• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Retrospekcje i sny v
1 2 3 4 5 … 14 Dalej »
[10.06.1965] After women, flowers are the most divine creations

[10.06.1965] After women, flowers are the most divine creations
Our Lady of Sorrows
and you don't seem the lying kind
a shame that I can read your mind
and all the things that I read there
candlelit smile that we both share
Spowita nimbem wyższości i aureolą sięgających za pas srebrzystoblond włosów, Lorraine wygląda dokładnie tak, jak powinien wyglądać Malfoy z krwi i kości. A jednak... Coś hipnotyzującego jest w jej czystym, wysokim głosie, w sposobie, w jaki intonuje słowa. W pełnych gracji ruchach, które cechuje elegancka precyzja profesjonalnej pianistki. Coś w przenikliwym spojrzeniu jasnoniebieskich oczu, skrytych pod ciężkimi od niewyspania powiekami. Przedziwny czar półwili, który wyróżnia Lorraine z tłumu mimo raczej przeciętnej postury (1,67 m), długo nie pozwalając ludziom zapomnieć o jej uśmiechu. Wygląda na istotę słabą, wątłego zdrowia. W przeszłości, Lorraine zmagała się z zaburzeniami odżywania, przez co teraz cechuje ją nienaturalna wręcz kruchość. Chorobliwie chuda, kości zdają się niemal przebijać delikatną, bladą skórę. Uwagę zwracają zwłaszcza wydelikacone dłonie o długich, smukłych palcach, w których często obraca w zamyśleniu srebrny pierścionek z emblematem rodu Malfoy. Obyta towarzysko, zawsze wie jednak, co powiedzieć i jak się zachować. Bez względu na okoliczności dba o zachowanie nienagannej postawy. Ubiera się skromnie, w otrzymane w spadku po bogatszych kuzynkach, klasyczne, mocno zabudowane suknie, na których wprawne oko dostrzec może ślady poprawek krawieckich. Nie da się ukryć, że jako młoda, atrakcyjna kobieta, przyciąga wzrok, nosi się jednak konserwatywnie, nigdy nie odsłaniając zbyt wiele ciała. Najczęściej spowita jest od stóp do głów w biel, która przydaje jej bladej skórze świetlistości, choć chętnie stroi się także w odcienie zieleni i błękitu. Zawsze otula ją mgiełka ciężkich perfum, których słodka, dusząca woń przywodzi na myśl palony cukier.

Lorraine Malfoy
#1
05.08.2025, 21:02  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 05.08.2025, 21:19 przez Lorraine Malfoy.)  
– Umieram – stwierdziła dramatycznie Lorraine, równie dramatycznie opadając po chwili na rozłożony na trawie koc... W sposób zupełnie dramaturgii pozbawiony sprawdziwszy przedtem, czy koc nie podwinął jej się przypadkiem pod plecami, gdy razem z przyjaciółkami przebierała zerwane na błoniach dzikie kwiaty, z których miały upleść wianki. Nie zamierzała przecież kłaść się na gołej ziemi! Plamy z trawy były wyjątkowo trudne do wywabienia, a Lorraine nie chciała zabrudzić swojej ulubionej letniej sukienki, którą Miranda przeszyła jej kiedyś ze swej starej, zielonej sukni wieczorowej, zaatakowanej przez mole. Planowała założyć ją na jutrzejszą randkę z Atreusem, żeby poprawić nieco humor chłopakowi, który zakuwał właśnie do egzaminów kończących naukę. Nie zamierzała odciągać go od książek na długo. Grzechem byłoby jednak spędzić cały dzień w zamknięciu kamiennych ścian biblioteki, gdy na dworze było tak pięknie.

Od kilku dni słońce przygrzewało, a ponad trzydziestostopniowe upały skutecznie odbierały wszystkim chęć do życia, a tym bardziej, do nauki. Tylko co bardziej zdeterminowani widziani byli na błoniach z podręcznikami, których kartki częściej niż uczniowskie dłonie przewracały jednak wyczekiwane podmuchy ciepłego wiatru. Nagły jego powiew popieścił włosy Roselyn, ale nie dotarł już do Lorraine, która jęknęła rozdzierająco, z rezygnacją przyciągając do siebie składaną planszę do ćwiczeń, mającą imitować prawdziwą klawiaturę pianina. Nie podnosząc się z koca, rozłożyła ostrożnie drewnianą atrapę instrumentu, oparłszy ją o brzuch. Przesunęła palcami po zaklętych klawiszach, pamiętających jeszcze młodość jej macochy, Mirandy. Po skreślonych jej eleganckim charakterem pisma nazwach dźwięków, po latach codziennej praktyki niemal już zatartych. Zarówno Roselyn, jak i Lana, dobrze znały tę planszę: Lorraine ćwiczyła na niej codziennie, siedząc na podłodze dormitorium – niespecjalnie reagując na to, co było do niej mówione, gdy skupiała się na ruchach palców, które przebiegały bezgłośnie po klawiszach – wedle wskazań partytury. Nie chcąc, aby ktokolwiek w zamku uskarżał się na hałas, ćwiczyła w ciszy, do czego była jednak przyzwyczajona: matka zawsze kazała jej grać nowo poznawane kompozycje "na sucho", polegać na technice, na pamięciowym przyswojeniu zapisu nutowego utworu. Teraz jednak, stuknęła delikatnie różdżką w starą planszę, pozwalając swobodnie płynąć dźwiękom. Melodia, którą zaintonowała, była smutna... Podobnie jak i mina Lorraine, która powróciła do pozycji półsiedzącej.

– Usycham jak roślinka. Uschnę, i będziecie mogły przemielić mnie na susz do herbaty. – Uderzyła dramatycznie w klawisze. – A potem, jak już wypijecie herbatę z Lorraine... – Melodia zaczęła wznosić się w dramatycznym crescendo. – ...Jak już przestaniecie się zachwycać jej wspaniałym aromatem i pięknym bukietem zapachowym... – I jeszcze sposobem, w jaki interpretowała Chopina, dodała już myślach, tak, zdecydowanie! – ...Wyczytacie z fusów osiadłych na ściankach filiżanek, że jutro będzie tak samo upalnie. – Lorraine westchnęła cierpiętniczo, kładąc głowę na kolanach Lany, ledwie skończyła wygrywać ostatnie, tchnące rozpaczą akordy żałobnego requiem. – Niech Matka zmiłuje się nad moją duszą. – Przycisnęła dramatycznie wyrysowany w drewnianej planszy klawisz, pozwalając wybrzmieć ostatniej, smutnej nutce.

Jak na złość, ptaki – baraszkujące pośród gałęzi rozłożystego dębu, pod którym skryła się razem z przyjaciółkami – odpowiedziały jej wesołym trelem.


Yes, I am a master
Little love caster
Czarodziej
Każde drzewo, to okruch wieczności.
Szczupła, wysoka dziewczyna (175 cm) o długich ciemnych włosach i dużych, niebieskich oczach. Na pierwszy rzut oka miła i dobrze wychowana, z nienagannymi manierami i pięknym, przyjemnym uśmiechem.

Roselyn Greengrass
#2
19.08.2025, 10:14  ✶  
Rozpuszczone jasnobrązowe włosy Roselyn były targane przez wiatr, lecz to nie przeszkadzało dziewczynie w skupianiu się na kwiatach, które przekładała z należytą starannością. Młodziutka Rose pochylała głowę, siedząc na ziemi, w przeciwieństwie do Lorraine - wolała mieć kontakt z naturą, nawet jeżeli oznaczało to ubrudzenie spódniczki od hogwartowego mundurku. Mimo że mogła ubierać się tak, jak chciała gdy nauka się kończyła, nigdy nie dbała wystarczająco o to, by prezentować się pięknie. Nie miała dla kogo, nie chciała też zwracać na siebie zbytniej uwagi: jej umysł pochłonięty był przez zajęcia oraz wiedzę, która szeptała jej do ucha, by nie robić sobie przerwy i siąść do książek. Ale nie mogła odmówić przyjaciółkom, Lorraine i Lanie, spędzenia razem czasu. Ich przyjaźń była mocna, chociaż nie oplatała dziewczyn tak mocno, by spędzały ze sobą każdą wolną chwilę. Zapewniały sobie odpowiednią przestrzeń, a jednak Roselyn miała wrażenie, że dzięki temu mogły się uzupełniać i umacniać ten dziwny, damski trójkąt.
- Mogę cię podlać - nigdy nie była dobra w metafory, więc gdy Lorraine zaczęła grać, a potem narzekać, przestała na chwilę splatać ze sobą łodyżki stokrotek. Roselyn uniosła głowę i spojrzała na blondynkę, marszcząc brwi w zamyśleniu. - Mam gdzieś wodę, czekaj...
Starannie odłożyła początek wianka i sięgnęła do torby, w której miała głównie książki i pergaminy, ale też coś do jedzenia i wodę. Wytworzoną wodą przecież się nie napije. Ale gdzie ona była?
- Lana, masz? Lorraine chyba chce się pić.
Lady Historian
old things have strange hungers
Drobna (163 cm) kobieta o wschodnioeuropejskich rysach, czarnych włosach i piwnych oczach. Zawsze elegancko ubrana, jak na czarownicę z dobrego domu przystało.

Lana Dolohov
#3
01.10.2025, 20:53  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 01.10.2025, 21:04 przez Lana Dolohov.)  
Lana była jedną z niewielu osób, które preferowały przesiadywanie w bibliotece od spędzania czasu na świeżym powietrzu. Jako, że lubiła się uczyć, nie przeszkadzało jej nawet "zakuwanie" do egzaminów (choć zaliczenie już wywoływało stres). Większość uczniów Hogwartu zapewne zdziwiłoby takie podejście; w końcu jaki normalny nastolatek wolał przebywać wśród starych manuskryptów zamiast imprezować z rówieśnikami? Zapewne gdyby Dolohovówna nie pochodziła z bogatej czystokrwistej rodziny i nie została obdarzona urodą, przylgnęłaby do niej łatka nudnego kujona. Dziewczyna miała jednak szczęście poznać w szkole przyjaciółki, które polubiły ją taką, jaka jest, włącznie ze wszystkimi ekscentryzmami.

Interakcje z rówieśnikami zazwyczaj wiązały się dla Lany z pewną niezręcznością. W teorii wiedziała jak powinna się zachować, ale odnosiła wrażenie, że nigdy nie będzie w stanie do końca zrozumieć innych uczniów. Słuchała tego, co do niej mówili, lecz nie była pełnoprawnym uczestnikiem rozmów – jak podczas oglądania wspomnień za pomocą widmowidzenia. W towarzystwie Lorraine oraz Roselyn czuła się jednak zupełnie inaczej. Może dlatego, że wszystkie trzy były pannami z dobrych domów, które w pewien sposób wyłamywały się z narzuconych ról? Każda z nich miała wielkie ambicje, uzasadniające przydzielenie do domu węża. Mimo iż ich zainteresowania oraz cele różniły się od siebie, czarownice mogły rozmawiać swobodnie na każdy temat. Jednocześnie dawały sobie czas na odpoczynek w samotności, za co Dolohovówna była im bardzo wdzięczna.

Dla przyjaciółek mogła się więc poświęcić i zrezygnować z chłodnej biblioteki na rzecz błoni. Pomimo upału, czas mijał jej przyjemnie na słuchaniu melodii granych przez Lorraine oraz pleceniu wianków. Starała się naśladować ruchy palców Roselyn, lecz nie była jeszcze na tyle wprawiona by móc stworzyć porządny wieniec z kwiatów.
– Hm, ale jeśli zmienisz się w fusy, to kto będzie umilał nam odpoczynek piękną muzyką? – Lana nie przepadała za nadmiernym dotykiem, lecz gdy Malfoyówna położyła głowę na jej kolanach, nawet się nie wzdrygnęła. Wręcz przeciwnie, przeczesała dłońmi blond loki przyjaciółki i ułożyła na nich swój mierny wianek. – Ach? – podobnie do Greengrassóny, również nie zawsze umiała odczytać metafory. –Tak, powinnam mieć wodę w torbie. – niestety, torba ta znajdowała się po drugiej stronie koca, więc Dolohovówna chwyciła różdżkę i spróbowała przywołać do siebie butelkę.

Rzut na translokację I, bo postać jest młodsza
Rzut O 1d100 - 93
Sukces!


Ćwiczenie translokacji najwyraźniej się opłaciło, bo szklana butelka wylądowała idealnie w wolnej dłoni Lany. Przypadkowo jednak przyczepił się do niej świstek papieru, który również znajdował się w torbie Dolohovówny. Papier ten wylądował na kolanach Lorraine, w taki sposób, że wszystkie mogły odczytać zapisane na nim słowa:

Lano, przesyłam podręcznik do run dla zaawansowanych, o który prosiłaś. Obiecałaś, że w zamian za prezent postarasz się bardziej socjalizować, więc trzymam Cię za słowo. Kto wie, może nawet poznasz jakiegoś odpowiedniego kawalera? Jesteś już dorosła, najwyższy czas zacząć myśleć o przyszłości.
Mama


She was like a star,
nothing but a beautiful echo of death.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Lorraine Malfoy (489), Roselyn Greengrass (237), Lana Dolohov (453)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa