—07/09/1972—
Anglia, Londyn
Daphne Lestrange Malfoy & Anthony Shafiq
![[Obrazek: 5ZyEoKo.png]](https://secretsoflondon.pl/imgproxy.php?id=5ZyEoKo.png)
Your as sweet as candy
Your fine and dandy
Your the best little treat
Your as small as a pea
But is as cute as can be
Your the best little treat
![[Obrazek: 5ZyEoKo.png]](https://secretsoflondon.pl/imgproxy.php?id=5ZyEoKo.png)
Your as sweet as candy
Your fine and dandy
Your the best little treat
Your as small as a pea
But is as cute as can be
Your the best little treat
Subtelna bańka przygłuszająca rozmowę otaczała osobę Anthony'ego Shafiqa. Nieco długie, lekko kręcone już włosy korespondowały z przyjemnie wyprofilowaną zarostem twarzą. Złote, bardzo cienkie oprawki okularów nosiły dwa szkła dostosowane do potrzeb czytelniczych właściciela, który przyszedł kwadrans wcześniej niż umówiona godzina, aby przejrzeć sobie prasę. Jego twarz wyrażała uprzejme zainteresowanie, lekkim skinieniem głowy podziękował za postawione przed nim podwójne espresso i wysoką szklankę chłodnej wody. W długie palce ujął uszko i upił łyk, nie krzywiąc się, mimo rozlewającej się po gardle goryczce. Widać, że smak mu był to doskonale znany.
Poza tym palone ziarna doskonale korespondowały ze słodyczą, która miała go zalać. Młodsza z sióstr jawiła mu się zawsze jako... młodsza, zupełnie jakby zatrzymała się na etapie tych 12-13 lat i była wciąż małym, uroczym aniołkiem. Bardzo starał się tego nie okazywać, ale o ile w Victorii widział dojrzałą kobietę, partnerkę do rozmów i biznesów, o tyle Daphne... wciąż nie mógł do końca uwierzyć, że teraz są... znajomymi z pracy.
I w końcu zabrzmiał magiczny dzwoneczek, kilka metalicznych tonów przywodzących na myśl łapacze duchów. Do lodziarni wszedł nowy ktoś, a woń drogich perfum dała znak Shafiqowi by podniósł kontrolnie wzrok znad szkieł, a moment później rozpromienił się w uśmiechu.
– Daphne, moja droga... Wyglądasz kwitnąco! – powitał ją wstając i składając gazetę, moment później pozbywając się zbędnej już dekoracji twarzy. Okulary ukrył w mankiecie szafirowej szaty noszącej insygnia Ministerstwa Magii, a konkretniej Departamentu Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów. Widać, że wyrwał się na to spotkanie prosto z pracy. A może zajrzał tu przed praca?
– Co zjesz, czego się napijesz? Czekałem z zamówieniem na Ciebie – przyznał łagodnie, jego aksamitny głos otulał i koił jak zawsze. Miał wiele serca do dzieci swoich kuzynów i kuzynek i było to widać w każdym jego ruchu i geście. Widać też było, że obsługująca za ladą czujnie spogląda w kierunku ważnych person zajmujących wciśnięty w narożnik stoliczek. – Co polecasz? Przyznam, że ostatnio byłem tu miesiąc temu i pistacja z czekoladą do mnie nie przemówiła. – Lody oczywiście były dobre. Były bardzo dobre. Ale jego wysublimowane podniebienie... po prostu miało zbyt wiele razy spożywać lepsze, chociaż nie w Londynie. Skoro jednak mieli się spotkać na Pokątnej... Liczył, że jeśli i tym razem spudłuje ze swoim wyborem to obecność młodszej Lestrangówny osłodzi mu ten czas. Jak dotąd - nigdy się na niej nie zawiódł.