• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena poboczna Dolina Godryka v
« Wstecz 1 2 3 4 5 6
[12/04/1972] Posiadłość Longbottomów, Dolina Godryka || Erik, Brenna & Charles

[12/04/1972] Posiadłość Longbottomów, Dolina Godryka || Erik, Brenna & Charles
viscount of empathy
show me the most damaged
parts of your soul,
and I will show you
how it still shines like gold
wiecznie zamyślony wyraz twarzy; złote obwódki wokół źrenic; zielone oczy; ciemnobrązowe włosy; gęste brwi; parodniowy zarost; słuszny wzrost 192 cm; wyraźnie zarysowana muskulatura; blizna na lewym boku po oparzeniu; dźwięczny głos; dobra dykcja; praworęczny

Erik Longbottom
#1
08.01.2023, 02:02  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 20.12.2023, 20:32 przez Morgana le Fay.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Brenna Longbottom - osiągnięcie Badacz Tajemnic
Rozliczono - Erik Longbottom - osiągnięcie Badacz Tajemnic

—12/04/1972—
Posiadłość Longbottomów, Dolina Godryka
Erik Longbottom, Brenna Longbottom & Charles Rookwood


Nie wiedział, co powinien zrobić. Przynajmniej jeszcze nie. Od kilku dni dręczyły go wątpliwości związane z propozycją Castiela i pomimo wszelkich starań nie do końca potrafił sobie poukładać to wszystko w głowie. Trudno było mu podjąć jednoznaczną decyzję. Najchętniej wysłałby chłopakowi kilkudziesięciostronicową umowę, która brałaby pod uwagę całą masę zagrożeń i potencjalnych problemów, jednak wiedział, że mija się to z celem. Nieprzewidywalność pracy z przemienionym wilkołakiem to było coś, co nie było w stanie zapewnić stuprocentowego bezpieczeństwa.

Przedstawiony mu plan wydawał się z jednej strony przemyślany, a z drugiej lekkomyślny. Większość ludzi zapewne by się wycofała, a wszelkie poznane informacje zepchnęła na kraniec świadomości, aby tylko i nich zapomnieć. Erik jednak nie potrafił tak po prostu odpuścić, gdyż wśród całej tej niepewności czy nieufności czaiło się światełko, które zdawało się pytać: A co jeśli jednak się uda? Jeśli ja tego nie zrobię, możliwe, że nie znajdzie nikogo innego. A nawet jeśli mu się uda, to może trafić na kogoś, kto gorzej na to zareaguje, pomyślał z niesmakiem.

Nacisnął klamkę i wszedł do środka, a pierwsze co mu się rzuciło w oczy, to masa pudeł rozrzuconych w na pozór przypadkowych miejscach. Zmarszczył brwi, taksując wzrokiem kolejne meble, jak gdyby poszukiwał jakiejś logiki w pracach porządkowych swojej siostry. Eh, już na samym początku został zbity z tropu. Stanął na środku pomieszczenia, obejmując się rękami i powoli się obracał. Jego spojrzenie padło w końcu na młodszą Longbottomównę, która zawzięcie czegoś szukała lub próbowała coś upchnąć w szafie.

— Widzę, że praca wre — rzucił z pozorną beztroską, opierając się o wspomniany mebel. Uśmiechnął się minimalnie. — Charles się gdzieś ewakuował, czy posłałaś go po jeszcze jakieś rzeczy?

Chłopak zjawił się w rezydencji dosyć niespodziewanie, jednak siostra na szczęście nie próbowała trzymać tego przed nim w tajemnicy, toteż dużo szybko dowiedział się, co się stało. Współczuł ich nowemu współlokatorowi, jednak cieszył się, że ten znalazł schronienie w ich domu. Mógł trafić gorzej, gdyby nagle zaczął szukać jakiejś kryjówki w Londynie, czy okolicznych miasteczkach.

— W każdym razie, chce z Tobą o czymś porozmawiać — zaczął powoli, wsuwając niesforny kosmyk włosów z ucho. Nie wiedział, gdzie podziać oczy. — Byłem kilka dni temu na badaniach kontrolnych u Castiela. Z samą klątwą jest lepiej i rokowania są całkiem dobre, ale... Stało się coś jeszcze. Zaproponował mi udział w badaniach nad likantropią.

Zerknął kontrolnie na Brennę. Miał lekkie opory przed tą rozmową przede wszystkim dlatego, że Castiel był jej bliski, a podejrzewał, że reakcja dziewczyny może być dosyć... intensywna. Już teraz czuł się winny, jakby kwestia tego, że został poproszony o udział w tych testach, mogła drastycznie zmienić relacje tej dwójki.

— Twierdzi, że jeśli ma rację, to byłby w stanie pomóc w skróceniu czasu samej przemiany lub wręcz nabycia odporności na pełnię — opowiadał dalej przez zaciśnięte zęby, nie wiedząc, gdzie podziać oczy. — Jest jednak haczyk. Chodzi mu konkretnie o przetestowanie działania jakiegoś specyfiku odurzającego... na krew wilkołaka, który nie jest pod wpływem innych substancji. W tym eliksiru tojadowego.

Zgarbił się lekko i zmrużył oczy, jakby oczekując, że za samo wspomnienie o podobnym planie oberwie po głowie. Mogli sobie robić od czasu do czasu żarty na temat wilkołactwa, jednak Erik wiedział, że jego przypadłość nie jest dla rodziny, tylko i wyłącznie ciekawostką. Wiedział też, jak wiele czasu poświęca jego siostra na to, aby zapewnić mu bezpieczeństwo w trakcie pełni. Być może przede wszystkim dla tego, chciał właśnie z nią omówić tę kwestię. W końcu, kto znał go pod tym względem lepiej?



the he-wolf of godric's hollow
❝On some nights, the moon thinks about ramming into Earth,
slamming into civilization like some kind of intergalactic wrecking ball.
On other nights, it's pretty content just to make werewolves.
❞
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#2
08.01.2023, 13:09  ✶  
Brenna była w szale.
W szale porządków i urządzania konkretnie.
Dom Longbottomów był - na całe szczęście - bardzo, bardzo duży. Ale miał też bardzo wielu lokatorów, których liczba w ostatnim czasie się powiększyła. Obecnie poza dziadkiem, rodzicami Bren i Erika, samym rodzeństwem, mieszkała tu też rodzina Crawleyów, dwie kuzynki, Charles (tfu, Julien!) i jeszcze trzy psy. Regularnie meldowało się na weekendy kuzynostwo. A może nawet ktoś jeszcze, Brenna nie byłaby zdziwiona, gdyby ktoś kogoś zaprosił na czas nieokreślony i zapomniał jej o tym wspomnieć.
To tworzyło pewne zagrożenie.
Mianowicie, jeśli więcej osób zaprosi znajomych na nocowanie albo na progu stanie nagle więcej niż jedna osoba potrzebująca schronienia, przyjdzie im dostawiać łóżka do własnych pokoi. Brenna postanowiła więc po prostu wyeliminować ten problem, zabierając się za urządzanie pokoi na poddaszu. Do tej pory urządzony był tylko jeden z nich, pełniąc rolę awaryjnego pokoju gościnnego (w nim zresztą pierwsze trzy dni spędził Charles, kiedy zajmowali się sprawą śmierci jego brata i potem zmianą twarzy, by reszta domowników mogła go poznać już pod nowym nazwiskiem i nową twarzą). Panna Longbottom postanowiła, że dołączą do niego dwa kolejne. Były wprawdzie nieco mniejsze niż te na niższych piętrach, a okna położone w lukarnach również nie tak duże, ale miała już pomysł, jak to wszystko urządzić, by stały się przytulnymi sypialniami.
O, na przykład pod oknem, we wnęce, obije się podniesienie materiałem, położy poduszki i będzie to idealnie miejsce do czytania. Podłogę nakryje się dywanem. Szafę odnowi, dostawi łóżko i oczywiście część gratów wyrzuci, a resztę przeniesie do pozostałych pomieszczeń na poddaszu...
- Och, cześć, Erik! - zawołała, gdy ten wszedł do pokoju, po czym rozległ się huk, a następnie jej kaszel. Tak, opróżniała właśnie szafę, i pudła wypełnione, jak się okazało kapeluszami i szalami, należącymi pewnie jeszcze do ich prababki, poleciały jej na głowę. Część z nich złapała, reszta padła u jej stóp, a kurz, który się rozniósł sprawił, że Brenna zaniosła się kaszlem. Zaraz jednak wyjrzała zza drzwi szafy, ukazując Erikowi ubabrany kurzem nos oraz włosy, w które wplątała się pajęczyna.
- Pewnie jest na dole. Przecież nie będę go trzymać w tym pokoju obok - roześmiała się. - Jest taki... sam wiesz, no idealny na gościnny, jedna, dwie noce, ale na stałe? Chociaż właśnie postanowiłam, że go przerobię, ten i jeszcze ten obok. Jak Cha...Julien dostał ten pokój w końcu korytarza, to na piętrze został nam już tylko jeden wolny
Nawet nie wyjaśniała, dlaczego to mógłby być problem. Dwa pokoje gościnne w domu Longbottomów? No to nie mogło przejść. Co jeżeli urządziliby grilla i zaprosili wielu znajomych? Upychać ich potem w tych dwóch pokojach? A jak nagle jakiś przyjaciel będzie potrzebować schronienia, w tych niespokojnych czasach to było możliwe.
Kiedy Erik wspomniał, że muszą porozmawiać i coś o klątwie, Brenna trochę spoważniała i spojrzała na niego uważniej, marszcząc brwi. Odłożyła nawet pudełka na podłogę, zamiast zacząć przeglądać tę wiekową kolekcję kapeluszy.
A potem milczała.
I milczała.
Aż wreszcie bardzo powoli usiadła na zakurzonej podłodze, bo jakoś nie była pewna, czy zdoła ustać.
- Czy ja dobrze zrozumiałam, czy tylko od kurzu dostałam jakiegoś niedotlenienia mózgu? – spytała z pozornym spokojem. - Castiel. Chce. Pobierać. Krew. Z. Ciebie. W. Wilczej. Postaci.
I nie chodziło o to, że był jednym z jej szkolnych przyjaciół. Och, to znaczy, oczywiście, trochę tak, bo nie chciała, żeby jej kolega został pożarty przez wilkołaka. To byłoby problemem. Ale teraz większym problemem było co innego.
- Na litość Merlina, Erik, co jeśli go zabijesz albo pogryziesz? Jak potem mielibyśmy to załatwić, żebyś nie trafił do Azkabanu? – podjęła. Tak, zmartwienie Flintem zmartwieniem Flintem, ale w tej chwili miała ochotę go udusić za to, co w ogóle zaproponował jej bratu. Bo bardziej martwiła się właśnie o Erika. O to, że ten mógłby ponieść konsekwencje, gdyby coś się stało. Zarówno prawne, jak i psychiczne.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
viscount of empathy
show me the most damaged
parts of your soul,
and I will show you
how it still shines like gold
wiecznie zamyślony wyraz twarzy; złote obwódki wokół źrenic; zielone oczy; ciemnobrązowe włosy; gęste brwi; parodniowy zarost; słuszny wzrost 192 cm; wyraźnie zarysowana muskulatura; blizna na lewym boku po oparzeniu; dźwięczny głos; dobra dykcja; praworęczny

Erik Longbottom
#3
08.01.2023, 21:56  ✶  

Nawet rodowa posiadłość Longbottomów miała swoje ograniczenia. Pomimo tego, że lwia część jej mieszkańców dysponowała dosyć potężną magią, tak pewnych kwestii nie dało się tak łatwo przeskoczyć. Poważna ingerencja w wewnętrzną strukturę budynku była jedną z nich, a Erik nie miał ochoty sprawdzić, jak by sobie poradził w roli maga-architekta, który wziąłby na swoje barki dobudowanie dodatkowego piętra lub wyczarowanie nowego skrzydła. Takie rzeczy lepiej było pozostawić specjalistom.

Mężczyznę nie dziwiło jednak to, że obecne pokoje mieszkalne musiały przejść lekkie zmiany. Nawet w porównaniu do zeszłego roku, w domostwie przybyło kilku nowych lokatorów, a wraz z nadejściem wiosny, a niedługo i lata, nie można było wykluczyć, że dom stanie się głównym miejscem spotkań bliższej i dalszej rodziny. Nie wspominając już o przyjaciołach, którzy będą złaknieni wiejskiej sielanki, jakiej można było doznać w Dolinie Godryka. Porównując oczywiście tutejsze widoki z tymi, które można było zaobserwować, chociażby w Londynie.

— Jak tak dalej pójdzie, to powinniśmy rozważyć wykupienie którejś działki obok. Może ktoś z sąsiadów będzie się wyprowadzał. Inaczej długo nie pociągniemy, bez generalnego rementu — skomentował, patrząc wymownie w sufit. Tak, zdecydowanie przydałyby im się jeszcze tak z dwa dodatkowe piętra. — Dobrze, że chociaż psy się odnajdują w tym wszystkim. Myślałem, że będą się bardziej bać, biorąc pod uwagę, ile ludzi tu mieszka.

Uśmiechnął się lekko, na krótką chwilę zapominając o kwestii, która go tutaj przyprowadziła. Psiska z mugolskiego schroniska dalej przystosowywały się do nowego otoczenia, jednak rezydencja raczej przypadła im do gustu i dosyć szybko znalazły swoje ulubione miejsca, gdzie mogły w spokoju odpocząć. To chyba dobry znak, pomyślał. Cieszył się, że koniec końców zdecydowali się na więcej niż jednego zwierzaka. Wprawdzie mieli przez to dwa razy więcej obowiązków, niż początkowo zakładali, jednak było warto. Erik spochmurniał nieco, gdy zorientował się, że Brenna nieoczekiwanie zamilkła. Oho.

— Owszem — potwierdził, spoglądając na siostrę z góry. Po chwili wahania dołączył do niej na podłodze, siadając ze skrzyżowanymi nogami. Położył dłonie na kolanach. — Castiel twierdzi, że od paru lat bada klątwę wilkołactwa. Jest mocno zafascynowany tymi badaniami, jeśli wiesz, co mam na myśli, ale — westchnął ciężko— nie wiem. Z jednej strony wydaje się świadomy niebezpieczeństwa i chce zebrać ekipę, która zadbałaby o różne aspekty tego przedsięwzięcia. Ale z drugiej... To nieco nieodpowiedzialne.

Nawet starcie z wilkołakiem będącym pod wpływem eliksiru tojadowego mogło w pewnych przypadkach wymknąć się spod kontroli. Badanie zdrowego wilka, w sile wieku i to nieograniczonego magicznymi miksturami było, jak proszenie się o kłopoty. To było proszenie się o kłopoty i, prawdę mówiąc, Erik dalej nie był w stanie ocenić, czy działania Flinta zakrawały na niewiarygodną wręcz odwagę i pewność siebie, czy głupotę i lekceważące podejście do swojego zdrowia i życia.

— W każdym razie, Castiel bazuje na jakichś starych dziennikach wilkołaka czy kogoś spokrewnionego z wilkołakiem. Szuka też jakiegoś zaklęcia, które miałoby pomysł w całej operacji — kontynuował.

Mówił powoli, starając się dać Brennie, jak najwięcej czasu na przetrawienie każdej kolejnej dawki informacji.

— Zanim zaczniesz na mnie krzyczeć, na nic się nie zgodziłem. Przynajmniej jeszcze nie. Powiedziałem, że najpierw chce się pozbyć jednej klątwy, a dopiero potem rozważać przeciwdziałanie kolejnej — dodał ze spokojem, chociaż ze stresu zaczął drapać materiał spodni. — Czysto teoretycznie, jego plany mają potencjał. Chyba ma nawet na oku jakąś miejscówkę, gdzie nie stanowiłbym... gdzie wilkołak nie stanowiłby zagrożenia dla osób trzecich. Wiesz, gdyby się jednak wyrwał na przebieżkę po polach i lasach.

Skrzywił się, zaciskając i rozprostowując raz po raz pięści. Od rozmowy z Castielem minęło już dobrych parę dni, ale dalej miał w głowie pustkę. Czuł, że na jego barki została rzucona odpowiedzialność, chociaż miał też prawo w każdej chwili się wycofać. Gdyby wziął w tym udział, mógłby pomóc nie tylko sobie, ale też innym wilkołakom, które były w zdecydowanie gorszej sytuacji od niego z uwagi na niestabilną sytuację finansową czy życiową. Jeśli jednak odmówi, możliwe, że Flint znajdzie kogoś, kto nie poradzi sobie z tym wyzwaniem, co sprowadzi na nich małą katastrofą. A to pewnie wywołałoby u niego wyrzuty sumienia.



the he-wolf of godric's hollow
❝On some nights, the moon thinks about ramming into Earth,
slamming into civilization like some kind of intergalactic wrecking ball.
On other nights, it's pretty content just to make werewolves.
❞
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#4
08.01.2023, 22:43  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 08.01.2023, 23:20 przez Brenna Longbottom.)  
- Jest masa ludzi, ale pokoi też nie brakuje… chociaż tak, myślałam, że będą trochę zdenerwowane, tylu ludzi w końcu bywa w salonie i jadalni – skwitowała Brenna. Miejsca w posiadłości było sporo. Ot musieli zadbać o to, aby pokoje na poddaszu, dotąd niezagospodarowane, też stały się przytulne i gotowe na przyjęcie czasowych albo stałych lokatorów. Na pierwszym piętrze, gdzie Godryk rzucił parę zaklęć, w jednym skrzydle całkiem wygodnie mieścili się Erik, Brenna, Mavelle, Dora i teraz Charles, a w drugim reszta kuzynostwa, Crawleyów, ich rodzice i dziadek.
Teraz planowała urządzenie dodatkowych trzech pomieszczeń, co dawało w sumie cztery wolne pokoje, do wykorzystania w każdej chwili.
Ten temat jednak szybko poszedł w zapomnienie. Kwestia wilkołactwa bowiem całkowicie pochłonęła Brenna. Siedziała pośród tych pudeł, na brudnej podłodze, w rękach mnąc kapelusz z wielkim piórem, nadgryziony przez mole.
- Nie mam zamiaru na ciebie krzyczeć – odparła dość martwym głosem. Miała ochotę zamiast tego powiedzieć mu, że nie do cholery, chyba go pojebało (choć zwykle nie używała takiego języka zbyt często) i jeżeli będzie miała stanąć przed nim z kosturem w jednym ręku i mieczem w drugim, krzycząc, że nigdzie nie pójdzie, to właśnie to zrobi.
Tyle że wiedziała, że Erikowi może być ciężko się oprzeć.
Możliwość skrócenia czasu przemiany?
Wyleczenia wilkołactwa?
Nawet ją to trochę kusiło, tyle że…
Zakołysała się w przód i w tył, trochę jak dziecko z chorobą sierocą, i milczała dość długą chwilę, obracając tę myśl, wszystkie dostarczone jej „dane” w głowie, rozważając możliwe scenariusze, przebieg wydarzenia i co nastąpi dalej. Wiele o niej mówiło, że pośród nich była i wizja tego, że Erik kogoś by tam zabił: i jej myślą wcale nie było zgłoszenie tego Brygadzie, a raczej już z góry szukanie sposobu na zamiecienie tego pod dywan.
Skala szarości, obecna w Brennie, której mało kto się domyślał, bo nie pokazywała jej światu na co dzień.
- Jeżeli się na to zdecydujesz, chcę najpierw obejrzeć wyniki jego badań – oświadczyła stanowczo, przestając się wreszcie kołysać, jej głos znów wrócił do względnej normy. Chociaż nie tej, gdy paplała, a raczej tej, gdy dyrygowała ludźmi przed balem niczym generał na wojnie. – Castiel to dobry klątwołamacz, ale do licha, to mój rówieśnik, a nad zdjęciem klątwy likantropii od wieków pracują alchemicy i klątwołamacze, i najlepsze, co osiągnęli to eliksir tojadowy, jeżeli więc to jest „tylko teoria”, nie mająca nawet jeden procent szans na powodzenie, nie ma sensu ryzykować.
A ona nie była na pewno klątwołamaczem, ale o wilkołakach naczytała się naprawdę dość, aby móc przynajmniej stwierdzić, czy te wyniki są choć trochę obiecujące.
Podniosła się. Wciąż z kapeluszem w ręku. Wolną dłonią zaczęła otrzepywać swoje powycierane spodnie z kurzu.
- W takim wypadku trzeba kupić łańcuchy, najlepiej ze srebrem. – Już widziała minę sprzedawcy na Nokturnie, gdy zamówi coś takiego. Chyba będzie musiała użyć wielosokowego. Inaczej da początek pięknym plotkom. – I cholera, znaleźć jakieś dobre zaklęcie kneblujące, które chociaż na chwilę na ciebie podziała.
Bo już pomijając śmiertelnie niebezpieczne pazury, najistotniejsze było to, aby Erik nikogo nie ugryzł. Ugryzienie prawie na pewno zabije albo kogoś przemieni.
- Aha – dodała jeszcze, wskazując na niego dłonią z fioletowym kapeluszem. – I chcę przy tym być – dodała tonem absolutnie nie znoszącym sprzeciwu, bo nie miała zamiaru za żadne skarby pozwolić na eksperymenty na jej bracie bez nadzoru w chwili gdy, hm, nie był przy jasnych zmysłach. Zaraz jednak dodała, już znacznie łagodniej. – Chociaż nie ukrywam. Wolałabym, żebyś powiedział „nie”.
Byłaby bardzo szczęśliwa, gdyby wynaleziono kolejny sposób po tojadowym na złagodzenie efektów klątwy wilkołactwa. Ze względu na Erika i wszystkich innych nią dotkniętych. Ale nawet w jej skali niebezpieczeństwa – kogoś, kto pracował w BUM i działał przeciwko śmierciożercom – to, o czym Erik wspominał mieściło się gdzieś w okolicach „to kompletne szaleństwo”.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Loverboy
Almost dead yesterday, maybe dead tomorrow, but alive, gloriously alive today.
Ciemne długie i niesfornie wywijające się włosy, gęste brwi i szeroki uśmiech. Charles to wysoki na 188 centymetrów młody mężczyzna. Nie wyróżnia się imponującą muskulaturą, ale nie jest też chuderlawy. Do życia ma tyle samo dystansu, co do siebie, więc bardzo często można usłyszeć jak się śmieje. Ciemne oczy to zwierciadła jego duszy, a te już nie tak często wyrażają pozytywne emocje. Ubiera się luźno, stawia na swetry, golfy, czasami nawet bluzy czy mugolskie (!) trampki. Przy pierwszym spotkaniu często wydaje się czarujący, momentami szarmancki. Rodzice próbowali wyuczyć go bardziej wyrafinowanego akcentu, ale Charlie do dzisiaj nie pozbył się pozostałości dewońskiego zaciągania, co uwydatnia się w momentach ekscytacji i upojenia alkoholowego.

Julien Fitzpatrick
#5
09.01.2023, 22:44  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 09.01.2023, 22:47 przez Tilly Toke.)  
Charlie chodził cicho, zazwyczaj wypominali mu to rówieśnicy, których przyprawiał o zawał serce, gdy podchodził - znienacka, łapiąc za ramiona lub witając się, ni stąd i zowąd. Pomimo swojego wzrostu był w stanie na tyle cicho wyważyć stawianie kroków, że mało kto, chyba że miał naprawdę dobry słuch lub węch, był w stanie wyczuć jego obecność. Miało to wiele wspólnego z umiejętnością rodzinną, dzięki, której każdy cień mógł stać się jego schronieniem. Rookwood nie wiedział dokładnie jak to robi, wiedział, ze od najmłodszych lat potrafił ukryć się tak, ze przy zabawie w chowanego to jego znajdywali jako ostatniego.
Ostatnimi czasy zaczął korzystać z tej umiejętności częściej, nie tylko do trywialnych, młodzieńczych żartów czy wymykania się z domu, ale też do ucieczki, ratowania swojego własnego życia czy też po prostu odsapnięcia. Dom Longbottomów był dla niego wybawieniem, dostał nawet swoje miejsce, czego się nie spodziewał i był im za to bardzo wdzięczny, przede wszystkim Brennie, która bez mrugnięcia okiem zaczęła po prostu działać i to w sytuacji, gdzie wiele osób miałoby wątpliwości o bezpieczeństwo siebie i swoich bliskich. Niemniej, od czasu do czasu potrzebował po prostu być niewidzialny, nieznaleziony. Wolał nie ryzykować i nie włóczyć się po okolicznych polach i lasach zbyt często, jeszcze ktoś zacząłby być podejrzliwy. Cień i ciemność sama w sobie nie kojarzyła się nikomu najlepiej, wzbudzała strach i niepewność, ale jeżeli ich istnienie miało dawać Charliemu ulgę i schronienie, to dlaczego miałby od nich stronić? Czasami, przechadzając się po ulicach późną porą był w stanie po prostu wtopić się w tło. Niby w Londynie było to wręcz automatyczne, w końcu było w nim tyle osób, że trudno było nie być anonimowym, ale taka dodatkowa warstwa ochrony czy prywatności nie mogła być niczym negatywnym.
Teraz, nie chcąc, aby Brenna czuła się niekomfortowo, po prostu nie wyszedł ze swojej kryjówki. Nie to, ze nie chciał pomagać jej w przemeblowaniu, ale zanim zorientował się, ze tu była minęło trochę czasu i było mu niesamowicie głupio tak ją nachodzić i straszyć, zaraz zaczęłaby się go wypytywać dlaczego tak właściwie się ukrywał, a wolał takich pytań uniknąć, bo odpowiedź 'tak z przyzwyczajenia' brzmiała debilnie, nawet jeżeli była w stu procentach prawdziwa. W utrzymaniu kompletnej ciszy i odwróceniu uwagi od robiącej z pokoju armagedon Longbottom pomagał mu czarny pies - ponurak. Zwierze dołączyło do ich licznego grona całkiem niedawno i, chociaż większość czasu spędzało w sypialni Erika, to gdy wychodziło dołączało do Charlesa w jego 'egipskich ciemnościach'. Takie obserwowanie ciszy domowej lub po prostu rutynowych czynności domowników - czy to w kuchni, czy w salonie - sprawiało, że Charlie i pies wytworzyli między sobą pewną więź, niewypowiedzianą umowę, że właśnie w takich warunkach odpoczywają.
Niemniej, nie mógł nie usłyszeć, że jego imię zostało wspomniane w rozmowie, a jej reszta była całkowicie nie jego sprawą - było mu, ponownie głupio, więc w połowie zajmował się drapaniem psa za uchem, w połowie nie słuchał, ale ostatecznie uznał, że ani Brenna, ani Erik się nigdzie nie wybierają, a poza futerkowym problemem tego drugiego, Charlie wolał nie myśleć o czym jeszcze mogliby zacząć rozmawiać.
- Nie chciałem was straszyć ani nic, ale chce wam tylko dać znać żebyście nie zaczynali rozmawiać już o czymkolwiek bardziej prywatnym. - wypalił, bo było to pierwsze, co przyszło mu do głowy - Zajmowałem się psem, więc was nie słuchałem - postawił jeden krok do przodu, czując, jak pokój i też przebywające w nim osoby w końcu zauważyli jego obecność. Uśmiechnął się krzywo, spoglądając na psa.
- A poza tym to jakbyś potrzebowała pomocy z tym wszystkim, to pracowałem w Ministerstwie w takim departamencie, ze mogę pomóc z przesuwaniem rzeczy, dorabianiem ścian i zaklęciami powiększającymi. - kontynuował, bo skoro już się naraził na złość swoich rozmówców, faktem, ze mógł ich podsłuchiwać, tak chciał tę sytuację trochę załagodzić swoją pomocą w urządzeniu domu.


I won't deny I've got in my mind now all the things we'd do
So I'll try to talk refined for fear that you find out how I'm imaginin' you
viscount of empathy
show me the most damaged
parts of your soul,
and I will show you
how it still shines like gold
wiecznie zamyślony wyraz twarzy; złote obwódki wokół źrenic; zielone oczy; ciemnobrązowe włosy; gęste brwi; parodniowy zarost; słuszny wzrost 192 cm; wyraźnie zarysowana muskulatura; blizna na lewym boku po oparzeniu; dźwięczny głos; dobra dykcja; praworęczny

Erik Longbottom
#6
10.01.2023, 02:28  ✶  

Jakoś mnie to nie uspokaja, pomyślał, wychwytując niemalże kompletny brak kolorytu w głosie siostry. Była spokojna, aż za spokojna, co było poniekąd przerażająco. Zupełnie jakby jej umysł zaczął pracować nad jakimś planem, przez co, wykrzesanie z siebie jakichkolwiek emocji. Miał nadzieję, że nie planowała właśnie niczyjego morderstwa lub „niefortunnego wypadku”. Cóż, to byłby jeden sposób na ukrócenie tego tematu.

— Nie widzę innej możliwości. W razie czego poproszę Castiela, żeby przysłał do Ciebie pełną dokumentację. Przynajmniej taką, jaką na ten moment posiada — powiedział, nie mając zamiaru sprzeczać się w tej kwestii z siostrą. Teraz gdy każdy dzień zdawał się zwiastować coraz to nowe dramaty wśród ich bliskich, jak i problemy na szeroką skalę, nie mogli sobie pozwolić na lekkomyślność. A dołączenie bez jakichkolwiek refleksji do badań nad wilkołactwem raczej kwalifikowałoby się jako takowe. — Zgadzam się. Chociaż muszę przyznać, że obawiam się tego, co się stanie, jeśli się nie zgodzę. Bądź co bądź, jestem lepszym kandydatem od większości. Mamy spore zaplecze finansowe, znajomości i dostęp do zasobów, o których większość likantropów może pomarzyć.

Czy wizja sprzedana mu przez Flinta zaczynała zapuszczać coraz grubsze korzenie w jego głowie? Cóż, skoro wypowiedział te słowa na głos przy Brennie, która już na starcie dała mu znać, jakie ma zdanie na ten temat, to musiał być, chociaż minimalnie zainteresowany wzięciem udziału w tym chorym pomyśle. Wiedział, że nie będzie łatwo. Zejście z eliksiru tojadowego było jak zakręcenie kołem fortuny ze świadomością, że dziewięćdziesiąt procent nagród to tak naprawdę kłopoty. I to nie z gatunku tych, z którymi można było sobie łatwo poradzić. Skrzywił się na samą myśl o tym, jak wyglądałby jego pierwszy dzień po pełni, gdy otrząśnie się po przemianie.

— Castiel wie już co nieco o Cecylii i jej pracy nad eliksirem tojadowym. Może, jeśli się dogadują, to zdobędzie jakieś dobre eliksiry regenerujące. Pewnie się przydadzą — skomentował, jakby było to jakieś wielkie pocieszenie. Wątpił, aby przyniosło to Brennie duże ukojenie. Dzieląc się z tą informacją, zrzucał jej na głowę kolejną górę zmartwień. To by było na tyle, jeśli chodziło o łagodzenie czarnowidztwa siostry. — Przepraszam.

Wzruszył sztywno ramionami, gdy wspomniała o zaklęciu kneblującym. Cóż, okiełznanie wilkołaka po przemianie nie należało do najłatwiejszych zadań. Między innymi dlatego eliksir tojadowy zdobywał tak szybko popularność i stał się swego rodzaju standardem wśród wilkołaków. Zdecydowanie ułatwiał życie w trakcie pełni, zarówno osobom cierpiącym na likantropię, jak i ich bliskim. Podrapał się w okolicy serca, czując nieprzyjemny ścisk. Czy powinien powiedzieć o tym też rodzicom? Eh, będzie musiał to przemyśleć. Dogłębnie, gdyż poinformowanie ich o tym planie, oznaczało też nieuchronną konfrontację z dziadkiem.

— Szczerze mówiąc, kamień spadł mi z serca. Nie chciałbym tego robić sam lub mieć za towarzystwo tylko Castiela i jakichś jego pomocników — mruknął, unosząc kąciki ust. Zdał sobie sprawę, że dylemat, z którym się mierzył, został poniekąd zakończony. Dostał drugą opinię i nie spotkał się z kategorycznym sprzeciwem. Brenna znała Flinta lepiej od niego, więc pewnie miała też większą wiedzę na temat jego umiejętności. No i nie dałaby go skrzywdzić. Chciał mieć ją jak najbliżej, chociaż czuł, że to samolubne. Angażując ją w to, narażał ją na niebezpieczeństwo.

Już miał kontynuować, jednak w rogu pokoju rozległ się czyjś głos. Oczy Erika rozszerzyły się nagle, a serce zabiło mocniej. Minęły może trzy, cztery sekundy, zanim zorientował się, kto postanowił się do nich odezwać. Dostanę kiedyś zawału, pomyślał, wypuszczając głośno powietrze z płuc i odwracając się w kierunku Charlesa. Cóż, na tym chyba trzeba będzie zakończyć dywagacje względem badań Castiela. Najważniejsze aspekty i tak już omówili. Zamrugał parokrotnie, gdy zdał sobie sprawę, że obok niego znalazł miejsce Ponurak. To się dopiero dobrali.

— Wiesz, jak nie zwracać na siebie uwagi, to Ci trzeba przyznać. Następnym razem zapukaj w podłogę czy coś, bo moje biedne serce nie wytrzyma takiego szoku. Charles. Julien. — Zmarszczył brwi. Nie był pewny, jak w obecnych okolicznościach woli być nazywany ich gość. — Ale widzę, że znalazłeś sobie towarzystwo. Mam nadzieję, że się nie naprzykrza?

Uśmiechnął się lekko, taksując Rookwooda uważnym spojrzeniem. Miał nadzieję, że pomimo wszelkich trudności czuł się dobrze w rezydencji. Wprawdzie pobyt tutaj poniekąd ograniczał jego wolność, a przyjęcie nowej tożsamości nie mogło być łatwe, ale może pobyt tutaj pozwoli mu bezpiecznie zastanowić się nad tym, co chce zrobić dalej. Zakon Feniksa pewnie też będzie zainteresowany tym, co jak zamierza spożytkować nadchodzące tygodnie.

Erik podniósł się na nogi, otrzepując spodnie z kurzu.

— Każda pomoc się przyda. Co właściwie planujesz zrobić z tymi pokojami, Bren? — spytał, licząc, że siostra przedstawi im jakiś konkretniejszy plan działania. Może nie znali się na urządzaniu wnętrz jakoś wyjątkowo dobrze, ale przynajmniej w ten sposób, chociaż na trochę skupią się na czymś, co nie było ciemnymi myślami, dręczącymi ich na jawie.



the he-wolf of godric's hollow
❝On some nights, the moon thinks about ramming into Earth,
slamming into civilization like some kind of intergalactic wrecking ball.
On other nights, it's pretty content just to make werewolves.
❞
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#7
10.01.2023, 02:42  ✶  
Może nie było nikogo, kto znał ją całkowicie, ale jeżeli ktoś znał bardzo dobrze - to na pewno brat.
Bo trafił całkiem trafnie. Pośród rozważanych planów nie było wprawdzie morderstwa, ale już ukrywanie takiego, jeżeli Erik by go dokonał jako wilkołak podczas tych badań, jak najbardziej. Lepiej było jednak mu tego nie zdradzać. Po co nadmiernie martwić brata?
Ona też go znała. Na tyle, by wiedzieć, że skoro poruszał ten temat, to prawdopodobnie był bliski powiedzenia "tak". I chociaż bardzo by chciała, nie mogła mu tego zabronić.
- Nie przepraszaj, Erik. Nie masz do tego powodów - westchnęła. - No chyba że za to, że mogłeś pomyśleć, że pozwoliłabym ci wchodzić w to samemu.
Brenna miała dobry węch. Ale nie na tyle, by "wywęszyć" Charliego na poddaszu, w pomieszczeniu pełnym kurzu. Jej percepcja była przyzwoita, tyle że... nie sprawdzała pomieszczeń we własnym domu. Jego nagłe odezwanie się więc wywołało reakcję...
...no cóż, dość gwałtowną.
Brenna mianowicie znów wypuściła pudełko, które ledwo zdążyła podnieść i obróciła się błyskawicznie, a w jej ręku nie wiadomo skąd pojawiła się różdżka. Wycelowała jeszcze nim karton uderzył o podłogę.
Opuściła różdżkę jakieś pół sekundy później, gdy zdała sobie sprawę z tego, że w cieniu nie skrywał się żaden potwór. Tylko Charlie. Tfu, Julien, musiała to wreszcie przyswoić.
- Na litość Merlina, zawsze myślałam, że zabiją mnie śmierciożercy, ale chyba po prostu wy i reszta lokatorów w końcu skrócicie mi życie tak, że padnę na zawał - parsknęła, już lekkim tonem, jakby dopiero co nie celowała w Rockwooda różdżką. Nieświadome mówiąc na głos coś podobnego do tego, co pomyślał Erik.
Nie okazywała złości, nawet jeżeli rzeczywiście, w głębi serca wcale nie była zadowolona, że Charles stał się świadkiem rozmowy. I odnotowała sobie, że od tej pory każdy kąt każdego pokoju, w którym będzie chciała o czymś rozmawiać, starannie sprawdzi oświetlając go różdżką. A, i zasugeruje Mavelle, by tak robiła, tylko - tak - na - wszelki - wypadek.
- Błagam, nie rób tak pozostałym domownikom - poprosiła, chowając różdżkę i pochylając się, by po raz kolejny już podnieść pudło. - Mogą zacząć się zastanawiać, dlaczego nasz znajomy z zagranicy potrafi rzeczy, którymi niektórzy Rockwoodowie lubili ich straszyć w szkole - dodała. Słowa były wygłoszone ze swobodą, ale stanowiło to swego rodzaju ostrzeżenie. Bo bardzo chciałaby ogłosić wszystkim w domu, kim jest Charlie, ale domowników było po prostu zbyt wielu i choć chciała wierzyć, że nikt nie zdradziłby ich świadomie, ktoś mógłby nie być dość dobrym autorem, pomylić imię albo nawet paść ofiarą zaklęcia legimens. (Ona zresztą też mogła, ale przy trzech osobach było to mniejsze zagrożenie niż przy dwunastu...) Umiejętność Rockwoodów mogłaby wzbudzić podejrzliwość.
Nie pytała, dlaczego krył się w ciemnościach. Jeżeli nie planował podsłuchiwać - a wtedy raczej nie ujawniłby się celowo - to mogła się przyczyn domyślać. Ich dom był pełen ludzi i zwierząt. W dodatku nie przypominali wielu rodzin czystej krwi, gdzie każdy pilnuje swojego nosa. Dyskusje, żartobliwe przepychanki, biegi po schodach, stanowiły codzienność. Charles, nawet mając swój pokój, mógł czuć się tym wszystkim przytłoczony.
Jeżeli w każdym razie Charlie spodziewał się więc ze strony Longbottomów krzyków, wybuchu złości albo jakichś ogromnych pretensji… to cóż, musiał ich poznać jeszcze trochę lepiej.
- Mam parę planów, jeśli chcecie pomóc – powiedziała, przyklękając wśród pudeł, by zacząć przeglądać te kapelusze i segregować je na „do wywalenia” i „do przeniesienia do pozostałych pokoi z gratami”. Bardzo gładko przeszła z tematów „wilkołacze eksperymenty” i „o Merlinie, dostaję zawału” do „hej, urządzam dom”.
Nie to, że była w duchu aż tak spokojna, jak mogłoby się wydawać. Myśl o tym, co planował Erik, wciąż ją gryzła. Ale Brenna próbowała odsunąć to na później. Pomyśli o tym, gdy będzie sama.
– Najpierw muszę to wszystko oczywiście przejrzeć, część wyrzucić, resztę przenieść. Tę wnekę pod oknem chciałabym zagospodarować. W tym pokoju jest niższa, więc jako coś w rodzaju kanapy, dobra do czytania. W tym drugim obok ma inny kształt, więc tam myślałam o wstawieniu biurka. Łóżka będą pod pochyłem fragmentem ściany, mamy zapasowe, tylko trzeba zająć się nowym materacem. Poza tym… póki na wymiar, o tutaj, obok łóżka z jednej strony, z drugiej stolik nocny – objaśniała, podnosząc na chwilę rękę, by wskazać, gdzie widzi te półki. Różnej długości, tak, by dobrze wpasowały się w ścianę. Na poddaszu dało się wygodnie urządzić pokoje, ale trzeba było dobrze zagospodarować przestrzeń.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Loverboy
Almost dead yesterday, maybe dead tomorrow, but alive, gloriously alive today.
Ciemne długie i niesfornie wywijające się włosy, gęste brwi i szeroki uśmiech. Charles to wysoki na 188 centymetrów młody mężczyzna. Nie wyróżnia się imponującą muskulaturą, ale nie jest też chuderlawy. Do życia ma tyle samo dystansu, co do siebie, więc bardzo często można usłyszeć jak się śmieje. Ciemne oczy to zwierciadła jego duszy, a te już nie tak często wyrażają pozytywne emocje. Ubiera się luźno, stawia na swetry, golfy, czasami nawet bluzy czy mugolskie (!) trampki. Przy pierwszym spotkaniu często wydaje się czarujący, momentami szarmancki. Rodzice próbowali wyuczyć go bardziej wyrafinowanego akcentu, ale Charlie do dzisiaj nie pozbył się pozostałości dewońskiego zaciągania, co uwydatnia się w momentach ekscytacji i upojenia alkoholowego.

Julien Fitzpatrick
#8
10.01.2023, 03:07  ✶  
Wyszczerzył się krzywo pokazując rządek prostych zębów, najpierw do Erika, a potem do Brenny. Nie wyglądał jakby był skruszony, miał w sobie coś z tego młodego gagatka, który na każdym rogu Hogwartu szukał zaczepki u tych, którzy akurat dręczyli innych uczniów - a to, niestety, zdarzało się wystarczająco często, aby Cameron nie musiał zbyt ciężko zakuwać do SUMów ze związanych z uzdrowicielstwem przedmiotów. Czasami po prostu usprawiedliwiał się tym, że pomagał innym, ale w większość faktycznie wolał postraszyć tych, którzy mieli więcej do gadania w temacie czyjegoś pochodzenia.
Zaraz się zreflektował i przestał suszyć zęby, odchrząknął i podrapał psa za uchem, bo ten tyrpnął jego rękę nosem czując, że 'przyjaciel z cieniów' zaczął się odrobinę stresować sytuacją, pomimo ogólnego rozbawienia, z którego próbował się jak najszybciej otrząsnąć. Chyba najbardziej uderzyły go słowa Brenny o dręczeniu, ale też ostrzegający ton, w końcu był tu gościem, nie chciał się naprzykrzać.
- Polubiliśmy się, mamy podobne upodobania co do miejsc, w których przesiadujemy, jak widać - odpowiedział najpierw Erikowi - I nie chciałem was przestraszyć, normalnie postarałbym się jakoś umknąć, ale w tej sytuacji nie miałem jak, a nie chciałem żebyście weszli na jeszcze prywatniejsze rewiry, bo no ten-tego-ten, niekomfortowo trochę, nie. - zrobił młynek palcami jakby chcąc wyrazić nie tylko słowami, jak źle było mu z faktem, że usłyszał kawałek ich rozmowy. Mimo wcześniejszych, filuternych ogników w ciemnych oczach, teraz spojrzał na Erika nieco przepraszająco, bo naprawdę nie chciał wnikać w jego prywatne sprawy ani to z kim jakie eksperymenty robi, czy czegokolwiek dotyczyła ta dyskusja. Nie zamierzał wnikać, ani wypowiadać na głos tego, co usłyszał, bo atmosfera na strychu zrobiłaby się gęsta nie tylko z powodu latającego wszędzie kurzu - przynajmniej takie miał wrażenie. Longbottomowie wydali się stosunkowo nieprzejęci, ale chłopak nie miał zamiaru przeginać ani sprawdzać granicy ich cierpliwości, bo zazwyczaj ludzie z ogromnymi jej pokładami denerwowali się w sposób, który pustoszył wszystko dookoła.
- Jak macie jakieś deski, wolne poduszki to mogę je spróbować transmutować w kanapę. To samo z biurkiem. Rozumiem, że przeglądaniem musisz zająć się sama, macie jakieś miejsce na te pudła, czy właśnie zaklęcie powiększające szafy czy czegokolwiek by się przydało? Albo to. Zmniejszająco-zwiększajace, w prawdzie jakby takie rzucić na jedno z tych pudełek to mogłabyś je wszystkie tam w odmęty wrzucić. - zaproponował, bo, jasne można było żyć bez magii, ale skoro się ją już miało, a potrzebowało się rozszerzyć posiadane miejsce bez robienia z pokojów placu budowy, to ta była nejlepszą opcją do użycia.
- Jeżeli potrzebujecie jakiejś podstawki pod to, ze transmutacja idzie mi dobrze, to może nie powinienem wam tego mówić, bo obydwoje jesteście glinami, ale niespieszno mi było do rejestrowania swoich zdolności animagicznych. W aktualnej sytuacji to chyba nawet lepiej. - ufał im na tyle, aby to powiedzieć, poza tym, trochę też czekał na okazję. W postaci sokoła mógł się do czegoś przydać, ale nie chciał też, z samego początku, gdy tylko zaczął przebywać w rezydencji, zasypywać Brennę i Erika faktami o sobie, bo ci wydawali się zajęci i bez tego. Teraz wyczuł odpowiedni moment, więc się tym podzielił.


I won't deny I've got in my mind now all the things we'd do
So I'll try to talk refined for fear that you find out how I'm imaginin' you
viscount of empathy
show me the most damaged
parts of your soul,
and I will show you
how it still shines like gold
wiecznie zamyślony wyraz twarzy; złote obwódki wokół źrenic; zielone oczy; ciemnobrązowe włosy; gęste brwi; parodniowy zarost; słuszny wzrost 192 cm; wyraźnie zarysowana muskulatura; blizna na lewym boku po oparzeniu; dźwięczny głos; dobra dykcja; praworęczny

Erik Longbottom
#9
12.01.2023, 20:53  ✶  

Nieoczekiwane włączenie się do rozmowy Charlesa było dla niego niemałym zaskoczeniem, jednak na jego uśmiech Erik odpowiedział podobnym gestem, unosząc lekko kąciki ust. Ostatnie tygodnie raczej trudno było uznać w przypadku ich gościa za najlepsze czy najprzyjemniejsze w jego życiu, więc dobrze było wiedzieć, że ten jako tako się trzyma i stara odnaleźć w nowej rzeczywistości. W najgorszym razie dobrze udaje, pomyślał z troską. Przeszło mu przez myśl, czy chłopak próbował znaleźć wspólny język z Crawleyami, którzy pomieszkiwali w posiadłości, chociażby z Menodorą. Bądź co bądź, oboje musieli się tutaj ukrywać, więc może pomogłoby mu to przejść przez ten trudny etap?

— Myślałem, że czasy, gdy wszystko po mnie powtarzasz, już dawno minęły, Bren — rzucił z cichym śmiechem Krótkim i niezbyt głośnym, ale wystarczająco mocnym, aby wprawić pierś w ruch. Przywołał na twarz uprzejmy uśmiech, starając się ukryć chęć wybuchnięcia śmiechem. — Chociaż tyle, że refleks dalej masz ten sam, co zwykle.

Mimo wszystko rozumiał reakcję siostry. Jeśli można było jakoś opisać posiadłość Longbottomów, to słowo „głośna” znakomicie oddawało atmosferę tego domostwa. A już zwłaszcza wtedy, gdy większość domownika spędzała czas w środku. Z każdego skrzydła dobiegały najróżniejsze odgłosy, stłumione głosy rozmówców niosły się po korytarzach, podłoga skrzypiała przy co drugim kroku, a mieszkańcy rezydencji w sporej mierze informowali o swoim nadejściu donośnym tonem. Pośród tego chaosu można było się wystraszyć kogoś, kto preferował nieco bardziej kameralne podejście.

— Mamy czarnego psa, który nazywa się Ponurak i wygląda jak ponurak, czyli literalny omen śmierci. Mam wrażenie, że naszych domowników już mało co jest w stanie zaskoczyć — rzucił z nieco pochmurną miną, stając w obronie Rookwooda. Przecież nie próbował ich przestraszyć z premedytacją. Poza tym, skoro zwierzak mu ufał, to miał u niego bardzo dużego, personalnego plusa.

Może to i dobrze, że Charles/Jules postanowił się ujawnić, zanim przeszli do delikatniejszych kwestii. Gdyby im nie przerwano, rodzeństwo mogłoby zacząć dywagować na temat tego, jak udział w badaniach mógł wpłynąć na ich współpracę z Zakonem Feniksa i ciągłą dostępność na każde wezwanie, a to był raczej grząski grunt. Erik mógł wprawdzie zapewniać, że nie podejmie się niczego, co mogłoby wpłynąć negatywnie na jego efektywność zawodową, ale... Prawda była taka, że nie wiedział czego się spodziewać, gdy wyląduje pod opieką Castiela i jego asystentów.

— Ja mam normalną szafę w pokoju, więc pewnie te tutaj też takie są...? — obrzucił pytającym wzrokiem Brennę. Nie wiedział, czy siostra w międzyczasie nie postanowiła wprowadzić jakichś dodatkowych udogodnień w domu, co by ułatwić wszystkim funkcjonowanie na wspólnej przestrzeni. Wrócił wzrokiem do Rookwooda: — Faktycznie się na tym znasz, co?

Nie trudno było zauważyć, że był pod lekkim wrażeniem. Wprawdzie zajęcia z transmutacji były obowiązkowe w Hogwarcie, jednak to ile kto z nich wyniósł, już znacznie się różniło i każdy przypadek był inny. Po prostu nie była to specjalizacja Erika. Co więcej, zawartość rodowego skarbca i to, że mieszkało tutaj kilka pokoleń, niezbyt sprzyjała nagłym wymianom wszystkich mebli, czy ich przekształcania. Starsi Longbottomowie mieli swoje upodobania.

— Chciałbym, żeby wszyscy byli tacy szczerzy jak Ty. Żadnego przesłuchania, żadnych negocjacji, tylko wszystko podane na tacy, bez żadnych zbędnych komentarzy. Praca w Brygadzie byłaby o wiele łatwiejsza. — mruknął żartobliwie, gdy został poinformowany o tym, że Charles jest jeszcze na dodatek niezarejestrowanym animagiem. — Jeśli mogę spytać, w jakie zwierzę się zmieniasz?

Skoro organizacja Dumbledore'a poniekąd zaakceptowała obecność Rookwooda w domu, to musiała mieć co do niego jakieś plany. A posiadanie w swoich szeregach utalentowanego czarodzieja i na dodatek wyspecjalizowanego w magii transmutującej było sporą przewagą. O ile w pierwszym odruchu, nie rzuci się na pierwszego przeciwnika, który znajdzie się na jego linii wzroku. Zmarszczył lekko brwi, jednak nie wygłosił swoich przemyśleń na głos. Na takowe jeszcze przyjdzie czas, gdy sytuacja chłopaka nieco się wyklaruje.

Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#10
14.01.2023, 16:39  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 14.01.2023, 16:40 przez Brenna Longbottom.)  
- Musiałam go sobie wyrobić, inaczej za łatwo znikłbyś mi z oczu, kiedy byliśmy mali i nie miałabym się z kim bawić - powiedziała Brenna lekko. Nawet po części zgodnie z prawdą, bo faktycznie lubiła włóczyć się za bratem. Chociaż brak kogoś do zabawy akurat jej nigdy nie groził. Liczne kuzynostwo, które bardzo chętnie wciągała w kłopoty, a i charakter, sprawiający, że gdy się nudziła, po prostu upatrywała sobie jakąś ofiarę i ta niewiele miała do gadania.
- Mamy sporo różnych szpargałów czy starszych, nieużywanych mebli... jak choćby ta szafa - powiedziała Brenna, wskazując mebel, który opróżniała właśnie z pudeł. - Myślałam, żeby je poprzerabiać. Jeżeli się na tym znasz, chętnie przyjmę pomoc.
Sama na stolarce nie znała się wcale. Na transmutacji za to całkiem nieźle, po OPCM był to drugi przedmiot, w którym radziła sobie najlepiej... chociaż raczej ze względu na ośli upór, związany z tym, że ze względu na brata postanowiła zostać animagiem, niż faktyczne, wrodzone zdolności. Pracy było jednak sporo, ona nie dysponowała wcale jakimś nadmiarem czasu, a Rookwoodowi może i dobrze zrobiłoby jakieś zajęcie. Obiecała wprawdzie, że jeśli chce walczyć, spróbuje się to załatwić, ale po pierwsze, działalność Zakonu była raczej doraźnym reagowaniem na nakazy z góry, po drugie, w tej chwili Patrick wciąż jeszcze badał sprawę dotyczącą Christie, zaś sam Charlie musiał dojść do siebie...
- Większość szaf jest normalna. Większość, bo nie dziadkowa. I jeszcze jest ta mamy. Zaklinała ją babcia. W środku zmieściłaby się Narnia z przyległościami – powiedziała Erikowi, wyłapując jego spojrzenie. Cóż, matka z domu Potterów, oczywiste, że bardzo zwracała uwagę na wygląd i pewnie w głębi ducha bolała nad tym, jak mocno geny Longbottomów uwidoczniły się u jedynej córki, która nie to, że na ubrania nie zwracała uwagi zupełnie, ale na co dzień chodziła albo w mundurze, albo w czymś, co było po prostu wygodne. I tak, oczywiście, że Brenna orientowała się w zagadkach rodzinnych szaf. Zwiedziła w ten czy inny sposób większość szaf w posiadłości już jako mała dziewczynka. Z ciekawości czy podczas zabaw w chowanego.
Jeżeli zaś szło o Charliego i zmiennokształtność…
Brenna przesunęła pudełka, część odkładając na jedną kupkę, a drugą obok. Pozornie nie zrobiło to na niej wrażenia, chociaż umysł już pracował na wysokich obrotach, zastanawiając się, jak to wykorzystać. Brenna Brygadzistka powinna oczywiście wymusić na nim rejestrację i nałożyć mandat. Brenna z Zakonu Feniksa jednak od razu pomyślała, że to jest coś, co naprawdę może się im przydać. Sama się zmieniała i nie rozgłaszała tego, ale też nie ukrywała zbytnio – zarejestrowała się po Hogwarcie i wykorzystywała to w pracy.
- To może być przydatne. Masz coś przeciwko, żebym podała tę informację komuś, kto… może ją wykorzystać? – spytała wprost, czekając też aż odpowie na pytanie Erika. Co ma na myśli Charles raczej mógł odgadnąć. Wiedział już, że istnieją ludzie, którzy sprzeciwiają się Voldemortowi i nawet miał okazję jednego z nich poznać. Brenna miała wrażenie, że niezarejestrowana animagia może być w tym przypadku argumentem przemawiającym za tym, aby Charliego za jakiś czas włączyć w jakąś akcję.
Choćby dlatego, że może się okazać, że rozpaczliwie niezarejestrowanego animaga potrzebują.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Brenna Longbottom (3444), Erik Longbottom (4477), Julien Fitzpatrick (3306)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa