09.06.2025, 20:06 ✶
Brenna nienawidziła kilku rzeczy. Śmierciożerców i Voldemorta na przykład. Nienawidziła też ludzi, którzy z premedytacją krzywdzili dzieci i sprawców pewnego określonego rodzaju przemocy wobec kobiet. I tak dalej. Poza takimi osobami lista jej małych nienawiści była dość krótka i obejmowała głównie bezczynność i poczucie bezużyteczności oraz jakiekolwiek grzebanie w głowie.
Nie chodziło tylko o hipnozę czy leglimencję, ale także o jakiekolwiek rozmowy terapeutyczne. Jak na kogoś, kto był zwykle szczery i chętnie mówił, także o różnych głupich sytuacjach, do których ludzie na ogół się nie przyznawali, naprawdę nie lubiła dzielić się z ludźmi tym, jak się czuję i co jest nie tak. Magipsychiatrzy właśnie takimi rozmowami się zajmowali, Brenna więc unikała ich jak ognia. Podwójnie, bo zwyczajnie bała się, co ich czary mary mogłyby wyciągnąć z jej głowy.
Ale właśnie… ogień.
Samo zamieranie na jego widok, nie wystarczyłoby, aby zdecydowała się na wizytę u Romulusa. Mogłaby żyć nigdy już nie używając proszku Fiuu i nawet pogodzić się z tym, że jej przydatność bojowa mocno spadła. Tyle że strach rodził się gdzieś w jej duszy nawet gdy próbowała rozstawić krąg widmowidza. Za pierwszym razem, gdy spróbowała po Spalonej Nocy, zgasiła po prostu świece i uznała, że wciąż nie doszła do siebie. Za drugim zdołała stanąć w kręgu i nawet spojrzeć w przeszłość, ale wizja rwała się, była wyjątkowo niestabilna, a Brenna w końcu spanikowała na tyle, że dosłownie uciekła, by przypadkiem ktoś nie oglądał jej w takim stanie. Przy trzeciej próbie poszło jeszcze gorzej, po czwartej zwymiotowała z nerwów. O piątej nawet nie chciała pamiętać. Minął tydzień, a potem drugi, i jej sny dalej były pełne ognia, a na jawie zamierała nawet na widok świecy. Bez widmowidzenia czuła się bezużyteczna: i niezbyt mogła znajdować nowe wymówki, dla których nie była w stanie wyciągnąć dla kogoś informacji, o które prosił. Klątwołamacze byli bezradni. Uzdrowiciele jak jeden mąż sugerowali wizytę u magipsychiatry, zwłaszcza że nie mieli teraz czasu na zajmowanie się czymś, co w żaden sposób nie zagrażało życiu i zdrowiu. Samo z siebie jakoś, wbrew jej pierwotnym nadziejom, nie przechodziło, a tylko się nasilało.
Dlatego ostatecznie znalazła się pod drzwiami Romulusa Pottera. Jeśli szło o grzebanie w swojej głowie, nie ufała nikomu w Anglii, ale jemu nie ufała odrobinkę mniej niż innym. I była spóźniona tylko pięć minut – głównie dlatego, że dwa razy omal nie zmieniła zdania, i robiła w tył zwrot jedynie po to, by zaraz znów wrócić, zła na siebie coraz bardziej, bo przecież zwykle była osobą dość zdecydowaną.
– Cześć! – przywitała go, posyłając mu uśmiech, kiedy już zdecydowała się wpakować do środka. Uśmiech był jej zwykłym uśmiechem, wyraz twarzy pozostawał pogodny, ton niemal wesoły, a słowa jak zwykle wylewały się z niej całą falą. – Przepraszam za spóźnienie. I w ogóle za kłopot. Ale walnęłam się chyba w głowę bardziej niż ustawa przewiduje i trochę mi odbiło. I trochę panikuję, jak widzę ogień. Mógłbyś mi wmówić, że nie boję się ognia albo usunąć, ehem, to co to spowodowało? – wystrzeliła prosto z mostu.
Notatnik w wewnętrznej kieszeni, w którym (często sobie tylko znanymi skrótami) zapisała po kolei wydarzenia Spalonej Nocy, zdawał się ją palić, chociaż wiedziała, że to niemożliwe.
Nie chodziło tylko o hipnozę czy leglimencję, ale także o jakiekolwiek rozmowy terapeutyczne. Jak na kogoś, kto był zwykle szczery i chętnie mówił, także o różnych głupich sytuacjach, do których ludzie na ogół się nie przyznawali, naprawdę nie lubiła dzielić się z ludźmi tym, jak się czuję i co jest nie tak. Magipsychiatrzy właśnie takimi rozmowami się zajmowali, Brenna więc unikała ich jak ognia. Podwójnie, bo zwyczajnie bała się, co ich czary mary mogłyby wyciągnąć z jej głowy.
Ale właśnie… ogień.
Samo zamieranie na jego widok, nie wystarczyłoby, aby zdecydowała się na wizytę u Romulusa. Mogłaby żyć nigdy już nie używając proszku Fiuu i nawet pogodzić się z tym, że jej przydatność bojowa mocno spadła. Tyle że strach rodził się gdzieś w jej duszy nawet gdy próbowała rozstawić krąg widmowidza. Za pierwszym razem, gdy spróbowała po Spalonej Nocy, zgasiła po prostu świece i uznała, że wciąż nie doszła do siebie. Za drugim zdołała stanąć w kręgu i nawet spojrzeć w przeszłość, ale wizja rwała się, była wyjątkowo niestabilna, a Brenna w końcu spanikowała na tyle, że dosłownie uciekła, by przypadkiem ktoś nie oglądał jej w takim stanie. Przy trzeciej próbie poszło jeszcze gorzej, po czwartej zwymiotowała z nerwów. O piątej nawet nie chciała pamiętać. Minął tydzień, a potem drugi, i jej sny dalej były pełne ognia, a na jawie zamierała nawet na widok świecy. Bez widmowidzenia czuła się bezużyteczna: i niezbyt mogła znajdować nowe wymówki, dla których nie była w stanie wyciągnąć dla kogoś informacji, o które prosił. Klątwołamacze byli bezradni. Uzdrowiciele jak jeden mąż sugerowali wizytę u magipsychiatry, zwłaszcza że nie mieli teraz czasu na zajmowanie się czymś, co w żaden sposób nie zagrażało życiu i zdrowiu. Samo z siebie jakoś, wbrew jej pierwotnym nadziejom, nie przechodziło, a tylko się nasilało.
Dlatego ostatecznie znalazła się pod drzwiami Romulusa Pottera. Jeśli szło o grzebanie w swojej głowie, nie ufała nikomu w Anglii, ale jemu nie ufała odrobinkę mniej niż innym. I była spóźniona tylko pięć minut – głównie dlatego, że dwa razy omal nie zmieniła zdania, i robiła w tył zwrot jedynie po to, by zaraz znów wrócić, zła na siebie coraz bardziej, bo przecież zwykle była osobą dość zdecydowaną.
– Cześć! – przywitała go, posyłając mu uśmiech, kiedy już zdecydowała się wpakować do środka. Uśmiech był jej zwykłym uśmiechem, wyraz twarzy pozostawał pogodny, ton niemal wesoły, a słowa jak zwykle wylewały się z niej całą falą. – Przepraszam za spóźnienie. I w ogóle za kłopot. Ale walnęłam się chyba w głowę bardziej niż ustawa przewiduje i trochę mi odbiło. I trochę panikuję, jak widzę ogień. Mógłbyś mi wmówić, że nie boję się ognia albo usunąć, ehem, to co to spowodowało? – wystrzeliła prosto z mostu.
Notatnik w wewnętrznej kieszeni, w którym (często sobie tylko znanymi skrótami) zapisała po kolei wydarzenia Spalonej Nocy, zdawał się ją palić, chociaż wiedziała, że to niemożliwe.
Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.