24.09.2025, 20:26 ✶
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 04.10.2025, 22:15 przez Urd Nordgesim.)
lipiec 1963
Morze Śródziemnomorskie
Morze Śródziemnomorskie
Zabawa była iście szampańska i na pierwszy rzut oka młodej czarodziejce wiele więcej do szczęścia nie trzeba było. Podsycana odpowiednio dobranymi komentarzami czarwona nić pulsowała obiecująco, alkohol lał się po opalonej skórze, coraz bardziej umiejętnie nietrafiała nim do swojego gardła.
Biały jacht był mugolski, ale nie przeszkadzało jej to wcale. Ponad trzydzieści osób świętowało kolejną dobę urodziny właściciela, do którego próbowała wcześniej dotrzeć. Finalnie padło na jego kuzyna, ale Urd nie zamierzała narzekać. Był młodszy. Był głupszy. Był rozkosznie bezwolny wobec jej perlistego śmiechu.
Czmyhnęła mu z uściku, nie poprawiając bynajmniej ramiączka bardzo modnego bikini.
- Nos się sam nie przypudruje - chichotała jak pusta trzpiotka, mają głęboko w sercu porady dawno niewidzianej matki: Oni lubią niezbyt mądre kobiety. Nigdy nie możesz pokazać, że wiesz cokolwiek ponad. To jedyna szansa na szczęśliwe małżeńśtwo. - Małżeństwo z Nordgesimem było biegunowo odległe od "szczęśliwego" ale rzeczywiście konsekwencnie jej matka tak długo udawała idiotkę, że zapomniała jak to jest mieć mózg. Dlatego Urd nie dawała związkom więcej niż trzy miesiące. Dla higieny.
Lepka od szampana dłoń nacisnęła klamkę, gardło wciąż chichotało, żeby przypadkiem uśmiechnięta maska nie spadła zbyt szybko. Weszła do środka luksusowej kajuty, dźwięki trwającej zabawy w rytmie disco stały się minimalnie przytłumione. Odetchnęła głęboko i dla bezpieczeństwa przekręciła klucz w zamku. Możę jednak ten kuzyn to nie był najlepszy pomysł? Głowa otoczona złocistymi puklami uderzyła w płaską powierzchnie białych drzwiczek, westchnęła ciężko zirytowana własnymi rozważaniami. Znów w Monte Carlo przepuściła całe przyoszczędzone złoto. Za bardzo nie miała wyjścia. Jechała na oparach.
Na moment znów się uśmiechneła. Zaraz potem jej twarz przybrał neutralny wyraz. W głowie szumiało, musiała czym prędzej dwoma palcami wsadzonymi odpowiednio głęboko doprowadzić się do porządku, nim alkohol wejdzie głębiej. Czuła w przytępionych koniuszkach układu nerwowego, że to ostatni dzwonek, ale nie mogła, jakże nie mogła odmówić sobie tych dwóch ostatnich drinków.
Nagle poczuła to. Zapach? A możę ruch na granicy widzenia.
Zaraz... czy to w ogóle była jej kajuta?
Zmrużyła oczy, mimo półmroku miała wzrok godny pozazdroszczenia.
Dostrzegła intruza przy wieszaku na płaszcze. Biała kelnerska marynarka odzinała się dość mocno i nie pasowała. Kącik ust zargał, a Urd mimowolnie odsłoniła zęby, zdając sobie sprawę, że to jest dopiero dobra zabawa. Dłoń mimowolnie podążyła do różdżki ukrytej w kusej kwiaciastej spódniczce. Oparła się o drzwi bardziej stabilnie, przyjmując - jak jej się zdawało - nieco bardziej kuszącą pozę.
- To nie jest moja kajuta, ale Twoja tym bardziej... - mruknęła po angielsku, wszyscy tu bez problemu posługiwali się tą mową. Mruknęła, jakby co najmniej zapraszała kelnera do łóżka w zamian za zachowanie milczenia. Może trochę tak właśnie było? Powrót do pana kuzyna jej oryginalnego celu wydawał się jej teraz tak ostentacyjnie nudny. Tu przynajmniej lśniło kusząco jakieś wyzwanie.