Nie miał zielonego pojęcia, czemu służyło przysłanie tego listu akurat do niego, nawet jeśli na kopercie nie widniało jego (ani niczyje inne) imię i nazwisko. Po prawdzie mówiąc, wydawało mu się niemal pewne, że mogła to być jakże ambitna prowokacja ze strony któregoś z kumpli, których zdecydowanie byłoby stać na to, aby w chwili przytłaczającej, zimowej nudy wpaść na równie duży bezsens. Co prawda, dosyć elegancki charaktera pisma nadawcy nie był mu w żaden sposób znany, jednak to także wcale nie rozmyło jego podejrzeń.
Ba, był niemal pewien, że ktoś usiłował go wkręcić, przesyłając mu coś, co nigdy nie miało trafić do niego. Być może bowiem miał swoje jasno wyrobione zdanie na ten cały temat. Nie miał również problemu, aby wypowiadać się w tym temacie, jednakże nie był jakkolwiek zainteresowany mieszaniem się w przypadkowe debaty z jeszcze bardziej przypadkowymi ludźmi. To nie był jego poziom frajdy.
W pierwszej chwili zamierzał zwinąć kopertę w kulkę, gniotąc ją razem z zawartością i wyrzucając cały pakiet wprost do kosza na makulaturę stojącego w samym rogu ciemnego, niezbyt przestronnego pomieszczenia. Wystarczyło jednak jedno spojrzenie w tamtym kierunku, aby zauważył, że sterta znajdujących się tam papierzysk była na tyle pokaźna, że ciepnięcie tam jeszcze jednego śmiecia byłoby co najmniej ryzykownym posunięciem. Wszystko raczej niechybnie zawaliłoby się na podłogę.
Wpierw musiałby wstać z zajmowanego krzesła, podnieść cały pojemnik, wrzucić zawartość wprost do kominka, następnie rozpalając w nim ogień, a wtedy równie dobrze mógłby też spalić ten konkretny list zamiast wyrzucać go do śmieci, ale...
...to było od cholery dodatkowych zadań, na które obecnie wcale nie miał ochoty. W tej konkretnej chwili nie chciało mu się bezsensownie przerywać tego, co zaczął robić, nawet jeśli poniekąd już chwilę wcześniej całkowicie wybił się z rytmu odbiorem i czytaniem tej niezbyt go interesującej informacji. Westchnął więc ciężko, po prostu odsuwając wszystkie te czynności na później, a właściwie to na...
...cóż.
Jeśli miał być ze sobą całkowicie szczery (a był, no, przynajmniej w podobnych kwestiach) z całą swoją perfidią postanowił tak długo ignorować makulaturę aż ktoś inny zajmie się całą sprawą. A skoro w tym konkretnym miejscu bywała wyłącznie jeszcze jedna osoba. Prudence. Oczywiście, że był na tyle miły, aby to dla niej zostawić.
Mimowolnie przesunął zresztą wzrokiem w kierunku drzwi, jakby spodziewał się zobaczyć w nich nadchodzącą Bletchleyównę, ale klamka ani drgnęła. Kolejne godziny spędził w półmroku, ciszy i naprawdę szczerze docenianej samotności. Nie kłopotał się nawet spoglądaniem na zegarek, nie potrzebował nigdzie iść, nie miał dyżuru, nie zamierzał opuszczać miasta. Mógł więc swobodnie ślęczeć nad księgami, od czasu do czasu popijając zimną kawę i sporządzając notatki. Względnie czytelne notatki. Naprawdę był miły. No, przynajmniej starał się...
...jak na siebie.
Dopiero w momencie, w którym do jego uszu dotarło głośniejsze niż zazwyczaj trzaśnięcie na korytarzu, pierwszy raz zwrócił uwagę na godzinę. Siódma trzydzieści siedem nad ranem. Jeśli dobrze wyrokował, już wkrótce miał zobaczyć przeuroczą twarzyczkę koleżanki, która raczej nie zamierzała darować sobie okazji, nawet po nocnym dyżurze. Mieli sporo ciekawej literatury i uwag do wymiany.
Jakaż szkoda, że nie na temat goblinów i charłaków. Tak, to z pewnością byłoby niezmiernie ciekawe. Mhm.
It's always darker
When the light burns out
And the sun goes down