17.07.2025, 18:52 ✶
—10/09/1972—
Anglia, Londyn
Charlotte Kelly & Anthony Shafiq
![[Obrazek: EkQ6a9M.png]](https://secretsoflondon.pl/imgproxy.php?id=EkQ6a9M.png)
No one quarrels here, no one has learned
the yell of discontent—instead, here in Sumter
we learn to grow silent, build a stone
of resolve, learn to nod, learn to close
in the flame of shame and anger
in our hearts, learn to petrify it so,
and the more we quiet our ire,
the heavier the stone; this alchemy
of concrete in the vein, the sludge
of affront, until even that will calcify
and the heart, at last, will stop,
unassailable, unmovable, adamant.
![[Obrazek: EkQ6a9M.png]](https://secretsoflondon.pl/imgproxy.php?id=EkQ6a9M.png)
No one quarrels here, no one has learned
the yell of discontent—instead, here in Sumter
we learn to grow silent, build a stone
of resolve, learn to nod, learn to close
in the flame of shame and anger
in our hearts, learn to petrify it so,
and the more we quiet our ire,
the heavier the stone; this alchemy
of concrete in the vein, the sludge
of affront, until even that will calcify
and the heart, at last, will stop,
unassailable, unmovable, adamant.
Miasto wciąż spowite było mrokiem - magiczne chmurzyska nie odpuszczały swojego posterunku, zastraszając swoją mroczną prezencją w niemej obietnicy, w lęku, że zaraz znów zacznie spadać na głowy ludziom popiół.
Nie miał twarzy umazanej ani magiczną farbą, ani sadzą, ale znać było, że podobnie jak wszyscy wokół, tak i pan Anthony Shafiq nie dosypia i jak wszyscy wokół pan Anthony Shafiq znalazł się w kryzysie. To oczywiście nie był kryzys bezdomności, ani kryzys żałoby - szczęśliwie nikt z najbliższych mu osób nie odszedł tamtej przeklętej nocy. Przynajmniej nie w sensie dosłownym.
Domyślał się, że spotkanie z kuzynką nastąpi, choć nie sądził, że będzie to miało miejsce tak szybko. Z pewną ulgą przyjął jednak jej rozkaz sugestię, że mogliby spotkać się w porze lunchowej. Zorza szczęśliwie ocalała po Pożodze, a właściciele dokładali wszelkich absolutnie starań, żeby udawać normalność. Ich bogata klientela bardzo dużą miała trudność w zrozumieniu sformułowania "nie da się", gdy chodziło o miejsce w którym zwykle się stołowali.
– Charlie, królowo... – ucałował jej dłoń, gdy zajęli swój stolik. Część lokalu była wyłączona z użycia, karta skrócona do niezbędnych dań, ale kucharze Zorzy dwoili się i troili, aby z tego co było dostępne na rynku czynić najwspanialsze dania. Z resztą... Zadra nie obejmowała całego kraju, to nie było tak, że nagle Voldemort pozbawił ich podniebienia trufli, czy owoców morza! W jakiś sposób jednak - całkiem sprytny, to musiał przyznać - krem z białych warzyw wyparł elitarne bouillabaisse pokryte morską pianką o smaku kawioru. Przynajmniej na jakiś czas. Zniknęły też rośliny, wystrój zdawał się bardzo modernistyczny i... tchnął magią kształtowania i transmutacji. Pozory... ale czy nie tego wszyscy potrzebowali? Jak najszybszego powrotu do normalności?
– Powolne powroty do normalności... Mieliście jakiekolwiek roszady w swoim Departamnecie? – padło pytanie, gdy zamówili swój posiłek. Bezpieczne otwarcie tej rozgrywki, bo już z wymienionych listów Anthony domyślał się co będzie finalnym przedmiotem ich rozmowy. On wolał jednak przesunąć swojego białego piona o dwa pola. W pewien sposób, było to odruchowe. – Jasper bardzo mi pomógł wczoraj rano. Niedługo potem jak się widzieliśmy grupa czarodziei w ramach samosądu oblała mnie magiczną farbą, pewnie Ci mówił... – Czy wspomniał też o tym jak Anthony rozpłakał się nad butelką eliksiru przeciwogniowego? Bardzo liczył na dyskrecję nieswojego chrześniaka w tej materii.. – Bardzo się cieszę, że Twoje latorośle bez większych komplikacji przetrwały wczorajszą... – zmarszczył czoło na moment, a potem rozprostował je łagodnym masażem chłodnych opuszków bardzo bladych palców. –...przedwczorajszą pożogą. – Odetchnął miękko i upił Bardzo Zimnej i Lekko Bomblowanej wody. Choć jego mieszkanie ocalało, a dom stracił okna, miał wrażenie, że pół jego słownika poszło z dymem. Umysł wciąż pozostawał spowity mgłą, gardło drapało, choć starał się kontrolować odruch.
Nie miał twarzy umazanej ani magiczną farbą, ani sadzą, ale znać było, że podobnie jak wszyscy wokół, tak i pan Anthony Shafiq nie dosypia i jak wszyscy wokół pan Anthony Shafiq znalazł się w kryzysie. To oczywiście nie był kryzys bezdomności, ani kryzys żałoby - szczęśliwie nikt z najbliższych mu osób nie odszedł tamtej przeklętej nocy. Przynajmniej nie w sensie dosłownym.
Domyślał się, że spotkanie z kuzynką nastąpi, choć nie sądził, że będzie to miało miejsce tak szybko. Z pewną ulgą przyjął jednak jej rozkaz sugestię, że mogliby spotkać się w porze lunchowej. Zorza szczęśliwie ocalała po Pożodze, a właściciele dokładali wszelkich absolutnie starań, żeby udawać normalność. Ich bogata klientela bardzo dużą miała trudność w zrozumieniu sformułowania "nie da się", gdy chodziło o miejsce w którym zwykle się stołowali.
– Charlie, królowo... – ucałował jej dłoń, gdy zajęli swój stolik. Część lokalu była wyłączona z użycia, karta skrócona do niezbędnych dań, ale kucharze Zorzy dwoili się i troili, aby z tego co było dostępne na rynku czynić najwspanialsze dania. Z resztą... Zadra nie obejmowała całego kraju, to nie było tak, że nagle Voldemort pozbawił ich podniebienia trufli, czy owoców morza! W jakiś sposób jednak - całkiem sprytny, to musiał przyznać - krem z białych warzyw wyparł elitarne bouillabaisse pokryte morską pianką o smaku kawioru. Przynajmniej na jakiś czas. Zniknęły też rośliny, wystrój zdawał się bardzo modernistyczny i... tchnął magią kształtowania i transmutacji. Pozory... ale czy nie tego wszyscy potrzebowali? Jak najszybszego powrotu do normalności?
– Powolne powroty do normalności... Mieliście jakiekolwiek roszady w swoim Departamnecie? – padło pytanie, gdy zamówili swój posiłek. Bezpieczne otwarcie tej rozgrywki, bo już z wymienionych listów Anthony domyślał się co będzie finalnym przedmiotem ich rozmowy. On wolał jednak przesunąć swojego białego piona o dwa pola. W pewien sposób, było to odruchowe. – Jasper bardzo mi pomógł wczoraj rano. Niedługo potem jak się widzieliśmy grupa czarodziei w ramach samosądu oblała mnie magiczną farbą, pewnie Ci mówił... – Czy wspomniał też o tym jak Anthony rozpłakał się nad butelką eliksiru przeciwogniowego? Bardzo liczył na dyskrecję nieswojego chrześniaka w tej materii.. – Bardzo się cieszę, że Twoje latorośle bez większych komplikacji przetrwały wczorajszą... – zmarszczył czoło na moment, a potem rozprostował je łagodnym masażem chłodnych opuszków bardzo bladych palców. –...przedwczorajszą pożogą. – Odetchnął miękko i upił Bardzo Zimnej i Lekko Bomblowanej wody. Choć jego mieszkanie ocalało, a dom stracił okna, miał wrażenie, że pół jego słownika poszło z dymem. Umysł wciąż pozostawał spowity mgłą, gardło drapało, choć starał się kontrolować odruch.