• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena poboczna Little Hangleton v
1 2 3 4 Dalej »
[11.09.1972] Attention | Rodolphus, Jahnavi

[11.09.1972] Attention | Rodolphus, Jahnavi
Syn koleżanki twojej starej
We don't have to talk, We don't have to dance, We don't have to smile, We don't have to make friends
Ma czarne jak smoła włosy, zwykle zaczesane do tyłu, i nienaturalnie jasnoszare, przenikliwe oczy. Wyróżnia go blada cera i uprzejmy uśmiech błąkający się na ustach, który jednak nigdy nie ma odzwierciedlenia w oczach, oraz wysoki wzrost (190 cm). Jest zawsze porządnie ubrany w ciuchy z najlepszego materiału - nieważne gdzie aktualnie się znajduje i co robi. Na palcu serdecznym prawej ręki nosi duży sygnet z głową węża.

Rodolphus Lestrange
#1
01.07.2025, 08:42  ✶  
11 września 1972
Targ w Great Hangleton

Po wczorajszym spotkaniu z Charlesem sam nie wiedział, co o tym wszystkim myśleć. Wszelkie emocje, które znajdowały ujście dzięki temu człowiekowi, na powrót zaczynały się kłębić gdzieś na dnie Rodolphusa. Nawet zbliżenie się do Cynthii i niewątpliwa fascynacja jej osobą nie były w stanie sprawić, że gniew, być może rozżalenie i zawód tak szybko miną. Coraz bardziej utwierdzał się w przekonaniu, że był przeklęty i powinien dać sobie z tym wszystkim spokój, skupiając się na tym, co było teraz najważniejsze: na służbie Czarnemu Panu. Z pozoru miał wszystko - nazwisko, pieniądze, wygląd, maniery. Dom w Little Hangleton, który nie spłonął, bo ogień nie dał rady tam dotrzeć. A jednak... Jednak czegoś brakowało.

Tego popołudnia wybrał się na targ. W Ministerstwie panował chaos, ale dzięki temu, że pokazał się podczas Spalonej Nocy pod własną twarzą, zmył z siebie ewentualne podejrzenia. Jego obecność została odnotowana, sam również 9 września, jak i również 10, pomagał Ministerstwu na tyle, ile mógł. Dzisiaj więc odesłali go do domu, by odpoczął. Jego umysł potrzebował odpoczynku bardziej niż ciało, które było obolałe i domagało się porządnego snu. Rodolphus od zawsze dbał o to, by zachować idealny balans pomiędzy pracą, tym co robił dla Voldemorta, a snem. Dzięki temu tego typu sytuacje niezbyt mocno odbijały się na jego kondycji, ale doskonale wiedział, że jeszcze chwila i to się zmieni. Miał więc zamiar kupić kilka rzeczy, a potem wrócić do domu, tak po prostu - nudno, bez polotu, bez knucia i bez kombinowania.

Gdy przechodził między kramami, czuł się dużo swobodniej niż w Londynie. Nikt go tu nie zaczepiał, ryzyko że wpadnie na kogoś znajomego również było dużo, dużo mniejsze. Wiedział co prawda, że gdzieś tutaj mieszkał na przykład Shafiq, ale nie martwił się ewentualnym spotkaniem - mężczyzna miał pewnie więcej roboty, niż on. Mimowolnie przystanął przy jednym z kramów, gdzie kobieta o ciemniejszej karnacji sprzedawała świece, maści i coś... Co wyglądało jak alkohol. Ale to świece przykuły jego uwagę. Nie pamiętał, czy uzupełnił zapasy eliksiru nasennego, a w tej sytuacji coś co pomoże mu się odprężyć, byłoby bardziej niż wskazane. Lestrange był jednak odrobinę rozproszony - gdy jego wzrok spoczął na świecach, zamiast się odezwać jak na dżentelmena przystało, mózg wywinął fikołka i zanurzył się w przeszłości. Milczał więc, jakby się nad czymś zastanawiał.
Dancing queen
The sun became mellow
the moon started to burn
Why is the sky melting away?
Jahnavi ma nieco ponad 170 cm wzrostu. Swoją ciemniejszą karnację odziedziczyła po obojgu rodziców - widać po niej, że pochodzi spoza Wysp Brytyjskich. Włosy ma długie, ciemnobrązowe; oczy z kolei bardzo jasne, w zielonkawo-niebieskim odcieniu. Podobne trochę do wody w płytkim stawie, której dopiero co pojawił się zakwit. Jej ubrania są stare i podniszczone, ale zawsze czyste - ubiera się głównie w proste indyjskie sari. Nigdy nie zakłada butów na obcasie, ba, w cieplejsze dni można ją spotkać spacerującą w ogóle bez obuwia. Na rękach i stopach nosi wiele, metalowych, pozbawionych większej wartości bransoletek.

Jahnavi Pandit
#2
01.07.2025, 09:38  ✶  
Dzisiejszy targ nie należał do najszczęśliwszych czy najbardziej okazałych. Ludzie nadal nie pozbierali się po straszliwych pożarach, a udawanie, że nic się nie stało, przychodziło wszystkim z trudem. Ucierpiało i Little i Great Hangleton. Ale kiedy wreszcie starto popiół, posprzątano ulice i zabrano się do naprawy szkód… Okazało się, że trzeba jakoś wrócić do codzienności. Nawet jeśli smutniejszej, pełnej melancholii i skupienia. Zaczęto więc od zorganizowania targu - przesuniętego wyjątkowo na poniedziałek.
Pojawiła się na nim i panna Pandit. Jakże by inaczej! Choć nawet tak krótkie podróże odrobinę ją jeszcze przerażały (co jeśli znów ktoś zaprószy ogień, a ona będzie daleko od domu i nie zauważy?) to nie mogła sobie pozwolić na tak długą przerwę. Ludzie potrzebowali jej wyrobów, zwłaszcza w tak trudnym dla nich czasie. Dlatego z samego rana poprosiła wszystkich bogów o wstawiennictwo i błogosławieństwo, zapakowała tobołki i ruszyła ścieżką w stronę Great Hangleton..
Teraz, po kilku godzinach czuła się… lepiej. Świat chyba wracał do normy, nikt nie krzyczał, nie padały żadne straszne zaklęcia, nic nie płonęło. Chyba tylko smutek i zmęczenie wryte w twarzach ludzi przypominały o tym co działo się tu kilka dni wcześniej.

Kapitan Nemo leżał uwalony na bruku, za jej chyboczącym się stolikiem, pochrapując w najlepsze. Na taborecie, który jej jakiś miły sąsiad przyniósł “żeby biedna tak nie stała cały dzień” aktualnie stał koszyk wymoszczony siankiem czy inną słomą, a w środku świeże kwiaty, zioła i… podgryzający marchewkę młody zając. Nieco butna mina jegomościa jasno sugerowała, że jego puchata pupka nie jest na sprzedaż. W przeciwieństwie do innych rzeczy, które dziewczyna miała na swoim stoisku. Kilka prostych świec - jak twierdziły etykiety każda o różnych właściwościach (choć ciężko wśród nich pewnie szukać czegoś bardziej hm.. sugestywnego), kadzidła w woreczkach, fiolki domowych eliksirów (niektóre tylko odrobinę uszczerbione!) i pudełeczka z maściami na mniejsze i większe urazy (to straszne jak wielu potrzebowało teraz środków na oparzenia, powinna była zrobić ich więcej) no i oczywiście to po co wszyscy zdawali się zaglądać - jej własny, domowy miód pitny. Ostała się jedna butelka! Ostatnia. Biedny Rodolphus, może gdyby był nieco szybciej załapałby się na wino truskawkowe, ale to rozeszło się jak ciepłe bułeczki z samego rana.
Na drewnianej tabliczce przyczepionej do stołu wypisano starannym pismem “wróżby, świece, kadzidła i inne wyroby panny Pandit”. Zgodnie z typowo jarmarczną taktyką - bez cen. Chociaż czy dziewczę stojące po drugiej stronie wyglądało jakby go miało oskubać ze wszystkich galeonów? Albo funtów?
Niekoniecznie.

Jahnavi widząc klienta przerwała swoje dotychczasowe zajęcie i odłożyła na bok koronkową chusteczkę, którą plotła na zwykłym mugolskim szydełku. Dwie podobne leżały na stole - kolejny drobiazg na sprzedaż. Złożyła umalowane henną dłonie przed sobą w niemym geście Namaste, czekając aż się nieznajomy na spokojnie rozejrzy. Metalowe bransoletki (jakże elegancko dobrane pod kolor jej pasteloworóżowego sari!) zadźwięczały. Pośród pokrzykiwań i nawoływań innych handlarzy, cisza jaka otaczała jej stoisko zawsze działała na ludzi kojąco. Nawet jeśli nie chcieli nic kupić, wiedzieli, że nie ma lepszej herbaty w całym Great Hangleton od tej gotującej się w jej cynowym czajniczku.
Syn koleżanki twojej starej
We don't have to talk, We don't have to dance, We don't have to smile, We don't have to make friends
Ma czarne jak smoła włosy, zwykle zaczesane do tyłu, i nienaturalnie jasnoszare, przenikliwe oczy. Wyróżnia go blada cera i uprzejmy uśmiech błąkający się na ustach, który jednak nigdy nie ma odzwierciedlenia w oczach, oraz wysoki wzrost (190 cm). Jest zawsze porządnie ubrany w ciuchy z najlepszego materiału - nieważne gdzie aktualnie się znajduje i co robi. Na palcu serdecznym prawej ręki nosi duży sygnet z głową węża.

Rodolphus Lestrange
#3
22.07.2025, 09:29  ✶  
Podźwiękiwanie bransoletek wyrwało Lestrange'a z marazmu. Drgnął, a jego oczy, do tej chwili nieco zamglone, zyskały na powrót jasność i bystrość. Przeniósł wzrok na kobietę, a raczej najpierw na jej dłonie, potem biżuterię, a następnie: na twarz. Uśmiechnął się lekko, jakby przepraszająco.
- Dzień dobry - gdyby tylko niektórzy z jego otoczenia wzięli sobie do serca radę, że zawsze należało być uprzejmym, bo wtedy dawało się osiągnąć dużo, dużo więcej niż byciem agresywnym chamem... Lestrange powrócił wzrokiem do kramu. Nie wyglądał na zagubionego, lecz coś w jego aurze świadczyło o rezygnacji. Był spokojny i stonowany, a jednak wokół niego unosiła się jakaś taka rezygnacja. Być może pogodzenie się z losem? Jak zwał, tak zwał. Sam o sobie nigdy by nie powiedział, że dotknęło go poczucie rezygnacji - prędzej właśnie akceptacja wydarzeń, które się zadziały. - Ma pani może kadzidła nasenne? Ewentualnie eliksiry.
Zapytał, unosząc wzrok i na powrót wbijając go w twarz kobiety. Nie widział jej tutaj wcześniej, ale to nie było niczym dziwnym: sam był tu stosunkowo nowym nabytkiem. Mieszkał w Little Hangelton od początku tego miesiąca, nie zdążył się nawet jeszcze na dobre zadomowić, a już musiał pędzić z powrotem do Londynu i działać na dwa fronty. Dla jednej osoby to, co sobie zaplanował, było bardziej niż wyczerpujące.

Mimowolnie Rodolphus sięgnął po jedną ze świec, żeby ją obejrzeć. Wzrok ześlizgnął się na moment na królika czy tam zająca, który patrzył na niego wyzywająco. Ale nie z nim te numery: słyszał kiedyś, że króliki potrafiły być bardziej niż wredne, na dodatek uwielbiały tupać na swoich właścicieli, gdy coś szło nie po ich myśli. Uniósł brew, jakby w odpowiedzi na minę puchacza, a potem odłożył świecę, nawet nie przeczytawszy etykiety. Miód... Alkohole go nie interesowały. Miał w domu ich całkiem sporo, a żadnego po prawdzie nie dotykał. Po co mu kolejna butelka? Żeby zbierała kurz?
Dancing queen
The sun became mellow
the moon started to burn
Why is the sky melting away?
Jahnavi ma nieco ponad 170 cm wzrostu. Swoją ciemniejszą karnację odziedziczyła po obojgu rodziców - widać po niej, że pochodzi spoza Wysp Brytyjskich. Włosy ma długie, ciemnobrązowe; oczy z kolei bardzo jasne, w zielonkawo-niebieskim odcieniu. Podobne trochę do wody w płytkim stawie, której dopiero co pojawił się zakwit. Jej ubrania są stare i podniszczone, ale zawsze czyste - ubiera się głównie w proste indyjskie sari. Nigdy nie zakłada butów na obcasie, ba, w cieplejsze dni można ją spotkać spacerującą w ogóle bez obuwia. Na rękach i stopach nosi wiele, metalowych, pozbawionych większej wartości bransoletek.

Jahnavi Pandit
#4
02.09.2025, 07:36  ✶  
Gdy Rodolphus podniósł głowę znad wystawki, mógł dostrzec, że dziewczę przygląda mu się niemal… ze współczuciem. Cień uśmiechu, który błądził po jej twarzy nie obejmował oczu i delikatnie ściągniętych brwi. Jakby było jej przykro, że cały ciężar świata zdawał się spaść na ramiona mężczyzny - bo przecież Navi wiedziała (a przynajmniej uważała, że wie), że ludzie tak spokojni jak ten stojący przed nią, kryją w sobie najwięcej bólu. Po prostu zwykle nie chcieli się dzielić nim ze światem. A może po prostu przepraszała, że tyle rzeczy się wyprzedało i po prostu nie zdążyła zrobić więcej?

Kadzidła nasenne.
Och na bogów, co za nieszczęsny! Czy aż tak tego biednego człowieka dotknęła tragedia niedawnych pożarów? Nie mógł spać? A co jeśli nie miał gdzie spać? Mimowolnie powędrowała wzrokiem do zająca, który nie wyglądał na zadowolonego. Ba, wyglądał jakby miał jej klienta skopać jak ten… Musiała się moment zastanowić. Syn pana Kazimierza zabrał ją ostatnio do czegoś co mugole określali mianem “kina”. Było tu takie jedno - w Great Hangleton. Przyszedł do niej mnąc swoją beretkę, wcisnął bukiet przywiędłych goździków i zapytał czy pójdzie z nim na film Droga Smoka. Ucieszyła się, bo jak nie cieszyć się na film o tych majestatycznych jaszuropodobnych królach przestworzy? Ale w całym filmie nie było ani jednego smoka, za to był karate mistrz, king Bruce Lee. O właśnie. Bruce Lee. Jej zając nawet go trochę przypominał. Nie chciała, żeby nabywca skończył jak cała włoska mafia.
Więc tylko pogłaskała zwierzątko po głowie, w geście, który chyba miał go uspokoić - no nie wyszło, bo samozwańczy Franek “Królik” Kimono wciąż łypał gniewnie.

Ach tak! Kadzidła. Prawie by zapomniała! No pięknie Navi. Zapomniałabyś, a ten biedny człowiek nie mógłby potem spać całą noc w swoim na pewno spalonym domu, po którym pozostały resztki zgliszczy. Prawie się popłakała na to wyobrażenie. A co jeśli spaliło mu dach? Albo wszystkie meble! Słyszała, że u niektórych ostało się samo krzesło! Ktoś we wsi wymyślił już, żeby te wszystkie krzesła zebrać w jednym miejscu na placu. Nie do końca pamiętała po co, ale pewnie dlatego, żeby zbudować stół i móc razem jeść posiłki! Och tak, to był bardzo dobry pomysł!

W końcu wyciągnęła spod lady trzy paczuszki ręcznie wykonanych przez siebie kadzideł na spokojny sen. Uniosła powoli jeden palec, a potem wszystkie pięć. Jedna sztuka za 5. Ale czego? Patrząc na absurdalnej marży narzucanej przez tutejszych handlarzy pewnie galeonów. Zawiesiła przy okazji wzrok na świecy którą oglądał. Niektórzy naprawdę mieli dobry gust! Akurat sięgnął po tą, która po zapaleniu nie tylko pięknie pachniała wrotyczem, szałwią i rozmarynem, ale chroniła przed ciemną energią. Miała ich cały zapas dla tutejszych egzorcystów i kapłanów. Ale były dobre dla każdego.
Syn koleżanki twojej starej
We don't have to talk, We don't have to dance, We don't have to smile, We don't have to make friends
Ma czarne jak smoła włosy, zwykle zaczesane do tyłu, i nienaturalnie jasnoszare, przenikliwe oczy. Wyróżnia go blada cera i uprzejmy uśmiech błąkający się na ustach, który jednak nigdy nie ma odzwierciedlenia w oczach, oraz wysoki wzrost (190 cm). Jest zawsze porządnie ubrany w ciuchy z najlepszego materiału - nieważne gdzie aktualnie się znajduje i co robi. Na palcu serdecznym prawej ręki nosi duży sygnet z głową węża.

Rodolphus Lestrange
#5
29.09.2025, 10:28  ✶  
Obserwował uważnie zmiany, które pojawiały się na twarzy kobiety. Widział współczucie, widział jak jej twarz się wykrzywia, jak przechodzi przez nie cała gama emocji. Niektórzy ludzie byli jak otwarta księga, a ich twarze oraz oczy mówiły wszystko. Czy chciał, żeby go żałowała? Nie. Czy go to obchodziło? Również nie. Ot, spoglądał właśnie na kolejną dobrą duszę, która nie mogła znieść ogromu zniszczeń i bólu, który przetoczył się przez ich magiczną społeczność. I chociaż Lestrange gardził wróżbami, to jedna konkretna nie mogła wyjść mu z głowy.
- Wezmę wszystkie - powiedział, lekko rozciągając usta w uśmiechu. Jeżeli będą wadliwe, to po prostu tu wróci i złoży reklamację, o ile kobieta nadal tu będzie stała. Patrząc jednak na to, że chyba stacjonowała tu długo, to kadzidła nie powinny być z tych niedziałających, prawda? Inaczej już dawno ktoś mniej cierpliwy by tu wrócił i zdemolował jej stoisko. A z królika zrobił potrawkę. - Niech pani doliczy wróżbę, proszę. Dostałem jedną, która... Jest wątpliwego pochodzenia, ale nie może mi wyjść z głowy.
Trochę nagiął prawdę, bo nie była to wróżba wątpliwego pochodzenia, pochodziła wszak od samego Morpheusa, lecz na tyle ile Lestrange zdążył poznać Longbottoma, to ten mimo swojego wieku i poważnej postawy: lubił się droczyć. Poza tym był ciekawy, czy faktycznie dwóch niezależnych wróżbitów w dwóch różnych dniach przepowie mu to samo. Co do ceny: dla niego się nie liczyła, Jahnavi mogła projektować jego los ile chciała, lecz prawda była taka, że jego nowy dom nie ucierpiał, a nawet gdyby ucierpiał, to przecież na biednego nie trafiło. Zawsze mógł sobie kupić od ręki nowy.
Dancing queen
The sun became mellow
the moon started to burn
Why is the sky melting away?
Jahnavi ma nieco ponad 170 cm wzrostu. Swoją ciemniejszą karnację odziedziczyła po obojgu rodziców - widać po niej, że pochodzi spoza Wysp Brytyjskich. Włosy ma długie, ciemnobrązowe; oczy z kolei bardzo jasne, w zielonkawo-niebieskim odcieniu. Podobne trochę do wody w płytkim stawie, której dopiero co pojawił się zakwit. Jej ubrania są stare i podniszczone, ale zawsze czyste - ubiera się głównie w proste indyjskie sari. Nigdy nie zakłada butów na obcasie, ba, w cieplejsze dni można ją spotkać spacerującą w ogóle bez obuwia. Na rękach i stopach nosi wiele, metalowych, pozbawionych większej wartości bransoletek.

Jahnavi Pandit
#6
29.09.2025, 12:05  ✶  
Wezmę wszystkie.
Zamrugała zaskoczona. O nie. O nie, nie, nie. Absolutnie nie mogła się na to zgodzić. Nie można było tak przyjść i wykupić wszystkiego, kiedy inni napewno też potrzebowali. Co ona biedna pocznie jak ktoś przyjdzie i poprosi o kadzidełko? Ale może ten nieznajomy miał dużą rodzinę i teraz ta rodzina nie będzie mogła spać? Nie chciała stać się przyczyną masowej bezsenności.
Musiała coś wymyślić. Spojrzała na paczuszki, przeliczyła szybciutko ile jej się ostało. Pomyślała jeszcze chwilkę. Okej. Dobrze, mogła dać mu…
trzy.
Przesunęła pakuneczki na środek lady. Ale jak brał trzy to musiała mu dać jeszcze upust! Naraz zrobiło się jej szalenie szkoda człowieka, który w jej głowie już wydawał wszystkie oszczędności, żeby kupić kadzidełka dla pogrążonych w bezdennej rozpaczy członków swojej wielkiej rodziny pozbawionej dachu nad głową. Nie miało znaczenia ile z tego to prawda. Nie miało nawet dla Jahnavi znaczenia czy cokolwiek jest prawdą. Po prostu… nie dopuszczała do siebie myśli, że przed nią stoi ktoś zwyczajnie w świecie zły.
Ale nie mogła Rodolphusa zostawić bez kadzideł. Dołożyła więc swoją wizytówkę - elegancko wypisaną na kawałeczku tekturki. Jeśli będzie potrzebował więcej, to zamówi! Bardzo proste.
Ale chciał jeszcze wróżbę… Hm… Mogłaby to zaokrąglić do całego galeona. Tak. To brzmiało uczciwie.
Wypisała kwotę na papierowym rachunku, podsumowując wszystko i przekazując w ręce Rodolphusa.

Dała mu chwilkę, żeby sprawdził czy wszystko się zgadza. W między czasie zajęła się przygotowaniem swojego małego stanowiska.
Westchnęła bezgłośnie słysząc o wątpliwej jakości wróżbie. No tak, teraz już wszystko jasne. Na pewno ten biedny człowiek poszedł do jakiegoś szarlatana (zganiła się w myślach za tak mocne słowo, przypominając sobie, że tak nie można) i teraz przez wróżbę nie może spać po nocach.

Wsypała do moździerza kilka ptasich kości. Do tego dodała zioła - liście bylicy, kawałek laski cynamonu, krwawnik, parę płatków kwiatu nagietka. Wszystko to i parę innych (mniej lub bardziej podejrzanych) rzeczy znalazło się w kamiennym naczyniu. Zręcznie rozbiła zawartość na proch, po czym wysypała zawartość na metalową tacę.
Szczupłym palcem narysowała w proszku znak zapytania.
Jakie jest twoje pytanie, Rodolphusie Lestrange? Czego pragniesz się dowiedzieć?
W drugiej ręce trzymała szpilkę. Gestem pokazała czego od niego potrzebuje - udała że kłuje się w palec nad zawartością tacy, która zdążyła już pod wpływem magii czarownicy zacząć zmieniać kształty. Na razie jednak były niewyraźne, nijakie, bezosobowe.
Jeśli czarodziej chciał wróżby - musiał dać jej kroplę swojej krwi.
Syn koleżanki twojej starej
We don't have to talk, We don't have to dance, We don't have to smile, We don't have to make friends
Ma czarne jak smoła włosy, zwykle zaczesane do tyłu, i nienaturalnie jasnoszare, przenikliwe oczy. Wyróżnia go blada cera i uprzejmy uśmiech błąkający się na ustach, który jednak nigdy nie ma odzwierciedlenia w oczach, oraz wysoki wzrost (190 cm). Jest zawsze porządnie ubrany w ciuchy z najlepszego materiału - nieważne gdzie aktualnie się znajduje i co robi. Na palcu serdecznym prawej ręki nosi duży sygnet z głową węża.

Rodolphus Lestrange
#7
29.09.2025, 13:27  ✶  
Było coś zastanawiającego w tym, jak kobieta reagowała na to, co mówił. Lestrange był dobrym obserwatorem, lecz nie od razu zakodował fakt, że Jahnavi nie odezwała się od początku tego spotkania ani słowem. Uniósł lekko brew, ale nie zapytał o to. Przecież to byłoby bardzo, bardzo niegrzeczne, prawda? Chociaż jednocześnie było to miłą odmianą, jeżeli chodziło o targujące się i krzyczące na targu przekupki. Nie znał wielu osób, które nie mówiły, lecz jedną sam pozbawił głosu. Na moment spuścił wzrok, by zerknąć na przesunięte paczuszki. Czy to były wszystkie? Może nie, ale przecież nie potrzebował robić zapasów, a przynajmniej nie tak dużych, żeby wykupować cały, cały kram egzotycznie wyglądającej kobiety. Może była osłuchana z angielskim, lecz nie była pewna swoich słów? Albo komuś kiedyś wywróżyła coś, co spotkało się z niezadowoleniem klienta, i ten urżnął jej język? Kto wie, w końcu potwory w ludzkiej skórze chodziły po tym świecie, czego dowodem był chociażby spalony Londyn.

Skoro milczała, to i on milczał, uśmiechając się jeno lekko, gdy wysupływał ciężką, dużą monetę z kieszeni. Nie nosił przy sobie tysiąca galeonów, ale niedawno był w Gringocie i uszczuplił trochę skrytkę rodzinną. Ot, nie widział sensu w tym, by wydawać swoje pieniądze, skoro rodzinny skarbiec uginał się pod naporem złota i klejnotów. Planował zresztą większe zakupy, żeby pomóc tym, którym się nie udało uciec przed ogniem, a wśród których przypadkiem znalazły się jego drogie kuzynki. Zawsze jakaś dobra wymówka, jeżeli ktoś - co było wątpliwe - zapyta o to, czemu rodzinny skarbiec jest odrobinę lżejszy, niż był kilka tygodni temu.

Z uprzejmą i sztuczną ciekawością obserwował, co robi kobieta. Kości, zdecydowanie nie ludzie, zioła, do tego kamienne naczynie. Dużo przyjemniejsza wizja niż krew, kości noworodka i inne pierdolety, którymi straszył go ojciec za młodu.
- Co mnie czeka w tym miesiącu? - zapytał w końcu, widząc znak zapytania. Zaskakujące, jak dobrze rozumiał to, czego chciała od niego panna Jahnavi. Była spokojna, milcząca a jej ruchy przypominały trochę leniwe kołysanie się trzciny na wietrze. Trochę tak, jakby wokół jej stoiska nagle czas zwolnił, a poza ich dwójką i nieznośnym króliczyskiem nie było nikogo więcej.

Czy zobaczysz śmierć, ogień, czy flagę? Czy ujrzysz płomienie, które podążają za mną niczym cień? Wyciągnął dłoń, gładką i jasną, pozbawioną odcisków, sugerującą że ma przed sobą człowieka, który nie pracuje fizycznie. Dłonie miał czyste, zadbane, podobnie jak ciało. To jego dusza była skażona, to serce rwało się do tego, by wypowiadać kolejne zakazane przez prawo słowa. Masz, weź kroplę krwi, upuść na kości ptactwa i sprawdźmy, co się stanie.
Dancing queen
The sun became mellow
the moon started to burn
Why is the sky melting away?
Jahnavi ma nieco ponad 170 cm wzrostu. Swoją ciemniejszą karnację odziedziczyła po obojgu rodziców - widać po niej, że pochodzi spoza Wysp Brytyjskich. Włosy ma długie, ciemnobrązowe; oczy z kolei bardzo jasne, w zielonkawo-niebieskim odcieniu. Podobne trochę do wody w płytkim stawie, której dopiero co pojawił się zakwit. Jej ubrania są stare i podniszczone, ale zawsze czyste - ubiera się głównie w proste indyjskie sari. Nigdy nie zakłada butów na obcasie, ba, w cieplejsze dni można ją spotkać spacerującą w ogóle bez obuwia. Na rękach i stopach nosi wiele, metalowych, pozbawionych większej wartości bransoletek.

Jahnavi Pandit
#8
30.09.2025, 07:31  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 30.09.2025, 07:47 przez Jahnavi Pandit.)  
No to sobie pogadali, nie ma co.
Ale przynajmniej się najwyraźniej dogadali, bo najwyraźniej pan Lestrange zaakceptował fakt, że całego stoiska nie wykupi, a panna Pandit mogła odetchnąć z ulgą, że jej się tu nie zaczął awanturować. Czasami ludzie krzyczeli. Nie rozumiała dlaczego akurat na nią, ale zdarzało im się. Kumulujący się w nich smutek i gniew i żal znajdował ujście jak para w czajniku - po prostu wybuchali.
Nie lubiła tego.
Ale ten wydawał się być co najmniej miły.

Uśmiechnęła się prześlicznie dostając monetę i skłoniła w podziękowaniu głową. Monetę włożyła do koszyka, w którym siedział królik, pilnujący całego dziennego zarobku jak smok na swojej hordzie złota. Tylko o wiele bardziej niebezpieczniejszy.

Ujęła dłoń Rodolphusa balansując gdzieś na granicy uprzejmej czułości i profesjonalizmu. Nie było tu mowy o żadnym brutalnym łapaniu za nadgarstek jak to lubiły czynić stare cyganki, wyginaniu palców czy przeoraniu zaklęciem skóry, żeby dostać cenną krew.
Jahnavi była ostrożna.
Była delikatna.
Najgorsze z tego wszystkiego, że była zwyczajnie dobra, żyjąc w świecie, który dobro miał za nic.
Powstrzymała wrodzoną ciekawość przed spojrzeniem w linie losu tak wyraźnie odznaczające się na dłoni mężczyzny. Nie za to płacił, nie tego u niej szukał. Zamiast tego wbiła ostrożnie igłę w opuszkę jego palca wskazującego.
Kropla krwi spadła na sproszkowaną mieszankę ziół i kości, a dziewczę natychmiast przyłożyło do ranki nasączony w eliksirze przeciwbólowym kawałek waty. Nie chciała, żeby go cokolwiek bolało. To nie musi boleć.

Okręciła tacą, poruszając bezgłośnie ustami w mantrze, która rozbrzmiewała jej w głowie. Rodolphus widział to już wcześniej - jak wróżbici tracą na moment kontakt z rzeczywistością, a ich oczy zachodzą mgłą. Wpatrywała się w kształt, powoli i wyraźnie formujący się na tacy przed jej oczami.

Rzut Symbol 1d258 - 47
Gęś (nieoczekiwani goście)


Skinęła sama do siebie głową - z wróżby całkiem zadowolona. Nieoczekiwani goście to dobra wiadomość!
Sięgnęła po pergamin. Jakże ona lubiła dobre wróżby!

Pana domostwo nawiedzą gości, których Pan nie widział dawno. Przyjadą i wniosą szczęście w Pana życie. Tacy gości to zawsze szczęście przecież.
Może rodzina. Może przyjacieli. Ich widzę w Pana przyszłości. Niech Pan ich czeka z utęsknieni i powita jak Bogi w sercu. Bogi się cieszą, gdy otwieramy domy dla tych co zaginęli.


Wręczyła Rodolphusowi pergamin. Proch z tacy zsypała do lnianego woreczka, w którym (jeśli czarodziej się przyjrzał) było już trochę takiego samego. Najwyraźniej nie była to jej pierwsza wróżba dzisiaj ani na pewno nie ostatnia.
Ale przynajmniej będzie miała czym nawozić krzaczki malin.
Syn koleżanki twojej starej
We don't have to talk, We don't have to dance, We don't have to smile, We don't have to make friends
Ma czarne jak smoła włosy, zwykle zaczesane do tyłu, i nienaturalnie jasnoszare, przenikliwe oczy. Wyróżnia go blada cera i uprzejmy uśmiech błąkający się na ustach, który jednak nigdy nie ma odzwierciedlenia w oczach, oraz wysoki wzrost (190 cm). Jest zawsze porządnie ubrany w ciuchy z najlepszego materiału - nieważne gdzie aktualnie się znajduje i co robi. Na palcu serdecznym prawej ręki nosi duży sygnet z głową węża.

Rodolphus Lestrange
#9
30.09.2025, 09:21  ✶  
Rodolphus lubił ciszę. Gdy otaczała go wtedy ze wszystkich stron niczym ciasny, przyjemny w dotyku kokon, czuł się jakby był u siebie. Nie lubił mielenia ozorem po próżnicy i zdecydowanie mógłby się przyzwyczaić do częstszych wizyt u Jahnavi, gdyby nie ten królik. Gdy podawał kobiecie dłoń, czuł na sobie jego wzrok. Nie patrzył w stronę zwierzęcia, lecz wiedział: wiedział, że ten przerośnięty chomik wie. Zwierzęta go nie lubiły, wyczuwały od niego mrok, wiedziały że nie posiada w sobie zbyt wiele współczucia, a przejawy dobra były zaledwie kaprysami w jego jestestwie. To, że był miły, że nie krzyczał, ba - że obdarowywał ludzi prezentami, to była gra pozorów. Ludzie lubili miłe osoby, więc grał miłego na tyle, na ile potrafił.

Skrzywił się odruchowo, gdy igła przecięła skórę i dostała się do żyły. Intensywna, gorąca kropla czerwieni niemal natychmiast wypłynęła z palca, by skapnąć na mieszankę ziół i sproszkowanych kości. Zdziwił się, że niemalże od razu kobieta przyłożyła do rany wacik. Zaskoczenie odbiło się na jego twarzy, bo z reguły opinia o wróżbitach, którą miał, była... inna. Byli dziwni, nie dbali o innych, cięli po skórze tak, by dobrać się do krwi i linii losu, nie zważając na swoje ofiary. Cofnął rękę, gdy kobieta zabrała się za misę. Spojrzał w nią odruchowo, lecz nie zobaczył nic. Nie został obdarzony "darem", bo chociaż gardził wróżbami, to wiedział, że niektórzy zostali obdarzeni wizjami. Większość to była banda szarlatanów, których problemem było to, że nie potrafili interpretować przyszłości. Czy z Jahnavi było tak samo?

Goście.

Miał gościć Mulcibera, lecz ten wrócił do Londynu i słuch po nim zaginął. Miał gościć Blacka, lecz ten również wycofał się z ich układu. Miał gościć za to kuzynkę. Jeszcze nie wiedział, że ta się wycofała z układu, podobnie jak pozostali. Wszystko się w sumie zgadzało. No, prawie.
- Szczęście, czy chaos - uśmiechnął się nieco krzywo, przypominając sobie wyjca od Primrose. Pokręcił głową, mnąc wacik w dłoni. Schował go do kieszeni, wywali gdzie indziej, nie będzie przecież śmiecił, jest dżentelmenem. - Dziękuję.
W ogóle nie pokrywała się z tym, co mówił mu Morpheus. A może...? Goście, chaos, niby szczęście, ale w sumie to niebezpieczeństwo. Po namyśle wyciągnął jeszcze kilka sykli, zgarniając przy okazji kadzidła na sen.
- Żyjemy w ciężkich czasach, co pokazała nam noc pełna pożarów. Dobrzy ludzie zasługują na dobro - prawie się zadławił, gdy wypowiadał te banialuki, lecz okrasił to gówno, wypływające z jego ust, przyjemnym uśmiechem, wręczając Jahnavi monety. Odszedł, nie oglądając się za siebie, pogrążając się w myślach. Był ciekaw, czy kadzidła były tak dobre, jak te które zwykle kupował. Dzisiaj je wypróbuje - wróżbą nie planował zaprzątać sobie głowy, ale czy plany pokryją się z rzeczywistością?

Koniec sesji
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Rodolphus Lestrange (1814), Jahnavi Pandit (1734)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa