• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena poboczna Dolina Godryka v
« Wstecz 1 2 3 4 5 6
[28 marca 1972] Posiadłość Longbottomów, Brenna & Charles

[28 marca 1972] Posiadłość Longbottomów, Brenna & Charles
Widmo
Ze względu na mnogość kowenów, czarodzieje wierzą w niezliczoną ilość bogów - to indywidualna sprawa każdego czarodzieja. Najczęściej przeplatającą się przez boginią jest oczywiście Matka, nazywana również panią księżyca.

Pani Księżyca
#1
23.01.2023, 20:53  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 15.06.2023, 19:42 przez Morgana le Fay.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Brenna Longbottom - osiągnięcie Badacz Tajemnic

28 marca 1972
Brenna & Charles - Posiadłość Longbottomów


Charles

Słyszałeś kiedyś o tym, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła...? Takie tam powiedzonko, jedno z wielu.

Od rana starałeś się złapać Brennę. Miałeś do niej kilka pytań, w zasadzie nic szczególnie ważnego, ale przydałoby się to wreszcie załatwić. W końcu jak długo można było odkładać to na później? Możliwe, że czułeś się z tym nawet odrobinę niekomfortowo. Dlatego też, kiedy dowiedziałeś się, że Longbottomówna wróciła z pracy, postanowiłeś zajrzeć do biblioteki, licząc że kolejny raz to właśnie tutaj zdecydowała się nieco odpocząć. I cóż. Pewne rzeczy wskazywały, że najpewniej tak było. Pozostawiona na stoliku filiżanka z zimną już kawa. Książka z zagiętą stroną. List, który rzucił Ci się w oczy. Oczywiście wcale nie zamierzałeś czytać korespondencji kobiety. Nic z tych rzeczy! A że spojrzenie zatrzymało się na nim dłużej? Czysty przypadek. Szkoda tylko, że sprawił on, iż wyłowiłeś w treści imię i nazwisko, które były Tobie aż za dobrze znane.

Helen Rookwood

Zdecydujesz się przeczytać całość czy może odpuścisz i wrócisz do swoich spraw licząc na to, że w swoim czasie Brenna się z Tobą wszystkim podzieli?


Brenna

Zastanawiałaś się czasem czy na Twoich barkach nie znajduje się zbyt wiele?


Ostatnie dni były cholernie ciężkie. Sporo się działo w pracy. Brakowało czasu na porządny posiłek, sen, niekiedy nawet na zaczerpnięcie oddechu. Wiedziałaś jednak, że to po prostu trzeba przetrwać. Te rodeo przecież nie było Twoim pierwszym. Nie będzie też ostatnim. Dlatego zaciskałaś zęby i robiłaś swoje. Dzień po dniu. Niewiele czasu pozostawało Ci na własne sprawy.
Tego dnia wyglądało to podobnie.
Choć Twoja zmiana dobiegła końca, zostałaś wezwana przez przełożonego ledwie pół godziny po tym jak wróciłaś do domu. Ponoć jakaś pilna sprawa. Niedopitą filiżankę kawy zostawiłaś na stoliku w bibliotece, obok odłożyłaś książkę, przy której chciałaś odpocząć. Piąty dzień z rzędu starałaś się przebrnąć przez tę samą stronę. Na później odłożyłaś też list, co do którego nie sądziłaś, że wpadnie w niepowołane ręce. Nie skończyłaś go czytać. Wychwyciłaś tylko, że sprawa dotyczyła Helen Rookwood. Matki Charlesa, która trafiła do szpitala. Czy podzielisz się z nim informacjami, które znalazły się w Twoich rękach?

wiadomość pozafabularna
Zadanie losowe od Mistrza Gry, do wykonania w trakcie obecnego kwartału. Za jego rozegranie, graczom przysługuje 5PD. Jeśli zadanie zostanie poszerzone o kolejne sesje, będzie możliwe odebranie bonusowych punktów przy rozliczeniu całego kwartału. Proszę o ustalenie pasującej wam daty i zamieszczenia informacji w pierwszym poście (zaktualizuje również w swoim oraz w nazwie tematu). W razie pytań oraz po dodatkowe informacje, zapraszam na PW.
Loverboy
Almost dead yesterday, maybe dead tomorrow, but alive, gloriously alive today.
Ciemne długie i niesfornie wywijające się włosy, gęste brwi i szeroki uśmiech. Charles to wysoki na 188 centymetrów młody mężczyzna. Nie wyróżnia się imponującą muskulaturą, ale nie jest też chuderlawy. Do życia ma tyle samo dystansu, co do siebie, więc bardzo często można usłyszeć jak się śmieje. Ciemne oczy to zwierciadła jego duszy, a te już nie tak często wyrażają pozytywne emocje. Ubiera się luźno, stawia na swetry, golfy, czasami nawet bluzy czy mugolskie (!) trampki. Przy pierwszym spotkaniu często wydaje się czarujący, momentami szarmancki. Rodzice próbowali wyuczyć go bardziej wyrafinowanego akcentu, ale Charlie do dzisiaj nie pozbył się pozostałości dewońskiego zaciągania, co uwydatnia się w momentach ekscytacji i upojenia alkoholowego.

Julien Fitzpatrick
#2
24.01.2023, 21:32  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 24.01.2023, 22:10 przez Julien Fitzpatrick.)  

— 28 marca 1972  —

Brenna & Charlie


W bibliotekach nie powinno się jadać, ale Charles uważał, że zasady były po to, aby je łamać. Zwłaszcza, że nie zamierzał przecież pochylać się nad żadną z książek, a usiąść i uraczyć Brennę chińszczyzną z malutkiego miejsca w niemagicznym Londynie, gdzie do zamówienia zawsze dorzucali porcję sajgonek gratis, a picie do wyboru było w cenie. Postawił torbę z jedzeniem na wynos jak najdalej od papieru i czegokolwiek, co mógłby zabrudzić tłuszcz. Dłonie obtarł o ubranie, tak na wszelki wypadek. Wraz z nim do pomieszczenia wpadł zapach wiosennego wieczoru, wilgotnych drzew skąpanych w zimnie nokturnu, mieszający się z wonią londyńskiego gwaru i powoli zapadający się w kurzu i starych księgach wciśniętych w półki.
Spojrzał na blat biurka z początku nie chcąc się skupiać na treści jakichkolwiek zapisanych notatek czy listów, ale znajome imię i nazwisko sprawiło, że uniósł brwi, zamarł rzucając cień na mebel i zapisany zwinnym pismem pergamin.
Helen Rookwood, jego matka.
Przez głowę przetoczyła mu się burza myśli, w jednej sekundzie chciał podnieść list, a w drugiej odwrócić się na pięcie, wmawiając sobie, że wcale nic nie widział. Ostatecznie nie ruszył się z miejsca, zacisnął usta w cienką kreskę, przydługawe włosy łaskotały go w kark. Czuł się winny, co jeżeli rodzice mają kłopoty, co jeżeli ich też straci? Nie, zaraz. Przecież nie miał ich w życiu conajmniej odkąd wrócili do podlondyśkiej posiadłości, wiecznie pochłonięci rodową powinnością, przesiąknięci wyznawaniem zasad, które dla Charlesa były tylko stekiem bzdur. Mięśnie szczęki miał zaciśnięte, gdy podniósł pergamin i przejechał po tekście wzrokiem, szybko przyswajając jego treść.
Była w szpitalu, to na pewno przez niego, przez śmierć Fineasa, przeszło mu przez myśl i do głowy wróciły wspomnienia z Devońskiego domku, gdzie matka opadała na krzesło przy stole, zmęczona po całym dniu, odpuszczająca chłopcom reprymendy, bo jedynymi ich występkami było naniesienie piasku i wrócenie do domu po zmroku. Odłożył list, tam gdzie leżał wcześniej, ten nie miał daty, więc zastanawiał się jak długo Brenna go miała i czy nie powiedziała mu o treści, aby go chronić, aby nie ryzykować, że odwiedzi kobietę w szpitalu, że się przejmie. Nie, na pewno nie - przecież był tutaj zaledwie dziesięć dni, albo aż dziesięć dni... Wierzył, że Longbottom podzieliłaby się z nim takimi wieściami, zawsze czekała aż podejmie decyzję, nigdy do niczego go nie zmuszała, chyba, że sytuacja tego wymagał. Logicznym przecież było, że aby chronić siebie i wszystkich w tym domu, musiał być ostrożny.
Westchnął spoglądając na zapakowane jedzenie na wynos i opadł na krzesło. Luźną kurtkę powiesił na jego oparciu zostając tylko w przydużym, przetartym podkoszulku. Podkulił nogi czując, że krzesło zaraz się przechyli, że jego ciężar przeważy mebel - tak się jednak nie stało. Oplótł kolana rękoma czując jak ironicznie mały w tym wszystkim jest.
Dlaczego matka była w szpitalu?
Co działo się w śledztwie?
Powinien podjąć decyzje o tym, co robić dalej, nie zwlekać dłużej. Być może sfingowanie własnej śmierci było dobrą opcją, ale z tyłu głowy wciąż słyszał przestrogę Patricka, o tym, że mogą go oskarżyć o zabójstwo brata. Ale czy to naprawdę tak duża cena za życie? Za drugą szansę, której nie miał zamiaru mistrzowsko spartaczyć, jak tej pierwszej?
Nie wiedział jak długo tak siedział, ale spodnie zrobiły się wilgotne od oddechu, policzki od łez, którym z bezsilności musiał dać upust, bo chciał trzymać się dobrze, nie rozckliwiać, nie rozklejać i po prostu przeć do przodu, ale było mu tak trudno. Czuł się słaby i tak, jakby zawodził wszystkich po kolei swoim istnieniem - najpierw rodziców, potem resztę rodziny, ostatecznie Fineasa i Chirstie, nie będąc w stanie im pomóc. Ile czasu minie gdy zawiedzie Camerona, Heather, Longbottomów?
Sauriel miał rację - prawię o wolności i sprawiedliwości, a nie umiem poradzić sobie z konsekwencjami, pomyślał kwaśno i sam się sobą zirytował, zacisnął dłonie na łokciach, aż pobielały mu knykcie.
Drzwi do pomieszczenia otworzyły się, a Rookwood gwałtownie przetarł ostatnią wilgoć z twarzy materiałem spodni, zanim uderzył stopami o podłogę ledwo odzyskując równowagę. Wstał chwiejnie, trzymając się krzesła i poznając we wchodzącej osobie Brennę.
- Przepraszam, nie chciałem nic czytać, przyszedłem porozmawiać o kolejnych krokach i tak dalej, przynieść ci jakieś jedzenie - wskazał palcem na torbę z chińszczyzną, która leżała tam Merlin wie ile, bo Charlie stracił rachubę czasu - Ale rzuciło mi się w oczy imię matki i. - przygryzł wargę, tłumaczył się jak złapany na wymykaniu się późnym wieczorem z dormitorium uczeń - I przeczytałem całą resztę listu - dodał ciszej, czekając na reakcję, być może zbesztanie. Był gotowy na wszystko, a nie miał w sobie teraz niczego z tej pewności siebie i buty, jaką reprezentował swoją osobą na codzień. Przypominał bardziej zbitego szczeniaka.


I won't deny I've got in my mind now all the things we'd do
So I'll try to talk refined for fear that you find out how I'm imaginin' you
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#3
24.01.2023, 21:58  ✶  
Brenna zawsze funkcjonowała w trybie działania: już jako mała dziewczynka. Nie zawsze było to działanie mądre i nie zawsze przynosiło rezultaty, ale było działaniem, dla niej lepszym niż bierność. Dwa ostatnie lata przynosiły więcej wyzwań niż wcześniej, a na jej głowę rzeczywiście spadało sporo rzeczy... tyle że nawet się nad tym nie zastanawiała. Żyli w ciekawych czasach, a takie nie bez powodu pojawiały się w chińskim przekleństwie. Nie była jedyną osobą funkcjonującą w ciągłym pośpiechu, a decyzja zawsze należała do niej, prawda?
Normalnie nie zostawiłaby żadnych swoich papierów w bibliotece. Nawet nie dlatego, że nie ufała domownikom (chociaż prawdziwe jej zaufanie miała może ich trójka, czyli dziadek, brat i Mavelle), a z czystego nawyku i ostrożności, jaką wyrobiła sobie w ostatnich latach. Pilne wezwanie sprawiło jednak, że wybiegła przed dom, do miejsca, gdzie dało się teleportować, pozostawiając po sobie bałagan. A gdy wróciła, parę godzin później, w bibliotece zastała Charlesa.
Brenna przypatrywała się mu przez chwilę z nieodgadnionym wyrazem twarzy, stojąc na progu biblioteki.
- W takim razie wiesz więcej niż ja, bo nie zdążyłam go przeczytać - powiedziała wreszcie, wchodząc do środka. Sięgnęła po list i opadła na najbliższy fotel, by wreszcie dokładnie zapoznać się z treścią. Mogła spodziewać się, że zawierał jakieś istotne informacje, skoro Rookwood postanowił na nią poczekać.
Przynajmniej tyle, że przyznał się do tego, że do niego zajrzał, a nie pobiegł od razu do świętego Munga. Chociaż wierzyła, że nie był aż takim idiotą.
- Powiedziałabym ci o tym - stwierdziła w końcu, składając list na cztery części. Głos miała spokojny, chociaż pozbawiony zwykłego, żartobliwego tonu. - Nawet jeżeli nie z chęci bycia uczciwą, to dlatego, że to ma sporą szansę trafić do gazet, a Cameron pewnie dowie się o sprawie w szpitalu - uzupełniła. Szczerze. Brenna nie zawsze była stuprocentowo uczciwa wobec otaczających ją ludzi. Mogła sobie na to pozwolić dziesięć lat temu, jako siedemnastolatka: zanim nad ich świat nadciągnęły ciemne chmury i nie była już pewna, komu ufać. Wbrew pozorom wiele rzeczy jednak analizowała i tu z szybkiej analizy wyszłoby niezbicie. Rookwood i tak mógłby się dowiedzieć o sprawie i lepiej było, aby dowiedział się od niej, a ona wiedziała, co planował zrobić.- Ale na przyszłość będę wdzięczna, jeżeli nie będziesz czytał mojej korespondencji - dodała. Bez śladu złości w tonie. Nie zamierzała besztać Charliego, jakby był małym chłopcem. Był młody, ale dostatecznie dorosły, aby stracić brata, siostrę, całe dotychczasowe życie, omal nie zginąć i mogła mieć tylko nadzieję, że wystarczyło to, aby podejmował decyzje, które nie narażają jeżeli nie jego, to przynajmniej innych.
Sądząc po jego minie, sam zresztą wiedział, że nie powinien tego czytać. Co dałyby jej krzyki albo uraza?
- Moim zdaniem to może być pułapka. Jeżeli nawet nie i faktycznie zachorowała, na miejscu śmierciożerców tak na wszelki wypadek monitorowałabym odwiedzających, a potem pytała Helen, o czym rozmawiali. Kto wie, może nawet jakiś naśladowca leży na tej samej sali, co ona - oświadczyła rzeczowo, spoglądając na Charlesa. Odstawiła na bok swoje zwykłe żarty i kwiecisty styl wypowiedzi, bo sytuacja takim nie sprzyjała.- Jeśli faktycznie to próba wywabienia ciebie z ukrycia, dziwi mnie tylko, że wysłali to do mnie, nie do Heather. Ale być może liczyli, że o czymś jej wspomnę.
W końcu nie bez powodu Rookwood przybiegł do nich. Nie chodziło tylko o to, że w domu było sporo Brygadzistów i aurorów, i że mógł się domyślać, że żaden z nich nie lubi śmierciożerców. Brenna miała okazję usłyszeć co nieco o poglądach rodziców Charliego i na wszelki wypadek trzymała w ostatnich miesiącach pewien dystans i od niego, i od Fineasa, i Helen Rookwood. Była niemal pewna, że obserwowano w tych pierwszych dniach Heather i Camerona.
Ale jej paranoiczny umysł podpowiadał, że gdy tam nic nie wypatrzyli, mogli i na wszelki wypadek spróbować tutaj.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Loverboy
Almost dead yesterday, maybe dead tomorrow, but alive, gloriously alive today.
Ciemne długie i niesfornie wywijające się włosy, gęste brwi i szeroki uśmiech. Charles to wysoki na 188 centymetrów młody mężczyzna. Nie wyróżnia się imponującą muskulaturą, ale nie jest też chuderlawy. Do życia ma tyle samo dystansu, co do siebie, więc bardzo często można usłyszeć jak się śmieje. Ciemne oczy to zwierciadła jego duszy, a te już nie tak często wyrażają pozytywne emocje. Ubiera się luźno, stawia na swetry, golfy, czasami nawet bluzy czy mugolskie (!) trampki. Przy pierwszym spotkaniu często wydaje się czarujący, momentami szarmancki. Rodzice próbowali wyuczyć go bardziej wyrafinowanego akcentu, ale Charlie do dzisiaj nie pozbył się pozostałości dewońskiego zaciągania, co uwydatnia się w momentach ekscytacji i upojenia alkoholowego.

Julien Fitzpatrick
#4
24.01.2023, 22:39  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 24.01.2023, 22:43 przez Julien Fitzpatrick.)  
Wykrzywił usta w grymasie, który jednocześnie był przepraszającym uśmiechem, skrępowanym uniesieniem kącików ust i niezbyt zadowolonym uniesieniem warg. W rezultacie wyszło coś dziwnego, więc szybko przygryzł wargi, nie wiedząc za bardzo co chce sobą wyrazić, co powinien. Wciąż miał z tyłu głowy myśl, że jeżeli w nieodpowiedni sposób się zachowa, to zostanie o coś oskarżony, że jego sytuacja się pogorszy. Nawyki wyniesione z domu nie umierały szybko, zwłaszcza w czasach, gdy musiał przystosowywać się do, zazwyczaj negatywnych zmian, bardzo szybko. Przyzwyczajenie się do nowej kolei rzeczy, do braku Fineasa i jego mieszkania, do faktu, że nie będzie ani na pogrzebie jego, ani Christie, że nawet jakby przyszedł odwiedzić ich groby, to mogłoby to zagrażać jego życiu, strasznie go drażniło, gotowało się w głowie, nie pozwalało zmrużyć oka. Nie potrafił wyklarować logicznej odpowiedzi, nie odnajdywał się w sytuacji tak samo jak Brenna, której podobne przypadki czepiały się w pracy. Rożnica była jednak znacząca - gdyby Rookwood musiał pomagać komuś w swojej sytuacji, zapewne myślałby o wiele klarowniej, mniej emocjonalnie, gdy tragedia dotyczyła jego nie potrafił się zebrać, co było naturalną koleją rzeczy, ale i tak się za to obwiniał.
- Myślałem przez chwilę, aby napisać z tym do Camerona, ale to mogłoby być trochę podejrzane, jakby zaraz po tym jak ty dostałaś list, akurat on sprawdził co się dzieje z moją matką. Naraziłoby to jego, mnie, was - mruknął. Lupin był stażystą w dziale z urazami pozaklęciowymi i leczenia klątw, a wątpił, że to, co doskwierało jego matce, jakkolwiek się z tym łączyło.
Obrzucił spojrzeniem torbę z jedzeniem, powoli czując jak doskwiera mu głód, ale przyszedł tutaj też w jakimś celu, zanim dowiedział się o sytuacji z matką, ta tylko dołożyła mu zmartwień.
- Skoro już o tym wspominam, to nawet nie wiem czy moi rodzice nie są w to zamieszeni, ich poglądy leżały zawsze daleko od liberalnych, matka mogła coś upozorować. Stracili syna, który cokolwiek dla nich znaczył, a drugi ukrywa się jak tchórz, po tym jak przez całe życie był tylko zawodem i kulą u nogi - przełknął ślinę, bo chociaż każde, kolejne słowo bolało, tak wiedział, że mówi prawdę, przynajmniej to, jak odbierał rzeczywistość, jak była mu przedstawiana, gdy przebywał wśród rodziny - wiem, że to może być pochopna decyzja, ale czy sfingowanie mojej śmierci nie byłoby dla was wszystkich po prostu wygodniejsze i bezpieczniejsze? Wiem, że wiąże się z tym brak możliwości powrotu do starego życia, ale czy jest w ogóle do czego wracać? Przy domu trzymał mnie Fineas. Nie rodzice, nie pieniądze, nie dziedzictwo. Jego już nie ma, ja też mogę po prostu zniknąć i przydać się, jako ktoś inny, w większej sprawie - wciągnął powietrze i wypuścił je zaraz. Ręce mu się spociły, ale przecież właśnie po to tutaj przyszedł, aby przekazać kobiecie swoją decyzję, nad która myślał w ostatnich dniach bardzo intensywnie. Nie wiedział czego dotyczył pobyt matki w szpitalu, ale martwił go fakt, że Longbottom dostała taki list. Możliwe, że było to spowodowane śledztwem, które prowadziła, odwiedzonym mieszkaniem Christie, ale niczego nie mógł być pewien, w końcu list wysłany był z pracy, a w ministerstwie też nie wszystkim można było ufać - sam doskonale o tym wiedział, przecież spędził pracując jako Amnezjator ostatnie trzy lata.
- Martwi mnie fakt, ze wysłali ten list tutaj. Nikt nie powinien wiedzieć, że tu jestem. Nikt nie może tego wiedzieć. - podsumował, próbując sam siebie zapewnić o tym, że będzie dobrze, że ten świstek pergaminu z informacjami o jego matce, to nie groźba albo zwiastun najgorszego, a czysta informacja, która mogłaby się przydać w prowadzonym dochodzeniu o zabitym synu oraz tym zaginionym.
- Ta chińszczyzna jest naprawdę dobra - przypomniał się troche - Moze być zimna, ale to najlepsza jaką jadłem, a mam doświadczenie - pochwalił się, chociaż jego głos wciąż nie brzmiał beztrosko, lekko, tak jak powinien, gdy mówiło się o takich rzeczach.


I won't deny I've got in my mind now all the things we'd do
So I'll try to talk refined for fear that you find out how I'm imaginin' you
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#5
24.01.2023, 23:07  ✶  
Charles miał sporo racji. Gdyby zrobił coś „nie tak”, zachował się w „nieodpowiedni sposób”, mógł pogorszyć swoją sytuację. Narazić na śmierć siebie i innych. Gdyby Brenna miała ostatecznie wybierać pomiędzy wszystkimi bliskimi a nim, dokonałaby wyboru.
Ale na kwestie „nieodpowiedniego zachowania” patrzyła zapewne zupełnie inaczej niż Rookwood i na pewno inaczej niż jego rodzice. Nie zamierzała wściekać się o to, że otworzył ten list, skoro się do tego przyznał.
- Cameron byłby opcją – przyznała. – Jeśli bardzo zależy ci na poznaniu szczegółów, za dzień dwa, mógłby przyjść do Helen Rookwood. Nie dopytywać o jej stan zdrowia, co zaobserwowałby niejako przy okazji, a pytać, a czy nie miała o tobie informacji, bo się o ciebie martwi, skoro nie odpisujesz. Wiedzieli, że się przyjaźniliście, to powinna być bardzo dobra zasłona dymna… ale to jest zwrócenie na niego uwagi. Pytanie brzmi: czy chcesz to ryzykować?
Zwróciła na Rookwooda poważne spojrzenie ciemnych oczu. Nie sugerowała, co sama uznaje za lepszą opcję. Przynajmniej na razie.
Była do pewnego stopnia ciekawa, co wybierze sam Charles. Próbę wywiedzenia się na temat matki, może jej odwiedzenia. Zapobiegnięcia sytuacji, w której mogłoby się okazać, że faktycznie dolega jej coś poważnego i umrze bez pożegnania – co nigdy nie było łatwe.
Czy ochronę innych osób, które w ten czy inny sposób były zamieszane w jego życie.
- Jeśli udałoby się nam to urządzić, byłoby to na pewno dobre rozwiązanie – przyznała. Przestaliby go szukać tak gorąco. Pewnie dalej by się rozglądali, wszak nie chcieliby pewnie ryzykować, że to wybieg, ale nie próbowaliby aż tak… mocno. List pożegnalny, podpalenie jakiejś miejscówki, opcji było wiele. W ostateczności mogliby nawet wykraść jakieś ciało z mugolskiej kostnicy i transmutowałaby mu stale twarz, a potem zadbaliby o jego uszkodzenie tak, by nie dało się wiele powiedzieć, choć była to opcja bardzo ekstremalna. I, oczywiście, musiałoby najpierw… poleżeć na przykład na jakimś bagnie czy w wodzie. Najlepiej minimum kilka tygodni. – Ale to też nie pytanie do mnie, tylko do ciebie.
Też ją to martwiło. Trochę. Ale chyba bardziej w jej skłonnościach do czarnowidztwa niż z innego powodu.
- Stąd sądzę, że powinniśmy być ostrożni, ale to może niewiele znaczyć. Niewykluczone, że takie listy dostali też inni. A przede wszystkim może być to związane z tym, że jestem zaangażowana w śledztwo w sprawie śmierci Christie. Niestety, na razie, jak wiele śledztw dotyczących śmierciożerców, stojące w martwym punkcie.
O ile Brenna nie miała kontaktów z Charlesem ładnych parę miesięcy, o tyle z Christie pracowała. Dziewczyna – jak każdy Brygadzista właściwie znany Brennie – dostała zaproszenie na bal. Miała tu być w noc swojej śmierci. Nie była, nie pojawiła się w pracy, nic dziwnego więc, że Brenna zaczęła ją szukać… a przy okazji okazało się, że w sprawę zaangażowany był też Fineas.
Być może dlatego otrzymała wiadomości o Helen Rookwood, choć jej akurat nie przesłuchiwała osobiście. Istniała w końcu możliwości, że będą musieli ją przesłuchać drugi raz.
- Och – powiedziała, jakby dopiero teraz dostrzegając chińskie jedzenie. Charlie wspominał o nim niby wcześniej, ale była zbyt pochłonięta listem i faktem, że Rookwood korespondencję otworzył. Uśmiechnęła się, może nie jakoś bardzo wesoło, ale zawsze i po nie sięgała. Brenna uwielbiała mugolskie jedzenie. Właściwie uwielbiała każde jedzenie. A z powodu wezwania nie miała czasu nawet na kawę, nie mówiąc o obiedzie, więc to, że było głodne ani trochę jej nie przeszkadzało. – Dzięki – stwierdziła, sięgając po chińszczyznę, by zgarnąć porcję.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Loverboy
Almost dead yesterday, maybe dead tomorrow, but alive, gloriously alive today.
Ciemne długie i niesfornie wywijające się włosy, gęste brwi i szeroki uśmiech. Charles to wysoki na 188 centymetrów młody mężczyzna. Nie wyróżnia się imponującą muskulaturą, ale nie jest też chuderlawy. Do życia ma tyle samo dystansu, co do siebie, więc bardzo często można usłyszeć jak się śmieje. Ciemne oczy to zwierciadła jego duszy, a te już nie tak często wyrażają pozytywne emocje. Ubiera się luźno, stawia na swetry, golfy, czasami nawet bluzy czy mugolskie (!) trampki. Przy pierwszym spotkaniu często wydaje się czarujący, momentami szarmancki. Rodzice próbowali wyuczyć go bardziej wyrafinowanego akcentu, ale Charlie do dzisiaj nie pozbył się pozostałości dewońskiego zaciągania, co uwydatnia się w momentach ekscytacji i upojenia alkoholowego.

Julien Fitzpatrick
#6
26.01.2023, 23:53  ✶  
Pomyślał o Cameronie. O tym jak ubiera biały kitel w pracy, jak skupia się nad którąś z podpisanych buteleczek, zapewne zastanawiając się czy przełożona rozczyta się z jego baboli, jak uśmiecha się pod nosem, bo mimo wizji zbesztania cała sytuacja jest prześmieszna, Charlie nie jest w stanie stwierdzić czemu, ale takie po prostu są fakty. Prawie poczuł na sercu ciepło, jakie dały mu słowa przyjaciela, które ten nakreślił w swoim ostatnim liście, przywoływały na myśl determinację w jego głosie, jąkanie się, gdy sytuacja zaczynała go stresować. Potem meandry myśli chłopaka dotarły do Heather, do jej zdeterminowania, do ciepłych, szorstkich od mocnego trzymania miotły dłoni. Umysł wypełnił melodyjny śmiech rudowłosej,  który czasami był tak głośny, że dziewczyna mogłaby konkurować z niejedną śpiewaczką operową, gdyby tylko chciała. Przynajmniej tak się Rookwoodowi wydawało.
- Nie chcę - wymamrotał, a potem zdał sobie sprawę, że brzmi jakby mówił do siebie, w dodatku nie wyjaśnia niczego nazbyt dokładnie - Zależy mi na poznaniu szczegółów, ale bardziej zależy mi na Cameronie. - widać było, że chwilę bił się z myślami, zanim to powiedział, w końcu miał na szali życie matki i najlepszego przyjaciela, wybór wcale nie był taki prosty, ale ostatecznie okazał się oczywisty. To nie Helen była przy nim, kiedy przeżywał najważniejsze momenty życia, rozterki, gdy nie radził sobie z jakąkolwiek presją i problemami. Najlepsi przyjaciele zastąpili mu rodzinę, a w momentach, takich jak ten, wiedząc jak smakuje strata najbliższych, jak bardzo boli widok ich śmierci, musiał być bezwzględny i wprowadzić hierarchię. Dał rodzicom wiele szans i tak samo wiele razy słuchał o tym jak bardzo ich zawiódł, jak bardzo by chcieli, aby był bardziej jak Fineas - co teraz, ironicznie, na pewno miało więcej sensu, dla rodziny byłoby lepiej gdyby tamtej nocy zginął Charles, a nie jego starszy brat. Ta myśl spowodowała, że ręce na powrót zaczęły się pocić, a nieprzyjemny ucisk w klatce piersiowej powodował każdy, kolejny oddech trudniejszym, niemalże blokując dostęp powietrza.
- Wiem - odparł sucho, jakby cierpko, bo nie chciał poświęcać tej sprawie więcej myśli i emocji. Rozterka na temat Camerona i Heather mocno mu uświadomiła, że jakby dano temu podjął tę decyzję, być może byłby martwy dla rodziców, ale Fineas i Christie wciąż by żyli - I chcę ją podjąć. Jeżeli jesteście... jesteśmy w stanie to zorganizować to nie ma na co czekać. Może ściągnie to stres z ciebie i podejrzenia z moich przyjaciół - wiedział, że nie będzie prostym, aby powiedzieć to na głos, ale nie spodziewał się, że głos ugrzęźnie mu w gardle tak dobitnie, że wydobycie go będzie graniczyć z cudem i powodować, ból w przełyku.
Potrzebował coś zjeść, nawet jeżeli miał wszystko zwrócić zanim pójdzie do łóżka. Musiał się czymś zapchać.
- Polecam się - uśmiechnął się, siląc się na to, aby grymas był chociaż odrobinę czarujący - Znam też dobre miejsca z kebabami, jakby cię to w przyszłości interesowało - dodał, swobodniej i sam zgarnął swoją część jedzenia.
- Nie będę cię już chyba męczyć, pewnie miałaś ciężki dzień... wnioskując po kawie - wskazał brodą niedopity wywar, zapewne już zimny.


I won't deny I've got in my mind now all the things we'd do
So I'll try to talk refined for fear that you find out how I'm imaginin' you
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#7
27.01.2023, 13:29  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 27.01.2023, 13:35 przez Brenna Longbottom.)  
- W takim razie zrobię z tym listem dokładnie to samo, co z każdym innym tego typu – powiedziała Brenna, znów sięgając po pergamin i obracając go w dłoni. Oznaczało to odpowiedź z podziękowaniem za informację, jakiej udzielała zwykle w takich przypadkach, a potem wpisane danych do akt. Jak długo jednak pobyt Helen w szpitalu nie był rezultatem napaści, nie miał nic wspólnego ze sprawą i nie mogła biec do niej sama. A sądząc po treści listu, kobieta po prostu zaniemogła na zdrowiu.
Co nie było zaskakujące, skoro straciła dwóch synów.
- Proponuję poprosić Lupinów i moją kuzynkę, by mieli uszy otwarte. Pracują na dwóch różnych wydziałach, nie muszą do niej iść osobiście, być może dowiedzą się czegoś, bo ktoś coś przy nich po prostu wspomni. Zorientuję się, czy wśród moich krewnych i znajomych jest ktoś, kto utrzymywał z nią kontakty na tyle, by móc wysłać jej życzenia do zdrowia – dodała jeszcze, przedstawiając plany mniej więcej tak, jak robiła to w pracy, czyli darowując sobie ozdobniki, i skupiając na znalezieniu dróg, które mogły dać im pewne informacje, ale nie wystawiałyby ani Charliego, ani ich znajomych na ryzyko. Wprawdzie wątpiła, aby ktoś z Zakonu albo Longbottomów faktycznie był zaprzyjaźniony z Helen Rookwood, ale istniała szansa, że matka czy któraś ciotka była z nią choćby na roku, i i tak wysłałaby taką kartkę. Ich rodzina miała tendencje do robienia takich rzeczy, nawet bez specjalnych motywów.
Mogła zrozumieć, że Charles chciał dostać dokładniejsze informacje. W duchu cieszyła się jednak, że był gotów z nich zrezygnować. Zwłaszcza, że to nie była pewnie pierwsza tego typu sytuacja. Jeżeli chciał żyć jako Jules, to Charlie Rookwood musiał zniknąć z powierzchni ziemi.
- Podpytam paru osób – odparła krótko na informację o tym, że chłopak był gotów podjąć decyzję. Było to coś, co zasadniczo powinna skonsultować z Patrickiem i Dumbledorem. A potem na pewno prosić o pomóc Erika i pewnie jeszcze nie obejdzie się bez Mavelle, jeżeli faktycznie nie wymyślą czegoś lepszego niż list pożegnalny a jakiś czas później znalezienie ciała.
Które trzeba było skombinować z jakiejś mugolskiej kostnicy. A w dalszym planie też któregoś z Lupinów, jako uzdrowiciele powinni wiedzieć, co zrobić, by inny uzdrowiciel miał problemy z ustaleniem tożsamości na ciele, które trochę gdzieś poleżało...
Uśmiechnęła się krzywo, bardziej do siebie niż do Rookwooda. Jej życie obrało dziwny kierunek w ostatnich latach.
- Mam parę pomysłów, ale każdy ma wady, więc jeżeli sam na coś wpadniesz, nie krępuj się. W tej chwili myślę o liście pożegnalnym, tylko musiałby zostać napisany i wysłany z miejsca… hm, takiego, którego nie wywoła podejrzeń – powiedziała Brenna, wszak nie była jedynym widmowidzem na świecie, taki list mógł zostać sprawdzony. Na całe szczęście właśnie dzięki temu, że była widmowidzem, wiedziała, jak choć częściowo przed takim się zabezpieczyć. Nie bez powodu nie nosiła choćby biżuterii nigdy, gdy rozmawiała o czymś ważnym albo wybierała się zrobić coś istotnego. Kartka wyczarowana już na miejscu przeznaczenia, napisana samotnie, w odpowiedniej scenerii, od razu wysłana i wtedy widmowidz zobaczy dokładnie to, co chcą, by zobaczył… – I ehem… ukradnięciem mugolom ciała jakiegoś samobójcy, a potem zadbania, aby wyglądało jak Charles Rookwood. Spróbuję skonsultować to wszystko z mądrzejszymi ode mnie.
Brenna nigdy nie uważała się za głupią. Jej pajacowanie skrywało pewną bystrość. Ale nie była też geniuszem, a plany, jakie snuła, miewały sporo wad. Między innymi dlatego, jeżeli czas nie naglił, nie chciała wdrażać żadnego na szybko. W tym wypadku lepiej było poświęcić kilka dodatkowych tygodni niż zaryzykować błąd. Stawka mogła być zbyt wysoka.
Po tych słowach kobieta skupiła się przez chwilę na jedzeniu. Dopiero po paru kęsach i zaspokojeniu pierwszego głodu wpadła na to, żeby resztę podgrzać zaklęciem – była na tyle głodna, że to, że było zimne, niezbyt jej przeszkadzało, ale jednak zawsze lepiej było jeść na ciepło. To, że posiłek był mugolski, też ani trochę Brenny nie poruszał: uwielbiała mugolskie jedzenie i traktowała jako miłą odmianę po posiłkach, które potrafiły uciekać ci z talerza albo okazywały się mieć smak proszku do brania, bo ktoś uznał to za zabawne.
- Ja zawsze jestem zainteresowana jedzeniem – podkreśliła i to całkiem szczerze. - Kebab? Tego chyba nigdy nie jadłam. Za to bardzo lubię mugolskie pizze i hamburgery. Szkoda, że takie ciężko dostać na Pokątnej – stwierdziła. Zwłaszcza, że teraz tak bardzo nie miała czasu na włóczenie się po mugolskim Londynie. Jeszcze jakiś czas temu dyskutowały z Mav o wypadzie do kina, ale wyglądało na to, że jednak nie będzie na to szans. Nie w najbliższych tygodniach przynajmniej. – Nie przejmuj się. Po prostu dostałam dość nagłe wezwanie z pracy – powiedziała, machając ręką lekceważąco. A potem popiła jedzenie tą zimną już kawą. Oczywiście, że wolałaby ciepłą, nie cierpiała zimnej kawy, ale potrzebowała kofeiny, a wszak każdy w Brygadzie powinien być zdolny do wypicia choćby najzimniejszej i najpaskudniejszej kawy. To była część honoru biura.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Brenna Longbottom (1984), Julien Fitzpatrick (1915), Pani Księżyca (429)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa