• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Ulica Śmiertelnego Nokturnu v
1 2 3 Dalej »
03.09.1972 | Don't stick your bib in this, princess

03.09.1972 | Don't stick your bib in this, princess
Strach pachnie amortencją
Są dwa typy niewinnych ludzi: zakłamani i zaślepieni.
192 cm wzrostu, dobrze zbudowany, o wyraźnie zarysowanych mięśniach. Ciemne krótkie włosy wydają się szorstkie, zaczesane w tył. Oczy w kolorze lodowego błękitu, o dziwnym, niepokojącym wręcz wejrzeniu. Dziesiątki tatuaży na niemal całym ciele utrzymanych jest w gotyckim stylu. Podobną aurę roztaczają ubrania, czarne lub grafitowe, schludny garnitur, długi płaszcz, skórzane buty i rękawiczki, kapelusz na głowie. Nie są nowe, ale utrzymane w doskonałym stanie.

Skoll Greyback
#1
16.03.2025, 20:20  ✶  
* jakiś czas wcześniej *
— Co to ma znaczyć, że nie chcesz pieniędzy? — Uśmiechnął się pod nosem. — Niby od kiedy?
— Oh chcę, zawsze, po prostu... zmieniły się... moje priorytety... a razem z nimi cena, rozumiesz.
— Nie tak się umawialiśmy.
— Siła wyższa, musisz zrozumieć, zwyczajnie pojawił się pewien problem...


* * *

Ulica zdawała się oddychać sama z siebie i był to wyjątkowo nieprzyjemny oddech. Daleko rozciągnięte cienie kamienic przysłaniały jezdnię i chodniki, powoli pogrążając całą dzielnicę w lepkim półmroku. Do pełni obrazka brakowało jedynie deszczu, ale ten raczej nie zamierzał nadchodzić, niebo było prawie czyste, zalane efektowną mieszanką granatu, różu i pomarańczy. Wraz z obskurnymi kamienicami wyglądało wręcz kiczowato.
Greyback zaciągnął się papierosem po raz kolejny, stojąc na rogu ulicy niczym rasowa panienka na oddaniu, i wodził wzrokiem po budynkach. Pospiesznie i analitycznie, starając się znaleźć jakiś punkt zaczepienia, coś, co mogłoby być tropem albo chociażby sugestią. W niektórych oknach zapalono już światło, szczególnie jedno co rusz przykuwało jego uwagę, kiedy ktoś kręcił się tuż za kotarą. Jeden samochód za drugim toczył się po drodze, ktoś zatrąbił na biegnącego na skróty pieszego z psem, gdzieś dalej z pubu wyszło dwóch podpitych kolesi. Innymi słowy, był to całkiem zwyczajny wieczór i to chyba najbardziej go drażniło. Szukanie nieprawidłowości tam, gdzie wszystko było jak zawsze.
Ruszył się w końcu z miejsca, kierując mniej więcej w stronę marketu. Tam zawsze było tłoczno, a ledwie wczoraj ktoś zgłaszał zdziczałego niedźwiadka, być może to był trop, którego potrzebował. A może tylko zmarnuje czas, to też była opcja, a chwilowo nie szkodziło spróbować. Zwłaszcza, że po paru dniach stworzenie powinno się zadomowić w jakimś ciepłym, ciemnym gniazdku, przynajmniej on by tak zrobił. Teraz jednak potrzebował jeszcze czegoś, odrobiny więcej wiedzy, może jakiegoś nieświadomego pomocnika, na przykład w roli przynęty, choć tej ostatniej najlepiej byłoby szukać na ścieżkach. Niemniej, ostatnia afera z marketu warta była sprawdzenia.
Dokończył papierosa i wyrzucił gdzieś na bok, schował ręce do kieszeni płaszcza. Czuł się z tym wszystkim idiotycznie, ale ta patowa sytuacja była nieznośnie obustronna.
Leśna powsinoga
Może lew jest silniejszy od wilka, ale wilka nigdy nie widziałem w cyrku.
Niewysoka, mierząca około 155 cm. Ma wysportowaną sylwetkę i gibki chód, zdradzający że dużą część czasu poświęca na aktywność fizyczną. Faye ma brązowe włosy, mieniące się rudością w świetle słonecznym, oraz jasnobrązowe oczy. Usta są wiecznie rozciągnięte w uśmiechu, a nosek zadarty.

Faye Travers
#2
16.03.2025, 21:01  ✶  
Faye nieczęsto bywała w niemagicznym Londynie. Do transportu używała głównie teleportacji, a gdy akurat miała jakieś wątpliwości co do niej: to po prostu korzystała z sieci fiuu. Ewentualnie gdy jej stan nie pozwalał na podróż ani jednym, ani drugim sposobem, wynajmowała pokój w Kotle i tam nocowała. Budziła się z Saharą w ustach, wypijała galon wody, a potem płaciła kulturalnie za nocleg i wracała do siebie. To jednak nie był jeden z tych dni. Dzisiaj było inaczej, bo już rano miała przygodę, której się nie spodziewała i która sprawiła, że dzisiaj szła przez niemagiczne ulice Londynu w kierunku... O ironio: Kotła. Ale teraz nie była na kacu, pachniała lasem i błotem. Nosiła ten zapach niczym najlepsze perfumy, zaciągając się nim za każdym razem, gdy wiatr przesuwał jej kasztanowe włosy w kierunku twarzy. Gdy wracała do Londynu ten zapach szybko wietrzał, wywabiany przez spaliny mugolskich aut i swąd miasta. Każde miasto miało swój własny zapach, ale mugolski Londyn był wyjątkowo obleśny pod tym względem.

Gdy przechodziła przez Kocioł i mogła zostawić samochody i spaliny za sobą, odetchnęła lekko. Nie przyniosło to jej jednak ukojenia: to nie był las, to nie było jej środowisko. Jeszcze chwila i zapomni jak to jest mieszkać tam, gdzie była cisza i spokój (och, Faye, nawet nie masz pojęcia...). I gdy była już na Pokątnej, sowa uderzyła ją w głowę. Dokładnie tak: pocztę dostarczono ekspresowo, pewnie dlatego że wcale nie była tak daleko od Ministerstwa.
- Dzięki - nie czuła się głupio z tym, że rozmawiała ze zwierzęciem, które teraz siedziało na murku i kłapało na nią dziobem, dumnie wyciągając nóżkę z liścikiem w jej kierunku. Już dawno przestała się przejmować tym, co ludzie o niej sądzili. Traversówna sięgnęła w kierunku sówki. Jej orzechowe oczy tylko raz przejechały po maleńkim zwitku pergaminu, a z ust wydobyło się ciężkie, głośne westchnięcie. Nie skomentowała tego w inny sposób niż wciśnięciem wiadomości do kieszeni kurtki. Już jedno zgłoszenie, które dało jej Ministerstwo, okazało się fałszywe: nie miała powodów by podejrzewać, że teraz będzie inaczej. A jednak potrzebowała pieniędzy nawet bardziej niż kiedykolwiek, bo wtopiła wszystkie swoje oszczędności w dom w Dolinie Godryka. I nawet fakt, że teraz będzie musiała dać nura na Nokturn, nie miał teraz znaczenia.

Ostatnio często na Nokturnie bywała, a i będzie bywać jeszcze częściej w przyszłości. Nie lubiła się tu zapuszczać, bo zawsze miała wrażenie, że ktoś ją obserwuje. Ale musiała sprawdzić czy informacje z karteczki, którą dostała przed chwilą, są prawdziwe. Zanurzyła się więc z Pokątnej w Horyzontalną, a potem na Ulicę Śmiertelnego Nokturnu, nazywaną pieszczotliwie Przekątną, jakby była po przekątnej od Pokątnej. Była w sumie jej gorszym odbiciem, bo i tutaj znajdowały się sklepy i stragany... Stragany, do których musiała dotrzeć. Zacisnęła palce na różdżce, żeby przypadkiem nikt jej nie podjebał.

!nokturn
Czarodziejska legenda
Przeciwności losu powodują, że jedni się załamują, a inni łamią rekordy.
Los musi się dopełnić, nie można go zmienić ani uniknąć, choćby prowadził w przepaść. Los objawia nam swoje życzenia, ale na swój sposób. Los to spełnione urojenie. Los staje się sprawą ludzką i określaną przez ludzi.

Pan Losu
#3
16.03.2025, 21:01  ✶  

To twój szczęśliwy dzień – nic się nie dzieje.

Strach pachnie amortencją
Są dwa typy niewinnych ludzi: zakłamani i zaślepieni.
192 cm wzrostu, dobrze zbudowany, o wyraźnie zarysowanych mięśniach. Ciemne krótkie włosy wydają się szorstkie, zaczesane w tył. Oczy w kolorze lodowego błękitu, o dziwnym, niepokojącym wręcz wejrzeniu. Dziesiątki tatuaży na niemal całym ciele utrzymanych jest w gotyckim stylu. Podobną aurę roztaczają ubrania, czarne lub grafitowe, schludny garnitur, długi płaszcz, skórzane buty i rękawiczki, kapelusz na głowie. Nie są nowe, ale utrzymane w doskonałym stanie.

Skoll Greyback
#4
16.03.2025, 22:20  ✶  
— Twoje problemy to nie moja sprawa.
— Zwykle, tak. Ale dopóki masz do mnie interes, mój problem jest też twoim. Rozumiesz?
— Rozumiem, że nie wiesz, jak zwykłem je rozwiązywać. Ta rozmowa zaczyna być męcząca.
— Wiem. Słuchaj, Skoll, stary, nie chcesz stracić swojego kontaktu, obaj to wiemy. Słuchaj, schrzaniłem pewną sprawę... straciłem towar. Nie twój. Ale jeśli go nie odzyskam, będzie po mnie.
— Czyżby?
— Baron każe mnie zapierdolić...
— ... Kurwa.
— Jego ludzie nie lubią niespodzianek, zosta...
— A JA MAM LUBIĆ?
— ... Jeśli to się rozniesie, będę skończony.
— Hrrr.
— W tym momencie nie wiem, komu jeszcze mógłbym to zlecić, a...
— Co zgubiłeś?


* * *

Jeden krok za drugim wiodły go w stronę targowiska, a im był bliżej, tym więcej twarzy pojawiało się na chodnikach. Więcej sylwetek do wyminięcia, aż miał wrażenie, że robi się niewygodnie tłoczno, jakby musiał lawirować między porozrzucanymi kartonami i walającymi się butelkami po tanim piwie. Innymi słowy, jeden wielki śmietnik i to w dodatku ruchomy. Spojrzenie Greybacka biegało od jednej twarzy do drugiej, rejestrując rysy, te niepozornie łagodne, tamte ostre, piegi, pryszcz, blizna pod okiem, nierówno narysowana kredką brew na czole starszej pani. Miał wrażenie, że ją kojarzy, że to właśnie ta dzielna babuszka, która diabłów się nie boi, bo mieszkała tu od lat i żaden chuligan jej do wyprowadzki nie zmusi.
Nie wnikał.
Szyld marketu już wystawał nad głowami przechodniów, wyrastał z linii kamienic jak sucha gałąź. Skoll przyspieszył kroku, skupiając się na nieciekawie wyglądającej konstrukcji dachu i ścian, jakby czegoś w nich szukał, ale nie był pewien, co to dokładnie ma być. Może drogi na górę, a może kryjówki.
Wtedy właśnie postanowił ni stąd ni zowąd skręcić w alejkę między kamienicami i dojść do jednego z bocznych wejść na teren targowy, jednak ten plan spalił na samym początku, bo przypadkowo zaszedł drogę dziewczynie, która siłą rzeczy na niego wpadła.
— Uważaj... — Urwał i ciężko powiedzieć, jak pierwotnie miało brzmieć to zdanie, ale na widok Faye zmarszczył brwi. — ... jak chodzisz. Co ty tu znowu robisz? — Znowu szukała kłopotów, to jasne. Pytanie tylko po co i czemu tak bardzo jej się podobały. Względnie szukała Maddoxa, więc kłopotów z własną świadomością i światopoglądem.
Leśna powsinoga
Może lew jest silniejszy od wilka, ale wilka nigdy nie widziałem w cyrku.
Niewysoka, mierząca około 155 cm. Ma wysportowaną sylwetkę i gibki chód, zdradzający że dużą część czasu poświęca na aktywność fizyczną. Faye ma brązowe włosy, mieniące się rudością w świetle słonecznym, oraz jasnobrązowe oczy. Usta są wiecznie rozciągnięte w uśmiechu, a nosek zadarty.

Faye Travers
#5
16.03.2025, 22:46  ✶  
Ostatnio często zaliczała bliskie spotkania z ludźmi i nie tylko. Wpadała na nich albo oni wpadali na nią, zwierzęta bezlitośnie łomotały jej głowę skrzydłami, a barki i kolana obijały się o posadzkę czy bruk. Zdążyła się już przyzwyczaić do tego, że gdziekolwiek nie poszła, to musiało się coś odpierdolić, nie była więc nawet zaskoczona tym, że ktoś tak po prostu w nią wlazł. Pewnie nie chciał być tu dłużej niż powinien, dokładnie tak, jak ona sama.
- Sorry, też mogłam uważ... - odruchowo chciała przeprosić tego kogoś, nawet jeżeli to ona szła normalnym tempem, a on zapierdalał tak, jakby go dementor gonił. Oczywistym było, że to jego wina nie jej, ale niech mu będzie: chciała przeprosić i iść sobie dalej w pizdu, żeby nie zaogniać konfliktu, ale drgnęła i urwała swoje zdanie w połowie, słysząc znajomy głos. Nie słyszała go tak długo... Czyżby Greybackowie zaczynali przejmować Nokturn, a wrzesień miał jej upłynąć pod tym nazwiskiem? - Skoll, urosłeś! Piłeś dużo mleka jak tata kazał?
Zapytała słodko, robiąc krok w tył tylko po to, by móc swobodnie zadrzeć głowę i spojrzeć na jego twarz. Skoll był kurewsko wysoki, a ona dość niska, więc żeby móc patrzeć gdziekolwiek indziej niż jego klatka piersiowa, z którą się zderzyła, musiała zrobić maleńki kroczek w tył.
- Czym was karmili za młodu i dlaczego zjedliście wszystko, nie zostawiając dla innych? - poprawiła kasztanowe włosy, które jak zwykle były roztrzepane i swobodnie opadały na jej ramiona. Jej dziecięca buźka kontrastowała z ciężkimi, raczej męskimi buciorami oraz spodniami typu bojówki, które uwielbiała. Miały dużo kieszeni i były wygodne, a te tutaj miały także ślady po ziemi na materiale. Podobnie jak buty. I w sumie koszulka także, ta kurtka którą miała na ramionach to przynajmniej była czysta, chociaż powycierana. No i pachniała lasem, jak zwykle - teraz jednak na tyle intensywnie, że ta woń w połączeniu z innymi szczegółami kazała podejrzewać, że przed chwilą w lesie była. - A co cię to interesuje, Skoll? Może przyszłam tu zrobić zakupy i kupić karmę dla moich żab?
Zadziorność w jej głosie również nie uległa zmianie. Tak samo jak niektóre gesty: uniosła lekko podbródek w wyzywającym geście. Niby mieli zakopany topór wojenny, ale jakoś Faye nie potrafiła przeżyć tego, że Skoll kiedykolwiek mógł podejrzewać, że mogłaby sprawić, że Maddoxowi stanie się krzywda. Oddałaby za tego gnojka życie i niezmiernie wkurwiało ją to, że ktokolwiek mógł ośmielać się w to wątpić.
Strach pachnie amortencją
Są dwa typy niewinnych ludzi: zakłamani i zaślepieni.
192 cm wzrostu, dobrze zbudowany, o wyraźnie zarysowanych mięśniach. Ciemne krótkie włosy wydają się szorstkie, zaczesane w tył. Oczy w kolorze lodowego błękitu, o dziwnym, niepokojącym wręcz wejrzeniu. Dziesiątki tatuaży na niemal całym ciele utrzymanych jest w gotyckim stylu. Podobną aurę roztaczają ubrania, czarne lub grafitowe, schludny garnitur, długi płaszcz, skórzane buty i rękawiczki, kapelusz na głowie. Nie są nowe, ale utrzymane w doskonałym stanie.

Skoll Greyback
#6
17.03.2025, 23:50  ✶  
Planował rzucić jedno niezobowiązujące zdanie, takie wręcz nieingerencyjne, by móc w spokoju ruszyć w swoją stronę, ale widok znajomej twarzy gdzieś tak w dole powstrzymał go nader skutecznie. Chociaż chęć machnięcia ręką i pójścia sobie dalej wciąż mocno siedziała w głowie i kazała parę razy się przemyśleć.
Zatrzymał się jednak i cofnął te pół kroku, które już miał zrobić, a potem niespiesznie odwrócił się w stronę dziewczyny. Jego wzrok przebiegł po niej uważnie z góry do dołu i z powrotem, analizując całokształt i szczegóły. Nic nie zdawało się odbiegać od normy, którą by zakładał, a słysząc jej złośliwą uwagę, tylko nabrał do tego wrażenia głębszego przekonania. Wraz ze słowami Traversówny na twarzy wilkołaka pojawił nikły grymas, który w porywach mógłby być uśmiechem, zakładając, że miałby lepszy humor.
— W przeciwieństwie do ciebie, jak widać — odmruknął trochę niedbale, choć miał ochotę napluć bardziej dosadnie na przynajmniej jedno jej słowo. Ale słysząc kolejne, prychnął już nieco bardziej prawdziwym rozbawieniem. — Nie moja wina, że szlajałaś się po lasach, zamiast korzystać. — Machnął podkreślająco ręką, po czym zwiesił ją swobodnie, już nie wkładając z powrotem do kieszeni. Przeniósł ciężar ciała z jednej nogi na drugą, kątem oka zerkając na dwóch kolesi, którym najwyraźniej udało się dobrze umówić spotkanie, może po pracy, a może w załatwianiu sprawunków. Nie wyglądali szczególnie, więc zakładał to pierwsze.
Jednak większość jego uwagi skupiała się wciąż na Faye i powodach ich własnego spotkania. Jego uwadze nie uszedł ubiór czarownicy, subtelnie utytłany w na szczęście nie mokrej ziemi, drobinkach ściółki leśnej, przesiąknięty przyjemnych zapachem liści, kory i igliwia.
Ktoś mógłby wymyślić takie perfumy.
— A masz jakiekolwiek? — odparł, z lekka unosząc brwi, jakby rzucony powód całkowicie losowy. — Muszą być biedactwa strasznie głodne, skoro tak ci spieszno — dodał wręcz teatralnym tonem wyrażającym głęboką troskę o stan żabek. Nie wierzył jej szczególnie. Że przyszła po zakupy, to może by uwierzył, w końcu jest kobietą, a te robią dziwne zakupy i wpadają na dziwne pomysły, ale niech nie miesza w to żadnych żab. Co kazało mu się zastanowić, czego mogłaby potrzebować z Nokturnu.
Zaraz jednak inna myśl zaczęła skradać mu się po głowie. Dość ostrożnie, ale jednak.
— Lepszego miejsca i czasu nie mogłaś sobie znaleźć — dodał całkiem poważnie i rzucił okiem na przechodnia, który prawie w nich wlazł, zaczytując się w gazecie. Prawie na pewno nie posiadał już portfela. Albo posiadał więcej niż jeden.
Leśna powsinoga
Może lew jest silniejszy od wilka, ale wilka nigdy nie widziałem w cyrku.
Niewysoka, mierząca około 155 cm. Ma wysportowaną sylwetkę i gibki chód, zdradzający że dużą część czasu poświęca na aktywność fizyczną. Faye ma brązowe włosy, mieniące się rudością w świetle słonecznym, oraz jasnobrązowe oczy. Usta są wiecznie rozciągnięte w uśmiechu, a nosek zadarty.

Faye Travers
#7
23.03.2025, 14:47  ✶  
Uśmiechnęła się, bo chociaż wciąż żywiła do Greybacka urazę, to przecież nie było tak, że go nie lubiła. Owszem, ta zadra siedziała gdzieś w jej serduszku, głęboko, ale nie zamierzała się nad nim pastwić. Ot, rzuciła luźną uwagą, bo nie znała chyba męskiego potomka Greybacka, który nie byłby tak wysoki. Faye wcisnęła ręce w kieszenie i pokręciła głową, jakby chciała powiedzieć nie.
- Mam. Są dość rzadkie, sprowadzane z lasów deszczowych. Nazywają się drzewołazy i mają piękne kolory - powiedziała to tak, jakby absolutnie każdy powinien wiedzieć, że istnieją takie żaby i to właśnie ona ma kilka takich okazów w domu. Sięgnęła do kieszeni po portfel, bo odkąd ludzie na Nokturnie łasili się na jej pieniądze, to miała dwa: normalną sakiewkę i taki płaski, usztywniany, ze skóry. Tam trzymała ważne karteczki, zdjęcia i trochę mugolskich banknotów. Wyciągnęła z niego ruchome, niewielkie zdjęcie, i podała Skollowi. - Mają na imię Skrzek i Kijanka. Skrzek to ten zieloniutki, a Kijanka to ta czerwona. Są trujące, więc nie można ich dotykać, karmię je przez taki specjalny otwór w akwarium.
Zdjęcie przedstawiało dwie maleńkie żabki, jedną jasnozieloną a drugą wściekle czerwoną. Mrugały w stronę obiektywu, ale poza tym się nie ruszały.
- Pewnie są. Wyobraź sobie, że gdy się spieszyłam dzisiaj rano, to przewróciłam słoik z muchami. A że w końcu nie jest tak upalnie, to byłam w trakcie wietrzenia mieszkania. Wszystkie muszyska spierdoliły szybciej, niż byłam w stanie mrugnąć - Traversówna wzruszyła ramionami. Pewnie w innej sytuacji starałaby się je złapać, ale akurat tego dnia musiała być w innym miejscu i to natychmiast, więc po prostu machnęła ręką. - No... Miejsce jak miejsce, prawda? Niezbyt czyste, ale przynajmniej mają takie obrzydlistwa od ręki. Larw też potrzebuję, więc...
Faye wzruszyła ramionami, wyciągając dłoń po zdjęcie. Nie zamierzała mu go oddawać, co to, to nie. Zmrużyła nieco oczy, bo coś jej tu nie grało. Owszem, Greyback na Nokturnie to była całkiem normalna rzecz, ostatnio sporo ich się tu kręciło, ale jakie były szanse na to, że akurat trafiła tu na niego? Z tego co kojarzyła, to mało kto z ich rodziny pałał się uczciwą, legalną pracą. Skoll niby był inny, ale i tak miał coś takiego w oczach, że wolała trzymać się na baczności. Szczególnie że chodził tutaj tak, jakby był u siebie.
- A ty? Idziesz po jakieś niecne składniki do mrocznych wywarów, czy po prostu wyszedłeś na spacer, na świeże powietrze? - uśmiechnęła się niewinnie. Nie podejrzewała go co prawda o jakieś czarnoksięskie ciągoty, ale doskonale wiedziała kim był jego ojciec i jaki wpływ na całą Sforę miał.

Gdzieś z boku ktoś krzyknął, ale na Nokturnie to przecież było normalne, prawda?
- Co to kurwa jest?!
Ale ten krzyk już normalny nie był. Faye nagle jakby się spięła, zerknęła w stronę, z której dobiegał krzyk, i przełknęła głośno ślinę.
- Toooo ja chyba pójdę, co? Miło było cię spotkać, Skoll, musimy się kiedyś wybrać rodzinnie na piwo, co? - rzuciła, chociaż po jej postawie i tonie głosu widać było, że jest lekko spięta. I to właśnie przez stronę, z której dochodziły krzyki zdziwienia.
Strach pachnie amortencją
Są dwa typy niewinnych ludzi: zakłamani i zaślepieni.
192 cm wzrostu, dobrze zbudowany, o wyraźnie zarysowanych mięśniach. Ciemne krótkie włosy wydają się szorstkie, zaczesane w tył. Oczy w kolorze lodowego błękitu, o dziwnym, niepokojącym wręcz wejrzeniu. Dziesiątki tatuaży na niemal całym ciele utrzymanych jest w gotyckim stylu. Podobną aurę roztaczają ubrania, czarne lub grafitowe, schludny garnitur, długi płaszcz, skórzane buty i rękawiczki, kapelusz na głowie. Nie są nowe, ale utrzymane w doskonałym stanie.

Skoll Greyback
#8
27.03.2025, 00:20  ✶  
Żaby drzewołazy. Brzmiało to jak coś, co powinno pojawić się w bestiariuszu dla wścibskich kujonów, ewentualnie tym małym narożniku Proroka o wątpliwej jakości merytorycznej. I do czego niby miały się przydawać? Robienia barwników? To była pierwsza myśl, ale kolejne słowa dziewczyny dość skutecznie ją rozwiały.
Wzrok Greybacka odruchowo powiódł za jej dłońmi, a potem zdjęciem, które ostatecznie wziął do ręki. Żabki wyglądały nawet ładniej niż zakładał.
— Uroczo — skomentował toksyczność stworzonek. — Czyli jednak są przydatne. — Kiwnął głową, a potem uniósł brwi w niedowierzaniu. — Zamiast zafiksować się pod lampą? Niesłychane — mruknął teatralnie, rzucił okiem jeszcze raz na żabki zagapione w obiektyw i oddał jej zdjęcie.
Że potrzebowała robali, by to wykarmić, to mógł uwierzyć, ale w historię z muchami to już nie. A przynajmniej jej na złość mógłby w to nie uwierzyć, więc miał już plan na taką ewentualność.
Na moment zerknął gdzieś w bok, w stronę pobliskiego skrzyżowania uliczek, które Faye miała akurat za ramieniem. Jednak, jeśli by się obejrzała, nie było tam nic ponad przeciętnych przechodniów.
Skoll prychnął śmiechem.
— Trzeba być szczurem, żeby szukać świeżego powietrza w Nokturnie — odparł rozbawiony i pokręcił głową. — Tym raz... — urwał, przenosząc wzrok tam, skąd dobiegł ich krzyk. Ślepia Greybacka skupiły się w poszukiwaniu celu, ale ten był poza zasięgiem.
Za to słowa dość wymowne.

Priorytety jednak wróciły na swoje miejsca.
— Ta, jasne, kiedyś, a teraz posłuchaj mnie choć raz i zmiataj stąd — rzucił, sięgając do jej ramion, by obrócić jak porcelanową lalkę i popchnąć lekko w stronę przeciwną do krzyków. Jeśli tylko nie próbowała się wywinąć, nie byłoby to żadnym problemem.
Sam Skoll ruszył zaraz przez alejkę w stronę zamieszania, które rozlewało się jak pożar śmieci z niedopałka. Powoli, ale nieubłaganie, głównie dlatego, że niektórzy byli przerażeni, a drudzy zupełnie nie rozumieli dlaczego.
Ktoś klęczał przy ścianie kamienicy i ściskał zakrwawioną rękę. Jakiś chudy koleś nie był pewien, czy chce zgrywać bohatera i sterczał na środku skrzyżowania z wyciągniętą różdżką. Gdzieś dalej ktoś zaczął uciekać.
Ślepia Skolla rozszerzyły się lekko, kiedy dostrzegł smukłą, karykaturalną sylwetkę na długich, ale potężnych łapach, kłusującą za uciekającym człowieczkiem. Stworzenie ledwo dorównywało mu wzrostem, w całości przypominało wychudzonego niedźwiedzia, ale jego pewność siebie była wymowna. Polowało.
Sięgnął po różdżkę pod kurtką i ruszył przed siebie, ale stracił istotę z oczu.
Leśna powsinoga
Może lew jest silniejszy od wilka, ale wilka nigdy nie widziałem w cyrku.
Niewysoka, mierząca około 155 cm. Ma wysportowaną sylwetkę i gibki chód, zdradzający że dużą część czasu poświęca na aktywność fizyczną. Faye ma brązowe włosy, mieniące się rudością w świetle słonecznym, oraz jasnobrązowe oczy. Usta są wiecznie rozciągnięte w uśmiechu, a nosek zadarty.

Faye Travers
#9
27.03.2025, 10:57  ✶  
Na twarzy Faye pojawił się złośliwy uśmieszek.
- Oczy, czyżby? - zapytała sarkastycznie na tego szczura, o którym wspomniał. Uniosła sugestywnie brwi, jakby chciała dokończyć i wbić mu szpileczkę w czarne, Greybackowe serduszko, ale nie zdążyła, bo oboje spojrzeli w kierunku, z którego dobiegał krzyk.

Ale nie zamierzała się dać tak łatwo spławić - co to, to nie. Owszem, dała się obrócić i lekko popchnąć, ale gdy tylko jego dłonie puściły jej ramiona, to Faye obróciła się z gracją baletnicy. Traversówna pokazała język w kierunku szerokich pleców Greybacka i nawet nie odczekała, aż on zniknie za rogiem: po prostu ruszyła za nim, bo przecież i tak szła w tamtą stronę, prawda? Nie krzyknęła jednak za nim, nie odezwała się, po prostu szła cierpliwie i cicho, miękko stawiając stopy. Krok za krokiem udało jej się dotrzeć do skrzyżowania uliczek, przy którym ktoś trzymał się za zakrwawioną rękę. Faye cmoknęła, nie mogła już dłużej udawać, że jej tu nie ma.
- Trzymaj, a potem idź do apteki i kup eliksir odkażający - powiedziała, wyciągając z kieszeni materiałową chustkę. Nie była idealnie czysta, ale nie powinno dojść do zakażenia, a przynajmniej nie przez nią. - Albo do Munga, bo to nie wygląda ciekawie.
Dodała, marszcząc brwi. Brakowało mu palców? Cholera, nie wiedziała i chyba nie chciała się przyglądać. Niech stąd spada, bo ewidentnie nie było tu bezpiecznie.
- Ej, Skoll, nie szedłeś w drugą stronę? - po cholerę on się tu pchał? Bohaterem chciał zostać? - Może zostaw to zawodowcom, zamiast pchać się w paszczę... huh
Nie dokończyła, bo zza rogu wypadł na nich przerażony chłopak. Nastolatek tak na oko. Wleciał w nich z impetem, a twarz miał tak białą z przerażenia, jakby zderzył się z workiem mąki.
Strach pachnie amortencją
Są dwa typy niewinnych ludzi: zakłamani i zaślepieni.
192 cm wzrostu, dobrze zbudowany, o wyraźnie zarysowanych mięśniach. Ciemne krótkie włosy wydają się szorstkie, zaczesane w tył. Oczy w kolorze lodowego błękitu, o dziwnym, niepokojącym wręcz wejrzeniu. Dziesiątki tatuaży na niemal całym ciele utrzymanych jest w gotyckim stylu. Podobną aurę roztaczają ubrania, czarne lub grafitowe, schludny garnitur, długi płaszcz, skórzane buty i rękawiczki, kapelusz na głowie. Nie są nowe, ale utrzymane w doskonałym stanie.

Skoll Greyback
#10
04.04.2025, 22:49  ✶  
Być może gdzieś przez głowę przemknęła mu myśl, że Faye może go nie posłuchać i pobiec prosto w zamieszanie, ale nie miała dostatecznej siły przebicia. Bardziej bieżące i rzeczywiste problemy zagarnęły chwilowo całą uwagę Greybacka. Krzyki, biegi, wołania zaskoczonych ludzi i nieuchwytny powód zamieszania.
Jej słowa natychmiast ponownie odwróciły uwagę Skolla. Źrenice się zwęziły na widok Treversówny pochylającej się do gościa na chodniku. Nie żeby coś do niego miał, to był absolutnie ostatni problem w kolejce. I to właśnie podniosło ciśnienie wilkołaka.
Mężczyzna coś tam bąknął, jakieś jękliwe "uważaj" między innymi. Faye z pewnością lepiej usłyszała też zmieszane podziękowanie. Wziął chustkę i przycisnął do rany, chwilowo chyba nie miał jednak odwagi ruszyć się spod bezpiecznej ściany. Jeszcze nie teraz.
Greyback prychnął pod nosem.
— Chciałbym — rzucił tylko w odpowiedzi, udając, że nie słucha dalszej części. Przerażony chłopaczek pobiegł gdzieś dalej. Parę innych osób też próbowało zdecydować, którędy uciekać, ktoś chciał zawołać patrolowców. — Co tam mruczysz? — rzucił lekceważąco, wręcz z uśmiechem i ruszył dalej przed siebie.
W ręku pojawiła się różdżka, Skoll wyglądał na wyluzowanego, jakby właśnie zaczął dobrze się bawić. Przynajmniej dopóki młody przybłęda nie pomylił go ze ścianą.
— Dokąd pobiegło? — warknął, łapiąc go za koszulę, coby się nie przewrócił przypadkiem im pod nogi. Nie bawił się w żadne opiekuńcze ceregiele, mając nadzieję, że proste pytanie da prostą odpowiedź.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Pan Losu (9), Faye Travers (2311), Skoll Greyback (2275)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa