• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Aleja horyzontalna v
1 2 3 4 5 … 10 Dalej »
[17.09.1972] Come inside and be afraid | Hannibal & Jessie

[17.09.1972] Come inside and be afraid | Hannibal & Jessie
lover, not a fighter
175 cm wzrostu (na scenie wydawał się wyższy!) Pełna emocji twarz. Ciemne oczy i włosy, które zwykle pozostają w nieładzie. Goli się na gładko. Szczupły, ale umięśniony - zawodowy tancerz. Strój modny wśród mugolskiej młodzieży, czasami zgoła ekstrawagancki.

Hannibal Selwyn
#1
22.09.2025, 07:25  ✶  
17.09.1972, przed południem

Było rano. No dobra, przedpołudnie.
Przecież wszyscy wiedzą, że rano, no dobra, przed południem, nie dzieją się żadne nadprzyrodzone straszne rzeczy. Potwory pod łóżkiem? Nocą. Niespodziewane przemiany w wilkołaka? Nocą. Wampiry atakujące ludzi? Nocą. Pogrążające całe miasto w zamieszkach ataki śmierciożerców? Nocą!
A jednak…

Hannibal wsunął się do własnego mieszkania na paluszkach, jak złodziej, jakby nie chciał, żeby ktoś go dostrzegł. Pozornie wszystko pozostawało w niezmienionym stanie od ostatniego razu, kiedy tu był. Niedomknięta szafa, którą zostawił podczas pakowania. Puste miejsce po maszynie do szycia na stoliku. Skotłowane łóżko, na którym przewracał się w Spaloną Noc, dręczony koszmarami. Ślady rąk na lustrze w sypialni, dokładnie na wysokości jego szyi. Czarne ściany. Czarna podłoga. Świeżo wstawiona szyba w oknie w salonie, jedyna czysta rzecz w całym lokum, a i tak zdawało się, że wszechobecna sadza usiłuje ją zagarnąć.
Czy te odbite na niej dłonie zostawił szklarz?
Selwyn podszedł do okna. Odciski były zdecydowanie za małe, jak na jego własne, a tym bardziej jak na fachowca, który naprawiał szkody. Dokładnie… na wysokości…
Miał wrażenie, że do pokoju wpada jakoś mniej światła, niż powinno przy takiej pogodzie.

Drzwi skrzypnęły lekko i Hannibalowi wydało się, że słyszy kroki.
- Dobrze, że już jesteś - rzekł, pokonując suchość w gardle. Odwrócił się do-...
nikogo
…ale przecież wyraźnie czuł czyjś wzrok na swoich plecach…
Rozejrzał się, spłoszony.
Nie panikuj, nie panikuj, jest środek dnia, w środku dnia nie dzieją się żadne straszne rze- CZY W TYM LUSTRZE COŚ SIĘ PORUSZYŁO?!

Miał wrażenie, że serce obija mu się nieprzyjemnie o żebra, że jego paniczny rytm rezonuje w całej klatce piersiowej. Cofnął się w róg pokoju, żeby widzieć jak najwięcej.
Co, jeżeli przyjdzie mi uciekać? - pomyślał.
Miał ochotę wyjść i poczekać na zewnątrz, ale bał się odwracać plecami do tego, co zamieszkiwało aktualnie jego dom. Cokolwiek to było, najwyraźniej rozgościło się, sądząc po fakcie, że podczas pierwszej nocy koszmary nawiedzały go, gdy zasnął, a teraz niewyjaśniony lęk i uczucie bycia obserwowanym towarzyszyło mu od kiedy przekroczył próg.
Próbował patrzeć jednocześnie we wszystkich kierunkach. Nie dotykać sadzy. Unikać lustra. Unikać okna. Strach trzymał go za gardło. Nie, to nie strach… Odruchowo sięgnął dłońmi do szyi, chcąc lepiej poczuć przechodzące przez tchawicę powietrze - rwany oddech przez usta -  za głośny, za głośny -

skrzyp, skrzyp, powiedziała podłoga

Hannibal zerwał się do biegu.


Sprint był na szczęście krótki i skończył się tuż za drzwiami wejściowymi, które Selwyn zatrzasnął i oparł się o nie plecami, dysząc ciężko, jakby nie zajmował się zawodowo śpiewem, aktorstwem i tańcem - samymi rzeczami wymagającymi pracy z oddechem. Resztką sił powstrzymał się przed osunięciem na podłogę, ale postanowił jednak poczekać na Jessiego na korytarzu. Albo jeszcze lepiej, na dworze. Była w końcu całkiem niezła pogoda.
Aleja Horyzontalna powitała go gwarem, dziennym światłem i życiem, które jeszcze trzy minuty i dwa piętra temu wydawało się tak odległe. Hannibal uspokoił oddech, krew przestała szumieć w uszach. Tu wszystko było takie normalne. 
No przeklęte, jak nic, pomyślał o swoim mieszkaniu.
Przeszedł kilka kroków w lewo i prawo. Przejrzał się w jakiejś szybie. Czarne ślady na szyi. Jego własne, czy… Spojrzał na swoje dłonie. Ich wnętrza były brudne od sadzy. Uczepił się racjonalnego wyjaśnienia. Na pewno jego własne.
Wytarł ręce w spodnie (co nic nie dało), wyprostował się i rozejrzał się w poszukiwaniu znajomej sylwetki. Jessie powinien się pojawić w każdej chwili. Selwyn nie chciał powitać go wyglądając, jak wystraszony pufek.
Czarodziej
Less colours but still colorful
Średniego wzrostu (174 cm), lekko umięśniony. Włosy ma w kolorze ciemnego brązu, zazwyczaj schludnie ułożone, z opadającymi na oczy w barwie orzecha laskowego kosmykami. Nos ma lekko zadarty, na słońcu wychodzi mu te kilka piegów, zdobiących jego policzki.

Jessie Kelly
#2
22.09.2025, 20:11  ✶  

Aleję Horyzontalną starał się odwiedzać możliwie jak najrzadziej.

Powodem nie był stan mieszkania, które wymagało odnowienia, i z którego wyniósł z Jonathanem, co tylko nadawało się jeszcze do użytku albo nie zostało spalone na popiół. Powodem nie była również żadna trauma, która mogłaby go dopaść po Spalonej Nocy. Poza klaustrofobią i ogromną niechęcią do większych zbiorników wodnych Jessie nie zauważył u siebie żadnych oznak budzącego się lęku przed ogniem, dymem, popiołem czy czymkolwiek innym.

Powodem było krzesło.

Dokładnie. Krzesło.

To krzesło, które normalnie stało w kuchni. To krzesło, na którym siedziała Charlotte i które najwidoczniej przejęło po niej tę zdolność, którą geny mu pożałowały, i nie spłonęło w nocy pożaru. To samo krzesło, które stało w kuchni, ale kiedy Jessie i Jonathan poszli do mieszkania, to cholerne krzesło stało w pokoju. W JEGO pokoju! Jakby jeszcze ktokolwiek je tam chciał... W jego samochodzie Charlotte też siedziała - nie mógł on przejąć tej odporności na ogień?

Jak wejdzie do mieszkania teraz, gdzie będzie to krzesło? W łazience? Czy może rzuci się przez okno i Jessie zobaczy je na ulicy, jeszcze bez żadnego zadrapania, żeby było dziwniej, w otoczeniu roztrzaskanego szkła.

Dlatego nieśpieszno mu było do kolejnych wizyt na Horyzontalnej, ale kiedy Hannibal odezwał się do niego z prośbą o spotkanie, nie rozmyślał o tym długo i dał znać, że na tej cholernej Horyzontalnej się pojawi.

Pogoda była całkiem przyjemna, ale wcale nie poprawiło mu to humoru. Przeciwnie, jeszcze bardziej go zniechęciła do wykrzesania z siebie odrobiny więcej optymizmu, przez co musiał przetrwać z poziomem, z którym się obudził - czyli bardzo niskim. Może powinien później wyjść z Benjim na jakiś dłuższy spacer? Niech się psiak przynajmniej nacieszy.

Z Hannibalem spodziewał się spotkać w jego domu, jak się umawiali. W głowie pojawiła mu się jeszcze myśl, że może Hannibal również tracił cierpliwość przez jakieś magiczne krzesło, które nie zajęło się ogniem i przeskakiwało sobie z jednego pomieszczenia do drugiego i może po to poprosił go o spotkanie.

Hannibal jednak nie czekał na niego w swoim mieszkaniu. Nie czekał nawet na korytarzu.

Czekał na niego przed kamienicą. Niby wyprostowany, niby wszystko w porządku, a jednak... Nie, nie było w porządku. Z nikim nie było teraz w porządku.

-Nie mogłeś się mnie doczekać? Jak miło - powiedział na powitanie, rozciągając usta w złośliwym półuśmiechu.

Wyraz twarzy mało oddający faktyczne odczucia, ale nie chciał podchodzić do Selwyna z maską na twarzy.

-Myślałem, że poczekasz na mnie w mieszkaniu, albo na korytarzu, a ty mi wychodzisz na spotkanie przed klatką? Jestem oczarowany, panie Selwyn.

Wzrok przesunął się niżej, z oczu Hannibala na jego nos, niżej na usta, podbródek i zatrzymał się na szyi. Na ciemnych śladach.

-Co, do cholery? - mruknął, marszcząc brwi. -Co ty masz na szyi?

Potem spojrzał na jego dłonie. Czerń.

-Dobra, co takiego dzieje się w twoim mieszkaniu, bo nawet nie będę się łudził, że to jest jakaś próba do twojego kolejnego występu.


!Strach przed imieniem
Czarodziejska legenda
Przeciwności losu powodują, że jedni się załamują, a inni łamią rekordy.
Los musi się dopełnić, nie można go zmienić ani uniknąć, choćby prowadził w przepaść. Los objawia nam swoje życzenia, ale na swój sposób. Los to spełnione urojenie. Los staje się sprawą ludzką i określaną przez ludzi.

Pan Losu
#3
22.09.2025, 20:11  ✶  
Chociaż nie doznajesz żadnych omamów słuchowych, nie jesteś w stanie wydusić z siebie Jego imienia. Kogo? Sam-wiesz-kogo... T-tego, którego imienia nie wolno wymawiać... Tego, który zasiał w ludziach strach.
lover, not a fighter
175 cm wzrostu (na scenie wydawał się wyższy!) Pełna emocji twarz. Ciemne oczy i włosy, które zwykle pozostają w nieładzie. Goli się na gładko. Szczupły, ale umięśniony - zawodowy tancerz. Strój modny wśród mugolskiej młodzieży, czasami zgoła ekstrawagancki.

Hannibal Selwyn
#4
23.09.2025, 11:13  ✶  
Jakiekolwiek resztki doświadczanych przed chwilą emocji mogły pozostać na twarzy Hannibala, zostały szybko zastąpione przez swobodny, trochę zadziorny uśmiech. Zamaszystym ruchem zwrócił się w stronę nadchodzącego, jakby znajdował się na scenie, a nie na ulicy.
- No ja myślę! - odpowiedział na powitanie, zaraz jednak spoważniał. Łatwo było ukrywać lęk, kiedy miało się widownię. Łatwo było się uśmiechać tu, w świetle dnia, kiedy mógł oddychać swobodnie i nie czuł bezcielesnych dłoni na gardle.

Podążył za wzrokiem Jessiego ku swoim dłoniom, a potem posłał niepewne spojrzenie w kierunku okien należących do jego mieszkania.
- Słuchaj, jak zobaczysz, co mam w domu, to zrozumiesz, czemu nie chciałem tam siedzieć - otworzył drzwi kamienicy i weszli na klatkę schodową.
- W Spalona Noc jakieś gówno mi się zalęgło. Nie dość, że mam wszystko czarne, to jeszcze straszy. I poddusza. Na początku tylko w nocy, ale dzisiaj zwiałem stąd po kwadransie - przyznał się, wchodząc po schodach. Wzdrygnął się lekko na wspomnienie jedynej nocy, jaką spędził we własnym łóżku od czasu pożarów. Była pełna koszmarów, w których udusił się lub został uduszony przynajmniej trzykrotnie. 

- Sadza zostawia ślady na wszystkim, i schodzą dopiero jak się stamtąd wyjdzie - uprzedził. Nie był nawet zdyszany po wejściu na drugie piętro, ale zatrzymał się z wahaniem pod swoimi drzwiami, jakby nie chciał nawet dotykać klamki.
Wziął głęboki oddech dla kurażu i otworzył. Drzwi zaskrzypiały złowieszczo. Hannibal spojrzał na nie podejrzliwie - był przekonany, że jeszcze rano działały bezszelestnie. 
- Chcesz iść przodem? - zapytał, bardzo starając się, żeby w jego głosie brzmiała uprzejma gościnność, a nie nadzieja i, o ton ciszej, ostrzegł - Tylko uważaj, to coś nie czeka do drugiej randki.

Zachowanie i słowa Selwyna nabrały sensu, kiedy ich oczom ukazało się wnętrze - czarne smugi na podłodze, brudne od sadzy ściany. Zwykle przytulne mieszkanie aktora wyglądało naprawdę żałośnie - i tchnęło nieprzyjazną atmosferą. Wystarczyło wejść dwa kroki za próg, żeby niefortunnego gościa opadło wrażenie, że jest obserwowany. Widoczna z korytarza otwarta szafa w pokoju ukazywała wnętrze, równie brudne, jak wszystko wokół. Na lustrach w sypialni i w łazience widać było ślady niewielkich, szczupłych dłoni, odbite w taki sposób, że wyglądały, jakby zaciskały się na szyi tego, kto chciałby się przejrzeć. Wanna, umywalka, a nawet muszla klozetowa, były pokryte warstwą sadzy, trochę tylko rozmazanej w paru miejscach, jakby ktoś próbował ją bezskutecznie zetrzeć. Koło łóżka, wyglądającego obecnie jak barłóg, stała pusta butelka, dopełniając obrazu meliny. 

W głębi mieszkania coś skrzypnęło powitalnie. Hannibal drgnął wyraźnie.
Czarodziej
Less colours but still colorful
Średniego wzrostu (174 cm), lekko umięśniony. Włosy ma w kolorze ciemnego brązu, zazwyczaj schludnie ułożone, z opadającymi na oczy w barwie orzecha laskowego kosmykami. Nos ma lekko zadarty, na słońcu wychodzi mu te kilka piegów, zdobiących jego policzki.

Jessie Kelly
#5
24.09.2025, 19:44  ✶  

Spojrzenie z pokrytych czernią dłoni przeniosło się znów na poważną twarz Hannibala, z której podążyło w górę, w stronę okien, w których stronę niepewnie zerkał Selwyn. Wpatrywał się w nie przez kilka kolejnych sekund, nim opuścił głowę i znów zawiesił wzrok na szyi drugiego chłopaka. Na tych czarnych śladach.

Ślady rąk na szyi.

-Nie potrzeba wiele, żebym zrozumiał, czemu po tamtej przeklętej nocy ktoś nie chce siedzieć w swoim mieszkaniu. Sam bym w swoim nie wytrzymał, ale zgaduję, że u ciebie to z grubej rury poszło - westchnął, nawet nie próbując żartować.

Na rozluźnienie atmosfery i poprawienie humoru jeszcze przyjdzie czas, a teraz trzeba było zająć się prawdziwym problemem.

Wszystko w sadzy. Straszy. Poddusza. Do tej pory robiło to tylko w nocy, ale z jakiegoś powodu postanowiło zacząć straszyć również w dzień. Postanowiło? A może do tej pory nie mogło tego robić?

-To coś zaczęło podduszać też w dzień? - spytał. -Widziałeś coś więcej? Coś, czego tam nie powinno być? Jakiś przedmiot albo coś w tym rodzaju? Jaka jest szansa, że ktoś mógł wejść do twojego mieszkania i coś tam podłożyć?

To ja już chyba wolę to cholerne krzesło, pomyślał, ale ugryzł się w język, zanim powiedział cokolwiek na głos. Nie na miejscu byłoby mówić takie rzeczy, kiedy Hannibal mierzył się w faktycznym problemem mieszkaniowym. Kto wie, czy to coś, co zalęgło mu się w mieszkaniu, nie zdecyduje w pewnym momencie zaatakować, ale już nie puści? I nie pozwoli Selwynowi się wymsknąć?

-Nie, żebym miał zamiar tam czegoś dotykać - przynajmniej dopóki nie będzie pewien, że dotknięcie czegokolwiek skończy się jedynie na czerni na dłoniach.

Skrzypnięcie drzwi zabrzmiało złowrogo. Jessie zmarszczył brwi i wyciągnął różdżkę.

-Han, ja powinienem iść pierwszy. I chyba lepiej będzie, jeśli po prostu poczekasz tutaj. Wciąż będę cię stąd słyszał. - biedaczek, najadł się tak dużo stresu. -Co za brak ogłady. Już na pierwszej randce odkrywać takie karty? Co zostanie na kolejne? Ja tam nie jestem fanem przygód na jedną noc.

Oczywiście, kolejnych randek z tym czymś planować nie miał zamiaru. Poklepał Hannibala po ramieniu i ostrożnie przekroczył próg.

Uderzyło w niego niemal od razu. To ciężkie, niepokojące uczucie osaczenia. Odsłonięcia, jakby wpatrywało się w niego na raz miliony par oczu. Przełknął ślinę i wszedł głębiej w mieszkanie, przyglądając się czarnym smugom... wszędzie. Oczy odnalazły lustro. Wystarczył jeden większy krok w lewo, by odbicie wyglądało, jakby czarne ślady dłoni zaciskały się na jego...

Odkaszlnął i odwrócił się od lustra. Nie widział nic, co mogłoby być źródłem tego czegoś, co wprosiło się do mieszkania bez pozwolenia.


Rzut O 1d100 - 82
Sukces!

Percepcja. Szuka czegoś, co mogłoby być źródłem domniemanej klątwy
lover, not a fighter
175 cm wzrostu (na scenie wydawał się wyższy!) Pełna emocji twarz. Ciemne oczy i włosy, które zwykle pozostają w nieładzie. Goli się na gładko. Szczupły, ale umięśniony - zawodowy tancerz. Strój modny wśród mugolskiej młodzieży, czasami zgoła ekstrawagancki.

Hannibal Selwyn
#6
25.09.2025, 10:03  ✶  
Spojrzał na Jessiego. No tak. Różdżka. Oczywiście. Wyciągnął swoją.
- Nie było mnie w mieszkaniu niemal całą noc. Ktoś wybił szybę, ale raczej nikt się nie włamał, nie było żadnych śladów, drzwi zamknięte… - wyrzucał z siebie informacje, bardzo starając się być przydatnym. Nie wspomniał o tym, że po powrocie do domu wyżłopał większą część trunku z butelki obok łóżka i zasnął… może nie zdrowym, ale na pewno pijackim snem. To była kryzysowa sytuacja, okej? No i obejrzał przecież mieszkanie zanim to zrobił i drugi raz, po obudzeniu.

Zatrzymali się w wejściu, a Hannibal uśmiechnął się blado do Kelly’ego, nieco pocieszony zarówno jego pewnością siebie, jak i propozycją, by zostać na progu. Brzmiała kusząco, ale przecież nie chciał wyjść na tchórza.
- Jesteś pewien? - upewnił się poważnie, szukając w jego oczach potwierdzenia albo drwiny - To ja… przypilnuję, żeby drzwi się nie zamknęły!
Żenująca wymówka, ale z drugiej strony… Cholera wie, jakie figle gotów mu spłatać jego własny dom tym razem. Gdyby zostali tu uwięzieni, ten upiór, duch czy klątwa nie miałyby nawet za wiele zabawy z Selwynem, bo by po prostu umarł ze strachu i tyle. 

- Ale jakby cokolwiek się działo, to wołaj! - zapewnił mężnie - Chyba, że zacznie cię dusić, to wtedy nie wiem, charcz, czy coś.
Nie miał pojęcia, co niby mógłby zrobić w takiej sytuacji, ale nie zamierzał go zostawiać. Najwyżej wyciągnie go na klatkę schodową. Moce czarnomagicznego duszącego szujstwa nie sięgały na korytarz.
Póki co.

Przyglądał się, jak Jessie wchodzi za próg. Wyglądał, jakby wiedział, co robi. To dodawało otuchy. Hannibal miał nadzieję, że uda się odkryć, co też postanowiło utrudnić mu życie, przegnać to gdzie pieprz rośnie i przywrócić lokum do stanu używalności, bo jakkolwiek mieszkanie u Henry’ego przywoływało miłe wspomnienia z hogwarckiego dormitorium, a przyjaciel był gościnnym gospodarzem i nigdy się nie skarżył, chwilami Selwyn miał nieodparte wrażenie, że jest zmęczony jego towarzystwem. W jego niewielkim mieszkaniu wystarczyła jedna dodatkowa osoba, by stworzyć tłum.
Hannibal nigdy nie widział klątwołamacza przy pracy, ale wyraźnie dostrzegł moment, kiedy Jessie odczuł działanie magii. Chłopak na moment zesztywniał i rozejrzał się. Z miejsca, gdzie stał, musiał widzieć sypialniane lustro, wraz ze zdobiącymi je śladami dłoni. W przeciwieństwie do Selwyna, nie dał się sprowokować do sięgnięcia do szyi i pozostał nienaznaczony przez to miejsce. Miejsce - pomyślał Hannibal - jakby chodziło o jakieś obce miejsce, a nie mój własny dom.

- Mnie pierwszej nocy próbowało zadusić w łóżku! - oznajmił, starając się brzmieć lekko - Nie jestem staroświecki, ale wolałbym najpierw jakąś kolację, czy coś… albo przynajmniej hasło bezpieczeństwa! - żartował. Poprzednim razem starał się być cicho, żeby nie zwracać na siebie uwagi - do czego to doszło, on i “nie zwracać na siebie uwagi” - ale może to właśnie był sposób na dojmujące uczucie strachu, nie dać mu sobą zawładnąć i nie pozwolić, by ktoś, kto był w obrębie działania magii, został z nią sam na sam.
Starał się nie odrywać oczu od Kelly’ego, ale zaryzykował niespokojne zerknięcie w dół schodów. 
Ułamek sekundy strachu, zanim wrócił wzrokiem do sylwetki wewnątrz. Wciąż tam był. Uff.

skrzyp, dobiegło tym razem z sypialni. Wydawało się brzmieć… psotnie.

Nie patrz tak na mnie, pomyślał Hannibal, czując na sobie wzrok, który wydawał się prześwietlać go na wylot, to była tylko jedna noc!
Czy właśnie wdawał się w dyskusję z bezcielesnym nie wiadomo czym, które lubiło podglądać i dusić, i porozumiewało się skrzypnięciami?
Czarodziej
Less colours but still colorful
Średniego wzrostu (174 cm), lekko umięśniony. Włosy ma w kolorze ciemnego brązu, zazwyczaj schludnie ułożone, z opadającymi na oczy w barwie orzecha laskowego kosmykami. Nos ma lekko zadarty, na słońcu wychodzi mu te kilka piegów, zdobiących jego policzki.

Jessie Kelly
#7
26.09.2025, 12:45  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 26.09.2025, 12:46 przez Jessie Kelly.)  

-Ktoś mógł ci jeszcze coś wrzucić przez to okno, ale jeśli nic nie widziałeś... - byłoby łatwiej, gdyby jednak coś tam było.

Gdyby problemem był jakiś przeklęty przedmiot, który ktoś wrzucił Hannibalowi do mieszkania, od razu wiadomo by było, co trzeba robić i problem zostałby rozwiązany bardzo szybko. Tymczasem trzeba było najpierw znaleźć źródło tej klątwy, o ile faktycznie była to klątwa, pozbyć się jej i nie pobrudzić się przy tym sadzą.

-Jestem pewien - powiedział zupełnie poważnie. -O, to jest bardzo dobry pomysł.

Jeżeli wszystko pójdzie dobrze, to do żadnego duszenia może nie dojdzie, a po kolejnych słowach Hannibala Jessie pokazał mu uniesiony kciuk i kiwnął do niego głową.

Nie dotykać nic. Ostrożnie stawiać kroki. Nie przegapić nic. Jessie złamał jedną z zasad w momencie, w którym zaczął unikać patrzenia w lustro. Nie było tam nic, co mogłoby im pomóc w przywróceniu mieszkania do stanu używalności, ale nie chciał patrzeć na czarne ślady, które zdawały się zaciskać na szyi jego odbicia. Nie chciał, żeby magia, która zalęgła się w tym miejscu, sprawiła, że poczułby te dłonie na swojej szyi. Nie chciał, by jego ręce same powędrowały do tego miejsca. Nie chciał dać się omamić tej magii, chociaż miał przeczucie, że ślady palców jednak pojawiają się na jego szyi i z każdą sekundą robią się jakby coraz wyraźniejsze.

Nie widział nic, co mogłoby być źródłem tego cholerstwa. Nic podejrzanego. Żadnego przedmiotu, żadnego śladu czyjej niepożądanej obecności. Nic. A jednak coś jakby uwiesiło się na jego ramionach. Coś go cały czas obserwowało. Coś ich obserwowało.

-Mam dobrą i złą wiadomość - zawołał do Hannibala i odchrząknął, kiedy głos mu się załamał. -Zła jest taka, że nie widzę nic, co mogłoby być źródłem tego cholerstwa.

Dwa głębokie wdechy.

-A dobra jest taka, że nie widzę nic, co mogłoby być źródłem tego cholerstwa, czyli może nie zyskałeś jeszcze tak walniętego psycho-antyfana, który skorzystałby ze Spalonej Nocy, żeby ci się włamać do mieszkania i zostawić tu... to coś... żeby cię męczyło.

Wciąż jednak nie widział nic, co było dość problematyczne.

-Od razu z grubej rury - powiedział, a kącik jego ust uniósł się na sekundę. -To trochę ekstremalne, jak na pierwszą noc. Większość chyba by zaczęła na przykład od wiązania, albo opaski na oczy.

Kolejny wdech. Kolejny wydech. Palce mocniej zacisnęły się na rączce różdżki. Skoro oczy nie dostrzegały...

Uniósł różdżkę i obracając się powoli, wypuścił zaklęcie. Jeżeli było tu coś, czego nie widziały oczy, to magia miała szansę to wyłapać i odsłonić.


Rzut PO 1d100 - 16
Akcja nieudana

Rozproszenie/Klątwołamanie, żeby sprawdzić, czy magia coś wyłapie

-Kurwa.
lover, not a fighter
175 cm wzrostu (na scenie wydawał się wyższy!) Pełna emocji twarz. Ciemne oczy i włosy, które zwykle pozostają w nieładzie. Goli się na gładko. Szczupły, ale umięśniony - zawodowy tancerz. Strój modny wśród mugolskiej młodzieży, czasami zgoła ekstrawagancki.

Hannibal Selwyn
#8
27.09.2025, 09:38  ✶  
- Wierz mi, krzątałem się tu próbując posprzątać i pakowałem się do wyprowadzki - zauważyłbym jakiś wrzucony przedmiot. Nawet nie wiem czym okno wybili, magią chyba, bo nie znalazłem ani kamienia, ani nic… - sprzątanie było jeszcze bardziej frustrująco bezowocne, niż zwykle, a kiedy wyciągnął z szafy koszulę z wysokim kołnierzykiem, okazało się, że widmowe dłonie pozostawiły odpowiednie ślady i na niej.

Atmosfera wypełniona rozmową, okraszona humorem i towarzystwem, zrobiła się trochę łatwiejsza do zniesienia - mniej dusząca, choć może było to tylko wrażenie stojącego bezpiecznie w progu Hannibala. Jessie jednak nie wydawał się nawet w połowie tak przerażony, jak on podczas pierwszej bytności w mieszkaniu tego dnia i Selwyn podziwiał jego opanowanie.
Dobrze było słyszeć, że dom prawdopodobnie nie został obłożony klątwą, ale w takim razie, co to wszystko znaczyło?
- Hmm… myślisz, że powinienem raczej szukać egzorcysty? - zapytał - Czy po prostu kupić kwiaty i czekoladki i ustalić hasło bezpieczeństwa? Mogłaby chociaż się przedstawić! - pozwolił sobie na żarcik, patrząc, jak Jessie znika za rogiem korytarza.
Mogłaby? Kiedy zaczął o tym czymś myśleć w rodzaju żeńskim?

Albo może powinienem faktycznie kupić nowe mieszkanie i oszczędzić sobie sprzątania tego… - z westchnieniem powiódł wzrokiem po śladach na ścianach - w mugolskiej części Londynu. Na wysokim piętrze. Może z widokiem na rzekę…

- Kurwa - dobiegło ze środka.

I wtedy okazało się, że jakkolwiek we dwóch było raźniej, nie byli w najmniejszym stopniu i w żaden sposób zrelaksowani. Hannibal, który tkwił na swoim stanowisku, jak na szpilkach, właśnie tego się obawiał. Coś poszło nie tak. To cholerstwo zaatakowało mu kumpla. Jonathan go zabije! Mama Jessiego go zabije! Niewiele myśląc rzucił się w głąb mieszkania.
O nie, nie, nie, zostaw go! - wyskoczył zza załomu ściany, nie dbając, że otarł się o nią ramieniem i jego ubranie zyskało kolejną czarną plamę, i prawie wpadł na Kelly’ego.
- Co się dzieje? - rozejrzał się wokoło, jakby istniał jakiś przeciwnik, którego mogliby dostrzec i odpędzić. Wreszcie zatrzymał wzrok na koledze i właściwie dopiero wtedy dotarło do niego, że w jego tonie, gdy zaklął, nie było słychać strachu.
- Wystraszyłeś mnie! - poskarżył się, czując się trochę głupio, że tak spanikował. Jednak teraz, kiedy znalazł się w obrębie mieszkania, znów czuł oblepiający go, natarczywy wzrok. Ścisnął w dłoni różdżkę.

Za nimi rozległo się przeciągłe skrzypienie, jakby same zawiasy protestowały, a potem ciche trzaśnięcie zamykanych drzwi. Hannibal wydał z siebie nieartykułowany dźwięk.
- To… to co? - zapytał cicho, bardzo się starając brzmieć spokojnie - Skoro to nie klątwa, to… zmywamy się?
O ile te cholerne nawiedzone drzwi nas wypuszczą, pomyślał ponuro.
Jego wzrok ześlizgnął się po twarzy Jessiego na jego szyję. Czy to tylko cień tak padał? Czy…?
Czarodziej
Less colours but still colorful
Średniego wzrostu (174 cm), lekko umięśniony. Włosy ma w kolorze ciemnego brązu, zazwyczaj schludnie ułożone, z opadającymi na oczy w barwie orzecha laskowego kosmykami. Nos ma lekko zadarty, na słońcu wychodzi mu te kilka piegów, zdobiących jego policzki.

Jessie Kelly
#9
01.10.2025, 22:21  ✶  

-Myślę, że kwiaty i hasło bezpieczeństwa byłyby wskazane na drugi pierwszy raz - powiedział -A z egzorcystą możesz się skontaktować, jeśli będzie zainteresowana czymś mocniejszym.

No właśnie... Kiedy nadali temu czemuś formę żeńską?

Luźna rozmowa pozwoliła odrobinę rozładować napiętą atmosferę i może niejedna osoba powiedziałaby, że nie były to dobre warunki pracy dla klątwołamaczy- czy przez takie pogadanki nie było im trudniej skupić się na swoim zadaniu? - ale na szczęście nie było tu nikogo, kto by im na ten temat truł nad głowami, a i Hannibal zdawał się dzięki temu rozluźniać. Jessie również nie czuł się wybijany z rytmu, więc nie było powodu do narzekania.

Przynajmniej do momentu, w którym coś poszło źle.

Jasper nie do końca wiedział, co dokładnie się stało - czy było to spowodowane skrzypnięciem drzwi, a może podłogi, czy było to przez to ciągłe wrażenie bycia obserwowanym, a może za bardzo rozproszyły go czarne ślady na ścianach...

Cokolwiek to było - wpłynęło również na jego magię. Zaklęcie rozeszło się po pomieszczeniu, ale nie zadziałało tak, jak powinno i jak Jessie tego chciał.

To nie była klątwa. Nawet jeśli zaklęcie nie zadziałało, pojawiła się myśl, że i tak by nie zadziałało - jak zaklęcie, mające rozproszyć klątwy, miałoby zadziałać na coś, co klątwą nie było?

Zaklął jeszcze raz, już ciszej, potrząsnął głową, czując coraz silniejszy niepokój przez uczucie bycia obserwowanym i chciał już wyjść z pokoju, kiedy coś przemknęło przez korytarz i to coś, czym był sam Hannibal, omal na niego nie wpadł.

-Woah! - wymsknęło mu się i wyciągnął ręce, gotowy złapać kolegę, gdyby ten miał się potknąć o próg albo swoje własne progi. -Miałeś czekać na mnie na korytarzu!

Odchrząknął drugi raz, tym razem dlatego, że głos mu się trochę podniósł.

-Ze mną... Ze mną wszystko w porządku - powiedział. -Nie, to... To nie jest klątwo. Wybacz, ale nie jestem w stanie ci z tym pomóc. Mogę... Mogę spytać Ritę, czy wygląda to dla niej na ducha, ewentualnie czy mogłaby na to zerknąć, albo... Zostaje jeszcze modlitwa do Matki i może jakiś rytuał... A na razie... Tak, możemy się stąd zmywać.

Brzmiało to, jak dobry plan i Jessie chciał go już wcielić w życie, kiedy zauważył, że Hannibal patrzył trochę niżej, niż na jego twarz. Jego dłoń sama powędrowała do jego szyi.

-Co? Mam coś na szyi?

« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Hannibal Selwyn (2263), Jessie Kelly (1715), Pan Losu (29)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa