12.09.2025, 09:51 ✶
![[Obrazek: qm6FMhG.png]](https://secretsoflondon.pl/imgproxy.php?id=qm6FMhG.png)
On the mountain peaks
Just for the insane
Are the peaks worth climbing
Is it worth the pain
Does the fear restrict you
From almost anything
Do you seek to conquer
Almost every dream
Just for the insane
Are the peaks worth climbing
Is it worth the pain
Does the fear restrict you
From almost anything
Do you seek to conquer
Almost every dream
Gdyby ktoś spytał się Jonathana jaka pora roku ilustrowała jego przyjaźń z Anthonym Shafiqiem, Selwyn zdecydowanie powiedziałby że jesień. Nie było w tym wyjątkowo żadnej poetyckiej myśli, ani głębszej symboliki. Po prostu poznali się gdy liście wokół Hogwartu powoli opadały z drzew, nawet jeśli tego pamiętnego pierwszego września gdy Jonathan obserwował jak na uszy przyszłego Krukona zostaje nałożona stara czapka, młody już-prawie-Gryfon jeszcze nie wiedział jak ważny stanie się dla niego ten chudy, tyczkowaty chłopak. A potem nastały kolejne jesienne pory, a zmieniające się kolory liści stały się niejako tożsame z perspektywą kolejnego roku w otoczeniu przyjaciół.
Teraz jednak Jonathan zastanawiał się, czy nie popełnił błędu naznaczając ich przyjaźń znakiem jesieni i czy jakiś złośliwy los nie uznał przypadkiem, że w takim razie tak jak musiała w końcu nastać równonoc, po której każdy kolejny dzień był krótszy, tak ich przyjaźń musiała w końcu przejść ze złotego września do chłodniejszego października, aby nieubłaganie stać się kiedyś zimą.
Oficjalnie byli pogodzeni.
Oficjalnie ze sobą rozmawiali.
Ale to nie było to co przed tym pamiętnym wyjazdem do Francji i Jonathan czasami obawiał się, że również liście na drzewie ich przyjaźni powoli tracą dostęp do utrzymujących je cennych zasobów. Selwyn widział pożar Londynu. Gdy był chłopcem wiedział, że bombardowano Londyn. Perspektywa utraty tej przyjaźni, lub sprowadzenie jej jedynie do uprzejmej znajomości wydawała mu się w tym momencie straszniejsza, niż kolejny atak na miasto.
Prawdę mówiąc liczył, że podczas ich wspólnej wyprawy służbowej do Madrytu nastąpi jakiś przełom i może będzie jak dawniej, ale…
Ale jeden wadliwy świstoklik później skończyli w Alpach.
Z dobrych wiadomości – Przynajmniej nie wylądowali na samym szczycie, a schronisko było w pobliżu.
Ze złych wiadomości – Musieli tęnoc spędzić w Alpach, a dokładniej po ich austriackiej stronie.
Gdy tylko podeszli do schroniska, Jonathan zwątpił. Wystrój wnętrza był najwyraźniej utrzymany według dwóch zasad – drewniane i prosto. Ah no i oczywiście stężenie wycieczkowiczów było tak dużo, że Selwyn był w szoku, gdy usłyszał, że znalazł się dla nich jeden wolny pokój. Pokój drewniany i prosty jak wszystko inne z brzydką komodą, jednym łóżkiem i malowidłem z owcami nad nim, ale… Jonathan był w stanie przeżyć tę prostotę w zamian na dach nad głową, przyzwoite jedzenie i ciepłe jabłkowe stutzle, które Selwyn zabrał im ze stołówki na później.
– Hm… Prawdę mówiąc, obawiałem się trochę, że znajdziemy jakąś turystyczną chatkę z ubitą ziemią zamiast podłogi i pożółkłą pościelą – oznajmił, przyglądając się uważnie wydzierganemu na drutach kocu w kwiatki. Usiadł na łóżku i nieznacznie się zaczął po nim wiercić. Łóżko trochę skrzypnęło, a Selwyn skrzywił się. – No cóż, na noc poślubną by się nie nadawało, ale my chyba damy radę.
Uśmiechnął się do Shafiqa. Tak, aby załagodzić sytuację. Tak, aby on też się uśmiechnął i nie patrzył na brzydkie zasłony w oknie.