17.02.2023, 00:00 ✶
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 14.06.2023, 22:14 przez Morgana le Fay.)
adnotacja moderatora
Rozliczono - Patrick Steward - osiągnięcie Bajarz
Rozliczono - Cathal Shafiq - osiągnięcie Pierwsze koty za płoty
Rozliczono - Cathal Shafiq - osiągnięcie Pierwsze koty za płoty
Cathal Shafiq często miewał do czynienia z cmentarzami, grobowcami i ogólnie rzecz mówiąc wszystkim, co związane z martwymi ludźmi. Nie tylko przywykł, ale do pewnego stopnia lubił nekropolie: to, jak się od siebie różniły w różnych zakątkach świata, ile tajemnic potrafiła zdradzić pojedyncza inskrypcja, ale też ich spokój. Zwłaszcza na angielskich, starych cmentarzach, mógł pozwolić myślom płynąć, bez obaw o to, że ktoś uzna to za dziwne lub że coś umknie jego uwadze, osłabionej, kiedy pozwolił sobie na stratę czujności.
Tego cmentarza jednak skrzętnie unikał od lat.
Shafiq nie chciał się zastanawiać, co go tu przygnało, tuż przed zmierzchem, gdy niebo powoli ciemniało, a szanse na napotkanie kogoś żywego malały. Wędrował ścieżką, przez niewielki, zarośnięty i zaniedbany cmentarz, mijając cisy. Jego myśli błądziły. Płynęły ku posiadłości Gauntów, położonej zaledwie pół mili stąd, otoczonej niszczejącym powoli murem, gdzie w opustoszałych salach rozbrzmiewały tylko echa dawnej wielkości i nie tak dawnego szaleństwa. Ku widocznemu stąd domowi Riddlów, zwykłej, mugolskiej posiadłości na wzgórzu, o której jednak matka po ich powrocie do Brytanii i zamieszkaniu w okolicach Little Hangleton mówiła przyciszonym głosem i zakazywała się mu do niego zbliżać. (Wciąż pamiętał te ostrzeżenia: jej głos, jej wyraz twarzy, pamiętał wszystko, tak dokładnie, jakby zdarzyło się to dziś, chociaż tak bardzo chciałby nie pamiętać.) Uciekały do Lasu Wisielców i wszystkich jego mrocznych tajemnic. (Czasem Cathalowi zdawało się, że w Little Hangleton musiało zdarzyć się tyle złych rzeczy, że przemieniły całą okolicę: że ziemia tutaj w jakiś sposób na zawsze została skażona… i to prawie go przerażało, że w pewnym sensie czuł się tu u siebie. Ale czy on gdziekolwiek czuł się obco…?)
Starał się, bardzo starał się, nie myśleć o grobie, do którego zmierzał. O miejscu, gdzie pod warstwą ziemi spoczywała jego matka.
Wiele o niej mówiło, że choć dwukrotnie zmieniała nazwisko, na nagrobku kazała sobie wykuć panieńskie nazwisko, z którego była tak dumna – tak bardzo dumna, że w ostatnich latach, kiedy szaleństwo ogarniało jej umysł bardziej i bardziej pamiętała głównie o nim… - Gaunt.
Ciebie też to czeka, jeśli nie będziesz ostrożny, chłopcze – szepnął głos w jego głowie. Cathal nie był pewny, czy jego własny, czy Slytherina. Były do siebie tak podobne, że często się zlewały. Trzy głosy w umyśle: Salazara, cienia ojczyma i jego własny. Zbyt wiele, jak dla jednego czarodzieja.
Shafiq szedł wolno, ale nie mógł opóźniać tego, co nieuniknione. Stanął w końcu nad grobem Isabelli Gaunt, wpatrując się płytę, na której wyryto jej imię i nazwisko. Wsunął dłonie do kieszeni płaszcza i zamarł po prostu, pochłonięty przez plątaninę myśli i zbyt wyraźnych wspomnień. Nie modlił się, bo już dawno nauczył się, że Matka nie słucha niczyich modłów. Nie próbował zwracać się do Isabelli – bo tej przecież już tu nie było.
Właściwie po co tu przyszedł?
Odetchnął i uniósł głowę, spoglądając na niebo, już niemal ciemne. Nie zauważył nawet, kiedy minęły minuty, pogrążony w zamyśleniu. Odkąd wrócił do Anglii, zdarzało się mu to częściej niż wcześniej… i to nie było dobre. Potrząsnął głową, próbując odsunąć od siebie wspomnienia… (To nie zadziała, chłopcze, nigdy nie działa. Cofnął się i obrócił, zamierzając ruszyć z powrotem do cmentarnej bramy.