Kolejny późno letni dzień zapowiadał się całkiem słonecznie. Yaxley opuściła rezydencję dość wcześnie, bo miała do wykonania ważną misję. Umówiła się na wizytę do weterynarza, wypadało bowiem zainteresować się swoimi zwierzętami, zwłaszcza, że do ich wesołej gromady dołączył nowy pies. W towarzystwie więc trzech zwierzaków ruszyła na spacer do miasteczka, był on całkiem przyjemny zważając na warunki pogodowe, na które dzisiaj nie można było narzekać. Nie spieszyła się nigdzie, musiała odhaczyć tę wizytę, a na pewno dobrze miało jej zrobić przebywanie na świeżym powietrzu, nie wątpiła w to nawet chwili, zwłaszcza, że po raz kolejny wraz z nadejściem poranka pojawiły się te kurewskie mdłości, które nie zamierzały najwyraźniej szybko jej odpuścić. Taki już miał być urok tego jakże pięknego czasu w jej życiu.
Zaliczyła wizytę u zwierzęcego lekarza, ich nowy nabytek okazał się być nieco niedożywiony, nic więcej mu nie dolegało, no poza tym, że dowiedziała się, iż stado psów miało w najbliższym czasie jeszcze bardziej się powiększyć. Wspaniałe wieści, jak to szło, dwa, czy trzy - żadna różnica, ciekawe co będzie, gdy okaże się, że z jednego dodatkowego zrobi się sześć, bo przecież nie mogli mieć pewności co do tego ile dzieci niespodzianek nosiła w sobie ich psia przybłęda. Cóż, będą musieli zastanowić się nad jeszcze większym domem, czy coś, ewentualnie znaleźć przyszłych właścicieli dla psich bombelków, mieli na to jeszcze trochę czasu, a przynajmniej tak mówił psi doktor. Dwa tygodnie to naprawdę dużo czasu... czyż nie, sporo się mogło w końcu wydarzyć w te kilkanaście dni. Już ona miała tego świadomość.
Wracała więc całkiem powoli zastanawiając się nad tym, czy od razu powinna przekazać te dobre wieści. Właściwie, czy był sens czekać, tak czy siak już niedługo ta nowina sama wyjdzie na światło dzienne. Psy współpracowały z nią całkiem nieźle, jakby one wyczuwały, że Geraldine jest w nieco innym stanie niż zwykle, nie chciały jej sprawić kłopotu, czy kto tam wie, nie wątpiła w to, że miały jakieś swoje ukryte zmysły, które powodowały, że były wyczulone na najdrobniejsze zmiany w swoich właścicielach. Udało jej się wrócić do Exmoor przed południem, gdy znalazła się na terenie rezydencji Ursuli spuściła je ze smyczy, aby również miały coś z życia, sama zaś ruszyła w stronę ganku, na którym zamierzała się rozgościć. Nie miała jakichś konkretnych planów na ten dzień, mogła korzystać z ostatnich podrygów lata, bo czemu by nie.