Cmentarz w Little Hangleton, późny wieczór
And throw it away
I'd cut you down to pieces
With all I could say
And leave you lost with nothing
Whatever it takes just to end this
If I could break the silence
Są cmentarze, które wprowadzają ludzi w zadumę, ale są też takie, które wypełniają serca odwiedzających grozą. Cmentarz w Little Hangleton zdecydowanie należy do tej drugiej kategorii. Położony jest w dolinie, skąd można dostrzec wzgórze, na którym wznosi się dom Riddle'ów. Pośród mogił mieszkańców wioski – tak starych, jak i młodych – rosną wielkie cisy, górujące ponad starym murem, który z każdym mijającym rokiem coraz bardziej się kruszy i rozpada. Nekropolia jest dostępna zarówno dla czarodziejów, jak i mugoli, ale mało kto tu zagląda. Niemagiczni czują się tu nieswojo, a jeśli już odwiedzają swych zmarłych, robią to w pośpiechu – nieprzyjemna atmosfera tego miejsca sprawia, że wolą omijać to miejsce szerokim ruchem. Nawet czarodzieje niezbyt przepadają za tym miejscem, gdyż są zbyt dobrze świadomi, że nie wszyscy spoczywający tu ludzie mogliby uchodzić za czempionów sprawiedliwości. To miejsce pełne nieszczęść, co podkreślają monumenty z marmuru, na których pogrążone w żalu wyrzeźbione anioły skrywają swe twarze w dłoniach.
Czy cmentarz w Little Hangleton naprawdę wypełniał serca odwiedzających grozą? Czy sprawiał, że ludzie w pośpiechu załatwiali tu swoje sprawy i uciekali w popłochu, nie chcąc zostawać na tym terenie dłużej, niż to było konieczne? Być może, lecz cmentarz skrywał także inne tajemnice. Tam znajdowało się przejście do Kromlechu, miejsca gdzie osoby, które nie posiadały wiedzy i narzędzi by tam wejść, nie mogły znaleźć. Dzisiejszego wieczoru jednak nie chodziło o odwiedzenie Kromlechu, a o zwyczajne spotkanie. Obaj sobie nie ufali, cieniutka nić porozumienia, która powstała między nimi, została zerwana. Zerwana, lecz czy na zawsze? Dla Rodolphusa zaufanie było wszystkim, bo praktycznie nikogo nim nie obdarzał. Czuł, że Travers się od niego odsunął, że zamknął się przed nim bardziej niż kiedykolwiek, a tego tolerować nie zamierzał. Nie zamierzał skamleć, prosząc o powrót, nie zamierzał łasić się o atencję, chociaż tylko bogowie wiedzieli, jak bardzo jej teraz potrzebował. Odziany w czarny, wełniany płaszcz, stał przy jednym z nagrobków, wpatrując się niewidzącym wzrokiem na płytę. Patrzył, ale nie widział liter, układających się w imię i nazwisko nieboszczyka, który tu spoczywał. Czarny szal okalał jego szyję, a mimo to nieprzyjemny, mroźny wiatr wkradał się pod ubrania i powodował nieprzyjemną, gęsią skórkę. Robiło się zdecydowanie za zimno na spotkania po nocy na cmentarzu, chociaż oboje mieli pewność, że nikt im tu nie będzie przeszkadzać. Wyrzeźbione z białego kamienia anioły płakały niemo nad pożogą, która przetoczyła się przez magiczną społeczność, lecz wokół panowała cisza. Słodka, okalająca go jak pajęczy kokon cisza.
@Nicholas Travers