Kontynuacja wątku.
Było dość jasne, że skoro znaleźli taki trup, łatwo nie odpuszczą. A na pewno nie planowały zrobić tego panny Longbottom, Dellian zaś po prostu został w to wplątany.
Po stworzeniu kopii listu Danielle aportowała się do biblioteki Maeve, by spróbować znaleźć sposób na jego przetłumaczenie. Brenna i Ollivander z kolei wrócili do punktu Fiuu, by przenieść się najpierw do Dziurawego Kotła, a później stamtąd udać się spacerem na mugolską część Londynu. Brenna na szczęście już do lasu zrezygnowała z munduru, mogła więc wędrować przez londyńskie uliczki bez wzbudzania większej sensacji, odziana w zwykły płaszcz, od biedy mogący uchodzić za mugolskie ubranie.
Gadała też do Delliana dużo mniej niż zwykle. Już wcześniej przejmowała się zaklętą dziewczyną, ale teraz, kiedy widziała jej ucieczkę, przedziwne zachowanie, poznała imię i odkryła, jak długo ta stoi w lesie... Przejmowała się podwójnie. Wciąż myślała o tym, jak ta uparcie próbowała umykać i walczyć, by przypadkiem któreś z nich się do niej nie zbliżyło. Czy sądziła, że w jakiś sposób „zarazi” ich klątwą? Albo wierzyła, że wciąż jest ścigana przez człowieka, który jej to zrobił? Brennę ogarnął ponury nastrój, wywołany świadomością, że prawdopodobnie i tak nie zdołają dziewczyny odczarować. Mimo to chciała spróbować. Jeżeli nie znajdą sposobu na cofnięcie klątwy to – być może – przynajmniej dowiedzą się, co ją spotkało. Musieli ustalić, ile tylko się uda, a potem podrzucić te dowody do Biura Aurorów.
Nawet jeżeli z dużym prawdopodobieństwem winny nie żył już od wielu lat. Brenna niosła w końcu w kieszeni list datowany na pół wieku wcześniej. Dość, aby czarnoksiężnik, który ją przeklął, mógł umrzeć. Dość też, aby to samo spotkała Bowmana. A jednak… czarodzieje żyli często dość długo, więc Brenna trzymała się nadziei, że może coś znajdą.
- W porządku, to chyba będzie tutaj… - mruknęła do swojego towarzysza, zatrzymując się przed jednym z budynków i zerkając na numer. – Wolisz poczekać tutaj, czy podchodzisz ze mną do drzwi? – spytała Longbottom Delliana, a potem skierowała się do wejścia i zapukała. Przeszło jej przez głowę, że pewnie najpierw powinna sprawdzić w rejestrach, czy mieszkają tu wciąż czarodzieje, ale nie chciała tracić czasu na powrót do Ministerstwa.