• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Wyspy Brytyjskie Hogsmeade [12.09.72] Zielone i zieleńsze

[12.09.72] Zielone i zieleńsze
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#1
19.06.2025, 20:57  ✶  
Muchomory i astry nie były jednym z najważniejszych sklepów ze składnikami na mapie magicznej Anglii, ale miały tę niewątpliwą zaletę, że nie spłonęły w pożarach, które ogarnęły Anglię. Ocalały zapasy, warsztat, pracownicy, teraz pewnie mający ręce pełne roboty bardziej niż kiedykolwiek. Asortyment był przetrzebiony, gdy dotarły na miejsce już dość późnym wieczorem – zwyczajnie wcześniej nie było kiedy – ale wciąż mogły uzupełnić braki.
A zapasów teraz potrzebowali mnóstwo. Leków przede wszystkim, ale też eliksirów ochronnych, czy po tym, co stało się w Dolinie, wspomagających wzrost roślin, specyfików, które mogły przydać się podczas odbudowy, tych na sen i… lista była długa.
– Wszystko, co macie z tej listy? Poprosiłabym o spakowanie tak, żeby nie porozsypywało się w plecaku – poprosiła Brenna, podsuwając rzeczoną listę sprzedawczyni, a potem przysłoniła nos, próbując stłumić kichnięcie. Gdy ekspedientka udała się na zaplecze, Brenna przez moment zezowała na Heather: było to dość komiczne, bo regularnie ukradkiem zerkała, czy Wood utyka, czy nie, a przy tym sama starała się pilnować, żeby przypadkiem nie utykać – pewnie przychodziłoby jej to bez trudu, gdyby po prostu nie fakt, że nie bardzo miała ochotę dziś siadać choć na chwilę. Kiedy człowiek siadał i odpoczywał, doganiały go myśli, którym wcale nie chciał poświęcać dużo uwagi. Na przykład o tym, że właściwie to tenże człowiek robił wciąż za mało. I że może powinna być gdzieś indziej.
Ale potrzebowali składników, a po tym wszystkim powinna też wygospodarować parę minut, żeby pogadać z Heather.
– Te weselsze kwiaty chyba słabo im schodzą – rzuciła do Heather cicho, a z jej ust wyrwało się westchnienie. W części sklepu, w której królowała kwiaciarnia, leżało kilka wieńców, czekających pewnie na odbiór, bez wątpienia pogrzebowych, bolesne przypomnienie, że nic nie było w Anglii w normie: nic szybko do niej nie wróci. Brenna przesunęła palcami po wstążce jednego z bukietów na sprzedaż, zaklętego pewnie, aby dłużej wytrzymał, chwilowo wetkniętego w kąt pomieszczenia.
Pomyślała o kwiatach, które rosły do niedawna przed ich domem: miały dokładnie taki sam kolor, zanim spowiły je popioły.

!Trauma Ognia


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Czarodziejska legenda
Przeciwności losu powodują, że jedni się załamują, a inni łamią rekordy.
Los musi się dopełnić, nie można go zmienić ani uniknąć, choćby prowadził w przepaść. Los objawia nam swoje życzenia, ale na swój sposób. Los to spełnione urojenie. Los staje się sprawą ludzką i określaną przez ludzi.

Pan Losu
#2
19.06.2025, 20:57  ✶  
Nie dotykają się żadne omamy, ale trauma ognia pozostaje silną. Kiedy w trakcie trwania tej sesji widzisz płomienie, na moment zastygasz w bezruchu przepełniony strachem. Wydaje ci się, że nadchodzą. Kto? Oni... One? Te istoty złożone z dymu i lęków...
Gówniara z miotełką
She had a mischievous smile, curious heart and an affinity for running wild.
Heather mierzy 160 cm wzrostu. Jest bardzo wysportowana, od dzieciaka bowiem lata na miotle, do tego zawodowo grała w quidditcha. Włosy ma rude, krótkie, nie do końca równo obcięte - gdyż obcinał je Charlie po tym, jak większość spłonęła podczas Beltane. Twarz okrągłą, obsypaną piegami, oczy niebieskie, czają się w nich iskry zwiastujące kolejny głupi pomysł, który chce zrealizować. Porusza się szybko, pewnie. Ubiera się głównie w sportowe rzeczy, ceni sobie wygodę. Głos ma wysoki, piskliwy - szczególnie, kiedy się denerwuje. Pachnie malinami.

Heather Wood
#3
20.06.2025, 15:43  ✶  

Sporo się ostatnio działo. Wiele spraw musiało być załatwionych od ręki. Jedną z nich było uzupełnienie zapasów. Jak wiadomo Ruda należała do tych czarodziejów, którzy nie musieli przejmować się jakoś szczególnie zawartością swojego portfela, zamierzała nieco pomóc Brennie w zakupach. Ona w przeciwieństwie do Longbottomów nie straciła podczas pożarów rodzinnej posiadłości, nie musiała się martwić tym, czy będzie miała gdzie mieszkać, mogła więc wyskoczyć z hajsu. Czego się nie robi dla znajomych i przyjaciół, co nie?

Lekarstwa, które przyjęła tamtej pamiętnej nocy pomogły jej, jednak nie zaleczyły do końca jej złamania. Na szczęście mieszkała z uzdrowicielem, który obdarzył ją odpowiednią opieką. Nieco utykała. Nie wróciła jeszcze w pełni do zdrowia, ale nie było z nią źle, jeszcze kilka dni i wszystko powinno być w najlepszym porządku. Nie martwiła się tym szczególnie, jej ostatnie starcie z śmierciożercami w Beltane zakończyło się dużo gorzej, wtedy wylądowała w Mungu i nie mogła pracować przez kilka tygodni. Tym razem stała się ofiarą spanikowanego tłumu, nikt nie zrobił jej krzywdy osobiście to też było nieco pocieszające, chociaż chętnie spotkałaby się z kimś z tych pojebów twarzą w twarz. Pokazałaby im gdzie jest ich miejsce...

Longbottom wyglądała jej na zmęczoną, Ruda podejrzewała, że miała sporo do zrobienia po tym, co się wydarzyło. Mogłaby jej nieco pomóc, gdyby tylko Brenna była chętna do oddelegowania swoich obowiązków, wiedziała jednak, że to się raczej nie wydarzy. Znała ją już bardzo dobrze i potrafiła rozgryźć jej sposób działania.

Nie przeszkadzała Bren gdy ta składała zamówienie, tak naprawdę sama nie do końca wiedziała, czego potrzebują, nie da się ukryć, że jeśli o to chodzi nadal była ogromną ignorantką.

- Ludzie chyba nie mają czego świętować. - Powiedziała cicho, po czym przeniosła wzrok na kwiaty, faktycznie tych kolorowych było tutaj zdecydowanie więcej. Cóż, wydarzyła się kolejna tragedia, ludzie musieli chować swoich bliskich, wszystko przez tych popapranych fanatyków, którzy chcieli przejąć władzę nad światem.

- Pewnie niedługo to się zmieni. - Musieli wrócić do normalności, chociaż, czy faktycznie było to możliwe? Coraz częściej działy się podobne tragedie, powoli zaczynali do nich przywykać, co też nie było zdrowe, bo wreszcie wypadałoby odpowiednio zająć się problemem.

Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#4
20.06.2025, 18:32  ✶  
Brenna po prawdzie też niezbyt się znała na przygotowywaniu eliksirów, a nazwy niektórych ziół kojarzyła tylko dlatego, że widywała je w ogródku Dory czy na parapecie w klubokawiarni. Dlatego o naszykowanie takich list prosiła zwykle innych i trzymała już w notatniku kopię jednej z nich, z tymi najpopularniejszymi komponentami.
Ten notatnik spłonął, bo został w biurku w Warowni.
– Możemy świętować, że żyjemy – westchnęła Brenna, ostatecznie sięgając po jeden z bukietów i oglądając go przez chwilę krytycznie. – Zdaje się, że podobne podarki składa się na ołtarzu w Mabon.
Nigdy nie była niesamowicie religijna: wychowywała się w rodzinie gliniarzy, a taka praca bardzo szybko oduczała człowieka z wiary w cokolwiek. Wyprawa Zimnych do Limbo, wspomnienia tkwiące w ich głowach, wszystkie przedziwne rzeczy, dziejące się w Anglii, pragnienie uwierzenia, że faktycznie można zwrócić się do dowolnej siły wyższej, a także jakieś dziecięce odruchy, tradycje zakorzenione w społeczeństwie, które powtarzało się rok po roku, sprawiały, że Brenna nie wykluczała pojawienia się w siedzibie kowenu w Mabon. Mogła zostawić trochę monet za podarek, na którego zrobienie samej nie będzie miała czasu, a i brakowało jej do takich spraw talentu.
Brenna wiedziała, że jest w tym trochę hipokryzji, ale nawet nie zamierzała teraz z tym walczyć.
– Chcesz potem siąść na chwilę gdzieś poza wioską? – spytała, bardzo starając się nie patrzeć na nogę Heather. Trochę miała wyrzuty sumienia, że w ogóle ją wyciągnęła z łóżka, ale z drugiej strony była też pewna, że gdyby tego nie zrobiła, Wood wstałaby sama i ostatecznie lepiej, aby ktoś jednak jej w tych pierwszych przechadzkach po uszkodzeniu kończyny towarzyszył. Normalnie proponowałaby, aby poszły odpocząć w Trzech Miotłach, ale to były ostatnie dni lata, i tutaj, z dala od linii Zadrapania wydawało się jakoś mniej ponure, a Spalona Noc odcisnęła się nie tylko na ciałach, lecz i umysłach. Heather była młoda. I widziała tej nocy naprawdę wiele cierpienia. Poza tym ich rozmowa mogła zboczyć na tematy, których wolała nie poruszać w miejscu, w którym tuż obok będzie siedzieć kilku czarodziejów. – Możemy kupić po drodze kremowe piwo w Trzech Miotłach. W sumie to wezmę parę butelek…
Tak do zapasów w Księżycowym Stawie. Brenna niewiele mogła teraz zrobić, aby osłodzić przyjaciołom z Zakonu życie, i nie była pewna, na ile takie drobiazgi jak kremowe w szafce w ogóle miały znaczenie, ale zamierzała próbować.

Rzut pierwszy z dwóch ewentualnych, korzystając z przewagi bogacz, zgodnie z opisem w temacie.
Rzut 1d100+40 - 45 +40 = 85


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Gówniara z miotełką
She had a mischievous smile, curious heart and an affinity for running wild.
Heather mierzy 160 cm wzrostu. Jest bardzo wysportowana, od dzieciaka bowiem lata na miotle, do tego zawodowo grała w quidditcha. Włosy ma rude, krótkie, nie do końca równo obcięte - gdyż obcinał je Charlie po tym, jak większość spłonęła podczas Beltane. Twarz okrągłą, obsypaną piegami, oczy niebieskie, czają się w nich iskry zwiastujące kolejny głupi pomysł, który chce zrealizować. Porusza się szybko, pewnie. Ubiera się głównie w sportowe rzeczy, ceni sobie wygodę. Głos ma wysoki, piskliwy - szczególnie, kiedy się denerwuje. Pachnie malinami.

Heather Wood
#5
20.06.2025, 19:46  ✶  

- Wiesz Brenn, nigdy nie byłam szczególnie wierząca... - Jasne, Ruda pojawiała się na sabatach, świętowała je dla samego świętowania, ale w jej przypadku nie niosło to ze sobą niczego głębszego. Lubiła spędzać czas z rodziną, czy przyjaciółmi, a sabaty były idealnym momentem, aby spotkać się w dużym gronie. Przede wszystkim z tym to się dla niej wiązało, nie z jakimś mistycyzmem czy innymi cudami na kiju.

- Ale fakt, to że przeżyłyśmy jest całkiem niezłym powodem do świętowania. - Nie mogłyby chyba znaleźć lepszego, szczególnie zważając na to, co spotkało innych. Nie wszyscy mieli tyle szczęścia, nie każdy przeżył tamtą noc. Naprawdę wiele osób straciło życia. Śmierciożercy zaczęli panoszyć się coraz bardziej, pokazywać swoją przewagę, powinni coś z tym zrobić, przygotować się na najgorsze. Oczywiście najpierw wypadało wylizać rany, bo sporo znajomych zostało rannych, czy straciło dach nad głową, ale to nie był koniec. Odrodzą się silniejsi, tego była pewna.

- Chętnie, nie spieszysz się nigdzie? - Wolała się o to zapytać, bo miała świadomość, co wydarzyło się w Warowni, głupio by jej było, gdyby zatrzymywała Brennę ze sobą, kiedy ta miała na pewno pilniejsze rzeczy do załatwienia, oczywiście, że nie miałaby jej tego za złe, wiedziała, jak wyglądała sytuacja.

Spacer na pewno dobrze jej zrobi, musiała się rozruszać, aby wrócić w pełni do formy, bo noga jeszcze nie do końca działała jak trzeba, ale nie zamierzała się mazać, na pewno jeszcze kilka dni i wszystko wróci do normy, nie był to jej pierwszy raz ze złamaną kończyną. Jako zawodowa graczka qudditcha wiele razy zaliczyła podobne urazy. Za każdym razem stawała się dzięki nim coraz silniejsza.

- Warto korzystać z pogody, to ostatnie letnie dni. - Ruda lubiła spędzać czas na świeżym powietrzu, więc wydawało jej się to być najlepszą z możliwych opcji, już niedługo przecież miała nadejść jesień i skończą się podobne możliwości, jedna, czy dwie butelki kremowego piwa jeszcze nikomu nie zaszkodziły, a przynajmniej nie będą musiały uważać na to, o czym będą rozmawiały, tutaj ściany mogły mieć uszy, nigdy nie wiadomo, kto siedzi przy stoliku obok.

Ruda poprosiła o podobne zamówienie, co Brenna, sama nie do końca wiedziała, co powinna kupić, póki co Longbottom zresztą nie musiała wiedzieć, że zamierza się tym podzielić. Uiściła odpowiednią opłatę, ba nawet zostawiła napiwek, nie musiała się przejmować pieniędzmi, była w końcu bogata.



Rzucam tak samo
Rzut 1d100+40 - 12 +40 = 52
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#6
22.06.2025, 14:24  ✶  
– Ja raczej też nie. Bardziej chyba… z przyzwyczajenia, bo to część czarodziejskich tradycji – przyznała Brenna. Może jako dziecko, ale praca naprawdę uczyła pewnego sceptycyzmu. Jednocześnie jednak dorastała pośród tych zwyczajów i w pewnym sensie w nią wrosły. Pewnie po części dlatego ostatecznie zapłaciła zarówno za dzieło florystek, jak i za torby ze składnikami, które wręczyła jej ekspedientka. Zwłaszcza, że wątpiła, by w najbliższym czasie mogła zamówić coś lepszego: normalnie pewnie poszłaby do Nory, ale ta po Spalonej Nocy miała ręce pełne roboty. Nawet tutaj było widać, że i pracownice zwykle zajmujące się kwiatami, teraz poświęcały tym wyrobom trochę mniej czasu niż zazwyczaj, pewnie pomagając przy innych rzeczach. – Myślę, że pół godziny spokojnie znajdę – stwierdziła, posyłając Heather uśmiech. Bywała pracoholiczką, a po Spalonej Nocy było jeszcze gorzej niż po Beltane, ale Brenna dawno temu obiecała sobie, że nie stanie się taka jak niektórzy „wujkowie” czyli koledzy z pracy ojca, a potem jej właśni – którzy poza tą pracą przestawali widzieć świat, ludzi, łamali obietnice i nie zauważali, kiedy potrzebowali ich przyjaciele i rodzina.
– To dla Camerona? – spytała jeszcze, widząc, że Wood też postanowiła zaopatrzyć się we wszystko, co tylko im tutaj zostało, a mogło pomóc w przygotowywaniu podstawowych eliksirów do apteczki. Upakowała składniki ostrożnie w plecaku, a pudełeczko z zamówieniem na Mabon wzięła do ręki, a potem skierowała się do wyjścia.
Idąc przez Hogsmeade można było prawie uwierzyć, że wszystko jest… normalnie. Widoki były tak różne od tych w Londynie i Dolinie Godryka, że Brenna miała wrażenie, jakby trafiły wręcz do innego świata. W ostatnich dniach oglądała głównie ruiny, domy ocalałe, ale wciąż noszące ślady osmalenia, rzemieślników, uwijających się z wymianami szyb, drzwi, naprawami dachów czy nakładającymi nowe zabezpieczenia. Tutaj wszystko było prawie tak samo, jak w dawnych, beztroskich czasach szkolnych.
Tylko może ludzie zdawali się trochę bardziej przygnębieni, bardziej zagonieni. Mieszkańcy Hogsmeade znaleźli się daleko od tej katastrofy, ale nie oznaczało to, że nie mieli bliskich, którzy ucierpieli i że nie zatrudniano ich, by pomogli usuwać skutki Spalonej Nocy.
– Możemy podejść do jeziora, tędy chyba będzie krócej… – rzuciła Brenna, gdy już do plecaka dorzuciła też parę butelek kremowego piwa i wyszły poza wioskę, na zielone wzgórza. Zielony łuk, do którego się zbliżały, nie zwrócił jej uwagi jakoś szczególnie: w pobliżu Hogsmeade zawsze pełno było ruin, dziwacznych rzeźb czy drzew, które wyglądały tak, jakby mogły w każdej chwili ożyć.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Gówniara z miotełką
She had a mischievous smile, curious heart and an affinity for running wild.
Heather mierzy 160 cm wzrostu. Jest bardzo wysportowana, od dzieciaka bowiem lata na miotle, do tego zawodowo grała w quidditcha. Włosy ma rude, krótkie, nie do końca równo obcięte - gdyż obcinał je Charlie po tym, jak większość spłonęła podczas Beltane. Twarz okrągłą, obsypaną piegami, oczy niebieskie, czają się w nich iskry zwiastujące kolejny głupi pomysł, który chce zrealizować. Porusza się szybko, pewnie. Ubiera się głównie w sportowe rzeczy, ceni sobie wygodę. Głos ma wysoki, piskliwy - szczególnie, kiedy się denerwuje. Pachnie malinami.

Heather Wood
#7
29.06.2025, 21:47  ✶  

- Trochę tak, wiele rzeczy robi się z przyzwyczajenia, tak właściwie. - Nie wnikało się szczególnie w ich cel, tylko w powtarzalność. Sabaty wiązały się z dosyć hucznym świętowaniem, a że Wood jeszcze była młoda, to lubiła pojawić się między ludźmi i całkiem nieźle przy tym bawić. Cel tych spotkań nie zawsze miał dla niej znaczenie, bardziej liczyło się to, że znajdowały się wokół niej bliskie jej osoby.

- To dobrze, ostatnio nie mamy zbyt wiele czasu dla siebie. - Każda z nich potrzebowała odetchnąć, wiedziała, że to raczej nie było w stylu Brenny, jednak cieszyło ją to, że znalazła dla niej chwilę mimo tego, co aktualnie działo się w jej życiu. Do Rudej doszły słuchy o tym, co stało się z Warownią, nie potrafiła sobie póki co wyobrazić ile czasu zajmie im doprowadzenie tego miejsca do stanu używalności, a przecież była to bezpieczna przestrzeń dla wielu osób. Dobrze, że mieli jeszcze Staw, który mógł stać się tymczasową kryjówką.

- Część dla Camerona, a część dla Ciebie i nie, nie zaczynaj się sprzeciwiać, mam kasę, mogę dorzucić się do tego, aby nasi przyjaciele mieli składniki, by nas wspierać. - Znała Longbottomównę na tyle, żeby wiedzieć, że ta odruchowo odrzuci jej wsparcie, dlatego ją uprzedziła.

Przyjęła podarek zrobiony na Mabon, zapłaciła za niego, ale gdy tak na niego spoglądała, zastanawiała się, czy faktycznie wart był własnej ceny. Nie była szczególnym estetą, ale nawet jej wydawał się on być dość brzydki, może niezbyt się znała? Cóż, o gustach się nie dyskutuje, czy coś...

Wyszły w końcu ze sklepu i ruszyły przed siebie. Szła obok Brenny dotrzymując jej tempa, miała wrażenie, że przemierzają wioskę wolniej niż zwykle... nie, żeby i jedna i druga zostały dość mocno pokiereszowane podczas Spalonej Nocy... Nie, to na pewno nie przez to.

- To dobry pomysł, im szybciej się tam znajdziemy, tym więcej będziemy miały czasu dla siebie. - Skórty zawsze były najlepszą możliwością, bo powodowały oszczędzanie czasu, którego one dwie nie miały teraz zbyt wiele, więc wydawało jej się to idealnym rozwiązaniem. Przecież znały okolicę, nie było szansy na to, aby się tutaj zgubiły. Ta, jasne...

Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#8
30.06.2025, 08:14  ✶  
– W porządku, nie będę. Działamy razem – ustąpiła Brenna. Czy lubiła wykorzystywać cudze pieniądze? Niezbyt. Ale jednocześnie zdawała sobie sprawę z tego, że sama jedna nie sfinansuje wszystkich potrzeb i że nie powinna: nie, kiedy monety były tym, co mogli wnieść także inni. – Udało się wam doprowadzić do porządku wasze mieszkanie? – spytała, idąc przed siebie: rzeczywiście wolniej niż zwykle, bo na ogół Brenna poruszała się szybkim tempem, stawiając długie kroki.
Ledwo przekroczyły żywopłot, otoczyły ich rośliny, rozmieszczając się wokół z prędkością błyskawicy i głośnym szelestem gałązek. Brenna niemal w tej samej chwili wypuściła z dłoni pudełko i uniosła za różdżkę, próbując otoczyć je ochronną tarczą. Odruchowo obróciła się przy tym tak, by stanąć plecami do Heather i zyskać szerszy zasięg widzenia.
Ale nikt ich nie zaatakował. Nie nadleciały żadne zaklęcia. Otaczał je teraz żywopłot, tak wysoki, że stały w głębokim cieniu i Brenna musiała zadrzeć głowę, aby zobaczyć skrawek nieba.
- Co do licha... - mruknęła, trochę już spokojniejsza, ale jeszcze wcale nie uspokojona zupełnie. Przez moment stała jeszcze w miejscu, czekając, czy coś się stanie, ale nie wyłapała żadnego ruchu, żadnych odgłosów, niczego, co świadczyłoby o tym, że są w niebezpieczeństwie.
Za nimi, tam gdzie przed chwilą znajdował się łuk, przez który przeszły, wznosiła się jednolita, ciemnozielona ściana. Brenna przykucnęła, podniosła kamyczek i rzuciła nim w roślinność, ale żywopłot nijak "nie zareagował". Może było to głupie, ale po tym, co rośliny wyprawiały latem i spotkaniu z morderczymi stokrotkami u boku Olivii Brenna wcale nie była pewna, czy ten żywopłot nie postanowi ich nagle pożreć.
– Kiedy myślę, że już nic mnie nie zaskoczy, świat lubi mi udowadniać, że jednak ma jeszcze parę niespodzianek w zanadrzu – oceniła w końcu, zerkając na Heather. – Różdżka w dłoń i… hm… obserwuj zieleninę, czy na przykład nie spróbuje mnie udusić, jak tamte drzewa, gdy zrobię parę kroków do przodu – rzuciła do młodszej Brygadzistki, po czym podniosła to pudełko i powoli, z różdżką wyciągniętą przed siebie, ruszyła żywopłotowym korytarzem. Brenna naczytała się dostatecznie wielu książek, aby wyobraźnia podsuwała jej usłużnie obrazy potworów wyłaniających się zza rogu i niebezpiecznych pułapek. Gdy jednak dotarła do zakrętu, zobaczyła po prostu dwa kolejne korytarze, oba identyczne. – To chyba labirynt. Nie wiedziałam, że koło Hogsmeade są jakieś labirynty – powiedziała, na wszelki wypadek wyciągając z kieszeni landrynki. I tym razem pomyślała o Jasiu i Małgosi…



rozproszenie, na ochronną tarczę
Rzut Z 1d100 - 10
Akcja nieudana


percepcja, szukanie wyjścia
Rzut PO 1d100 - 72
Sukces!


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Gówniara z miotełką
She had a mischievous smile, curious heart and an affinity for running wild.
Heather mierzy 160 cm wzrostu. Jest bardzo wysportowana, od dzieciaka bowiem lata na miotle, do tego zawodowo grała w quidditcha. Włosy ma rude, krótkie, nie do końca równo obcięte - gdyż obcinał je Charlie po tym, jak większość spłonęła podczas Beltane. Twarz okrągłą, obsypaną piegami, oczy niebieskie, czają się w nich iskry zwiastujące kolejny głupi pomysł, który chce zrealizować. Porusza się szybko, pewnie. Ubiera się głównie w sportowe rzeczy, ceni sobie wygodę. Głos ma wysoki, piskliwy - szczególnie, kiedy się denerwuje. Pachnie malinami.

Heather Wood
#9
07.07.2025, 22:59  ✶  

- Cieszy mnie to. - Dodała z uśmiechem, bo wiedziała, że to wcale nie było takie oczywiste. Nie w przypadku Brenny, która nie lubiła korzystać z funduszy innych osób. Ruda jednak nie mogła narzekać, miała naprawdę ogromny majątek, nie odczuje wcale kosztu tych zakupów, to było dla niej nic takiego. Nie kryła się nigdy z tym, że może pomóc finansować część wydatków Zakonu, nie widziała w tym nic złego, szczególnie, że nie wszyscy jego członkowie byli majętni. Musieli się wspierać w tym względzie.

- Nasze mieszkanie nie ucierpiało, aż tak jak Warownia. - Miała świadomość, że Longbottomowie nie mieli tyle szczęścia co ona. Oberwali bardzo mocno, martwiło ją to, bo to mogło sugerować, że stali się już oficjalnie celem popleczników Voldemorta. Prędzej, czy później mogło do tego dojść, bo przecież jako jedni z nielicznych wśród czystokrwistych walczyli z Czarnym Dzbanem.

Wood nie spieszyła się szczególnie. Jej noga jeszcze nie wróciła do normalności, obie zresztą nie były w najlepszej formie po pożarach, chociaż udawały, że wszystko jest w najlepszym porządku i nie rozmawiały na temat swoich urazów jakoś za bardzo.

Znalazły się w labiryncie, właściwie to kiedy zrobiła krok myślała, że wchodzą po prostu za żywopłot, dosyć szybko dotarło do niej jednak, że to nie był zwyczajny żywopłot. Otoczyły je rośliny i odcięły wyjście. Westchnęła jedynie ciężko - nie mogło obyć się bez żadnych przygód, czyż nie?

Wyciągnęła różdżkę - gotowa do ataku. Nie miała pojęcia, co właściwie się wydarzyło. Musiała być czujna i reagować, nie mogły założyć w końcu, że ktoś nie postanowił ich zaatakować.

- Nie wiem, nie znam się na roślinach. - Powiedziała jeszcze, bo w końcu to nie była jej roślina, a te krzaki wyglądały na jakieś opętane, może tak po prostu miały? Wiedziała, że można było spotkać na tym świecie naprawdę różne rośliny, które potrafiły zaskakiwać, ale na tym kończyła się jej wiedza. Pamiętała o drzewach, które smyrały ją swoimi gałęziami, może to było coś podobnego.

- Myślę, że raczej zawsze warto pozostawić przestrzeń na kolejne niespodzianki. - Na pewno w tych czasach, w których aktualnie przyszło im żyć. Tutaj zawsze coś się działo.

- Tylko uważaj, nie daj się im. - Jeszcze tego brakowało, żeby udusiły ją gałęzie po tym, jak przetrwała Spaloną Noc. Machnęła jeszcze różdżką, tak prowizorycznie w stronę krzaków, żeby rozproszyć ewentualną magię.

Ruszyła za Longbottom, nie zamierzała zostawać w tyle, bo nie do końca wiedziała, czego powinna się spodziewać.

- Labirynt? Może to coś nowego, nie pamiętam, żebym jakiś tutaj widziała. - Ostatnio działy się przecież różne anomalie, coś mogło się zmienić w topografii Hogsmeade.



Rzut Z 1d100 - 27
Akcja nieudana
◉◉◉○○ rozproszenie
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#10
10.07.2025, 13:58  ✶  
Musiała postarać się, by utrzymać pogodny wyraz twarzy, gdy Heather wspomniała o Warowni. Sam atak nie był dla niej zaskoczeniem: to, jak łatwo popiół i ogień pokonały wszystkie czary ochronne, stanowiło już szok. Brenna nigdy nie powiedziałaby tego głośno, ale Warownia już nie istniała. Mogli odbudować dom, to co najważniejsze – czyli mieszkańcy – ocalało, ale było już jasne, że jeśli istnieje jakieś bezpieczne miejsce w całej Anglii, to jest nim wyłącznie Hogwart.
Teraz to będzie po prostu dom Longbottomów, bo ostatecznie tym się okazał: zwykłym budynkiem. I Brenna kochała go dalej, chciała, by został odbudowany, ale jej odczucia były skomplikowane, a nie było mowy, aby zdołała się z nimi uporać teraz, gdy były dużo ważniejsze rzeczy do ogarnięcia.
– Wciąż pewnie macie trochę sprzątania, a ogarnianie tego z tą nogą nie jest łatwe. Nie stało się tam nic dziwnego? W niektórych budynkach pojawiły się runy, ślady dłoni i inne, dziwne rzeczy – zdążyła jeszcze powiedzieć, zanim całą jej uwagę ściągnął żywopłotowy labirynt.
Szła powoli do przodu, kilka kroków przed Heather, zostawiając tu i ówdzie landrynkę, ot żeby wiedziały, gdyby zaczęły krążyć w kółko. Czar Wood nie zadziałał – trudno było powiedzieć, czy magii labiryntu nie dało się rozproszyć, czy może po prostu zaklęcie było nieudane.
– Ostatnio zaczynam coraz bardziej żałować, że średnio uważałam na lekcjach zielarstwa. A to próbują mnie udusić diabelskie sidła, a kogoś ujebie tentakula… – …chociaż to był Stanley Borgin i żałowała wręcz, że ostatecznie udało się ustalić dzięki innemu Brygadziście, co mu dolega… - …a to łapie nas oszalały żywopłot? Totalnie powinnam sięgnąć po książki przyrodnicze – oceniła Brenna. Skręciła w dobrą stronę, przynajmniej na razie, bo nie natknęły się z powrotem na landrynki, ale zaraz stanęli przed kolejnym rozwidleniem i Brenna przystanęła, zastanawiając się, w którą stronę skręcić teraz. – Jestem ciekawa, jak szybko zaczną nas szukać, jeśli tu utkniemy. I czy wpadną na to, że utknęłyśmy w dziwacznym, magicznym labiryncie… Ten roślinny łuk był tutaj wcześniej, kiedyś nawet go sobie oglądałam, ale nie przeszłam pod nim… Trzeba będzie potem podpytać miejscowych – orzekła, optymistycznie zakładając, że jednak dadzą radę jakoś stad wyjść. Byłoby mimo wszystko głupio, gdyby za parę lat ktoś odnalazł ich kości, bo umarły tutaj, pokonane przez żywopłot. – Hej, wyznaczyliście już datę? – rzuciła beztrosko, skręcając w kolejną, żywopłotową alejkę.

Percepcja, szukanie wyjścia
Rzut PO 1d100 - 8
Akcja nieudana


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Brenna Longbottom (2941), Pan Losu (40), Heather Wood (2535)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa