Nie zdążył zareagować na słowa Sebastiana. Dorzucić czegoś jeszcze w temacie wspomnianej werbeny. A szkoda, bo kilka uwag wręcz cisnęło się na usta. Powstrzymanie się przed wyrzuceniem z siebie kolejnych słów, dla Theona stanowiło pewne wyzwanie. Z reguły nie gryzł się on w język. Nie starał się trzymać go za zębami. Niekoniecznie się pilnował. Jedynie przy Delilah zdarzało mu się chodzić na paluszkach. Lata, które spędził w rodzinnej posiadłości miały na to zapewne duży wpływ.
Wiesz, że na Tobie polegam John.
Z tego stanu rzeczy, sprawę zdawali sobie wszyscy mieszkańcy posiadłości. Wszystkie osoby, z którymi Delilah była blisko. Tylko czy zarazem ktokolwiek z nich rozumiał w jaki sposób na to zaufanie archeolożki Rawlinson sobie zapracował? Tutaj już wszystko zaczynało się komplikować. Ciężko było to jakoś sensownie wytłumaczyć. Zaakceptować łączącą ich relacje.
Zwłaszcza w świetle tego, co na temat Rawlinsona wiedział każdy.
Podczas gdy Theon słowa Rawlinsona zignorował, Sebastian odpowiedział. Sądząc po wyrazie twarzy Delilah, niekoniecznie podobało jej się to, w jaki sposób odezwał się syn. Zaciśnięte usta, krytyczne spojrzenie. Przy swoim znajomym nie zamierzała jednak wygłaszać żadnych uwag.
Na nie dopiero przyjdzie czas. Za moment.
- Oczywiście, że jest. Nie zajmowałbym Tobie czasu czymś, co nie byłoby tego warte. Przecież dobrze mnie znasz. - zapewnił.
Nie był świadomy jaki stosunek do niego mieli bliscy Delilah czy po prostu to ignorował? Albo chciał spróbować w jakiś sposób poprawić łączące go z nimi relacje? Można było się nad tym zastanawiać. O ile ktokolwiek mialby ochotę na to, aby zaprzątać sobie głowę kwestiami wiążącymi się z tym szczurem.
- Widzę, że tym razem pojawiłeś się o czasie, Theonie. - w międzyczasie głos zabrała Delilah. Zbliżyła się do Theona i Sebastiana na tyle, że ten pierwszy odstawił na stolik swój kubek z herbatą, podniósł się z zajmowanego miejsca. Podszedł do babci, uściskał, ucałował. Tak samo jak to wiele razy robił przeszłości.
- Czego nie mogę powiedzieć o Tobie. Zapracowana jak zawsze. - pozwolił sobie na lekką uszczypliwość, którą kobieta puściła mimo uszu. Na ile więcej byłaby jednak w stanie pozwolić wnukowi? Tego nigdy nie dało się przewidzieć. Bywało różnie. Ponoć tak to już bywa z kobietami?
Rawlinson wreszcie zniknął, w salonie zostali tylko we troje. Delilah przez moment spoglądała w kierunku Sebastiana, jakby rozważając czy powinna faktycznie coś powiedzieć, czy może tą konkretną bitwę sobie odpuścić. Wreszcie tylko westchnęła, kręcąc przy tym głową. Dezaprobata nadal była widoczna, ale ostatecznie nie przerodziła się w nic więcej.
- Możemy przejść do mojego gabinetu, porozmawiamy na spokojnie. - padło wreszcie z jej strony. Niestety, jeśli Sebastian miał nadzieje cokolwiek podsłuchać, to nie tym razem. Wyglądało na to, że wszystko miało pozostać wewnątrz czterech ścian niewielkiego pomieszczenia. Pytanie było jedno. Dlaczego?