Sobotnie popołudnie rozpieszczało ciepłymi promieniami słońca. Te kładły się miękko na jasnej skórze, łagodnie łaskocząc spragnionych lata czarodziejów. Skryci w leśnym gąszczu przed wzrokiem innych spacerowiczów mogli odetchnąć od zgiełku wielkiego miasta, jakie stało się ich codziennością w biegu ku upragnionej karierze.
Na rozłożonym pod gęstą koroną drzew wełnianym, kraciastym kocu ułożone były piknikowy kosz, butelka malinowego soku i papierowa torba pełna słodko-kwaśnych jeżyn. Tuż obok na trawie spoczywały damskie pantofle, które młoda acz dorosła już przecież czarownica zsunęła na czas pikniku. Obuwie dopasowane było do sukienki w kolorze musztardowym, jaką Elaine Delacour wybrała specjalnie na tą okazję, bo rzekomo podkreślała barwę jej oczu. Zazwyczaj nie przykładała wielkiej wagi do noszonych przez siebie ubrań, w Hogwarcie obowiązywały przecież mundurki, a teraz miała zdecydowanie ważniejsze sprawy na głowie, niż zawartość garderoby. Poza dniem spotkania z Adelardem, oczywiście. To dla niego mimowolnie stroiła się w ładniejsze, bardziej kobiece stroje, bo temu mężczyźnie - nie jakiemuś tam chłopcu - chciała się podobać.
Oparta plecami o pień dębu przesuwała wzrokiem po akapicie otwartej w rękach książki. Podręcznik chorób był obowiązkową lekturą aspirujących do uzdrowicielskiego wykształcenia młodzików. Elaine będąc ambitną studentką, pragnącą wyróżnić się na swoim roku, zapoznała się z nim jeszcze przed ukończeniem Hogwartu. Pilnie uczyła się wszelkich treści, nie tylko chcąc zostać najlepszą stażystką, ale i być chlubą dla swoich nieżyjących już rodziców. Nawet dziś w dzień wolny od pracy, przeglądała skrupulatnie zapisane na akapitach notatki, nie chcąc pozostawać w tyle przy nadchodzących egzaminach, nawet jeśli cały materiał opanowała już na pamięć.
- Czy wiedziałeś, że znana z baśni Barda Beedle’a o włochatym sercu choroba jest schorzeniem genetycznym? - zagaiła neutralnym tonem, odrywając się na moment od lektury i unosząc wzrok na przystojną twarz Adelarda. - Takim, które nieleczone z czasem uniemożliwia pompowanie krwi do reszty ciała? - Wolną dłonią odgarnęła sprzed oczu kosmyk włosów i przybrała ciepły uśmiech. Wystarczyło jedno spojrzenie, by rozpromieniała na jego widok, stale czując się w jego towarzystwie jak zakochana nastolatka, którą wszak nadal była. Za nic w świecie nie chciała się jednak przyznać do rosnących z każdym dniem uczuć, by nie okazać się w jego oczach niedojrzałym podlotkiem - niedoczekanie!
Natknąwszy się na jego spojrzenie zaraz ściągnęła brwi i przygryzła dolną wargę, jak to miała w zwyczaju w chwilach konsternacji. Czy aby na pewno poruszanie tematu chorób oraz śmierci było odpowiednim w chwili spędzanej z ukochanym?