• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Ulica Śmiertelnego Nokturnu Podziemne Ścieżki v
1 2 Dalej »
[08.09.1972] Falling Into the Ring of Fire (and Other Bad Ideas) | B.M & S.M.

[08.09.1972] Falling Into the Ring of Fire (and Other Bad Ideas) | B.M & S.M.
The Nocturn's Delight
My name is Ozymandias,
King of Kings;
Normalnie skóra zdjęta z ojca! 177 cm wzrostu, waży koło 70 kg. Szczupły młodzieniec, chodzi wyprostowany emanując pewnością siebie. Ma wyjątkowo jasne włosy, które od razu zdradzają jego pochodzenie od Malfoyów. Oczy jasne w szarym odcieniu. Można odnieść wrażenie, że jest wiecznie z czegoś niezadowolony, ale wrażenie to umyka, gdy otwiera usta - charyzmatyczny chłopiec z łagodnym, może nieco chrapliwym głosem.

Baldwin Malfoy
#1
10.03.2025, 10:09  ✶  
wiadomość pozafabularna
// Wykorzystuję Znajomość Półświatka (III), żeby mieć pod opieką Scarlett Mulciber na Podziemnych Ścieżkach
// Zaczynamy tak na 5 minut przed wielkimi pożarami - preludium z zadaniem dotyczącym “Tego, co działo się w chwili, kiedy z nieba zaczął sypać się popiół.”

Eurydyka miała to do siebie, że żyła w dziwnych godzinach. Późno w nocy, wczesnym rankiem, popołudniami. Czas tu nie miał znaczenia. Dni zlewały się w tygodnie. Tygodnie w miesiące. Świt, południe, północ. Galeria trwała w niezmiennym narkotycznym śnie szaleńca. Zawsze pogrążona w półmroku oświetlana jedynie kolorowymi naściennymi grzybkami, których było tu całkiem sporo (szczególnie tych w fioletowo-różowo-niebieskich odcieniach); pełna unoszącego się papierosowego smogu; cuchnąca tanim winem, farbami i opium. Szemrane towarzystwo popijające mało wyszukane trunki właśnie szykowało się do zorganizowania kolejnej krwawej walki szczurów. Gdyby Baldwin śledził te dziwaczne zawody odkryłby, że na prowadzeniu jest aktualnie dwukrotny zwycięzca Big D. ale jak burza idzie też dużo mniejszy i bardziej zwinny Rattata Joe.
Jednym słowem - Eurydyka była idealnym substytutem przedszkola. Zwłaszcza dla takie przedszkolaka jak jego mała Frida.

- The taste of love is sweet, when hearts like ours meet.- Zanucił do spółki z Cash’em trzymając dziewczynkę za obie rączki, gdy ta bujała się w jedną i drugą stronę w tak muzyki. Uznał, że później się zastanowi, gdzie zgubiła buta, bo aktualnie na jej nóżkach tkwił tylko jeden trzewiczek. Przynajmniej już-nie-tak-białe skarpetki miała obie. Zresztą wziął ją ubraną z Necronomiconu całkiem przyzwoicie w starej, błękitnej sukieneczce od Lorraine. Złoty wieniec, który dostał na Muzie (z reguły przybity do ściany nad freskową panną z BUMu, leniwie kręcącą się w swoich żótych taśmach) tkwił w jasnych włosach Fridy.

Cholera wie skąd w ich szafie grającej znalazła się ta płyta, ale skoro Młoda zdecydowała, że 8. września miał się stać wieczorem, w którym w Eurydyce rozbrzmi “30 największych przebojów country” Baldwin nie miał serca jej odmawiać. Pierwszy i jedyny pijaczyna, który próbował muzykę przełączyć właśnie leżał spetryfikowany zaklęciem na zapleczu. Więcej odważnych się nie znalazło, a na każdą werbalną skargę Malfoy wskazywał na schody i z szerokim uśmiechem “zapraszał wypierdalać jak się nie podoba”. Zresztą nie potrzeba było wiele, bo z jakiegoś powodu podpite towarzystwo szybko podłapało klimat.
W końcu wziął ghoulkę na ręce i podszedł do baru, za którym jak zwykle wdzięczyła barmanka tego przybytku.
- Chciałoby się ją schrupać.- Stwierdziła Sabrina, przesuwając w jego stronę nieszczególnie czystą szklankę z ognistą whiskey. W odpowiedzi skinął głową w stronę siedzącej przy zawalonym kartkami, pergaminami i kredkami stoliku Scarlett, a wampirzyca niechętnie nalała alkoholu do drugiego naczynia. Skubnęła ostrymi pazurami Fridę za uszko, na co dziewczynka wtuliła się w opiekuna nieco mocniej.
- Słuchaj Brina, sprawę mam.- Mruknął, biorąc do ręki jedną szklankę, a drugą wręczając Fridzie. - Nie pij tego.- Powiedział nieco ostrzej, nim dziewczynka zdążyła wsadzić nos w alkohol.- Damy to Scarlettce.
Ghoulka pokiwała poważnie głową, przytulając do siebie szkło mocniej, wyraźnie przejęta swoją misją. Odwrócił z powrotem głowę w stronę wampirzycy.- Daj mi znać jeśli Ojciec się pojawi, okej?
Blondynka wzruszyła lekko ramionami, mrucząc pod nosem “pewnie”, choć jej mina zdradzała, że planuje o prośbie zapomnieć za dwie-trzy minuty. Ale to mu musiało wystarczyć na razie.

Wrócił do stolika.
- Spójrz Scar, złapałem najładniejszą kelnerkę w całym lokalu.- Oświadczył, odstawiając swoją szklankę na jeden z kilku rysunków czegoś co chyba było mutacją psidwaka, akromantuli i centaura. Wolał nie ryzykować pytaniem czyje jest to arcydzieło. Pochylił się, żeby przyklejona do niego jak mały miś koala dziewczynka mogła wręczyć Mulciberównie szklankę.
Ancymon
"Niewierny jest ten, kto żegna się, gdy droga ciemnieje"
Nie jest ani wysoka, ani niska, mierzy dokładnie 168 cm. Włosy w kolorze jasnego blondu, ślepia kocie w odcieniu lodowego błękitu. Oczy duże, nosek mały i nieco zadarty, pełne usta na których często widnieje zaczepny bądź pogardliwy uśmiech. Pachnie słodko, lecz nie mdło, mieszanką wanilii, porzeczki i paczuli.

Scarlett Mulciber
#2
10.03.2025, 16:48  ✶  
Siedziała przy stoliku, podpierając jedną dłonią twarz, zaś drugą zapisując notkę w notesie, który zlewał się na tle kartek i kolorowanek na których jeszcze chwilę wcześniej wyżywała się artystycznie z Fridą, wymyślając coraz to nowsze zabawy związane z malowaniem. Utrzymanie uwagi dziecka było wyczynem.
Słuchając country raz w czas zerkała w kierunku Baldwina i Fridy. I było to coś niesamowitego. Nawet nie zdawał sobie sprawy jak wiele uroku dodawało mu dziecko, ale też - jak pięknie patrzył na tą maleńką istotę.
Obchodził się z nią z delikatnością, wyczuciem i troską, a był to bardzo przyjemny widok, który oczy Mulciber chłonęły zachłannie, jakoby coś w tej kwestii miałoby się zmienić.
Zawiesiła wzrok na kartce, zastanawiając się w którym miejscu skończyła. Gdy ponownie powiodła spojrzeniem w kierunku jasnowłosych - ich nie było. Odnalazła ich nieco dalej, przy ladzie.
I chociaż nie widziała dobrze, nie słyszała absolutnie nic - to zauważyła jak barmanka wyciągnęła dłoń do ich małego drobiażdżka, który zareagował tak jak ustawa przewidziała. Scarlett skrzywiła się delikatnie, zaciskając dłoń na długopisie, wyklinając w myślach aby zabierała swoje brudne łapska od dziecka.
Miała ochotę połamać jej zarówno tego palca, którym śmiała dotknąć Fride - jak i wszystkie inne dla pewności, ze więcej jej nie dotknie.
Malfoy się obrócił, a ona automatycznie podążyła wzrokiem na kartki, jakoby była czymś zajęta, zamyślona.
Dopiero gdy się zbliżyli, na powrót uniosła na nich wzrok, a jej lica rozświetlił rozczulony uśmiech
-ooooh! - miauknęła z rozczuleniem - Dziękuje Ci skarbie - wymruczała czule, odbierając i odstawiając szklaneczkę - najpiękniejszą, najcudowniejszą, nie to co te pokraczne szkarady paskudne co dotykają cudzych dzieci... - mruczała, dostrzegając brak jednego trzewika - a ktio tu zgubił bucika, hmm? - podjęła, delikatnie łapiąc ją za stópkę - onie, bucik uciekł - rzuciła, robiąc zdziwioną minę, a zaraz się zaśmiała cicho - zaraz go znajdziemy, księżniczko - zapewniła. Spojrzała na Baldwina z niewypowiedzianym, nieco czepialskim "jak do tego doszło?"
The Nocturn's Delight
My name is Ozymandias,
King of Kings;
Normalnie skóra zdjęta z ojca! 177 cm wzrostu, waży koło 70 kg. Szczupły młodzieniec, chodzi wyprostowany emanując pewnością siebie. Ma wyjątkowo jasne włosy, które od razu zdradzają jego pochodzenie od Malfoyów. Oczy jasne w szarym odcieniu. Można odnieść wrażenie, że jest wiecznie z czegoś niezadowolony, ale wrażenie to umyka, gdy otwiera usta - charyzmatyczny chłopiec z łagodnym, może nieco chrapliwym głosem.

Baldwin Malfoy
#3
11.03.2025, 11:28  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 11.03.2025, 11:30 przez Baldwin Malfoy.)  
Zapytana o bucik Frida zrobiła zdziwioną minę. Spojrzała w dół na swoje stopy, jakby analizowała o co nie-mamie może chodzić. Machnęła jedną nogą, na której trzewik nadal był. Machnęła drugą, trzymaną przez nie-mamę - och. Tak, tego bucika nie było. Ale ona wiedziała doskonale, gdzie był. Nie zamierzała powiedzieć, ale wiedziała. Bo bucik był głupi, lekko się rozkleił i cały czas się potykała! Więc wrzuciła go jak nikt nie patrzył do tej głębokiej, strasznej studni przy schodach. Wiedziała że takim małym ghoulkom jak ona nie wolno tam samej wchodzić - tylko z mamą, albo z tatą, jeśli chcieli ją zabrać do fajnego lasu pełnego duchów. A tak to nie wolno, bo w studni mieszkał potwór, który się bał dorosłych. Więc nakarmiła potwora głupim bucikiem.
Pomyślała, że w sumie to nie-mama miała rację. Bucik uciekł. Dokładnie tak. Sam z siebie, a ona wcale mu nie pomogła, więc mama nie będzie się złościć. Zrobiła smutną minkę na myśl o tym, że nigdy trzewika już nie znajdą, chyba że w trzewiach potwora ze studni. Wyciągnęła rączkę robiąc gest “pa pa”.

Baldwin wzruszył lekko ramionami w odpowiedzi na niewypowiedziany zarzut. A skąd on niby miał wiedzieć, gdzie młoda posiała tego trzewika? Miał ważniejsze rzeczy na głowie, jak chociażby pilnowanie czy jego dziecko na pewno ma wszystkie palce, uszy i nosek; czy się magicznie zabezpieczone nici nie strzępią.
Przysiadł na krześle obok Scarlett, sadzając sobie Fridę na kolanach.
- Zostałabyś z nią w niedzielę rano? Ostatnio zrobiła się strasznie marudna i nie chce wysiedzieć grzecznie na nabożeństwach.- Zgarnął jasne loki dziewczynki za jej uszy, przeczesując je palcami i zbierając w luźnego warkocza. Nie był idealny, ale odkąd Alice pokazała mu co i jak, z pewnością wyglądało to dużo bardziej porządnie. Ghoulka odchyliła głowę do tyłu, wydając z siebie oburzony pomruk. Jak na swoje ograniczone umiejętności, komunikacja niewerbalna przychodziła jej z zatrważającą wręcz łatwością.
- A co? Nie mam racji?- Zapytał jej tylko.- Kto ostatnio całe kazanie próbował uciekać z ławki i straszył kota pani Eleonory? Że aż Lorraine musiała z małą, niegrzeczną panienką wyjść na zewnątrz?
Frida wydęła lekko usteczka i przewróciła oczami. Oczywiście. Tata to nic nigdy nie rozumiał. Kowen był nudny, bo dorośli nic tylko mówili i mówili i mówili. I trzeba było wstawać i siadać w odpowiednich momentach. I nie wolno było wychodzić z ławki. A ona sama widziała przeróżne drzwi i po prostu była bardzo ciekawa co tam ci wszyscy dorośli chowają. Czymkolwiek to było, na pewno było dużo ciekawsze od tej książeczki, którą kazali jej czytać - o bogini mamie (dziwna to była książeczka, bo przecież ona miała przecież mamę, a ta cała mama w książeczce nie wyglądała jak jej mama). Sięgnęła po jedną z kredek i kartkę, żeby narysować mamę. Dużo ładniejszą niż ta z książeczki.
Baldwin w ostatnim momencie złapał szklankę z alkoholem, spod której ghoulka wyszarpnęła pergamin. Westchnął bezgłośnie; wziął łyk przyjemnie chłodnej whisky.
Ancymon
"Niewierny jest ten, kto żegna się, gdy droga ciemnieje"
Nie jest ani wysoka, ani niska, mierzy dokładnie 168 cm. Włosy w kolorze jasnego blondu, ślepia kocie w odcieniu lodowego błękitu. Oczy duże, nosek mały i nieco zadarty, pełne usta na których często widnieje zaczepny bądź pogardliwy uśmiech. Pachnie słodko, lecz nie mdło, mieszanką wanilii, porzeczki i paczuli.

Scarlett Mulciber
#4
16.03.2025, 08:31  ✶  
Na gest Fridy, który pożegnał bucika, Mulciber wyrwał się krótki śmiech. No i jak można by chociażby iskrę złości wykrzesać w kierunku tej przeuroczej istoty? Przecież takie rzeczy były wręcz nienaturalne, aby nie powiedzieć, że nielegalne. Roztapiała serce, chociaż z tyłu głowy Mulciber od czasu do czasu krzątała się myśl o historię dziewczynki.
Zerknęła na Baldwina i pokręciła głową. No jo, jak typowy stary - drobiazg. Chociaż czy typowy, z pewnością  w jakiejś miłej ciepłej rodzince. Jej stary by nie był zachwycony jakby zgubiła za dzieciaka buta. Chociaż jak łamała kolegom ręce to też zachwycony nie był, albo jak niszczyła przypadkiem sąsiadce kwiaty. Cóż... uroki dzieciństwa. Na szczęście Frida rąk nikomu nie łamie i nie wpada sąsiadce w bratki, a jedynie gubi buciki.
-Nieistotne, załatwimy Ci nowe trzewiki... - stwierdziła, mierzwiąc jej złociste włosy. Spojrzała na Baldwina, gdy ten się odezwał, a jednak nieco zaskoczyło ją jego pytanie. Przechyliła łepek w bok, mrużąc ślepia, nadając im tym samym kociego wyrazu
-Żartujesz sobie ze mnie, Min Kaejre? - zapytała, a na jej usta wpłynął uśmiech - Oczywiście, że z nią zostanę... - wzruszyła delikatnie ramionami. Nie miała planów, ponadto tego dnia miała wolne, a ewentualne rzeczy mogły zawsze poczekać.
Uśmiechnęła się z rozczuleniem widząc interakcje między ów dwójką. Cudownie się na nich patrzyło. Była to odskocznia, nowy odcień rzeczywistości. Odcień, który coraz to śmielej wypełniał również i jej życie, dodając nowe elementy, wijąc sobie z nich gniazdko. Nie sądziła, że jej życie nabierze aż takiego tempa, takich barw -  zanim go poznała tęskniła za Norwegią, zaś teraz nie była pewna czy chciałaby kiedyś tam wrócić na dłużej niż chwilę.
-Jak to dzieci - stwierdziła z głupim uśmiechem, patrząc jak ta wyszarpuje pergamin, aby zacząć tworzyć na nim nowe dzieło - Znajdziemy sobie zajęcie, bez obaw. Może się pouczymy... - przechyliła łepek w bok, aby zerknąć na pergamin - Ogarnęłam książeczki... może mała polubi naukę słów, trochę na to liczę...  - umilkła na moment, dając sobie chwilę na refleksje w ów temacie. Przeczucie miała dobre, nawet stwierdziła, że taka nauka może być przyjemną zabawą, a może nauczy się słowa lub dwóch. To zawsze coś.
-Módlcie się spokojnie, my się sobą zajmiemy, chaty nie spalimy, obiecuje - wyznała z głupim uśmiechem.
The Nocturn's Delight
My name is Ozymandias,
King of Kings;
Normalnie skóra zdjęta z ojca! 177 cm wzrostu, waży koło 70 kg. Szczupły młodzieniec, chodzi wyprostowany emanując pewnością siebie. Ma wyjątkowo jasne włosy, które od razu zdradzają jego pochodzenie od Malfoyów. Oczy jasne w szarym odcieniu. Można odnieść wrażenie, że jest wiecznie z czegoś niezadowolony, ale wrażenie to umyka, gdy otwiera usta - charyzmatyczny chłopiec z łagodnym, może nieco chrapliwym głosem.

Baldwin Malfoy
#5
19.03.2025, 20:45  ✶  
Trzewiki nie były największym zmartwieniem w życiu ani Fridy ani Baldwina. Nie były tak naprawdę żadnym zmartwieniem, bo Malfoy nie potrafił zapomnieć stanu w jakim dziewczynkę znalazł. Nie mógł wymazać tych wspomnień, więc obiecał sobie, że nie pozwoli, żeby po prostu stały się na nowo rzeczywistością.
- Cóż, lepiej żebyście się ogniem za bardzo nie bawiły jak nas nie będzie. Już raz mieliśmy nagłą interwencję, bo Frida chowała się w piecu krematoryjnym.
Ghoulka uśmiechnęła się pod nosem. Zawsze miała najlepszą kryjówkę, a tata po prostu zazdrościł, że sam nie potrafił takiej znaleźć. A potem zakazali jej się w piecu chować i musiała znaleźć sobie inne miejsce. Ale teraz jej kryjówka była jeszcze lepsza.
Zadarła głowę do góry spoglądając na Baldwina nieufnie. A co jeśli potrafił jej zaglądać do głowy i zaraz by się dowiedział? Przegrałaby wszystkie kolejne gry w chowanego! Szybko zaczęła myśleć o czymś innym. O mamie. O nowej książeczce, którą dostała. W książeczce była taka bardzo ładna pani i ona była królową śniegu. Frida przeniosła spojrzenie na Scarlett. W sumie nie-mama była bardzo do niej podobna! Ostatnio nawet ją narysowała, a mama powiedziała że bardzo ładne i pokazała nie-mamie. Zmrużyła zielone ślepia.
Wyciągnęła rączki w stronę nie-mamy, nadal ściskając w rękach różową kredkę, którą wcześniej kolorowała włosy Lorraine. Dlaczego różową? Ciężko powiedzieć, ale żółtej rzeczywiście nigdzie na stole nie było. Więc kierując się logiką, jakoby różowy był najpiękniejszym kolorem na świecie, Frida uznała, że lepszego nie znajdzie.
- Radzi sobie z pojedynczymi literkami i wyrazami. Ale nauka ją szybko frustruje.- Mruknął, ani myśląc komentować fakt, że młoda właśnie zaczęła rysować po stoliku zamiast po kartce. Eurydyka była świątynią autoekspresji, a skoro uznała, że jej dzieło ma powstać na drewnianym, oskubanym blacie - miała dlatego prawo. Nagle poczuł jak Frida zaczyna mu się wiercić na kolanach.
- Chcesz iść do Scarlett? No już, już. Moment.- Szybko zawiązał kawałkiem wstążki blond warkocza.- Jak na ghoula jesteś strasznie niecierpliwą istotą.- Westchnął, pomagając dziewczynce przesiąść się na kolana Mulciberówny.- Ciężko jej się uczyć, kiedy nie może wymawiać słów. Jak zobaczysz, że się zaczyna denerwować, po prostu poczytaj jej Kubusia Puchatka. Ma na jego punkcie obsesję.

Korzystając z tego, że wreszcie ma wolne ręce zapalił papierosa od różdżki papierosa. Z braku laku i popielniczki, dopił szybko drinka, żeby mieć do czego strzepywać popiół.
- Poranne nabożeństwa z reguły są krótsze, ale kończę nowy obraz na ołtarz do kaplicy bocznej kowenu, więc pewnie zostanę tam trochę dłużej. Lorraine szybko wróci.- Wsparł podbródek o grzbiet dłoni, oparł łokieć o blat stolika; zaciągnął się dymem papierosowym. Starał się nie myśleć o tym jak Scarlett dobrze wyglądała z jego dzieckiem na kolanach. Zmarszczył lekko brwi. Czy to przemawiał alkohol, narkotyczny stan Eurydyki, ale blondynka ostatnimi czasy promieniała. Coś się zmieniło. Nie wiedział co. Przygryzł wewnętrzną stronę policzka starając się powstrzymać narastającą chęć odstawienia Fridy z powrotem do Necronomiconu i zabrania dziewczyny gdzieś gdzie będą całkiem sami. Przesunął leniwym spojrzeniem po jej smukłej szyi, zatrzymał wzrok na piersiach. Okej. Na razie musiał nacieszyć się samym widokiem.

Przymknął na moment oczy, pozwalając myślom płynąć swoim własnym rytmem. Nie trwało to długo, bo zaraz poczuł bolesne szarpnięcie za ramię.
-  Co do kurwy?!- Warknął wściekle. Odwrócił gwałtownie głowę. Przy ich stoliku pojawił się nagle jeden z bliższych współpracowników Lorraine. Jedno szybkie spojrzenie wystarczyło, żeby się upewnić - z gościem było coś nie tak. Zwykle paskudny, bezczelny typ stał jak wmurowany w ziemię, czymś (sądząc po drżeniu jego ręki na Baldwinowym ramieniu) szalenie wzburzony, oddychając szybko po biegu. W dodatku cuchnął spalenizną i dymem.- Delaney, stary co ci?
Nim jednak dostał odpowiedź informator wcisnął mu w ręce zgrabnie zamotaną kopertę.

- Płonie.- Wychrypiał mężczyzna, opadając bez sił na wolne krzesło. - Cały Londyn kurwa płonie…
Ancymon
"Niewierny jest ten, kto żegna się, gdy droga ciemnieje"
Nie jest ani wysoka, ani niska, mierzy dokładnie 168 cm. Włosy w kolorze jasnego blondu, ślepia kocie w odcieniu lodowego błękitu. Oczy duże, nosek mały i nieco zadarty, pełne usta na których często widnieje zaczepny bądź pogardliwy uśmiech. Pachnie słodko, lecz nie mdło, mieszanką wanilii, porzeczki i paczuli.

Scarlett Mulciber
#6
27.03.2025, 22:55  ✶  
-Do pieca wchodzić nie będziemy - umilkła na moment, a jej lica rozświetlił, figlarny uśmiech - ogniem również bawić się nie będziemy, słowo harcerza - wyznała w widocznie dobrym humorze. Jasne ślepia powoli zjechały na stół, obserwując jak na ich oczach tworzy się kolejne dzieło sztuki. Tak często obserwowała proces twórczy u samego Baldwina,  że mogła śmiało stwierdzić, że "obserwowanie jak farba schnie" stało się w jakiś sposób jej hobby. Chociaż określanie tego w ten sposób było znacznym spłyceniem procesu jaki wtedy się odbywał, wręcz karygodnym. Co prawda nie zawsze interesowała się tym co tworzy, próbując w tym czasie odespać w jego ramionach. Dospać tą godzinkę czy dwie, chłonąć jego ciepło, korzystając z chwili w ciągu dnia w której nigdzie nie idzie, nie goni wiatru, nie umyka jej z rąk, a spokojnie siedzi w pełni skupiony na obrazie. A Ona, jakoby w takich momentach nie istniała i czuła się bardzo przyjemnie, będąc tylko i aż tłem. Otoczeniem, elementem wystroju wnętrza na który zwyczajnie nie zwraca się uwagi. No bo i po co. A jednak od czasu do czasu, istniejąc zawieszona w półśnie, czuła jak jego dłoń w odruchu przeczesuje jej włosy, opuszki palców wygrywają w zadumie wzdłuż jej kręgosłupa. Wtedy właśnie ich istnienie lub nieistnienie sprowadzało się do tego na czym ich relacja była skrupulatnie budowana - na gestach. Lubiła te chwilę. Bo choć przed nikim - nawet samą sobą - by nie przyznała, to potrzebowała ciepła. Słońca, które roztopi śnieżną pustynie. Chwili w której może sobie być i sobie istnieć i sobie chłonąć ciepło. Ciepło które nie ocenia, ciepło które nie szuka w tym słabości - której ona sama się dopatruje, ciepło
które nie oczekuje w zamian niczego i nie chce poklasku.

Zerknęła na Baldwina, gdy ten objaśnił dziecięce frustracje, a które wydały jej się całkiem słodkie. Zresztą jego słowa również. Skomentowała je zawadiackim uśmiechem, podpierając twarz na dłoni, nie tracąc kontaktu wzrokowego. Tyle wystarczyło, aby jasnowłosy zrozumiał, że nie będą się uczyć zwykłych literek, a w blond głowie Mulciberówny już zakiełkował jakiś plan. Plan, który zamierzała wprowadzić w życie. Bo i tak było, chciała. Pragnęła, aby Frida mogła mówić. I chociaż zdawało się to niemożliwe, to jednak nic nie było niemożliwe. A ona chciała, aby mała mogła powiedzieć. Powiedzieć jej, że jakaś szmata dotknęła jej ucha. Powiedzieć, że czegoś nie lubi. Wyrazić myśl, lub dwie, wiedząc jak frustrujące muszą być chwilę w których czujesz się niezrozumiany.
Wtedy tylko musiała ją nauczyć, że niekiedy to nie brak mowy sprawia, że ludzie się nie rozumieją. Czasami człowiek zwyczajnie, czy też na przekór, zostaje niezrozumiany. I niewiele może czasem z tym zrobić. Ale o to martwić się nie musi, a nawet nie może - bo zawsze znajdzie się ktoś kto ją zrozumie. Bo od zrozumienia miała rodzinę. I chociaż sama nie mogła mówić tego z autopsji, to widząc jaką troską otaczana jest przez Baldwina i Lorraine - wiedziała, że oni chcą i oni zrozumieją.
A jednak z tyłu głowy zalęgło się pragnienie, aby pewnego dnia, gdy Lorraine powróci do domu, Frida wybiegła jej na spotkanie mówiąc nieme "mamo, kocham Cię" - i nawet jeśli ta nie zrozumie od razu, to nie szkodzi. Od czegoś była i Mulciberówna, która wraz z tym dniem poczuje się bardzo dumna, że dokonała czegoś pięknego i nieskalanego złem. Niewinnego i białego niczym suknie, które zawsze zdobią białą damę.

Jej myśli umknęły, nie zauważyła kiedy Frida oderwała się od malowania, dopiero gdy zaczęła się wiercić, a jasnowłosa kątem oka dostrzegła ruch energiczniejszy niż zazwyczaj, przeniosła na nią spojrzenie, automatycznie wyciągając w jej kierunku ręce. Odebrała dziewczynkę od blondyna, gdy ją podał, lokując ją  na swoich kolanach. Otulając dziecinę rękami, jak robiła to zazwyczaj, gdy ten mały ancymon znajdywał się w zasięgu jej dłoni. Przymknęła oczy, wtulając nos w jej włosy. Zaraz i przechyliła głowę w bok, aby pozwolić sobie przyjrzeć się po raz kolejny, tym razem uważniej, fryzurze jaką splótł Baldwin.
Na jej usta wpłynął ciepły uśmiech, acz uśmiechała się do samej siebie.
Ah... Min Kaejre... - ucałowała małą blond główkę dziewczynki, układając zaraz policzek na jej głowie.
-Kubusia Puchatka? - powtórzyła, marszcząc brwi. Co za pedalska nazwa pewnie równie pedalskiej bajki - przemknęło jej przez głowę, głowę zupełnie nieświadomą, że Baldwin ma na myśli Ole Brumm
Jasne spojrzenie zastygło w bezruchu, wyłapując jego wzrok, gdy tłumaczył, że będzie malować obraz. Słuchała jego dalszych słów. Nie musiała się wcale śpieszyć. - stwierdziły spokojnie myśli, acz ona sama nie zamierzała powiedzieć tego głośno. Powoli zjechała wzrokiem z jego ślepi na usta.
- pewnie będzie piękny - podjęła miękko, nieco zamyślonym tonem, myślami zostając przy konwenie. Tam co prawda nie powinno być żadnych szmat, acz te są wszędzie. A tam to może i bywają gorsze aniżeli w domach publicznych. Wszak takie niepozorne miejsca bywają tymi najbardziej zdradliwymi.
Czasem łapała się na myśli, że chętnie by go przykuła. Uwięziła i ubezwłasnowolniła, a na końcu zabroniła światu na niego patrzeć. Chwilę później rozumiała, że te dzikie fantazję są jak najbardziej niewłaściwe - mimo, że dałoby się to załatwić dyskretnie i jakże legalnie. W kodeksie cywilnym widniał w końcu taki jeden, który to pozwalał ubezwłasnowolnić całkowicie takiego delikwenta chociażby za alkoholizm. No ale mogła sobie co najwyżej pozwolić na to w myślach, przez moment chichotając niemo jak uroczo wygląda należąc tylko do niej. No a potem stwierdzając gorzko, że poza sferą wyobraźni jest to złe i nie miałaby prawa czegoś takiego uczynić, nie jemu, nawet jeśli miałaby ku temu podstawy prawne.

I może pozwoliłaby swojej fantazji jeszcze chwilę się w niej porozpływać, gdyby jej wzrok nie dostrzegł nieznajomego, który szarpnął Baldwina. Scarlett spięła się automatycznie, przyciągając Fride ku sobie mocniej, chcąc już sięgnąć po różdżkę, gdy kolejna reakcja Baldwina dała jasno do zrozumienia, że nie był to awanturujący się nieznajomy, a ktoś kogo blondyn znał.
Mężczyzna usiadł, a gdy wyrzekł ostatnie słowa, źrenice dziewczyny się zwęziły
-pło...co? Niemożliwe...- wydukała zdziwiona, unosząc brwi. Szybko spojrzała na Baldwina jakoby ten miał temu zaprzeczyć, nazwać nieznajomego szaleńcem i przytaknąć, że plecie bzdury.
-Przed chwilą dosłownie tam byliśmy - mruknęła, krzywiąc się. Tym samym zastanawiając się czego ten się musiał naćpać. Przecież byli na górze nie tak dawno temu. To co mówił brzmiało jak abstrakcja, bajka, pijackie majaki chociaż typ był trzeźwy.
The Nocturn's Delight
My name is Ozymandias,
King of Kings;
Normalnie skóra zdjęta z ojca! 177 cm wzrostu, waży koło 70 kg. Szczupły młodzieniec, chodzi wyprostowany emanując pewnością siebie. Ma wyjątkowo jasne włosy, które od razu zdradzają jego pochodzenie od Malfoyów. Oczy jasne w szarym odcieniu. Można odnieść wrażenie, że jest wiecznie z czegoś niezadowolony, ale wrażenie to umyka, gdy otwiera usta - charyzmatyczny chłopiec z łagodnym, może nieco chrapliwym głosem.

Baldwin Malfoy
#7
30.04.2025, 09:16  ✶  
Słyszał słowa wampira. Słyszał słowa Scarlett, która najwyraźniej szukała w nim jakiegoś zaprzeczenia. Ale teraz istotna była tylko koperta. Znał ten charakter pisma zbyt dobrze. Nie wierzył Delaney’owi, ale wierzył jego przeszłości. Wierzył wszystkim tym traumom przed którymi nie zdołała go uchronić wieczność. Ale co ważniejsze Baldwin Malfoy zawsze wierzył Lorraine. Cokolwiek działo się na górze - musiało być poważne.
W milczeniu wpatrywał się w buteleczkę z eliksirem. Obrócił ją w palcach, parokrotnie czytając etykietę. Ochrona przed ogniem.
Schował fiolkę wewnętrznej kieszeni szaty. Ot profilaktycznie, na przyszłość.
Nie oglądaj się za siebie.
Słowa z listu kołatały mu w głowie jak zdarta płyta. Co tam się kurwa działo?

Zaczął powoli i metodycznie… zbierać kredki Fridy do pudełka. Czuł na sobie ciężki, wkurwiony wzrok wampira.
- Malfoy, do kur…
- Wiem. - Uciął ostro. W końcu jedyną kredką na stole była ta, którą zaaferowana Frida właśnie kolorowała swoje najnowsze dzieło.- Ktoś jeszcze wie? - Wieści rozchodziły się tu szybko. Czasem zbyt szybko. Gdy Del wzruszył w odpowiedzi ramionami, Malfoy machnął różdżką w stronę gramofonu przełączając muzykę na bardziej skrzekliwą, skoczną, jednego z tych niszowych magicznych zespołów co nagrali jedną płytę i rozpłynęli się w powietrzu. Nagła zmiana zwróciła w jego stronę niemal wszystkie oczy w lokalu. Podniósł się z krzesła. Wzniósł do góry swoją pustą szklankę.
- BIERZCIE I PIJCIE Z TEGO WSZYSCY MOŚCI PANOWIE. KOLEJKA NA KOSZT EURYDYKI! DZIŚ BAWIMY SIĘ DO BIAŁEGO RANA!- Zawołał serdecznie, po czym bez mrugnięcia, nie tracąc na moment szerokiego uśmiechu, słuchając wiwatów i oburzonego skrzeku Sabriny, zniżył głos do szeptu.- Scar, wychodzimy. Teraz.- Nie chciał paniki. Nie chciał kotłującego się tłumu przy schodach i chaosu jaki się z pewnością rozpęta, gdy się w końcu wszyscy dowiedzą. Nie, kiedy miał swoje dziecko w samym środku podziemnych ścieżek.
Nie mogli tu zostać. Nie pod ziemią.

Poczekał moment, aż Mulciberówna zbierze się ze swoimi rzeczami i Fridą. Ucałował czółko dziewczynki, która wcale nie wyglądała na zadowoloną, że musi porzucić całkiem dobrą zabawę.  Wydęła usteczka w podkówkę przytulając do siebie różową kredkę i niedokończony rysunek.
- Wiesz co mi Delaney właśnie powiedział, hm? - Założył jeden z blond kosmyków, który uciekł spod warkocza, za uszko ghoulki.- Że Rozalinda mu powiedziała, że strasznie za tobą tęskni i ma dla ciebie niespodziankę.
Frida może i nic nie mówiła, ale Frida nie potrzebowała słów, żeby spojrzeć na tatę z miną jasno mówiącą, że mu kompletnie nie wierzy i pieprzy jakieś bzdury. Przecież nie była dzieckiem! Ona wiedziała, że Rozalinda nic nie mówi! A jakby mówiła to mówiłaby do niej, a nie do żadnego starego pana jak Delaney. Zmusił się do szerokiego uśmiechu.
- Poważnie. Ponoć znalazła całą paczkę żuków w czekoladzie. I powiedziała mu, że są specjalnie dla ciebie! Prawda, Del?
Dziewczynka odwróciła głowę, aż niebezpiecznie skrzypnęły jej szwy trzymające szyję. Zmrużyła podejrzliwie oczy. Wampir uniósł ręce w obronnym geście czując na sobie morderczy wzrok Malfoy'a.
- Co... Yeee, tak. Tak. Yyy żuki. Tak mi powiedziała. Ta no. No.
- Rozalinda.- Dokończył za niego blondyn.
W między czasie modlił się w duchu do dowolnego bóstwa, żeby te pieprzone cukierki jeszcze były, schowane głęboko w szafce. W końcu ghoulka się rozpogodziła, pozwalając sobie zapiąć wreszcie płaszczyk pod szyją. Najwyraźniej uznała, że wampiry już tak mają, że potrafią rozmawiać z Rozalindą. Może powinna zostać wampirem? Ale czy można być wampirem bez jednego trzewiczka? Wychyliła się lekko w ramionach Scarlett. No tak. Stary pan, kolega taty, miał aż dwa buty. Nie przemyślała tego wcześniej. Ale może jeśli poprosi potwora ze studni, to jej odda buta?

Narzucił na ramiona swoją pelerynę.
Nie odwracaj się.
Parsknął pod nosem. Ani myślał się odwracać za rozbawionym tłumem, który z jednej darmowej kolejki zrobił sobie w krótkim czasie dwie, potem trzy. Skinął tylko informatorowi głową, wyprowadzając swoje panny z galerii. A potem z Podziemnych Ścieżek, wprost w szalejący po Londynie ogień.

Koniec sesji
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Baldwin Malfoy (2300), Scarlett Mulciber (1710)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa