Salusie,
Już Cię nie denerwuję. Niestety, z kim przystajesz, takim się stajesz, a tak się składa, że w większości przypadków przebywam z szaleńcami, osobami niedbałymi i naukowcami, co właściwie równoznaczne jest z szaleństwem. Choroba zawodowa, jak widzisz. Niestety, sądzę, że i mi przypadła w udziale, jednakże w wystarczająco akceptowalnym dla społeczeństwa stopniu, aby nie obawiać się (jeszcze), że zamkną mnie na stałe w Lecznicy Dusz.
Kontynuując jednak do mojego sprytnego planu, aby nie przywoływać roślinnych macek ani nie wzbudzać podejrzeń (kto zaufa jasnowidzowi podczas gry w karty?), zasugeruję transformację mojej twarzy, która nie ulega rozproszeniu ani deformacji wraz z upływem czasu. Nie pytaj jak, nic Ci nie powiem, muszę mieć swoje sekrety, tajemnica państwowa, Niewymowni, et cetera, et cetera. Podczas delegacji w Grecji spotkałem przeuroczego hindusa, obarczonego chorobą Smoczej Łuski bodajże, nie wiem dokładnie. Słowem, powolutku zmieniał się w coś w rodzaju Drakonida. Idealnie by pasował do Twojej menażerii, czyż nie? Mam jego fotografię w domu, dołączę do następnego listu.
PS
Nikt znajomy, nawet nie pamiętam czyje to. Możesz spalić, aby nie zaburzało estetyki.
Time, I've unlocked it
I see past and future running free