Szacowny Robercie,
Żałuję, że jestem zmuszona wysłać ten list, ale w obliczu ostatnich wydarzeń, stwierdziłam, iż nie pozostawiono mi innego wyboru. Proszę, aby treść tego listu pozostała między nami: to sprawa wysoce delikatna, wrażliwej natury.
Pozwól, że przejdę do rzeczy. Otrzymałam przesyłkę, której nie zamawiałam. Jakież było moje zdziwienie, kiedy po odpakowaniu odkryłam jej zawartość: w środku znajdowała się charakterystyczna świeczka o fallicznym kształcie. Uznałabym to za niesmaczny żart, gdybym nie była świadoma wydarzeń na Lammas – tak, odwiedziłam kiermasz, Robercie, wieść o Twojej nowej linii produktów doszła także i do moich uszu, ale zamierzałam zignorować te doniesienia z obojętną godnością – jako że na paczce nie znalazłam adresu zwrotnego, a sama świeczka uległa autodestrukcji, zanim zdążyłam ją odesłać do twórcy – kieruję do Ciebie te słowa, licząc, że wyjaśnisz mi… W którym momencie powinnam się zaśmiać?
Nie życzę sobie więcej podobnych psikusów. Nie licują one z powagą Twojego wieku, są wysoce niestosowne w kontekście łączącej nas relacji, a nade wszystko: uwłaczają mojej czci jako kobiety – młodej, niezamężnej, związanej z Twoją rodziną nie tylko więzami powinowactwa, ale szczerej sympatii, zwłaszcza względem Twojej córki, a mojej dawnej wychowanki – stanowią afront wobec mojej szacownej rodziny, wobec dobrego imienia mojego, a także mojego ojca, którego zawsze reprezentuję.
Jestem zawiedziona Twoim postępowaniem, zwłaszcza, że zawsze widziałam w Tobie człowieka godnego szacunku. Jest mi niezwykle mi przykro, że tak strasznie się pomyliłam.
Nie żywię wobec Ciebie urazy. Życzę Ci spokoju – kontemplacyjnego ukojenia ciszy – abyś mógł na chłodno rozważyć moje słowa i przemyśleć swoje dalsze postępowanie.