• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Klinika magicznych chorób i urazów v
1 2 Dalej »
[09.09.72] Brenna & Basilius

[09.09.72] Brenna & Basilius
Czarodziej
*sigh*
Szczupły i dość wysoki (183 cm) mężczyzna o czarnych lokach i brązowych oczach. Często wydaje się być blady i zmęczony, a jego dłonie są niemal zawsze zimne. Na codzień stara się ubierać w miarę elegancko.

Basilius Prewett
#1
21.06.2025, 01:19  ✶  
Basilius nawet nie próbował ukrywać już tego, że miał ochotę kogoś zamordować. Bo oczywiście, że eliksir nie mógł po prostu naprawić kość Atreusa. Nie! Nie dość, że jego kuzyna czekał teraz dłuższy czas rekonwalescencji, to jeszcze on podczas swojej przerwy musiał porządkować te składniki. To znaczy nie musiał, ale inaczej dostałby szału. W sensie dalej dostawał szału, ale to był inny szał, niż ten który dostałby gdyby zignorował szkody w szafce.

Akurat w pracowni był sam i na całe szczęście udało mu się uporządkować wszystko w takim czasie, że zdąży jednak jeszcze napić się herbaty. Nie. Nie herbaty. Kawy. To nie był dzień, aby podejmować zdrowe decyzję dla swojego organizmu. To był dzień, który musiał po prostu przeżyć.
Ale nie było tak źle. Musiał jeszcze tylko zanieść kilka fiolek do innego magazynku, który znajdował się poza pracownią, chyba tylko po to aby go jeszcze badzziej wkurzyć.

Żałował, że Florence nie było dzisiaj w szpitalu. Miał wrażenie, że wtedy przynajmniej ktoś mógłby podzielać jego irytacje, a tak to czuł się tutaj naprawdę sam.
Poza tym naprawdę się o nią martwił.

I akurat kiedy wyszedł z pracowni i zbliżał się do pobliskiego magazynku zobaczył... Obiekt swojej najnowszej afery, którą zaraz zamierzał urządzić pewnej konkretnej osobie.

Brenna wyglądała jak ktoś kto powinien spędzić kolejny tydzień leżąc i śpiąc. Zdecydowanie nie powinna więc chodzić sobie po korytarzach Munga. Wyglądała naprawdę źle, a Basilius chyba miał dosyć incydentów z udziałem pacjentów, by ryzykować, że i Longbottom zaraz coś sobie zrobi.
– Nie, nie. Po prostu nie – powiedział na dzień dobry. Był blady jak ściana, bolała go głowa, a sińce pod oczami jedynie udoskonalały ten obraz zmęczenia, który sobą dzisiaj prezentował, ale nie przeszkadzało mu to, ani trzymana w ręku skrzynka z buteleczkami, aby mówić naprawdę głośno. I jeszcze głośniej. I głośniej. – Nie. Brenno. Nie. Kurwa mać, z całym szacunkiem, cieszę się, że żyjesz, ale jeśli zaraz nie wrócisz do łóżka to sam cie zabiję. Czy ty widzisz jak wyglądasz? Zaraz się wywalisz na schodach, a ostrzegam, ze najwyraźniej ten szpital nie umie nawet przygotować dobrego wywaru na porost kości! Co tu w ogóle robisz? Dlaczego? Czy ktoś nie powinien cię pilnować? Proszę powiedz, że uciekasz przed mordercą, a nie postanowiłaś się wpisać. Cokolwiek.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#2
21.06.2025, 07:36  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 21.06.2025, 07:41 przez Brenna Longbottom.)  
Na widok Basiliusa Brenna, która właśnie zeszła po schodach (trzymając się poręczy, zamiast zbiegać z nich i przeskakiwać co drugi schodek, jak to miała w zwyczaju), nawet się ucieszyła i już – już otwierała usta, by spytać, jak jego rodzina… ale nie dostała na to szansy. Bury wysłuchała, trochę zbyt nią oszołomiona, żeby zareagować, a trochę, bo Basilius wyglądał jak człowiek doprowadzony do absolutnej ostateczności. Może faktycznie próbowałby ją zamordować.
Chociaż uważała, że był trochę niesprawiedliwy. Owszem, wyglądała nie najlepiej, ale jak na obecne standardy Munga, to wcale nie było tak źle, gdy mieli tu pełno pacjentów całkiem poparzonych, przeklętych, połamanych! Trafiła tutaj po „godzinach szczytu”, dopiero koło dziesiątej, i zdążyła wcześniej trochę się doczyścić oraz zgarnąć z mieszkania za dużą bluzę z myślą, że szpitalnych pewnie zabraknie, a jej ubranie nadawało się już tylko na ścierki. Jej obrażenia nie były też jakoś ogromnie widowiskowe – ot miała w tej chwili zaczerwienione oczy, obandażowane oba kolana i unieruchomiony nadgarstek i skóra tu i ówdzie jeszcze się leczyła po poparzeniach. Większość poparzeń schodziła po podaniu odpowiednich eliksirów, dostała coś do oczu, rana na dłoni się szybko zasklepiała.
Zatrzymano ją na dłużej trochę przez zatrucie dymem (na które też dostała jakieś uzdrowicielskie specyfiki), trochę przez jej własną głupotę – bo kiedy masz złamane żebro, rozbite kolana i pęknięty nadgarstek nie powinieneś nosić innych ludzi ani gruzów, bo możesz coś zerwać albo zamienić pęknięcie na złamanie, i tak stało się w jej przypadku. A trochę chodziło o to, że nie mając czasu szukać kart pacjentów najpierw podano jej dużo za małe dawki, potem na wszelki wypadek za duże, a potem do mieszanki specyfików trzeba było dorzucić te uspokajające, kiedy z jakichś powodów wpadła w panikę na widok ognia na kominku (o co było jej bardzo wstyd). Nie chcąc ryzykować, że będzie robić problemy, znowu podano jej trochę tychże środków za dużo i w konsekwencji Brenna była w tej chwili zwyczajnie naćpana lekami.
Może gdyby nie to, nie postanowiłaby się grzecznie zwlec z łóżka, by faktycznie w herbaciarni i sklepie szpitalnym szukać książek (bo nie było innego źródła, z którego mogłaby je wziąć – nie dałaby rady się teraz teleportować, a poza tym spora część jej zbiorów spłonęła). Nikt nie próbował jej zatrzymać: uzdrowiciele mieli ważniejsze rzeczy do roboty, a ona nie miała napisanego na czole, że była podduszona, wzięła za dużo leków i jestem tak głupia, że obicie kolana zamieniłam w zerwanie rzepki. Ot trochę utykała i omal nie wpadła w drzwi, zapominając ich otworzyć, dziś w Mungu, gdzie ludzie byli połamani, pokrwawieni albo nawet stracili kończyny nikt nie zwracał na nią wielkiej uwagi.
Jakaś jej część wiedziała, że powinna być teraz zupełnie gdzieś indziej. Ale jakaś inna jej część szeptała, że może lepiej. Gdy umysł zdawała się przyćmiewać mgła, kiedy wydarzenia tej nocy wydawały się snem, łatwiej było znosić rzeczywistość. I przecież, gdyby nawet była cała i zdrowa... Co takiego by to zmieniło?
– Ja tylko kupowałam książki – wyjaśniła w końcu obronnym tonem, jakby to była najrozsądniejsza i najzwyczajniejsza rzecz pod słońcem, i faktycznie, pod ramieniem niosła kilka książek. – Powiedzieli, że nie mogę wyjść, póki… W sumie to nie jestem pewna. – Prawdopodobnie póki leki działały tak, jak działały, i nie upewnią się, że podali jej właściwe szkiele wzro na ten nadgarstek, i nie wyrośnie jej na przykład trzecia ręka, i przynajmniej jedno kolano "nie naprawi się" po eliksirach. - Chciałbyś, żeby był tutaj morderca? Wolałabym przed żadnym nie uciekać. Chyba biegałabym teraz wolniej niż zwykle. Niesiesz to tutaj, o? Z twoim rodzeństwem wszystko dobrze? Kiedy ostatni raz spałeś? – wyrzuciła z siebie, zdrową ręką sięgając do drzwi magazynku, żeby otworzyć je przed Basiliusem, obarczonym ciężarem skrzynki z buteleczkami. – Hej, mam chyba książkę twojej ulubionej autorki… – przypomniała sobie nagle, gdy do umysłu, zaćmionego lekami przedarło się wspomnienie powieści porozkładanych w jego sypialni.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Czarodziejska legenda
Przeciwności losu powodują, że jedni się załamują, a inni łamią rekordy.
Los musi się dopełnić, nie można go zmienić ani uniknąć, choćby prowadził w przepaść. Los objawia nam swoje życzenia, ale na swój sposób. Los to spełnione urojenie. Los staje się sprawą ludzką i określaną przez ludzi.

Pan Losu
#3
21.06.2025, 07:37  ✶  
Nie dotykają się żadne omamy, ale trauma ognia pozostaje silną. Kiedy w trakcie trwania tej sesji widzisz płomienie, na moment zastygasz w bezruchu przepełniony strachem. Wydaje ci się, że nadchodzą. Kto? Oni... One? Te istoty złożone z dymu i lęków...
Czarodziej
*sigh*
Szczupły i dość wysoki (183 cm) mężczyzna o czarnych lokach i brązowych oczach. Często wydaje się być blady i zmęczony, a jego dłonie są niemal zawsze zimne. Na codzień stara się ubierać w miarę elegancko.

Basilius Prewett
#4
03.07.2025, 02:12  ✶  
Ja tylko kupowałam książki.
Basilius wziął głęboki oddech.
– Kto ci sprzedał tę książkę i puścił samą z powrotem. Chcę tylko porozmawiać – powiedział zaskakująco spokojnie jak na stopień swojego sfrustrowania. – Nie, nie chciałbym, aby był tutaj morderca. Po prostu... Nie ważne. – Krzyczenie na otumanioną lekami Brennę, chyba nie miało zbyt wielkiego sensu. – Tak. Rodzeństwo jest całe. Dzisiaj. Spałem dzisiaj. Nie martw się o to. – Nie skłamał. Ostatni raz spał przecież dzisiaj. To że zdecydowanie za krótko, to była inna sprawa, ale przecież nikt nie mógł oczekiwać od niego, że tego dnia będzie odpoczywał rekomendowaną ilość godzin.

Powinien chyba zakazać jej też otwierania drzwi, ale... Jakoś tak odruchowo skorzystał z tego, że pomogła mu z wejściem do magazynku, w którym od razu postawił rzeczy na właściwej półce. Przynajmniej stażystom udało się złapać tamtego chochlika w pracowni i chyba byli ja tyle przejęci irytacją Prewetta, że na pewno zadbali o to, aby nie uciekł. Prawda? Naprawdę nie chciałby, aby po szpitalu biegał chochlik na wolności, który powinien zostać wykryty juz jakis czas temu.

– Książki mojej ulubionej autorki? Nie mam ulubionej autorki. Brenno proszę cię. Idź do swojego pokoju i śpij. Albo wiesz co. Lepiej nie. Odprowadzę cię. Naprawdę powinnaś teraz odpoczywać. Z zamkniętymi oczami. Po co ci książka? Mógłbym ci potem przynieść jak już poczułabyś się lepiej. Naprawdę widziałaś swoje oczy? Nie powinnaś nic na razie czytać.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#5
03.07.2025, 09:47  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 03.07.2025, 09:48 przez Brenna Longbottom.)  
– Nie powiem – odparła Brenna błyskawicznie, przez ogólne zamroczenie nie do końca chyba ogarniając, że ustalenie tego było dziecinnie wręcz proste: w końcu w szpitalu miała niewielkie możliwości, i mogła kupić te książki właściwie tylko w sklepiku na ostatnim piętrze. – Nie powiem, bo pójdziesz zabić tę osobę i się zmęczysz.
A już wyglądał na zmęczonego i na niewyspanego, i Brenna rzuciła mu takie spojrzenie, że nawet jeśli oczy miała nie tylko zaczerwienione, ale też zamglone trochę z powodu tych wszystkich specyfików, było jasne, że nawet w takim stanie ani trochę się na to „spałem dzisiaj” nie dała nabrać.
Powinna być może po prostu umknąć korytarzem, póki on wchodził z tym pudłem do magazynku, który musiał teraz rozładować. Wtedy Basilius nie mógłby jej zamordować. Ale mówił do niej i ucieknięcie w tej chwili byłoby niegrzeczne, prawda? Wpakowała się więc po prostu do schowka za nim, a potem kichnęła: chyba ktoś tutaj w powietrzu rozpylił jakieś zioła, co w tym zamieszaniu ani trochę jej nie dziwiło.
– Pewnie, że masz, jej książki były w całej twojej sypialni – przypomniała. Nigdy przenigdy nie zamierzała mu mówić, że to zauważyła, bo tak sobie myślała, że może mu być głupio z tego powodu, ale teraz nie do końca panowała nad swoim językiem. – Mam dwie! Tylko nie jestem pewna jakie. Macie tutaj taki monotematyczny… hm… duotematyczny? Zresztą, nieważne, macie tutaj książki albo religijne, albo jej romanse, więc wzięłam opracowanie na temat tradycji sabatowych przez wieki, i poprosiłam o dwie książki tej autorki, które pani podobały się najbardziej… trudno jej było wybrać, chyba wszystkie się jej podobały, mówiła coś o takiej z dzielnymi aurorami, i o takiej z łowcami demonów, którzy zakochują się w demonach, zupełnie tego nie rozumiem, demony są przecież złe, ale widać niektórzy lubią złych chłopców, i o takiej o romansie polityków, i o takiej z qudditchem, czekaj, chyba nazywała się Bramkarz i Antyfanka. Mogę ci jedną oddać – zgodziła się wspaniałomyślnie, sięgając ostrożnie po książki, które niosła pod ramieniem, by spróbować zerknąć na tytuły i zobaczyć, które powieści wybrała dla niej sprzedawczyni. – Nie widziałam – przyznała. – Ja, hm, w ogóle trochę mało teraz widzę. Ale nie jestem ślepa, a poza tym przywykłam! – zapewniła szybko, bo gdy przesadziła z widmowidzeniem, co zdarzało się jej stosunkowo często, traciła czasem wizję, i wtedy musiała sobie jakoś poradzić i jeszcze postarać, aby nikt nie zauważył, że oślepła. – Ale to nie dla mnie. Oczywiście, że nie zamierzam czytać, jak nie widzę dobrze.
Kupowanie książek dla innych, gdy nie widziała dobrze, najwyraźniej było już czymś zupełnie innym.
- I nie musisz mnie odprowadzać. Sama trafię. Mogłabym trafić tam do z zamkniętymi oczami, już w tym pokoju leżałam w tym roku dwa razy.
A poza tym musiała dostarczyć książki.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Czarodziej
*sigh*
Szczupły i dość wysoki (183 cm) mężczyzna o czarnych lokach i brązowych oczach. Często wydaje się być blady i zmęczony, a jego dłonie są niemal zawsze zimne. Na codzień stara się ubierać w miarę elegancko.

Basilius Prewett
#6
08.07.2025, 16:01  ✶  
– Zabije ją tak aby się nie zmęczyć – rzucił nieco głupio, możliwe, że właśnie przez zmęczenie. Bo przecież naprawdę nie planował kogokolwiek zabijać, ale jednocześnie uważał, że to skandal, że ktoś postanowił puścić Brennę samą i należałoby jednak z tą osobą poważnie sobie porozmawiać. Grzecznie oczywiście.

Zwłaszcza, że Longbottom była najwyraźniej w naprawdę złym w stanie skoro podobno widziała jakieś książki w jego sypialni, ostatni raz w tej sypialni będąc na dłużej... Bardzo dawno temu. I to jeszcze wtedy, gdy się wykrwawiała, więc bardzo wątpił, aby miała czas na przeglądanie jego biblioteczki. Może śniło jej się, że była w jego sypialni, co było nieco niepokojące. No i dalej nie miał jakiejś ulubionej pisarki, której książki miałby w całym pokoju.
– Nie, nie mam – zaprotestował więc ponownie, jakby kłócenie się z przyćpaną Brenna miało jakikolwiek sens. Na wszelki wypadek jednak wziął od niej jedną z książek, bo po pierwsze zaczynał mieć okropne przypuszczenia, że jednak wiedział o co jej chodziło, a po drugie po to aby udowodnić jej (i trochę w tym momencie też sobie), że naprawdę nigdy nie czytał książek tej kobiety.

A potem zobaczył znajome nazwisko.
Brenna źle widziała, prawda? Może nie zobaczyła, jak z całych sił starał się zachować kamienną twarz.
To były te książki.
Książki, które zostały specjalnie wystawione na wierzch w jego sypialni podczas tej feralnej randki, bo... No... Ekhem...
Nie było to teraz istotne, a on wolał o Francesce myśleć jak najmniej.
– Nie mam ulubionej autorki. Jej książki... Dostałem je od kogoś i nie chciałem temu komuś zrobić przykrości – powiedział szybko (nieco kłamiąc) i oddał czarownicy jasnoróżową okładkę, na której dziwnie wielki i muskularny czarodziej, leciał na miotle, na tle fioletowych chmur, obejmując dziwnie drobną czarownicę. To była zła książka. Naprawdę zła. – Widzę, że mało teraz widzisz. Chodź, odprowadzę cię do pokoju i tam mi powiesz dla kogo miały być te książki to dostarczę je sam, dobrze?
Oczywiście nie przyjmował nie jako odpowiedzi i delikatnie dotknął ramienia Brenny, aby nakierować ją w stronę wyjścia z tego magazynku.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#7
10.07.2025, 14:06  ✶  
– W jaki sposób dokładnie? Wyjaśnij, to ocenię, czy to na pewno nie będzie męczące – oświadczyła Brenna, i w gruncie rzeczy mogło to być jej zwykłe, niedorzeczne gadanie, jak też tym razem trochę niedorzeczne gadanie, wywołane przez dziwaczną mieszankę leków, środków uspokajających i jeszcze ziółek, które przyjęła wcześniej, by utrzymać się na nogach do dotarcia do kliniki. – Oczywiście, że masz – uparła się, bo przecież owszem, wieczorem i w nocy nie zwracała uwagi na książki, trochę nieprzytomna z upływu krwi, ale jak się już obudziła, to rozejrzała się odruchowo. Była w końcu gliną, prawda? I zawsze uważała, że prywatne przestrzenie bardzo wiele mówią o osobie. Zaraz jednak pokiwała głową gorliwie, kiedy Basilius powiedział, że nie chciał komuś sprawić przykrości: takie wyjaśnienie mogła zrozumieć, bo ona w takiej sytuacji też pewnie nie chciałaby, żeby komuś zrobiło się przykro.
– Och. Jasne. Rozumiem. Na pewno nie chcesz? Ta to podobno jej najpopularniejsza książka, to pewnie czytałeś, to znaczy ją dostałeś, ale ta to ma być jakaś nowość… właściwie to pewnie z nudy sama bym je przeczytała, ale trochę zabronili mi teraz czytać – powiedziała z pewnym żalem, zerkając na okładki. Gdy trzymała je z daleka, trochę się ze sobą zlewały, ale z bliska dostrzegała już szczegóły i pewnie dałaby radę czytać… ale nie była aż tak nierozsądna.
Jeszcze.
– Oj, trafiłabym tam i całkiem na ślepo, w ogóle się nie przejmuj, i mogę dostarczyć te książki, to blisko, bo jak ci powiem, dla kogo są, to jaką mam gwarancję, że nie postanowisz tej osoby zabić? Nie żebym czasem sama nie miała ochoty na takie morderstwo, ale jestem pewna, że by cię bardzo to zmęczyło – oświadczyła Brenna z uporem, chociaż grzecznie dała się pokierować z powrotem w stronę wyjścia i nawet sięgnęła ku klamce – oczywiście odruchowo niesprawną ręką, więc kiedy nacisnęła klamkę, syknęła.
Trochę z bólu.
Ale trochę dlatego, że klamka nie ustąpiła.
– Nie przespałam czterech dni, prawda…? – spytała z pewnym wahaniem. – Nie jest trzynasty. A nawet jakby był, to nie wypada w piątek. Wypada w piątek w przyszłym miesiącu.
Poza tym 8 września cała Anglia miała naprawdę dostatecznie wiele pecha. Ona i Basilius prawdopodobnie też.
– Bo ten, nie mogę otworzyć drzwi. Może ty spróbuj.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Czarodziej
*sigh*
Szczupły i dość wysoki (183 cm) mężczyzna o czarnych lokach i brązowych oczach. Często wydaje się być blady i zmęczony, a jego dłonie są niemal zawsze zimne. Na codzień stara się ubierać w miarę elegancko.

Basilius Prewett
#8
16.07.2025, 02:50  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 16.07.2025, 02:50 przez Basilius Prewett.)  
Basilius westchnął cicho i policzył w myślach do dziesięciu. Czy naprawdę miałby teraz wymyślać mało wymagające sposoby na morderstwo, tylko po to, aby Brenna wreszcie powiedziała mu kto był tak nieodpowiedzialny, aby puścić ją tutaj samą? Najwyraźniej tak.
– Nie wiem. Trucizną? Wredną klątwą? Ograłbym kogoś w karty, tak aby miał u mnie na tyle duży dług, że musiałby się mnie słuchać. Kazałbym mu więc zagrać z moją ofiarą w karty, ale tak aby to on przegrał, a potem potajemnie zepchnął cel ze schodów tak aby wszyscy myśleli, że biedny, zadłużony hazardzista przegrał z pracownikiem Munga i z desperacji go zabił? Coś bym wymyślił. Naprawdę. – Chyba rzeczywiście sam potrzebował urlopu, skoro właśnie opowiadał przedstawicielce prawa, nawet jeśli otumanionej lekami, swoje pomysły na morderstwo.

Ale przynajmniej chyba udało im się ustalić, że Basilius wcale nie zaczytywał się w tanich romansach, nie miał ulubionej autorki, a gdyby ją miał, to na pewno nie byłaby to ta autorka.
– A jeśli obiecam, że nikogo nie zabiję i przestanę cię pytać o osobę, która pozwoliła ci iść sama do pokoju? Wtedy mi powiesz?  – spróbował ponownie, analizując kto właśnie leżał w szpitalu, znał Brennę i mógł poprosić ją o coś takiego. Nikt jednak nie wydawał mu się na tyle głupi.

Drzwi oczywiście nie drgnęły.
– Nie, nie przespałaś – mruknął, podchodząc do drzwi. Zamknietę. Dlaczego? Dlaczego musiały być zamknięte? Co takiego zrobił, że nie mógł po prostu na spokojnie wyjść ze schowka?
– Zaraz to naprawię – mruknął, wyciągając różdżkę, aby otworzyć drzwi zaklęciem i wtedy...

I wtedy oczywiscie, że chochlik kornwalijski, który oczywiście nie był usunięty ze szpitala przez stażystów, chwycił jego różdżkę i w akompaniamencie wrednego śmiechu ukrył się gdzieś z nią na górnych półkach za pudłami. Basilius w pierwszej chwili nawet nie klął. Po prostu wpatrywał się oniemiały w miejsce, w którym ukrył się szkodnik.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#9
16.07.2025, 20:55  ✶  
- Nosisz przy sobie truciznę? Jeśli nie, to musiałbyś ją zrobić. Trucizna brzmi jak coś, do czego trzeba obierać te wszystkie dziwne fasolki i w ogóle. Męczące. Żeby zepchnąć kogoś ze schodów, tak żeby nie było świadków, musiałbyś za tą osobą chodzić, czekać na dobry moment, wejść po wielu schodach... Męczące. A wredna klątwa… pewnie też się nie da takiej rzucić od ręki, o – oświadczyła Brenna, dla której w tej chwili było absolutnie oczywiste, że nie może zdradzić Basiliusowi tożsamości sklepikarki, bo wtedy totalnie i absolutnie by się zmęczył! I to mimo tego, że trochę się zgubiła w tym, kto kogo miał ogrywać w karty: jej umysł nie działał teraz na najwyższych obrotach i nie nadążyła za logiką Prewetta. – Jakbyś kiedyś kogoś potrzebował zabić, to mogłabym ci podpowiedzieć… Nie, zaraz, nie mogłabym – zmieniła szybko zdanie, bo przypomniała sobie, że właściwie to zabijanie było nie tylko nielegalnie, ale ogólnie rzecz biorąc złe. Żadnego zabijania. Mogłaby zrobić wyjątek dla śmierciożerców, którzy rzucili crucio na Morpheusa i Dorę, wolałaby jednak, żeby Basilius w takie rzeczy się nie mieszał… A nie, zaraz. Sama uznała, że go w to mieszają i Millie nawet dzisiaj przypieczętowała sprawę…
– A w ogóle to witaj w klubie książki – oświadczyła na tę myśl, zestawioną z dyskusją o romansach. W normalnych okolicznościach może i dotarłoby do niej, jak absurdalnie to brzmiało i że Basilius mógł nie zrozumieć, o co jej chodzi, ale leki i środki uspokajające w zbyt dużej dawce naprawdę robiły swoje.
Zakasłała, cofając się, by pozwolić Basiliusowi na próbę otworzenia drzwi. I namyślała się przez moment nad tym, czy mu powiedzieć, dla kogo ta książka, czy może jednak lepiej nie, ale oto przed odpowiedzeniem ocalił ją… chochlik kornwalijski?
Patrzyła szeroko rozwartymi oczami za istotą, która śmiejąc się dziko, odleciała z różdżką Basiliusa ku najwyższej półce.
– Też go widzisz, prawda? – spytała trochę niepewnie, a potem sięgnęła do kieszeni i… zamarła, a wyraz jej twarzy jakby skamieniał. – Zostawiłam różdżkę – szepnęła, niemal z przerażeniem. Nigdy nie rozstawała się z różdżką. Trzymała ją pod poduszką nawet, gdy spała. A tej nocy śmierciożercy zaatakowali Londyn. Ona zaś, przez te głupie środki… zapomniała o niej! Po raz pierwszy od… właściwie to od zawsze.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Czarodziej
*sigh*
Szczupły i dość wysoki (183 cm) mężczyzna o czarnych lokach i brązowych oczach. Często wydaje się być blady i zmęczony, a jego dłonie są niemal zawsze zimne. Na codzień stara się ubierać w miarę elegancko.

Basilius Prewett
#10
22.07.2025, 17:26  ✶  
– Brenno. – Nagle całe gadanie o mordowaniu kogoś i bronienie swojej racji przestało mieć znaczenie. To znaczy oczywiście, że nie zmęczyłby się aż tak przygotowaniem trucizny. Poza tym w świecie magimedycyny istniało wiele leczniczych substancji, które szpital miał pod dostatkiem, a które w zbyt dużej ilości również mogłyby wywołać śmiertelne, lub chociaż mocno przykre, efekty. Tylko, że w momencie w którym Brenna niemal nie podpowiedziała mu jak kogoś zabić, uznał że wystarczy rozmów na ten temat. – Nie. Zdecydowanie nie mogłabyś. Powtórz to chociaż raz dobrze? Jestem Brygadzistką i nie mogę mówić ludziom jak kogoś mordować, bo mogę stracić przez to pracę.

Z jakiegoś powodu Brenna jednak nie zamierzała porzucić tematu książek i teraz nagle zaczeła mu mówić o jakimś klubie. I może Basilius, by zrozumiał o co chodziło, gdyby nie to, że chwilę wcześniej rozmawiali o no... książkach, a on sam nie miał jeszcze czasu dokładnie przyswoić wszystkich rewelacji na temat tego w co został wplątany. Nie że wiedział w sumie za dużo. To znaczy... W sumie to nie wiedział niemal nic.
– Nie jestem w żadnym klubie książki. Mówiłem ci już, że nie czytam tego rodzaju powieści i... – Zaraz. Czy to znaczyło, że Brenna je czytała? I kto jeszcze skoro było ich więcej? Nie że nie zakładał, że ludzie nie czytają tego rodzaju romansów, ale... Ale że ktoś kogo on znał? Ktoś naprawdę na poważnie mógłby rozprawiać na temat tego, czy w Moim Wielkim Koronkowym Weselu Sandra powinna wybrać Caleba, z ktorym zaręczyła się przypadkiem, czy też Liama, z którym zaręczyła się przypadkiem, chociaż oczywistym wyborem był... Nieważne.

– Tak, widzę go – mruknął, a kiedy jeszcze usłyszał, że Brenna nie miała różdżki rzucił jedynie ciche aha i usiadł na podłodze.
No i fajnie. Ani on ani Brenna nie dadzą rady się teleportować. Chochlika też nie złapią. Nie, on się poddaje. On ma dosyć. Nienawidził tego dnia. Nienawidził statystów. Nienawidził września. Nienawidził wszystkiego. Niech ten chochlik po prostu rzuci w nich jakimiś substancjami, a oni eksplodują i będzie po wszystkim.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Brenna Longbottom (2705), Pan Losu (40), Basilius Prewett (2046)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa