• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Ministerstwo magii v
1 2 3 Dalej »
[3.09.1972] Lojalna zdrada

[3.09.1972] Lojalna zdrada
Hajs, hajs suko
Nasiono rzucone w suchą glebę
Drobna kobietka, z twarzy może być mylona ze starszą nastolatką. Czarne włosy sięgające do łopatek, oczy równie ciemne. Lekko oliwkowa cera pozbawiona skaz. Często wbija wzrok w określony punkt lub podłogę. Daphne mierzy zawrotne 165 centymetrów. Z głosu sprawia wrażenie nieśmiałej i niezdecydowanej.

Daphne Lestrange
#1
07.03.2025, 00:59  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 01.07.2025, 01:14 przez Morrigan.)  

Domyślała się, że zadanie jakie może otrzymać od Louvaina nie będzie należało do najprostszych. Okazało się, że chciał papierów i to nie byle jakich. Nie powinna być zaskoczona, ale nadal czuła się z tym wszystkim dziwnie. Czy na pewno powinna to robić? Wciąż miała okazję, żeby się wycofać, jakoś się wykręcić z tej sytuacji... Ale przecież chciała ochronić najbliższych. Była przekonana, że to pomoże jej krewnym być bezpiecznymi, tylko skąd w niej teraz takie obawy? Przecież kuzyn o niczym takim nie wspominał, ale jakby czuła, że podczas ich wczorajszej rozmowy nie powiedział dokładnie wszystkiego i wciąż kryje przed nią tyle tajemnic. Tylko czy byli ze sobą na tyle blisko, by od razu wyłożył wszystkie karty? Niewielkie ziarno wątpliwości zostało w niej zasiane, a wciąż nie podjęła żadnego działania ze swojej strony.
Inna sprawa, że w tym wszystkim odzywało się także jej ego, które wreszcie poczuło się połechtane. Ona miała być tą, z którą kuzyn mógł się porozumieć, to nie jest takie byle co, a przynajmniej w to mocno wierzyła i chciała wierzyć. Mogła tym zagłuszyć to gryzące poczucie, że jest niedostateczną córką, niegodną swojego nazwiska ani pochodzenia. Wreszcie nie być popychadłem, istną zakałą - to wrażenie od lat przejmowało jej serce. Dlatego tego dnia siedziała długo w pracy, chociaż biorąc pod uwagę sumienność Daphne, wcale nie tak zaskakujące. Ot, klasyczne zamknięcie miesiąca, masa papierów spływająca z innych departamentów, oczywiście też kilka osób, które były zagubione (lub leniwe) i dosyłały wszystko po terminie. Łatwo było wyłapać, że panienka Lestrange jest tego dnia wyjątkowo drażliwa. Naturalnie masa osób, która zawraca głowę ani trochę nie pomagała się uspokoić, a przecież nie mogła się wydać ze swoim zadaniem. Nie powinna zdradzać, że coś jest nie tak, ale było to niezmiernie trudne, kiedy była chodzącym kłębkiem nerwów. Nerwowo zaciskała palce na różdżce, gdy rzucała nawet najprostsze zaklęcie. Tak jakby czuła, że przez swój stan wszyscy jeszcze bardziej na nią patrzą i zaraz zaczną coś podejrzewać.


Ten dzień w pracy wyjątkowo mocno się dłużył. A to jakieś różnice w kwotach, które były z kosmosu, a to gdzieś brakowało jakiegoś arkusza z wydatkami. Tak jakby wszystko sprzeniewierzyło się przeciwko Daphne. Wciąż mogła odpuścić, dać sobie siana, ale nerwowo zerkała na zegar ścienny, który wskazywał ten długo wyczekiwany moment. Kiedy Matula zostawiła ją samą, pochwalając na odchodne za zaangażowanie w pracę, ukłoniła się przed rodzicielką. Dokładnie na tę chwilę czekała. Z resztą nikogo nie dziwiło, Daphne często starała się wykazywać inicjatywą w pracy robiąc jakieś dodatkowe zadania lub księgując znacznie więcej dokumentów niż inni pracownicy. Chciała przede wszystkim Matuli i sobie udowodnić, że nie została przyjęta do pracy tylko ze względu na rodzinne powiązania, ale także dlatego, że ona sama coś potrafi. Teraz jednak musiała odłożyć kwestie zawodowe i zająć się tym co planowała od wczorajszej nocy.
Szybko dokończyła pracę nad rejestrami, które miała otwarte i nierozliczone. Nie mogła pozwolić sobie na niedomknięte sprawy, to nie było w jej stylu. Większość wydatków raczej nie budziła specjalnego zainteresowania, nie miały w sobie nic zaskakującego lub odbiegającego od normy. Standardowa rozpiska budżetowa, która musiała otrzymać akceptację. Jako że wszystko wyglądało na poprawne, to Daphne przybiła pieczątkę i już miała się zająć swoim głównym zadaniem na dzisiaj. Ledwo przełknęła ślinę ze stresu, kiedy w biurze pojawił się jeden ze skrzatów sprzątających. Panienka Lestrange prawie podskoczyła na krześle.

- Przestraszyłeś mnie! - Huknęła na niego, chociaż nie był niczemu winien, przecież też przyszedł wykonać swoją pracę, trochę bardziej prozaiczną, ale jednak pracę. Zreflektowała się, że nieco przesadziła ze swoją reakcją. - Proszę, nie rób tak więcej. Myślałam, że jestem już sama w biurze. - Skrzat zaprzeczył, żeby cały budynek ministerstwa był pusty, ale w departamencie skarbu byli tylko we dwójkę. Słysząc to, Daphne odetchnęła, czując jak wszystko się powoli układa.

- Wiem, że jest późno. Dam znać jak skończę pracę, wtedy na spokojnie posprzątasz bo potrzebuję się skupić. Zostało mi trochę rozliczeń do zamknięcia. - Właściwie to nie skłamała. Miała coś do zrobienia, coś bardzo ważnego, swoją nową pracę pod przykrywką, chociaż nie była pewna czy to co powiedziała miało jakiś sens, to skrzat ukłonił się i aportował w tylko sobie znanym kierunku. Oznaczało to, że Daphne została sama. Drżącym krokiem podeszła do drzwi, za którymi na co dzień urzędowała jej Matula. Nie była ona szefową departamentu, chociaż wiedziała, że ma takowe ambicje. Niemniej przez staż swojej pracy tutaj miała osobny pokój z cennymi dokumentami. Teraz te wrota wydawały się ogromne, a ona czuła się małą dziewczynką. Ostatnia chwila, żeby się wycofać, odwrócić się na pięcie i udawać, że nie ma tego tematu. Wzięła głęboki wdech i otworzyła drzwi.

Nie była tutaj pierwszy raz. Często jako stażystka siedziała przy Matuli w tym pomieszczeniu, a od tamtego czasu niewiele się zmieniło, jedynie większe stosy ksiąg. Podeszła do interesującego ją regału i zaczęła przeglądać kolejne tomiszcza. Musiała przyznać, że jakość opisów kolejnych pozycji była wspaniała, ale były zakodowane zgodnie z zasadami departamentu skarbu, przez co osoby z zewnątrz nie mogłyby się odnaleźć tak szybko jak ktoś tutejszy. Niemniej przeszła kilka rzędów, a nigdzie nie dostrzegła właściwej sygnatury. Była przekonana, że ta księga będzie u Matuli, ale wyglądało na to, że się myliła. To musiało być gdzieś indziej, tylko nie miała pomysłu, gdzie. Jeśli sama tego nie wymyśli, to wróci z pustymi rękami, a tego nie chciała. Skoro już postanowiła działać, to będzie się tego trzymać do końca.


Wychodząc z pomieszczenia upewniła się, że wszystko jest dokładnie tak jak było przed jej wejściem. Niewiele zrobiła, właściwie się tylko przeszła, ale rzuciła okiem na pomieszczenie, nie wyglądało na naruszone. Przecież gdzieś te rozliczenia musiały być, nikt ich nie ukrywał jakoś specjalnie. Daphne podrapała się różdżką po głowie, idąc do archiwum departamentu skarbu. Może do wszystkiego źle podchodzi. Przecież znała sygnatury, powinna je tam znaleźć, ale miała przeczucie, że coś jest nie tak. Zastosowała zatem starą i powszechnie znaną zasadę wśród finansowych - sprawdź historyczne wyniki. Niemniej, żeby to zrobić, to musiała się nieco natrudzić. Nikt nie lubił schodzić do archiwum z własnej, nieprzymuszonej woli. Pamiętała je jak przez mgłę, oślizgłe miejsce o intensywnym zapachu staroci, kurzu i stęchlizny. Już na samą myśl o pójściu tam, kobiecie zakręciło się w głowie. Musiała jednak wziąć się w garść, przecież coś zaczęła, to należało to zamknąć. Zaciskając pięści udała się do sali z archiwami. W korytarzu minęła jakiegoś starszego czarodzieja, który właśnie wychodził stamtąd i wyglądał jakby miał za moment zwymiotować. Daphne się zawahała, przystanęła myśląc czy to jest tego warte. Czyste upodlenie. 

Stanęła przed drzwiami, które nie otwierały się same z siebie, wymagały bowiem wykonania kilku konkretnych ruchów różdżką. Znała kombinację, ale dłoń drżała jak szalona. Nie wiedziała czy to ze strachu przed tym smrodem czy z powodu stresu, bo robiła coś nielegalnego, a może oba te powody połączyły się w jedno wielkie zmartwienie na jej głowie. Już prawie skończyła, kiedy jakiś rozbawiony, męski głos zza jej pleców rozbrzmiał na korytarzu. Daphne aż wyleciała różdżka z rąk, a ona sama podskoczyła w miejscu prawie piszcząc. Dopiero po kilku głębszych wdechach doszła do siebie na tyle, by cokolwiek powiedzieć.


- Proszę, mnie nie straszyć! To miejsce jest dostatecznie przerażające. - Zajęczała, a mężczyzna stojący za nią roześmiał się w głos. - Bawi pana takie męczenie panienek z Ministerstwa? - Na te słowa mężczyzna zarechotał, rzucając pod nosem, że młode pokolenie to jakieś wymoczki.
Daphne pokręciła głową i musiała od początku narysować symbole. Jedno pociągnięcie tu, jedno delikatne przeciągnięcie tam, potem w dół i zawijasek. Chyba powinna częściej krzyczeć na ludzi, bo potem się lepiej skupia. Może dlatego droga Matula tak często się na kimś wyżywa słownie?

Schodząc do archiwum, uderzył ją dobrze zapamiętany zapach kurzu i stęchlizny. Doprawdy, te skrzaty czasami się obijają. Przechodziła między kolejnymi alejkami aż znalazła regał, który był wypełniony starymi rozliczeniami. Posortowane według departamentów, ale ona chciała konkretnych sygnatur. Oświetliła sobie tomy za pomocą zaklęcia Lumos i szukała tego przeklętego kodu. Regał po regale, trochę jej na to schodziło. Niemniej wiedziała, że sobie nie odpuści, skoro już zeszła do tego zakurzonego miejsca, to odkopie jeden z historycznych zapisów, a po nim wróci do aktualnych ksiąg rachunkowych, taki był plan. Szkoda tylko, że nawet tutaj panował chaos. Nie było odpowiedzialnych archiwistów, którzy zrobiliby porządek. Już chciała się poddać, kiedy w ręce wpadła jej księga rozliczeniowa dla Departamentu Przestrzegania Prawa Czarodziejów, ale sprzed 3 lat. Przewertowała kartki, wszystko było kompletne, sygnatura również się zgadzała z tą, którą pamiętała ze stażu. Przyjrzała się uważnie, przesuwając delikatnie palcem po grzbiecie książki i wtedy do niej dotarło, że oznaczenie jest to samo, ale jednak zawiera literówkę. Miała ochotę wrzasnąć z irytacji. Przeszła na regał, który dotyczył rozliczeń sprzed dwóch lat i ... wyglądało na to, że księga jest, ale już z poprawną sygnaturą. Miała ochotę wydrapać sobie oczy. Przecież to wszystko jest na górze! Szybkim krokiem opuściła archiwum, ale ku swojemu zaskoczeniu nie czuła, że zaraz zwymiotuje. Była na siebie zbyt wściekła, by zwracać uwagę na sygnały ze strony żołądka.


Daphne co sił w nogach pognała na górę, w końcu interesująca ją księga powinna być właśnie tam, tak długo jak rok się nie skończył, tak długo będzie dostępna w przyborniku podręcznym. Pewnie jakiś cholerny mugolak musiał błędnie zapisać sygnaturę, a potem nikt nie wyłapał błędu! Ah, połamałaby ręce takiemu delikwentowi! Tylko dodał jej niepotrzebnej pracy, zmartwień i ogólnie stresu! Poszła do swojego biura po kilka luźnych kart pergaminowych, samopiszące pióro i skierowała swoje kroki do pomieszczenia z niewielką biblioteczką, oczywiście zamkniętą na klucz, ale Lestrange już od dawna miała swój pęk do otwierania takich pomieszczeń. Naturalnie, nie powinna go mieć, ale Matuli nie chciało się pożyczać swoich, więc załatwiła dla córki dodatkową kopię - choć oficjalnie należały do matki i Daphne mogła z nich tylko korzystać w razie potrzeby. Teraz jednak jedyne co miała w głowie to, żeby szybko to załatwić. W niewielkiej kanciapie kryła się bluszczata biblioteczka, a w niej obecne rozliczenia departamentów. Właściwie to mogła przyjść tutaj od razu, ale otwieranie zabezpieczeń było upierdliwe, co gorsza wymagało podania szyfru, a każda księga miała swój własny, unikatowy kod. A skoro nie znała poprawnej sygnatury, to dostałaby figę z makiem, a nie to po co tutaj przyszła. Wzięła głęboki wdech i rzuciła zaklęcie odszyfrowujące na biblioteczkę, by ta oddała księgę. Bluszcz otulający każdą z ksiąg wydawał się niewzruszony, poza jednym fragmentem - tym który utrzymywał rozliczenie Departamentu Przestrzegania Prawa Czarodziejów. Cierpliwie zaczekała aż roślina całkowicie odpuści sobie pilnowanie książki, wtedy dopiero Daphne po nią sięgnęła drżącą ręką. Nie była tutaj pierwszy raz, ale raczej bywała rzadko i tylko na polecenie Matuli by przynieść jej coś czego potrzebowała. Szybko zaczęła wertować kolejne strony, czując jak serce zaraz jej wyskoczy z piersi.


Tak, to była odpowiednia księga, otworzyła ostatnie rozliczenie. Dokładne kwoty, wydatki na zakup nowych środków, nie, to nie było to. Lista kadr, tego szukała. Kolejne strony, które nie dawały jej odpowiedzi, a tylko coraz bardziej ją stresowały. A co, jeśli to wszystko pójdzie na marne? Musiała to szybko znaleźć albo się uspokoić. Plany projektowe, szkolenia... Nie, nie, nie. Aż wreszcie dotarła do listy brygadzistów. Wyciągnęła swój pergamin, a następnie zaczarowała pióro by przepisywało treść strony. Trzęsła się, pióro także dawało temu wyraz, zamiast pięknych literek, zdawało się drżeć stawiając kolejne słowa. Daphne zacisnęła palce na różdżce tak mocno, że ta chyba była gotowa się złamać z tego wszystkiego. Przecież to nic takiego, naprawdę da sobie radę, tak powtarzała sobie w głowie, by jakkolwiek nie odlecieć. Miała wrażenie, że to trwa całą wieczność. Przyjrzała się zapisującemu się pergaminowi, a kiedy pióro się zatrzymało, przewróciła na następną stronę. Bez wątpienia miała przed sobą aktualną listę aurorów. Dostrzegła jak kątem oka miejsce się kończy, więc podłożyła kolejny zwój pergaminu, tym razem zapisując go kolejnymi brygadzistami. Naprawdę, czuła że to trwa za długo. Na niewielkim świstku dodała też byłych pracowników, a nuż może się to przydać dla Louvaina. Kiedy wreszcie skończyła kopiować, aż przysiadła, czując jak oddychanie jest zbyt ciężkie. Przecież używanie samopiszącego pióra nie było trudne, ale miała wrażenie, że jest absolutnie wyżuta z czegokolwiek. Zerknęła czy aby na pewno ma wszystko, czy to się zgadza z oryginałem. Po upewnieniu się odłożyła księgę do biblioteki, a bluszcz natychmiast ją objął.


Daphne poskładała skopiowane listy i schowała je w swojej szacie, następnie wróciła do biurka, ubrała się i przywołała skrzata, który chciał wcześniej posprzątać. Pożegnała się z pozostałymi pracownikami w siedzibie Ministra - oni to dopiero robili nadgodziny... Następnie wyruszyła do domu i dopełniła zadania, które zlecił jej Louvain. Cały czas zastanawiała się czy aby na pewno nie zostawiła śladów, ale jeśli nic nie zginęło to nikt nie powinien podnosić alarmu, a przynajmniej tak sobie powtarzała, żeby jakkolwiek się uspokoić. Czuła jak przepisany pergamin wręcz parzy jej dłonie, jakby to co robiła nie było tym co powinna.


Koniec sesji

@Daphne Lestrange
Zadanie zaliczam, ale z gwiazdką.

Nie udało ci się wynieść informacji kadrowo-finansowych na tak dużą skalę. Nie uzyskałaś żadnych nazwisk byłych brygadzistów i aurorów. Posiadasz informacje jedynie o tych funkcjonariuszach, którzy są na czynnej służbie lub dostają zasiłek (a więc zestawienia przygotowane do wypłacenia wypłaty obecnie zatrudnionych) – nie masz też żadnych informacji o tych, którzy pracują pod przykrywką (a i tak nie wiedziałabyś, którzy to), ani o informatorach. Dane, jakie posiadasz, to podstawowe informacje płacowe, nie ma tu żadnych wskazań premiowych (ile, za co itd.).

Morrigan
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Daphne Lestrange (2195)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa