• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Ulica Pokątna Plac i stragany [22.03.72, wieczorem)] Brenna i Regina

[22.03.72, wieczorem)] Brenna i Regina
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#1
10.12.2022, 19:00  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 06.01.2023, 18:34 przez Brenna Longbottom.)  
Brenna, zasadniczo, nie była na patrolu – na te od awansu na detektywa wychodziła niezbyt często. (Głównie wtedy, kiedy ktoś uznawał, że jeśli Brenna spędzi jeszcze pięć minut dłużej nad papierami w biurze, to jej współpracownicy oszaleją, więc trzeba ją wykopać, by się przewietrzyła.) Po dość... trudnym poranku, gdy rozpoczęła pracę (nieco później niż zwykle) wpadła jednak do mieszkania pewnego czarodzieja, oficjalnie przesłuchać go w sprawie Pewnego Podejrzanego Przedmiotu, który okazał się obłożony klątwą. Po przedstawieniu mu długiej listy potencjalnych zarzutów (do której w duchu dodawała: bycie niereformowalnym idiotą, za co nie skazywali, a chyba powinni, bo naprawdę tylko niereformowalny idiota podarowuje na licytację przeklęty przedmiot bezpośrednio w ręce Brygadzistki), wyszła z nazwiskiem i adresem na Nokturnie.
Longbottom wędrowała więc sobie radośnie ulicą, w pełnym mundurze Brygadzistki, a że jej służba oficjalnie skończyła się godzinę temu, myślami była już przy pączkach, po które zaraz wpadnie do kawiarni. Marzenia o nadzieniu budyniowym albo czekoladowym zostały jednak bardzo brutalnie uśmiercone przez okrzyk, który poniósł się nagle ulicą:
- PALI SIĘ!
Brenna, jak na zawołanie, wykonała nagły w tył zwrot. Przepchnęła się między ludźmi, pośród których niektórzy zatrzymywali się, zaintrygowani okrzykiem, a inni, ci przytomniejsi, usiłowali gwałtownie odmaszerować jak najdalej od potencjalnego źródła zagrożenia. Brenna w pędzie skręciła w uliczkę, z której dobiegł okrzyk, już z różdżką w ręku.
Może była paranoiczką, ale oczyma wyobraźni widziała atak śmierciożerców, strzelających na wszystkie strony ogniowymi zaklęciami. No dobrze. Na pewno była paranoiczką, bo musieliby być naprawdę bardzo, bardzo głupi, aby próbować podpalać Pokątną w biały dzień. Gdzieś przed sobą dostrzegła dym, choć nie była pewna, co płonie – nie wyglądało na to, aby zajął się budynek, prędzej jakiś… kosz na śmierci? Krzak? Materiał nad straganem? Nie mogła jeszcze zauważyć, zwłaszcza, że coś nagle uderzyło ją w klatkę piersiową.
Spanikowany smoczognik, prawdopodobnie winny całego zamieszania, może przestraszony krzykami i próbującymi uciekać ludzi, chyba starał się gdzieś schować – i w tej próbie zderzył z Brygadzistką, wypadającą zza zakrętu. Cofnęła się o krok na skutek impetu uderzenia, zdezorientowana wolną ręką odruchowo chcąc złapać dziwną jaszczurkę. Ktoś uciekając, może też w panice sądząc, że oto atak śmierciożerców, a nie „drobny wypadek przy pracy”, wcale nie nadzwyczajny na ulicy Pokątnej, gdzie przecież roiło się od nie zawsze ostrożnych czarodziei, popchnął ją, tak że razem ze smoczognikiem wylądowała na ziemi.
- Na różowe pantalony Merlina! – jęknęła Brenna, wypuszczając różdżkę i ręką starając się zgasić iskrę, która znikąd znalazła się na jej marynarce.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Olbrzymka
Draco dormiens nunquam titillandus.
Patrzysz i zastanawiasz się, czy masz do czynienia z olbrzymem, który zgubił się w Londynie. Barczysta, wysoka na blisko dwa metry, o twardych rysach twarzy. Dopiero później, jak już przyzwyczaisz się do jej wyglądu, zauważasz pewne drobnostki. Kartoflany nos zdobi poprzeczna blizna, przebiegająca na jego grzbiecie. Miodowe oczy spoglądają na świat ze spokojem, który ociepla serce i daje odetchnąć. Włosy ciemnobrązowe, prawie wpadające w czerń, skręcają się i falują, jeżeli ich właścicielka wypuści je z niedbałego warkocza. Olbrzymka zdaje się mocno stąpać po ziemi, ale znać w tym kroku delikatność.

Regina Rowle
#2
10.12.2022, 23:03  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 13.12.2022, 13:12 przez Regina Rowle.)  

Regina przez ostatnie lata nauczyła się, że katastrofy zwiastuje jedno zasadnicze zdanie. Każdy powinien odkryć, jak ono brzmi, by móc zapobiec nadchodzącym wydarzeniom. W przypadku Olbrzymki brzmiało ono tak.

— CYMBAŁ NIE!

Po tych słowach działy się zawsze dwie rzeczy. Regina musiała natychmiast sięgać po różdżkę i gasić pożary, zarówno w przenośni, jak i dosłownie.

Skierowała różdżkę w stronę palącej się peleryny czarodzieja, którą ten przed momentem zrzucił z ramion. Drewniana końcówka zabłysła i w ułamku sekundy płaszcz został zalany strumieniem świeżej wody. Płomienie syknęła ostrzegawczo, jakby wcale nie miały zamiaru dać się ugasić, ale ostatecznie uległy i zniknęły wśród smug pary.

Do uszu wysokiej kobiety nie docierały ani wspomniane syki, ani okrzyki zdumienia czy przerażenia przechodniów. Nawet nie zwróciła uwagi na wściekłego właściciela spalonej peleryny, bo po ugaszeniu ognia, ruszyła śladem pupila.

Wypadła zza rogu w tej samej chwili, w której smoczognik zderzył się z jakimś przechodniem. Wymamrotała przekleństwo i w kilku susach znalazła się obok, jak się okazało, ciemnowłosej czarownicy.

—  Najmocniejprzepraszamtomojawinawystraszyłsięteleportującegoczarodzieja… — potok słów wylał się spomiędzy jej ust, kiedy bez zastanowienia złapała kobietę za ramię i postawiła ją do pionu.

W międzyczasie stworzonko, które zderzyło się z Brenną, poderwało się do lotu i skryło za klapą futrzanej kurtki Reginy. Czarownica nie poświęciła mu nawet ułamka swojej uwagi, bardziej zajęta strzepywaniem iskry z marynarki Brygadzistki.

— Raz jeszcze bardzo panią przepraszam. — powiedziała już dużo spokojniej, przesuwając po czarownicy badawczym spojrzeniem, by upewnić się, że nic jej nie jest.

W takich chwilach postura Rowle była niczym błogosławieństwo. Bez większych problemów przepchnęła się do Brenny, a teraz czarodzieje i czarownice na Pokątnej omijali je nieco szerszym łukiem, niż zazwyczaj. W końcu dwumetrowa kobieta u wszystkich budziła respekt.

Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#3
11.12.2022, 01:40  ✶  
W jednej chwili Brenna leżała na ziemi, jedną ręką próbując powstrzymać smoczognika przed schronieniem się pod jej marynarką, a drugą starając się zdusić płomień. W drugiej jakaś straszliwa siła poderwała ją do góry i postawiła do pionu - i Brenna była tym tak zaskoczona, że gdyby wciąż trzymała różdżkę, pewnie odruchowo wypaliłaby jakieś zaklęcie.
Liczyła sobie w końcu prawie metr osiemdziesiąt wzrostu, a bieganie po lesie sprawiło, że miała trochę masy mięśniowej. Ostatni raz ktoś postawił ją na na nogi tak łatwo, szybko i skutecznie, kiedy miała jakieś czternaście lat. Tymczasem w jednej chwili obserwowała świat z poziomu ziemi, w drugiej perspektywa zmieniła się nagle, a czyjeś ręce dogaszały ogień. W dodatku na wysokości oczy widziała mniej więcej klatkę piersiową osoby, która właśnie poderwała ją z ziemi. Pewna nowość dla Brenny i to mimo tego, że jej rodzina słynęła raczej jako wysocy.
- Och - podsumowała elokwentnie całą sytuację, na tyle zbita z tropu, że pochylenie się i podniesienie różdżki zajęło jej całe trzy sekundy. Kolejnych trzech potrzebowała, aby poskładać fakty: uderzająca ją jaszczurka, płonący ogon, iskra na marynarce, okrzyki o ogniu. - Podpalił coś jeszcze? - spytała, nie patrząc jednak na kobietę, a spoglądając za nią, na uliczkę, z której wcześniej dobiegał krzyk o pożarze, i w której, Brenna mogłaby przysiąc, przez chwilę widziała coś, co wyglądało jak dym. Nie mogła jednak dostrzec żadnego ognia, a nawet po dymie nie pozostała już ani smużka... chociaż gdy Brenna wciągnęła głęboko powietrze w płuca, czuła coś, co wydawało się wonią spalonego materiału.
Żadnych śmierciożerców.
Żadnego wielkiego pożaru stulecia.
Wciąż zaciskała kurczowo palce na różdżce, ale upewniwszy się, że nie ma żadnej tragedii, obróciła z powrotem wzrok ku Reginie. Zadarła głowę, a potem zadarła ją jeszcze trochę, aby spojrzeć kobiecie w twarz. Rozpoznała Rowle nieomal od razu: może i nigdy się nie przyjaźniły, ale Brenna kojarzyła właściwie każdego, kto był w Hogwarcie dwa - trzy lata niżej lub wyżej niż ona (zwłaszcza, gdy był na roku z jej bratem), a Regina nie tylko zawsze wyróżniała się w tłumie, ale wręcz nad nim górowała.
- Hufflepuff, rocznik pięćdziesiąt cztery? - spytała, po czym spuściła wzrok na smoczognika, kryjącego się za klapą kurtki Reginy. - Jeśli nie przywykł do tłumu i nagłego ruchu, nie powinien latać wolno. Nie chcemy na Pokątnej smoczognika pani O'Leary.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Olbrzymka
Draco dormiens nunquam titillandus.
Patrzysz i zastanawiasz się, czy masz do czynienia z olbrzymem, który zgubił się w Londynie. Barczysta, wysoka na blisko dwa metry, o twardych rysach twarzy. Dopiero później, jak już przyzwyczaisz się do jej wyglądu, zauważasz pewne drobnostki. Kartoflany nos zdobi poprzeczna blizna, przebiegająca na jego grzbiecie. Miodowe oczy spoglądają na świat ze spokojem, który ociepla serce i daje odetchnąć. Włosy ciemnobrązowe, prawie wpadające w czerń, skręcają się i falują, jeżeli ich właścicielka wypuści je z niedbałego warkocza. Olbrzymka zdaje się mocno stąpać po ziemi, ale znać w tym kroku delikatność.

Regina Rowle
#4
12.12.2022, 19:08  ✶  
Och.

To była jedna z milszych reakcji, z którymi zwykła się spotykać Rowle. Wielu czarodziejów patrzyło na nią z pewną obawą, czasem z niesmakiem, a czasem z jawnym rozbawieniem jej wysokością, która kompletnie nie szła w parze z płcią. Przynajmniej tak uważała większość socjety, bo Regina nie wpasowywała się w żadne ramy piękna lub przystępnego wyglądu.

— Nie! Nic takiego się nie stało. — odpowiedziała natychmiast, wodząc wzrokiem za kobietą, która schyliła się po różdżkę. — W żadnym razie, po prostu czarodziej teleportował się prawie na mnie, a Cymbał cóż…

Przerwała, bo Brenna zadała kolejne pytanie oraz pouczyła ją, co do kontrolowania jakoś swojego smoczognika.

— Tak i tak. — zmarszczyła brwi, bo nie bardzo wiedziała z kim ma do czynienia, ale pytania, czy raczej stwierdzenia były trafne i zgodne z prawdą.

Oczywiście czarownica musiała uczęszczać do Hogwartu, być może nawet na ten sam rocznik, co Regina, ale co więcej? Rowle miała pamięć do tego, czym żywiły się ogniste kraby lub gdzie można było spotkać bagnowyja. Nie do twarzy setek osób, które spotkała na przestrzeni trzech dekad swojego życia.

Wzruszyła ramionami, taksujący kobietę miodowymi oczami.

— Nie przywykł do teleportujących się na nas osób. A przez długą podróż do Londynu zrobił się nieco nerwowy. Przepraszam, ale z kim mam przyjemność, bo poznanie jest jednostronne. — wyciągnęła dłoń do uścisku. — Regina Rowle, a pani?

Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#5
13.12.2022, 13:36  ✶  
Brenna zmarszczyła brwi, nieco rozdarta, bo z jednej strony magiczne stworzenia nie powinny latać wolno po ulicy, zwłaszcza gdy mogły coś (lub kogoś) podpalić. Z drugiej przepisy dotyczące teleportacji jej zdaniem należało zaostrzyć, i aportacja na Pokątnej powinna być w ogóle możliwa tylko w wyznaczonych strefach, by nie skończyło się pojawieniem na czyjejś głowie.
- Brenna Longbottom, Brygada Uderzeniowa - przedstawiła się, wskazując na plakietkę na swoim mundurze. Jeżeli Regina miała za sobą "długą podróż" faktycznie mogła nie rozpoznać munduru, zwłaszcza że te Brygadzistów należały raczej do dyskretnych i jeśli ktoś nie wiedział, czego wypatrywać, mógł wziąć je za zwykłe ubranie. - W Hogwarcie raczej nie miałyśmy okazji, chociaż pewnie może kojarzyć pani mojego brata, byliście razem na roku.
To był rocznik olbrzymów i to niemalże dosłownie. Yaxleyowie, Regina, a do tego jeszcze Erik. Brenna mogła prawie poczuć się krasnalem, chociaż zwykle górowała nad większością kobiet. Tym, że ta jej nie rozpoznała, niezbyt się dziwiła. Bren nie była nigdy królową popularności: raczej tą dziewczyną, która wyciągała zamknięte w schowkach mugolaki, wkradała się do Zakazanego Lasu z kuzynką albo obrzucała śnieżkami z kolegami z rocznika.
- Skoro pan aportujący się czarodziej chyba zniknął, pozostaniemy przy upomnieniu, nie będę witać po długiej podróży w Londynie mandatem - oświadczyła, sama kończąc otrzepywanie stroju i przez moment podziwiając lekkie nadpalenie na marynarce. Nie wydawała się zła z jego powodu, raczej zaintrygowana. Złość była dla Brenny stanem dość nienaturalnym, w który wpadała zwykle wtedy, gdy działo się coś faktycznie paskudnego. - To smoczognik? Wow. To prawie jak smok. Tylko taka miniaturka. W sumie wygodniejsze do trzymania w domu. I mniejsze zagrożenie, że zeżre sąsiada, jak ten przyjdzie pożyczyć cukier. Nie podpali pani kurtki tym ogonem? Ubezpieczenie od domowych pożarów musi chyba kosztować majątek - powiedziała, wzrok przenosząc z ubrania na Cymbała. Z pewną fascynacją. Longbottom nie znała się na magicznych stworzeniach jakoś szczególnie, ale na pewno uważała je za bardzo intrygujące.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Olbrzymka
Draco dormiens nunquam titillandus.
Patrzysz i zastanawiasz się, czy masz do czynienia z olbrzymem, który zgubił się w Londynie. Barczysta, wysoka na blisko dwa metry, o twardych rysach twarzy. Dopiero później, jak już przyzwyczaisz się do jej wyglądu, zauważasz pewne drobnostki. Kartoflany nos zdobi poprzeczna blizna, przebiegająca na jego grzbiecie. Miodowe oczy spoglądają na świat ze spokojem, który ociepla serce i daje odetchnąć. Włosy ciemnobrązowe, prawie wpadające w czerń, skręcają się i falują, jeżeli ich właścicielka wypuści je z niedbałego warkocza. Olbrzymka zdaje się mocno stąpać po ziemi, ale znać w tym kroku delikatność.

Regina Rowle
#6
13.12.2022, 14:54  ✶  

Tego mi brakowało, żebym ze wszystkich ludzi na Pokątnej trafiła akurat na służbistę, pomyślała Olbrzymka.

— Miło poznać. — odpowiedziała automatycznie. — Brata? Longbottom, tak? Ach, już wiem, siostra Erika Longbottoma.

Dzwoniło w którymś kościele, dzwoniło i się wreszcie dodzwoniło. Rzeczywiście, dopóki Brenna nie wspomniała o bracie, Regina nie miała pojęcia, z kim rozmawia. Podobnie było ze wspomnieniem o Brygadzie Uderzeniowej, Rowle do tego momentu nie zwróciła uwagi ani na jej ubiór, ani na plakietkę.

— Dziękuję, chociaż czuję się zobowiązana, żeby jakoś zrekompensować zniszczoną marynarkę.

Uśmiechnęła się z wdzięcznością wymalowaną na twarzy. Doceniała gest Brenny oraz to, że dążyła do załagodzenia sytuacji, a nie odwrotnie.

— Tak, ale z naciskiem na prawie. Zdecydowanie bliżej im do jaszczurek, chociaż czarodzieje na całym świecie nazywają je mini-smokami. — Brygadzistka zaczęła temat, który groził zanudzeniem na śmierć lub też totalnym wyssaniem sił witalnych ze słuchacza. Bo gdy Rowle zaczynała mówić o magicznych stworzeniach, mało kto lub co potrafiło jej przerwać.

— Oryginalnie można je spotkać w Chinach, ale w latach trzydziestych wydostały się na wolność we Francji i w krótkim czasie zadomowiły się w całej Europie. — zerknęła rozbawiona na Cymbała, który wychylił podłużną główkę zza kurtki i ciemnymi oczkami przyglądał się pannie Longbottom. — Nie, kurtka jest zaklęta i podobne zaklęcia nakłada się na domy czarodziejów, którzy posiadają te zwierzęta.

Ubezpieczyciele pewnie wymagają poświadczenia o nałożonych zabezpieczeniach przeciwogniowych, ale nie wiem, czy aż tak wpływa to na cenę. Zresztą smoczogniki iskrzą tylko w sytuacjach zagrożenia, podczas godów lub w skrajnych emocjach.
Przerwała na moment i podsunęła smoczognikowi otwartą dłoń, na którą ten po chwili wahania zdecydował się przejść. Kiedy to się stało, przesunęła rękę w stronę Brenny, by ta mogła się mu lepiej przyjrzeć.

Cymbał w trakcie rozprostował ciemne skrzydła i zawinął pomarańczowy ogon w czarne pręgi dookoła nadgarstka opiekunki. Był korpulentnej budowy, z niezbyt długą szyją, za to długim pyskiem i trochę za krótkimi łapami. Barwą nie odstawał od swoich pobratymców, chociaż na jego łuskach przeważał kolor pomarańczowy. Czułki zaczynające się na czubku jego głowy delikatnie zafalowały.

— Szczerze powiedziawszy, bardziej bym się obawiała pożyczania cukru sąsiadowi w obecności tych stworzeń. Widzisz, — mimowolnie przeszła na „ty” i kontynuowała wesołym tonem. — cukier, czy raczej pył cukrowy jest łatwopalny, a częściej idzie spotkać czarodzieja ze smoczognikiem, niż domowym smokiem.

Jaszczurka otrzepała się i przez chwilę wodziła wzrokiem od Reginy do Brenny, by wreszcie odwrócić się do tej drugiej. Wpatrując się w nią, przekrzywił głowę i wydał z siebie cichy pomruk i jakby zamerdał ogonem. Rowle widząc to, zaśmiała się cicho i powiedziała.

— Jest ciekawski i z jakichś powodów bardzo tobą zainteresowany.

Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#7
13.12.2022, 15:08  ✶  
- Tak, dokładnie. „Siostra Erika Longbottoma” to mój pierwszy tytuł, ten który znają wszyscy. Drugi brzmi „O Merlinie Tylko Nie Ona Udawajmy Że Jej Nie Widzimy”, a trzeci „Detektyw Brygady Uderzeniowej”. Gdzieś tam dalej będą imię i nazwisko – odparła Brenna, posyłając Reginie uśmiech. Żadnego śladu goryczy, zawiści, czy czegokolwiek innego. Brenna przywykła do bycia „siostrą tego popularnego Longbottoma” czy „kuzynką tej ładnej Bones”. Może było jej to bardzo łatwo znosić nie tylko z powodu charakteru, ale też dlatego, że co jak co, ale po pierwsze rodzina traktowała ją doskonale, po drugie ani Erik, ani Mav się nie wywyższali.
– Nic nie szkodzi. Znajoma mi to naprawi magią – zapewniła, zbywając słowa Rowle machnięciem ręki. Sama wolała nie majstrować, ale drobne nadpalenie powinno się udać naprawić za pomocą paru ruchów różdżką.
Brenna przekrzywiła lekko głowę, wysłuchując mini wykładu Reginy. Jeżeli była nim znudzona albo zniecierpliwiona, to maskowała to doskonale. Owszem, sama była straszliwą gadułą. Ale była też całkiem niezłym słuchaczem. Paplała zwykle, co jej ślina na język przyniosła, przyjmując na siebie ciężar prowadzenia konwersacji, ale gdy mówił kto inny, zawsze słuchała uważnie. I co zabawne, zazwyczaj nawet to, o czym mówił, ją interesowało. Albo przynajmniej bardzo dobrze udawała, że tak jest.
- Naprawdę? To brzmi intrygująco. – Gdyby nie to, że rodzina ledwo co zgodziła się na psa, Brenna pewnie już układałaby plan namówienia dziadka na zaklęcia przeciwogniowe oraz adopcję smoczognika. – Słyszałam, że kiedyś banda takich malców zrobiła niezłe zamieszanie w Stanach. Wydostały się z jednego cyrku i bum, nagle wszystko się paliło. Cześć, Cymbał. Bardzo miło cię poznać – poinformowała, pochylając się lekko ku istocie, ale nie pchając do niej rąk ani nie zbliżając nosa zbyt blisko. Kto wie, może jeszcze odgryzły jej nos. – Mam nadzieję, że nie podpalisz Pokątnej.
Uśmiechnęła się jeszcze szerzej, mimowolnie, kiedy istota zamruczała i zaczęła merdać ogonem. Był jaszczurką, gadem, czy czymś takim, ale w tej chwili skojarzył się jej z psem.
– Może lubi pączki i je ode mnie czuje – stwierdziła z rozbawieniem. Ewentualnie chodziło o to, że lubił uwagę, a wyraźnie skupienie Brenny sobie teraz zdobył. – Albo chodzi o dym. Każde wejście do siedziby Brygady Uderzeniowej to jakby wykąpanie się w nim. Mam wrażenie, że gdybym wzięła nóż, mogłabym ciąć tam powietrze.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Olbrzymka
Draco dormiens nunquam titillandus.
Patrzysz i zastanawiasz się, czy masz do czynienia z olbrzymem, który zgubił się w Londynie. Barczysta, wysoka na blisko dwa metry, o twardych rysach twarzy. Dopiero później, jak już przyzwyczaisz się do jej wyglądu, zauważasz pewne drobnostki. Kartoflany nos zdobi poprzeczna blizna, przebiegająca na jego grzbiecie. Miodowe oczy spoglądają na świat ze spokojem, który ociepla serce i daje odetchnąć. Włosy ciemnobrązowe, prawie wpadające w czerń, skręcają się i falują, jeżeli ich właścicielka wypuści je z niedbałego warkocza. Olbrzymka zdaje się mocno stąpać po ziemi, ale znać w tym kroku delikatność.

Regina Rowle
#8
13.12.2022, 15:32  ✶  

Zaśmiała się na wymieniane przez Brennę tytuły. Nie rozpoznała w jej głosie żadnej zawiści, co do tego, że prędzej spotka się z takim powitaniem niż własne imię. W głębi duszy Regina zazdrościła takiego podejścia, bo bycie określaną „ta wysoka” lub „ta olbrzymka” nigdy jej się nie podobało. Zresztą zawsze miało to wydźwięk negatywny.

— Tak, w Stanach? To w ich stylu, zakładam, że nie miały tam dostatecznie dużo miejsca lub coś je przestraszyło. Wbrew pozorom to bardzo emocjonalne stworzenia.

Na wspomnienie o Pokątnej Cymbał potrząsnął głową, a później całym ciałkiem, jakby zrozumiał, co się do niego mówi. Regina spojrzała na niego badawczo, bo nigdy nie podejrzewała go o jakiś wysoki iloraz inteligencji. Tym bardziej nie sądziła, że może rozumieć więcej niż dwa słowa z angielskiego.

— Pączki? Chyba nigdy nie nadarzyła się okazja, żeby spróbował takich słodkości. Prędzej bym powiedziała, że ma nosa do ciekawych osób. A dym… — przerwała na moment, by ukradkowo zaczerpnąć powietrza i przy okazji poczuć, czym na dobrą sprawę pachniała Brenna. — Ministerstwo tnie koszty, jeżeli chodzi o wentylacje czy może dym i ten jego ciężkawy zapach to wizytówki Brygady?

Miodowe oczy zabłysły wesoło, a prawy kącik ust powędrował do góry, w lekkim, nieco zawadiackim uśmiechu.

Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#9
13.12.2022, 15:45  ✶  
- Cyrki chyba nie słyną z najlepszych warunków dla magicznych zwierząt, więc to całkiem możliwe. Och... On rozumie, co się do niego mówi? - zdziwiła się, kiedy zaczął potrząsać łebkiem, jakby chciał zapewnić, że nie, skąd, nie spali Pokątnej, on na pewno nie! Brenna niby wiedziała, że niektóre magiczne stworzenia posiadają zdumiewającą inteligencję, ale takie smoki kojarzyły się jej jednak głównie z zianiem ogniem.
Z drugiej strony, skoro udało się go wytresować na tyle, aby trzymał się swojej właścicielki...
Tym razem mimowolnie uniosła lekko rękę, mniej więcej tak, jakby zrobiła to wobec psa. Nie podtykając jej pod nos, a ot trzymając lekko wyciągniętą, gdyby chciał ją obwąchać.
Był chyba za mały, aby odgryźć jej palce.
Prawda?
- Ciekawych? - Brenna omal się nie roześmiała. - Obawiam się, że jestem najnudniejszą osobą pod słońcem. Ewentualnie tą najpaskudniejszą, jeżeli akurat komuś wypisuję mandat. Ale dużo gadam, to dobrze maskuje, ale to bardzo miłe, że smoczognik uznał mnie za ciekawą. Mam tylko nadzieję, że to nie znaczy, że spróbuje podpalić mi włosy albo coś takiego. Obawiam się, że bez nich wyglądałaby trochę śmiesznie.
Jej marynarka rzeczywiście przesiąkła zapachem dymu tytoniowego. Sama Brenna nie paliła, ale okrycie przewisiało dostatecznie wiele dni w ich Biurze, aby łyknęło tę woń na dobre i nawet pranie nie pomagało w jej całkowitym usunięciu. Zresztą walka z zapachem była z góry skazana na niepowodzenie, wystarczyła kolejna wizyta w Biurze.
- Papierosy, kawa i pączki. Trzej najlepsi przyjaciele magicznych policjantów. Co jest zabawne, bo potem niektórzy biorą nas za czarnoksiężników.
Zapach popiołu często towarzyszył czarnej magii. I chociaż nieco się różnił od zapachu tytoniu, to laik mógł bardzo łatwo się pomylić. Między innymi dlatego Brenna nie paliła.
- W każdym razie, skoro to powrót do Londynu po długim czasie, mogę jakoś pomóc? Brygada zawsze gotowa do pomocy obywatelom i takie tam.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Olbrzymka
Draco dormiens nunquam titillandus.
Patrzysz i zastanawiasz się, czy masz do czynienia z olbrzymem, który zgubił się w Londynie. Barczysta, wysoka na blisko dwa metry, o twardych rysach twarzy. Dopiero później, jak już przyzwyczaisz się do jej wyglądu, zauważasz pewne drobnostki. Kartoflany nos zdobi poprzeczna blizna, przebiegająca na jego grzbiecie. Miodowe oczy spoglądają na świat ze spokojem, który ociepla serce i daje odetchnąć. Włosy ciemnobrązowe, prawie wpadające w czerń, skręcają się i falują, jeżeli ich właścicielka wypuści je z niedbałego warkocza. Olbrzymka zdaje się mocno stąpać po ziemi, ale znać w tym kroku delikatność.

Regina Rowle
#10
13.12.2022, 16:50  ✶  

— Nie mam pojęcia, jeżeli tak to po raz pierwszy dał po sobie poznać, że umie angielski.

Była równie zaskoczona, co Brenna, bo jej kompan nigdy nie zareagował w taki sposób na to, co do niego mówiła. A mówiła sporo, bo i traktowała go, jako swojego dobrego przyjaciela, któremu można się wygadać i nie będzie oceniał.

Cymbał nic sobie nie robiąc ze zdziwienia kobiet, nachylił się w stronę dłoni Brenny. Dokładnie obwąchał jej palce, po czym podstawił grzbiet pod jej opuszki. Chwytny ogon owinął się dookoła nadgarstka brygadzistki i przysunął jej rękę bliżej, dając do zrozumienia, iż życzy sobie być głaskanym.

Regina na chwilę oniemiała. Zamrugała kilka razy, bo zdawało jej się, że to, co widzi, jest jakimś wymysłem zmęczonej głowy.

— Hm, przysięgam, że po raz pierwszy widzę u niego takie zachowania. — z coraz większym rozbawieniem patrzyła na łaszącego się smoczognika. — Bez włosów zdecydowanie mogłabym cię oskarżyć o czarnoksięstwo, ale myślę, że prędzej Cymbał zamęczy cię na śmierć pieszczotami, niż cię podpali.

Co prawda nie była tego pewna w stu procentach, ale w osiemdziesięciu już tak. A o gadulstwo można było posądzić je obie, chociaż Regina w odróżnieniu od panny Longbottom gadała dużo na swoje ulubione tematy i zdecydowanie nie potrafiła udawać zainteresowanej, gdy dany temat był dla niej nieciekawy.

— Zresztą, co za czarnoksiężnik pachnie pączkami? Chyba tylko taki, który specjalnie psuje swoje własne wypieki. — pokręciła głową, bo myśl o czarodzieju chcącym podbić świat złymi wypiekami była co najmniej szalona i zabawna, po czym zwróciła się do pupila. — Wystarczy tego, kochany.

Drugą ręką sięgnęła do ogona smoczognika, który nadal był owinięty dookoła nadgarstka Brenny i delikatnie go odplątała. Dzięki temu mogła przenieść Cymbała na ramię, skąd ten prześmignął za jej kołnierz i tam się skrył, cicho pomrukując.

— Pomóc? Niekoniecznie, bywałam kilka razy w Londynie na przestrzeni tych paru lat, ale teraz… Teraz pewnie zostanę na dłużej. Wspomniałaś o kawie i pączkach, więc pewnie jako magiczna policjantka wiesz, gdzie można wypić najlepszą kawę i zjeść najsmaczniejsze pączki? Może nawet poddamy testowi twoje twierdzenie, że Cymbał przepada za słodkościami.

Zawiesiła ton, by dać pannie Longbottom do zrozumienia, że nie wprost, ale zaprasza ją na wspomnianą kawę. Jednak ze względu na to, że Regina należała do osób nieco niewprawionych w międzyludzkie interakcje, to dodała.

— O ile nie jesteś na patrolu lub nie idziesz przesłuchać pączkowego czarnoksiężnika, to chociaż kawą odwdzięczę się za brak mandatu i przeproszę za zepsutą marynarkę.

« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Brenna Longbottom (2507), Regina Rowle (1984)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa