• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Wyspy Brytyjskie v
« Wstecz 1 … 6 7 8 9 10 Dalej »
[lato 1972] Na dnie morza groza śni

[lato 1972] Na dnie morza groza śni
Widmo
Norvel Twonk to czarodziej nieznanego statusu krwi, który poświęcił własne życie, aby ocalić mugolskie dziecko przed mantykorą. Za ten czyn odznaczono go pośmiertnie Orderem Merlina I Klasy.

Norvel Twonk
#1
15.08.2023, 20:49  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 12.06.2024, 15:01 przez Mirabella Plunkett.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Erik Longbottom - osiągnięcie Badacz Tajemnic II
21 czerwca 1972 roku morze wydawało się spokojne. Leniwe fale uderzały o brzeg, lizały kamienistą plażę, ale były zbyt słabe, by pociągnąć ze sobą do wody cokolwiek poza pustą, szklaną butelką, którą musiał wyrzucić jakiś przypadkowy plażowicz parę dni wcześniej. Zaledwie kilka od pomostu krążyły mewy. Skrzeczały lecąc wzdłuż linii wody i wypatrywały ryb, by na nie zapolować. Było ciepło, ale jeszcze nie gorąco a uderzający w policzki wiatr wydawał się zupełnie nieszkodliwy.
Ale ten sielski widok, burzył majaczący się na horyzoncie tajemniczy statek. Z daleka był tylko pojedynczym punktem i gdyby nie to, że zmierzający ku niemu wiedzieli, że był ich celem, mogliby go pomylić ze zwykłym statkiem wycieczkowym, których w letnich miesiącach było pełno na morzu. Poruszał się tak powoli, że z oddali wydawało się, że stoi. Jakby czekał. Zbierał zbłąkanych podróżnych, pozostając na tyle daleko od brzegu by nie utknąć na mieliźnie i na tyle blisko, by – gdyby się ktoś naprawdę postarał – mógł spróbować dopłynąć do niego wpław (co może nawet, dla wprawnego pływaka zakończyłoby się powodzeniem, ale dla wszystkich mniej wprawionych oznaczało śmierć).
*
Dopiero zbliżając się ku statkowi, zauważało się jak subtelnie zmieniało się wszystko w jego okolicy. Najpierw wróciły problemy z magią. Działała i nie działała jednocześnie. Bez problemu dało się wyczarować lumos lub niewielką fontannę wody, ale już ciśnięcie incendio w burtę pozostawało niemożliwe. Potem zniknęły leniwe fale uderzające o łódź i wiatr, który wspomagał w dopłynięciu do celu. Pojawiła się mgła a wznoszące się na niebie słońce schowało się za chmurami.
Statek wyglądał tak, jakby dopiero co jakaś niewidzialna siła wyłowiła go z dna oceanu. Oblepiony glonami, z zardzewiałą kotwicą, złamaną reją, z nadgniłym masztem i zwisającymi z niego morskimi trawami, sprawiał wrażenie kompletnie opuszczonego. A jednak, nawet jeśli jakaś magia wyciągnęła go z dna, wciąż był cały. Na wpół opuszczono brudne żagle, na burcie widniał na wpół starty napis: „Perła morza”. Dawniej litery musiały być dobrze widoczne, zdobnie wytłoczone w drewnie, teraz jak i resztę, pokrywał je szlam, muł i glony.
Ale najbardziej niepokojące były na jego tle malutkie, całkiem nowe łódki i łodzie, zacumowane u stóp statku, jak resztki żywego śladu na to, że naprawdę byli tacy, którzy poczuli zew morza i postanowili wejść na jego pokład. Z burty zwisały nawet liny, i drabinka, które wskazywały na to jak ludzie ci dostali się na statek.
Wy nie musieliście z nich korzystać. Choć było to trochę ryzykowne, bo nie mieliście zielonego, czy pokład nie jest przegniły, mogliście spróbować aportacji.

Tura trwa do 19.08.2023 roku do godziny 21.00

***
Krótki wstęp informacyjny:
1. To bardzo krótka sesja wstępna, dzięki której wasze postacie dostają się na statek. Przewiduję, że będzie trwała: 1 turę i opisujecie jak płyniecie na łodzi do statku i wchodzicie na pokład. Następna tura to już będą dla was właściwe sesje.
2. Jeśli chcecie, możecie się w kilka osób zabrać jedną łodzią.
3. Jeśli komuś brakuje pary, nie ma żadnego problemu. Uznajcie sobie, że przy brzegu jest mężczyzna, czarodziej, który ma łódź i bardzo chce się dostać na statek. Weźmie was ze sobą. Ma na imię Stan.
4. Jeśli chcecie, by postać wzięła ze sobą coś, czego normalnie nie nosi ze sobą, zanaczcie to na końcu odpisu jako: ekwipunek.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#2
15.08.2023, 21:15  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 15.08.2023, 21:27 przez Brenna Longbottom.)  
Statek widmo.
W kolekcji dziwnych sytuacji, w które Brenna się dotąd wpakowała, było wiele rzeczy, ale nie znalazł się żaden statek widmo. Nie przygnała jej tutaj jednak ciekawość, a informacja o tym, że prawdopodobnie w stronę tajemniczego statku wyruszyła trójka dzieci. Zgłoszenie dotarło do Ministerstwa i było ze wszech miar niepokojące.
Wiele rzeczy było tu niepokojących.
- Mam złe przeczucia co do tego – westchnęła do Victorii, a potem przesunęła wzrokiem po reszcie osób zgromadzonych w łódce. Całkiem sporo aurorów i Brygadzistów, bo zasadniczo kiedy wysyłasz kogoś szukać zaginionych dzieci, na być może nawiedzonym statku, to zwykle nie wybierasz jednej albo dwóch osób. Z jednej strony dobrze, z drugiej bardzo niedobrze, ponieważ teraz Brenna niepokoiła się też o Danielle, która jako uzdrowicielka również zapragnęła pójść z nimi. Z jakichś tajemniczych powodów, dodatkowo, żołądek skręcał się jej coraz bardziej, a przedziwne uczucie podpowiadało, że szczególnie powinna niepokoić się o Atreusa Bulstrode, bo grozi mu straszliwe niebezpieczeństwo. Normalnie pewnie by się nie przejmowała, wszak był aurorem, do licha, był dobry w walce, nie było powody, aby bać się o niego jakoś szczególnie, w tej chwili jednak rozsądek niezbyt jej słuchał.
Ale starała się absolutnie nie dać tego po sobie poznać. Danielle byłaby obrażona. Poza tym przestraszyłaby Laurenta. To, że chłopak chciał koniecznie dostać się na ten statek, nie było zaskakujące: krew selkie i wezwanie morza robiły swoje. Nie zabraniała mu wpakowania się do ich łódki, bo pewnie inaczej popłynąłby wpław. Z dwojga złego lepiej, aby dostał się tam w towarzystwie.
Ale tak, o niego tez się niepokoiła.
- Erik, skarbie, wspominałeś chyba coś o rejsach statkami. Że o tym marzysz, czy coś, proszę, masz jedyny w swoim rodzaju rejs podejrzanym jachtem widmo – dorzuciła, tym razem zwracając się do brata, a jej spojrzenie powędrowało ku łódkom, wyłaniającym się z mgły. Nie byli tu pierwsi. Cywile, cholera, na tę łódź trafili cywile. Ton miała pozornie lekki, ale spojrzenie czujne, a dłoń wślizgnęła się pod ubranie, by upewnić się, że ma tam długi sztylet oraz eliksir od Nory. Problemy z magią bywały ostatnio kłopotliwe, więc umiejętność szermierki po raz pierwszy mogła przydać się nie tylko do sparingu z Geraldine, która zresztą też pojawiła się na brzegu.
Pytanie czy to, co znajduje się na tym statku, w ogóle będzie można potraktować ostrzem, kastetem albo choćby magią. Zimny dreszcz przebiegł jej po kręgosłupie, gdy zobaczyła, w jakim stanie jest burta. Zerknęła na Laurenta.
– Pewnie nie zdołam cię namówić, żebyś wrócił, co? – spytała, uśmiechając się do niego, a potem wyciągnęła rękę, by na moment spleść ich palce. – Bądź ostrożny, proszę.
A potem puściła jego dłoń i się podniosła.
– Jeżeli będzie bezpiecznie, krzyknę z pokładu – oświadczyła lekko.
I nie pytając nikogo o zdanie, zanim ktoś postanowił ją powstrzymać, aportowała się… bo tak, to było ryzykowne, ale wolała zrobić to sama, zanim ktoś postanowi spróbować pierwszy, a ktoś na pewno by to zrobił, zanim zdążyłaby wejść po linie. Chyba że aportacja okazała się niemożliwa, bo w takim wypadku po prostu ruszyła do drabinki.

Ekwipunek: sztylet, kastet, świece, eliksir od Nory, manierka.
/Jak coś, nie zakładam, że kogoś nie ma w łódce, po prostu nie chciałam gadać do wszystkich, zwłaszcza, jak nie jestem pewna, czy tu są Serduszko/


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Kapryśny Dziedzic
"Have some fire. Be unstoppable. Be a force of nature. Be better than anyone here and don't give a damn about what anyone thinks."
Anthony jest wysokim i dobrze zbudowanym facetem, schludnym i przeważnie elegancko ubranym, zważywszy na swoją pozycję.. Ma burzę brązowych, niesfornych włosów - delikatnie kręconych i duże oczy. Gdy się uśmiecha, czasem pojawiają mu się dołeczki w polikach i ma ten charakterystyczny, zadziorny wyraz twarzy. Lubi nosić zegarki, na palcu ma sygnet rodowy. Jeśli nie korzysta z teleportacji, spotkać go można na motorze.

Anthony Ian Borgin
#3
15.08.2023, 21:40  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 15.08.2023, 22:55 przez Anthony Ian Borgin.)  
Skoro Stasiek i Atreus zdecydowali się wybrać na statek widmo, Tosiek wiercił im dziurę w brzuchu tak długo, aż go ze sobą wzięli. Komornik zupełnie nie wiedział, czego się tam spodziewać, ale liczył na dreszczyk emocji, adrenalinę i atrakcje w doskonałym towarzystwie. Nawet jakby płynęły z nimi jakieś szlamy, mając dwóch z trzech swoich ulubionych kawalerów ze sobą, nie mogło być tak źle. Ubrany skromnie, ale z klasą, miał ze sobą torbę i siedział pomiędzy swoim przyjacielem a bratem, trzymając dłonie oparte na kolanach. Z zainteresowaniem rozglądał się na boki, walcząc z chęcią zapalenia papierosa, jak zwykle zresztą. Jego oczy wędrowały również w stronę Brenny, która dalej była tak samo śliczna, jak w szkole. Siedziała przy Lestrange, trzymając za rękę jakiegoś chłopca, co nie uszło jego uwadze, wzbudzając odrobinę niezadowolenia. Zawsze miał do Brenny dziwną słabość, nieuzasadnioną kompletnie i niezbyt na miejscu, ale Tony zdawał się nawet z tym nie walczyć.
- Negatywne myślenie ściąga złe rzeczy Brenna, tak mówią. - odparł mimowolnie na jej słowa, posyłając jej pokrzepiający, niesforny uśmiech. Chciał powiedzieć coś innego, ale zapach wody kolońskiej Stanleya skutecznie sprowadzał go na ziemie, lub raczej na drewniane siedzisko. Tosiek nie był człowiekiem strachliwym, bo nie miał nic do stracenia. Mgła wydawała się tajemnicza, przybycie tu cywili głupie, ale co mógł z tym zrobić? Nic. Stuknął palcami w zapalniczkę, którą trzymał. - Kurwa, czy ja mogę już zapalić? - zapytał szeptem Atreusa, nachylając się nieco w jego kierunku i zaczepnie szturchając go ramieniem, sugerując tym samym, że się z nim podzieli, jeśli miałby ochotę. Nie byli złączeni krwią, ale znali się tyle lat i dzielili dormitorium w Hogwarcie, że traktował go, jak rodzinę. Brakowało tylko Louvaina, ale on ostatnio zaszył się pod ziemią. A szkoda, mogliby we czwórkę zwiedzać ten statek. Nic jednak straconego, bo przecież mieli Ger, a ona też - miała większe jaja, niż niejeden chłop. Prawda była taka, że Tosiek swoją kuzynkę szczerze uwielbiał. Zlustrował dziewczynę wzrokiem, przysłuchując się chwilę jej rozmowie.
- Ger tylko nie przesadzaj, bo onieśmielisz ich wszystkich. - rzucił zadziornie w jej stronę, zdając sobie sprawę z jej umiejętności. Rozejrzał się na boki, czy zmieściłaby się pomiędzy niego, a Staśka, bo jednak wolałby mieć ją blisko siebie - żeby ewentualnie bawić się w rycerza, ale głupia ławeczka była zbyt wąska. Na szczęście siedziała blisko. Nachylił się więc w jej stronę, odszukując jej spojrzenie.
- Pewnie przeklęty. Może przez artefakty. Jak sądzisz? - mruknął pod, przyglądając się wyłaniającemu kształtowi z zainteresowaniem - za jej plecami akurat! Były tam skarby? Porwani ludzie? Mordercy? Wyglądał biednie, porośnięty wodorostami i cuchnący, ale nazwa była pokrzepiająca. Wszak perła kojarzyła mu się tylko z jedną osobą, na której widok przed oczami, nieco się uśmiechnął. Lubiła takie atrakcje, byłaby zachwycona. Uniósł dłoń, niedbale mierzwiąc sobie włosy, nieco zniecierpliwiony i znudzony. Większość obecnych w łódce znał z widzenia lub z Ministerstwa, nawet jeśli działali w różnych departamentach.
- Brenna jest doprawdy fascynującą z tą swoją niezależnością, skubana. Całą zabawę chce zgarnąć dla siebie. - roześmiał się cicho, przenosząc na nią wzrok, gdy najpierw oznajmiła, co zamierza, a potem nie czekając na pozwolenia, zniknęła z łódeczki, pozostawiając za sobą pstryknięcie. Miała więcej odwagi niż niejeden facet. - Stasiek, Atr, Ger nie możemy zostawić wszystkiego Pannie Longbottom.
Zdecydował ostatecznie, wskazując palcem na drabinki. Byli dość blisko, aby na nie przeskoczyć i się wspiąć. Poprawił niewielką torbę, którą miał ze sobą — bardziej sportową niż elegancką, ale teczka wydawała mu się tu nie na miejscu, podobnie jak drogie lakierki lub garnitur. Chwycił dłońmi za plecione drabinki, sprawdzając ich stan, a jeśli wszystko było z nimi dobrze, razem ze swoimi towarzyszami, kolejno wspięli się na pokład. Był pełen energii i poekscytowany, niecodziennie miało się styczność z nawiedzonym okrętem. Całe szczęście, że umiał pływać i nurkować.

Ekwipunek poza standardowym - fiolka eliksiru wiggenowego, piersiówka z whisky, kilka przekąsek w torbie, świece, kompas, pergamin z piórem i kałamarzem.
Szelma
Yes, it's dangerous.
That's why it's fun.
Od czego warto zacząć? Ród Yaxley ma w swoich genach olbrzymią krew. Przez to właśnie Geraldine jest dosyć wysoka jak na kobietę, mierzy bowiem 188 cm wzrostu. Dba o swoją sylwetkę, jest wysportowana głównie przez to, że trenuje szermierkę, lata na miotle, biega po lasach. Przez niemalże całe plecy ciągnie się jej blizna - pamiątka po próbie złapania kelpie. Rysy twarzy dość ostre. Oczy błękitne, usta różane, diastema to jej znak rozpoznawczy. Buzię ma obsypaną piegami. Włosy w kolorze ciemnego blondu, gdy muska je słońce pojawiają się na nich jasne pasma, sięgają jej za ramiona, najczęściej zaplecione w warkocz, niedbale związane - nie lubi gdy wpadają jej do oczu. Na lewym nadgarstku nosi bransoletkę z zębów błotoryja, która wygląda jakby lewitowały. Porusza się szybko, pewnie. Głos ma zachrypnięty, co jest pewnie zasługą papierosa, którego ciągle ma w ustach. Pachnie papierosami, ziemią i wiatrem, a jak wychodzi z lasu do ludzi to agrestem i bzem jak jej matka. Jest leworęczna.

Geraldine Yaxley
#4
15.08.2023, 22:01  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 15.08.2023, 23:11 przez Geraldine Yaxley.)  

Litha. Jeden z istotniejszych dni podczas koła roku czarodziejów. Panny Yaxley miało jednak dzisiaj zabraknąć na sabacie. Właściwie czy on się odbył? Nie interesowała się tematem od momentu dosyć dramatycznego Beltane. Zresztą, miała inne plany na ten wieczór. Po co szukać po raz dwudziesty kwiatu paproci? No, może trochę mniej razy to robiła, ale faktycznie liczba robiła się coraz wieksza.

Bardzo dobrze znała legendę o statku, który pojawiał się raz w roku. Podobno. Nie byłaby sobą, gdyby wreszcie nie postanowiła zainteresować się tematem nieco bardziej dokładnie. Była ciekawa, co może zastać na pokładzie. Może jakieś ciekawe magiczne stwory, które będzie mogła opchnąć czarodziejom, którzy tego potrzebowali. Starała się uzupełniać ich spiżarki o te najrzadsze komponenty. Do tego ponoć, ponoć na statku było dużo złota. Nie, żeby nie była bogata, ale nigdy nie jest się wystarczająco bogatym. Szczególnie, że to złoto ta bezpańsko sobie leżało. Dobrze by było, aby ktoś się nim zaopiekował.

Pojawiła się w okolicy dosyć wcześnie. Zdążyła przycupnąć na brzegu i poobserwować spokojny ocean nim właściciel łódki zaprosił ją na pokład. Wypaliła przy tym z pół paczki papierosów. Czekali na kolejne osoby, które miały zostać przetransportowane tym środkiem transportu dalej.

Gerry gawędziła dłuższą chwilę z mężczyzną i nie zauważyła, że łajba zaczęła się wypełniać kolejnymi osobami, które miały zamiar dotrzeć na statek. Była zbytnio zaabsorbowana rozmową. Wreszcie wyruszyli, dopiero wtedy odwróciła się, żeby zobaczyć, kto również się tutaj znalazł. Ku swojemu zaskoczeniu zobaczyła wiele znajomych twarzy, starała się z każdym przywitać. Ciekawa była, co ich sprowadzało w to miejsce. Nie zadawała jednak pytań. Obserwowała towarzystwo, które wydawało się mieć wyśmienity humor.

Poprawiła kapelusz, który znalazł się na jej głowie. Wyglądała w nim niczym prawdziwa piratka, sama nie wiedziała skąd go właściwie miała. W długim płaszczu zaczynało się jej robić gorąco, jednak wiedziała, że to tylko pozorne i gdy wypłyną dalej będzie zadowolona, że wzięła go że sobą, tak samo jak ciężkie buty ze smoczej skóry. - Coś Ty Tony, ja i przesada? Nigdy. - Odparła posyłając kuzynowi promienny uśmiech. Dobrze było widzieć, że humor mu dopisuje.

Wzrok Geraldine skierował się na Traversa. Na pewno poczuł to spojrzenie na swojej osobie. Jej umiejętność dała o sobie znać. Najwyraźniej poza Erikiem mieli mieć na statku jeszcze jednego wilkołaka. Spojrzała na niebo, żeby się upewnić, że wcale nie ma pełni.

Opuszczony statek zrobił na niej ogromne wrażenie. Ciche westchnięcie na pewno nie umknęło tym, którzy siedzieli obok. - Duży jest, co nie? - Powiedziała do Erika jakby chciała sprawdzić, czy się z nią zgadza. Wpatrywała się w okręt dłuższą chwilę, po czym aportowała się bez słowa. Z nikim się nie umawiała na zwiedzanie statku, czas ją naglił nie chciała, żeby przypadkiem ktoś znalazł coś lepszego od niej.



wiadomość pozafabularna
Ekwipunek: kapelusz, buty i plaszcz ze smoczej skóry, srebrny sztylet przypięty do pasa, deluminator, dwie paczki papierosów, srebrna, mugolska zapalniczka Zippo, scyzoryk
viscount of empathy
show me the most damaged
parts of your soul,
and I will show you
how it still shines like gold
wiecznie zamyślony wyraz twarzy; złote obwódki wokół źrenic; zielone oczy; ciemnobrązowe włosy; gęste brwi; parodniowy zarost; słuszny wzrost 192 cm; wyraźnie zarysowana muskulatura; blizna na lewym boku po oparzeniu; dźwięczny głos; dobra dykcja; praworęczny

Erik Longbottom
#5
15.08.2023, 23:41  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 15.08.2023, 23:46 przez Erik Longbottom.)  

Wezwanie do sprawy widmowego statku sunącego przez falę na granicach angielskiego wybrzeża zdecydowanie nie wpisywało się w przewidywania Erika względem przydziałów służbowych na okres letni. Kto by pomyślał,że ze wszystkich możliwych incydentów po Beltane przyjdzie im w udziale zbadanie zniknięcia kilku chłopców i tej przedziwnej łódki?

O ile można to w ogóle nazwać łodzią, pomyślał z przekąsem, podziwiając z daleka skalę statku. Przewrócił wymownie oczami, gdy dotarły do niego słowa młodszej siostry. Owszem, miał względem jachtów dosyć poważne plany, jednak nawet przez myśl mu nie przeszło, aby rozważyć zakup wycieczkowca w tym stylu. Różnice między tymi dwoma typami statków były wręcz powalające!

— Miałem na oku coś mniej rzucającego się w oczy — przyznał bez zająknięcia. Uśmiechnął się krzywo: — Poza tym, gdzie leżaki i drinki z palemkami, Bren? Bez tego, to żaden wakacyjny rejs.

Jego ręka powędrowała do pasa, przy którym miał zawieszoną pochwę z szpadą. Ostatnie wydarzenia uzmysłowiły mu, że machanie różdżką – a już zwłaszcza w emocjach – nie zawsze jest najlepszym rozwiązaniem. Skrzywił się na samo wspomnienie walki z siłami Czarnego Pana w Dolinie Godryka. Kto wie, może gdyby wtedy miał przy sobie broń to starcie potoczyło się nieco inaczej? Może nie zmarnowaliby tyle czasu, próbując pokonać jednego Śmierciożercę?

— Wyobraź sobie, jak wielką atrakcją jest na rodzinnych balach, gdy jej wolność jest nieco bardziej... ograniczona — mruknął do Anthony'ego, gdy młodsza Longbottom rozpłynęła się w powietrzu. — Widok wart każdych pieniędzy, mówię całkowicie serio.

Westchnął ciężko. Najwyraźniej wydarzenia z Beltane w najmniejszym stopnie nie stępiły samobójczych skłonności jego ukochanej siostry. A pomyśleć, że niedawno sam ją musiał wyciągać z jeziora, gdy jakieś straszydło w wodzie próbowało ją utopić. Ona nigdy się nie nauczy, stwierdził ze zgrozą w myślach.

— Jest. I wygląda, jakby ktoś go już kilka razy zatopił — odrzekł do Geraldine. Omiótł uważnym spojrzeniem jej strój. — Ty masz ubiór na każdą okazję? Na safarii w Afryce też?

On sam zdecydował się na służbowy szary mundur brygadzisty, wychodząc z założenia, że w przeciwieństwie do paru innych śmiałków, którzy towarzyszyli im w podróży, był tutaj w celach służbowych. Erik postanowił poczekać, aż reszta zbieraniny znajdzie się na górze i aportował się na pokład jako ostatni. Chciał mieć pewność, że inne osoby z grupą teleportują się bezpiecznie.


Ekwipunek: szpada; eliksir odporności na ogień (niewykorzystany z Beltane); mundur brygadzisty; paczka papierosów; srebrna zapalniczka


the he-wolf of godric's hollow
❝On some nights, the moon thinks about ramming into Earth,
slamming into civilization like some kind of intergalactic wrecking ball.
On other nights, it's pretty content just to make werewolves.
❞
Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#6
16.08.2023, 09:01  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 16.08.2023, 12:48 przez Laurent Prewett.)  

Ten zew był nieznośny. Pojawiał się co jakiś czas i to zawsze bolało tak samo. Laurent musiał skupiać się całą wolą, żeby nie dać się zupełnie oczarować morzu, który zawsze ciągnął go do siebie. Żeby nie rzucić wszystkiego i nie wskoczyć w głębiny, by tam pozostać przez resztę dni, dopóki czar trwał. Czar? Nikt nie czarował. Nikt nie miotał zaklęciami uroku w jego stronę. Nie był pewien, czego to w zasadzie dotyczyło. Nie chciał się przekonywać. Brzmiało niebezpiecznie, gdy nieznajoma siła próbowała uwieść cię w takim sam sposób, w jaki wabił do siebie syreni głos. Miał zobowiązania, miał zajęcia, miał ludzi, którzy potrzebowali jego obecności na miejscu. Mógłby spisać całą masę rzeczy przemawiających za tym, żeby po prostu ignorować to nieznośne wołanie, opierać się mu. Mógł nie mieć siły fizycznej - ale rozum miał.

Albo i nie miał rozumu za grosz, skoro w końcu nie wytrzymał i poddał się zewowi.

Co on tutaj w ogóle robił - nie wiedział. Spoglądał oczarowany i jednocześnie przestraszony na statek przed sobą. Jakby to było miejsce, które znasz, które rozpoznajesz mimo tego, że w zasadzie to nie widziałeś go nigdy wcześniej. Przynajmniej tak ci się wydawało. Odpowiedź na to pytanie miał. Znała je również Brenna. Znał je Atreus. I chociaż była gotowa i na wyciagnięcie ręki to i tak nie cichło. Co ja tu robię? Na Boga, co to za wariactwo cię tutaj przygnało?

Widok takiej grupy ludzi, aurorów i brygadzistów, wcale nie był pokrzepiający. Abraksan Laurenta, na którym zawsze podróżował, wielki ogier o śnieżnej sierści, prychał rozeźlony kawałek od brzegu i nie był ani trochę chętny do podchodzenia bliżej. Nie mieszał odwagi z głupotą. A podchodzenie do czegoś takiego Michael, jak to rumak miał na imię, uznawał już za głupotę. Blondyn tylko na moment obejrzał się na niego, nim jego wzrok znów padł na statek. Zimny dreszcz przebiegł mu po plecach podpowiadając, że może jednak warto zawrócić... ale nie. Brenna miała rację - jeśli nie łodzią popłynąłby tam własnymi siłami. Musiał. Dopiero słowa Brenny wyrwały go z tego czaru.

- Twoje próby mogą być bezcelowe. - Uśmiechnął się do Brenny ulotnie, zaciskając palce na jej wprawionej w walce dłoni. Dłoni, która zamiast kobiecą miała siłę, żeby powalić dorosłego chłopa. - Będę. - To akurat obiecać mógł, bo był ostatnią osobą, która by brawurowo rzucała się na niebezpieczeństwa.

Dopiero, kiedy Brenna zniknęła, co nie zdziwiło go ani trochę, spojrzał po pozostałych. Znajome mniej lub bardziej twarze, spora część przynajmniej z widzenia. I jakoś wcale nie dziwiło go, że wszyscy tutaj znali Brennę. Nie mieszał się do tego. Usiadł w zorganizowanej łodzi, którą Brenna mu zaproponowała wcześniej czekając, aż ta dopłynie do celu. Zawsze podziwiał osoby, które potrafiły zachować spokój ducha a nawet i poczucie humoru w obliczu zagrożenia. To pierwsze starał się zachować zawsze, z różnymi skutkami. To ostatnie - tak. O ile niebezpieczeństwo nie było całkowicie realne. A tutaj wydawało się aż zbyt realne i chłodem przenikało przez jego granatowy płaszcz. Dlatego też Laurent wszedł na statek w ciszy.


Eq: futerko mamusine (że selkie)


○ • ○
his voice could calm the oceans.
broom broom
Throw me to the wolves and
I'll return leading the pack

Mavelle Bones
#7
16.08.2023, 12:44  ✶  
Lato rozkwitało. Jeszcze pare lat temu (i to dobrych pare lat) Bones zapewne ganialaby po sadzie Longbottomow, zdzierajac sobie kolana. Ale szczeniackie lata minely, zamiast mlodzienczej beztroski, bylo mierzenie sie z prawdziwym zyciem. Zamiast zewu przygody - skupienie na obowiazkach. Bo nie, Bones nie plynelaby teraz w strone "Perly", gdyby nie nazbyt ciekawa mlodziez.
Bylo w tym cos symbolicznego - najkrotsa noc w roku, swieto zwyciestwa jasnosci nad ciemnoscia oraz czas poszukiwania kwiatu paproci. Oczywiscie nadal trwal dzien - kwiat zakwital przeciez noca - wiec o szukaniu go nie moglo byc mowy, zwlaszcza ze znajdowali sie na morzu, nie w lesnych ostepach. Tyle ze kwiat paproci to na dobra sprawe symbol - wiec na upartego mozna by uznac, ze kwiatem dla plynacych na poklad statku byly dzieci. Lub potencjalne skarby. Lub cokolwiek innego.
Bylo cieplo, cieplej niz przed ponad miesiacem, dla niej jednak zmiana aury nie robila zadnej roznicy - wciaz odczuwala niemilosierny chlod, zupelnie jakby caly czas swiat znajdowal sie w objeciach Pani Zimy. Siedziala obok Brenny, w zamysleniu wpatrujac sie przed siebie, jednym uchem lowiac prowadzone obok rozmowy. Wszechobecny zapach morza wypelnial jej nozdrza, mieszajac sie z woniami wspolpasazerow. Pozniej w koncu czuly nos wychwycil rowniez i specficzna won mgly - nie, zeby nie dalo sie jej zobaczyc golym okiem. W tym miejscu bylo cos, przez co wlos niemal doslownie jezyl sie na glowie. Ale Brenna... Och, oczywiscie nie mogla wybrac bezpieczniejszego rozwiazania. A Mav nieszczegolnie chciala jej pozwolic na ryzykowanie w pojedynke.
- Szlag - mruknela i praktycznie bez namyslu sie poderwala i teleportowala w slad za kuzynka.

//Eq: kastet, dlugi noz, manierka z woda, eliksir uzupelniajacy krew
Ogórkowy Baron
Świat nie ma sensu. Trzeba mu go nadać samemu
Stanley mierzy około metra dziewięćdziesięciu wzrostu i jest atletycznej budowy ciała. Jego krótko ścięte, zaczesane na bok ciemnobrązowe włosy okalają owalną twarz, która zrobią piwne oczy. Zawsze ma lekki, kilkudniowy zarost w postaci wąsa i brody. Na co dzień można go spotkać noszącego mundur brygadzisty. Jeżeli jednak uda się komuś go wyciągnąć na jakąś aktywność niedotyczącą pracy to przybędzie w długim, ciemnym płaszczu, a pod spodem będzie miał koszulę i najprawdopodobniej krawat. Wypowiada się w sposób spokojny dopóki nie zostanie wyprowadzony z równowagi.

Stanley Andrew Borgin
#8
16.08.2023, 14:15  ✶  

To, że Anthony był trochę jak wrzód to wiedział od dawna. Zdziwił się jednak, że ten chciał, wręcz domagał się wybrania na statek widmo wraz z nim, Brenną czy Atreusem. Bo o ile oni byli z Brygady Uderzeniowej czy Biura Aurorów, tak młodszy Borgin był tylko komornikiem co umiał liczyć... I skoro tak dobrze szło mu liczenie, powinien liczyć, że nic mu się tam nie stanie, ponieważ Stanley nie miał chęci świecić później oczami przed jego matką.

Wchodząc na łajbę, która miała ich dostarczyć do tego legendarnego statku widmo, skinął głową do wszystkich zebranych, lecz to skierowane do kuzynki było solidniejsze, czego mogła nie zauważyć, wszak mogło to być skierowane do każdego na tej łodzi. Bez słowa zajął miejsce obok swojego kuzyna i oczekiwał na rozpoczęcie całej wyprawy. Borgin ubrany był w mundur brygadzisty, który dużo bardziej pasował do akcji w terenie. No i przede wszystkim była dużo mniejsza szkoda ubrudzić robocze ciuchy, niż swój ukochany płaszcz.

- Jak już będziesz miał zamiar palić to poczęstuj mnie jednym. Później odwdzięczę się tym samym - rzekł do Tośka, widząc jak bawi się zapalniczką. Znali się nie od dziś i Stanley wiedział, że młodszego Borgina już raczek nieboraczek ciągnie za płuco aby tylko nawdychał się trochę nikotyny. Nie to, że sam nie miał na to ochoty, wręcz przeciwnie. Jeszcze jakby dołączył do nich Atreus w tym małym nałogu to byłoby idealnie.

Gdyby tylko potrafił czytać w myślach Anthony'ego to by się chyba załamał i stracił w niego wiarę całkowicie. Na całe szczęście tego nie potrafił, więc i opinia o nim pozostawała nienaruszona do pewnego stopnia. Taak, artefakty... Pokiwał głową na zgodę zanim przewrócił oczami. Nie ważne co było na statku, może i sam Merlin, należało to sprawdzić, ot służba nie drużba - obowiązki wzywały.

Kiedy Brenna zniknęła, a Ian popisał się swoim przebłyskiem inteligencji, wstał aby również się aportować na statek. Nie chciało mu się wspinać po jakichś linach czy innych tego typu rzeczach. Do testów sprawnościowych w Ministerstwie jeszcze było trochę czasu, więc po co miał się wysilać na marne? - Nie możemy? - zdziwił się, lustrując zajaranego kuzyna. Ten to chyba miał tę wyprawę za jakieś egzotyczne wakacje - Skoro tak mówisz to tak chyba musi być. Pozwolisz, że pójdę przodem. Jeszcze Ci się krzywda stanie dziedzic - rzucił pół żartem i poszedł w ślady Brenny, aportując się na statek.


Ekwipunek: paczka papierosów, metalowa zapalniczka, eliksir uspokajający, umundurowanie brygadzisty, nóż


"Riddikulus!"
- Danielle Longbottom na widok Stanleya Bo[r]gina

"Jestem dumna, że pomagałeś podczas zamachu."
- Stella Avery na wieści o udziale Stanley w walkach podczas Beltane 1972
Skin-clad wolf
Don’t shake me
Don’t make me bear my teeth
You really don’t wanna meet that guy
Sebastian to jest wysokim i postawnym mężczyzną. Mierzący 189 cm wzrostu waży 86 kilogramów. Ma krótko ścięte, ciemnobrązowe, przyprószone przy skroniach siwizną włosy (w odpowiednim świetle mogą wydawać się prawie czarne) oraz niebieskie oczy. Preferuje noszenie wygodny i najczęściej na wpół elegancki elegancki ubiór - dżinsowe spodnie, koszule i kamizelki, rzadziej zakłada trzyczęściowe garnitury i szaty wyjściowe. Sprawia wrażenie stosunkowo wyobcowanego, jednak nie jest niesympatycznym gburem - można się o tym przekonać rozmawiając z nim w cztery oczy.

Sebastian Travers
#9
16.08.2023, 15:52  ✶  

Powodem, dla którego wyruszył zbadać statek widmo, było zlecenie z pracy. Nie było to nic pewnego, jednak zawsze istniała szansa na to, że pośród wszystkich potencjalnych skarbów znajdzie się jakiś artefakt. Najlepiej jeszcze obarczony czekającą na złamanie potężną klątwą. Poza tym to stanowiło pewnego rodzaju przygodę, której będzie mógł doświadczyć na własnej skórze i o której opowie swoim najbliższym przy pierwszej możliwej okazji. Pogoda zdecydowanie dopisywała i gdyby nie praca, którą miał do wykonania, to chętnie zaległby na plaży i później trochę popływał. Podczas następnego wolnego może zabrać rodzinę nad morze, tylko z lepszymi widokami bez tajemniczych statków widmo majaczących na horyzoncie.

Przybył dostatecznie wcześnie, aby móc zająć jedno z miejsc w łodzi, na której pokład weszło całkiem sporo ludzi. Przyglądał się im z dyskretnym zainteresowaniem. Pośród nich dostrzegł przynajmniej dwóch Brygadzistów, patrząc po noszonych przez mężczyzn mundurach.

Po tym jak łódź ruszyła, coraz częściej spoglądał w stronę rosnącego w jego oczach statku widmo. Nie używając magii nie miał świadomości występowania powszechnych w ostatnim czasie związanych z nią problemów. Okręt wyglądał tak jak powinien wyglądać po bardzo długim pobycie na dnie morza. Konstrukcja nie sprawiała wrażenia stabilnej. Jeśli w takim stanie była reja i maszt, co wolał nie myśleć co będzie z pokładem. Wolałby uniknąć sytuacji, w której on zarwie się pod jego ciężarem, gdy tylko postawi na nim stopę.

— To będzie piękny rejs statkiem widmo. — Mruknął. Po dopłynięciu nie zdecydował się na teleportację, jak niektórzy. Sebastian postanowił pójść w ślady tamtych czarodziejów i pochwycił drabinki, po których wspiął się na pokład. Stanął na nim ostrożnie, rozglądając się wokół. Póki co nie wyglądał on na nie iście nawiedzony i jedynie straszył obrazem nędzy i rozpaczy.


Ekwipunek: fiolka eliksiru wiggenowego, rękawice ze smoczej skóry, sakwa ze skóry wsiąkiewki, magicznie zmodyfikowany scyzoryk, kanapki i butelka soku dyniowego od żony
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#10
16.08.2023, 20:17  ✶  

Byli ludzie, których uspokajało spoglądanie na kołyszącą się wodę, na fale rozbijające się o brzeg czy o klify. Nieraz widziało się ludzi tęsknie wpatrzonych w dal, aż po horyzont, gdzie woda mieszała się z niebem. Victoria nie była jedną z tych osób – zakochana w kwiatach i księgach, nie w wodzie i przygodzie, twardo stąpała po ziemi. Nie interesowały ją też żadne skarby, które pochłonęło morze, żadne historyjki, zwłaszcza te wymyślone, o statku widmo. Więc czemu tutaj była? W sprawach służbowych. Nie wiadomo, czy te dzieciaki, których rodzice przybyli do Ministerstwa, faktycznie tutaj przypłynęły – ale wszystko na to wskazywało, bo minęły dwa dni, a dzieciaków nie było. Poza tym – kto wie jakie czarnomagiczne sprawy miały tutaj miejsce, legenda o Perle Morza była znana. Victoria była specjalistą od magii defensywnej, czy jak to inaczej powiedzieć – od rozpraszania magii, więc jej doświadczenie mogło się tutaj przydać.

- Co może pójść nie tak – odpowiedziała Brennie dość… sarkastycznie. Nie dlatego, że się z nią nie zgadzała, a właśnie głównie dlatego, że podzielała jej zdanie. Co tym dzieciakom strzeliło do głowy… przecież to było zwyczajnie niebezpieczne. Na tym świecie działy się przecież takie dziwne rzeczy, a Victoria gdzieś od marca zaobserwowała zwiększoną ilość obecności duchów, czy innych poltergeistów, przynajmniej w swoim otoczeniu. I miała przeczucie, że teraz będzie się działo coś podobnego – bo mówimy wszak o statku, który pojawia się nieregularnie, ale jeśli już, to zawsze w tym samym czasie roku, a jeśli wierzyć legendzie, to jego pasażerów spotkał marny koniec.

Rozejrzała się. Wszędzie tylko morze… I ta dziwna mgła. Tylko tutaj. Gdyby nie to, że Victorii było ciągle naturalnie zimno, to pewnie by się zatrzęsła od tej atmosfery – ale już się przyzwyczaiła. Co jeszcze ją niepokoiło to data. W czasie ostatniego sabatu… wiadomo co się stało. A dzisiaj była Litha. Do wieczora było co prawda jeszcze trochę czasu, ale chodziło jej już teraz tylko o symbol. Zmierzyła spojrzeniem też Laurenta, który siedział koło Brenny. Pamiętała go ze szkoły i to, jak go pamiętała i co uważała, bardzo jej się gryzło z tym, jak niemalże protekcyjnie się wobec niego zachowywała teraz Longbottom. Reszta ludzi jaka się tutaj znalazła… Większość była z Ministerstwa, nieliczne osoby były spoza i Lestrange zastanawiała się w ciszy co tutaj do cholery robią. Na przykład obecność Geraldine jej nie dziwiła, znała jej możliwości, ale na ten przykład drugi z Borginów, Anthony?

Statek rzeczywiście był duży. Victoria nie zamierzała korzystać z drabinek, cholera jedna wie, czy w ogóle nadawały się do czegokolwiek. Wolała się aportować na pokład i zrobiła to gdzieś przy końcu, pozwalając, by Eric był ostatni.


Ekwipunek: mundur aurora, eliksir wiggenowy, fiolka antidotum
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Mavelle Bones (635), Brenna Longbottom (1079), Erik Longbottom (714), Geraldine Yaxley (844), Atreus Bulstrode (735), Victoria Lestrange (720), Danielle Longbottom (453), Avelina Paxton (771), Norvel Twonk (1800), Stanley Andrew Borgin (766), Sebastian Travers (476), Augustus Rookwood (680), Laurent Prewett (854), Anthony Ian Borgin (1113)


Strony (3): 1 2 3 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa