12.03.2025, 14:43 ✶
Wredna, małostkowa córeczka tatusia. Złośliwa. Głupia, ale cwana.
Nie były to słowa, którymi Jonathan Selwyn opisywał właśnie bohaterkę spektaklu, na który się dzisiaj wybrał. Tak naprawdę nie były to też epitety, którymi on sam obdarzyłby któregokolwiek z pozostałych widzów dzisiejszej sztuki.
A jednak te słowa zaczęły krążyć po jego głowie, gdy tylko dostrzegł siedzącą w jednym z rzędów młodszą kobietę, która została kiedyś w taki właśnie sposób opisana przez swojego brata. Co prawda ten brat był wtedy dość mocno pijany, ale Jonathan i tak mógł dostrzec, że w tej historii kryło się coś więcej, niż zwyczajne mam irytujące młodsze rodzeństwo. Nie mógł jednak przecież powiedzieć Shafiqowi Mój drogi, a czy nie istnieje najmniejsza, minimalna wręcz szansa, że twoja siostra nie jest aż taką paskudą, a ty jesteś odrobinę zazdrosny?
Nie. Musiał najpierw sam wybadać sprawę. I sytuacja do tego nadarzyła się wręcz idealnie, kiedy pewnego wieczoru postanowił wybrać się do teatru i napotkał tam samą Jacqueline Greengrass z domu Shafiq. Prawdę mówiąc wystawiana w jednej z mniejszych sal sztuka nie była jakaś wybitna, chociaż całkiem porządna, ale najwyraźniej nawet mniej wybitne spektakle nie oznaczyły nudnego wyjścia.
Gdy tylko kurtyna opadła, a światła ponownie oświetliły salę Wschodnia sygnalizując dwadzieścia minut przerwy, Jonathan wstał ze swojego miejsca i wraz z resztą widowni udał się do baru, aby wśród niewielkiego tłumu mniej lub bardziej rozentuzjazmowanych widzów, wyłapać długie, ciemne włosy kobiety, z którą chciał porozmawiać.
– Pani Greengrass! – rzucił wesoło, jakby naprawdę dopiero teraz zorientował się skąd kojarzył kobietę. – Tak mi się wydawało, że to pani. Czyżby pani również zapragnęła przełamania nieco kanonu dramaturgii i postanowiła wybrać się na nowszą, bardziej eksperymentalna sztukę? Wybrała pani dobry tytuł, bo o ile mam pewne zażalenia do niektórych aspektów produkcji, tak dzisiejsza sztuka wypada zdecydowanie lepiej, niż Wyznania Merlina, które też teraz grają. A jak pani wrażenia?
Stanął przed nią ze swoim profesjonalnym uśmiechem godnym polityka na ciężkiej misji dyplomatycznej, ubrany w drogi, nienagannie uszyty garnitur z rubinowymi spinkami w mankietach, kosztującymi pewnie jedynie niewiele mniej, niż sam jego strój.