Sam zresztą nie wiedział, kiedy tak właściwie postanowił zająć swoje, tym razem rozkładając się na dywanie na podłodze, jednak było mu tam nawet bardziej niż wygodnie. Zdecydowanie potrzebował rozprostować kości po całym dniu spędzonym to na jak najszybszym przemieszczaniu się na nogach, to na ślęczeniu za biurkiem nad stertą dokumentów, które w dalszym ciągu musiał wypełniać, nawet pomimo chaosu panującego w salach Munga.
Całe szczęście, tego wieczoru nie wracał tam na nocny dyżur. Nigdzie się nie spieszył, mogąc tak naprawdę złapać głęboki oddech. Traf chciał, że przy okazji zaciągając się nieco odurzającą chmurą wypalonej przez nich trawy, ale to już tak naprawdę był szczegół, czyż nie? Co prawda, pierwotnie nie zamierzał spędzić dłużej niż około godziny, ale tylko zupełny idiota nie skorzystałby z okazji.
Nikt go tu nie szukał. Nikt nie oczekiwał od niego przytaknięć odnośnie czegoś, czego i tak nie rozumiał, a co tyczyło się ustaleń ślubnych. Żadna osoba nie usiłowała wyciągnąć od niego jego zdania na temat usadzenia gości, z których trzy czwarte ludzi postanowiło nagle przestać się nawzajem lubić. Niby żadna z tych rzeczy jakoś specjalnie go nie stresowała, ale zdecydowanie cenił sobie spokój zadymionej biblioteki i niewymagającą obecność Prudence, która...
...o dziwo...
...naprawdę dało się lubić, gdy była na haju. Nie tolerować, nie cenić, nie szanować w ramach ich sojuszu.
Lubić.
Była zadziwiająco śmieszna, gdy nie próbowali sobie nawzajem nic udowodnić, tylko na wpół opierali się o fotele, na wpół leżeli na dywanie, gapiąc się na zawartość parujących filiżanek niedbale zestawionych ze spodków, aby mogły szybciej wystygnąć i dało się pić herbatę. Gdzie była w tym logika? Ano, nigdzie, ale czemu mieliby się tym martwić?
Wystarczyło, że kilka razy niemal poparzyli sobie język. Ambroise był zresztą pewien, że na pewno odkaził sobie przełyk zbyt gorącym naparem, bo gardło nie przestawało go palić od jakichś pięciu minut. Wypił jednak większość swojej herbaty, teraz patrząc na filiżankę Prudence i uderzając opuszką palca w dębowe deski na podłodze.
- Ile jeszcze będziesz to pić? - Spytał bez przygany, ale niewątpliwie wyrażając swoje zdanie, co do rytuału picia napoju przez koleżankę.
It's always darker
When the light burns out
And the sun goes down