ci gówniarze zawsze mieli nietypowe pomysły. Jak widać - tym razem udało się ich ją zaskoczyć. Nie, żeby się tym szczególnie przejęła. Złapał swoją różdżkę pewniej, i poprawiła kołnierz swojej szaty. Musiała się skupić i jakoś wyciągnąć tego gówniarza z kibla. Tak, była pewna, że nie była to Marta. Rozpoznałaby jej głos.

Na szczęście całkiem szybko doprowadziła się do porządku. Straciła nad sobą kontrolę na krótką chwilę, zresztą zdarzało jej się to bardzo rzadko, tylko w takich sytuacjach, których nie mogła do końca przewidzieć. Przybrała na twarz kolejną maskę, sprawiała wrażenie spokojnej i opanowanej, właściwie to nie było tylko wrażenie, przecież nic jej tutaj nie groziło. Była w szkole, dzieciaki dostaną za swoje, i już ona się o to postara. Szczególnie, że doprowadzili ją do tego, że straciła kontrolę - nie znosiła tego uczucia. Nie znosiła nie panować nad swoimi emocjami.

- Chcecie mnie zabić? - Rzuciła w eter, kiedy do jej uszu dobiegły kolejne słowa padające z jednej z kabin. Póki co jeszcze nie potrafiła ustalić, z której konkretnie dochodził ten głos, ale zapewne zajmie jej tylko chwilę to, by to rozgryźć.

- To zapraszam, droga wolna. Nie wiem dlaczego mówisz w liczbie mnogiej, skoro najwyraźniej jesteś tutaj sam. - Być może było to śmiałym założeniem, bo przecież mogli tylko odwracać jej uwagę, jednak nawet jeśli, to jakoś nieszczególnie się tym przejmowała.

- Wolałabym jednak nie spędzić wieczności w damskiej łazience, miejcie litość i jak coś zakończcie mój żywot na błoniach, tam powinno być ciekawiej. - Ruszyła się z miejsca, podeszła do pierwszej kabiny, nacisnęła powoli na klamkę, aby ją otworzyć. Robiła to bardzo cicho, jednak na pewno mógł usłyszeć to, że zmieniło się jej położnie. Cóż, nie miała szczęścia - kabina była pusta. Musiała szukać dalej. W końcu skończą się kryjówki, zresztą, czy można było w ogóle mówić o kryjówce, skoro wiedziała, że jest w którejś z kabin? Nie, to nie była kryjówka... Znowu zamyśliła się na moment rozważając znaczenie słowa kryjówka. Mrugnęła dwa razy, aby powrócić do rzeczywistości.

- Jestem tu dlatego, że to jest damska łazienka. - Nie wierzyła, że musi to powiedzieć na głos, przecież to była najbardziej oczywista z oczywistości. Znajdowali się w pierdolonym kiblu, czy to naprawdę potrzebowało wyjaśnień?

Mogli wylosować inny zestaw pytań. - Co Ty właściwie wiesz o wspomnieniach... - Powinna się była powstrzymać przed komentarzem, jednak tego nie zrobiła. Nadal bała się dotykać przypadkowych przedmiotów, niby była spokojna, ale miała wrażenie, że atmosfera, jaka aktualnie tutaj panowała nie była szczególnie wspierająca, jeśli przypadkiem wpadnie w trans... wolała o tym nie myśleć. Nie chciała odpływać przy kimś obcym, nie szczyciła się swoją umiejętnością, nie uważała, żeby to był szczególny powód do dumy.

- i wiem, co się tutaj wydarzyło, chociaż właściwie słyszałam tylko plotki. - W sumie to miała chęć podpytać Martę o to, jak właściwie umarła, ale nigdy nie znalazła w sobie odwagi. Głupio było pytać ducha o jego śmierć, może nie powinno? Na pewno często były im zadawane podobne pytania.

Ruszyła ponownie, tym razem w stronę kolejnej kabiny, znowu otworzyła drzwi, ale teraz nieco gwałtowniej, kolejna okazała się być pusta - nie miała dzisiaj szczęścia, ale to nic, jeszcze chwila i przejrzy je wszystkie, a wtedy uda jej się zobaczyć kto postanowił sobie urządzić ten teatrzyk.

Local Dumbass
Don't you want to stop drop and roll
Til the whole thing burns
Like you earned the flame
It's all the same
bardzo wysoki - 196 cm / atletyczna sylwetka / ciemnobrązowe, półdługie włosy / brązowe oczy / cztery złote kolczyki (małe kółka) w lewym uchu / poparzenie na szyi od prawej strony i części prawego ucha / nadkruszona prawa trójka / luźny, praktyczny styl ubioru / wytatuowany pod rękawami skórzanych albo materiałowych kurtek / sprężysty krok, jakby zawsze gdzieś się spieszył / "francuski" akcent - miękkie r, zmiękczone głoski, cichy głos

Benjy Fenwick
#6
15.03.2025, 22:51  ✶  
Zaraz po tym, jak usłyszałem głos Przeciążencji, uśmiech wykrzywił mi twarz. Zza ciemnych, drewnianych drzwi jednej z kabin, w której ukryłem się z zamiarem straszenia pierwszorocznych, dochodziły dźwięki rozbudzające we mnie coraz większy entuzjazm. Choć planowałem straszyć znacznie łatwiejszy cel, najwidoczniej znalazłem kogoś, kto potrafił się bronić, ale ani myślałem skapitulować - takie wyzwania były dla mnie najciekawsze. Tak, tym razem miało być zabawnie. Znacznie zabawniej, niż kiedykolwiek przewidywaliśmy z chłopakami. Może to było wredne, ale w końcu po co były te mroczne zakamarki szkoły w samo Samhain, jeśli nie po to, żeby wywoływać w nich strach?
Kiedy usłyszałem, jak otworzyła pierwszą kabinę, wstrzymałem oddech. Czułem, że gra staje się coraz bardziej ekscytująca. Bletchleyka kontynuowała wypowiedź takim tonem głosu, że musiałem mocno zacisnąć zęby, by nie wydać z siebie dźwięku, który zdradziłby moją obecność. Nie mogłem się powstrzymać, by nie zarechotać w myślach. Próbowałem powstrzymać śmiech, ale to było wyjątkowo trudne, gdy mówiła w taki sposób. Całe szczęście - byłem samozaparty i miałem lata doświadczenia w zamykaniu jadaczki, gdy to konieczne. W innym razie pewnie bym zachichotał, a to zdradziłoby moją pozycję. Słyszałem, jak przeszła obok mnie, zaglądając w kolejne miejsca. Czekałem na odpowiedni moment, by uderzyć.
- Nie martw się, nie zamierzamy cię zabić... Jeszcze. - Powiedziałem cichym, mrocznym głosem, który miał przyprawić ją o dreszcze.
Słyszałem, jak z frustracją otwiera kolejne kabiny, a jej głos staje się coraz bardziej zniecierpliwiony. Uśmiechnąłem się do siebie, gdy wytknęła mi bycie tu samemu, a mówienie w liczbie mnogiej. Błyskotliwe. Wyraźnie nie była typem, który łatwo się łamie. Słyszałem, jak dziewczyna krąży po pomieszczeniu, stawia kolejne niepewne kroki, analizując każde moje słowo. Nie mogłem się doczekać, aż wyskoczę z tej kabiny i zaskoczę ją w najmniej oczekiwanym momencie. Postanowiłem dać jej chwilę, niech się rozgrzeje, niech poczuje się pewniej w swojej pozycji wielkiej Pani Prefekt Naczelnej.
Zdołałem się powstrzymać przed parsknięciem śmiechem, ale nie mogłem się oprzeć, by nie odpowiedzieć.
- Wolałabyś być martwa na błoniach? Nie wiem, czy wiesz, ale na błoniach jest zbyt wiele innych duchów, które nie są tak łagodne jak ja... My... Nie ma nic gorszego, niż umierać na otwartej przestrzeni, gdy wokoło hula wiatr. - Odparłem, przyglądając się jej przez szczelinę.
Nie mogłem się powstrzymać i zacząłem lekko stukać w rurę w ścianie kabiny. To był dźwięk, który był dostatecznie głośny, by ją przestraszyć, ale wystarczająco subtelny, by nie zdradzić mojej pozycji. Czułem, jak napięcie w powietrzu rośnie.
- Wspomnienia… - Zamknąłem oczy i wciągnąłem powietrze, czując zapach starego drewna i wilgoci, które wypełniały łazienkę. Z zewnątrz dochodziły do mnie jej słowa, pełne przede wszystkim ironii, odrobiny niezrozumienia i niewielkiej nuty strachu. Zastanawiałem się, jak daleko mogę się posunąć. Była trudnym przeciwnikiem, nie dawała się łatwo wystraszyć i zamiast tego dążyła do konfrontacji. - Tak, wspomnienia… Wspomnienia, które nigdy nie umierają.
Znowu rozległ się łoskot - to Prudence otworzyła kolejną kabinę z większą siłą. Kolejny raz z trudem powstrzymałem śmiech. Jej determinacja była urocza. Zdecydowanie nie była jedną z tych, które łatwo się poddają. Właściwie, widząc ją w akcji, poczułem, że to może być jeszcze bardziej ekscytujące, niż myślałem. Nawet wtedy, kiedy już staniemy twarzą w twarz.
- Wspomnienia... - Zacząłem od nowa, a mój głos przeszedł w upiorny szept rezonujący w powietrzu. - Czasami niektóre z nich są tak silne i tak tragiczne, że potrafią ożywić to, co umarło, ale ma to swoją cenę... - Znowu szeptałem, starając się, by mój głos brzmiał jak echo z zaświatów. Właśnie to chciałem osiągnąć. Zmusić ją do myślenia o tym, co ją otacza, o tym, co czai się w ciemnościach. Znowu otworzyła drzwi kabiny. Przeszukała kolejną, ale ona też była pusta. Uśmiechnąłem się do siebie, gdy usłyszałem jej kroki tuż obok mnie. Cieszyłem się, że jeszcze nie zrezygnowała, nie uciekła. Przygotowałem się, czekając na dźwięk otwieranej przedostatniej kabiny, aby w końcu się ujawnić.
- Wiesz, plotki o tragedii w łazience to tylko ugłaskana wersja historii. Prawda jest znacznie gorsza. - Znowu przemówiłem, nieco głośniej, ale musiałem być cierpliwy. - Ciekawe, co byś powiedziała, gdybyś znała prawdę? Może lepiej wróć do swojego świata, zanim to, co tu jest, zechce cię zatrzymać na zawsze. - Czułem, jak moje serce bije coraz szybciej. - Nie chcesz zobaczyć, co naprawdę kryje się w tej łazience. Nie chcesz poznać tych, którzy nie mogą odejść.
Czekałem, gotów na to, co miało się wydarzyć. Wiedziałem, że jeśli się uda, ten moment wstrząśnie nią do głębi. A potem, gdy już wszystko się skończy, pozostanie tylko echo mojego śmiechu. Zajebiście.


[Obrazek: 4GadKlM.png]
Wallflower
Please forgive me if I don't talk much at times.
It's loud enough in my head.

Prudence jest szczupłą kobietą, która mierzy 163 centymetry wzrostu. Ubiera się raczej niezbyt kontrowersyjnie, schludnie, miesza się z tłumem. Wybiera stonowane kolory. Jej włosy są długie, proste w odcieniu czekoladowego brązu, często wiąże je w kok na czubku głowy. Oczy ma jasnobrązowe. Zapach, który wokół siebie roztacza to głównie woń kojarząca się ze szpitalem, lub medykamentami, jednak przebijają się przez nią owocowe nuty - głównie truskawki.

Prudence Bletchley
#7
16.03.2025, 12:33  ✶  

Prue nie znosiła kiedy ktoś się z nią bawił. Nie lubiła takich podchodów, doprowadzania jej na skraj. Musiała jednak nad sobą panować, nie mogła pozwolić sobie na irytację. Nie wypadało, aby to zrobiła. Właśnie przez to zebrała się w sobie i mimo, że nieco się bała, że coś może nie pójść po jej myśli, to skupiała się na tym, żeby nie wyjść na wariatkę, która zbyt szybko pozwalała wyprowadzić się z równowagi. Nie ułatwiał tego fakt, że znajdowali się w miejscu, które kiedyś było miejscem zbrodni. Wiedziała, że w jej przypadku może się to skończyć przypadkowym zobaczeniem czegoś, co nie do końca chciała teraz widzieć. Niby panowała już nad swoimi zdolnościami, ale mogło być różnie, szczególnie, gdy pojawiał się stres. Na pewno miałby z tego powodu kolejny powód do śmiechu, a nie chciała się, aż tak odsłaniać. Nie znosiła tego robić, nie chciała pokazywać swoich słabości, wiedziała, że inni mogą to wykorzystać. Dlatego właśnie niemalże od zawsze mocno się dystansowała.

Mogłaby niby stąd wyjść i udać, że to wcale się nie wydarzyło, ale to nie do końca było w jej stylu. Chciała zobaczyć, kto postanowił zabawiać się kosztem młodszych, złapać tę osobę na gorącym uczynku, właśnie dlatego otwierała kolejne drzwi łazienkowych kabin. Póki co jednak nikogo nie znalazła. Nie poddawała się, szła dalej, żeby w końcu trafić na winnego temu całemu zamieszaniu.

- Jakże łaskawi jesteście.- Straszenie śmiercią nie robiło na niej jakiegoś dużego wrażenia, wiedziała, że Hogwart był bezpiecznym miejscem, chociaż może myślenie o tym właśnie w tej łazience nie było najbardziej właściwe, bo przecież zginęła tutaj uczennica.

To mogło powodować strach, ale nie sądziła, żeby za zabójstwem Marty stali znudzeni uczniowie, to na pewno nie było to.

Frustracja stawała się coraz większa, bo nie znalazła błazna również za kolejnymi drzwiami. Westchnęła może trochę za głośno rozczarowana. Zapewne znajdzie się w ostatniej kabinie, żeby mogła odpowiednio się rozczarować, na pewno tak będzie.

- Wszystko wydaje się być lepsze od śmierci w łazience, skąd zresztą możesz wiedzieć, że nie stanę się najstraszniejszym z duchów? - Bardzo łatwo przyszło mu zakładanie, że ona byłaby tym miłym duchem. Na pewno okropnie by się wkurwiła, gdyby musiała spędzić na ziemi czas po śmierci. Mogłaby więc uprzykrzać życie innym, bo co innego miałaby robić przez wieczność.

Drgnęła, kiedy usłyszała dźwięk stukania, najwyraźniej sięgnął po kolejną sztuczkę, aby poczuła się jeszcze bardziej niepewnie, zdecydowanie chciał ją wystraszyć, ale miała brata, który również potrafił być wrzodem na tyłku, była całkiem nieźle wprawiona w takich zabawach.

- Żebyś wiedział, że to ma swoją cenę. - Akurat ona miała sporą wiedzę na ten temat, nie sądziła jednak, że ten ktoś w ogóle wiedział o czym mówi. Zdarzyło jej się widzieć śmierć, chociaż wcale tego nie chciała, to niosło ze sobą uczucia, z którymi czasem sobie nie radziła. Nie chciała jednak nikomu o tym mówić, bo to byłoby zbyt wiele, mało kto zdawał sobie sprawę z tego, co przeżywała, może już nie teraz, ale kiedyś? Gdy jeszcze nad tym do końca nie panowała? To było okropnie irytujące.

Chłopak się nią bawił, czuła to, zorganizował tutaj całkiem niezłe przedstawienie, ale nie zamierzała pozwolić mu wygrać, nie kiedy mogło to spotkać uczniaków, którzy pewnie zareagowaliby dużo bardziej emocjonalnie niż ona. Hogwart musiał być bezpiecznym miejscem, w końcu aktualnie był ich domem. Nie powinni zabawiać się niczyim kosztem, bo to mogło przynieść zupełnie niepotrzebne traumy, powodować, że dzieciaki nie będą się tutaj czuły najlepiej.

- Prawda może jest gorsza, ale przynajmniej otwiera oczy na to, co może nam się przytrafić. - Prawdziwe życie nie było szczególnie kolorowe, świat był pełen zagrożeń, a takie historie uczyły tego, że wszędzie mogło czaić się zagrożenie.

Złapała w końcu dłonią ostatnią klamkę, już miała otworzyć drzwi, kiedy coś zaszeleściło w powietrzu, gdzieś za nią.

Znowu pisnęła, bo nie spodziewała się ruchu z tamtej strony, było ciemno, więc nie widziała wszystkiego, co działo się wokół niej. Najwyraźniej jednak Marta postanowiła wrócić już ze swojej kolacji. Prudence odsunęła się od drzwi, i oparła o parapet. Odetchnęła głęboko. Musiała się uspokoić.

- AHAHAHHAHAA, tylko spójrz na siebie, jesteś blada jak ściana! - Marta najwyraźniej była zadowolona z tego, że udało jej się ją wystraszyć. Bletchley chyba powoli miała dość tego dnia. Zdecydowanie powinna opuścić tę łazienkę kilka minut temu.

Duch unosił się w powietrzu, zniknął, a później zmaterializował się w jednej z kabin, w tej zamkniętej, w której znajdował się Rookwood. - NABIJASZ SIĘ ZE MNIE?! - Pisnęła bardzo wysokim tonem głosu, tuż przed jego twarzą. - JESTEŚ TAKI JAK ONA, TO PRZEZ NIĄ ZNALAZŁAM SIĘ WTEDY W TEJ ŁAZIENCE. - Marta chyba nie była w najlepszym nastroju.

Nie przestawała mówić, najwyraźniej siedziała w niej spora frustracja związana z jej śmiercią. [b] - Olivia Horbny też mnie przedrzeźniała, tak jak Ty teraz, i co? I przez nią zginęłam!!! JESTEŚ JAK ONA![/i] - Duch chyba był w bojowym nastroju, bo nie przestawał jęczeć Aloysiusowi nad uchem.

Local Dumbass
Don't you want to stop drop and roll
Til the whole thing burns
Like you earned the flame
It's all the same
bardzo wysoki - 196 cm / atletyczna sylwetka / ciemnobrązowe, półdługie włosy / brązowe oczy / cztery złote kolczyki (małe kółka) w lewym uchu / poparzenie na szyi od prawej strony i części prawego ucha / nadkruszona prawa trójka / luźny, praktyczny styl ubioru / wytatuowany pod rękawami skórzanych albo materiałowych kurtek / sprężysty krok, jakby zawsze gdzieś się spieszył / "francuski" akcent - miękkie r, zmiękczone głoski, cichy głos

Benjy Fenwick
#8
01.09.2025, 17:26  ✶  
W dalszym ciągu siedziałem na zamkniętej desce klozetowej, wciśnięty w szaty, żeby wyglądały jak ta nieszczęsna Marta, i nie zamierzałem stamtąd wychodzić, nawet jeśli sytuacja uległa zmianie i musiałem improwizować. Poprzedni plan był genialny - straszyć jakichś pierwszorocznych, aż będą piszczeć i uciekać, a ja z chłopakami będę miał ubaw do końca roku, ale nie, musiała się tu wpakować prefektka z Ravenclawu. Bletchley. Prudence. Nawet jej imię brzmiało tak, jakby się urodziła nadęta. Usłyszałem, jak westchnęła - typowe - zamiast uciec, zaczęła gadać, jakby przyszła tu na debatę. Prefekci zawsze musieli się wymądrzać. Zasłużyła na to, żeby wreszcie poczuć coś, poza własnym kijem w dupie. Denerwowała mnie ta jej udawana powaga. Myślała, że jest taka opanowana, ale słyszałem, jak jej głos drżał, jak westchnęła za głośno. Frajerskie.
- Ależ jakże odważna jesteś, Prueeee.  - Przeciągnąłem jej imię, stukając pięścią w drzwi kabiny, żeby echo odbiło się po kafelkach. - Wiesz, że odwaga nic nie znaczy, kiedy kończy się tu, w klozecie, z rozbitą głową w muszli? - Zaśmiałem się, tym wymuszonym, skrzekliwym rechotem, który miał ją doprowadzić do szału. Rozzłościła się, słyszałem to w jej głosie. Świetnie - właśnie o to chodziło. Słyszałem, jak stąpa coraz bliżej, jak sprawdzała - kabina po kabinie - co za uparta koza, nie odpuszczała, kiedy złapała za kolejną klamkę, stuknąłem metalową zapalniczką o rurę, żeby podskoczyła na kolejny nieoczekiwany dźwięk. No, jasne, że nie zamierzałem siedzieć cicho, skoro wpadła mi w łapy taka okazja.
- Ty? Najstraszniejszym? Już ci powiem, jakim duchem byś była. - Satysfakcja aż mnie grzała od środka. - Wszyscy by błagali, żebyś poszła straszyć kogoś innego. - Zakpiłem.
Ale potem… Cholera, nie przewidziałem, że ta głupia Marta wróci szybciej niż planowałem. W jednej chwili rozległ się jej pisk, a potem zmaterializowała się w mojej kabinie - prosto przede mną. Zawyła mi prosto w twarz tak, że aż zapiekło mnie w uszach. Kurwa mać. To nie było już takie zabawne. Nadal siedząc, wcisnąłem się w toaletę, aż niemal wbiłem sobie spłuczkę w środek barku, ale duch nie zamierzał mnie oszczędzać. Jej jęki wwiercały mi się w czaszkę, a ja jedynie modliłem się, żeby Prue nie otworzyła właśnie tych cholernych drzwi dokładnie w tej chwili. Marta darła się coraz bardziej, jakby to ja był winny jej śmierci - tego nie przewidziałem.
- Co? Zwariowałaś? - Wychyliłem się wreszcie w przód, prostując nogi, odruchowo odpowiadając duchowi szeptem, bo drążyła mi bębenki tym swoim lamentem. - Ja tylko… Ja tylko się… - Ale ona nie przestawała, a jej jęki rozsadzały mi głowę. Do tego Bletchley zostały chyba już tylko drzwi mojej kabiny - zaraz by mnie złapała, a wtedy pośmiewisko gotowe. Nie zamierzałem dać się przyłapać jak jakiś pierwszoroczny patałach. Wiedziałem, że muszę stąd spieprzać, zanim Prue sięgnie po drzwi ostatniej kabiny i złapie mnie za fraki.
Na szczęście byłem sprytniejszy. Jeszcze zanim odzyskała rezon i zajrzała do środka, byłem już z boku kabiny - wrodzony talent do wyślizgiwania się i odpowiedni moment, gdy odsunęła się do parapetu, a także ciemność zrobiły swoje - stłumiwszy śmiech, żeby się nie zdradzić. Prawie bezdźwięcznie, korzystając z otoczenia, stanąłem obok niej, tuż przy parapecie, i nachyliłem się tak blisko, że z pewnością niemal poczuła mój oddech.
- Buh. - Syknąłem jej do ucha, korzystając z przynajmniej kilkusekundowej nieobecności Marty, która także z opóźnieniem zorientowała się, że już mnie nie ma, prowadząc monolog do pustej kabiny, zanim znów wyleciała z wrzaskiem.
- Weź się ogarnij, babo! - Syknąłem, dając sobie spokój z fałszywym głosem i przenosząc wzrok na Martę, mierząc ją spojrzeniem, żeby jej nie dać satysfakcji. - To tylko żarty, rozumiesz? Żarty. A ty drzesz się, jakby cię znowu mieli zabić!


[Obrazek: 4GadKlM.png]
Wallflower
Please forgive me if I don't talk much at times.
It's loud enough in my head.

Prudence jest szczupłą kobietą, która mierzy 163 centymetry wzrostu. Ubiera się raczej niezbyt kontrowersyjnie, schludnie, miesza się z tłumem. Wybiera stonowane kolory. Jej włosy są długie, proste w odcieniu czekoladowego brązu, często wiąże je w kok na czubku głowy. Oczy ma jasnobrązowe. Zapach, który wokół siebie roztacza to głównie woń kojarząca się ze szpitalem, lub medykamentami, jednak przebijają się przez nią owocowe nuty - głównie truskawki.

Prudence Bletchley
#9
03.09.2025, 22:57  ✶  

Zaczął ją irytować. Nabijał się z niej, a nie znosiła, gdy ktoś na zbyt wiele sobie pozwalał w stosunku do jej osoby, szczególnie - że ciągle siedział gdzieś w ukryciu, nie spoglądał jej w twarz. Wkurzało ją to niemiłosiernie, jeśli już o odwadzę mówili... - Ty jesteś niesamowicie odważny, schowany w kiblu, boisz się nawet spojrzeć mi w twarz... - Próbowała go sprowokować do wyjścia, oczywiście, że to robiła, bo sama coraz bardziej się denerwowała tym, że jeszcze nie udało jej się znaleźć tego imbecyla. Nie miał zbyt wielu możliwości, ostatnia kabina musiała być tą, w której go znajdzie, to było całkiem proste, nie miał gdzie indziej się schować.

- Widzę, że wydaje Ci się, że bardzo dobrze mnie znasz... - Jak wszyscy w tej szkole. Gówno o niej wiedzieli, ale wypowiadali te swoje opinie, które nie miały najmniejszego sensu. Nikt tutaj jej nie znał, nawet Elias nie miał pojęcia kim była naprawdę, może to i lepiej, prościej, niech wygłaszają te swoje poglądy i tak miała je gdzieś... Jasne, to dlaczego wracała w nocy do tych wszystkich komentarzy?

- CO, JA ZWARIOWAŁAM?! TY postanowiłeś się wybić na mojej śmierci, ona była podobna, przez nią umarłam, to przez Olivię Horbny znalazłam się wtedy w tej łazience, też lubiła pokazywać swoją wyższość... - Najwyraźniej Rookwood obudził w Marcie nie do końca przyjemne wspomnienia i nie zamierzała udawać, że się tak nie stało. Wpadła w szał, zaczęła jęczeć, nawet nie zauważyła, że jej sobowtór rozpłynął się w powietrzu - sprytne.

Prue zdołała nacisnąć ostatnią klamkę, otworzyła drzwi, które się przed nią znajdowały, ale niczego nie znalazła. Była rozczarowana, dałaby sobie odciąć rękę, że osoba, która postanowiła ją dzisiaj wyjątkowo wkurzyć znajdowała się właśnie w tej kabinie. Wtedy gdzieś z tyłu, tuż nad jej uchem rozległ się ten dźwięk. Nie mogła nie zareagować, mimo, że ciągle starała się jakoś wyjść z tej sytuacji z twarzą, zrobiła to całkiem naturalnie. Drgnęła i pisnęła - całkiem głośno, chyba każdy normalny zareagowałby na to podobnie, nie spodziewała się tego, że ktoś nad jej uchem postanowi wydać jakiś dźwięk. Odwróciła się dość gwałtownie, bo chciała przyłapać tego osobnika na gorącym uczynku, ale nie miała pojęcia o tym, że posiadał pewną specjalną umiejętność, że nie grał fair.

- TYLKO ŻARTY, TYLKO ŻARTY? oczywiście, że dla takich jak Ty moja śmierć to tylko żarty! - Marta wyłoniła się chuj wie skąd i znalazła się przed chłopakiem. Była coraz bardziej rozzłoszczona, a w jej przypadku wiązało się to z płaczem. - Nikt, nigdy nie przejmował się takimi jak ja, Marta, głupia Marta, szlama... no jasne, jesteś tacy jak oni. - Chyba nie do końca tolerowała to, że ktoś postanowił zrobić sobie z jej śmierci powód do żartów.

Prue zaś wyszła w końcu z tej nieszczęsnej kabiny, ostatniej, którą miała do sprawdzenia i oparła się o najbliższą ścianę, musiała się uspokoić, bo zbyt wiele bodźców w nią teraz uderzyło. Zawiesiła swój wzrok na drzwiach i odpłynęła, gdzieś daleko, zdarzało jej się to od czasu do czasu.

« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Prudence Bletchley (3183), Benjy Fenwick (2797)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa