• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena poboczna Dolina Godryka v
« Wstecz 1 2 3 4 5 6
[Bal Longbottomów, 18.03.1972] Podobni jak dwie krople wina

[Bal Longbottomów, 18.03.1972] Podobni jak dwie krople wina
prodigal daughter
I knew one day I'd have to watch powerful men burn the world down
I just didn't expect them to be
such losers
Wysoka na 175cm, jasnowłosa zjawa. Jest niezwykle szczupła, wręcz na granicy chorobliwości; lekko zapadnięte policzki ukrywa dobrze dobranym makijażem, którego nieodłączną częścią są usta pomalowane czerwoną szminką. Włosy ma proste i długie, sięgające lędźwi, zwykle nosi je rozpuszczone. Zawsze bardzo elegancko ubrana, najczęściej w stonowane barwy - nie jest zwolenniczką jaskrawych odcieni i mieszania kolorów. Nie lubi też przepychu; widać, że nie szczędzi pieniędzy na dobrej jakości ubiór, lecz nie obwiesza się biżuterią i tym podobnym. Porusza się bardzo zgrabnie, ale pewnie. Zawsze patrzy ludziom prosto w oczy podczas rozmowy, mając przy tym ciemne, przenikliwe spojrzenie. Zwykle mówi w bardzo spokojnym, niskim, nieco zachrypniętym tonie. Ma bardzo przejrzysty akcent, wyraźnie wymawia słowa, po sposobie mowy słychać, że to ktoś z dobrego domu, ktoś świetnie wykształcony.

Eden Lestrange
#1
26.12.2022, 02:42  ✶  

18/03/1972


Eden Lestrange & Elliott Malfoy
Kanapy w kącie na uboczu, niedługo przed końcem imprezy


Obserwowała go z oddali przez pryzmat poprzetykanego bąbelkami różu, którym mieniło się wnętrze trzymanego przez nią kieliszka. Przymknęła lewe oko, aby skupić lepiej wzrok na jego pozornie skupionej twarzy, patrząc przez szkło jakby przez okular, niby lunetę czy lornetkę. Stojący przy nim rozmówca nie mieścił się w kadrze, ale, prawdę mówiąc, wcale jej nie zależało na oglądaniu go. Swoją uwagę skupiła na bracie, który ewidentnie uwikłany był właśnie w sidła rozmowy, której nie chciał prowadzić. Tym razem nie chodziło jednak o to, by napawać się cierpieniem bliźniaka, bo to ostatnimi czasy nie bawiło już jej wcale, zupełnie jakby wyszło z mody. Po prostu fascynowało ją, że potrafiła na pierwszy rzut oka z drugiego końca sali spostrzec jawny dyskomfort wymalowany w jego oczach, zaś rozmawiający z nim twarzą w twarz człowiek - nie. Przez chwilę zastanawiała się, czy to zasługa jej sokolego wzroku, czy raczej jawna ślepota tego biednego pracownika Ministerstwa. Po chwili jednak przypomniała sobie, że coraz częściej musi sięgać po okulary do czytania wieczorami, a więc ewidentnie musiało chodzić o to drugie.
Podskórnie wiedziała też, że chodziło także o więź, która ich łączyła. W końcu ciężko było zaprzeczyć faktom - Eden znała swojego bliźniaka na wylot. Samej sobie zawdzięczała to, jakim człowiekiem dzisiaj był, choć nikt zdrowy na umyśle nie uznałby tego wyczynu za powód do dumy. Mimo iż nękana była przez kompleks Kaina, musiała przyznać, że z nikim innym nie zdoła nawiązać tak wrażliwej więzi. Byli swoim odbiciem lustrzanym, choć żadne nie przyznałoby się do tego ani przed sobą nawzajem, ani przed sobą samym. Wychowanie, z jakim mieli do czynienia, sprawiło, że pewne słowa nie były w stanie im dzisiaj przejść przez gardło. Może to i dobrze; przyznanie na głos, że brak im obydwojgu choćby krzty oryginalności, zabiłoby ich oboje. Chciała oszczędzić rodzinie kolejnego pogrzebu.
Przez moment spuściła Elliotta z oczu, bo zaschło jej w gardle. Zdecydowała się wypić musujące wino, które dotychczas służyło jej za kalejdoskop do podglądania brata, a więc na moment nie śledziła jego poczynań. Alkohol pochłonęła jednym haustem, nie chcąc się bawić z trunkiem w żadne uprzejmości. Tego wieczoru nabawiła się wystarczającej ilości wrażeń, by z (niezbyt) czystym sercem uznać, że to nie czas na picie degustacyjne, a raczej takie, by zapomnieć. Im szybciej ją zetnie z nóg, tym lepiej dla wszystkich, nie tylko dla niej.
Kiedy wino spłynęło już w dół przełyku i przyjemnym ciepłem rozgrzało jej żołądek, powróciła wzrokiem w miejsce, gdzie powinien stać jej obiekt badawczy oraz jego rozmówca. Niestety ten drugi gdzieś się zapodział, natomiast Elliott wyglądał, jakby zaraz miał zostać wniebowzięty. Ulga z nowo nabytej samotności kwieciście malowała się na jego twarzy, co wywołało szelmowski uśmiech na ustach Eden. Jako męczydusza z piekła rodem poczuła nieodzowną potrzebę zaczepienia go, żeby czasem nie przyzwyczaił się do błogiego spokoju i się nie rozbestwił. Poczęła przecinać salę jadalną szybkim krokiem, wymijając ludzi sprawnie i udając, że nie słyszy, kiedy ktoś próbował zagaić z rozmową. Nie potrzebowała już pogawędek dla utrzymania konwenansów, nie musiała męczyć się konwersacjami z miernotami jak bliźniak. Dzięki temu mogła się skupić w pełni na bracie, gdyż jedynym, co nieco rozpraszało teraz jej uwagę, była grająca w tle muzyka stłumiona przez szumiący w głowie alkohol.
- Obserwowałam waszą rozmowę - oświadczyła z szerokim uśmiechem, stając ramię w ramię z Elliottem. - Emocje jak na grzybobraniu. - Dobiła do brzegu niczym elegancki okręt, lecz widać było, iż morze było nieco wzburzone, gdyż nie trzymała perfekcyjnie pionu jak zazwyczaj. Oczy też miała nieco zamglone, dając nieodzowne wrażenie osoby nieco podpitej. Nie było to w żadnym wypadku wrażenie mylne.
- Przyszłam, żeby ktoś nie pomyślał, że jest z tobą już tak źle, że pijesz samotnie podpierając ściany. Przykro się takie sceny ogląda, ale za to jak przyjemnie się o nich plotkuje. Nie ma za co - Wyjaśniła nieskromnie, po czym skinęła głową, jakby naprawdę wierzyła, że robi dobry uczynek dotrzymując towarzystwa bratu. Wszakże naprawdę smutno wyglądał w żałobnym garniturze, w pojedynkę, ze szklanką alkoholu w ręce. Jeszcze ktoś by rozpuścił plotkę, że z żalu za zmarłą żoną wpadł w alkoholizm.
- Swoją drogą, gdzie się podziało twoje dwadzieścia tysięcy galeonów? Nie chce z tobą rozmawiać przed kolacją, żeby nie zapeszyć? - zapytała niewinnie, porównując Erika do panny młodej dzień przed weselem, po czym zaczepiła mijającego ich kelnera, żeby pochwycić z jego tacy kolejny kieliszek. Niestety miał ze sobą tylko kolorowe drinki, które już dawno przestały robić na organizmie Eden wrażenie, ale wzięła jeden z nich, uznawszy, że z braku laku dobry i kit.


I was never as good as I always thought I was
— but I knew how to dress it up —
I was never satisfied, it never let me go
just dragged me by my hair and back on with the show

~♦~
King with no crown
Stars, hide your fires
Let no light see my black and deep desires
Schludny, młody mężczyzna ze starannie ułożonymi blond włosami. Nie grzeszy wzrostem, będąc wysokim na 178 centymetrów, acz chodzi na tyle wyprostowany i z uniesioną głową, że może wydawać się górować nad rozmówcą. Pomaga mu w tym spojrzenie chłodnych, niebieskich oczu, na tyle skutych lodem, że nie sposób się przez niego przebić, aby dostrzec kryjącą się za nimi duszę. Zazwyczaj używa perfum z cedrowymi nutami przeplatającymi się z drzewem sandałowym. Dobiera ubrania starannie, zwłaszcza kolorystycznie. Nie ubiera się krzykliwie, acz odpowiednio do okazji; zawsze z idealnie wyprasowanym materiałem koszuli, dobrze dopiętą kamizelką. Charyzmą przyciąga do siebie innych, acz waży słowa w naturalnie ostrożnej manierze. Nie brak mu w głosie donośnych tonów, na marne można oczekiwać, że otworzy usta, aby krzyczeć, nawet te cicho wypowiedziane przez niego słowa potrafią być dobitniejsze niż cudzy krzyk. Stawia na niską intonację, uważając, że jest przyjemniejsza dla ucha i bardzo dobrze podkreśla angielski, wręcz krzyczący w swojej pretensjonalności o jego uprzywilejowanym urodzeniu, akcent.

Elliott Malfoy
#2
26.12.2022, 16:00  ✶  
Mógłby przysiąc, ze usłyszenie jeszcze jednych kondolencji doprowadziłoby go do szału. Z każdym, kolejnym łykiem miał coraz większą ochotę oblać rozmawiającego z nim delikwenta zawartością sześciennej szklanki. Nie tylko po to, aby sobie poszedł i znalazł inne towarzystwo, ale też, aby pozbyć się tej obrzydliwości i nie musieć już jej pić. Zamiast tego ogrzewał trunek dłonią, a każdy, nawet najmniejszy ruch czy wibracja wprawiały go w ruch. Bursztynowy płyn odbijał się mniejszymi i większymi falami o ścianki, zupełnie jak większość słów Elliotta skierowanych do młodego pracownika Departamentu Przestrzegania Prawa Czarodziejów. Alkohol rozwiązywał język, ale Malfoy był przekonany, że rzeczy, które słyszy nie powinny nigdy wyjść z ust osoby zatrudnionej by pracować z ustawami i przepisami, przynajmniej nie w kontekście pracy. Pokiwał głową unosząc kąciku ust nieznacznie, gdy uścisnął rękę drugiego mężczyzny, a wypowiedziane wcześniej nazwisko wryło mu się w pamięć - trzeba pamiętać, aby obrócić czyjąś słabość na swoją korzyść.
Odprowadził byłego rozmówce spojrzeniem i z zawodem wrócił do zawartości szklanki. Wziął głęboki oddech i wypił ciepłą whisky na raz. Skrzywił się, bo gorąc i szczypanie połączyło się z brakiem schłodzenia trunku i pozostawiło nieprzyjemny posmak na języku, zupełnie jak wcześniejsze słowa, które teraz wydawały się topnieć jak śnieg po zimie, zostawiając na powierzchni wszystkie niedoskonałości przyprószone i zakryte pierzyną.
Czuł się obserwowany, ale to uczucie bardzo rzadko go opuszczało, a w stanie lekko podchmielonym nie chciał dawać swoim paranojom opanowywać całego umysłu, nie skończyłoby się to niczym dobry.Odetchnął raz jeszcze i odstawił szklankę na stolik nieopodal tylko po to, aby wziąć kolejną z tacki nadchodzącego kelnera. Zrobił to automatycznie, nawet o tym nie pomyślał i przymrużył oczy ze swojej własnej głupoty, wyuczonych nawyków, które miały pozwalać odbierać jego osobę przez innych, tak jak mieli to robić. Momentami nie spostrzegał nawet jak mocno przybierana maska wczepiała się pazurami w jego własną osobowość, nie był pewien czy ta w ogóle miała prawo bytu bez całego przedstawienia zdobnych materiałów, mosiężnych, dębowych biurek i marmurowych posągów. Czasami czuł się jakby sam się w takowy zamieniał, różni ludzie przychodzili, aby powiedzieć bardziej lub mniej pochlebne słowa na jego temat i odchodzili tak szybko, aby zrobić miejsce dla kolejnych z nowymi, bądź takimi samymi, opiniami. Dlatego wlewał w siebie tak wiele trunków różnego rodzaju, aby biała skorupa z zaszpachlowanymi umiejętnie bruzdami pękła w końcu pozwalając, aby ruchy były bardziej swobodne, policzki odpowiednio zarumienione, a słowa nie przypominały tych w cytowanych, szkolnych sonetach. Niestety, szampana wypił już zbyt wiele, aby było to dobrze odebrane, bąbelki nie słuzyły też podniebieniu ani żołądkowi jeżeli jego innym wypełnieniem były krakersy, koreczki czy słodycze. Musiał posiłkować się czymś, co sączyło się wolniej, dostojniej, a w jego wypadku nie mógłby to być kolorowy drink.
Oparł się o stół i oplótł sylwetki balowiczów spojrzeniem. Nie chciał wybierać kolejnej ofiary, najchętniej wróciłby już do domu, ale żył nadzieją, że longbottomowe 'złapie cię później' będzie dotrzymane - jeżeli by nie było to Elliott odpowiednio zanotowałby to w swych personalnych notatkach, skrupulatność była jego prywatną, najlepszą bronią w każdej dziedzinie życia, acz często zmieniała się w miecz obusieczny. Chichoty zlewał się z muzyką, dźwięk kroków był zmywany przesuwanymi po parkiecie materiałami długich kreacji, a uderzanie o siebie szkła i żywe kolory tworzyły piękny obrazek, którego Elliott był częścią na tyle długo, aby wiedzieć, że jak zaraz nie znajdzie kolejnego rozmówcy to będzie musiał ukryć się w ustronniejszym miejscu, na szczęście ten sam postanowił do niego przyjść.
Spojrzał na siostrę bez sztucznego uśmiechu, który towarzyszyłby mu, jakby u jego boku stanął ktokolwiek inny. Uniósł lekko brwi nie odzywając się, pozwalając, aby Eden była prowodyrem ich konwersacji, minął już czas, gdy potrzebował wejść o szczebel wyżej i krzyczeć o decybel głośniej, aby to jego zobaczono i usłyszano lepiej, bardziej i najpierw. Składałby, gdyby powiedział, że lata zbliżyły ich do siebie, prędzej byli zmuszeni do tego ojcowskim rozporządzeniem i w końcu ulegli, czy tego chcieli czy nie, akceptując swoją koegzystencję na tym świecie. Elliott nigdy nie przyznałby na głos, że chcieli się pozbyć siebie nawzajem przez tak wiele lat, dlatego że nie byli przeciwieństwami, które mogły się przeciągać. Nie byli ekspertami w różnych dziedzinach, a tych samych, więc ich starcia były naturalną koleją rzeczy, acz wyciągniętą na poziom, który wychowanym w normalnych warunkach dzieciom nie byłby nigdy znany, chyba, że z książek kryminalnych bądź fantastycznych.
- Grzybobranie staje się faktycznie fascynujące, gdy ktoś natknie się na muchomora i z braku doświadczenia zje go ze smakiem.  - podsumował, bo przymusowego udziału w zbieraniu grzybów był w stanie odnaleźć zabawę w patrzeniu na niekompetencję zbierających.
Spojrzał na bliźniaczkę kątem oka, jakby analizując jak pijana, w porównaniu do niego jest i wziął dwa, spore, łyki bursztynowego płynu, przy czym spiął mięśnie twarzy, aby się nie skrzywić. Tak, wywnioskował, że musi odrobinę przyspieszyć, aby rozmowa się kleiła, bo konwersacja trzeźwego z pijanym nigdy nie kończyła się dobrze, zwłaszcza dla tego pierwszego.
- Jestem przeszczęśliwy, że postanowiłaś zostać moim rycerzem na białym koniu, ale niech plotkują, po to wyglądam jakbym był niesamowicie skruszony odejściem mojej biednej, chorej zony. Gdybym chciał zrobić lepsze wrażenie na pewno nie włożyłbym tego garnituru, ale trzeba wypić nawarzone piwo - sprowadził samobójstwo małżonki do przymuszonego wyboru kreacji na bal i nawet się nie zająknął, choć ostatnie słowa dodał półgłosem. Momo że stali odrobinę na uboczu, to ściany miały uszy, więc zawsze należało być uważnym. Mimo sarkazmu uśmiechnął się pod nosem i dokończył zawartość szklanki, ta poszła mu zaskakująco szybko, co znaczyło, że był bliżej przyjemnego rozluźnienia, niż dalej. Jego policzki wciąż pozostawały blade, chociaż róż upicia czaił się za rogiem, aby przyprószyć wpierw nos, a potem resztę jasnej karnacji.
- Samo do mnie przyjdzie w odpowiednim czasie - odparł jakby skrzętnie zaplanował fakt, że Longbottom nie będzie w stanie bez niego żyć, chociaż prawda była taka, że obydwaj do siebie lgnęli. Elliott miał jednak przeświadczenie, że to inni powinni interesować się nim, zwłaszcza w momentach, gdy alkohol wygrywał pierwsze skrzypce, choć jeszcze cicho, to definitywnie dominująco - Po ukazaniu skrawka desperacji dobrze jest się wycofać, inaczej tracą zainteresowanie - nie ukrywał swojego zainteresowania Erikiem w sposób inny niż przyjacielski, przed siostrą nie musiał, bo mogła go oceniać za wiele rzeczy, ale, zaskakująco lub nie, ta nie była jedną z nich. Przeszło mu przez myśl, że może na tej płaszczyźnie też byli ... podobni. Ale nie miał wystarczająco faktów, aby je połączyć, przynajmniej nie takich oczywistych, które nie byłyby domniemaniami z inaczej zabarwionych w rozmowach o parterach czy małżonkach słów.
- Chcesz się wymienić? Nie wyglądasz na zainteresowaną całą tą imprezą pod palmami i parasolkami, która dzieje się w tym kieliszku, a ja chętnie poczuje się jak w ciepłych krajach. - zasugerował i sam złapał za kolejną szklankę czegoś mniej zdobnego, wyglądającego, według niego, okropnie licho - Tam z boku nikt nas chyba nie powinien niepokoić. - wskazał brodą miejsce z kanapami. Niewielu gości się nimi interesowało, bo większość z nich rozmawiała w grupach, stojąc, a inny wciąż zdobili parkiet zawijasami materiałów sukien i wypiętymi torsami z ozdobnymi muszkami.


“An immense pressure is on me
I cannot move without dislodging the weight of centuries”
♦♦♦
prodigal daughter
I knew one day I'd have to watch powerful men burn the world down
I just didn't expect them to be
such losers
Wysoka na 175cm, jasnowłosa zjawa. Jest niezwykle szczupła, wręcz na granicy chorobliwości; lekko zapadnięte policzki ukrywa dobrze dobranym makijażem, którego nieodłączną częścią są usta pomalowane czerwoną szminką. Włosy ma proste i długie, sięgające lędźwi, zwykle nosi je rozpuszczone. Zawsze bardzo elegancko ubrana, najczęściej w stonowane barwy - nie jest zwolenniczką jaskrawych odcieni i mieszania kolorów. Nie lubi też przepychu; widać, że nie szczędzi pieniędzy na dobrej jakości ubiór, lecz nie obwiesza się biżuterią i tym podobnym. Porusza się bardzo zgrabnie, ale pewnie. Zawsze patrzy ludziom prosto w oczy podczas rozmowy, mając przy tym ciemne, przenikliwe spojrzenie. Zwykle mówi w bardzo spokojnym, niskim, nieco zachrypniętym tonie. Ma bardzo przejrzysty akcent, wyraźnie wymawia słowa, po sposobie mowy słychać, że to ktoś z dobrego domu, ktoś świetnie wykształcony.

Eden Lestrange
#3
15.01.2023, 20:55  ✶  
Eden również nie musiała się sztucznie uśmiechać, a jednak miała przyklejony do twarzy szelmowski uśmieszek, który zdawał się jedyną znaną otoczeniu formą szczerej radości z jej strony. Ciężko było wywnioskować na pierwszy rzut oka, czy prowodyrem było upojenie alkoholem, czy dobry humor Lestrange. Może każde po trochu? Może wybitnie dobrze balansowała na kruchej granicy pomiędzy błogostanem a czystym szaleństwem?
- To tylko takie powiedzenie, Elliott, nie musisz go rozbierać na części pierwsze - odparła à propos grzybobrania, unosząc brwi, by spojrzeć na brata jak na dziwaka. - Takie podejście do sprawy lepiej zostaw na kolację z Longbottomem. - Przygryzła dolną wargę, jakby chciała powstrzymać zuchwały chichot, wydając się szalenie dumna ze swojej gry słownej. Gdyby była w normalnym stanie, jakieś kilka promili temu, nawet nie odważyłaby się na taką insynuację. W końcu co jeśli ktoś usłyszy? A potem domyśli się, co takiego Eden implikuje w kontekście upodobań Elliotta?
- To prawda, czarny nie jest twoim kolorem - przyznała, przytakując ze smutkiem głową. - Paskudnie uwydatnia twoje cienie pod oczami. Może warto wcisnąć wszystkim kit, że ulubionym kolorem biednej Simone była... nie wiem, biel? I nosisz taki odcień ku jej świętej pamięci? - Zaproponowała prześmiewczo, nawet nie kryjąc braku litości wobec bliźniaka. Sam się wkopał w to bagno, nie miała zamiaru go z niego wyciągać. Miał szczęście, że ceniła dobre imię rodziny ponad sprawiedliwość. Nie pisnęłaby słowem o wszystkim nawet na torturach, co nie zmieniało jednak faktu, że pozwoli mu zapomnieć, iż wszystko jest jego winą.
Czas leczył rany, więc Eden musiała je regularnie otwierać. Osobiście czuła, że wyświadcza mu tym przysługę.
- Dwadzieścia tysięcy galeonów nazywasz skrawkiem? - Wybuchła śmiechem, nie mogąc się powstrzymać. - A więc jesteś obecnie w fazie wyparcia? - W głosie blondynki dało się usłyszeć zwątpienie w zdrowy rozsądek brata. Oczywiście doskonale wiedziała, że nie jest on w pełni sprawny, ale w tym momencie miała ochotę wyć wniebogłosy ze śmiechu, jeśli naprawdę myślał, że wydanie takiej kwoty było jedynie odrobiną desperacji. Miała szczerą nadzieję, że jedynie żartował.
- Dawaj. - Nie bawiąc się w konwenanse oraz zbędne ceregiele, zabrała bratu szklankę, po czym błyskawicznie wcisnęła mu swojego drinka. - Zapomniałam, że jesteś tym typem osoby, który pyta mamę, czemu woda gazowana jest ostra - jawnie skrytykowała jego niesmak wobec mocniejszego alkoholu, po czym upiła łyk. Przymknęła oczy, czując jak gorycz alkoholu przeżera jej przełyk. Niemniej nie dała po sobie poznać, że również średnio jej smakuje. Miała zamiar być odważna i wypić to do dna. Poza tym, czy nie mówiło się czasem, że gorzki lek najlepiej leczy?
Ruszyła w kierunku kanap na uboczu, które Elliott wybrał na ich nowe leże. Opadła z ciężkością na siedzisko, cudem nie ochlapując się alkoholem, który żwawo podskoczył w szklance. Na twarzy Eden wymalowało się najpierw zdziwienie, a potem ulga, kiedy obejrzała się pobieżnie i szczęśliwie stwierdziła, że trunek nie wylądował na jej cudownej sukience.
- Znowu pożarłam się z Williamem - oświadczyła nagle, posyłając mu firmowy uśmiech osoby, która intencjonalnie weszła na tonący statek, żeby mieć ikoniczne zdjęcie w prasie, kiedy pierwsze strony gazet będą oświadczać jej tragiczną śmierć. - Wiem, zaskakujące, w końcu jestem taką ugodową osobą. Zapytałabym cię o radę, jak naprawić rozpadające się małżeństwo, ale to byłaby rozmowa ślepego z głuchym o kolorach. Więc tylko tak informuję, żebyś wiedział, czemu dziś piję na umór - wyznała bez pardonu, wzruszając ramionami jak gdyby wcale jej to nie ruszało, ale oczy miała równie martwe, co świętej pamięci małżonka Elliotta, więc ewidentnie coś było na rzeczy. Jednak cokolwiek to by nie było, Eden próbowała to właśnie utopić w szklance alkoholu.


I was never as good as I always thought I was
— but I knew how to dress it up —
I was never satisfied, it never let me go
just dragged me by my hair and back on with the show

~♦~
King with no crown
Stars, hide your fires
Let no light see my black and deep desires
Schludny, młody mężczyzna ze starannie ułożonymi blond włosami. Nie grzeszy wzrostem, będąc wysokim na 178 centymetrów, acz chodzi na tyle wyprostowany i z uniesioną głową, że może wydawać się górować nad rozmówcą. Pomaga mu w tym spojrzenie chłodnych, niebieskich oczu, na tyle skutych lodem, że nie sposób się przez niego przebić, aby dostrzec kryjącą się za nimi duszę. Zazwyczaj używa perfum z cedrowymi nutami przeplatającymi się z drzewem sandałowym. Dobiera ubrania starannie, zwłaszcza kolorystycznie. Nie ubiera się krzykliwie, acz odpowiednio do okazji; zawsze z idealnie wyprasowanym materiałem koszuli, dobrze dopiętą kamizelką. Charyzmą przyciąga do siebie innych, acz waży słowa w naturalnie ostrożnej manierze. Nie brak mu w głosie donośnych tonów, na marne można oczekiwać, że otworzy usta, aby krzyczeć, nawet te cicho wypowiedziane przez niego słowa potrafią być dobitniejsze niż cudzy krzyk. Stawia na niską intonację, uważając, że jest przyjemniejsza dla ucha i bardzo dobrze podkreśla angielski, wręcz krzyczący w swojej pretensjonalności o jego uprzywilejowanym urodzeniu, akcent.

Elliott Malfoy
#4
18.01.2023, 06:38  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 18.01.2023, 07:05 przez Elliott Malfoy.)  
Ani trochę nie dziwiło go jadowite poczucie humoru Eden, wiedział, że żadne gromiące spojrzenia tutaj nie pomogą, więc wywrócił jedynie oczyma, bo fakt był taki, że po tylu latach wysłuchiwania jej wredoty po prostu się do tego przyzwyczaił i bardziej by się zmartwił, gdyby siostra nagle zaczęła być miła. W końcu, gdy obcuje się z kimś na tyle często, że jego zachowania stają sie codziennością, to trudno o inną reakcję mózgu, jeżeli nie jest się masochistą. Sam po sobie wiedział, że najgorszą odpowiedzią na swoje własne docinki byłoby ich zignorowanie lub nieprzejęcie się, przez tego, do kogo są kierowane, a z bliźniaczką, mimo wszystko, nie byli aż tak różni (niestety).
- Wybacz, myślami już jestem przy rozbieraniu, prawie przestałem cię słuchać, a to przychodzi mi zaskakujaco łatwo - uśmiechnął się pod nosem filuternie rozciągając usta i przymrużył lekko oczy. Mówili półgłosem, stali odpowiednio blisko, aby mogli się usłyszeć oraz odpowiednio daleko od całej reszty gości, aby ktokolwiek zainteresował się ich rozmową. Niby ściany miały uszy, ale gdy alkohol szumiał w głowie nawet takiemu paranoikowi jak Elliott pomagało to się rozluźnić, zwłaszcza, gdy żarty były wypowiadane w jezyku, który rozumiał najbardziej - przytyków oraz sarkazmu, bo ten on i siostra prawdopodobnie wypili z mlekiem matki.
- Wspaniały pomysł, myślę, że sama powinnaś ubrać się na biało na ostatnie pożegnanie Simone, niesamowicie dobry przekaz by to dało - odparł tonem rasowego znawcy, bo kolejne słowa siostry przyjął również z przymrużeniem oczu, a nawet spojrzał na nia z fałszymym przejęciem, które mogłoby świadczyć, że patrzy nań jak na doradcę modowego. Pokiwał głową i gdyby nie resztki trzeźwości umysłu to też zakryłby otwarte usta dłonią w parodii przejęcia się całością wypowiedzi. Sam dobrał takie ubrania, aby w oczach innych jawić się jako pograży w żałobie, więc znał doskonale słabości sytuacji.
- Nie wyparcia, raczej zatwierdzenia, że działalność charytatywną w tym roku mogę już prawie zamknąć, aby podobnej kwoty nikt mi nie zabrał ze skrytki bankowej pobierając podatki. - czasami wydawało mu się, że bliźniaczka w swoich kalkulacjach zapominała, że pracował w tak skrupulatnie posługującym się galeonami oraz ich liczeniem miejscu. Może nie był to bank Gringotta, ale rządowy komornik, podlegający pod departament skarbu, potrafił być równie skąpy, jeżeli chodziło o zamykanie rocznego budżetu. Cóż, niespecjalnie go to znowu dziwiło, w głowie Eden było mało miejsca na kogokolwiek poza nią samą i myślami, ktore winszowały jej wspaniałości. Na samą myśl robiło mu sie trochę niedobrze, ale musiał przyznac, że mógł to być tez ostry smak piątej już sklaneczki whisky. Głównie dlatego przyjął siostrzanego drinka jako wybawienie, chociaż niespecjalnie to po sobie pokazał.
- Nie zakrztuś się z tej łapczywości. Ostatnie, czego na tym balu potrzebują to mnie klepiącego cię po plecach, już wystarczy, że Perseus nawet na tego typu imprezach musi przyciągać do siebie jakieś dziwaczne zwierzęta. Tobie tez wysyła dziwne futrzaste stwory w garniturach? I inne takie? Podpisując je niepoprawnymi nazwami? Czasami się martwię, że podjał się swojej profesji, bo sam się stara sobie pomóc w postepującym szaleństwie. Jeszcze się okaże, że to on zmienił tę biedna kobietę. - uniósł odrobinę brwi jak to mówił, westchnął teatralnie, bo obrabiał swojemu najlepszemu przyjacielowi dupę z czystej troski. No, może jeszcze, aby chwilę się z tego pośmiać, ale to było definitywnie mniej ważne (wcale nie). Zamieszał drinka parasoleczką, która w nim pływała i wziął sporego łyka, czując jak podbniebienie i żołądek mu dziekują, że nie jest to kolejna dawka tego obrzydliwego, ostrego płynu. Cóż, jak Eden chciała to w siebie wlewać jej wybór, wzruszył lekko ramionami nie drążąc dalej tematu.
Podążył za kobietą w stronę kanap, które chwile temu wskazał, po wzięciu drugiego łyku i odstawieniu drinka na tackę przechodzącego kelnera, który tez podał mu nastepny. Czuł jak alkohol, powoli uderza w jego umiejętność manewrowania nogami i rekowa, więc we wdzięczności opadł na jedną z kanap. W tym pomieszczeniu było znacznie ciszej, lepiej, a jak na zawołanie na jednym stoliku chłodziły się jeszcze dwa szampany. Przypatrzył się im, jakby lubieżnie myśląc o tym, że zaraz stanie się jeszcze bardziej pijany, bo w tym momencie właśnie do niego docierało, ze rozluźnienie jest tym, czego najbardziej pragnał. No, może jeszcze Erika żeby go zabrał do swojej sypialni u góry, ale o tym wolał nie myśleć, póki mógł się powstrzymywać.
- Hm? - mruknął, wracając do świata 'żywych', gdy usłyszał słowa 'William' i 'małżeństwo' w jednej wypowiedzi. Przysłuchał się słowom siostry i spoglądał na jej twarz, wciąż odpowiednio obecnym wzrokiem, chociaż coś w jego mimice mówiło, ze jest bliżej upicia niż dalej.
- Tak jakby ta butelka wina w twojej sypialni i w połowie puste łóżko nie były odpowiednio wymowne - przekazał jej swoje 'ha! miałem rację' w innych słowach, ale nie miał zamiaru na tym kończyć. Jakby nie patrzeć czuł potrzebę spłacenia długu wdzieczności, bo Eden pomogła mu w momnecie, gdy przyszedł do niej absolutnie pijany w srodku nocy. Na swój, charakterystyczny sposób, ale przecież nie spodziewał się niczego więcej pojawiając się w jej domu o takiej porze.
- Jeżeli chcesz, aby twój małżonek dalej żył to raczej nie pytaj się mnie o zdanie, fakt - odparł prawie, ze szeptem, takim konspiracyjno-prześmiewczym, że kobieta moga go usłyszeć, ale osoby stojące przy drzwiach do tego pomieszczenia już niezbyt. Wypowiedział każde słowo tak ostentacyjnie, że pod koniec musiał przygryźć wargę, aby nie parsknąć śmiechem. Alkohol działał odpowiednio, albo po prostu postradał już zmysły.... lub jedno i drugie.
- Ale no to co, czemu się znowu pokłóciliście? - zapytał, bo w sumie chyba wypadało, w końcu przecież po coś to wspomniała, a jakoś jej nie dowierzał, że jedynym powodem było usprawiedliwienie upijania się. Nie raz wlewali w siebie mnóstwo alkoholu na imprezach rodzinnych, gdzie samym powodem był fakt, że musieli słuchac ojca przy stole, więc do tego Eden wcale nie potrzebowała tak silnych emocji jak konflikt z mężem. Spojrzał nia nią i rozpiął guzik marynarki, odkładając drink na podłogę. Z zadowoleniem pozbył się materiału wierzchniego, zostając w koszuli spietej mankietami i muchą pod stojącym kołnierzem. Marynarkę zawiesił na ramieniu kanapy, założył noge na nogę, wziął drinka i był gotowy słuchać reszty wypowiedzi i wlewać w siebie alkohol. Cała reszta imprezy mogła iść teraz w diabły, przynajmniej na nastepne pięć minut, dopóki nie zmieni zdania.


“An immense pressure is on me
I cannot move without dislodging the weight of centuries”
♦♦♦
prodigal daughter
I knew one day I'd have to watch powerful men burn the world down
I just didn't expect them to be
such losers
Wysoka na 175cm, jasnowłosa zjawa. Jest niezwykle szczupła, wręcz na granicy chorobliwości; lekko zapadnięte policzki ukrywa dobrze dobranym makijażem, którego nieodłączną częścią są usta pomalowane czerwoną szminką. Włosy ma proste i długie, sięgające lędźwi, zwykle nosi je rozpuszczone. Zawsze bardzo elegancko ubrana, najczęściej w stonowane barwy - nie jest zwolenniczką jaskrawych odcieni i mieszania kolorów. Nie lubi też przepychu; widać, że nie szczędzi pieniędzy na dobrej jakości ubiór, lecz nie obwiesza się biżuterią i tym podobnym. Porusza się bardzo zgrabnie, ale pewnie. Zawsze patrzy ludziom prosto w oczy podczas rozmowy, mając przy tym ciemne, przenikliwe spojrzenie. Zwykle mówi w bardzo spokojnym, niskim, nieco zachrypniętym tonie. Ma bardzo przejrzysty akcent, wyraźnie wymawia słowa, po sposobie mowy słychać, że to ktoś z dobrego domu, ktoś świetnie wykształcony.

Eden Lestrange
#5
06.02.2023, 01:35  ✶  
Parsknęła paskudnie, zanosząc się śmiechem nieprzystojącym damie.
Była wstawiona dość konkretnie, ale nie była na tyle otępiała, żeby dać się nabrać na gadkę o podatkach. Nie wiedziała, co w tym momencie ją bardziej bawiło - wizja Elliotta w fazie wyparcia tak głęboko, po same uszy wręcz, żeby samemu w to wierzyć, czy raczej jego przekonanie, że Eden łyknie taką wymówkę. Przecież mógł być z nią szczery, doskonale wiedziała, co się święci.
- Przestań, bo cię śmiechem zabiję - skwitowała wreszcie, doprowadzając się do względnego porządku. - Im więcej pieprzysz o tej działalności charytatywnej, tym bardziej jestem przekonana, że to ciebie powinna wspierać jakaś fundacja. - Zmierzyła go wzrokiem, kręcąc głową z dezaprobatą. Może jakiś przylądek nadziei byłby gotów go przygarnąć? Lub raczej beznadziei, jeśli łudził się, że skoro publikę oszuka unikając podatków, to swoją rodzoną siostrę bliźniaczkę również?
Kiedy wspomniał o Perseusu, coś zadzwoniło w głowie Eden, ale przez moment nie była pewna, w którym kościele. Zmrużyła oczy, patrząc w bliżej niezidentyfikowany punkt w oddali, ewidentnie się nad czymś zastanawiając. Wyglądała, jakby próbowała sobie coś przypomnieć, kiedy Elliott rozprawiał na temat ich wspólnego szwagra.
- Teraz, gdy o tym wspominasz - zaczęła wreszcie, a następnie poruszyła szklaną z alkoholem tak, jakby chciała zaakcentować swoje olśnienie. - W marcu otrzymałam anonimową sowę zawierającą zdjęcie norki. Myślisz, że to Black? W sumie... Kobieta, którą zamienili w bobra nazywa się Nora, prawda? Może rozsyłał wskazówki? - Eden w tym momencie zrobiła dziwną minę, jakby naprawdę połączyła dwie kropki w skomplikowanej zagwozdce detektywistycznej, ale wciąż uważała całokształt za wybitnie niedorzeczny. Szczerze mówiąc, nie była pewna, czy interesowało ją, kto zamienił Figg w zwierzę, ani nie chciała wiedzieć, co dzieje się w głowie Percy'ego. Zawsze miała przeczucie, że gość jest nie do końca normalny, więc gdyby to on okazał się winowajcą i sprawcą całego dzisiejszego ambarasu, nie byłaby w żadnym wypadku zaskoczona. Co najwyżej skonsternowana, bo za żadne skarby nie mogła doszukać się w tym ani krzty logiki.
Zresztą, nie widziała jej też w swoim własnym zachowaniu ostatnimi czasy. Tuż po tym, kiedy przyznała się do swojej porażki małżeńskiej swojemu bratu, zaczęła się poważnie zastanawiać, czemu to zrobiła. I tym razem nie głowiła się nad swoimi słowami do Williama, a raczej nad pomysłem zwierzania się Elliottowi. Oczywiście wiedziała, że nie wykorzysta tego przeciw niej (choć niechybnie bardzo by chciał i prawdopodobnie marzył o tym po nocach), ale przecież wcale go to nie obchodziło. Była przekonana, że gdyby się powiesiła, to też by się upił, ale w przeciwieństwie do śmierci Simone, w tym wypadku zrobiłby to na wesoło.
- Sama już nie wiem, czy chcę, aby żył - wyznała, ale w trakcie dotarło do niej, że doskonale wie i że oczywiście, że chce. - Strasznie nie lubię pogrzebów, nuży mnie taka grobowa atmosfera. - Wymówkę miała kiepską, ale wcale nie kłamała. Wbrew pozorom nie znosiła takich imprez, bo miała złośliwy nawyk wplatywania czarnego humoru we wszystko, co mówi, a na cmentarzu jakoś średnio takie żarciki siadały. Sztywne towarzystwo.
Mimo wszystko Elliott zapytał o powód scysji, co mogło zwiastować tylko jedno - trochę jednak interesował się losem swojej bliźniaczki. Już prawie wydała z siebie sarkastyczne wow, ale udało się je stłumić sporym łykiem alkoholu. Po chwili westchnęła ciężko, jakby szkoda było gadać; machnęła wolną ręką, po czym opadła na oparcie kanapy jak półżywa.
- Od czego by tu zacząć - rozpoczęła takim tonem, jakby musiała przewertować w głowie całą odyseję kłótni z Williamem. - Może od tego, że chciał mnie powstrzymać od licytacji i porównał mnie przy tym do zdesperowanej Prewettówny, więc w odwecie mu odpyskowałam, że tę kolację to dla niego chcę wygrać, żeby w końcu poznał jakiegoś prawdziwego mężczyznę i się czegoś od niego nauczył. - Wzruszyła ramionami, po czym spojrzała na Elliotta spojrzeniem pod tytułem "to nie moja wina". Napiła się niechętnie alkoholu, dosłownie siorbnęła go, żeby zabić ciszę, która zapadła na chwilę po jej wyznaniu. Zaczęła czuć się niezręcznie, bo chyba dotarło do niej, jak małostkowo się zachowała. Niestety nie umiała nazwać jeszcze tego fenomenalnego uczucia, jakim były wyrzuty sumienia. - Dwa dni wcześniej obiecałam mu, że przestanę być taka niemiła i złamałam dane mu słowo. Jeszcze nie zdecydowałam, czy jest mi z tego tytułu przykro. Zajmę się tym później. - To wyznanie zabrzmiało tak nieludzko, że aż wzdrygnęła się lekko od swojego nienaturalnego podejścia do własnych uczuć. - Bardziej martwi mnie fakt, że nie umiałam utrzymać języka za zębami aż do momentu, kiedy zejdziemy z oczu innych ludzi. Puszczają mi nerwy - wyznała zrezygnowanym tonem, upiła porządny łyk swojego drinka, po czym ni stąd, ni zowąd, oparła głowę na ramieniu brata. Zrobiła to wręcz naturalnie, nie myśląc za wiele o intymności tego gestu. Przecież w normalnych okolicznościach nawet ręki sobie by nie podali. Znów westchnęła ciężko, po czym zaczęła się gapić w gości stojących w oddali. Jak tak dalej pójdzie, to upije się na smutno.


I was never as good as I always thought I was
— but I knew how to dress it up —
I was never satisfied, it never let me go
just dragged me by my hair and back on with the show

~♦~
King with no crown
Stars, hide your fires
Let no light see my black and deep desires
Schludny, młody mężczyzna ze starannie ułożonymi blond włosami. Nie grzeszy wzrostem, będąc wysokim na 178 centymetrów, acz chodzi na tyle wyprostowany i z uniesioną głową, że może wydawać się górować nad rozmówcą. Pomaga mu w tym spojrzenie chłodnych, niebieskich oczu, na tyle skutych lodem, że nie sposób się przez niego przebić, aby dostrzec kryjącą się za nimi duszę. Zazwyczaj używa perfum z cedrowymi nutami przeplatającymi się z drzewem sandałowym. Dobiera ubrania starannie, zwłaszcza kolorystycznie. Nie ubiera się krzykliwie, acz odpowiednio do okazji; zawsze z idealnie wyprasowanym materiałem koszuli, dobrze dopiętą kamizelką. Charyzmą przyciąga do siebie innych, acz waży słowa w naturalnie ostrożnej manierze. Nie brak mu w głosie donośnych tonów, na marne można oczekiwać, że otworzy usta, aby krzyczeć, nawet te cicho wypowiedziane przez niego słowa potrafią być dobitniejsze niż cudzy krzyk. Stawia na niską intonację, uważając, że jest przyjemniejsza dla ucha i bardzo dobrze podkreśla angielski, wręcz krzyczący w swojej pretensjonalności o jego uprzywilejowanym urodzeniu, akcent.

Elliott Malfoy
#6
28.02.2023, 03:58  ✶  
Zmarszczył odrobinę brwi, przecież nie zaprzeczył, że był zainteresowany Longbottomem, po prostu nie widział powodu, aby opowiadać na tym na głos, nawet w rozmowie z nią, czy chociażby Blackiem, który również wiedział o jego preferencjach. Postanowił tego nie skomentować, przymknął jedynie oczy, upił fikuśnego drinka, który przyjął z ulgą od siostry i uniósł przed chwilą zmarszczone brwi w znaczeniu 'skoro tak uważasz'.
- Śmiech to zdrowie, powinnaś mi dziękować, że od urodzenia ci go dostarczam - parsknął, przybierając ton, jakby faktycznie wymagał czegoś od swojej bliźniaczki, chociaż zdawał sobie, że to samo w sobie byłoby błędem, bo Eden nie podziękowałaby mu nawet jeżeli uratowałby ją przed śmiercią lub gorzej, złością ojca. Przynajmniej tak mu się wydawało, bo jemu byłoby trudno powiedzieć cokolwiek pozytywnego w jej stronę.
Zastanowił się przez chwilę nad kropkami, które zdawała się łączyć Eden i uznał, z niepokojem, że brzmi to sensownie, chociaż niewiele rzeczy mogło takimi być, jeżeli chodziło o Percy'ego. Zaraz zbył tę myśl, uznając, że lepiej temat zaniechać nim dojdą do jakiejś wielkiej konspiracji z norkami, kapibarami i Merlin wie czym u szczytu piramid.
- Sztywne imprezy, nawet jak dla nas - podsumował pogrzeby, kontynuując żart i nie widząc w tym niczego złego. Nie był przejęty śmiercią Simone i całą ideą umierania też nie, właściwie dopóki nie urodził się Nicholas, nie wydawało mu się, że za kimkolwiek by tęsknił, jeżeli dana osoba odeszłaby w chłodne objęcia śmierci; to była naturalna kolej rzeczy, czasami przyspieszana przez inne okoliczności, ale wszyscy kończyli tak samo, w rodzinnej krypcie bądź ziemi.
- Nie brzmisz na kogoś, kto chciałby, aby nie żył - rzekł jedynie, pomimo ich relacji starając się być nieoceniającym, przynajmniej w tym jednym temacie. Nie znaczyło to, że będzie winszował siostrze w jej zaślepieniu w temacie, w końcu on jako osoba postronna, mógł wnieść do tematu świeże, nowe spojrzenie. Jakby nie patrzeć obydwoje zostali wychowani przez tego samego, logicznego tyrana egzekwującego przemyślanych decyzji i odpowiedzi, nie różnili się tak bardzo, jak im się wydawało.
Zacisnął usta próbując zatkać się drinkiem, ale ledwo przełknął kolejny jego łyk, a wyrwał się z niego złośliwy śmiech rozbawienia. Nawet w przeszłości, gdy topór niezgody z Eden wciąż nie był zakopany, bawiło go poczucie humoru siostry. Prawdopodobnie dlatego że sarkazm i docinki to jedyny język miłości, których ich obydwojga nie onieśmielał, a pozwalał wyrażać odczucia niebezpośrednio, czyli tak, jak najbardziej im odpowiadało.
- Co jemu do twojej licytacji, tak właściwie? Mógł pomyśleć, że bardziej wykazałby inicjatywę jakby ci wylicytował... Coś z tych pierdół, świecidełek. Może nie były jakieś fenomenalne, acz liczy się gest - nie chciał obdarzać męża Eden nieprzyjemnymi komentarzami, bo widział, że siostra ma co do niego mieszane uczucia, a raczej, to mu się starała przekazac. Pod jej zamotaniem widział jasno, że myśli o tym, bo jej na mężczyźnie zależy. Wolał jednak zebrać wszystkie informacje, nim wyciągnie wnioski, pochopność nie była, zazwyczaj, jego cechą. No, chyba, że w ruch wchodziły traumy i dawno zakopane pod warstwą lodu i śniegu emocje, ale o tym Malfoy nie chciał aktualnie myśleć.
Ani na chwilę nie przeszło mu przez głowę, że 'później zajmę się zdecydowaniem czy jest mi przykro' brzmiało dziwnie. Sam w ten sposób działał, potrzebował przetrawić uczucia, fakty i spiąć wszystko w jedną, składną wypowiedź, aby potem nie żałował. Jeżeli ktokolwiek robił inaczej, to robił to źle.
- Sama przed sobą nie potrafisz przyznać, że zależy ci bardziej niż byś chciała. Wykazałaś inicjatywę, a nie dostałaś lub nie dostajesz nic w zamian, twoje ego cierpi, ale nie ma się co nad tym rozckliwiać, trzeba się ogarnąć, zanim bezsensownie wybuchniesz w sali pełnej ludzi i jeszcze będziesz się sama obwiniać, a po co - już miał kontynuować, ale poczuł jak ciepło siostry opiera się na jego boku, przede wszystkim na ramieniu.
Gdyby ktoś go teraz zobaczył, a raczej jego wyraz twarzy, stwierdziłby, że Elliotta Malfoya jednak zaskakują rzeczy i definitywnie potrafi to po sobie pokazać. Szybko zbył zdezorientowanie wymalowane na bladej twarzy, powstrzymał się przed odchrzaknięciem, chociaż spiął się nieco. Nie przepadał za bliskością, jeżeli nie była ona podszyta czymś romantycznym, taka... przyjacielska czy rodzinna po prostu była dla niego czymś obcym. Wciągnął powietrze, ale zamiast zareagować jakkolwiek po prostu dokończył w sporym łyku drinka.
- Zawsze mogło być gorzej, wyobrażasz sobie jakby ojcu się ubzdurało, że powinien Cię wydać za, chociażby Roberta Mulcibera? Na Merlina, czasami jak słyszę rozmowy tej dwójki to robi mi się niedobrze, a nawet nie jestem kobietą - skrzywił się teatralnie, ale głównie dlatego, że widział dno swojego drinka. Dolał sobie do kieliszka od drinka szampana, bezceremonialnie i przymykając oczy, pozwalając, aby serce zabiło mu szybciej ze stresu związanego z nowością tej sytuacji, w dziwnym skrępowaniu objął Eden ramieniem i poklepał ją lekko po odsłoniętej części skóry na ręce.
Czy tak właśnie wyglądały zdrowsze relacje rodzinne? Przedziwne.


“An immense pressure is on me
I cannot move without dislodging the weight of centuries”
♦♦♦
prodigal daughter
I knew one day I'd have to watch powerful men burn the world down
I just didn't expect them to be
such losers
Wysoka na 175cm, jasnowłosa zjawa. Jest niezwykle szczupła, wręcz na granicy chorobliwości; lekko zapadnięte policzki ukrywa dobrze dobranym makijażem, którego nieodłączną częścią są usta pomalowane czerwoną szminką. Włosy ma proste i długie, sięgające lędźwi, zwykle nosi je rozpuszczone. Zawsze bardzo elegancko ubrana, najczęściej w stonowane barwy - nie jest zwolenniczką jaskrawych odcieni i mieszania kolorów. Nie lubi też przepychu; widać, że nie szczędzi pieniędzy na dobrej jakości ubiór, lecz nie obwiesza się biżuterią i tym podobnym. Porusza się bardzo zgrabnie, ale pewnie. Zawsze patrzy ludziom prosto w oczy podczas rozmowy, mając przy tym ciemne, przenikliwe spojrzenie. Zwykle mówi w bardzo spokojnym, niskim, nieco zachrypniętym tonie. Ma bardzo przejrzysty akcent, wyraźnie wymawia słowa, po sposobie mowy słychać, że to ktoś z dobrego domu, ktoś świetnie wykształcony.

Eden Lestrange
#7
14.03.2023, 19:37  ✶  
Chciała, żeby William żył; prawdę powiedziawszy, nie życzyła nikomu śmierci. Brzmi nieprawdopodobnie, ale Eden uważała śmierć za wybawienie w większości przypadków, prawie nigdy za karę. Z tym spojrzeniem na sprawę nie mogła więc życzyć własnym przeciwnikom ulgi w cierpieniu, bo to byłoby niedorzeczne - wręcz przeciwnie, liczyła, że będą żyli jak najdłużej, męcząc się każdego dnia tak bardzo, jeśli nie bardziej niż ona sama.
Elliott miał jednak ciutkę racji w tym wszystkim - nie brzmiała, jakby życzyła Williamowi źle. Choć przez długi czas próbowała przekonać samą siebie, że weszła w związek małżeński ze swoim nemezis, zrozumiała wreszcie, że ten plan musiał spalić na panewce. W tym wszystkim brakowało logiki, nie miała powodu, by go nienawidzić. Zbyt stanowczo stąpała po ziemi, by zbudować cokolwiek na fikcji, choćby i konflikt.
Uśmiechnęła się mimowolnie, słysząc śmiech brata. Zawsze uznawała to za małe zwycięstwo, kiedy udawało się jej go rozśmieszyć, choć szczerze powiedziawszy cała ta sytuacja nie była w żadnym wypadku powodem do śmiechu. Zachowywali się teraz jak dzieci, którymi nikt nigdy nie pozwolił im być.
- Jak to co? Pstro - burknęła pod nosem, też nie widząc sensu kryjącego się za zachowaniem swojego męża. - Znaczy, pytał mnie, czy nie chce czegoś innego, ale te sukienki wyglądały jak coś, w co ubierają się duchy, żeby straszyć na zamku w Hogwarcie, a biżuterii mam tyle, że chyba zacznę ją znosić na złom. Liczyłam, że im dalej w las, tym lepsze będą fanty. No i były, ale co się dalej stało, to już wiesz. - Wywróciła oczyma, westchnęła, a potem zaczęła się smutno gapić w rozbujaną taflę alkoholu we własnej szklance. Nadal sądziła, że została wtedy opacznie zrozumiana - przecież na starcie powiedziała Willowi, że chce tylko się powygłupiać i na żadną kolację nie pójdzie.
- Swoją drogą zaczęłam licytować Erika tylko dlatego, że ty zacząłeś i chciałam ci podokuczać - wyznała, zerkając ukradkiem na brata. - Więc jeśli dojdzie do rozwodu, to jak zwykle będzie to twoja wina. Nie pytam, czy jesteś z siebie dumny, bo doskonale wiem, że jesteś, ale liczę chociaż, że przyjdziesz na salę rozpraw jako oskarżyciel posiłkowy. - Mówiła pół-żartem, pół-serio. Oczywiście tak naprawdę nie obwiniała Elliotta o swoje niepowodzenia małżeńskie, ale naprawdę liczyła, że jak wszystko się jej w życiu posypie, to chociaż on będzie tą stałą wartością ociekającą sarkazmem, która przyjdzie ją kopnąć w nerki, co by nie popadła w marazm i pamiętała, że gardę należy mieć wysoko bez względu na zaistniałe okoliczności łagodzące.
Wysłuchała tyrady brata na temat skrzywdzonego ego, wyciągniętej ręki na zgodę, która została odtrącona oraz, prawie-że rodzinnego motto, "ogarnij się". Wolałaby zwymiotować prosto na kolana brata wszystkie przystawki, które miała obecnie w żołądku, niż przyznać, że miał rację.
Ale miał.
- Ostrożnie z tą psychoanalizą, bo jeszcze przez ciebie Black straci pracę i wtedy będzie już zupełnie bezużyteczny dla społeczeństwa - oświadczyła, zdobywając się na najbardziej znudzony ton głosu, jaki miała w zanadrzu. Wzięła kolejny łyk alkoholu, po czym z powrotem oparła się na ramieniu brata, czując jak jego kościsty bark wbija się w głąb jej policzka.
- Chciałabym się nad tym przestać rozckliwiać, ale tylko to zdaje się na niego działać - przyznała cicho. - Nienawidzę wzbudzać w ludziach litości, ale tonący nawet brzytwy się chwyta. - Nie była gotowa powiedzieć bliźniakowi wprost, że wyła jak bóbr przez faceta, bo była święcie przekonana, że wyśmiałby ją tak, że jego śmiech odbijałby się na wieki po ścianach Azkabanu, gdzie niechybnie by wylądowała po tym, jak dokonałaby na bracie zbrodni w afekcie. Niemniej musiała choćby napomknąć o skali tragedii, w jakiej się obecnie znajdowała. W taki czy inny sposób.
- Nie doszłoby do takiego małżeństwa z prostej przyczyny - odparła błyskawicznie na wspomnienie Mulcibera. - Zabiłabym albo jego, albo siebie. Ojciec doskonale wie, do czego jestem zdolna. - Eden wcale nie żartowała, Fortinbras nie kusiłby losu. Przynajmniej w przeszłości, teraz mu peron odjeżdżał z zawrotną prędkością i ciężko było przewidzieć jego zachowanie.
To samo zresztą można było teraz powiedzieć o Elliocie, którego ramię oplotło ją wokół. Spojrzała spod byka na rękę brata niebezpiecznie blisko swojego ciała i dopiero wtedy do niej dotarło, że przecież sama rozpoczęła ten wynaturzony pokaz czułości.
W normalnej sytuacji zrzuciłaby rekę Elliotta, teatralnie powstrzymałaby odruch wymiotny, a potem spojrzałaby na niego jak na świera. Teraz jednak stwierdziła, że skoro już i tak się kolektywnie kompromitują, to co się będzie ograniczać, a następnie objęła go w pasie, opierając głowę na jego piersi.
- Przytyłeś? - zapytała, próbując zabić niezręczną ciszę. W końcu lepiej ciszę niż samą siebie.


I was never as good as I always thought I was
— but I knew how to dress it up —
I was never satisfied, it never let me go
just dragged me by my hair and back on with the show

~♦~
King with no crown
Stars, hide your fires
Let no light see my black and deep desires
Schludny, młody mężczyzna ze starannie ułożonymi blond włosami. Nie grzeszy wzrostem, będąc wysokim na 178 centymetrów, acz chodzi na tyle wyprostowany i z uniesioną głową, że może wydawać się górować nad rozmówcą. Pomaga mu w tym spojrzenie chłodnych, niebieskich oczu, na tyle skutych lodem, że nie sposób się przez niego przebić, aby dostrzec kryjącą się za nimi duszę. Zazwyczaj używa perfum z cedrowymi nutami przeplatającymi się z drzewem sandałowym. Dobiera ubrania starannie, zwłaszcza kolorystycznie. Nie ubiera się krzykliwie, acz odpowiednio do okazji; zawsze z idealnie wyprasowanym materiałem koszuli, dobrze dopiętą kamizelką. Charyzmą przyciąga do siebie innych, acz waży słowa w naturalnie ostrożnej manierze. Nie brak mu w głosie donośnych tonów, na marne można oczekiwać, że otworzy usta, aby krzyczeć, nawet te cicho wypowiedziane przez niego słowa potrafią być dobitniejsze niż cudzy krzyk. Stawia na niską intonację, uważając, że jest przyjemniejsza dla ucha i bardzo dobrze podkreśla angielski, wręcz krzyczący w swojej pretensjonalności o jego uprzywilejowanym urodzeniu, akcent.

Elliott Malfoy
#8
07.04.2023, 03:02  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 07.04.2023, 05:15 przez Elliott Malfoy.)  
Można było porwać się na stwierdzenie, że był ekspertem w związkach z mężczyznami, chociaż byłoby to pewnym nagięciem prawdy, bo w gruncie rzeczy znał się tylko i wyłącznie na zaspokajaniu swoich własnych pragnień, przelotnych uniesień, które sprawiały, że chemia w jego mózgu ulegała alteracji. Życie miał w końcu niebywale trudne, według swojej własnej miary oraz skali, a przecież jakoś musiał sobie radzić. Zagarniał satysfakcję, ekstazę rzucaną mu pod nos z lubieżnością, nie znając granicy, potrafiąc jedynie zatroszczyć się o pozorny wizerunek, który zapewniał mu kontynuowanie życia opływającego w przyziemne wygody i bogactwa.
Przymrużył oczy jak wygrzewający się w popołudniowym słońcu kot, słysząc z jakiego powodu siostra zaczęła licytować kolację z Erikiem. Poczuł niejaką satysfakcję, że wzbudzał w niej tego typu instynkty. Nie było to niczym nowym, ale właśnie po to, od najmłodszych lat, próbowali pourywać sobie wszystkie ręce, powybijać wszystkie zęby i powyrywać włosy - aby zwrócić na siebie uwagę i w końcu coś poczuć, wyzwolić kłębiące się, zamknięte pod pokrywą grubego szkła stworzonego z precyzją ojcowskiego wyrachowania emocje.
- Niezależnie, przezabawnie to wyszło, wyglądało jakbyśmy byli w jakiejś komitywie przeciwko Prewettównie - zaśmiał się pod nosem, w ten chochlikowaty sposób, który sugerował, że jakby kuzynka potknęła się na materiale własnej sukienki zrobionej z piór abraksanow i wylądowała twarzą w balowym torcie, to zapewne wzniósłby za to toast, tylko dla samego faktu bycia wrednym.
- Przekupię sędzięgo, też mi coś, oskarżyciel posiłkowy- parsknął, jakby pomysł siostry był niesamowicie nielogiczny, a jego własny, najlepszy pod słońcem - bo tak też uważał. Upił drinka, pozwalając, aby wzmożyć tak naturalne w tym stanie zachowanie primadonny - Ewentualnie sprawimy, że rozprawa zakończy się szybciej niż zacznie, nie pierwszy i nie ostatni raz - oczywiście w tym momencie miał na myśli rodzinne praktyki i znajomości, a nie swoje umiejętności oratorskie, którymi, swoją drogą, zapewne również wygrałby nie jedną sprawę. Bycie prawnikiem wydawało mu się wyczerpujące, trzeba było rozmawiać z ludźmi, posiadać klientów, pracować dla nich. Na swoim stołku miał wszystko pod nosem - finanse, polityków, znajomości i możliwości. Mógł ojcu zarzucać wiele, ale zanim oszalał na punkcie swojego rozbitego przez Nobby'ego Leacha ego, posiadał łeb na karku i był królem zdrowego rozsądku, odpowiednio mierzącym siły na zamiary oportunistą.
- Założę się, że już mógłbym to robić. Po tym jak próbował odpisywać ode mnie na każdym, możliwym przedmiocie, jestem prawie pewien, że dyplom ma z Nokturnu - nawet na chwilę się nie zawahał. Uważał Perseusa za przyjaciela, darzył go w pewnym momencie droższymi uczuciami niż, no, przynajmniej marynarka jaką miał dzisiaj na sobie, ale to przytyki i złośliwość były prawdziwym językiem jego miłości. Im bardziej kogoś łapał za słówka, tym bardziej go lubił. Oczywiście, miało to swoje granice i potrafił być też złośliwy i okropny bez drugiego dna, jak chociażby dla bliźniaczki, zanim zakopali topór wojenny.
- Dlaczego ci tak zależy?- zapytał w końcu, odnosząc się do małżeństwa Eden - Nie chodzisz już o lasce, finansowo również na nim nie polegasz, a założę się, że możesz mieć conajmniej więcej niż połowę mężczyzn w tej sali na pstryknięcie palcami. I kobiet - dodał ciszej - bo kto cię tam wie. - raczej zażartował, pijąc do swoich preferencji, niżeli siostrzanych - Tak czy siak, z jakiegoś powodu, tak jak zauważyłem, niesamowicie ich, mężczyzn, kręci bycie poniżanymi jeżeli już przejdziesz przez pierwszą warstwę udawania jacy to są nietykalni i wspaniali, a ty, przecież mogłabyś startować o tytuł królowej sprawiania, że ludzie czują się poniżeni - każde z tych słów przychodziło mu bardzo łatwo, kontynuował okrutny żart w formie wywodu bez mrugnięcia okiem, chociaż podświadomość podpowiadała, że siostra po prostu chciała, tak jak on, po prostu poczuć się kochana, chciana, nie być obrazowana jako 'ta zła, niepokonana, przerażająca'. Oczywiście nie przez wszystkich, a przez wybraną starannie osobę.
- Mam na myśli, do niczego ci nie jest potrzebny, nie przemęczaj się - dokończył myśl, która brzmiała gorzej, niż mu się wydawało, ze będzie brzmieć.
Westchnął zniechęcony swoim własnym misz-maszem w głowie, który sprawiał, ze rady które dawał były raczej powierzchowne. W prawdzie, po prostu bał się wchodzić głębiej. Mogli z Eden rozmawiać na normalnych warunkach, ale wciąż nie wysyłali sobie całusków i... Skoro o tym mowa. Nie mógł pojąć w jaki sposób skończyli przytuleni na kanapie.
Przedziwna sytuacja, której jego umysł nie mógł przeanalizować, bo wciąż był za trzeźwy.
Łyknął alkoholu.
- A skąd, to ty schudłaś, nie możesz żywić się jedynie na strachu lokatorów, nie ma za wielu kalorii - parsknął pod nosem i w przypływie dziwnego instynktu, niesamowicie samobójczej myśli, rozczochrał jej włosy.
- Powinnaś czasami przyjść na obiad, Nicholas by się ucieszył - dodał ostatecznie.


“An immense pressure is on me
I cannot move without dislodging the weight of centuries”
♦♦♦
prodigal daughter
I knew one day I'd have to watch powerful men burn the world down
I just didn't expect them to be
such losers
Wysoka na 175cm, jasnowłosa zjawa. Jest niezwykle szczupła, wręcz na granicy chorobliwości; lekko zapadnięte policzki ukrywa dobrze dobranym makijażem, którego nieodłączną częścią są usta pomalowane czerwoną szminką. Włosy ma proste i długie, sięgające lędźwi, zwykle nosi je rozpuszczone. Zawsze bardzo elegancko ubrana, najczęściej w stonowane barwy - nie jest zwolenniczką jaskrawych odcieni i mieszania kolorów. Nie lubi też przepychu; widać, że nie szczędzi pieniędzy na dobrej jakości ubiór, lecz nie obwiesza się biżuterią i tym podobnym. Porusza się bardzo zgrabnie, ale pewnie. Zawsze patrzy ludziom prosto w oczy podczas rozmowy, mając przy tym ciemne, przenikliwe spojrzenie. Zwykle mówi w bardzo spokojnym, niskim, nieco zachrypniętym tonie. Ma bardzo przejrzysty akcent, wyraźnie wymawia słowa, po sposobie mowy słychać, że to ktoś z dobrego domu, ktoś świetnie wykształcony.

Eden Lestrange
#9
06.05.2023, 00:19  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 08.09.2024, 20:25 przez Eden Lestrange.)  
Nie była pewna, czy chciała brnąć w rozmowę o rozwodzie. Miała wrażenie, że jak o czymś się dużo mówi, to wywołuje się wilka z lasu, a mimo wszystko coś ją odciągało od pomysłu separacji. Może były to przekonania wyniesione z domu, może głupie przywiązanie i przyzwyczajenie, może masochizm, a może... A może po prostu szczere, ciepłe uczucia. Może to, co trzymało ją w tym nieporadnym małżeństwie było amalgamatem wszystkich tych rzeczy, a ona nie wiedziała, jak się do tego odnieść. W końcu mieli być ze sobą na dobre i na złe, a ona z mistrzowską gracją wymijała wszystko to, co miłe. 
- Dobre pytanie - przyznała enigmatycznie, również próbując znaleźć cel własnego małżeństwa, które zdawało się trzymać tylko na słowo honoru. - Kto mnie tam wie - dodała, nadal wcale nie rozjaśniając sytuacji. W głębi duszy doskonale znała odpowiedź na zadane przez brata pytanie, jednak nie bez powodu zepchnęła ją na samo dno. Nie była gotowa na odkrywanie tych kart nawet przed samą sobą, a co dopiero przed kimś, kto nie tak dawno za magnum opus obrał sobie posłanie ją na tamten świat. Może powinna była mu pozwolić? Dziś na głowie miałaby znacznie mniej zmartwień.
- Rozumiem, że mówisz z własnego doświadczenia - zagadnęła, unosząc nieco brew. - Czyli jednak dorastanie w moim towarzystwie ci się podobało? Zamordować mnie chciałeś z podniecenia? - Nie wytrzymała długo; po wypowiedzeniu tych słów parsknęła, po czym pociągnęła kolejny łyk alkoholu ze szklanki. Wiedziała, że obracanie kota ogonem w tym momencie niczemu nie służy, chyba że dywersji, która odciągnie uwagę od słabości Eden. Bo czym innym był dla niej William, jeśli nie słabością? Niemniej nie potrafiła się powstrzymać, bo zbywanie śmiechem dręczących ją kwestii weszło jej w krew, nawet jeśli sama próbowała je poruszyć. W pewnym momencie otwarcie swego serca na innych zaczynało się wydawać jej niebywale niezręczne i musiała się ewakuować, zanim zrobi z siebie pośmiewisko.
Była zbyt przyćmiona efektem nadmiernej ilości alkoholu, by potraktować przytulenie brata jako coś nie na miejscu. Dotąd nie zrobiłaby tego w najśmielszych snach, jeśli nie byłoby to podszyte chęcią zbliżenia się, aby wbić mu nóż w plecy. Teraz jednak przyszło jej to naturalnie, bo szkocka (czy cokolwiek, co przed chwilą wchłonęła) nie pozwalała jej myślom wybiegać dalej niż na kilka sekund w przód, a to uniemożliwiało myślenie o konsekwencjach. Nie mogła też przez to snuć niecnych planów obalenia jego godności. Musiała żyć tu i teraz, co na co dzień wydawało się jej niezwykle przerażające.
- Chyba tylko on - odparła, gdy wspomniał o Nicholasie i uśmiechnęła się kwaśno, czego Elliott nie mógł widzieć, bo pozycja, którą przyjęła, na to nie pozwalała. - Ale w porządku, przyjdę na obiad. Bez zapowiedzi, żebyś nie miał czasu mnie otruć - oświadczyła, przymykając oczy. Robiła się senna przez nadmiar alkoholu i powieki robiły się niemożebnie ciężkie.
- Buja tą salą, trochę jak na morzu - wyznała, patrząc bezwiednie przed siebie. Ewidentnie kręciło jej się w głowie, ale jeszcze o tym nie wiedziała. A może wiedziała, tylko stroiła sobie żarty?
Rozmawiali jeszcze dłuższy moment, patrząc na coraz bardziej pustoszejącą salę. Muzyka cichła, a goście powoli wychodzili, aż w końcu rozmowa, która jeszcze przed chwilą toczyła się leniwie, zamarła. Pozostały jedynie półsłówka, jakby nasycili się już wszystkim, co ten wieczór miał do zaoferowania.

Koniec sesji


I was never as good as I always thought I was
— but I knew how to dress it up —
I was never satisfied, it never let me go
just dragged me by my hair and back on with the show

~♦~
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Eden Lestrange (3436), Elliott Malfoy (3720)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa