Drogi Thomasie,
odpisuję trochę szybciej, bo sowa tym razem miała znacznie mniejszy dystans do pokonania – a i tak zajęło to trochę dłużej niż powinno, bo chyba się zgubiła po drodze. Przyleciała do mnie, jak byłam na statku.
Pewnie się już trochę domyślasz kierunku tego, co Ci napiszę, ale i tak to zrobię – przyjechałam do Anglii! Cathal już jakiś czas temu mi to proponował, ale dla mnie to nie była po prostu kwestia spakowania się i wyjazdu, dlatego reszta ekipy jest na miejscu już jakiś czas, ja dołączyłam teraz. Nie na chwilę, a na dłuższy czas, może nawet liczony w latach – zobaczymy jak to się potoczy. Cal złapał jakiś węch na wykopaliska na terenie Walii, sama jestem ciekawa, co tam zastanę. Na razie nie bardzo mogę się tam udać, muszę załatwić całą papierologię w Ministerstwie, a jeden bucowaty auror już mi siedział na ogonie, nie bardzo wiem dlaczego. Thomas, czy ja wyglądam podejrzanie??
W każdym razie nie chcę nikomu robić problemów, muszę się też zarejestrować jako animag. Zapomniałam ile u moich dziadków jest zwierząt i ile roboty! Póki co będę pomagać im, póki nie dostanę wszystkich pozwoleń. Mam nadzieję, że uda nam się spotkać za jakiś czas. Teraz już w lepszych dla Ciebie warunkach niż palące słońce na pustynii.
A nawiązując do Twojego listu: Ty się tak cieszyłeś z możliwości skorzystania ze świstoklika, a ja załatwiałam jak zwykle taką trasę, żeby nie musieć tego dotykać wcale. Nienawidzę świstoklików. Ale za to macie w Anglii taką fajną opcję przejazdu Błędnym Rycerzem…