• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Ulica Pokątna v
« Wstecz 1 2 3 4 5 … 9 Dalej »
[07.09 Daphne & Anthony] Your the best little treat

[07.09 Daphne & Anthony] Your the best little treat
the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#1
29.11.2024, 00:13  ✶  

—07/09/1972—
Anglia, Londyn
Daphne Lestrange Malfoy & Anthony Shafiq
[Obrazek: 5ZyEoKo.png]

Your as sweet as candy
Your fine and dandy
Your the best little treat

Your as small as a pea
But is as cute as can be
Your the best little treat



Lodziarnia Floriana Fortescue była małym sklepikiem o wielkiej sławie, wciśniętym pomiędzy szykowne kamieniczki z niemalże przeszkloną ścianą frontową, co pozwalało zajrzeć do wnętrza. Białe ściany stanowiły doskonałe tło dla roślin podwieszonych pod sufitem, ale uwagę nade wszystko zasługiwała barwna wystawa wszelkich smaków magicznych lodów. W środku były tylko dwa stoliki, a dziś jeden z nich o dziwo był zarezerwowany, choć przecież pan Fortescue nie praktykował zajmowania miejsc. Tym razem klient jednak miał być szczególny. Tym razem miało być dwoje szczególnych klilentów.

Subtelna bańka przygłuszająca rozmowę otaczała osobę Anthony'ego Shafiqa. Nieco długie, lekko kręcone już włosy korespondowały z przyjemnie wyprofilowaną zarostem twarzą. Złote, bardzo cienkie oprawki okularów nosiły dwa szkła dostosowane do potrzeb czytelniczych właściciela, który przyszedł kwadrans wcześniej niż umówiona godzina, aby przejrzeć sobie prasę. Jego twarz wyrażała uprzejme zainteresowanie, lekkim skinieniem głowy podziękował za postawione przed nim podwójne espresso i wysoką szklankę chłodnej wody. W długie palce ujął uszko i upił łyk, nie krzywiąc się, mimo rozlewającej się po gardle goryczce. Widać, że smak mu był to doskonale znany.

Poza tym palone ziarna doskonale korespondowały ze słodyczą, która miała go zalać. Młodsza z sióstr jawiła mu się zawsze jako... młodsza, zupełnie jakby zatrzymała się na etapie tych 12-13 lat i była wciąż małym, uroczym aniołkiem. Bardzo starał się tego nie okazywać, ale o ile w Victorii widział dojrzałą kobietę, partnerkę do rozmów i biznesów, o tyle Daphne... wciąż nie mógł do końca uwierzyć, że teraz są... znajomymi z pracy.

I w końcu zabrzmiał magiczny dzwoneczek, kilka metalicznych tonów przywodzących na myśl łapacze duchów. Do lodziarni wszedł nowy ktoś, a woń drogich perfum dała znak Shafiqowi by podniósł kontrolnie wzrok znad szkieł, a moment później rozpromienił się w uśmiechu.

– Daphne, moja droga... Wyglądasz kwitnąco! – powitał ją wstając i składając gazetę, moment później pozbywając się zbędnej już dekoracji twarzy. Okulary ukrył w mankiecie szafirowej szaty noszącej insygnia Ministerstwa Magii, a konkretniej Departamentu Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów. Widać, że wyrwał się na to spotkanie prosto z pracy. A może zajrzał tu przed praca?

– Co zjesz, czego się napijesz? Czekałem z zamówieniem na Ciebie – przyznał łagodnie, jego aksamitny głos otulał i koił jak zawsze. Miał wiele serca do dzieci swoich kuzynów i kuzynek i było to widać w każdym jego ruchu i geście. Widać też było, że obsługująca za ladą czujnie spogląda w kierunku ważnych person zajmujących wciśnięty w narożnik stoliczek. – Co polecasz? Przyznam, że ostatnio byłem tu miesiąc temu i pistacja z czekoladą do mnie nie przemówiła. – Lody oczywiście były dobre. Były bardzo dobre. Ale jego wysublimowane podniebienie... po prostu miało zbyt wiele razy spożywać lepsze, chociaż nie w Londynie. Skoro jednak mieli się spotkać na Pokątnej... Liczył, że jeśli i tym razem spudłuje ze swoim wyborem to obecność młodszej Lestrangówny osłodzi mu ten czas. Jak dotąd - nigdy się na niej nie zawiódł.
Hajs, hajs suko
Nasiono rzucone w suchą glebę
Drobna kobietka, z twarzy może być mylona ze starszą nastolatką. Czarne włosy sięgające do łopatek, oczy równie ciemne. Lekko oliwkowa cera pozbawiona skaz. Często wbija wzrok w określony punkt lub podłogę. Daphne mierzy zawrotne 165 centymetrów. Z głosu sprawia wrażenie nieśmiałej i niezdecydowanej.

Daphne Lestrange
#2
01.02.2025, 01:19  ✶  

Jej radość z powrotu wujka była ogromna. Miała w głowie tysiące pytań, zrodzonych ze zmartwień i wątpliwości o przyszłość siostry. Kiedy tylko dała znać matce gdzie wychodzi, a przede wszystkim kogo ma spotkać, natychmiast otrzymała dokładny opis tego jak ma się ubrać. Szaty poważne, choć nie było to odzienie ministerialne, to dominował jasny brąz, a na ozdobę miała zieloną apaszkę. Czarne włosy zostały spięte z tyłu tak, by z przodu pozostały jedynie dwa niesforne kosmyki po obu stronach twarzy.

Pod kawiarnią zjawiła się 5 minut przed czasem, zatrzymując się na moment przed wejściem, żeby poprawić włosy, które podczas spaceru postanowiły się nieco zbuntować, ale nie na tyle, by skutecznie zepsuć fryzurę. Wchodząc do środka od razu dostrzegła krewnego, który był jej niezwykle bliski, można rzec że czasami zastępował ojca (zwłaszcza w kontekście załatwienia czegokolwiek). Od zawsze cieszyła się na wieść, że wujek Anthony ma się pojawić przy dowolnej okazji. Przy akompaniamencie dzwonka, ruszyła do stolika, nie kryjąc radości na twarzy.
- Dziękuję Wujku, również dobrze wyglądasz! - Przywitała się z nim serdecznie, ciesząc jak małe dziecko, którym czasami nadal się czuła. Zwłaszcza w świetle ostatnich wydarzeń.

Na słowa, że krewny nie zamawiał niczego, Daphne poczuła się zakłopotana.
- Ależ niepotrzebnie, jeśli mogę to poproszę o jabłecznik z lodami waniliowymi. - Nie miała tym razem ochoty na coś wyszukanego, a na wspomnienie o pistacji się lekko skrzywiła.
- Teraz do wszystkiego muszą dodawać te pistacje, a nie rozumiem dlaczego? Mojego serca ani podniebienia nie zaskarbiły, wolę klasyczne pozycje. - Natomiast co mogła dobrego polecić? Zamyśliła się na moment, szukając w głowie czegoś ciekawego, ale żeby było również smaczne. - Ostatnio pokazali mi bardzo dziwne ciasto, tylko jak się nazywało? Chyba Marlenka? - Bardzo dziwna nazwa, ale musiała przyznać, że jej smakowało. Słyszała, że ten przysmak potrzebuje czasu, by dojrzeć i osiągnąć szczyt smaku.
Poprawiła się na krześle, zakładając nogę na nogę. Czuła jak zaciska się z nerwów, jak brzuch nie wie czy powinien porzucić zbędny balast, a może uprawiać szaloną akrobatykę. Wszystko przez to o czym rozmawiała z matką dzisiejszego poranka. Twarz nie znosząca sprzeciwu, doskonale znała ten wyraz. Zacisnęła pięści, byleby zmusić siebie do powiedzenia tego, co ciążyło jej na sercu. Otwierała usta, to zamykała je nie umiejąc zebrać słów. Przecież to nie mogło być takie trudne, miała przed sobą człowieka, który naprawdę potrafił pomóc.
- Wujku, czy mogłabym mieć prośbę? - Jej twarzy była wyraźnie zlękniona i zmartwiona. - Czy mógłbyś delikatnie, ale to bardzo delikatnie porozmawiać z Matulą? - Ledwo wypowiedziała te słowa, czując jak głos jej drży ze strachu, jakby żuła rozżarzony węgiel, który zaraz spali ją od środka. Przecież matki Daphne tutaj nie było, na pewno nie było prawda? - Bo widzi Wujek... Bo... Mam mieć narzeczonego jeszcze w tym roku. - Wypaliła, a jej twarz natychmiast przybrała purpurowy odcień, a wzrok szukał jakiegoś miejsca gdzie mogłaby się schować. Czuła wstyd, okropny, wypalający na jej duszy nieopisany ból. - Stwierdziła, że jak sama nie umiem kogoś rozsądnego przyprowadzić i przedstawić to musi mi pomóc. To znaczy, że znajdzie mi kogoś i każe wyjść za niego. - Ledwo łapała powietrze, miała wrażenie że świat wokół niej zaczyna wirować. Zacisnęła pięści, aż kłykcie zrobiły się białe. - A ja nie chcę, boję się. - Przerażenie biło z jej oczu, nawet nie siliła się na udawanie, że to po niej spływa. Wizja spędzania z obcym facetem reszty życia wydawała się co najmniej straszna. Co jeśli byłby złym człowiekiem? Na dodatek w jej głowie odbijało się echo rozmowy z Rodolphusem. Nie chciała wierzyć w jego słowa, że miała szansę i prawo do miłości. Siebie widziała w roli pionka umiejętnie rozgrywanego przez matkę.
- Czy mógłby mi z tym Wujek jakkolwiek pomóc? - Spojrzała błagalnym tonem na krewnego, który nie raz ratował ją z opresji. Modliła się w duchu, by i tym razem nie było inaczej. Wszak Anthony był wpływowy nie tylko w Wielkiej Brytanii czy za granicą, ale także jako jeden z niewielu potrafił jakkolwiek przemówić do rozsądku matce Daphne.

the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#3
06.03.2025, 16:29  ✶  
Daphne zajęła miejsce, a jej napięcie przebijało przez śliczną twarz eugenicznego sukcesu cioteczek Parkinson. Wszystkie trzy siostry były urokliwe i spotkania z nimi zawsze przyjemne, zarówno przez wzgląd na jakoś rozmowy, ale też z oczywistych względów na walory estetyczne.

Zamówił dwa jabłeczniki z lodami waniliowymi, jak również wspomnianą Marlenkę by uszczknąć jej kawałek, w stylu iście degustatorskim, w żadnej mierze nie zamierzał jeść całego ciasta, chyba, że rzeczywiście wygrałoby z ponadczasową kompozycją ciepłych jabłek okraszonych słodką kruszonką i cynamonem, z orzeźwiającymi, intensywnie układającymi się na podniebieniu lodami waniliowymi, które właśnie tu w całym Londynie były najlepsze.

Zaraz potem jednak zatopił się w problemie przedstawionym przez młodą Daphne i westchnął ciężko nad tymi matrymonialnymi rozmyślaniami. Był daleki od rozmów z matulą sióstr, nie ze strachu przed nią, ale raczej w obawie, że mogłaby jego upatrzyć na najodpowiedniejszego kandydata, co byłoby trudne do wykręcenia się. Anthony życzył Daphne i sobie jak najlepiej i był pełni świadom, że dla młodej kobiety z potrzebami on byłby ostatnią osobą, która mogłaby je zaspokoić.

– Cóż, to i tak całkiem miło ze strony rodziców, że dają Ci przestrzeń na wybór – zauważył, choć gdy tylko te słowa padły, zdał sobie sprawę, że może są kiepskim pocieszeniem. Zaraz więc potem dodał, roztaczając nad nią klosz ciepłego komfortu - miłego głosu, łagodności gestów. Emocje były najgorszym doradcą w tektonice uczuć i wojnach małżeńskich.
– Możesz liczyć oczywiście, na moją pomoc i dyskrecję. – Zapewnił ją z miejsca, uśmiechając się troskliwie. Któż lepiej doradzi niż wuj? – W pierwszej kolejności, musisz mi powiedzieć, czy masz jakiegoś kawalera na oku, na którego mama już wcześniej się nie zgodziła. Śmierć brata z początku roku nieco wypchnęła mnie z rubryki towarzyskiej, widzieliśmy się stanowczo zbyt dawn – usprawiedliwił się gładko. – Twoim życzeniem jest, by wylądować możliwie korzystnie w małżeństwie? Czy wolisz, aby rodzice odstąpili jeszcze na kilka lat od nacisków względem Twojej osoby w tej materii? – spokojnie zbierał dane, które pozwoliłyby im umówić jakąś zgrabną strategię matrymonialną dla nieszczęsnej duszy.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 2 gości
Podsumowanie aktywności: Anthony Shafiq (842), Daphne Lestrange (666)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa