Wizyty w Ministerstwie Magii - za wyjątkiem jakże urokliwej kostnicy - nie należały jednak do tych smaczków, ale czasami trzeba było się pofatygować, żeby zachować fason i uniknąć jakichś pokracznych długów. Bo jakaś z pewnością niezwykle urokliwa kobietka pomyliła się w cyferkach i bum - problem! Taaa, kwestie podatkowe. Miałem tego wszystkiego na głowie od groma, w dużej mierze przez ojca, ale na szczęście osobiście nie musiałem się tym zajmować, gdyż miałem od tego ludzi. Ludzi świetnych, najlepszych w swoim fachu, więc o błędzie nie było mowy. Trzeba było to jedynie wyjaśnić, a do tego akurat sam byłem najlepszy.
Teczka pod pachą? Obecna! Grzeczny, niewinny sweterek? Włożony. Uśmiech numer czterdzieści osiem? Jest, może jeszcze nie w pełnej krasie, ale dopiero się rozgrzewałem. Broń, Merlinie, nie powiedziałem jeszcze ostatniego słowa w tym temacie.
Skierowałem się, rzecz jasna, ku windzie. Ani mi się śniło biegać po schodach. Wolałem wygodniejsze rozwiązania. Uśmiechnąłem się szerzej, zadowolony, że nawet nie musiałem czekać. Drzwi windy właśnie otwierały przede mną swoje przymilne, puste wnętrze. Czy mogło być jeszcze lepiej?!
Już wyciągnąłem palec w kierunku przycisk z odpowiednim działem, ale... zauważyłem kobietę zmierzającą w moją stronę. A raczej w stronę windy, ale to ja miałem właśnie zostać tym najlepszym czarodziejem na świecie, który przytrzyma jej drzwi.
- Dzień dobry! - zawołałem optymistycznie, jak zawsze, po czym skłoniłem się lekko. - Czy my się nie znamy...?
Jak gdybyśmy nie widywali się aż za często.
Dla postronnych - oczywiście, że wiedziałem, że to Prudence Bletchley. Wyczułbym jej obecność nawet z zawiązanymi oczami, mimo że nie miałem w tym temacie żadnych nadnaturalnych zdolności. Miała specyficzny sposób bycia, a za nią zawsze ciągnęła się chmura dymu... A raczej intensywny zapach, pozostałość po ostatnim papierosie. Aż sam... włożybym do ust...
Wracając do sytuacji, nie byłem pewien, dokąd zmierzam z tą rozmową, ale ewidentnie próbowałem udawać, że jej nie znam...? Najpewniej roszyfruje mnie w sekundę, ale próbowałem. Dumnie próbowałem.
- Gdzie zmierzasz, Prudence? - zapytałem po chwili, kiedy już rozgryzła moje zagrywki. Miała nieskończoną wiedzę na temat... wszystkiego i wszytskich, których znała. Chodząca Enigma.
Wskazałem na panel, bo oczywiście zamierzałem być również tym dżentelmenem, który wciśnie przycisk.