• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Niemagiczny Londyn v
« Wstecz 1 2 3 4 5 6
Mieszkanie na obrzeżach niemagicznego Londynu | 3 maj 1972 | Avelina & Cody

Mieszkanie na obrzeżach niemagicznego Londynu | 3 maj 1972 | Avelina & Cody
Narwany Wampir
W oczy rzuca się soczyście rudy kolor włosów. Bardzo łatwo o jego wybuch śmiechu. Mówi głośno, śmieje się donośnym tembrem. Można wyczuć od niego metaliczny zapach rdzy lub krwi który stara się zatrzeć wodą kolońską. Mierzy około metra osiemdziesiąt centymetrów wzrostu zaś ubranie skrywa wyraźnie zarysowane mięśnie ramion i nóg. Szybko się porusza, szybko biega, rzadko siedzi nieruchomo w miejscu. Gdy czuje palący głód to blednie, zapadają się jego policzki, skóra staje się przezroczysta, oczy podkrążone, a usta sine. Zazwyczaj w tym czasie zmywa się z towarzystwa, nawet w połowie spotkania. Nie wyjaśnia przyczyny.

Cody Brandon
#1
05.02.2023, 20:11  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 16.10.2023, 19:25 przez Morgana le Fay.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Avelina Paxton - osiągnięcie Piszę, więc jestem

Gdyby nie znał Londynu to miałby problem aby się tutaj przedostać w środku nocy. Wychował się jednak w tym pełnym życia mieście więc wiedział jak iść aby nie rzucić się w oczy skoro niósł na rękach nieprzytomną dziewczynę a na twarzy miał jej krew. Zajęło mu to sporo czasu jednak dzięki martwemu ciału jego mięśnie nie męczyły się tak szybko jak za życia. Co chwila nasłuchiwał oddechu nieprzytomnej Aveliny. Kolejne pół godziny i dwa czary kamuflażu później wchodził do mieszkania swoich rodziców. Butem zamknął drzwi i w ciemnościach położył dziewczynę na kanapie, wsuwając od razu poduszki pod jej głowę. Pospiesznie zapalił lampkę włącznikiem. Zasłonił firany, zamknął drzwi na klucz, zaklęciem zniknął z Aveliny jej kurtkę ale za to położył na niej swój ulubiony koc. Jej plecak położył w fotelu. Dwukrotnie sprawdził czy oddycha i czy z jej szyi sączy się krew. Nie umiał leczyć ale za to widział, że jeśli przyłoży czysty mały kwadratowy ręczniczek do rany to powinna być to dostateczna prowizorka opatrunku. Umył buzię w zlewie, wypłukał zęby, trzykrotnie wyszorował je z tego cudownego smaku jej krwi, zdjął z siebie kurtkę i bluzę, łaził w te i we wte po mieszkaniu. Przyniósł chłodnej wody i postawił obok Aveliny, na stołku. Znalazł nawet opakowanie ciastek. Nie mógł usiedzieć, nerwowo obgryzał paznokcie, miotał się po małym mieszkaniu. Zastanawiał się czy wezwać Williama. Nawet napisał już do niego list lecz zwlekał z wysłaniem za pomocą rudej sowy śpiącej w kuchni. Rad był, że mieszkanie jest dostatecznie wyciszone więc nie musiał być nadzwyczaj cicho. Wplótł palce w swoje rude włosy i w gniewie kopnął krzesło, a te przewróciło się na podłogę. Jego myśli przesiąkły przekleństwami skierowanymi w swoją stronę. Z obrzydzeniem do siebie zabrał dziewczynie różdżkę bowiem musiał z nią najpierw porozmawiać i nie mógł pozwolić jej stąd wyjść. Wiedziała kim jest, skrzywdił ją więc mogłaby nasłać na niego gwardię aurorów. Nie chciał znów umierać, to było do bani. Zachowywał się jak człowiek w niebezpieczeństwie - próbował siebie ratować i o ironio, czuł żal, że zniszczył obiecującą relację. Jeśli będzie krzyczała i nazwie go potworem to wystarczy, że wypuści sowę przez okno a ta sprowadzi tu Williama. Zapalił kolejną lampkę aby w pokoju było jaśniej. Minęły już dwie godziny, niedługo będzie świtać. Nie mógł już wytrzymać tego oczekiwania więc w akcie desperacji podniósł krzesło, usiadł na nim, kładąc na oparciu łokcie a brodę na swoich knykciach. Wpatrywał się w nią bez najmniejszego wdechu. Nie wyglądał już jak wampir a jak normalny człowiek. W zielonych oczach nie było już głodu a przerażenie. Zaczęła się budzić…
Alchemiczny Kot
I cannot reach you
I'm on the other side
Avelina mierzy 157 centymetrów wzrostu i waży około 43 kilogramów. Nie jest blada, wręcz zawsze opala się na brązowo. Ma ciepłe brązowe oczy, które podejrzliwie patrzą na obcych i radośnie na przyjaciół. Usta ma pełne i czasami pomalowane czerwoną szminką, gdy się uśmiecha pokazuje przy tym zęby nie mając nad tym kontroli. Włosy ma brązowe i zwykle proste. Czasami jak nie zadba o nie to puszą się jej od wilgoci. Ubiera się w szerokie, kolorowe spodnie i luźne bluzy. Czasami narzuci na siebie szatę. Na pierwszy rzut oka Avelina sprawia wrażenie osoby spokojnej i cichej. Wokół niej zawsze unosi się zapach palonego drewna, pod którymi tworzy swoje mikstury oraz suszonej nad kominkiem lawendy. Nie jest to zapach szczególnie mocny, ale wyczuwalny. Dopiero przy bliższym poznaniu można stwierdzić, że jest też wesoła i czasami zabawna. Jest osobą dosyć sprzeczną, ponieważ walczą w niej dwie osoby październikowy Skorpion i numerologiczny Filozof.

Avelina Paxton
#2
05.02.2023, 20:31  ✶  

Podróżowała po zakamarkach swoich marzeń, snów. Jej umysł chciał od niej odpędzić strach, chciał wywołać coś dobrego, ale zamiast tego widziała tylko kły i krew. Widziała koszmary minionej nocy. Jej ciało jednak nie wykazywało żadnych oznak strachu, leżało nieruchomo na jego kanapie. Wyglądała jak śpiąca Śnieżka zamknięta w marzeniach sennych. Spokojna. Jakby chwilę temu nie została zaatakowana przez wampira, jakby chwilę temu nikt nie wysysał z niej krwi.

Spała doprowadzając swojego oprawcę do szaleństwa z powodu tego, co się stanie, gdy ona się obudzi, a ten moment zbliżał się nieubłaganie. Wybudziła się gwałtownie nabierając powietrza do płuc. Poczuła okropny ból przy szyi w miejscu, gdzie ją ugryzł. Poczuła, jak łzy zbierają się w jej oczach i zapłakała z bezsilności. Nie wiedziała, gdzie jest, co się dzieje i dlaczego leży na miękkiej kanapie. Nadal czuła zapach krwi, co wywołało u niej zawrót głowy. Nie mogła się podnieść, więc tylko rozejrzała się dookoła.
Zobaczyła go.

Siedział na krześle i się na nią patrzył. Zadrżała na wspomnienie tego, co zrobił w zaułku. Nie była w stanie wydusić z siebie żadnego słowa. Zacisnęła spocone dłonie na swoim ubraniu. Nie chciała spać, ale była zmęczona, a jej powieki na powrót zrobiły się ciężkie. Znowu opadła z sił i straciła przytomność. Obudziła się znowu, ale dwie godziny później. Tym razem była już bardziej pełna sił.

— Gdzie…? – rzuciła w przestrzeń.

Bolało ją nawet samo myślenie, oczy piekły od łez, które wcześniej płynęły z jej oczu. Jęknęła z bólu i złapała się za miejsce, w którym ją ugryzł. Oddychała niespokojnie i ewidentnie nadal była przestraszona. Nie chciała jednak się rzucać, bo bała się, że dokończy swojego dzieła i ją zabije. Nie znała go. Nie dał się poznać, bo przeniósł tę znajomość zbyt szybko na poziom zabierania innej osobie życia. Bała się, że też teraz była wampirem. Nie wiedziała jak to działa, nie miała doświadczenia w spotykaniu tych osób.

Nie była w stanie skupić się na otaczającym ją mieszkaniu. Nie dostrzegała żadnych rzeczy, które powiedzą jej gdzie jest.

— Boli… – szepnęła czując, że chce jej się pić. W ustach miała tak sucho, że wargi do siebie się lepiły, co sprawiało jej ból przez ranę, którą jej wcześniej tam zostawił. Czuła od siebie zapach potu i czegoś metalicznego. Zapewne miała na sobie nadal resztki własnej krwi. Może we włosach, może na ubraniu lub na skórze. Nie wiedziała. Nie potrafiła nic określić, a w głowie wirowało jej, ponieważ potrzebowała wody.

Narwany Wampir
W oczy rzuca się soczyście rudy kolor włosów. Bardzo łatwo o jego wybuch śmiechu. Mówi głośno, śmieje się donośnym tembrem. Można wyczuć od niego metaliczny zapach rdzy lub krwi który stara się zatrzeć wodą kolońską. Mierzy około metra osiemdziesiąt centymetrów wzrostu zaś ubranie skrywa wyraźnie zarysowane mięśnie ramion i nóg. Szybko się porusza, szybko biega, rzadko siedzi nieruchomo w miejscu. Gdy czuje palący głód to blednie, zapadają się jego policzki, skóra staje się przezroczysta, oczy podkrążone, a usta sine. Zazwyczaj w tym czasie zmywa się z towarzystwa, nawet w połowie spotkania. Nie wyjaśnia przyczyny.

Cody Brandon
#3
05.02.2023, 20:53  ✶  
Widział jej wzrok lecz nie poruszył się od razu żeby dodatkowo jej nie straszyć. Powinien udzielić jej pierwszej pomocy ale nie umiał. Mógł tylko ją położyć, dać jej jeść i pić. Nie miał za dużo jedzenia ale wiedział jak zrobić coś na przekąskę z tych suchych produktów, które od paru miesięcy leżą w szafkach. Oczywiście brał pod uwagę, że nie będzie chciała od niego nic poza posłaniem go do diabła. Czarodzieje są silniejsi witalnie więc wierzył, że będzie wszystko dobrze. Nie wypił z niej wszystkiego… na całe szczęście! Miałby solidne kłopoty… oboje mieliby problem gdyby młody niedoświadczony wampir stworzył drugiego i to nieumyślnie. To był krok od tragedii, na całe szczęście nie przekroczył tej granicy. Ona żyła, oddychała choć miała wysoką gorączkę. Widząc, że otworzyła oczy wstał i cicho poszedł do łazienki, gdzie zmoczył kolejny ręcznik w zimnej wodzie. Wrócił do salonu z bardzo przybitą miną.
- Jesteś w moim domu, w Londynie. - odezwał się niegłośno i rozmasował swoje brwi na widok jej rozpalonej buzi.
- Tu mam okład… na czoło. I tam wodę do picia. Podam ci… żebyś szybciej do siebie doszła. Nnie… wiem co jeszcze. - wskazał dłonią wszystko, co wymienił i przykucnął przy kanapie, tak na wysokości jej bioder, jak najdalej od twarzy. Wyciągnął do niej dłoń z tym okładem i chyba czekał aż zacznie na niego krzyczeć. Wyglądała okropnie i to przez to, że spotkała go w zaułku. Brawo Brandon, świetnie ci idzie nawiązywanie nowych relacji jako wampir.
- Avelina… ja nie wiem co powiedzieć. Nie oczekuję, że zrozumiesz. Przepraszam. Powinienem wtedy od razu odejść.- on wiedział. Wiedział, że przeprosiny są bezwartościowe, tak samo jak skrucha i poczucie winy. Ciężka była świadomość, że nie może jej pozwolić stąd wyjść w takim stanie ani z możliwością zesłania na niego wyroku unicestwienia przez gwardię aurorów. Miał dwadzieścia dwa lata. Nie był gotowy na podejmowanie takich decyzji jednak musiał przede wszystkim ratować siebie aby był sens jego istnienia. Zarazem musiał znaleźć sposób aby Avelina… nie, nie wiedział co z nią zrobić. Nie miał pojęcia.
Alchemiczny Kot
I cannot reach you
I'm on the other side
Avelina mierzy 157 centymetrów wzrostu i waży około 43 kilogramów. Nie jest blada, wręcz zawsze opala się na brązowo. Ma ciepłe brązowe oczy, które podejrzliwie patrzą na obcych i radośnie na przyjaciół. Usta ma pełne i czasami pomalowane czerwoną szminką, gdy się uśmiecha pokazuje przy tym zęby nie mając nad tym kontroli. Włosy ma brązowe i zwykle proste. Czasami jak nie zadba o nie to puszą się jej od wilgoci. Ubiera się w szerokie, kolorowe spodnie i luźne bluzy. Czasami narzuci na siebie szatę. Na pierwszy rzut oka Avelina sprawia wrażenie osoby spokojnej i cichej. Wokół niej zawsze unosi się zapach palonego drewna, pod którymi tworzy swoje mikstury oraz suszonej nad kominkiem lawendy. Nie jest to zapach szczególnie mocny, ale wyczuwalny. Dopiero przy bliższym poznaniu można stwierdzić, że jest też wesoła i czasami zabawna. Jest osobą dosyć sprzeczną, ponieważ walczą w niej dwie osoby październikowy Skorpion i numerologiczny Filozof.

Avelina Paxton
#4
05.02.2023, 21:06  ✶  

Gdy usłyszała jego głos drgnęła czując dreszcz strachu jaki ją zalewał po plecach. Jeśli Cody chciał, aby mu zaufała musiał się teraz bardziej postarać, bo ona już nigdy nikomu nie zaufa tak łatwo. Nie po tym jak ją potraktował. Bez pytania, bez wyjaśnień wprowadził ją w stan w jakim ludzie nie chcą się znaleźć. Paraliżujący strach w ciemnym zaułku, przygwożdżona do ściany niczym owca zapędzona w róg stadniny przez wilka. Nie dał jej szansy na ucieczkę, na protest.

Tak naprawdę wiedziała, gdzieś w głębi duszy, że nie powinna go o to obwiniać, bo sama chciała się z nim wybrać na spacer, do knajpy. Sama tego chciała. Nie powinna ufać ludziom, których znała tylko kilkadziesiąt minut. Wydawał się jednak taki beztroski, taki miły, taki uroczy. Teraz jednak miała przed oczami te oczy pełne głodu, skórę, która była blada jak u trupa.

Gdy się do niej zbliżył zaczęła dłonią szukać różdżki. Nie było jej. Zapewne ją zabrał. Nie był głupi – tego była pewna. Chciała zamknąć oczy, aby na niego nie patrzeć, ale nie mogła. Musiała go obserwować. Gdy mówił ona milczała, oddychała tylko płytko i szybko. Poczuła ulgę, gdy przyłożył okład do jej czoła, ale jednocześnie drżała z zimna. Człowiek w gorączce potrzebował ciepła. Gdy wspomniał o wodzie pokiwała głową nadal bojąc się odezwać. Bała się, że znowu to zrobi. Sama nie wiedziała, jak się zachować, co uczynić. Powinna ten atak zgłosić. Powinna iść do odpowiednich osób i powiadomić ich o tym, że taki Cody chodzi po uliczkach i łapie niewinnych ludzi w sidła swoich kłów. Jednak z drugiej strony nie potrafiła teraz o tym myśleć. Była na terytorium wroga. Musiała to przetrwać. Chciała też znać powód, dlaczego to zrobił. Ten paraliż, gdy ją gryzł był nie do opisania. Był straszliwy, ale jednocześnie jego usta na jej były dziwnie przyjemne i bała się tej myśli bardziej niż tego, że mógł ją zabić. Chyba wstydziła się, że ułamek minionego koszmaru był w jej myślach przyjemny.

— Mimo to zostałeś… – zauważyła i przymknęła oczy, gdy podał jej wody wypiła łapczywie połowę zawartości naczynia. Przerwała tylko na chwilę, aby nabrać powietrza i wypiła zawartość do końca. Nie myślała o tym, że może ta woda być zatruta. Gdyby chciał ją zabić zrobiłby już to dawno. – Czy ja też… teraz… jestem… jak ty? – zapytała. Bała się wymówić jego imię.

Narwany Wampir
W oczy rzuca się soczyście rudy kolor włosów. Bardzo łatwo o jego wybuch śmiechu. Mówi głośno, śmieje się donośnym tembrem. Można wyczuć od niego metaliczny zapach rdzy lub krwi który stara się zatrzeć wodą kolońską. Mierzy około metra osiemdziesiąt centymetrów wzrostu zaś ubranie skrywa wyraźnie zarysowane mięśnie ramion i nóg. Szybko się porusza, szybko biega, rzadko siedzi nieruchomo w miejscu. Gdy czuje palący głód to blednie, zapadają się jego policzki, skóra staje się przezroczysta, oczy podkrążone, a usta sine. Zazwyczaj w tym czasie zmywa się z towarzystwa, nawet w połowie spotkania. Nie wyjaśnia przyczyny.

Cody Brandon
#5
05.02.2023, 21:23  ✶  
Widok kobiecych łez odbierał możliwość swobodnego oddychania. On nie musiał siebie dotleniać… ale fakt faktem nie był to przyjemny widok. Mimo wszystko nie uciekał wzrokiem tylko rył sobie w mózgu ten obraz aby "następnym razem" mieć więcej wspomnień by walczyć ze swoim pragnieniem. Dzisiaj mu tego zabrakło bo przemówiła do jego wampirycznej strony, która nie umiała odmówić takim okolicznościom. Krew sama się podawała do stołu… żałował, to fakt i starał się przy tym nie cieszyć z tej energii, która rozpalała jego ciało i umysł. Fizycznie czuł się wyśmienicie, psychicznie był przybity. Nie było sensu mówić, że nic jej nie zrobi. Nie uwierzy mu. On sam nie mógł zapewniać, że przy nim jest bezpieczna bo to było kłamstwo. Cały czas pilnował się aby przed wizytą u Alice i Rhei być nasyconym. Wystarczyło wyjście do kasyna o lekkim głodzie a skończyło się napadnięciem na niewinną dziewczynę. Męczył siebie widokiem jej łez, strachu, drgnięcia ku ucieczce. Nic z tym nie robił, bo nie mógł. Położył na jej czole wilgotny ręcznik i dołożył drugi koc na jej nogi. W milczeniu i z kamienną miną przytrzymał szklankę wody przy jej ustach. Za nic w świecie jej nie dotknie. Poczekał aż wypije wszystko ze szklanki, dolał kolejną porcję ale odstawił naczynie blisko jej ręki.
- Nie, skąd. Jesteś normalna.- zaprzeczył od razu i usiadł w fotelu, niedaleko sofy i drzwi wyjściowych. Popatrzył na swoje poobgryzane paznokcie, które w ciągu tych kilkunastu minut zagoiły się tak, jakby nic im nigdy nie dolegało.
- Nie umiem leczyć ale zaraz poproszę przyjaciółkę żeby przyszła tu z eliksirem wiggenowym i jakimś dobrym jedzeniem.- mówił, żałując, że nie wpadł na to wcześniej. Przygryzł kącik swoich ust i zaraz go wypuścił gdy przypomniał sobie co robił z jej ustami zanim wgryzł się w jej szyję.
- Przepraszam, że ci to zrobiłem. Nie chciałem ale… ale spojrzałaś wtedy tak na mnie, że nie umiałem się otrząsnąć. - zaczął wyginać sobie palce, nerwowo. Boże, jaka ona była rozpalona. Wstał i ponownie zaczął krążyć po mieszkaniu ale wciąż w zakresie wzroku Aveliny. Nie mógł się skupić aby wysłać falę telepatii do Alice.
- Moja przyjaciółka też jest normalna. Chcesz żeby przyszła? Ona się… ona ci pomoże lepiej niż ja. Ja nie umiem. Cholera jasna, nie chciałem żeby tak wyszło.- patrzył na nią, znów się przemieścił bliżej fotela, z powrotem do zasłoniętego okna… krążył bo był niespokojny.
Alchemiczny Kot
I cannot reach you
I'm on the other side
Avelina mierzy 157 centymetrów wzrostu i waży około 43 kilogramów. Nie jest blada, wręcz zawsze opala się na brązowo. Ma ciepłe brązowe oczy, które podejrzliwie patrzą na obcych i radośnie na przyjaciół. Usta ma pełne i czasami pomalowane czerwoną szminką, gdy się uśmiecha pokazuje przy tym zęby nie mając nad tym kontroli. Włosy ma brązowe i zwykle proste. Czasami jak nie zadba o nie to puszą się jej od wilgoci. Ubiera się w szerokie, kolorowe spodnie i luźne bluzy. Czasami narzuci na siebie szatę. Na pierwszy rzut oka Avelina sprawia wrażenie osoby spokojnej i cichej. Wokół niej zawsze unosi się zapach palonego drewna, pod którymi tworzy swoje mikstury oraz suszonej nad kominkiem lawendy. Nie jest to zapach szczególnie mocny, ale wyczuwalny. Dopiero przy bliższym poznaniu można stwierdzić, że jest też wesoła i czasami zabawna. Jest osobą dosyć sprzeczną, ponieważ walczą w niej dwie osoby październikowy Skorpion i numerologiczny Filozof.

Avelina Paxton
#6
05.02.2023, 21:51  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 05.02.2023, 21:51 przez Avelina Paxton.)  

Poczuła ulgę, gdy powiedział jej, że jest normalna. Położyła się wygodniej przełykając ślinę. Była to denerwująca sytuacja. Nigdy nie była aż tak słaba, a teraz nie potrafiła przepędzić tego człowieka ze swojego życia, bo się go do jasnej cholery bała. Z drugiej strony nie chciała czuć tego strachu. Zdążyła go polubić, a potem wszystko zepsuł. W innych okolicznościach zapewne nie wystraszyłaby się informacji o tym, że jest wampirem.  Gdyby jej tylko wtedy nie ugryzł albo chociaż wyjaśnił kim jest, może powstrzymałaby się przed kuszeniem go do wchodzenia między ciemne budynki. Była na siebie taka wściekła. Ułożyła się na plecach wygodniej i spojrzała w sufit. Chciała głośno kląć, rzucać się, przywalić mu za to, że wprowadził ją w stan strachu, a zamiast tego leżała pod kocami trzęsąc się z zimna. Sama była alchemiczką, sama mogła dla siebie uwarzyć eliksir. Nie potrzebowała do tego innych osób. Osób z otoczenia tego człowieka.

— Rozumiem…, że zobaczyłeś w moich oczach, że chcę być przez ciebie… ugryziona? – zapytała, a w jej głosie mógł usłyszeć sarkazm, którym raczyła go na początku, gdy rozmawiali o śmierci. Teraz rozumiała jego słowa o zaułkach.

Wampir musi umrzeć, aby się narodzić, czyli on też musiał umrzeć. W innych okolicznościach zapewne by mu współczuła, teraz przepełniała ją obawa pomieszana z wściekłością. Cały czas miała zamknięte oczy, próbowała zmusić swój organizm do nabrania siły, ale nie było to zbyt proste.

— Nie sprowadzaj tu więcej osób. – odpowiedziała krótko. – Poradzę sobie. Muszę tylko odpocząć, a potem… potem zobaczę – odpowiedziała próbując usiąść. – Czemu zabrałeś mi różdżkę. Gdybyś nie chciał mnie skrzywdzić, co już zrobiłeś to byś mi ją zostawił. Nie chce słuchać wyjaśnień – powiedziała, choć kłamała.

Chciała znać powód. Była ciekawa jak zwykle jak działał, co czuł jak pił krew? Avelina zawsze miała wewnętrzną potrzebę wiedzy. Jeszcze jej nie zabił, więc raczej tego nie zrobi, a ona chciała zadać mu ten sam ból, co on jej. Chciała, aby bał się tak samo jak ona, a jeśli sprowadzi tu dodatkową osobę to ona sama będzie na przegranej pozycji. Bała się, że wymarzą jej pamięć, a nie chciała tego. To oznaczało brak kontroli nad własnym życiem.

— Chcesz, aby twoja przyjaciółka wiedziała, co mi zrobiłeś? – zapytała.

Mogła się w sumie domyślić, że pewnie często potrzebował pomocy swojej przyjaciółki. Pewnie często pił krew w takich miejscach, a potem wmawiał, że nie chciał, że przeprasza. Pewnie robi to co drugi dzień.

— Ile osób leżało w takim stanie jak ja na tej kanapie, co? – zapytała czując, że jej niedobrze z powodu tego jadu, który z siebie wyrzucała, ale nie mogła się powstrzymać. Była wściekła, że nie chciała go ranić po tym co jej zrobił. Chciała wrzeszczeć z bezsilności. Chciałaby być obojętna. Chciałaby przejść nad tą sytuacją po prostu do porządku dziennego, a nie mogła. Myślała o nim. Chciała, aby nie czuł się źle, ale jednocześnie nie mogła pokazać mu, że to co zrobił było dobre. Powinien powiedzieć, dać wybór, a zamiast tego potraktował ją jak mięso, zwierzę, marchew wyrwaną z ziemi. Jak przekąskę z półki w sklepie. Nadal czuła się zmęczona, ale leżenie i pozwalanie mięśniom się rozluźnić zaczynało jej pomagać. Powinna coś zjeść, powinna pić dużo wody.

Narwany Wampir
W oczy rzuca się soczyście rudy kolor włosów. Bardzo łatwo o jego wybuch śmiechu. Mówi głośno, śmieje się donośnym tembrem. Można wyczuć od niego metaliczny zapach rdzy lub krwi który stara się zatrzeć wodą kolońską. Mierzy około metra osiemdziesiąt centymetrów wzrostu zaś ubranie skrywa wyraźnie zarysowane mięśnie ramion i nóg. Szybko się porusza, szybko biega, rzadko siedzi nieruchomo w miejscu. Gdy czuje palący głód to blednie, zapadają się jego policzki, skóra staje się przezroczysta, oczy podkrążone, a usta sine. Zazwyczaj w tym czasie zmywa się z towarzystwa, nawet w połowie spotkania. Nie wyjaśnia przyczyny.

Cody Brandon
#7
05.02.2023, 22:21  ✶  
Uniósł rękę do twarzy i rozmasował palcami kąciki swoich oczu.
- Na litość Merlina, nie. Po prostu zaufałaś mi na ślepo, powiedziałaś, że nie znasz okolicy, że się nie boisz… to mnie obudziło. A było tak dobrze! Chciałem ci powiedzieć, że to zły pomysł ale… ale nie przeszło mi to przez gardło. - mówił głosem pełnym emocji, napięcia. Brakowało mu adrenaliny we krwi. Potrzebował nerwów w swoim ciele a ono było spokojne, nieruchome. Ot, odruchowo spinał mięśnie i tyle. Wiedział, że to spotkanie nie będzie miało szczęśliwego zakończenia. Zdawał sobie sprawę, że będzie źle lecz mimo wszystko tłumaczył się. Nie umiał przejść obojętnie i to zignorować bo zdążył ją troszeczkę poznać i co więcej chętnie się przed nią otworzył z tej normalnej strony. Okazało się jednak, że ten cień który w sobie nosi jest zbyt dużą zadrą aby o nim zapominać nawet na minutę. Miał nauczkę, będzie go jeszcze bardziej pilnować.
- Skrzywdziłem cię, wiem, żałuję, nie umiałem tego zatrzymać. Ale nie mogę…- zatrzymał się i przykucnął na środku pokoju aby być na wysokości jej zamkniętych oczu.
- Przestanę istnieć jeśli doniesiesz na mnie aurorom. Nie dziwię się, że będziesz chciała to zrobić. To normalne. Ale już raz zginąłem i nie dam się kolejny raz zabić przez mój błąd, że pozwoliłem nam zaufać mojej samokontroli. Na szczęście żyjesz i wyjdziesz z tego gdy odpoczniesz. - był w potrzasku. Nie wypuści jej bo mu zagraża ale też nie skrzywdzi jej, nie chciał jej zastraszać. Jedynym wyjściem będzie wymazanie jej pamięci przez kogoś doświadczonego. Oboje o tym wiedzieli. Nie zdawał sobie jeszcze sprawy jak to dziwnie słyszeć na głos takie zwroty typu: umarłem, nie chcę tego ponawiać. To nie jest normalna rozmowa ale nic tego dnia nie będzie już odpowiednie. Panikował ale trzymał się jeszcze w ryzach bo musiał… rozmawiać z Aveliną. Dużo.
- Odpoczniesz jeśli ktoś się tobą zajmie.- zignorował jej odmowę choć chwilę wcześniej zapytał ją czy się zgadza. Oparł dwa palce na skroni i wysilił się, ładując energią myśl telepatyczną. Wiedział, że dotrze do celu bo był bardzo nasycony i silny.
Alice, weź eliksir wiggenowy i wzmacniający i porządne jedzenie i przyjdź do domu moich rodziców. Ja… eee… napiłem się krwi dziewczyny. Ona żyje ale jest słaba. Pomóż jej, Al. Ja nie umiem. BEZ UZDROWICIELI.
Zajęło mu to kilka chwil gdzie na twarzy jawiło się skupienie. Marszczył czoło bo jednak fala musiała dotrzeć strumieniem do jednego umysłu. W normalnych warunkach - gdyby nie był tak opity krwią - nigdy nie zdołałby wysłać do niej nawet szeptu. Po wszystkim czuł pulsowanie w skroniach i lekką ospałość myśli. Potrząsnął głową.
- Tak, chcę żeby wiedziała. Niedługo tu przyjdzie i pomoże ci poczuć się lepiej.- odparł bez zająknięcia. Rozumiał jad Aveliny ale nie docierał on do czułych strun jego duszy. Póki co odnosił wrażenie, że tymczasowo ma kontrolę nad sytuacją więc mógł pozwolić sobie na podjęcie decyzji wbrew odpowiedzi Aveliny.
- Nikt.- prychnął i podniósł się do pionu. Przeczesał palcami włosy. Miał w sobie tak dużo ruchu, że dopiero teraz gdy był dobrze odżywiony ta energia się z niego wylewała.
- Jestem taki od dwóch miesięcy. - rzucił jakby miało to cokolwiek zmienić w tej sytuacji.
- Nic mnie nie usprawiedliwia. Nie mówię, że jestem czysty, mam swoje za uszami ale nie mam w zwyczaju rzucać się na dziewczyny, które mi się spodobały. To wymknęło się spod kontroli… ale zobaczysz, przypilnuję żebyś czuła się lepiej. Wiem, że tego nie chcesz dlatego już zawołałem przyjaciółkę. Chociaż minimalnie ci to zrekompensuję a potem… się pomyśli.- poszedł do łazienki po kolejny ręcznik, ciężki od zimnej wody. Zmienił okład z jej czoła, nawet jeśli miała się wzdrygać. Co robić? Co z nią zrobić? Czy Will poprze pomysł wymazania jej tego z pamięci?
Alchemiczny Kot
I cannot reach you
I'm on the other side
Avelina mierzy 157 centymetrów wzrostu i waży około 43 kilogramów. Nie jest blada, wręcz zawsze opala się na brązowo. Ma ciepłe brązowe oczy, które podejrzliwie patrzą na obcych i radośnie na przyjaciół. Usta ma pełne i czasami pomalowane czerwoną szminką, gdy się uśmiecha pokazuje przy tym zęby nie mając nad tym kontroli. Włosy ma brązowe i zwykle proste. Czasami jak nie zadba o nie to puszą się jej od wilgoci. Ubiera się w szerokie, kolorowe spodnie i luźne bluzy. Czasami narzuci na siebie szatę. Na pierwszy rzut oka Avelina sprawia wrażenie osoby spokojnej i cichej. Wokół niej zawsze unosi się zapach palonego drewna, pod którymi tworzy swoje mikstury oraz suszonej nad kominkiem lawendy. Nie jest to zapach szczególnie mocny, ale wyczuwalny. Dopiero przy bliższym poznaniu można stwierdzić, że jest też wesoła i czasami zabawna. Jest osobą dosyć sprzeczną, ponieważ walczą w niej dwie osoby październikowy Skorpion i numerologiczny Filozof.

Avelina Paxton
#8
05.02.2023, 22:47  ✶  

Jego słowa zamiast sprawiać w niej większą falę strachu wywoływały tylko wściekłość. Chciała u przywalić w najbardziej mugolski sposób jaki mogła kiedykolwiek poznać. Złożyć rękę w pięść jak uczył dziadek i przywalić w twarz natarczywego delikwenta. Zamiast tego leżała dalej na jego kanapie czując, że znowu chce jej się pić. Jego słowa doprowadzały ją do zdenerwowania. Nie chciała się tak czuć, chciała, że się zamknął i żeby mówił.

— Byłabym bardziej ostrożna, gdybym wiedziała kim jesteś. – zauważyła czując, że te słowa były głupie. Tak głupie jak to, że była na niego wściekła, bo powinna być wściekła tylko na siebie za to, że mu zaufała. Ostrzegał ją, a ona robiła z tego żarty. – Kurwa. – zaklęła pierwszy raz. Rzadko przeklinała, a słowo to w jej ustach było dziwnie obce. — Nie krzycz na mnie. – jego emocjonalność w głosie odbierała trochę jak atak, ale sama nie była lepsza. Wiedziała, że jej oskarżenia mogły go ranić, jeśli miał jakiekolwiek uczucia.

Spojrzała w końcu na niego, widząc jak klęczy, jak bardzo zdesperowany jest czuła wyrzuty sumienia. Co było głupie, bo to ona była tutaj ofiarą, prawda? A mimo to wywoływał u niej współczucie. Gdy myślała o tym, że tak desperacko prosi, aby nic nie mówiła, widziała jak się tego bał. Ona też się bała, a on nie chciał odpuścić. Poprosiła go, aby się odsunął wtedy, a on i tak się zbliżył i to jeszcze w tak podły sposób, bo ją pocałował. Na myśl o tym pocałunku czuła dziwny ucisk w żołądku, którego nie potrafiła poprawnie nazwać.

— Nie powiedziałam, że komuś doniosę. – odpowiedziała wpatrując się w niego uważnie. Sine usta, które zapamiętała jako ostatnie już takie nie były. Oczy miał pięknie zielone, a skórę odżywioną. Wyglądał jak żywy. Na myśl o tym, że to dzięki jej krwi robiło się jej znowu słabo, ale nie dała tego po sobie poznać. Chciała go zrozumieć. Gdzieś z tyłu głowy nawet czuła ulgę, że została przez niego ugryziona, a nie zgwałcona. Nie wyobrażała sobie tego uczucia. Naprawdę wolała to niż tamto. Chciało się jej znowu płakać, ale tym razem chyba ze szczęścia, lecz nie pozwoliła sobie na kolejną falę łez. Musiała mu pokazać, że jest silna, że nie musi nikogo wzywać.

Obserwowała jego skupienie na twarzy. Był naprawdę przystojny. Beształa siebie za te myśli, bo zaczynały ją znowu denerwować, wywoływać w niej falę wściekłości, która powiększyła się, gdy oznajmił jej, że jednak wezwał tą swoją przyjaciółkę. Zacisnęła dłoń na kocu, która drżała z zimna. Czuła jednak, że gorączka powoli ustępuje. Minuty mijały, a organizm starał się regenerować siły. Wiedziała jednak, że bez jedzenia sobie nie poradzi.

Gdy oznajmił jej, że nie jest wiekowym wampirem jak to sobie wyobrażała, a zaledwie dwumiesięcznym poczuła jeszcze większe wyrzuty sumienia, że sama mu robiła wyrzuty. Z drugiej strony to go nie usprawiedliwiało. Czuła się cholernie rozdarta.

— Chcesz, abym ci zaufała, że nic mi już nie zrobisz, a wzywasz obcą mi osobę wbrew mojej woli? Nie chce, aby ktoś tu się zjawiał mnie ratować. I nie chcę zapominać, a wiem jak to się skończy – fuknęła siadając gwałtownie i czując jak zalewa ją fala wściekłości. Poczuła jak zakręciło się jej w głowie, ale oparła się drżącą ręką o oparcie kanapy.

Spodobała mu się. Kurwa. Mamił ją nadal tymi pokrętnymi słowami, a ona miała mętlik w głowie. Może wampiry miały jakiś uzależniający jad, przez który ofiary czuły się winne? Nie wiedziała. Będzie musiała o nich poczytać, dowiedzieć się jakie są.

— I nie chce rekompensaty. Chce pomyśleć. – potarła czoło, gdy spadł z jej głowy ręcznik, a potem on zjawił się z kolejnym zimnym okładem. Położyła się z powrotem i pozwoliła mu na przyłożenie tej szmatki do jej czoła. — Nie wiem jak powinnam się zachować, rozumiesz? Nie potrafię… myśleć… to nie ma sensu… – krzyknęła w koc, który przyłożyła do swojej twarzy. Odkryła ją dopiero po kilkunastu minutach. – Czemu… – spojrzała na niego – czemu mnie… wtedy pocałowałeś? – zapytała patrząc mu w oczy. Wstydziła się tego pytania. Po wypowiedzeniu tych słów żałowała ich. Wolałaby chyba udawać, że tego nie pamięta.

Narwany Wampir
W oczy rzuca się soczyście rudy kolor włosów. Bardzo łatwo o jego wybuch śmiechu. Mówi głośno, śmieje się donośnym tembrem. Można wyczuć od niego metaliczny zapach rdzy lub krwi który stara się zatrzeć wodą kolońską. Mierzy około metra osiemdziesiąt centymetrów wzrostu zaś ubranie skrywa wyraźnie zarysowane mięśnie ramion i nóg. Szybko się porusza, szybko biega, rzadko siedzi nieruchomo w miejscu. Gdy czuje palący głód to blednie, zapadają się jego policzki, skóra staje się przezroczysta, oczy podkrążone, a usta sine. Zazwyczaj w tym czasie zmywa się z towarzystwa, nawet w połowie spotkania. Nie wyjaśnia przyczyny.

Cody Brandon
#9
05.02.2023, 23:17  ✶  
Wzniósł oczy do sufitu i westchnął choć było to celowe, a nie głos ciała.
- No wybacz, nie mam w zwyczaju rozpowiadać wszem i wobec, że jestem wynaturzeniem. Śmiem przypuszczać, że utrudni to najprostszą rozmowę. - znów się przespacerował, wchodząc na dywan i zaraz to z niego schodząc gdy to zerknął za okno. Wciąż panowała noc, okolica była względnie cicha, spokojna. Ludzie odpoczywali, sąsiedzi też, nawet mieszkający naprzeciwko pies, który w ciągu dnia ujadał jak obłąkany.
- Nie krzyczę na ciebie, jestem po prostu zdenerwowany.- sprostował bo nie podniósł na nią głosu a jedynie mówił dobitnie to, co czuł bez względu na to czy ją to obchodziło czy nie. Sam sobie wybaczał kiedy o tym mówił. Fakt, że próbował jej to zrekompensować mówił sam za siebie - nie był zły. Nie zostawił ją na śmierć, przejął się swoim czynem.
- Jakkolwiek to zabrzmi to nie mogę ci uwierzyć, nawet gdybym chciał. Możesz doprowadzić do mojej egzekucji a prawie w ogóle cię nie znam. - popatrzył na nią ze zdziwieniem, że w ogóle wzięła pod uwagę przemilczenie tej krzywdy, którą jej wyrządził. Niestety ale nie mógł jej uwierzyć, była to wiedza zbyt niebezpieczna dla jego istnienia. Nie mógł podjąć się takiego ryzyka.
- Nie, Avelina. Nie możesz mi ufać. Fakt, nic ci już nie zrobię, prędzej wybiję sobie zęby. Ale jestem noga z uzdrawiania więc mogę tylko stać i patrzeć jak się męczysz. - i tak zanim poczuje się dobrze to minie zapewne doba bo jednak wypił sporo jej krwi. Na szczęście Alice będzie wiedziała co przynieść aby pomóc. Zdał sobie sprawę, że wysłał wiadomość telepatyczną w środku nocy. Z jednej strony to dobrze - większe szanse, że ją odbierze bo gdyby była skupiona na pracy to mogłaby mieć problem aby wyczuć taką myśl płynącą z daleka. Usiadł na podłodze obok kanapy kiedy tak się poderwała do siadu. Podał jej szklankę z wodą, korzystając z tego, że już siedzi. Nie fukał na nią, że musi odpoczywać. Była od niego starsza, sama o tym wiedziała.
- Nie mam innego wyjścia. Dobrze o tym wiesz. Nie podoba mi się ten pomysł, wolałbym inny scenariusz ale nie ma tu cudownego rozwiązania.- przyznał ze smutkiem czającym się w głosie. Naprawdę nie chciał nikogo prosić o grzebanie jej w pamięci. Nie posunąłby się do tego gdyby nie chodziło o jego istnienie. Brenna dobitnie dała mu do zrozumienia jak nazywa się picie krwi wbrew czyjejś woli.
Oparł łokieć o brzeg kanapy, a policzek o wewnętrzną stronę dłoni. Trochę się uspokoił skoro nie krzyczała na jego widok.
- Wiem, że to bez sensu. Naprawdę nie chciałem cię skrzywdzić. - patrzył na jej buzię gdy z powrotem się położyła, już z nowym okładem na czole. Wydawała się lepiej wyglądać. Pozwolił jej milczeć te kilkanaście minut, nie przeszkadzał nawet jednym słowem. Ot, nalał świeżej wody do szklanki i przywołał do siebie czekoladę, o której sobie przypomniał. Od razu ją rozpakował a w salonie rozniósł się zapach czekolady.
- Truskawkowa. Zjedz, pomoże ci. - wyciągnął do niej rozpakowaną już, intensywnie pachnącą marki bardzo mugolskiej. Zjadłby ją w kilka gryzów gdyby był człowiekiem. Nie spodziewał się za to tego pytania o pocałunek. Nie zrobiło mu się ani głupio ani wstyd, co mogła zobaczyć w jego oczach. Nie żałował tego pocałunku ani trochę.
- Z paru powodów. Między innymi, żeby ciebie uspokoić, odwrócić swoją uwagę od pragnienia, żebyś nie trzęsła się tak z zimna, z przyjemności… no trudno wybrać jeden powód. - akurat o tym umiał mówić bez cienia zakłopotania, mimo że był młody. Jego ciało straciło zdolność rumienienia się co było chyba jedyną zaletą tego całego wampiryzm... póki co.
- Nie martw się, nie będę cię więcej w ten sposób nagabywać. A teraz weź czekolady póki nie przyjdzie Alice z eliksirem wzmacniającym i jedzeniem.- i zaraz to trzymał w ręku kolejną porcję wody. Skoro nie wzdrygała się, że siedział obok kanapy na której leżała to posiedzi chociaż chwilę, zanim energia znów go nie rozniesie po mieszkaniu.
Alchemiczny Kot
I cannot reach you
I'm on the other side
Avelina mierzy 157 centymetrów wzrostu i waży około 43 kilogramów. Nie jest blada, wręcz zawsze opala się na brązowo. Ma ciepłe brązowe oczy, które podejrzliwie patrzą na obcych i radośnie na przyjaciół. Usta ma pełne i czasami pomalowane czerwoną szminką, gdy się uśmiecha pokazuje przy tym zęby nie mając nad tym kontroli. Włosy ma brązowe i zwykle proste. Czasami jak nie zadba o nie to puszą się jej od wilgoci. Ubiera się w szerokie, kolorowe spodnie i luźne bluzy. Czasami narzuci na siebie szatę. Na pierwszy rzut oka Avelina sprawia wrażenie osoby spokojnej i cichej. Wokół niej zawsze unosi się zapach palonego drewna, pod którymi tworzy swoje mikstury oraz suszonej nad kominkiem lawendy. Nie jest to zapach szczególnie mocny, ale wyczuwalny. Dopiero przy bliższym poznaniu można stwierdzić, że jest też wesoła i czasami zabawna. Jest osobą dosyć sprzeczną, ponieważ walczą w niej dwie osoby październikowy Skorpion i numerologiczny Filozof.

Avelina Paxton
#10
06.02.2023, 00:01  ✶  

Cicho westchnęła. Miał rację. Kto normlany chodzi po ulicy, spotyka obce osoby i przedstawia się jako wampir? No nikt. Z drugiej strony ułatwiłoby to spotkanie. Może by się go bała, ale na pewno nie dałaby się zaciągać w ciemne uliczki. Czuła się wtedy dziwnie szczęśliwa, gdy myślała o tym, że mogłaby się napić z nim piwa, że mogłaby go lepiej poznać. A zamiast tego leżała półprzytomna na jego kanapie. Jako mężczyzna pewnie by się z tego cieszył, ale widziała, że był zdenerwowany. Jego życie teraz należało do niej, a jej do niego. Ona może na niego donieść, co doprowadzi go do śmierci. On może ją zabić, jeśli ona zdecyduje się donieść. Krąg się zamykał. Nie było innej opcji.

— Wiem. Wiem. – odpowiedziała tylko krótko. Co miała więcej powiedzieć. Nie należała do osób gadatliwych, a teraz naprawdę przeszła sama siebie w konwersacji z drugim człowie… z drugą istotą.

Zacisnęła zęby na jego słowa. Nie chciała zagryzać wargi jak miała w zwyczaju, nadal miała na niej niewielką ranę. Nie chciała przy nim już więcej krwawić. Wolała się uspokoić. Musiała być oazą pierdolonego spokoju w tej chwili niedoli. Nie wiedziała kogo wezwał, nie znała tej osoby i nie chciała, aby ktokolwiek grzebał jej w pamięci, a wśród czarodziei takie praktyki były powszechne jeśli nie chciało się, aby druga osoba wiedziała coś, czego nie powinna.

— Cody. – pierwszy raz, odkąd się obudziła wymówiła jego imię. Była spokojna. Przynajmniej starała się tak brzmieć. – Wiem, że nie możesz mieć pewności, że cię nie wydam, ale ja nie mogę mieć pewności, że mnie nie zabijesz. – Głos był cichy i spokojny. Nie spuszczała z niego wzroku jakby chciała, aby czuł się przytwierdzony do miejsca, w którym się znajdował. – Ale nie chce tracić kontroli nad swoim życiem. Nie możesz mi odebrać tego wspomnienia, nie możesz pozwolić, aby twoja przyjaciółka odebrała mi to wspomnienie. Ja muszę to pamiętać. Dla siebie. Dla mojego bezpieczeństwa. – powiedziała dobitnie i mając nadzieję, że zrozumie, że jeśli zabiorą jej tą pamięć to ona może wpaść w ręce jeszcze gorszej osoby, że może wpaść znowu na niego, a on znowu nie będzie mógł się powstrzymać. Wampiry były w końcu drapieżnikami, zapewne lubiły bezbronne osoby i on nie mógł temu zaprzeczyć, bo miał tę bestie w sobie. Napiła się wody, którą od niego otrzymała i wypiła całą zawartość. Jak tak dalej pójdzie za chwilę będzie musiała pójść do łazienki, a nie była pewna, czy będzie miała tyle sił. Na razie jednak dobrze było, gdy leżała.

— Wiem, że nie powinnam ci ufać, ale… – zamilkła. Był blisko, zbyt blisko. Znowu ryzykowali. Znowu igrali z tymi dziwnymi emocjami, które w sobie budzili. To było złe. On powinien odstawić ją teraz pod szpital świętego Munga i uciec, a ona powinna o tym nikomu nie mówić i zapomnieć. Zamiast tego nadal spoczywała na jego kanapie, a on siedział przy niej i starał się zrekompensować wyrządzone jej krzywdy. — Musi być jakieś cudowne rozwiązanie. – zacytowała go znowu.

Muszą coś wymyślić, aby oboje mogli znowu spokojnie żyć lub istnieć. Spojrzała znowu na niego, gdy usłyszała dziwnie znajomy szelest. Zapach czekolady, którym się zaciągnęła był przyjemny i kojący. Bez słowa wzięła od niego kostkę i włożyła do ust pozwalając jej się rozpuścić trochę na języku, a potem ją po prostu zjadła. Była naprawdę dobra i przyjemna. Zamknęła na chwilę oczy delektując się smakiem i słuchając jego wyznania. Wzięła kolejną kostkę jakby chciała zapchać sobie usta, aby nie mówić. W końcu jednak musiała coś jeszcze powiedzieć. To milczenie ją denerwowało.

— Chciałabym, aby to zakończyło się inaczej. – szepnęła. – Aby ten pocałunek nie skończył się w ten sposób. Chciałabym móc cofnąć czas i pójść do domu, abyś ty nie musiał robić tego, do czego cię… przypadkiem zmusiłam. Abym mogła wrócić do domu i cieszyć się słoikiem od ciebie. – szepnęła drżącym głosem. Mówiła te słowa tak jakby chciała, aby je ktoś spełnił. – Czasu jednak nie można cofnąć, a tobie nie wolno grzebać mi w umyśle, rozumiesz? Jakoś to rozwiążemy – poczekała, aż jej odpowie, aby wiedzieć, co on myśli.

– A teraz pozwól, że odpocznę. Mam nadzieję, że… nie zrobisz niczego głupiego. – spojrzała na jego rudą czuprynę mając ochotę jej dotknąć, ale nie mogła. Na myśl o tym powracał ten cholerny strach, ten paraliż z uliczki. Jakby znowu miała nie panować nad swoim ciałem, bo on wciągnąłby ją w swoje żelazne ramiona. Skuliła się pod kocami próbując zasnąć, ale nie mogła. Jego obecność tutaj nie pozwalała jej się rozluźnić. Bała się, że obudzi się i nic nie będzie pamiętać. Dlatego czuwała czekając na wyrok jaki miała postawić jej ta dziewczyna.

« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Cody Brandon (5770), Alice Jackson (2633), Avelina Paxton (5676)


Strony (3): 1 2 3 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa