• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Ministerstwo magii v
1 2 3 Dalej »
[05.09.1972] Tak zaczynają się fobie - Romi & Prudi

[05.09.1972] Tak zaczynają się fobie - Romi & Prudi
Albo Roman
Przygrzewają, odgrzewają
Potem wody dolewają
To zupa Romana
Wysoki - mierzy 193 cm. Elegancki, wyprostowany, z reguły z pogodnym uśmiechem na twarzy, ale często można również spotkać niecne ogniki w jego oczach, szczególnie kiedy przebywa w towarzystwie zaprzyjaźnionych sobie osób. Oczy szaroniebieskie, włosy ciemnobrązowe. Cechuje go nieskazitelnie gładka skóra, bez jakichkolwiek niedoskonałości. Nie uświadczy żadnych blizn. Ubiera się elegancko, zawsze adekwatnie do sytuacji. Bywa, że w jego towarzystwie kręci się biały, puchaty kot.

Romulus Potter
#1
22.03.2025, 23:52  ✶  
Wyglądałem nad wyraz grzecznie. Właściwie to ja zawsze tak wyglądałem, czyż nie? Nigdy nie miałem problemu z noszeniem się nienagannie, za wyjątkiem tych wszystkich głuptaskowych sytuacji, ale to były te momenty, które tygryski lubiły najbardziej, więc wyjątki się zdarzały by życie miało smaczek.
Wizyty w Ministerstwie Magii - za wyjątkiem jakże urokliwej kostnicy - nie należały jednak do tych smaczków, ale czasami trzeba było się pofatygować, żeby zachować fason i uniknąć jakichś pokracznych długów. Bo jakaś z pewnością niezwykle urokliwa kobietka pomyliła się w cyferkach i bum - problem! Taaa, kwestie podatkowe. Miałem tego wszystkiego na głowie od groma, w dużej mierze przez ojca, ale na szczęście osobiście nie musiałem się tym zajmować, gdyż miałem od tego ludzi. Ludzi świetnych, najlepszych w swoim fachu, więc o błędzie nie było mowy. Trzeba było to jedynie wyjaśnić, a do tego akurat sam byłem najlepszy.
Teczka pod pachą? Obecna! Grzeczny, niewinny sweterek? Włożony. Uśmiech numer czterdzieści osiem? Jest, może jeszcze nie w pełnej krasie, ale dopiero się rozgrzewałem. Broń, Merlinie, nie powiedziałem jeszcze ostatniego słowa w tym temacie.
Skierowałem się, rzecz jasna, ku windzie. Ani mi się śniło biegać po schodach. Wolałem wygodniejsze rozwiązania. Uśmiechnąłem się szerzej, zadowolony, że nawet nie musiałem czekać. Drzwi windy właśnie otwierały przede mną swoje przymilne, puste wnętrze. Czy mogło być jeszcze lepiej?!
Już wyciągnąłem palec w kierunku przycisk z odpowiednim działem, ale... zauważyłem kobietę zmierzającą w moją stronę. A raczej w stronę windy, ale to ja miałem właśnie zostać tym najlepszym czarodziejem na świecie, który przytrzyma jej drzwi.
- Dzień dobry! - zawołałem optymistycznie, jak zawsze, po czym skłoniłem się lekko. - Czy my się nie znamy...?
Jak gdybyśmy nie widywali się aż za często.
Dla postronnych - oczywiście, że wiedziałem, że to Prudence Bletchley. Wyczułbym jej obecność nawet z zawiązanymi oczami, mimo że nie miałem w tym temacie żadnych nadnaturalnych zdolności. Miała specyficzny sposób bycia, a za nią zawsze ciągnęła się chmura dymu... A raczej intensywny zapach, pozostałość po ostatnim papierosie. Aż sam... włożybym do ust...
Wracając do sytuacji, nie byłem pewien, dokąd zmierzam z tą rozmową, ale ewidentnie próbowałem udawać, że jej nie znam...? Najpewniej roszyfruje mnie w sekundę, ale próbowałem. Dumnie próbowałem.
- Gdzie zmierzasz, Prudence? - zapytałem po chwili, kiedy już rozgryzła moje zagrywki. Miała nieskończoną wiedzę na temat... wszystkiego i wszytskich, których znała. Chodząca Enigma.
Wskazałem na panel, bo oczywiście zamierzałem być również tym dżentelmenem, który wciśnie przycisk.
Wallflower
Please forgive me if I don't talk much at times.
It's loud enough in my head.

Prudence jest szczupłą kobietą, która mierzy 163 centymetry wzrostu. Ubiera się raczej niezbyt kontrowersyjnie, schludnie, miesza się z tłumem. Wybiera stonowane kolory. Jej włosy są długie, proste w odcieniu czekoladowego brązu, często wiąże je w kok na czubku głowy. Oczy ma jasnobrązowe. Zapach, który wokół siebie roztacza to głównie woń kojarząca się ze szpitalem, lub medykamentami, jednak przebijają się przez nią owocowe nuty - głównie truskawki.

Prudence Bletchley
#2
23.03.2025, 01:21  ✶  

Nieszczególnie była zadowolona z tego, że Cornelius wysłał właśnie ją do biuro aurorów z aktami jednej ze spraw. Tak jej się to nie podobało, że zdążyła wylądować w ministerialnej palarni, gdzie spaliła szybko dwa papierosy trzymając w lewej dłoni teczkę z dokumentami. Nie miała jednak zbytnio wyjścia. Szef rozkazywał, ona musiała spełniać jego polecenia. Nie lubiła opuszczać kostnicy, ono było jej ulubionym miejscem. Wyciągnęła z kieszeni czarnej marynarki różowego lizaka, którego wsadziła sobie do ust. Była gotowa wejść do jaskini lwa.

Nie do końca przepadała za tymi spotkaniami, zdecydowanie nie była to najlepsza część jej pracy, bo nie była szczególnie dobra w interakcjach międzyludzkich. Wymagały one od niej szybkiego reagowania, a z tym w przypadku Bletchley bywało różnie.

Tuptała powoli przed siebie w kierunku windy, przy pomocy której zamierzała dostać się do biura aurorów. Wyglądała zwyczajnie, nosiła się raczej elegancko. Zdjęła z siebie swój fartuch, gdy opuściła biuro koronera. Zmieniła różwnież obuwie, nie miała na stopach swoich uroczych bucików w czaszki, tylko czarne mokasyny, które pasowały do ciemnych, wełnianych spodni, jasnej koszuli i grafitowej marynarki. Elegancka, jak zawsze. Lubiła wyglądać schludnie, jakoś pewniej się wtedy czuła.

Głowę miała opuszczoną, właściwie nie spoglądała przed siebie, raczej podczas swojego krótkiego spaceru obserwowała podłogę, licząc na to, że w nikogo nie wlezie. Nie chciała spotkać kogoś, z kim nie chciałoby się jej rozmawiać, więc unikała kontaktu wzrokowego, nie była najlepsza w small talkach, więc wolała ich po prostu unikać. Najprostsze, a najbardziej efektowne rozwiązanie.

Uniosła wzrok dopiero w momencie, w którym usłyszała głos, najwyraźniej skierowany ku jej osobie. Znała barwę tego głosu. Musiał mówić do niej. Odetchnęła głęboko, kiedy jej spojrzenie natrafiło na tę twarz. Cóż, mogło być gorzej, prawda? Zawsze mogło być gorzej. Próbowała się pocieszyć, ale wychodziło jej to raczej średnio.

Romulus nie był już przecież tym samym człowiekiem, który uprzykrzał jej życie w Hogwarcie, tym wrzodem na tyłku, kumplem jej brata, który wraz ze swoimi przyjaciółmi zawsze potrafili spieprzyć jej dzień... Nie był nim, na pewno nim nie był.

Postarała się uśmiechnąć całkiem naturalnie, żeby nie wyglądało to na to, że się krzywi.

- Dzień dobry. - Nie było słychać w jej głosie jakiegoś specjalnego entuzjazmu, ale to nie była żadna nowość. Bletchley nie była najlepsza w takich rozmowach.

Przysunęła lewą dłoń do twarzy, aby złapać swojego lizaka za patyczek. Jakoś pewniej się czuła, gdy miała co robić z rękoma, a że w drugiej trzymała akta sprawy, to zajęła się tą jedną ręką.

Nie zamierzała jednak teraz cofać się i udawać, że wcale nie zmierzała do tej windy, zamiast tego weszła do jej wnętrza. Czeka ich naprawdę wspaniała podróż. Dobrze, że to tylko kilka pięter i będzie mogła oddalić się w swoją stronę.

- Do biura aurorów. - Odpowiedziała krótko, po czym oparła się o ścianę windy. Wpatrywała się krótką chwilę w Romulusa, nie miała pojęcia, jak to właściwie było możliwe, że był taki wielki, on i Ci jego wszyscy przyjaciele, jakby pili jakieś nielegalne substancje, kiedy byli dziećmi. - A Ty co tutaj robisz? Lecznica Cię wysłała? - Potter był z nią na specjalizacji, pamiętała (nic w tym dziwnego, ona pamiętała wszystko), że skończył specjalizację związaną z psychiatrią i pracował w Lecznicy Dusz. Postanowiła kontynuować tę niezręczną rozmowę, licząc na to, że już niedługo się skończy.

Albo Roman
Przygrzewają, odgrzewają
Potem wody dolewają
To zupa Romana
Wysoki - mierzy 193 cm. Elegancki, wyprostowany, z reguły z pogodnym uśmiechem na twarzy, ale często można również spotkać niecne ogniki w jego oczach, szczególnie kiedy przebywa w towarzystwie zaprzyjaźnionych sobie osób. Oczy szaroniebieskie, włosy ciemnobrązowe. Cechuje go nieskazitelnie gładka skóra, bez jakichkolwiek niedoskonałości. Nie uświadczy żadnych blizn. Ubiera się elegancko, zawsze adekwatnie do sytuacji. Bywa, że w jego towarzystwie kręci się biały, puchaty kot.

Romulus Potter
#3
23.03.2025, 23:25  ✶  
Prudence była interesująca. Miała nad innymi przewagę w postaci choroby Milforda, co oznaczało, że jej głowę zaprzątało naprawdę od groma tematów, których nie była w stanie zapomnieć czy zignorować. To sprawiało, że się zamyślała, co samo w sobie nie było odpowiednio odbierane, a na domiar złego w kontaktach z ludźmi stawiała na chłodną rzeczowość, co z kolei nie dodawało ocieplenia jej wizerunkowi. Choć zapewne myślała inaczej. Była nieświadoma tego, w jaki sposób inni to odbierają i czemu się jej czepiają, więc nie lubiła ludzi, gdyż ich najnormalniej w świecie nie rozumiała. To było wzajemne. Tym samym była żywym dowodem na to, że istniał ktoś, kto posiadał jeszcze większą niechęć do przebywania wśród ludzi niż Elias, zresztą jej brat z krwi i kości.
Relacje międzyludzkie najzwyczajniej w świecie ją przerastały, więc wcisnąłem odpowiedni guzik, kiedy tylko usłyszałem Biuro Aurorów. Nie zamierzałem narażać jej na dodatkowe towarzystwo w windzie, a już ktoś tam zainteresowany unosił rękę, by na niego poczekać. Baju-baj!
Prudence, tak jak wspomniałem, należała do tego grona osób, których zachowanie śledziłem z zainteresowaniem. Potrzeba kontroli, porządek i schludność w ubiorze, na biurku, najlepiej też w głowie, unikanie kontaktu wzrokowego, niechętna uprzejmość. Zdaje się, że jeszcze szczypta napięcia w gestach i krótkie, rzeczowe pytania...? Chciała jak najszybciej zakończyć naszą rozmowę, do której, tak na dobrą sprawę, wcale jej nie zachęcałem.
Była jak książka, której nikt nie nauczył się dobrze czytać. Ludzie odbierali ją jako oschłą, a ona po prostu wiedziała, że świat jest pełen zgiełku, którego nie potrzebowała. Intrygowało mnie to, jak bardzo selektywna była jej uwaga – wybierała tylko to, co konieczne, odrzucając całą resztę. Jakby każde słowo kosztowało ją cenny procent energii.
Chciałem tylko znać cel jej podróży w związku z moim przejawem dżentelmeństwa, ale nie wycofałem się z tego. Wręcz przeciwnie, poszedłem za jej przykładem i oparłem się o ścianę windy. W taki mało elegancki sposób, gdyż wyciągnąłem nogi nieco przed siebie, ale chciałem tym zmniejszyć różnicę naszych wzrostów. Nikt raczej nie chce rozmawiać z olbrzymami.
– Ach, nie, nie te sprawy służbowe – stwierdziłem, zwracając jej uwagę na teczkę, którą trzymałem. Jakby była w stanie odczytać, co znajduje się w środku... Zresztą, miała podobną teczkę, ale pewnie znajdowały się w niej zdjęcia trupów i szczegółowe opisy sekcji zwłok. Uroczo.
– Okazało się, że jestem dłużnikiem Ministerstwa Magii... Zakładam, że to pomyłka, ale nim będę wskazywał palcem i osądzał, wpierw porozmawiam i wyjaśnię. – Brzmiało rozważnie? A jak! Z dorosłymi trzeba było jak z dziećmi. Cukierek na zachętę, a potem mów mi, ty mały gnoju, co masz za uszami! Ech, żartowałem sobie... Chyba.
– Ty z Biura Koronera. Cornelius ma dziś zły dzień...? – zapytałem, biorąc pod uwagę fakt, że wysyłał Prudence na pożarcie wilkom. Zapewne nic jej nie zrobią, w końcu to byli aurorzy, ale woń dymu bijąca od Prudence wskazywała na to, że przed tym spotkaniem na jednym papierosie się nie skończyło.
Nie byłem pewien, czy doczekam się odpowiedzi, bo winda jakby zadrgała, coś wymruczała niepocieszona i najzwyczajniej w świecie stanęła. Doskonale.
Wallflower
Please forgive me if I don't talk much at times.
It's loud enough in my head.

Prudence jest szczupłą kobietą, która mierzy 163 centymetry wzrostu. Ubiera się raczej niezbyt kontrowersyjnie, schludnie, miesza się z tłumem. Wybiera stonowane kolory. Jej włosy są długie, proste w odcieniu czekoladowego brązu, często wiąże je w kok na czubku głowy. Oczy ma jasnobrązowe. Zapach, który wokół siebie roztacza to głównie woń kojarząca się ze szpitalem, lub medykamentami, jednak przebijają się przez nią owocowe nuty - głównie truskawki.

Prudence Bletchley
#4
24.03.2025, 00:59  ✶  

Miała świadomość, że Potter należał do dosyć sporego grona znajomych jej brata. Wypadało być dla niego względnie miłym, prawda? Powinna brać pod uwagę to, że Elias miał swoich znajomych, z którymi utrzymywał kontakt, dla których powinna być całkiem grzeczna. Tak nakazywały dobre maniery. Tyle, że nie mogła zapomnieć o tym, co działo się ponad dekadę temu. Pamiętała ich jako to grono, które miało dosyć sporo durnych pomysłów, których nie bali się realizować. Ona musiała ich doprowadzać do porządku. Nie mogła się nadziwić temu, że skończyli z całkiem niezłym wykształceniem, zajmując dosyć poważne posady. Jak właściwie było to możliwe? Nie miała zielonego pojęcia. Może trochę za ostro oceniała znajomych swojego brata? W sumie nie tylko ich, jego również, chyba po prostu tak miała. Nikomu nie ufała - no przynajmniej przesadnie.

Przeniosła wzrok na dłoń Romulusa, która kliknęła guzik w windzie, dzięki temu dosyć szybkiemu ruchowi drzwi się zamknęły i nikt więcej do niej nie wszedł. Było to całkiem dobrą wiadomością, mogła się obawiać, że nawinie się jeszcze jakaś znajoma twarz, a mogła nie przeżyć zbyt wielu niechcianych interakcji. To nie tak, że nie lubiła ludzi, po prostu męczyło ją prowadzenie zbyt wielu rozmów, próby bycia miłym dla wszystkich. Naprawdę starała się jakoś względnie odnajdywać w towarzystwie, ale różnie jej to wychodziło. Szczególnie, kiedy jej mózg zaczynał za bardzo analizować to, co działo się wokół niej. Mogła wychodzić na mruka, chociaż nie do końca było to jej winą, po prostu jej ciało funkcjonowało w ten sposób. Przez lata doświadczenia nauczyła się, że dużo łatwiej było unikać interakcji, niż tłumaczyć wszystkim wokół, że nie ma złego humoru, nic jej nie denerwuje, tylko taka już jest.

Wyciągnęła lizaka z ust i spojrzała na mężczyznę, który oparł się obok niej. Odetchnęła głęboko, przez moment mierzyła go wzrokiem, aż w końcu odwróciła spojrzenie.

- Dłużnikiem? To ciekawe. - Czy faktycznie było to dla niej szczególnie interesujące? No nie. Nie wtrącała się w nieswoje sprawy i chyba nie do końca chciała to wiedzieć. Cóż, zupełnie niepotrzebnie sama rozpoczęła tę rozmowę. Musiała z tego jakoś wybrnąć, na szczęście winda całkiem szybko przemierzała piętra. Jeszcze chwila, moment, a uwolni się z tej niezręcznej pułapki.

- Rozmowa często jest najprostszym rozwiązaniem. - Jeśli ktoś potrafił ją prowadzić. Romulus chyba umiał to robić, nie dało się nie stwierdzić, że miał pewien urok osobisty, na pewno bez mniejszego problemu byłyby nim w stanie zaczarować urzędników. Jej brat otaczał się takimi osobami, czasem zastanawiała się, jak w ogóle było to możliwe, bo wydawał się bardzo od nich różnić. Może miał jakieś ukryte talenty o których nie wiedziała?

- A on miewa dobre dni? - Tak, próbowała zażartować, ale chyba nie wyszło jej to szczególnie dobrze. Lubiła Corneliusa, doceniała to, że pomógł jej wtedy, gdy nie radziła sobie najlepiej z rzeczywistością i polecił ją do pracy w kostnicy.  Bez niego pewnie dalej znajdowałaby się w Mungu, chociaż raczej nie, najpewniej byłaby bezrobotna, bo nie była w stanie pracować w szpitalu, nie po tym, co przytrafiło się Liamowi.

W pewnym momencie winda drgnęła, a później zatrzymała się w miejscu. Bletchley przeniosła wzrok na drzwi, jednak się nie otworzyły. To by oznaczało, że zatrzymali się między piętrami. Wspaniale. Najwyraźniej mieli spędzić tu jeszcze jakiś czas. O ile winda nie spadnie raptownie w dół, a oni w niej nie umrą. Zmrużyła oczy i zawiesiła się na chwilę. Próbowała sobie przypomnieć, jak wyglądały statystyki, ile z podobnych sytuacji kończyło się śmiercią? Niewiele, ale nie można było wykluczyć takiego prawdopodobieństwa.

Albo Roman
Przygrzewają, odgrzewają
Potem wody dolewają
To zupa Romana
Wysoki - mierzy 193 cm. Elegancki, wyprostowany, z reguły z pogodnym uśmiechem na twarzy, ale często można również spotkać niecne ogniki w jego oczach, szczególnie kiedy przebywa w towarzystwie zaprzyjaźnionych sobie osób. Oczy szaroniebieskie, włosy ciemnobrązowe. Cechuje go nieskazitelnie gładka skóra, bez jakichkolwiek niedoskonałości. Nie uświadczy żadnych blizn. Ubiera się elegancko, zawsze adekwatnie do sytuacji. Bywa, że w jego towarzystwie kręci się biały, puchaty kot.

Romulus Potter
#5
24.03.2025, 12:56  ✶  
Ciekawiło mnie, co sobie myślała w tej swojej rozległej głowie Prudence, kiedy wpatrywała się uważnie w moją osobę. Nie zapytałem jej o to, po prostu przeszedłem z tą niewiedzą do normy. Byłem pewien, że w przyszłości usłyszę więcej bez wyciągania tego z niej na siłę. Teraz? Wystarczyło mi, że stwierdziła po chwili, że to ciekawe. Nie byłem pewien, czy właściwie to uważała, czy było to krokiem w tył z naszą rozmową, ale jednak wydała tę opinię. To ciekawe - tyle.
Jeśli chodziło o Corneliusa... Miałem wrażenie, że zdziadział.
- Można by się nad tym głębiej zastanowić... - odpowiedziałem w kontrze na jej pytanie odnośnie jego dobrych dni. Po części miałem wrażenie, że straciłem każdego z nich. Elias był wyjątkiem. Zanadto się nie zmienił przez te lata, a Ambroise... Ambroise niekiedy utrzymywał nasz szkolny poziom swoją tępotą umysłową, ale też był zarobiony. Wziął na siebie tyle przeróżnego syfu, że rzadko miewał czas na żarty i niepowagę, czytaj: dla mnie.
Cóż, winda nie ruszała. Myślałem, że to chwilowe zawieszenie, ale to była prawdopodobnie jedna z tych sytuacji, w których potrzebowaliśmy czekać na specjalistę w dziedzinie.
Spoważniałem w celach humorystycznych. Spojrzałem w oczy Prudence, jakbym szukał w nich ratunku, lepszej przyszłości, choć tak naprawdę zamierzałem ją nieco zirytować. Nic tak nie działa na ludzką szczerość jak potężny wkurw.
- No dobra, skoro już tu utknęliśmy, mogę cię poprosić o coś zawodowego? Wiem, że jako koroner masz sporo doświadczenia, więc… gdybym nagle padł na zawał, mogłabyś mi napisać jakąś ładną notkę pośmiertną? Coś w stylu: Był cudownym człowiekiem, miał zniewalający uśmiech, wszyscy go kochali...? - Ale pod koniec wypowiedzi oczywiście pękłem i się uśmiechnąłem beztrosko.
- Albo chociaż: Jego śmierć była wielką stratą, ale przynajmniej wyglądał dobrze w trumnie - dodałem jeszcze, gdyby jednak nie chciała zgodzić się na pierwszą wersję. Wzruszyłem ramionami i rzuciłem okiem na drzwi. Trwały niewzruszone. - No co, przecież wiesz, Prudi, jak to działa. Ludzie zawsze kłamią w nekrologach, więc mogłabyś mi zrobić tę małą przysługę... - poprosiłem grzecznie, dotykając ścian windy, jakby mogły mi coś odpowiedzieć, a następnie odbiłem się od ściany, żeby stanąć i podskoczyć w miejscu kilka razy. Przynajmniej na tyle, na ile pozwalał mi niski sufit windy. Niełatwo było być wysokim.
- Jakie są szanse na to, że przeżyjemy? - zapytałem ją, bo z pewnością już wiedziała. Miała głowę do cyfr.
Prudence mogła już w myślach robić statystykę awarii wind w Ministerstwie Magii w przeciągu ostatnich pięciu lat. Może właśnie analizowała, czy śmierć tutaj byłaby bardziej prawdopodobna niż, dajmy na to, potrącenie przez wozaka na Nokturnie? Może liczyła, ile sekund zajmie im uwolnienie nas, jeśli nikt nie pospieszy z pomocą natychmiast? Myślała o liczbach. A ja myślałem o tym, że była fascynującym przypadkiem do analizy – jak maszyna, która nie lubi być zepsuta, a właśnie utknęła w mechanicznej pułapce.
- Dobra, poważnie. - Uniosłem ręce w obronnym geście. - Możesz mi obiecać, że jeśli tu umrzemy, to nie pozwolisz, żeby mój nekrolog pisał ktoś, kto mnie nie zna?
Wallflower
Please forgive me if I don't talk much at times.
It's loud enough in my head.

Prudence jest szczupłą kobietą, która mierzy 163 centymetry wzrostu. Ubiera się raczej niezbyt kontrowersyjnie, schludnie, miesza się z tłumem. Wybiera stonowane kolory. Jej włosy są długie, proste w odcieniu czekoladowego brązu, często wiąże je w kok na czubku głowy. Oczy ma jasnobrązowe. Zapach, który wokół siebie roztacza to głównie woń kojarząca się ze szpitalem, lub medykamentami, jednak przebijają się przez nią owocowe nuty - głównie truskawki.

Prudence Bletchley
#6
24.03.2025, 14:50  ✶  

Lizak ponownie powędrował do ust Prudence. Cóż, gdy miała go w ustach przynajmniej nie musiała się tłumaczyć z tego, dlaczego nie wydawała z siebie zbyt wielu dźwięków. W końcu niekulturalne było prowadzenie rozmowy z pełną paszczą, co było dla niej bardzo wygodne.

- Czy ja wiem, czy jest sens. - Nie lubiła rozmawiać o innych. Właściwie to nie uważała za zbyt przyjemne plotkowanie o osobach które znała za ich plecami. Niepotrzebnie ta konwersacja potoczyła się w ten sposób, bo jeszcze Cornelius dowie się, że coś o nim mówiła, a wolałaby, żeby tego nie wiedział. Pamiętała, że on i Potter przyjaźnili się w czasie nauki Hogwartu, niektórzy utrzymywali takie relacje przez lata (tak, jak chociażby jej brat), nie wszyscy byli jak ona i odcinali się od całego świata.

Winda utknęła. Najwyraźniej nie miała się ruszyć, dopóki nie pojawi się tutaj ktoś, kto zna się na windach. Wspaniała perspketywa na spędzenie tego dnia... Miała nadzeję, że ten specjalista szybko się pojawi, bo czuła, że to może się nie zakończyć dla niej dobrze. Szczególnie w takim towarzystwie. Romulus wyglądał na kogoś, kto nie potrafił zbyt długo usiedzieć w ciszy, a Prue kochała ciszę, więc mieli tutaj lekki dysonas.

- Po pierwsze, jakże już całkiem sprytnie zauważyłeś utknęliśmy tu razem, jeśli tu umrzesz, to ja pewnie umrę z Tobą. - Co wcale nie było szczególnie budujące.

- Po drugie, czy myślisz, że koronerzy piszą nekrologi? - Badali ciała, zajmowali się trupami, ale nie bawili się w te artystyczne poematy, które były pisane w gazetach o trupach.

- Po trzecie, nawet jeśli byłabym odpowiedzialna za pisanie nekrologów, nie mógłbyś na mnie liczyć. Nie kłamię. - Przynajmniej w większości spraw nie sięgała po kłamstwo. - Jeśli ktoś wiódł chujowe życie, to takim go zapamiętają. - Nie, żeby uważała, że życie Romulusa było chujowe, niezbyt wiele o nim wiedziała, ale skoro potrzebował, żeby ktoś kłamał w tej sprawie, to może faktycznie tak było? Mogło to zabrzmieć, jak nieco zbyt daleko wyciągnięte wnioski, ale nieszczególnie się tym przejmowała.

- Duże, szanse na to, że przeżyjemy są duże. Tak właściwie to nie przypominam sobie, żeby ktoś umarł przez taką sytuację. - To pytanie zdecydowanie bardziej jej się spodobało, bo mogła sięgnąć po wiedzę, którą miała. Zresztą akurat o tym myślała, czego Romulus pewnie nie mógł wiedzieć, ale najwyraźniej ich myśli wędrowały w podobnym kierunku, cóż sytuacja zachęcała do tego, żeby kierować je właśnie w tę stronę.

- Nie mogę Ci tego obiecać. - Wpatrywała się w mężczyznę dłuższą chwilę. Żartował sobie z niej, zdecydowanie nie było to coś, co sprawiało, że czuła się dobrze w towarzystwie. Nie znosiła, gdy ktoś się z niej nabijał, postanowiła więc podejść do tych pytań całkiem poważnie. Liczyła na to, że szybko zapomni o tej rozmowie (ta, jasne, bo była w stanie zapomnieć o czymkolwiek).

- Nie wiem przecież kto Cię zna, więc takie obietnice są nie do pokrycia. - Jako, że nie lubiła rzucać słów na wiatr nie zamierzała więc ściemniać. Mógł zobaczyć, że ścisnęła mocniej teczkę z dokumentami, chyba zaczęła się denerwować. Sytuacją? Jego towarzystwem? Może wszystkim po trochę? Zdecydowanie nie czuła się tutaj komfortowo.

Albo Roman
Przygrzewają, odgrzewają
Potem wody dolewają
To zupa Romana
Wysoki - mierzy 193 cm. Elegancki, wyprostowany, z reguły z pogodnym uśmiechem na twarzy, ale często można również spotkać niecne ogniki w jego oczach, szczególnie kiedy przebywa w towarzystwie zaprzyjaźnionych sobie osób. Oczy szaroniebieskie, włosy ciemnobrązowe. Cechuje go nieskazitelnie gładka skóra, bez jakichkolwiek niedoskonałości. Nie uświadczy żadnych blizn. Ubiera się elegancko, zawsze adekwatnie do sytuacji. Bywa, że w jego towarzystwie kręci się biały, puchaty kot.

Romulus Potter
#7
24.03.2025, 22:13  ✶  
Złapałem się za pierś, jakby serducho faktycznie mnie zabolało. Aż teczka plasnęła o mój sweterek, ale żadnego zawału nie było. Po prostu rozbawienie.
- Ouć, czyli faktycznie uważasz, że nie mam ciekawego życia… Wręcz mam je chujowe - zauważyłem niezrażony, bo zakładałem już wcześniej, że Prudence z pewnością nie miała o mnie dobrej opinii, szczególnie biorąc pod uwagę jej obowiązki szkolne jako Prefektki. Pamiętałem, że wraz z chłopakami nie byliśmy łatwi we współpracy. Nie pamiętałem szczegółów z naszego szkolnego życia, ale byłem pewien, że gdybym zapytał Prudence o naszą przeszłość, to wyrecytowałaby wszystkie incydenty z moim udziałem, łącznie ze zbędnymi szczegółami, porą dnia i fazą księżyca. Wolałem o to nie pytać, bo zapewne zabrakłoby nam czasu spędzonego w tej windzie.
Czy się obraziłem? Nie. Jej odpowiedź wcale mnie nie zaskoczyła, aczkolwiek użycie wulgaryzmu…? Już tak!
Prudence, ty niegrzeczna żmijo! Czy ty właśnie użyłaś słowa „chujowe”?!
Miałem na nią zdecydowanie zły wpływ. Chyba że to praca z Corneliusem ją tak wymęczyła...? Może miał pod tą skórą drugą, sadystyczniejszą twarz?
- Nieistotne, myślałem raczej poprosić cię o pomoc… bardziej jako przyjaciółkę, a nie koronerkę. Ale uznałem, że miałabyś coś przeciwko koligacjom ze mną. Czy może jednak się mylę…? - zapytałem dla podtrzymania konwersacji. Widziałem, jak dobrze jej idzie, więc nie zamierzałem stać cicho jak ten słup, szczególnie że wtedy niemiłosiernie dłużyłby nam się czas.
Westchnąłem ciężko. Ze świadomą przesadą.
- Doskonale wiesz, kto mnie zna. Nic się pod tym kątem nie zmieniło - stwierdziłem z rozbawieniem.
Czyżby kolejne uniki? Byleby się nie uwikłać w społeczne zobowiązania. Typowa Prudence.
Już chciałem coś powiedzieć. Może poprosić ją o kolejne pogrzebowe przysługi, kiedy nagle winda ponownie zaczęła się trząść. Światło groźnie zamigotało.
No dobra, mogło być gorzej.
A potem całkowicie zgasło.
Odruchowo złapałem Prudence za rękę, kiedy tylko poczułem, że spadamy. Jak nic spadaliśmy.
- Co jest, do cholery?! Powiedz, że to statystycznie typowe uczucie! - rzuciłem do Prudence w pośpiechu, próbując ogarnąć umysłem, co się dzieje.
Spadaliśmy. Jak nic spadaliśmy. Już powinniśmy dawno walnąć o dno szybu, a jednak winda dalej leciała. W dół. Niebezpiecznie w dół.
Może jednak tu zginiemy.
Wallflower
Please forgive me if I don't talk much at times.
It's loud enough in my head.

Prudence jest szczupłą kobietą, która mierzy 163 centymetry wzrostu. Ubiera się raczej niezbyt kontrowersyjnie, schludnie, miesza się z tłumem. Wybiera stonowane kolory. Jej włosy są długie, proste w odcieniu czekoladowego brązu, często wiąże je w kok na czubku głowy. Oczy ma jasnobrązowe. Zapach, który wokół siebie roztacza to głównie woń kojarząca się ze szpitalem, lub medykamentami, jednak przebijają się przez nią owocowe nuty - głównie truskawki.

Prudence Bletchley
#8
24.03.2025, 23:49  ✶  

Przeniosła spojrzenie na sufit. Chyba za bardzo otwierała się przed Romulusem. Nie powinna tego powtarzać. Wdech, wydech, chwila ciszy, dopiero wtedy się odezwała, nie spoglądała jednak w jego kierunku. - Nie powiedziałam, że chodzi akurat o Ciebie, to było ogólne stwierdzenie. - To, że skorzystała z niego przy mówieniu o jego nekrologu, to był tylko i wyłącznie zbieg okoliczności. Prawda? Nie miała przecież pojęcia, jak wygląda życie Pottera, no, przynajmniej niezbyt dokładnie wiedziała, co się u niego dzieje. Nie miała tendencji do wypytywania brata na temat jego przyjaciół, jednak to samo nasuwało się na myśl, jeśli chciał koloryzować te durne zapiski, nie brało się to bez powodu. Wystarczyło dodać dwa do dwóch, aby wysnuć takie wnioski.

Cóż, Bletchley rzadko sięgała po wulgaryzmy, więc faktycznie to mogło być zaskakujące, ale czuła się teraz wyjątkowo nieswojo, reagowała więc nie do końca dla siebie naturalnie. Romulus okazał się być odpowiednio czujny, aby zaobserwować zmiany w jej zachowaniu. Nie spodziewałaby się tego po nim. Tak naprawdę nie znała go za dobrze.

- Nie jesteśmy przyjaciółmi Potter. - Dopiero, gdy się odezwała przeniosła na niego swoje spojrzenie i wpatrywała się w mężczyznę dłuższą chwilę. - To, że przyjaźnisz się z moim bratem nie oznacza, że jesteś moim przyjacielem. - Zawsze tak było. Elias otaczał się swoim zabawnym gronem znajomych, a ona pozostawała w cieniu. Nigdy jej to nie przeszkadzało, nie próbowała się uszczęśliwiać na siłę, nie szukała przyjaciół tam, gdzie nie mogła ich znaleźć. Wiedziała, gdzie jest jej miejsce w hierarchii.

- Ach, chciałeś, żeby Twój nekrolog napisał mój brat? Trzeba było mówić wprost. - Jasne, wiedziała, że się przyjaźnią, sama jednak nigdy w życiu nie poprosiłaby akurat Eliasa o to, aby napisał jej nekrolog. Nie ubliżając mu, nie wydawał się jej jakimś szczególnie uzdolnionym pisarzem, najwyraźniej Romulus nie miał szczególnie wygórowanych oczekiwań.

Niespodziewanie winda po raz kolejny się ruszyła, właściwie to nią potrząsnęło. Nie spodziewała się tego, więc nieco się zachwiała. Mocniej naparła na ścianę, która znajdowała się za nią. Zamknęła oczy na kilka sekund, aby się uspokoić. Nie była to dla niej komfortowa sytuacja, nawet bardzo.

Światło zamigotało, później zgasło, wtedy poczuła dłoń zaciskającą się na jej. Tego się nie spodziewała. Nie odsunęła się jednak, nie odepchnęła łapska Pottera, a mogła to zrobić.

Spadali, zdecydowanie spadali. To nie wróżyło niczego dobrego, nie potrafiła sobie jednak przypomnieć podobnej sytuacji. Na pewno zbladła, jej twarz przybrała kolor papieru, tyle, że nie mógł tego zobaczyć, póki panowała ciemność, może to i lepiej, nie znosiła, kiedy ktoś widział, że nie do końca ma kontrolę nad otoczeniem.

- To statystycznie, typowe uczucie. Nic nam nie będzie. - Mruknęła cicho, bo naprawdę chciała w to uwierzyć. Bardzo. Bletchley bała się wysokości, a tak się składało, że właśnie spadali, więc nie było to szczególnie dobrym połączeniem.

Albo Roman
Przygrzewają, odgrzewają
Potem wody dolewają
To zupa Romana
Wysoki - mierzy 193 cm. Elegancki, wyprostowany, z reguły z pogodnym uśmiechem na twarzy, ale często można również spotkać niecne ogniki w jego oczach, szczególnie kiedy przebywa w towarzystwie zaprzyjaźnionych sobie osób. Oczy szaroniebieskie, włosy ciemnobrązowe. Cechuje go nieskazitelnie gładka skóra, bez jakichkolwiek niedoskonałości. Nie uświadczy żadnych blizn. Ubiera się elegancko, zawsze adekwatnie do sytuacji. Bywa, że w jego towarzystwie kręci się biały, puchaty kot.

Romulus Potter
#9
25.03.2025, 20:10  ✶  
Chciałem podyskutować z nią na temat wyobrażeń, które miała odnośnie mojego życia, och, jak bardzo chciałem, ale czas i sytuacja nam nie sprzyjały. Mówiła, że nie byliśmy przyjaciółmi, a jednak wiele nas łączyło. Może w innych czasach, w nieco innej atmosferze, ale spędzone razem lata w szkole, a potem dalej – jako jeden z najlepszych przyjaciół jej brata – to już było coś, co trudno było zignorować.
Zaryzykowałbym wręcz stwierdzeniem, że mogliśmy być uznawani za stare małżeństwo, ale wiedziałem przy tym, że to było już naprawdę mocno przesadzone. Chociaż... jakby tak spojrzeć na ilość kłótni i wzajemnego dogryzania, to może i było w tym ziarno prawdy. Cóż, niezależnie od sytuacji, wydawało mi się to zabawne. Szczególnie że byłem zatwardziałym kawalerem, a po spotykaniu się z Bettany raczej nie angażowałem się w długotrwałe związki.
I teraz miałem zginąć. Jako właśnie zatwardziały kawaler. Już na zawsze.
- NIC NAM NIE BĘDZIE?! MYŚLAŁEM, ŻE NIE KŁAMIESZ! - wyrwało mi się z odrobiną paniki.
Dobra, uniosłem głos, ale to nie była typowa sytuacja. Lecieliśmy w dół. W DÓŁ. Szybko. Czy po takim czasie, jaki miał okazję minąć, można było się do tego przyzwyczaić? A w życiu! Adrenalina eksplodowała mi w żyłach jak nieudana mikstura, którą ktoś potrząsnął za mocno.
Zapierało mi dech w piersi do tego stopnia, że dziwiłem się, że jeszcze mi płuca nie zniknęły w klatce.
- A NEKROLOG... MÓJ NEKROLOG... CHOCIAŻBY CORNELIUS. MÓGŁBY NAPISAĆ BEZ URAZY, ALE Z PEWNOŚCIĄ MA WIĘKSZE KOMPETENCJE DO OFICJALNEJ TWÓRCZOŚCI NIŻ TWÓJ BRAT! - Nie wiem, czemu to była moja największa bolączka w tej chwili, ale była. No cóż, jeśli Prudence nie przekaże mojej przedśmiertnej prośby, to chociaż umrę ze świadomością, że próbowałem.
I wtedy...
ŁUP.
Winda gwałtownie, zdecydowanie wyczuwalnie, ZATRZYMAŁA SIĘ.
Padłem na kolana od tej siły. Prudence pewnie też. Jeśli nie zrobiła tego sama, to moja ręka z pewnością ściągnęła ją do poziomu podłogi. Nieumyślnie. W międzyczasie teczka wysunęła mi się z drugiej ręki i... tańczyła sobie teraz w ciemnościach, uwalniając dokumenty na wolność. Pewnie rozleciały się wszędzie. Idealnie.
Och, dawno nie czułem takiego zagrożenia życia. Nieco drżałem, ale było stabilnie. Żyliśmy.
- Myślę, że ewidentnie ściągnęli windę na ziemię i będą naprawiać - wysnułem głośno swoją teorię, bo cisza po takim huku wydawała się nienaturalna. Wciąż było ciemno, więc nie wstawałem, żeby przypadkiem nie podeptać Prudence. - Jesteś cała...?
- zapytałem ciemności, o dziwo, z niezwykle wyczuwalną troską. Ale Pani Maszyna zapewne i tak nie miała tego rozszyfrować z mojego głosu.
Wallflower
Please forgive me if I don't talk much at times.
It's loud enough in my head.

Prudence jest szczupłą kobietą, która mierzy 163 centymetry wzrostu. Ubiera się raczej niezbyt kontrowersyjnie, schludnie, miesza się z tłumem. Wybiera stonowane kolory. Jej włosy są długie, proste w odcieniu czekoladowego brązu, często wiąże je w kok na czubku głowy. Oczy ma jasnobrązowe. Zapach, który wokół siebie roztacza to głównie woń kojarząca się ze szpitalem, lub medykamentami, jednak przebijają się przez nią owocowe nuty - głównie truskawki.

Prudence Bletchley
#10
25.03.2025, 23:17  ✶  

Nie do końca widziała to wszystko w ten sposób, co Potter. Tak, gdzieś tam zawsze znajdował się niedaleko niej. Nigdy jednak nie był jej bliski. Był przyjacielem jej brata, musiała go akceptować, tak samo jak tę całą resztę, która się wokół niego kręciła. Nie wchodziła jednak z nimi w zbyt bliskie stosunki, mogła się grzecznie przywitać, a później odwrócić na pięcie i udawać, że nie interesuje jej ich relacja. Nie widziała sensu, by się w to wtrącać. Sama nie należała do osób, które z łatwością nawiązywały bliskie relacje, raczej miewała problem z tym, aby się otworzyć, nie robiła tego. W ten sposób jakoś łatwiej było jej egzystować, nie musiała się martwić losem zbyt wielu osób. Po śmierci Liama okazało się to być całkiem wygodne, bo jedyne kim się przejmowała to rodzicami, Eliasem, czasem Corneliusem, bo przecież potraktował ją całkiem dobrze po tym wszystkim, co wydarzyło się w jej życiu, i tak uważała, że to zbyt wiele. Czuła, że każda, kolejna bliska osoba, to słabość, przez którą mogła zostać zraniona, a i tak nie należała do najsilniejszych osób, nie powinna więc się zbytnio wystawiać, na kolejne ciosy. Może nie było to szczególnie rozsądne podejście, bo przecież ludzie potrzebowali innych ludzi do tego, żeby jakoś żyć, ale jej wydawało się to całkiem prostym i właściwym rozwiązaniem.

Więc tak, Elias mógł mieć swoich przyjaciół, naprawdę cieszyła się jego szczęściem, ale to nigdy do niej nie pasowało, taki zażyłości, przyjaźnie, znajomości. Akceptowała jego znajomych, ale to by było na tyle. Nie wchodziła z nimi w głębsze interakcje, o ile nie było to konieczne.

- Nie kłamię, nic nam nie będzie. - Powtórzyła się, znowu mówiła bardzo zimnym, spokojnym tonem, chociaż w jej głosie można było usłyszeć zawahanie. Naprawdę chciała wierzyć liczbom, ale kiedy człowiek znajdował się w takiej sytuacji zaczynał wątpić.

- Jasne, bo Cornelius nie ma ciekawszych rzeczy do roboty, niż pisanie Twojego nekrologu. - Kto jak kto, ale on był naprawdę zapracowany, szczególnie, że piastował dość wysokie stanowisko. Nie miała pojęcia, czy dla przyjaciela zrobiłby wyjątek, może tak? Może nie powinna w to wątpić? Nie spodziewała się, że Romulus się tym przejmie, aż tak bardzo, przecież to było tylko i wyłącznie hipotetyczne dyskutowanie o głupotach, które miały się nie wydarzyć.

Winda się zatrzymała. Dość gwałtownie. Bletchley nie była w stanie utrzymać równowagi, właściwie to jej towarzysz pomógł jej wylądować na ziemi, gdyby nie jego ręka, to pewnie by ją to ominęło... Cóż, wywaliła się na ten głupi ryj, a właściwie to po prostu wylądowała na swoich łokciach na podłodze windy.

Syknęła cicho pod nosem, nie do końca z tego zadowolona. Ta sytuacja była kurewsko żenująca.

- Myślę, że lepiej, żebyś za dużo nie myślał. - Mruknęła cicho pod nosem, zirytowana. Dość szybko starała się pozbierać z ziemi, żeby nie daj Morgano nikt nie widział jej w takiej sytuacji: leżącej na łokciach w windzie. To było naprawdę kompromitujące.

- Tak, jestem cała, a Ty? - Rzuciła jeszcze podnosząc się na nogi, poprawiła swoja koszulę, która musiała się okropnie wymiąć podczas tego upadku.

« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Prudence Bletchley (3697), Romulus Potter (3468)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa