• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Wyspy Brytyjskie Hogsmeade [17.04,72, Hogsmeade] Gdy otworzysz oczy

[17.04,72, Hogsmeade] Gdy otworzysz oczy
Syn czarnoksiężnika
Cathal wdał się w dużej mierze w matkę z Gauntów: po niej ma dość jasne włosy i jasne oczy. Mężczyzna bardzo wysoki, około 192 cm wzrostu, któremu wyraźnie nie był w życiu obcy wysiłek fizyczny. Gdzieś pomiędzy trzydziestką a czterdziestką.

Cathal Shafiq
#1
20.02.2023, 15:59  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 14.06.2023, 21:32 przez Morgana le Fay.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Cathal Shafiq - osiągnięcie Piszę, więc jestem

Hogsmeade było miasteczkiem jak z pocztówki, pełnym zabawnych, kamiennych domków o spadzistych dachach i magii, widocznej na każdym kroku. Cathal miał słabość do bardzo wielu miejsc, a to było jednym z nich. Sentyment z lat szkolnych robił swoje, ale też jego małomiasteczkowa atmosfera, przy jednoczesnym absolutnym braku mugoli. Gdy wędrował ulicą i minął najpierw mężczyznę, dyrygującego całą orkiestrą magicznych instrumentów, a potem sklep Zonka, przed którym ktoś odpalił magiczne fajerwerki, nawiedziła go myśl, że to jedno z niewielu miejsc, w których czarodzieje naprawdę mogą być sobą.
Cathal nie był może śmierciożercą. I zamierzał zrobić wszystko, aby uniknąć ewentualnych prób werbunku. Nie darzył mugoli jakąś zapiekłą nienawiścią, skupiony na zupełnie innych sprawach. Ale wciąż był synem swojej matki i pasierbem swego ojczyma, potomkiem Slytherina. I czasem naprawdę żałował, że nie ma takich miejsc więcej. Że wciąż muszą przejmować się ukrywaniem przed mugolami.
Tego wieczora Shafiq, który aportował się tuż przed wioską, nie kierował się ku Trzem Miotłom, zwykłemu miejscu spotkań w Hogsmeade. O tej porze mogło kręcić się tam zbyt wielu ludzi, a Cathal wolał na spotkania jednak nieco spokojniejsze miejsca. Ponieważ był poniedziałek, pobliska herbaciarnia nie powinna pękać w szwach, a jedną z tych rzeczy, których nieco brakowało Shafiqowi poza granicami kraju, była angielska herbata.
Gdyby trzymać się pewnych konwencji, zapewne dwaj umówieni dziś na spotkanie mężczyźni, powinni pójść do Świńskiego Łba. Obaj pochodzili z niezbyt przyjaznych rodzin, obaj robili pierwsze kroki na czarnoksiężkiej ścieżce, obaj przelali kiedyś krew, a jeden z nich (choć to nie tak, że Cathal był tego świadom) był śmierciożercą. Ktoś mógłby pomyśleć, że mroczny pub i wypicie paru butelek podłej whiskey będzie dla nich idealnym sposobem na spędzenie wieczoru. Shafiq jednak ani myślał wchodzić do lokalu, gdzie mogą zaczepiać ich jakieś męty, natomiast Ulysses zapewne dostałby szału, widząc brudne stoliki i niedoczyszczone klamki. W herbaciarni pani Poodifoot natomiast serwowano ponad sto rodzajów herbat. Cathal do tej pory spróbował dokładnie sześćdziesięciu dziewięciu z nich, i dziś zamierzał wypić siedemdziesiąty. Podłych alkoholi i mrocznych lokali i tak miał w swoim życiu dosyć.
Dotarł na miejsce jakieś trzy minuty przed terminem i ruszył do jednego ze stolików, oddalonego możliwie najbardziej od rozchichotanej pary siedzącej przy oknie. Był niezbyt wyspany - nawet jak na niego dwie godziny snu nie wystarczało, zwłaszcza, ze sny, które go dręczyły, w których raz za razem ktoś próbował zabić na jego oczach Rookwooda, a potem przerzucał go do innej scenerii, sprawiły, że nie wypoczął ani trochę - a przez lekko podirytowany i ich śmiechy zdawały mu się natarczywe, wkurzające, niby bzyczenie muchy tuż nad uchem. Po drodze zabrał menu, ot by zerknąć, czy coś się w nim nie zmieniło, a jego wzrok padł na nieco faktycznie zmienioną część karty, dotyczącą „magicznych herbat”. Właściwie dlaczego nie?

Rzut na efekt herbatki (z przygotowanej listy)
Rzut 1d9 - 9


wiadomość pozafabularna
Wybierasz herbatę "Zagubione marzenia". Herbata, która pachnie twoim ulubionym zapachem, sprawia, że opowiadasz towarzyszowi o jednym ze swoich niezrealizowanych marzeń.
Cień Swojego Ojca
Prawdziwa nienawiść to dar, którego człowiek uczy się latami.
Patrząc na niego z daleka widzisz schludnego, nienagannie ubranego mężczyznę. Mierzy około 180 cm wzrostu. Jest szczupły. Nieszczególnie umięśniony. Ma ciemne włosy i jasne, niebieskie oczy. Z bliska okazuje się, że natura obdarzyła go wydatnym nosem i często zaciska usta w cienką linię. Rzadko się uśmiecha. Nie żartuje. Jest spięty. Ma pedantyczne ruchy. Aż do bólu opanowany i kontrolujący.

Ulysses Rookwood
#2
20.02.2023, 17:32  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 21.02.2023, 01:42 przez Ulysses Rookwood.)  
Kiedy Ulysses był uczniem Hogwartu, nienawidził Hogsmeade. Było tu pięknie, magicznie, niemal bajkowo, ale też głośno i hałaśliwie. W dodatku żadna to była przyjemność włóczyć się po nim samotnie i znosić pełne zdziwienia spojrzenia sprzedawców, gdy wszędzie pojawiał się w pojedynkę. Jeszcze gorzej było w Trzech Miotłach – przy tłumie uczniów z Hogwartu, zajęcie wolnego stolika tylko dla siebie, było niemal zbrodnią. Oczywiście, w teorii, mógł to zrobić, mógł również wyciągnąć książkę i czytać, ale wyglądałby wtedy jeszcze dziwniej a on – chociaż nieszczególnie przepadał za nadmiarem bodźców, nie lubił też samotności.
W tamtym czasie, gdy Cathal już skończył Hogwart a on dopiero zaczął mieć możliwość odwiedzania Hogsmeade, wiedział, że coś nieodwracalnie go omijało. Chwilami nawet czuł z tego powodu żal, tym silniejszy im większe grupki zwartych przyjaciół widział, ale nawet jeśli bardzo się starał, niespecjalnie potrafił przypasować się do towarzystwa.
Ale potem zaczął dorastać i dziecięcy żal, który wypełniał mu wnętrzności, zaczął się zmieniać. Odkrył, że był dużo lepszym uczniem od reszty, że może nie potrafił być duszą towarzystwa, ale wcale nie musiał nią być. Zaczął poświęcać więcej czasu na to, co go interesowało i ignorować tę część rzeczywistości, w której posiadał oczywiste braki. Nadal się spinał, słysząc śmiech krótko po tym, jak pojawił się w Pokoju Wspólnym lub w Bibliotece, ale nauczył się udawać, że go nie słyszy i tylko gdzieś w środku czuł narastający gniew. A w Hogsmeade... w Hogsmeade wcale nie musiał siadać przy stoliku by przeczytać rozdział lub dwa książki, po prostu szukał takiego miejsca, które nie cieszyło się żadną popularnością wśród uczniów Hogwartu.
Od ukończenia szkoły minęło jednak na tyle dużo czasu, że idąc uliczkami miasteczka, Ulysses nie czuł złości. Nie irytowało go nawet, że tak diametralnie wyróżniał się na tle reszty: w garniturze, koszuli, z ciasno związanym krawatem pod szyją i z wypastowanymi butami. Nie trzeba było rzucać na niego zaklęcia lokalizacyjnego, by wszyscy wiedzieli, gdzie przebywał w Hogsmeade. Cieszył się na myśl o spotkaniu z Cathalem, choć jednocześnie czuł dziwny niepokój.
Ostatnia noc była niepokojąca. Ktoś próbował go w jej trakcie zabić. I to trzykrotnie. Nadal miał po tym ślady na ciele. A Shafiq go ratował. Tak, robił to tylko we śnie a jednak świadomość, że w jakiś sposób skrystalizował sobie postać akurat jego, była dla Ulyssesa trochę niewygodna. To nie tak, że go nie lubił. Całkiem szczerze go uwielbiał. Uwielbiał, bo przy nim zawsze czuł się tak, jakby niczego mu nie brakowało. Zazdrościł Cathalowi barwnego i interesującego życia. Sam chciałby takie wieść. Najlepiej towarzyszyć mu w wykopaliskach. Odkrywać nieodkryte, rozwiązywać zagadki, ciągle zgłębiać wiedzę, poznawać świat. Chwilami, Rookwoodowi wydawało się nawet, że dla takiego życia potrafiłby ścierpieć hałas, krzyki, szuranie i brud. I może nawet potrafiłby powiedzieć ojcu, że chciałby spróbować czegoś troszkę, troszeńkę innego niż to, co miał.
Ale śnić o kimś, jeszcze w tak niebezpiecznym śnie, ciągle szukać u niego ratunku… To było prawie żałosne. 
Jakby jego własna podświadomość naigrywała się z niego.
Ulysses jeszcze nie wiedział, co zrobi z człowiekiem ze swojego snu, ale czuł, że musi go odnaleźć. W pojedynkę, bo niemal wszystko na co miał wpływ, robił sam. Zresztą, teraz byłoby mu nawet głupio, prosić Cathala o pomoc. Co miałby mu powiedzieć? Że został zaatakowany we śnie i skoro we śnie, Shafiq go uratował, to może, skoro już jest w Anglii, pomógłby mu i na jawie? Ach, wylatuje za trzy dni? To nieważne. Nie było tematu.
Wszedł do herbaciarni pani Poodifoot punktualnie. Rozejrzał się po wnętrzu a potem, gdy dostrzegł Shafiqa, skierował się bezpośrednio ku niemu.
- Chyba się nie spóźniłem? – powiedział na powitanie.
Zajął miejsce naprzeciwko Cathala. I pewnie był to jego wpływ, bo sam z siebie, Ulysses wszystko wybierał bardzo rozważnie, długo analizując za i przeciw (żeby w żadnym razie się nie ośmieszyć), ale tym razem zaryzykował i również zdecydował się na jedną z magicznych herbat. Wystarczyło by poczuł jej zapach, by nie zastanawiając się specjalnie nad tym, co mówi, dodać:
- Dobrze wyglądasz. Zdaje się, że egipskie słońce ci służyło.


wiadomość pozafabularna
Rzut 1d9 - 2

Wybierasz herbatę "Różany Pocałunek". Różana herbatka sprawie, że zaczynasz adorować osobę, z którą siedzisz przy stoliku. Jeśli jesteście spokrewnieni albo jest płci, która cię nie interesuje, mówisz jej komplementy. Efekt trwa trzy tury.
Syn czarnoksiężnika
Cathal wdał się w dużej mierze w matkę z Gauntów: po niej ma dość jasne włosy i jasne oczy. Mężczyzna bardzo wysoki, około 192 cm wzrostu, któremu wyraźnie nie był w życiu obcy wysiłek fizyczny. Gdzieś pomiędzy trzydziestką a czterdziestką.

Cathal Shafiq
#3
21.02.2023, 11:54  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 22.02.2023, 17:51 przez Cathal Shafiq.)  
Pod pewnymi względami Ulysses i Cathal byli podobni. Obaj obarczeni podobną chorobą, obaj w młodości obarczeni konkretnymi oczekiwaniami rodzin czystej krwi, obaj wychowywani w podobnym środowisku. Pod innymi skrajnie inni. Mogło to wynikać z charakteru i wrodzonego uporu Cathala, mogło z nieco innych objawów choroby, a mogło po prostu z tego, że Shafiq miał ogromnie dużo szczęścia. Rodzice, cała trójka, ojciec, ojczym i wreszcie matka, wyświadczyli mu wielką przysługę, umierając jedno po drugim, zanim skończył dziewiętnaście lat. Wtedy oczywiście tak na to nie patrzył. Ale kto wie, czy gdyby nie to, że w pewnym sensie uwolniono go od wszelkich więzów, mógłby naprawdę być tak wolny, jak był. Nawet jeżeli ogromna część wykopalisk była żmudną robotą – choć w przypadku tych czarodziejskich mniej żmudną niż mugolskich, bo pomagała magia, i z drugiej strony mniej nudną oraz bardziej niebezpieczną, bo umożliwiała lepsze zabezpieczenie – podróżował i robił to, co sam wybrał.
Rzadko myślał o tym w kategorii wielkiego szczęścia, ale po prawdzie dwa z trzech wczorajszych snów uświadamiały mu nieco mocniej niż zwykle, że mogłoby to wszystko wyglądać znacznie gorzej,
Gdy Ulysses się pojawił, Cathal zmierzył go spojrzeniem. Nie widzieli się od jakiegoś czasu, ale Rookwood zupełnie się nie zmienił.
- Nie, jesteś punktualnie – zapewnił, przyjmując zamówioną herbatę. Z pewnym zdziwieniem stwierdził, że pachniała pomarańczami i korzennym zapachem. Obie wonie szczególnie lubił, choć zdawało się to odrobinę dziwnym połączeniem przy herbacie. Z drugiej strony, czasem te dziwne połączenia są najlepsze. – Przez większość czasu próbowaliśmy go unikać. Bez powodzenia.
Jego skóra faktycznie była opalona na ciemny brąz, kontrastując z jasnymi włosami, odziedziczonymi po matce. Cathal wdał się z wyglądu w Gauntównę, i w efekcie rzadko gdzieś wyglądał u siebie. W Egipcie wyróżniały go włosy i oczy, tutaj opalenizna.
Upił łyk herbaty. Smak był dla niego zupełnie nowy: miła niespodzianka.
- Mam nadzieję, że kiedyś uda mi się sprawdzić, jak podziała tureckie słońce – powiedział mimowolnie, chociaż wcale nie zamierzał wcześniej opowiadać o tych planach Ulyssesowi. Może dlatego, że – w pewnym sensie – wspomniał mu już o nich? Tej sennej wersji Rookwooda? – Fascynuje mnie wzgórze Göbekli Tepe. Mugolscy archeolodzy jakiś czas temu odkryli, że nie jest naturalne, a turecka ekipa czarodziejów potwierdza, że może mieć nawet trzynaście tysięcy lat i być może… w jej powstaniu maczali palce pierwsi czarodzieje.
Potrząsnął głową i odstawił herbatę, próbując pozbyć się myśli o Turcji, tamtejszych obyczajach, krajobrazach i przede wszystkim wzgórzu, które mogło skrywać tajemnice przeszłości.
- Choć jest całkiem możliwe, że zamiast tam tym razem skończę bliżej, w Walii – dorzucił, zmieniając temat. – Twoje wyliczenia okazały się poprawne. Na koniec października udało się nam otworzyć grobowiec.
Kolejne miesiące spędzili na badaniu komnat nagrobnych, znalezionych tam przedmiotów oraz inskrypcji. Znaleziska były więcej niż zadawalające. Część z nich trafiła do muzeum Shafiqów, część do muzeum w Egipcie, coś otrzymali sponsorzy, ale parę rzeczy udało się Cathalowi zachować i to nawet nie nielegalnie. Cóż, czarodziejskie, prywatne wykopaliska kierowały się nieco innymi zasadami niż te mugolskie, a w ich czasach jeszcze mało się mówiło o zagrabianiu skarbów innych kultur…
- Mam dla ciebie drobiazg w podziękowaniu za pomoc.
Cień Swojego Ojca
Prawdziwa nienawiść to dar, którego człowiek uczy się latami.
Patrząc na niego z daleka widzisz schludnego, nienagannie ubranego mężczyznę. Mierzy około 180 cm wzrostu. Jest szczupły. Nieszczególnie umięśniony. Ma ciemne włosy i jasne, niebieskie oczy. Z bliska okazuje się, że natura obdarzyła go wydatnym nosem i często zaciska usta w cienką linię. Rzadko się uśmiecha. Nie żartuje. Jest spięty. Ma pedantyczne ruchy. Aż do bólu opanowany i kontrolujący.

Ulysses Rookwood
#4
22.02.2023, 03:14  ✶  
Na ustach Ulyssesa pojawiło się coś, co od biedy można było wziąć za słaby – wywołany magiczną herbatą – uśmiech. Nie sprawił on, by jego poważna twarz nagle rozpogodziła się jak słońce na niebie, wyglądał raczej dziwnie niepasująco, jakby Rookwood sam był nienawykły do tego, że jego usta zdolne są do podobnego grymasu.
Zapatrzył się na Cathala. Raczej nie po to by podziwiać jego opaleniznę lub pojaśniałe od słońca włosy, choć w tej chwili był nawet skłonny przyznać na głos, że ten wygląd pasował mu bardzo, ale by pokazać mu, że interesowało go, co mówił. Drgnął słysząc o Göbekli Tepe. Zmarszczył czoło, przypominając sobie, że we śnie Shafiq obiecał mu podróż w tamto miejsce. Jakie to było osobliwe zrządzenie losu, że wczoraj śnił o nim w tym przeklętym śnie, a dzisiaj, podczas rozmowy padła akurat ta nazwa. Przed oczami stanął mu stojący w lesie, podczas burzy z piorunami Cathal. Porównywał jego twarz – tę ze snu z tą, którą widział teraz. Były identyczne, albo teraz wydawało mu się, że takie były.
Ulysses poczuł uścisk w żołądku. Napił się herbaty, by zamaskować swoje zmieszanie.
- Nie masz pojęcia, jak czasami ci zazdroszczę – powiedział znowu, gdzieś w połowie własnych słów zdając sobie sprawę, że wypowiada je na głos. Nie nawykł do mówienia takich rzeczy innym ludziom. Ba, nawet nie miał ich komu mówić. A jak na złość, jego język jeszcze nie skończył wszystkiego, co miał do powiedzenia. – Masz odwagę by żyć tak, jak chcesz. Podróżujesz. Odkrywasz nieznane. Badasz przeszłość. Widzisz relikty, o których istnieniu większość nawet nie ma pojęcia. To niesamowite.
To naprawdę było niesamowite. Dużo bardziej fascynujące od tego, co robił w życiu Ulysses. Jego praca polegała głównie na tym, by przywrócić do porządku to, co zostało zniszczone przez magię w świecie mugoli. Czasami nawet przywracał do porządku to, co zrobił jego własny ojciec albo on sam.
- Czego takiego będziesz szukał w Walii? – zainteresował się. A chwilę później, na jego twarzy naprawdę zadziała się magia. Nie, nie uśmiechnął się znowu, tym nieporęcznym, niezdarnym uśmiechem, ale widocznie rozpromienił Blade policzki, których nigdy nawet nie musnęło egipskie słońce, nabrały koloru a oczy rozbłysły w zadowoleniu. Jak to przyjemnie było usłyszeć, że jego nic nie znaczące hobby okazało się przydatne. – Co było w środku? – zaciekawił się.
Gdzieś w połowie znowu przeszło mu przez myśl, że przecież śnił o tym tej nocy. Śnił w pięknym śnie, który dopiero przy końcu zamienił się w koszmar, którego ślady nosił na ręku. Obrócił głowę ku zranionej ręce. Nie była tak mocno raniona jak we śnie, ale ślady po nożu pozostawały całkiem wyraźne, choć teraz skryte pod wykrochmaloną koszulą i ciemną marynarką.
Nawet jakby chciał powiedzieć Cathalowi o śmie, to nie wiedział jak miałby to zrobić. Jak zrobić to w taki sposób, by nie wyjść ani na głupca, ani na desperata.
- Nie musiałeś mi nic przywozić – powiedział, ale nie był już w stanie dodać, że to właściwie było niepotrzebne, bo chociaż tak wypadało, to trochę potrzebował tych drobiazgów od Shafiqa.
Syn czarnoksiężnika
Cathal wdał się w dużej mierze w matkę z Gauntów: po niej ma dość jasne włosy i jasne oczy. Mężczyzna bardzo wysoki, około 192 cm wzrostu, któremu wyraźnie nie był w życiu obcy wysiłek fizyczny. Gdzieś pomiędzy trzydziestką a czterdziestką.

Cathal Shafiq
#5
22.02.2023, 03:54  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 22.02.2023, 17:52 przez Cathal Shafiq.)  
Ulysses zawsze był zamknięty w sobie. Cathal również, ale Rookwood bił go w tym na głowę. (I Shafiq być może nawet nie zdawał sobie w stu procentach sprawy z tego, że on oglądał tego odrobinę bardziej otwartego Rookwooda niż większość ludzi…) Pochwała wygłoszona tak wprost była więc trochę zaskakująca, choć tego po sobie nie pokazał, upijając jeszcze jeden łyk herbaty.
Wraz z tym łykiem jego myśli znowu poszybowały gdzieś ku Turcji i „brzuchatemu wzgórzu”. Odgonił je od siebie z pewnym trudem.
- Spora część mojej pracy tak naprawdę jest nudna – przyznał. Gdy już ulotniła się myśl o Turcji, pomyślał o Ulyssesie. Nie tym, który siedział przed nim: bladym, w garniturze, w błyszczących butach. Tym ze snu o Egipcie, w pomiętej koszuli, opalonego przez pustynne słońce, który zdawał się… prawie szczęśliwy. To był tylko sen, ale jego słowa sprawiły, że mimowolnie zaczął się zastanawiać, czy to mogłoby być coś, co dałoby Rookwoodowi satysfakcję. – W Walii odkryto właśnie parę zabudowań. Wygląda na to, że to ruiny wioski. Mugoli, którzy je znaleźli, trafiła klątwa, weszło tam Ministerstwo… i okazało się, że to mogą być ruiny wioski takiej jak Hogsmeade. Przejmujemy więc sprawę. W okolicy są podobno dziwne filary.
Liczył więc, że znajdzie coś naprawdę ciekawego. Tak, dla archeologa ciekawe powinno być już samo wykopywanie domów, datowanie, sprawdzanie, dlaczego zostały zakopane.
I było.
Ale Cathal też spędził tyle lat na zagranicznych, czarodziejskich wykopaliskach, że miał nadzieję na coś więcej. Na artefakty, tajemnice starej magii, nawet jeżeli dotąd z siedmiu stanowisk archeologicznych, na których pracował, natknął się na nie osobiście zaledwie trzykrotnie, a raz odkrycie było niezbyt duże i okupione paroma latami pracy.
Chciał zapytać, co u Ulyssesa. I to nie tak, że nie był tym zupełnie zainteresowany. Miał po prostu niejakie wrażenie, że nie powinien. Zanim zdążył rozważyć, czy pytać, i czy zrobić to teraz, czy później, Rookwood zresztą pierwszy zadał pytanie.
- Partnerka faraona zabrała w zaświaty sporo skarbów, w tym także zaklęte przedmioty. Przeznaczenia kilku dalej nie odkryliśmy, i dwa trafiły do specjalistów w Anglii. Najciekawszy jest chyba artefakt w kształcie… nazwałbym to małą piramidą. Jak wykazały wstępne badania, prawdopodobnie pełnił funkcję zbliżoną do różdżki. Pomagał jej ukierunkować moc. Do jego stworzenia użyto dziwnego metalu i sierści sfinksa. Ale o tym nikomu nie wspominaj – zastrzegł Shafiq. Nie była to niby wielka tajemnica, niemniej „artefakt ukierunkowujący moc” mógł być hasłem, które przyciągnęłoby ewentualnych złodziei.
Uśmiechnął się tylko, kiedy Ulysses zapewnił, że nie musiał nic przywozić.
- Tak, a ty nie musiałeś spędzać dwóch nocy nad tymi obliczeniami. Nasz numerolog poległ na nich z kretesem. Jego zdaniem komnata miała otworzyć się w styczniu– stwierdził, pochylając się, po swoją starą torbę, wytartą, wyblakłą, porysowaną. Wyciągnął z niej najpierw niewielki amulet. Dało się go po prostu gdzieś położyć jako ozdobę albo dopasować sznurek. – Krzyż Ankh. Zapewne stworzony jako amulet ochronny dla kapłana. Nie mam pojęcia, czy kiedykolwiek miał jakieś moce i jeśli tak, to czy dalej działają – zastrzegł. Był dość prosty, ciemny, wykonany prawdopodobnie z jakiegoś kamienia. Cenny głównie ze względu na swoją historię. Wykopaliska czarodziejów pozwalały na dużo więcej swobody w przejmowaniu pewnych rzeczy niż te mugolskie, a na ostatnich wykopaliskach Shafiq pierwszy raz wszystkim kierował i w dodatku jego rodzina była sponsorem, także część rzeczy po prostu miała do nich trafić, ale wciąż Cathal nie mógłby ot tak zabrać i rozdawać czegoś faktycznie o potężnej mocy czy klejnotów.
Nie oficjalnie, w każdym razie, a nie dałby Rookwoodowi czegoś, co mogłoby go wpędzić w kłopoty.
- A to posążek Anubisa – dodał, wyciągając drugi. – W ogóle, zabawna sprawa? Śniłem dziś o Egipcie i w tym śnie zamiast wysłać obliczenia, przywiozłeś je osobiście.
Cień Swojego Ojca
Prawdziwa nienawiść to dar, którego człowiek uczy się latami.
Patrząc na niego z daleka widzisz schludnego, nienagannie ubranego mężczyznę. Mierzy około 180 cm wzrostu. Jest szczupły. Nieszczególnie umięśniony. Ma ciemne włosy i jasne, niebieskie oczy. Z bliska okazuje się, że natura obdarzyła go wydatnym nosem i często zaciska usta w cienką linię. Rzadko się uśmiecha. Nie żartuje. Jest spięty. Ma pedantyczne ruchy. Aż do bólu opanowany i kontrolujący.

Ulysses Rookwood
#6
24.02.2023, 12:26  ✶  
Jak na ironię, Ulyssesowi przeszło przez myśl, że chciałby doświadczyć takiej nudy, o której wspomniał Cathal. Spuścił wzrok na filiżankę z herbatą. Patrzył na parujący napój, znowu zdając sobie sprawę z tego, jak bardzo różniły się ich życia. Czyje częściej było w niebezpieczeństwie i wybory czyjego warte były niebezpieczeństwa.
Upił trochę różanej herbaty.
- Przejmujemy sprawę – powtórzył za Shafiqiem. Bawił się myślą, że to rzeczywiście oni, a nie Cathal i jego grupa archeologiczna, przejmowali sprawę. – Więc oficjalnie będziesz współpracował z Ministerstwem Magii? – dopytał na wszelki wypadek. Wiedział dobrze, że to nie zawsze tak działało. Może nawet częściej w ogóle tak nie działało. – Wioska podobna do Hogsmeade. – Już samo to brzmiało interesująco. I to interesująco na tak wielu płaszczyznach, że Ulysses aż zamarł na moment, pozwalając w spokoju przepłynąć wszystkim myślom, które nagle postanowiły w szalonej gonitwie przepłynąć przez jego głowę. Klątwa. Ruiny magicznej wioski. Po co? Po co klątwa w takim miejscu? Dla bezpieczeństwa? Czy żeby coś ukryć? Co ukryć? Filary? Nie. To raczej narzędzie. Magię? Jaką? Coś innego? Czemu ruiny? Co się stało z czarodziejami, którzy zamieszkiwali wioskę? Odeszli? Umarli? Czemu? - Już coś wiesz na jej temat? Podejrzewasz z jakiego może być okresu?
Ulysses nie był archeologiem i nie uważał się za archeologa, nawet amatora. W rozmowie z Cathalem nie aspirował również do bycia postrzeganym jako równy mu wiedzą rozmówca. Nie w tym temacie. A może nawet, przez stosunek, który miał akurat do niego, w większości tematów, które poruszali, oddawał mu pierwszeństwo. Te, w których sam, naprawdę, wiedział więcej, pozostawiał raczej ukryte za grubym murem, do którego nie pozwalał się nikomu zbliżyć. I paradoksalnie, im bardziej kogoś lubił, tym dalej go od tego muru trzymał z daleka.
A Cathala lubił za bardzo, by go w to wszystko wciągać, nawet tylko fragmentami prawdy o sobie.
Wsłuchiwał się w słowa o partnerce faraona, znowu uświadamiając sobie, że przecież o tym też śnił. We śnie nawet zasugerował, że mogła mieć ze sobą różdżkę. Oczywiście nie wiedział o kształcie małej piramidy, ale… a potem dotarła do niego prośba o to, by nie wspominał nikomu o znalezisku.
Kiwnął głową, by bez cienia emocji wypisanej na twarzy, zgodzić się na prośbę Cathala. Tylko, że tak naprawdę, nawet nie miał komu o tym wspomnieć. Przed ojcem ukrywał znajomość z Shafiqiem. W zasadzie, przed wszystkimi niemal ukrywał znajomość z Shafiqiem. Co z jednej strony miało archeologa chronić, ale z drugiej było jednym z niewielu świadomych przejawów czystego egoizmu Ulyssesa.
Skupił uwagę na amulecie.
- Jest doskonały – zapewnił ostrożnie. Prosty. Niewielki. Taki, który można było schować do kieszeni albo ukryć pod koszulą. Dla Rookwooda nie musiał mieć żadnych szczególnych mocy by był cenny. Otrzymywał go właśnie w ramach podziękowania za wyliczenia numerologiczne, które wykonał. Namacalny znak, że hobby okazało się przydatne, że bezużyteczne hobby nie było tak do końca bezużyteczne.
Figurka Anubisa. Ulysses czuł jak krew odpływała mu z twarzy. Potrząsnął głową. Coraz bardziej miał niejasne wrażenie, że coś tu było nie w porządku. Ale to przecież nie było możliwe, by śnili o tym samym. Już to, że obydwaj śnili o sobie nawzajem jednej nocy, pozostawało niesamowitym zrządzeniem losu. 
– Przywiozłem je osobiście? – zapytał powoli. – A potem co? Przyjechali profesorowie z Luwru i jeden z nich postanowił mnie zarżnąć?
Syn czarnoksiężnika
Cathal wdał się w dużej mierze w matkę z Gauntów: po niej ma dość jasne włosy i jasne oczy. Mężczyzna bardzo wysoki, około 192 cm wzrostu, któremu wyraźnie nie był w życiu obcy wysiłek fizyczny. Gdzieś pomiędzy trzydziestką a czterdziestką.

Cathal Shafiq
#7
24.02.2023, 13:36  ✶  
Rzeczywiście, było w tym coś ironicznego. To życie Ulyssesa mogłoby wydawać się postronnym nudne. Tymczasem owszem, Cathal podróżował. Czasem wchodził do starożytnych komnat czarodziejów, pełnych klątw, zaklętych posągów i pułapek. Ale też spędzał miesiące w namiocie, rozszyfrowując inskrypcje albo siedząc nad kilkoma starymi talerzami. A Rookwood? On każdego dnia miał świadomość, że w piwnicy jego domu mieszka najpotężniejszy czarnoksiężnik wszechczasów.
Cathal, na całe szczęście, choć przeczuwał, że od innych Rookwoodów powinien trzymać się z dala – za długo znał Ulyssesa, aby tego nie wiedzieć – o tym nie miał pojęcia.
- Nie do końca. Ministerstwo pojawiło się, by zająć się mugolami i tak dalej. Może nawet był tam ktoś z twojego wydziału? – zastanowił się. – Okazało się, że to czarodziejska wioska, więc nikt nie chce, żeby pakowali się tam mugole. Ministerstwo nie ma czasu i możliwości tam kopać, więc oni mają zająć się rzucaniem obliviate i confundusów na osoby, które miały tam pracować, a my mamy zrobić resztę. Shafiqowie zgodzili się wstępnie sypnąć groszem. Na razie wiem niewiele, tylko tyle, że musiała przestać istnieć minimum pięćset lat temu. A ty? W Anglii nie jest za spokojnie. Pewnie mnóstwo pracy?
Uwaga była dość… ogólna. Cathal specjalnie nie wnikał w pewne tematy, a przynajmniej nie miał zamiaru wnikać w nie w Anglii. Od działalności śmierciożerców i Ministerstwa planował trzymać się tak daleko, jak to tylko możliwe. Z wielu różnych względów. Wiele czasu spędzał poza krajem, interesował się zupełnie innymi rzeczami, a podszepty w głowie stanowiły kolejny, dobry powód.
Bo Cathal nie miał ochoty dać sobą sterować czarodziejowi martwemu od tysiąca lat.
- To dobrze, że ci pasuje.
Mógłby próbować przywieźć coś cenniejszego czy bardziej widowiskowego, ale nie wydawało się mu, aby wielkie posążki, ogromne, kolorowe papirusy czy egipska biżuteria starożytnej królowej przypadły Ulyssesowi do gustu. Choroba Milforda objawiała się u różnych ludzi inaczej, i Rookwood zdawał się jeszcze wrażliwszy na bodźce niż Cathal.
Zmarszczył lekko brwi, kiedy dostrzegł nagłą bladość Ulyssesa. A potem zamarł na kolejne słowa. Jego wzrok stał się bardziej uważny, ale także zimniejszy.
Nigdy nie bawił się sztuką legimencji, ale co nieco o niej słyszał. Chyba powinien się zorientować, gdyby ktoś jej na nim użył? Bodaj pierwszy raz w życiu pożałował, że nie poświęcił więcej czasu oklumencji – pośród podróży, uczenia się obyczajów, studiowania historii kultur, zabrakło po prostu na to czasu. Teraz, kiedy istniała szansa, że ktoś wszedł do jego głowy… Jak to możliwe, że Rookwood wiedział, o czym śnił Shafiq? Pochłonięty tymi myślami, milczał nieco dłużej niż by należało.
- Tak – odparł w końcu płaskim tonem. – Było też wesele. Twoje. Ktoś próbował cię udusić.
Cień Swojego Ojca
Prawdziwa nienawiść to dar, którego człowiek uczy się latami.
Patrząc na niego z daleka widzisz schludnego, nienagannie ubranego mężczyznę. Mierzy około 180 cm wzrostu. Jest szczupły. Nieszczególnie umięśniony. Ma ciemne włosy i jasne, niebieskie oczy. Z bliska okazuje się, że natura obdarzyła go wydatnym nosem i często zaciska usta w cienką linię. Rzadko się uśmiecha. Nie żartuje. Jest spięty. Ma pedantyczne ruchy. Aż do bólu opanowany i kontrolujący.

Ulysses Rookwood
#8
25.02.2023, 01:18  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 25.02.2023, 01:23 przez Ulysses Rookwood.)  
Ulysses trochę żałował, że to nie on został wezwany, gdy jacyś mugole odkryli ruiny magicznej wioski. Miałby wtedy doskonały powód by wysłać do Shafiqa sowę. Powiadomić go o fascynującym odkryciu, które mogło go zainteresować.
- I tak, i nie. Właściwie to nie mam wiele więcej wezwań niż zazwyczaj – odpowiedział neutralnie. Na swój sposób, Rookwood tak bardzo nawykł do tego, by oddzielać od siebie dwa życia, które prowadził, że robił to niemal bezwiednie. Nie wymagało to od niego nawet tak wiele wysiłku, jak powinno. - Po prostu trochę zmieniła się ich specyfika. Dawniej to były głównie przypadkowe użycia magii przez magiczne dzieci urodzone w mugolskich rodzinach, teraz… teraz w mugolskim Londynie częściej wybucha gaz – opisał naokoło.
Ale przecież nie musiał mówić wprost, że Śmierciożercy atakowali czasem mugolskie budynki. W obecnych czasach to było oczywiste. Tak bardzo oczywiste, że obraziłby inteligencję swojego rozmówcy, gdyby wymienił ich z nazwy.
A potem zacisnął usta. Odwrócił głowę, zawstydzony i zaniepokojony jednocześnie odpowiedzią Cathala. Nie myślał o tym, że najwyraźniej zdenerwował go swoim pytaniem. Nie próbował go świadomie wzywać do swoich snów. Ba, gdyby miał wybór, nigdy by tego nie zrobił a jeśli już to poprosiłby o pomoc ojca. A jednak, w jakiś niezrozumiały dla niego sposób, śnili wczoraj ten sam sen. Dwa sny. Może nawet trzy, a ten trzeci był najbardziej upokarzający dla Ulyssesa, bo pokazywał czego naprawdę chciał.
Sięgnął ku swojemu krawatowi. Dość powoli go poluzował, jakby każdy najmniejszy ruch sporo go w tym momencie kosztował. Wreszcie zrobił to mniej więcej na tyle, by móc rozpiąć górny guzik koszuli i odsłonić przed Shafiqiem szyję. Miał na niej siniaki układające się w odciski palców. Na kilka sekund, uniósł nawet brodę wyżej, by Cathal lepiej mógł przyjrzeć się śladom po duszeniu.
Chrząknął.
Umknął przed nim wzrokiem, pośpiesznie zapinając koszulę.
- Nie wiem jak to się stało, że znalazłeś się we śnie razem ze mną. Nie próbowałem cię tam ściągać.
Syn czarnoksiężnika
Cathal wdał się w dużej mierze w matkę z Gauntów: po niej ma dość jasne włosy i jasne oczy. Mężczyzna bardzo wysoki, około 192 cm wzrostu, któremu wyraźnie nie był w życiu obcy wysiłek fizyczny. Gdzieś pomiędzy trzydziestką a czterdziestką.

Cathal Shafiq
#9
25.02.2023, 01:38  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 25.02.2023, 01:40 przez Cathal Shafiq.)  
Wybuchy gazu. Albo jego uwolnienie. Udary i zawarły serca.
Zasługują na to. Gnębili nas przez setki lat, szepnął głos w jego głowie. Nie był pewny, czy był to podszept Slytherina czy tylko echo wspomnienia ojczyma. Znów uniósł stygnącą powoli herbatę, ale teraz jej smak zdawał się gorzki, a magia ulotniła się i nie przywoływała już myśli o kolebce religii.
Nie skomentował. Kiwnął jedynie głową.
Zaraz jednak uwaga Cathala została całkowicie pochłonięta przez coś innego. Wbił wzrok w szyję Ulysseda i nie odrywał spojrzenia nawet, kiedy krawat znów został zawiązany. Jego spojrzenie stało się jednak zaraz mniej uważne, a wręcz zamglone. Nie odpowiadał dość długo, całkowicie pochłonięty przez własne myśli. Składał w głowie tę historię, te trzy sny, prawdziwe sny, obraz mężczyzny, który nie tylko chciał zabić Rookwooda, ale przede wszystkim – ośmielił się bawić umysłem Shafiqa. A potem myśli pobiegły dalej, ku czytanym książkom, słyszanym opowieściom, wykładom. Robił przegląd wszystkiego, co mogło spowodować taki stan rzeczy.
– Wątpię, czy byś mógł – powiedział w końcu powoli. Taka magia? Czy Rookwood dałby rady użyć jej świadomie? Z wiedzy Cathala wynikało, że byłoby to prawie niemożliwe. Dopiero teraz odstawił filiżankę. Cały czas, dobre trzy minuty, tkwił w całkowitym bezruchu, z naczyniem uniesionym tuż nad stołem. – Opcja pierwsza. Ktoś rzucił zaklęcia na nas obu albo coś nam podał. Opcja druga. Dopadł jednego z nas, a drugi został wciągnięty przypadkiem. Może przez… nici powiązań?
Nie znał się na tym zbyt dobrze, podobno jednak istnieli ludzie zdolni takie rzeczy dostrzegać.
– Jadłeś cokolwiek wczoraj na mieście? W ministerstwie? Jakieś podejrzane zapachy? – spytał marszcząc brwi. Nie wątpił, że Ulysses wszystko doskonale pamięta, problem polegał na tym, że ciężko było zdefiniować „podejrzane”. – Nie jadłem niczego, do czego można by dodać jakiś eliksir. Nie sądzę, by ktoś miał okazję rzucić na mnie zaklęcie. Ale byłem na Pokątnej. Jakiś dzieciak próbował mnie okraść. Nie zwracałem więc przez chwilę uwagi na otoczenie. Wbiegłem za nim na alejkę do Nokturna. Tam większość zapachów zdaje się podejrzana.
Jeżeli Ulysses bał się, że Cathal będzie go obwiniać, to niepotrzebnie. Przez moment przeszło mu przez głowę, że ten użył na nim jakimś cudem legimencji i wściekł się o to w duchu. Ale rany na szyi natychmiast obróciły jego gniew w inną stronę.
Ku ciemnowłosemu, krępemu mężczyźnie, którego trzykrotnie próbował zabić w snach i nie zdołał.
Cień Swojego Ojca
Prawdziwa nienawiść to dar, którego człowiek uczy się latami.
Patrząc na niego z daleka widzisz schludnego, nienagannie ubranego mężczyznę. Mierzy około 180 cm wzrostu. Jest szczupły. Nieszczególnie umięśniony. Ma ciemne włosy i jasne, niebieskie oczy. Z bliska okazuje się, że natura obdarzyła go wydatnym nosem i często zaciska usta w cienką linię. Rzadko się uśmiecha. Nie żartuje. Jest spięty. Ma pedantyczne ruchy. Aż do bólu opanowany i kontrolujący.

Ulysses Rookwood
#10
25.02.2023, 02:32  ✶  
Ulysses miał tak sprawne ruchy, że nawet nie musiał spoglądać w lustro, by z powrotem przywrócić do porządku swoje ubranie. Tym bardziej, może powinien zwrócić na to uwagę, na tę nieścisłość we śnie? Uświadomić sobie, że były takie umiejętności, których się po prostu nie zapominało, niezależnie od tego, jak bardzo było się zdenerwowanym?
Ale sny rządziły się swoimi prawami. Ich logika zamykała się w oku śniącego. To z boku dało się dostrzec jak dziurawy świat przedstawiały. I po przebudzeniu, gdy stał przed lustrem i ze strachem patrzył na ślady na swoim ciele.
Pokręcił głową.
Pewnie chodziło o perspektywę, której nie miał Cathal. O to, że niemal od razu po przebudzeniu wiedział, że sen miał związek z tym nieprzyjemnym, ustawicznym poczuciem śledzenia, które prześladowało go poprzedniego dnia. Zanim został zaatakowany we śnie, był długo obserwowany. Krok po kroku śledzony, jakby obserwator zapoznawał się z jego życiem.
Kiedy Ulysses zauważył, że Shafiq się zawiesił, po prostu cierpliwie zaczekał aż niego wróci. Dotarło do niego również, że obydwaj zupełnie inaczej postrzegali tę historię.
- Właściwie to cały wczorajszy dzień był bardzo zwykły. – Odstawił na bok filiżankę z herbatą. Coś ciągle podpowiadało mu by powiedział jeszcze jeden komplement Cathalowi, ale osłabło na tyle, że Rookwood mógł skupić się na prowadzonej rozmowie. Zresztą, co miałby mu teraz powiedzieć? Że dobrze wyglądał taki zachmurzony? Że imponująco szybko przeszedł do rozwiązywania tej zagadni? To nie były dobre komplementy, nawet jeśli język Ulyssesa gotów był je wypluć z siebie. - Z jednym tylko szczegółem. Od wyjścia z domu aż do samego powrotu, czułem się obserwowany. Nie widziałem jednak nigdzie żadnego obserwatora.
Idąc tym tropem, Rookwood nie zastanawiał się nad sposobem, przez który został zaatakowany, ale dlaczego napastnik wybrał akurat jego. I tu pojawiała się ta niebezpieczna myśl, że być może ktoś próbował się zemścić. Na nim lub na jego ojcu. Obydwaj mogli mieć wrogów. I obydwaj na pewno mieli wrogów. Tylko czy na tyle przebiegłych (lub szalonych), by zaatakować go we śnie?
- Nie wiem jakim sposobem trafiłeś do moich snów, ale nie wydaje mi się by ten… uśmiechający się mężczyzna, w ogóle spodziewał się, że możesz w nich być – sprostował. – Gdyby było inaczej, jeśli nie na weselu to na pustyni, ale spodziewałby się, że możesz nadejść.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Cathal Shafiq (3058), Ulysses Rookwood (3107)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa