11.06.2025, 12:16 ✶
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 11.06.2025, 12:17 przez Charlotte Kelly.)
Charlotte uniosła lusterko, krytycznie przypatrując się swojemu odbiciu.
Nie miała, rzecz jasna, żadnych zastrzeżeń do swojej twarzy samej w sobie. Ta, jak zwykle, pozostawała absolutnie olśniewająca. Jej wątpliwości i pewne niezadowolenie wywoływała za to szminka, która odrobinkę się rozmazała i straciła na intensywności. Tańsze zamienniki nie działały: będzie musiała trochę podnieść miesięczny budżet na kosmetyki, nawet jeżeli oznaczało to wzięcie kilku dodatkowych nadgodzin. Chociaż odkąd pracowały, problemy z pieniędzmi odeszły powoli w przeszłość, może obędzie się bez tego. I to mimo tego, że kupiła tę śliczną, niebieską sukienkę i och, no po prostu nie mogła oprzeć się tym czerwonym szpilkom z wystawy u Madame Malkin. Jej nogi wyglądały w nich po prostu bosko – to znaczy, jej nogi zawsze wyglądały bosko, ale w tych szpilkach zwracało to uwagę jeszcze bardziej niż zazwyczaj.
Z wprawą poprawiła makijaż, wrzuciła nieduże lusterko z powrotem do swojej torebki, ważącej tyle, że ktoś mógłby pomyśleć, że Charlotte upchnęła w niej poćwiartowane zwłoki i wparowała do gabinetu Augustusa Rookwooda. Na twarz odruchowo przywołała jeden z najbardziej uprzejmych uśmiechów: Charlotte lubiła uchodzić w Ministerstwie za miłą osobę. Oczywiście, wiedziała, że Rookwood prawdopodobnie nie cierpiał jej jak psa, a ona z kolei nie uważała, aby był godny choćby spojrzenia w jego kierunku, ale zachowywanie pozorów było czymś, co przychodziło jej już równie naturalnie jak oddychanie.
– Panie Rookwood. Przyszłam po raport w sprawie śmierci Sebastiana Whitleya – zaświergotała od progu. – Przywieźli go trzy dni temu, zabił go artefakt nieustalonego pochodzenia.
Morderczy artefakt był teraz w chciwych rękach Charlotte, która badała go w Komnacie Śmierci i z pewnym rozmarzeniem rozmyślała o wszystkich możliwościach, jakie mogłaby zyskać, gdyby odkryła, jak go obsługiwać i zdołała chyłkiem wynieść go z budynku Ministerstwa. Tak czy inaczej, skoro mieli tutaj obiekt doświadczalny, czyli pana Whitleya, to było bardzo przydatne w badaniach. Charlotte i tak odczuwała pewne obrzuenie, że po prostu nie przysłali im na dół całego ciała, a kazali zadowolić się raportem, ale jak się nie ma, co się lubi, to się kradnie, co popadnie. Miała nadzieję, że uda się jej jeszcze położyć ręce na jakichś próbkach. Albo wywołać ducha Sebastiana.
Nie miała, rzecz jasna, żadnych zastrzeżeń do swojej twarzy samej w sobie. Ta, jak zwykle, pozostawała absolutnie olśniewająca. Jej wątpliwości i pewne niezadowolenie wywoływała za to szminka, która odrobinkę się rozmazała i straciła na intensywności. Tańsze zamienniki nie działały: będzie musiała trochę podnieść miesięczny budżet na kosmetyki, nawet jeżeli oznaczało to wzięcie kilku dodatkowych nadgodzin. Chociaż odkąd pracowały, problemy z pieniędzmi odeszły powoli w przeszłość, może obędzie się bez tego. I to mimo tego, że kupiła tę śliczną, niebieską sukienkę i och, no po prostu nie mogła oprzeć się tym czerwonym szpilkom z wystawy u Madame Malkin. Jej nogi wyglądały w nich po prostu bosko – to znaczy, jej nogi zawsze wyglądały bosko, ale w tych szpilkach zwracało to uwagę jeszcze bardziej niż zazwyczaj.
Z wprawą poprawiła makijaż, wrzuciła nieduże lusterko z powrotem do swojej torebki, ważącej tyle, że ktoś mógłby pomyśleć, że Charlotte upchnęła w niej poćwiartowane zwłoki i wparowała do gabinetu Augustusa Rookwooda. Na twarz odruchowo przywołała jeden z najbardziej uprzejmych uśmiechów: Charlotte lubiła uchodzić w Ministerstwie za miłą osobę. Oczywiście, wiedziała, że Rookwood prawdopodobnie nie cierpiał jej jak psa, a ona z kolei nie uważała, aby był godny choćby spojrzenia w jego kierunku, ale zachowywanie pozorów było czymś, co przychodziło jej już równie naturalnie jak oddychanie.
– Panie Rookwood. Przyszłam po raport w sprawie śmierci Sebastiana Whitleya – zaświergotała od progu. – Przywieźli go trzy dni temu, zabił go artefakt nieustalonego pochodzenia.
Morderczy artefakt był teraz w chciwych rękach Charlotte, która badała go w Komnacie Śmierci i z pewnym rozmarzeniem rozmyślała o wszystkich możliwościach, jakie mogłaby zyskać, gdyby odkryła, jak go obsługiwać i zdołała chyłkiem wynieść go z budynku Ministerstwa. Tak czy inaczej, skoro mieli tutaj obiekt doświadczalny, czyli pana Whitleya, to było bardzo przydatne w badaniach. Charlotte i tak odczuwała pewne obrzuenie, że po prostu nie przysłali im na dół całego ciała, a kazali zadowolić się raportem, ale jak się nie ma, co się lubi, to się kradnie, co popadnie. Miała nadzieję, że uda się jej jeszcze położyć ręce na jakichś próbkach. Albo wywołać ducha Sebastiana.