• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Retrospekcje i sny v
1 2 3 4 5 … 14 Dalej »
[koniec kwietnia 1966] (nie) mogło być prościej | Ambroise & Geraldine

[koniec kwietnia 1966] (nie) mogło być prościej | Ambroise & Geraldine
Doktor Dom
Ain't no chariots of fire
Come to take me home

I'm lost in the woods and I wander alone
Wysoki, mierzący 193 cm. Dobrze zbudowany, umięśniony. Opalony, wręcz spieczony słońcem od prac na zewnątrz. Kawał czarodzieja. W granicach 100 kg. Wieloletni sportowiec, obecnie również pracujący w znacznym stopniu fizycznie, co widać na pierwszy rzut oka. Długowłosy, zielonooki blondyn. Ma falowane, gęste włosy w kolorze ciepłego jasnego blondu - poprzetykane pasmami rozjaśnionymi od częstego pobytu na słońcu i kilkoma pierwszymi kosmykami bieli. W kącikach oczu ma siateczkę zmarszczek, czoło również pokrywają pierwsze, jeszcze niezbyt głębokie linie. Roztacza wokół siebie zapach ziołowego dymu: ciężki, ale słodkawy, trochę kadzidłowy. Nosi się elegancko, klasycznie, choć nieczęsto sięga po magiczne szaty. W większości są to ubrania szyte na miarę. Preferuje proste, ale dopasowane spodnie i koszule z dobrych materiałów, skórzane buty. Czasami golfy albo płaszcze dostosowane do pogody. Wybiera ciemne kolory. Sięga głównie po zielenie, brązy i czerń, ale bez niebieskich podtonów (również w kierunku bardzo ciemnej zieleni albo kawowego brązu). Często sięga po skórzane rękawiczki. Na palcu niemal stale nosi złoty sygnet. Na lewym nadgarstku ma zegarek na skórzanym pasku, na prawym rzemykową bransoletę z przywieszką. Zazwyczaj mówi bez akcentu, nie unosi głosu. Raczej stawia na wizualny autorytet i chłodne, poważne, nieco kpiące spojrzenie.

Ambroise Greengrass
#1
29.09.2025, 23:26  ✶  
Był całkiem ładny kwietniowy wieczór. Na zewnątrz panowała przyjemna aura zwiastująca całkowite pożegnanie z zimowymi przymrozkami i pełny rozkwit wiosny. Było ciepło, zwłaszcza jak na tę porę roku, gdy nietypowo ślamazarnym krokiem pokonywał drogę od szpitala do konkretnego mieszkania.
Nie spacerował. Nie napawał się pogodą. Raczej zbierał myśli, zdecydowanie niezbyt zadowolony z tego, co mu podsuwały. Wnioski, jakie wyciągał wcale nie ułatwiały mu życia. Wręcz przeciwnie, czuł się coraz bardziej skołowany. A został mu już tylko niezbyt duży kawałek trasy do przebycia.
Nie za bardzo wiedział, w jaki sposób powinien podejść do całej sprawy. W teorii to powinno być wyjątkowo proste, całkowicie nieskomplikowane. W końcu widywali się praktycznie na co dzień, spędzając liczne godziny w swoim towarzystwie i prowadząc rozmowy na naprawdę różne tematy. Całkowicie swobodne rzucenie jasnego pytania nie powinno sprawić mu zatem żadnych trudności.
Tyle tylko, że gdyby rzeczywiście tak było, czy wahałby się nad tym od blisko miesiąca? Ba, być może nawet jeszcze dłużej, bowiem o całym wydarzeniu wiedział przecież od ponad pół roku, a ta myśl też nie pojawiła się u niego po raz pierwszy. Dowiedział się praktycznie jako pierwszy, niemalże w tym samym momencie, co reszta rodziny pana młodego, jednocześnie otrzymując bardzo proste pytanie, na które powiedział wtedy nie tak symboliczne (bo związane z wieloma obowiązkami; z wieloma więcej niż mógłby się spodziewać) jasne.
Miał być świadkiem na ślubie swojego przyjaciela, jednego z najbliszszych, praktycznie nierodzonego brata. Na ślubie, który miał mieć miejsce w sierpniu tego roku. Za trzy miesiące z kawałkiem. Mieli już w końcu koniec kwietnia.
I choć nie zwykł unikać konieczności dopięcia wszystkich spraw na ostatni guzik, z jakiegoś przedziwnego powodu nie tylko całkowicie odwlekł znalezienie sobie pary na uroczystość. Lecz także w momencie, w którym pojął, kto powinien nią być... ...z kim tak naprawdę chciałby pojawić się na weselu, spędzając wspólnie wieczór... ...no cóż... ...nie ogarnęła go ulga. Wcale a wcale.
Po prawdzie mówiąc, nie poznawał samego siebie, bowiem miał obawy.
Tak. On.
Człowiek, który na ogół nie przykładał praktycznie żadnej wagi do tego, z kim pojawiał się w towarzystwie, byleby tylko nie przynieść rodzinie wstydu i nie czuć się nazbyt osaczony, co ostatnie też niezbyt często się zdarzało. Ktoś, kto zazwyczaj machał ręką, przyjmując informację, że macocha umówiła go z kolejną panną w ramach bycia towarzyszem podczas sabatu, wieczorku muzycznego, oficjalnego lunchu i tak dalej, i tak dalej.
Tak. On. Miał obawy.
Obawy, że jego oferta zostanie omylnie odebrana. Obawy, że sam nie do końca wiedział, na czym miałaby polegać ta omylność. Na tym, że zostanie odebrany jako ktoś, kto chce czegoś więcej, chociaż nie powinien tego chcieć? Czy może jednak na tym, że jego pytanie zostanie odebrane zupełnie normalnie, niewinnie i jako pozbawione innych intencji niż te towarzysko-przyjacielskie? Która z opcji była gorsza? Tak naprawdę?
Stwierdzenie, że nie chciał przy tym bawić się w jakiekolwiek podteksty byłoby nadużyciem i to zupełnym. Oczywiście, że tego chciał. Już od dłuższego czasu pragnął tak bardzo rozciągnąć granicę pomiędzy tym, co mu wypadało a tym, co najchętniej by zrobił, żeby wreszcie pękła, odsłaniając całą prawdę.
Tyle tylko, że nie chciał tego skopać. To była ta jedna sytuacja, w której był praktycznie całkowicie pewien, że gdyby nadmiernie przychojraczył, nie byłoby żadnej pośredniej opcji. Nie istniałoby ani jedno polubowne rozwiązanie. Wóz albo przewóz. Być albo nie być.
I jeśli na ogół spytanie wolnej, towarzyskiej, atrakcyjnej panny o to, czy zechce spędzić z nim wieczór, idąc razem na duże przyjęcie pełne alkoholu i kończące się idealnie w momencie, by przeciągnąć wspólny czas aż do brzasku nie byłoby dlań żadnym problemem. Ponownie bowiem: podteksty nie byłyby bowiem szkodliwe, ale wręcz pożądane. Tym razem tak nie było.
Nie dlatego, że nie był zainteresowany. Dlatego, że był zainteresowany. A poprawniej: dlatego, że jednocześnie nie wiedział, czy tylko on był zainteresowany.
Jeśli tak. Jeżeli to, co było między nimi i wykraczało poza granice prostej przyjaźni, istniało wyłącznie w jego głowie. Mógł nie robić z tego sprawy. Oczywiście, że mógł być kulturalny i szarmancki. Jasne, że mógł już na samym wstępie zaznaczyć, że w jego propozycji nie ma żadnych zdrożnych intencji (choć były, mogły być, zdecydowanie by tego chciał) i że to tylko chęć wspólnej zabawy w gronie jego znajomych, w którym nie zamierzał bawić się z byle kim i byle kogo zapraszać. Nic więcej.
Tyle tylko, że wtedy dosyć beznadziejnie by skłamał, jednocześnie jeszcze bardziej komplikując swoją i tak skomplikowaną sytuację lub, co gorsza, odbierając sobie wszelkie dalsze szanse i prawdopodobnie nigdy nie dowiadując się, a co byłoby, gdyby. Dając dziewczynie do zrozumienia, że patrzy na nią wyłącznie jak na naprawdę dobrą koleżankę, najlepszą przyjaciółkę, blabla, gówno prawda, nie życząc sobie niczego więcej, byłby brutalnie nieszczery w przekazie. A przecież nie chciał taki być.
Tak. Ostatnio sam siebie nie poznawał. Nabrał ciężko powietrza w płuca, zanim po kilka stopni na raz pokonał schody prowadzące na właściwe piętro kamienicy, zatrzymując się pod drewnianymi drzwiami. Miał mało czasu. Powinien podjąć decyzję, wyhodować jaja i wreszcie naruszyć ten rzekomy porządek rzeczy, który w ostatnim czasie wyglądał dla niego bardziej jak ciaśniejąca cela. Chwilowo jednak uniósł tylko rękę, zwijając palce w pięść i łomocząc w drzwi. Nie wiedział, czemu to zrobił, nawet nie zauważył tego momentu, ale zdmuchnął luźny kosmyk włosów z czoła, przybierając uśmiech na twarz.
Chciał, żeby to był dobry wieczór. Przede wszystkim dobry wieczór. Co do reszty, liczył, że poniekąd wyklaruje się sama. Jak zwykle, prawda? Czy to było naiwne?


Because no matter how long the night
It's always darker
When the light burns out
And the sun goes down
The night will start anew
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 2 gości
Podsumowanie aktywności: Ambroise Greengrass (889)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa