06.12.2022, 23:42 ✶
Lyssa bardzo chciałaby móc kiedykolwiek powiedzieć, że się zgubiła. Niestety jednak, los pokarał ją (albo wybitnie nagrodził) nad wyraz zapobiegającą temu zdolnością. Obierane ścieżki wytyczały w jej głowie wyraźne szlaki, których czas nie był w stanie zatrzeć. Każde mijany stragan krzyczał swoją innością i oferowanym asortymentem, wyznaczając tym samym wyraźny punkt na mapie.
Gubiła się więc specjalnie, w zwyczajnym procesie zaspokajania ciekawości, czy uciekania przed momentami uciążliwymi spojrzeniami, które otaczały jej ojca. Jeszcze niedawno przeszła jej przez głowę myśl, że podobał jej się ten rodzaj atencji. Że dobrze na niej leżały spojrzenia innych, jednak nieprzyzwyczajona do tego, w końcu się zmęczyła.
Drzewa oferowały chwilę spokoju i ograniczenie bodźców, które trafiały do niej nagminnie i które rozpędzały myśli. Szła więc między nimi ostrożnie, chłonąc chłód cienia lasu, ale także tego, który napływał wraz z nadchodzącym zmierzchem. Jeszcze trochę i pewnie zrobi się całkiem ciemno, jednak wcale jej to nie przeszkadzało, a różdżka wciąż znajdowała się w wewnętrznej kieszeni płaszcza.
Z upojnej wręcz ciszy wyrwał ją dźwięk aportowania. Trzask skaził panujący między drzewami spokój, ją samą przyprawiając o lekkie mdłości. Nie miała złudzeń co do tego, że na pewno nie jako jedyna wizytowała otaczającą festynową polanę knieję, jednak nie sądziła by ktokolwiek miał jakikolwiek interes by teleportować się w środek lasu.
Postać, mimo że nieco odległa, pozostawała dla niej widoczna, dzięki rozpalonemu zaklęciu, które oświetlało jej sylwetkę i niewielką przestrzeń dookoła niej. Z braku laku więc, ruszyła przed siebie w jej kierunku. W miarę jak się do niej zbliżała, rozpoznawała męską posturę czy rozczochrane włosy. Przewrotność losu, wyciągnięta prosto z książek, aż prosiła się o to, by był to ktoś jej znajomy, ale powiedzmy sobie szczerze - Lyssa nie znała w Londynie nikogo, nawet własnego ojca, jeśli miała być uszczypliwa.
- Powinieneś uważać. Podobno w noce jak ta, wile chętnie wabią młodych mężczyzn w głąb lasu - odezwała się z jego lewej strony, kiedy wreszcie znalazła się na tyle blisko, by mdły blask lumos oświetlił jej sylwetkę. Owinęła się swoim płaszczem, przytrzymując poły poprzez skrzyżowanie rąk na piersi. Nie tyle z zimna co w mimowolnie defensywnej postawie.
Gubiła się więc specjalnie, w zwyczajnym procesie zaspokajania ciekawości, czy uciekania przed momentami uciążliwymi spojrzeniami, które otaczały jej ojca. Jeszcze niedawno przeszła jej przez głowę myśl, że podobał jej się ten rodzaj atencji. Że dobrze na niej leżały spojrzenia innych, jednak nieprzyzwyczajona do tego, w końcu się zmęczyła.
Drzewa oferowały chwilę spokoju i ograniczenie bodźców, które trafiały do niej nagminnie i które rozpędzały myśli. Szła więc między nimi ostrożnie, chłonąc chłód cienia lasu, ale także tego, który napływał wraz z nadchodzącym zmierzchem. Jeszcze trochę i pewnie zrobi się całkiem ciemno, jednak wcale jej to nie przeszkadzało, a różdżka wciąż znajdowała się w wewnętrznej kieszeni płaszcza.
Z upojnej wręcz ciszy wyrwał ją dźwięk aportowania. Trzask skaził panujący między drzewami spokój, ją samą przyprawiając o lekkie mdłości. Nie miała złudzeń co do tego, że na pewno nie jako jedyna wizytowała otaczającą festynową polanę knieję, jednak nie sądziła by ktokolwiek miał jakikolwiek interes by teleportować się w środek lasu.
Postać, mimo że nieco odległa, pozostawała dla niej widoczna, dzięki rozpalonemu zaklęciu, które oświetlało jej sylwetkę i niewielką przestrzeń dookoła niej. Z braku laku więc, ruszyła przed siebie w jej kierunku. W miarę jak się do niej zbliżała, rozpoznawała męską posturę czy rozczochrane włosy. Przewrotność losu, wyciągnięta prosto z książek, aż prosiła się o to, by był to ktoś jej znajomy, ale powiedzmy sobie szczerze - Lyssa nie znała w Londynie nikogo, nawet własnego ojca, jeśli miała być uszczypliwa.
- Powinieneś uważać. Podobno w noce jak ta, wile chętnie wabią młodych mężczyzn w głąb lasu - odezwała się z jego lewej strony, kiedy wreszcie znalazła się na tyle blisko, by mdły blask lumos oświetlił jej sylwetkę. Owinęła się swoim płaszczem, przytrzymując poły poprzez skrzyżowanie rąk na piersi. Nie tyle z zimna co w mimowolnie defensywnej postawie.