Tragedią Victorii Lestrange były jej oczy. To musiały być oczy. Potrafiące tak bez wyrazu wpatrywać się w ludzi, że sądzili, iż przed nimi wyrósł posąg trwalszy niż ze spiżu. Nauczyła się więc tego, co uczyni ją tym posągiem. Tragedią były oczy. Te z życiem, ale możliwie trudne do rozczytania. Oczy, które nie pasowały do kogoś, kto swoim językiem zaraz wymierzy sprawiedliwość po swojemu. Były ciepłe, stworzone do wpatrywania się w ogień kominka, kiedy deszczowa pogoda Londynu dobijała się do okien. Jej uroda, która przywodziła na myśl włoskie wybrzeża, słodkie cytryny i oliwne gaje. Jej... Kiedy zaczynasz widzieć błogosławieństwa jako przekleństwa odkrywasz, że każdy medal ma swoje dwie strony. To, co podziwiane i pożądane łatwo zamienia się w straty na rachunku życia. Nikt tego nie chciał. Każdy chciał się uśmiechać, z uniesioną głową iść naprzód. Każdy chciał kochać i być kochanym. Pechowe życie masz tak długo, jak długo dostrzegasz tylko tego pecha. Tragedią opisujesz siebie tylko wtedy, kiedy cień tworzony przez medal przysłania ci jego blask z drugiej strony.
Widział teraz długi cień Victorii i jej tragedię, ale wiedział dobrze - to była jedna strona, którą Victoria pokazywała nielicznym. Nie pytał, jak wielu osobom - nie czuł, że powinien. Ta kobieta ostrożnie rozdawała części siebie, bojąc się tego, że trafią w niepowołane ręce. Trochę odwrotnie do niego samego, kiedy sam chciał tylko, żeby ktoś go zabrał.
Być może odwrócenie od niej wzroku było teraz dobrym rozwiązaniem, kiedy sama go unikała. Nie podjął żadnej decyzji, bo spojrzenie na niego wróciło. Żal? Nie, to było nawet coś więcej, niż żal. Była przejęta sobą. Była złamana swoim niepowodzeniem. Aż w końcu - była bezradna. Bezbronna wobec świata, który udowadniał, że mógł jej rzucać wyzwania, których nawet nie mogła podjąć. Okrucieństwo było pisane właśnie takimi wydarzeniami.
- Zawsze będą w tym świecie siły, którym ulegniemy. I osoby, które będą silniejsze od nas. - W tym wypadku tkwił w tym smutek. Siły i potęgi, o którym przeciętnym czarodziejom się nawet nie śniło. Laurent nadstawił ramię, proponując je Victorii, kiedy przechodzili przez resztę ogrodu. - Zdaje się, że nie przemawiały tylko do mnie. Przy perłach... było kilka ciał selkie i trytonów. Musiały wzywać każdego z drobiną morza we krwi. - Było tam wiele przerażających rzeczy, które sprawiały, że Laurent potem nie był w stanie zmrużyć oka. Ale nie to teraz zaplątało jego myśli. Nawet nie to, jak perła wracała do Victorii. Myślał tylko o tym, jak ciężkim przeżyciem dla tej kobiety było to, czego doświadczyła. O tym, jak teraz wątpiła i nie wiedziała już, przed czym będzie w stanie się obronić, a przed czym nie. - Naprawdę mi przykro, że doświadczyłaś czegoś takiego... jeśli mógłbym jakoś pomóc... jeśli chciałabyś spróbować poćwiczyć razem ze mną, na przykład, bardzo chętnie się przysłużę.