• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Ulica Śmiertelnego Nokturnu v
1 2 3 Dalej »
[08.09.] (Unexpected) friendship is magic!

[08.09.] (Unexpected) friendship is magic!
The Nocturn's Delight
My name is Ozymandias,
King of Kings;
Normalnie skóra zdjęta z ojca! 177 cm wzrostu, waży koło 70 kg. Szczupły młodzieniec, chodzi wyprostowany emanując pewnością siebie. Ma wyjątkowo jasne włosy, które od razu zdradzają jego pochodzenie od Malfoyów. Oczy jasne w szarym odcieniu. Można odnieść wrażenie, że jest wiecznie z czegoś niezadowolony, ale wrażenie to umyka, gdy otwiera usta - charyzmatyczny chłopiec z łagodnym, może nieco chrapliwym głosem.

Baldwin Malfoy
#1
26.03.2025, 15:42  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 26.03.2025, 15:49 przez Baldwin Malfoy.)  
Powinien był zostać na Horyzontalnej. Powinien, ale tego nie zrobił, bo były w jego życiu rzeczy ważne i ważniejsze. I była też Lorraine. Klejnot koronny jego jestestwa.
Dlatego przedzierał się przez panikujący, szalejący tłum. Chociaż może bardziej - rozpychał się łokciami, ignorując wszystko i wszystkich. Starał się nie zatrzymywać, choć płomienie trawiące stare kamienice wabiły go i ciągnęły barwami szkarłatu, złota i gęstym dymem. Symfonia zniszczenia i ludzkiego bestialstwa.
Zsunął z głowy kaptur na wypadek, gdyby jakiś debil pomylił go z bandą siejących terror pojebów. Chciał tylko bez większych problemów dostać się do Necronomiconu. Czy to tak dużo? Najwyraźniej tak, bo gdy tylko przekroczył magiczną, niepisaną  granicę między Pokątną, a Nokturnem, poczuł jak ktoś brutalnie wciąga go za ramię w jeden z ciemnych zaułków.
Chciał wrzasnąć, ale dłoń w czarnej, skórzanej rękawiczce mu to uniemożliwiła. Zajebiście. Jeszcze gwałtu potrzeba w tym całym burdelu.
- Ty… Ty jesteś… Malfoy?- Czyjś stłumiony głos wyrwał go z rozważań czy lepiej swojemu porywaczowi rękę obślinić czy spróbować mu odgryźć palec. Co on jakaś pierwsza lepsza kurwa, żeby go wciągać w brudne uliczki?!
- Mpmfpmf kfmfmf jbnmnfy idfpftmf.- Odparł jakże elokwentnie. Czarnoksiężnik najwyraźniej się zorientował, że taka rozmowa niewiele wniesie, bo Baldwin poczuł jak uścisk zelżał. Wystarczająco, żeby mógł gwałtownym szarpnięciem dłoni oderwać rękę od ust i odwrócić się. Stanął twarzą w … maskę ? Idealnie. Śmierciożerca.
Zabrakło mu momentu na reakcję. Zerknął w dół dostrzegając wycelowaną w siebie różdżkę.
Oblał go zimny pot.
O słodka Bogini Matko, najwyraźniej dzisiaj się spotkamy. Wiedz, że umarłem tak jak kochałem żyć - w rynsztoku Nokturnu.- Skrzywił się do własnych myśli.
- Spierdalaj, nie chcę kłopotów.- Warknął, ale dociśnięta do krtani różdżka skutecznie go przystopowała. Przynajmniej na moment; jedno przyspieszone uderzenie serca, gdy Baldwin zdał sobie sprawę z powagi zagrożenia. Oblizał dolną wargę smakując pył opadający z nieba. Paskudztwo. Ale z dreszczem obrzydzenia, gdy śmierciożerca zacisnął wolną rękę na jego ramieniu przyszła… ekscytacja. Strach połączony z adrenaliną był jego ulubionym narkotykiem.- No i po co ta agresja.- Wymruczał, obnażając zęby w paskudnym, pewnym siebie uśmieszku- Pali się czy co?
Zajebisty żart Baldwinie. 10/10. Gdyby mógł poklepałby się po ramieniu, wybitnie zadowolony ze swojego poczucia humoru.
Jego nowy, szalenie tajemniczy kolega najwyraźniej wcale tak jednak nie uważał, bo następną rzeczą, którą Malfoy poczuł była ceglana ściana pod plecami. Bolesne randez-vous.
- Kurwa, czego chcesz?!- Wychrypiał, z trudem łapiąc oddech. Zacisnął w kieszeni rękę na różdżce, poważnie rozważając czy zdoła mu przypierdolić cruciatusem nim ten go niechybnie zabije.
- Pomóż mi.
Że ja przepraszam, co do kurwy? - Chciał zapytać, ale najwyraźniej jego mina mówiła sama za siebie. Zamrugał parokrotnie, próbując się przyjrzeć nieznajomemu. Czy był wysoki, niski? Przez ten pierdolony dym nic nie widział poza maską. Jebany musiał się otulić jakimś zaklęciem, bo Baldwin za nic nie potrafiłby rozpoznać jego głosu, a Malfoy bardzo lubił uważać, że zna głosy i mordę wszystkich z rynsztoka społecznego. Ktokolwiek ukrywał się za płaszczem - jego tożsamość pozostawała tajemnicą. Nie mają nawet odwagi się pokazać. Banda zakłamanych, tchórzliwych szczurów.
Oparł się o ścianę mocniej, odchylił głowę, udając, że jest nieco bardziej przerażony, a nieco mniej podjarany, ha ha (musiał ugryźć się w wewnętrzną stronę policzka, na kolejny żarcik), całą sytuacją. Bo poza strachem było w tym wszystkim coś jeszcze. Obrzydzenie - oczywiście, jak najbardziej. Od pierwszych chwil, gdy typ go dorwał, Baldwin czuł na sobie milczący wzrok Lorraine. Czuł jak otwierają się na nowo krwawe rany, które zadała mu pazurami, sprawdzając czy na pewno nie nosi na sobie piętna poddaństwa jak naznaczone ciele na rzeź. Czuł to, nawet jeśli było to niemożliwe, a ból niósł za sobą euforię. To co próbował ukryć nawet przed samym sobą.

Śmierciożerca cuchnął czarną magią, a Baldwin poczuł wręcz zwierzęcą chęć zlizania z niego każdej kropli potu, pchnięcia go na kolana, zerwania maski drwiącej ze śmierci, tylko po to by móc spojrzeć w przepełnione grzechem oczy mordercy. Zachłysnąć się nim. Spętać hipnozą umysł i dusić tak długo, aż pierdolony noname będzie w stanie krzyczeć tylko i wyłącznie jego imię. Jego. Baldwina Malfoya. Mógł być mu prorokiem. Mógł stać się zbawcą. Najsłodszą torturą.
Myśli Malfoya zaczęły krążyć po niebezpiecznie bliskich rejonach. Ciche podszepty podświadomości łaknącej krwi i ofiary, które pętał i uciszał każdego dnia, stawały się coraz głośniejsze.
Mógłby zaciągnąć go na podziemne ścieżki. Upewnić się, że nikt go już nie znajdzie. Uczynić go swoim. A potem porzucić jak szczura w Katakumbach; pozwolić się błąkać i łkać z tęsknoty. Odpokutować winy i grzechy wobec Bogini Matki.
Zamiast tego przełknął ślinę, chłonąc obraz maski i peleryny. Uczynię cię nieśmiertelnym. Obiecał bez słowa. Nie w imię jakichś idei, które miał za nic. W imię Sztuki.
- Pomóż mi. Szukają mnie.
- Psy zwęszyły trop? - Śmierciożerca skinął tylko nerwowo głową, ewidentnie nasłuchując kroków. Jebany miał szczęście, że Baldwin znacznie bardziej nienawidził Ministerstwa i zapchlonych bojówek niż terrorystów z bożej łaski.- I co, pewnie nie masz ochoty, żeby cię dementorzy w dupę chędożyli przez resztę życia? - Zarechotał, ale ostry ból pod brodą sprowadził go po raz kolejny na ziemię. Ból, który mógł porównać tylko do przypalania papierosem.- Dobra kurwa, już. Pomogę ci.
Nie potrafił powiedzieć czy ta obietnica odrobinę uspokoiła jego nowego zamaskowanego przyjaciela czy może to dźwięk ewidentnie zbliżających się kroków sprawił, że typ postanowił mu zaufać, ale ostatecznie przestał go przypalać. Baldwin odetchnął głęboko; kątem oka dostrzegł, że śmierciożerca opuścił różdżkę. Idiota. Mógłby teraz go dorwać. Uziemić. Rozszarpać na strzępy.
Zamiast tego, z wrodzoną gracją wyciągnął wolną rękę przed siebie. Zacisnął brutalnie palce na przodzie szaty. Przyciągnął go do siebie. Niemal dotykał nosem maski. Pociągnął nosem, chłonąc zapach krwi i dymu.
- Widzisz tą studzienkę kanalizacyjną?- Zniżył głos do szeptu. Chrapliwego, paskudnego, nie wróżącego nic dobrego. Dał nieznajomemu sekundę na zerknięcie w bok. Zaraz potem nim potrząsnął, skupiając uwagę na sobie po raz kolejny.  Byli blisko, zbyt blisko, ale półmrok ulicy rozświetlany tylko szalejącymi płomieniami i ciskanymi zewsząd zaklęciami jedynie sprzyjał tej dziwacznej intymności. - Właź tam. Ruszaj na północ. Choćbyś miał pełznąć w ściekach, cały. czas. na. północ. Znajdź drabinę i wydostań się stamtąd albo zdychaj.- Proste komunikaty. Na nic innego nie było czasu.
Walczysz w gównianej wojnie, więc kąp się w gównie tego miasta.
Nie podejrzewał, żeby Ministerstwo zdążyło wysłać oddziały na przeszukiwanie londyńskich kanałów. To było pewnie jedno z nielicznych, aktualnie bezpiecznych miejsc.  Puścił go, a mężczyzna uciekł mu z pola widzenia. Jeden problem z głowy - pojawił się kolejny.

Ledwo śmierciożerca zniknął pod ziemią i z nieprzyjemnym trzaskiem zasunął za sobą żeliwną pokrywę studzienki, a kroki stały się coraz wyraźniejsze. Pies tropiący Ministerstwa najwyraźniej nie planował odpuścić. Baldwin osunął się po ścianie; oparł głowę o zimny kamień. Oddychał ciężko, z półprzymkniętymi powiekami.
- EJ TY!
Psi mundur, to i psia kultura.- Przemknęło mu przez myśl, ale odwrócił powoli głowę w stronę źródła dźwięku. Rosły auror maszerował w jego stronę. Kolejny, który celował w niego różdżką. Malfoy zmusił się do przybrania jak najbardziej udręczonego wyrazu twarzy. Był teraz niczym Hamlet, który zobaczył po raz pierwszy ducha, jak targany bólem Makbet, udręczony Romeo.
- J-ja?- Wydukał. unosząc dłonie w obronnym geście. Pokazując, że jest nieuzbrojony, bezbronny. Zasłonił twarz, drżąc przerażony.- J-ja nic nie zrobiłem. Nic nie… Przysięgam nic nie…- Zaczął się rozpaczliwie plątać, dławiąc głos jakby próbował przełknąć strach i łzy.
- Nazwisko!
Oho, pan policjant chciał zgrywać złego glinę. A niech ma, niech sobie nakarmi nadmuchane przez odznaki ego.
- Malfoy. - Wydukał. Nic mniej, nic więcej. Nokturn uczył wielu rzeczy - głównie tego jak chlać tanio i unikać chrzczonej wódki, ale takie zasady jak “z psami nie gadamy” tkwiły odpowiednio głęboko w pamięci blondyna. Tylko, że teraz musiał gadać.
- Imię?
- Desmond.- Skłamał tak gładko, że nawet jego Matka zawahałaby się przez moment. Nie był frajerem, żeby się sprzedawać. Co innego wepchnąć kuzyna na minę. Dobra tam, jebać. Uznał całkiem słusznie. Pewnie dla aurora każdy Malfoy wyglądał tak samo.
Czystokrwiste, szanowane nazwisko najwyraźniej delikatnie ostudziło zapał czarodzieja, bo kolejne pytanie padło już o wiele mniej pewnym tonem, ku nieopisanej Baldwinowej satysfakcji.
- Masz jakieś dokumenty? Co ty tu robisz?
- J-Ja… Chciałem tylko… wrócić do domu. Ale on… On…- Jęknął.- Och Matko, nie powinno mnie tu być. Rodzice. Mnie. Zabiją.- Załamał ręce, dociskając brudne dłonie do twarzy, tak że aurorowi mogły co najwyżej mignąć jego stalowo-błękitne oko, no i miał całkiem niezły widok na brudne, pozlepiane od kurzu i popiołu włosy. Malfoy jak się patrzy. Zresztą na jego palcu tkwił rodowy pierścień, który pewnie czarodziej zdążył zobaczyć. Skulił ramiona, starając się wyglądać na zrozpaczonego i przerażonego całą sytuację.
Wyczuł zawahanie w ruchach aurora, ale ostatecznie potrzeba służenia obywatelom chyba wygrała, bo ten pochylił się, żeby mu pomóc wstać.
- “On?”
Wyczuł z ulgą, że gość złapał przynętę. Udając obolałego (chociaż tego udawać za bardzo nie musiał; już czuł, że od tego jebnięcia w ścianę doczeka się paru siniaków), podniósł się na nogi. Otrzepał szatę. Lekko zgarbił, żeby czarodziej nie mógł mu się za dokładnie przyjrzeć.
- Biegł tu jakiś… Nie wiem… Jakiś szaleniec w masce. Zaatakował mnie. Zaklęciem. Odepchnął na ścianę. A potem. Pobiegł dalej. Tam.- Machnął ręką w stronę uliczki prowadzącej do Borginów.
Jak za sprawą magicznego zaklęcia Auror natychmiast zrobił pierwszy krok w stronę wskazaną przez Baldwina. Potem kolejny. Zatrzymał się widząc, że Malfoy niepewnie nasuwa na głowę kaptur. Może nawet zrobiło mu się trochę żal tego przerażonego chłopaka, który ewidentnie znalazł się w złym miejscu i złym czasie? Jak połowa Londynu najwyraźniej.
- Potrzebujesz medyka?
- Nie, Sir.- Odpowiedział potulnie.- Mieszkam. Całkiem niedaleko.- Dodał na wypadek, gdyby chciał mu zaproponować odprowadzenie do domu. Najwyraźniej jednak auror wolał ruszyć w dalszy pościg, bo tylko skinął głową.

Baldwin odwrócił się w stronę głównej ulicy.
- I żebym cię tu więcej nie widział! Smarkacze się szwendają po nocach! Nic tylko utrudniacie całą akcję!
Usłyszał jeszcze głos poważnego pana aurora. 
- Przepraszam!- Odkrzyknął. Zerknął przez ramię, ale mundurowy już biegł szukać wiatru w polu. Malfoy pokręcił rozbawiony głową.- Ja pierdolę. Łatwiutko z wami. - Mruknął pod nosem, ruszając w stronę Necronomiconu.

Koniec sesji

// Bezczelnie wykorzystuję mix umiejętności kłamstwo + występowanie + charyzmę ◉◉◉○○, żeby wmówić Aurorowi i ewentualnie podsłuchującemu Śmierciożercy, że spotkali biednego Desmonda Malfoy’a.
// Niechęć postaci wobec Aurorów wynika z jej bliskich powiązań z Nokturnem.
// Zadziałała zawada wyuzdany i spaczenie III - he's kinky boy
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Baldwin Malfoy (1699)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa