30.01.2024, 16:06 ✶
Oczywiście, że nienawidziła Stanleya, ale bardzo, bardzo starała się, aby ta nienawiść nie wyciekała z niej przesadnie. Uśmiechała się do niego na powitanie? Uśmiechała! Wyobrażając sobie, jak fajnie byłoby, gdyby zdechł, ale to był szczegół. Mówiła mu dzień dobry? Regularnie. (A gdyby wiedziała, jak on tego nie lubił, robiłaby tu trzy razy dziennie!)
Nawet teraz więc uśmiechnęła się do niego lekko. Nawet nie przyszło jej to z trudem, bo och - bolała go ręka, jak tu się nie cieszyć?
- Dobrze, że sytuacja opanowana. Uważaj na siebie.
...albo nie.
Nie była tu jako przełożona Stanleya Borgina. Nie przyjmowała tego po prostu do wiadomości, bo gdyby faktycznie była jego przełożoną, to by oznaczało, że za niego odpowiada - także za omal nie uschniętą rękę - a bycie odpowiedzialną za Stanleya Andrewa Borgina było jedną z ostatnich rzeczy, jakich sobie życzyła.
Odprowadziła jego i Sprouta spojrzeniem, w duchu życząc mu, aby ta ręka jednak uschła. Albo przynajmniej bolała. W końcu dostał od niej tylko antidotum na truciznę - nie eliksir wiggenowy, więc rana zostanie. Czy ugryzienie tentakuli bolało? Och, miała wielką nadzieję, że owszem...
- Chodź, Apollo, popatrzymy sobie na szpadle - westchnęła i powędrowała razem z drugim Brygadzistą ku storczykom.
Szerokim łukiem omijając te grządki, które wcześniej Sprout wskazał jej jako potencjalnie niebezpieczne, a w pobliże których zabłądził Stanley Borgin.
Kompletnie nieświadoma, że był to przedostatni raz, gdy obowiązki służbowe sprowadziły ich do jednego miejsca w jednym czasie...
...a przynajmniej te "oficjalne" obowiązki służbowe ich obojga.
Nawet teraz więc uśmiechnęła się do niego lekko. Nawet nie przyszło jej to z trudem, bo och - bolała go ręka, jak tu się nie cieszyć?
- Dobrze, że sytuacja opanowana. Uważaj na siebie.
...albo nie.
Nie była tu jako przełożona Stanleya Borgina. Nie przyjmowała tego po prostu do wiadomości, bo gdyby faktycznie była jego przełożoną, to by oznaczało, że za niego odpowiada - także za omal nie uschniętą rękę - a bycie odpowiedzialną za Stanleya Andrewa Borgina było jedną z ostatnich rzeczy, jakich sobie życzyła.
Odprowadziła jego i Sprouta spojrzeniem, w duchu życząc mu, aby ta ręka jednak uschła. Albo przynajmniej bolała. W końcu dostał od niej tylko antidotum na truciznę - nie eliksir wiggenowy, więc rana zostanie. Czy ugryzienie tentakuli bolało? Och, miała wielką nadzieję, że owszem...
- Chodź, Apollo, popatrzymy sobie na szpadle - westchnęła i powędrowała razem z drugim Brygadzistą ku storczykom.
Szerokim łukiem omijając te grządki, które wcześniej Sprout wskazał jej jako potencjalnie niebezpieczne, a w pobliże których zabłądził Stanley Borgin.
Kompletnie nieświadoma, że był to przedostatni raz, gdy obowiązki służbowe sprowadziły ich do jednego miejsca w jednym czasie...
...a przynajmniej te "oficjalne" obowiązki służbowe ich obojga.
Koniec sesji
Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.