Wianek z frezji, hiacyntów i pelargonii - Perseus & William & Nora & Cameron & Mackenzie & Martin
Perseus, William, Nora, Cameron, Mackenzie
Grimes milczał. Odwrócił głowę, by nie spojrzeć, choćby przypadkiem w oczy Perseusowi lub Williamowi. Jego ramiona opadły mocno. Zacisnął usta w cienką linię i przez krótką chwilę wydawało się, że przy całej swojej mizerności połączonej jednocześnie z jakąś fatalną ociężałością w ruchach, rzuci się do ucieczki. Nie. Nie ze strachu przed unicestwieniem z rąk Lestrange’a. O unicestwieniu marzył od dawna. Owszem, bał się, ale jego strach był prozaiczny i jednoznacznie wiązał się z zamkniętymi drzwiami, które właśnie odkrył Black.
- M-miałem nadzieję, że będzie i-inaczej – wydusił z siebie cicho, tonem zmęczonej przez tortury ofiary. – Ż-że to nie z-zadziała w t-ten sposób.
Że pułapka będzie pułapką tylko dla niego, że nie uwięzi w środku dwójki mężczyzn, którzy zdecydowali się mu pomóc. Albo odwrotnie, że zanim odkryją pułapkę, on już dawno przestanie istnieć. Nie będzie musiał mierzyć się z ich gniewem, z ich strachem i rozgoryczeniem, że nie stanie znowu przed obliczem własnej żony, której nie udało mu się porzucić za życia.
Ale ostatecznie nie rzucił się do ucieczki w głąb chaty, do jednego z pokoi, w którym i tak mogliby go złapać, gdyby tylko zechciało im się rzucić za nim w pogoń. Grimes stał przy swojej ścianie nieruchomo, może czekając z nadzieją na wieczną śmierć a może na awanturę, na którą pewnie – przynajmniej połowicznie - zasłużył. Perseus pierwszy usłyszał dźwięk furtki.
Ta skrzypnęła cicho, gdy Cameron z Norą wchodzili na podwórze. W mroku nocy nie mogli dostrzec wszystkich szczegółów, ale i bez nich łatwo było poznać, że wchodzili na teren zamieszkany przez żywą osobę. Minęli wypielęgnowane rabatki, szli przez niezbyt wysoką trawę a potem po kamiennej ścieżce prowadzącej do kamiennego domku. Patrząc w okna widzieli, że w środku musiało być jasno. Dużo przyjemniej niż na dworze, w ciemnej, nienaturalnej ciszy, która ich otaczała od momentu, w którym się ocknęli w Kniei Godryka.
Wystarczyło jednak by, jedno z nich nacisnęło na klamkę a drzwi uchyliły się lekko. I wtedy wydarzyła się magia. Nora z Cameronem poczuli się niemal tak, jakby jakaś siła zmusiła ich do przekroczenia progu. Dostrzegli stojącego przy ścianie naprzeciwko wymizerniałego ghula oraz dwójkę mężczyzn: Williama Lestrange’a oraz magipsychiatrę Perseusa Blacka. Gdy tylko przekroczyli próg, drzwi zamknęły się za nimi.
Kilka minut później los Nory i Camerona podzieliła Mackenzie. I w jej przypadku furtka skrzypnęła, gdy wchodziła na podwórze. Tak jak jej poprzednicy dostrzegła, że mimo ciemności, miejsce to wydawało się całkiem zadbane. I ona zauważyła kamienny domek, widniejące w środku światło, usłyszała nawet głosy dochodzące ze środka (zbyt jednak ciche, by dało się rozróżnić o czym rozmawiali ci, którzy byli w środku). Nie musiała naciskać na klamkę. Wystarczyło by zapukała a drzwi same się uchyliły a potem nieznana siła wciągnęła ją do wnętrza.
Martin, najprawdopodobniej, dołączy do was w kolejnej turze. Nie pojawi się sam.