31.05.2025, 11:19 ✶
—09/09/1972—
Helloise & Alexander, Ataraxia
Niechętnie rozdzielała się z Leviathanem w pokoju pełnym upiorów, lecz nie protestowała, odeszła i zajęła wskazane jej przez niego miejsce w kącie. Rozkładając swoje rzeczy, słuchała pierwszych raportów, lecz nie podnosiła wzroku w dziecinnym przekonaniu, że i oni nie będą na nią wówczas patrzeć.
Gdy skończyła, zapadła się nieruchoma w fotelu. Morze czarnych szat falowało w podrażnionych dymem oczach, dudniło i pulsowało metalicznymi głosami, ogłuszało ich echem. Zarysy kształtów rozmazywały się i rozlewały poza oczekiwany kontur, wycieńczony nocą umysł nie był w stanie ująć ich w spójny obraz. Czy byli tylko gorączkową halucynacją piekielnego sądu? Czy to było prawdziwe? Helloise zamknęła oczy, aby sprawdzić, czy podążą za nią pod opuszczone powieki. Rzeczywistość nie mogła jej tam dogonić, halucynacja — tak. Czekając werdyktu tego testu, jej rozedrgana świadomość cofnęła się w głąb jestestwa, zbiła w niestabilny punkt o krytycznej koncentracji.
Nie, nie weszli pod jej powieki, to ona wypłynęła spod nich w czarne morze. Nagle była wszędzie. Rozpierzchała się w między nich ciągnięta przez salę siłą odpływów, aby zaraz przypływ sprowadzał ją z powrotem w półprzytomne ciało. Pomyśl, że to sen. Pogrążyła się w bezwładnym tańcu z migającą na granicach snu i jawy świadomością. Te same bodźce dochodziły co chwilę z innej strony, głowa nie nadążała sortować doświadczeń, a one mieszały się ze sobą niczym seria migawek, między którymi brakowało wspólnych ogniw.
Chyłkiem przemykała pod ścianą za liderem czarnego zgromadzenia, swobodna, pozbawiona ciężaru formy, a wtem ściągało ją z powrotem. Znów i znów wypływała pomiędzy fałdy czarnych szat, szukając tej jednej znajomej maski. Nie zostawiłby jej tu samej, prawda? Lecz gdy już zdawało się, że udało jej się go odszukać, ledwo wyciągała do niego widmowe ręce, fala zmywała ją z powrotem w uziemione w fotelu ciało.
A ty czego szukasz pod maską, Alexandrze? Tam nic nie ma. Skorupa z tętnem.
Przeglądała się w jego szklanej kuli. Stała tuż za Mulciberem, gdy szedł w jej stronę. Owionęła go sobą. Przyjrzała się z bliska rannemu ramieniu.
Czego ty szukasz w bezwładnej kukiełce utopionej w fotelu? Głowa osunięta na pierś. Wiotkie dłonie złożone na ramionach siedziska. Rzeźbiarz nie zdążył podarować tej laleczce twarzy. Warstwa szarych popiołów zmatowiła kaskady złotych włosów, przeobrażając je w siwą szopę. Czy więc dzieło tego Stwórcy miało uosobić Staruchę? A jednak dał jej również młode dłonie Dziewicy i zużytą szatę spracowanej Matki.
Gdy Śmierciożerca usiadł obok kukły, ktoś pociągnął sznureczek u czubka jej głowy, prostując sylwetkę. W znieruchomiałe palce z powrotem wlano życie, a drewniana twarz bez twarzy obróciła się wprost na wieszcza tak, że gdy w końcu uniosły się powieki uśpionej lalki, szklane koraliczki jej błękitnych źrenic były wlepione wprost w maskę Alexandra.
dotknij trawy